Witam
Otóż tak jak w tytule - nie radzę sobie z życiem, teraz to już w ogóle.
Możliwe, że zaczęło się to wszystko w podstawówce, gdzie wszyscy w klasie wraz z nauczycielami mnie gnębili. Nie było dnia bym nie marzyła o tym, by wrócić jak najszybciej do domu, do mojego bezpiecznego kącika. Nigdy nie miałam w sobie siły, by się postawić moim prześladowcom.
W domu zawsze było w porządku, ale nikt nie widział, że coś jest nie tak. Kazano mi się tylko cały czas uczyć, a moja jedyna pasja - rysowanie, została mi odebrana, gdyż "to mi się nie przyda w życiu".
W gimnazjum taki sam schemat - nękanie, w domu tylko nauka, nigdzie nie wychodziłam.
W liceum było trochę lepiej, bo nikt mnie nie prześladował, ale mimo wszystko nie byłam w stanie nawiązać z nikim wyższych relacji niż zwykłe koleżeństwo.
Studia, nie dostałam się na wymarzony kierunek, nie dostałam się nigdzie na cokolwiek. Według moim rodziców tak być nie mogło i udało mi się w ostatniej chwili wcisnąć na jakieś dzienne studia, gdzie kierunek był zwykłym zapychaczem.
Dalej moja pasja nie mogła być rozwijania, mimo iż już nie mieszkałam w domu, tylko w akademiku, to wciąż w głowie miałam ten strach, że jak będę rysować i ktoś mnie nakryje, to mi się dostanie.
Na magisterskie studia udało mi się przepisać na inny kierunek, ale dobiło mnie to, że wszyscy wszystko potrafili a ja jako jedyna nie.
W chwili obecnej jestem na ostatnim roku studiów, powinnam teraz na lato się bronić, ale...
Nie mam siły na to. Nawet nie zaczęłam jej pisać.
Chciałabym zacząć już pracę, ale od stycznia rozesłałam mnóstwo cv i ani jednej odpowiedzi.
Myślę, że problemem jest to, iż nie mam ani doświadczenia ani umiejętności.
Jeszcze dochodzą do tego kwestie związków i wyglądu, w sumie całej mojej osoby.
Najpierw tkwiłam ponad trzy lata w toksycznym związku, gdzie matka chłopaka nękała mnie psychicznie a on miał to gdzieś. Teraz jestem w związku z cudownym chłopakiem, ale czasami jak się on zdenerwuje, to zmienia się nie do poznania. Bardzo się wtedy boję cokolwiek zrobić, bo i tak zawsze tylko pogarszam sytuację.
Mój wygląd - jestem niska, mam dużą nadwagę, garbię się, mam małe oczy i garbaty nos. Wyglądam prawie jak dzwonnik z Notre Dame. Nie maluję się, bo to sprawia, że wyglądam jeszcze gorzej, a moje włosy nigdy nie chcą się ułożyć i wyglądają jakby były w ogóle niemyte.
Jak wygląda mój dzień - ledwo wstaję z łóżka, gdyż w ogóle nie widzę sensu w każdym kolejnym dniu. Próbuję chociaż trochę się ogarnąć, ale jak zawsze tylko pogarszam. Próbuję cokolwiek zrobić na uczelnię lub nauczyć się czegokolwiek, to kończy się na tym, że czytam jakieś głupoty a czas leci. Pod koniec dnia zawsze mam wyrzuty, że nic przydatnego nie zrobiłam. porównuję się z pięknymi dziewczynami, które widzę przez okno i jeszcze bardziej się załamuję. W nocy myślę tylko o tym by zasnąć i albo się nigdy nie obudzić albo obudzić się zupełnie inną osobą.
Codziennie jestem pytana przez rodziców o postęp pracy, bo muszę się obronić w pierwszym terminie, a ja mam ochotę jedynie schować się w łóżku i płakać.
Tym bardziej, że jak tylko zwrócę uwagę rodzicom, że coś jest nie tak ze mną, to słyszę w odpowiedzi, że mam nie wydziwiać i brać się do życia itp.
A ja chciałabym najchętniej zakończyć moją marną egzystencję, ale nawet tego nie potrafię.
Mina Tepes, strasznie Ci współczuję...
Wydaje mi się, że najważnieszym pierwszm krokiem, jaki byłoby dobrze, żebyś wykonała, to "wyłączenie" wewnętrznego schematu karzących i wymagających rodziców. Jak sama piszesz - ich fizyczny brak na codzień, nie przeklada się na Twoje codzienne funkcjonowanie bo cały czas masz ich "w głowie". Polecam terapię!
Ps. twoje doświadczenia są mi w pewien sposób bliskie, więc jakbyś miała ochotę popisać to zapraszam na priv:)
Dziękuję za odpowiedź.
Z chęcią popiszę, jeśli jest tylko taka możliwość .
fajny nick
Koleżanko mnostwo, to znaczy ile?30, 50 ?Są ludzie którym odebrano nie tylko możliwości, rozwijania hobby, ale również i tacy, którzy mieli posrane dzieciństwo.Teraz zastanów się w jaki sposób możesz rozwijać się i brnij w tym kierunku.Szlochy i lamenty, nic Ci nie dadzą.Uwierz mi są ludzie z potężnymi cierpieniami z dzieciństwa...
Zdaję sobie z tego sprawę, że inni mają o wiele gorzej ode mnie, ale i tak mimo wszystko nie daję rady. Tu nie chodzi tylko o pasję, ale o przyszłość. Za niedługo będę miała 25 lat, nie mam ani pracy ani doświadczenia, nigdzie nie chcą mnie przyjąć (zgaduję, że mój wygląd po prostu ich odrzuca oraz brak wszelkich umiejętności). Czuję się jak zakała społeczeństwa, nic w życiu nie osiągnęłam i z tego co w tej chwili widzę, to nawet nigdy nie osiągnę. Próbuję codziennie się zmienić, cokolwiek zrobić, ale kończy się to coraz większym załamaniem.
Proste rozwiązania są najlepsze. Po prostu zacznij robić "cokolwiek". Zacznij uprawiać sport - a to bardzo podniesie ci pewność siebie! Może pójdź na jakiś kurs, skoro uważasz, że masz niskie kwalifikacje. I przede wszystkim idź do jakiegoś psychologa, to nie wstyd tylko mądra decyzja w celu zmiany swojego życia.