Cześć,
mam 26 lat. Ze swoim facetem jestem od 3.Problem, bo tak to niestety muszę już nazwać, polega na tym że mamy trochę inne podejście to seksu.
Dla mnie jest on ważny, dla niego - najważniejszy. Ostatnio bardzo się poróżniliśmy, ponieważ On zaczął dłużej pracować. Nie mieszkamy razem, więc widujemy się praktycznie tylko w weekendy. Kiedy do mnie przyjeżdża (w piątek), od razu chce do łóżka. Przytula się tylko wtedy. Zero rozmowy i czułości. Kiedy ja nie wykazuje zainteresowania na ogół się obraża, odwraca plecami i idzie spać. Przez tego typu sytuacje zniechęcam się i coraz częściej nie mam ochoty, a to jeszcze bardziej pogarsza sytuacje.
Oczywiście - dla jasności - bardzo cieszę się, że go pociągam, że nie jest aseksualny, ale niestety potrzebuje czegoś więcej (zwłaszcza gdy tydzień się nie widzimy).
Nie interesuje go jak minął mi dzień, jak się czuję, co robiłam. Na początek seks, reszta może później.
W sobotę i w niedziele jest to samo (bo raz w tygodniu to za mało, więc musimy nadrobić 5 wcześniejszych dni).
Wybaczcie, ale dla mnie to jest chore - czuje się jak maszyna do bzykania, która ma mieć przez 3 wieczory ochotę i do tego być totalną seks-bombą, żeby go zadowolić. Nie muszę chyba mówić, że seks musi iść w parze z całą resztą - czyli psychiką, która u mnie jest bardzo zaniedbana w sferze uczuć.
Nie piszcie mi proszę, że powinnam się cieszyć że trafiłam na samca alfa, bo to wielkie szczęście! Tak, jak najbardziej, pod warunkiem że ogień jest w każdej sferze, nie tylko łóżkowej!
On ciągle mnie obmacuje, dotyka - piersi, miejsca intymne i tak cały dzień. Budzi się w nocy i ciągle mnie dotyka! To jest irytujące, zaczynam mieć do tego obrzydzenie! Na co dzień raczej nie okazuje mi uczuć. Wychodzić nie lubi, a jak już to z wielką łaską. Trudno go namówić na wspólne spędzanie czasu w inny sposób. Według mnie jest raczej skrytą osobą, ale to już inny wątek. Generalnie było między nami w miarę ok, dopóki nie zaczął tak pracować i mieć tylko parcie na seks.
Mam wrażenie, że nie ma między nami innej więzi. Jest seks - jest dobrze. Nie ma - fochy, całkowity brak rozmów i wypominki. Zaczynam męczyć się spędzaniem z nim czasu, bo to ciągła walka - jego o seks, moja o coś więcej niż tylko seks.
Próbowałam podjąć z nim rozmowę, ale słyszę że jestem egoistką, nie potrafię mu dać jednej rzeczy (bo cała resztą dbania o niego czyli. obiady, pranie, załatwianie spraw to chyba mój zakichany obowiązek i to się nie liczy!). Nie docenia i nie widzi innych rzeczy, nie ma seksu - nie ma nic.
Może ze mną jest coś nie tak (dajcie mi znać), ale męczę się z tym, nie wiem jak to ugryźć. Próby rozmów zawsze kończą się tak samo, czyli na niczym.
On nie rozumie mnie, a ja chyba jego.
Nie mam pojęcia gdzie (lub u kogo) leży problem i jak go rozwiązać. Proszę o jakieś rady.
Pozdrawiam.