Hej, mam nadzieję, że znajdę na tym forum ludzi, którzy pomogą mi jakoś obiektywnie ocenić sytuację.
Jestem z facetem lekko ponad pół roku, on ma 32 lata a ja 24. Na początku było tak, że niemal wszystkie weekendy spędzaliśmy razem. W tygodniu obydwoje pracujemy, poza tym mamy jeszcze inne obowiązki, wiadomo jak to wygląda. Nawet na samym początku rozmawialiśmy, jak to wszystko widzimy, on stwierdził, że weekendy się powinno spędzać zwykle z ukochaną osobą, no i patrzę na to podobnie.
On jest typem ekstrawertyka, bardzo lubi być wsród ludzi, jest wygadany itp, ja z kolei jestem poniekąd przeciwieństwem, jestem introwertykiem, ale jego cechy są dla mnie jak najbardziej ok i z tego, co wiem, to działa w dwie strony, bo ja zanudziłabym się z kimś o podobnym temperamencie do mojego, a on jak sam twierdzi - ma we mnie spokój, którego bardzo długo szukał.
Doskonale potrafię zająć się sama sobą. Mam swoje pasje, zainteresowania, nie mam czegoś takiego, że się nudzę, to słowo dla mnie nie istnieje. I on w zasadzie ma to samo.
Odnośnie tych wspólnych weekendów to dopiero niedawno coś się zmieniło. I pewnie nie przejęłabym się tym bardzo, gdyby nie osoby trzecie.
Otóż dzisiejszy dzień spędza w swoim męskim gronie, znam jego kolegów, to fajni ludzie, większość w związkach. Ale najbardziej w tym wszystkim irytuje mnie to, że tak słuchając ich to oni mają swoje kobiety za priorytet - i tak powinno być zresztą. Np. kumpel mówi mu wprost, że ma dzisiaj czas do tej i do tej, bo potem umówił się z dziewczyną. Albo, że tego i tego dnia się nie spotkają, bo będzie potrzebny swojej kobiecie.
U mnie mam wrażenie, że tego nie ma. Spędzam już drugą sobotę sama (nie to, że się nudzę, bo mam zajęcie, bardziej zastanawia mnie jego podejście do mojej osoby), bo on wybrał towarzystwo kolegów, nie mam o to pretensji, ale on z nimi planuje, natomiast co do mnie to mam wrażenie, że odzywa się wtedy, kiedy nie ma nic innego do roboty. Na przykład obwieścił mi, że za dwa tygodnie będzie z kumplem w weekend (mają wspólną pasję i ok), ale za to w następny weekend gdzieś razem pojedziemy, bo nie chce, żebym czuła się zaniedbywana. Ale z kolegą potrafi zaplanować coś znacznie wcześniej, natomiast ze mną jest wszystko na ostatnią chwilę.
Oczywiście powiedziałam mu o tym. Stwierdził, że gadam głupoty i oczywiście, że jestem dla niego priorytetem i jakbym ja miała coś ważnego albo zależałoby mi na tym, żeby został, to tak też by się stało.
Niepewność zasiały we mnie też dwie inne koleżanki podczas luźnej rozmowy, że jak to nie jestem w weekend razem z nim, powiedziałam, że on wyszedł ze znajomymi - usłyszałam, że jakieś to takie dziwne, skoro on się bawi w weekend, a ja siedzę w domu.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że pewnie nie miałabym takich myśli, gdyby nie właśnie osoby trzecie. Bo ja ogólnie jestem zdania, że w związku trzeba być razem, ale też i osobno, jest to jak najbardziej potrzebne do prawidłowego funkcjonowania. No ale drażni mnie to, że jego kumple najpierw patrzą na swoje kobiety, a on po prostu mi obwieszcza, że tego i tego dnia idzie i tyle. Nie chodzi o czas, bo nawet, kiedy ten weekend jest beze mnie, to w ciągu tygodnia wtedy się widzimy, mimo naszego zmęczenia, chociaż często jest tak, że zostaję po prostu na noc (pewnie zaraz będą komentarze, że może chodzić głównie o seks, ale najczęściej po prostu idziemy przytuleni spać).
Powinnam mieć powody do niepokoju czy to jak najbardziej normalna sytuacja?