Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 41 ]

1 Ostatnio edytowany przez Katherina_yo (2018-03-02 12:29:58)

Temat: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Hej, chcę się podzielić z Wami moim rysem osobowości. Jestem dwudziestoparoletnią kobietą, w którą pewne traumy z  dzieciństwa uderzyły teraz w postaci depresji.

Zostałam wychowana w rodzinie ludzi sukcesu. Zawsze moi rodzice powtarzali, że sami doszli do sukcesu przy okazji napominając, że każdy kto nie osiągnął sukcesu finansowego tak jak oni, jest życiowym nieudacznikiem.

Moi rodzice nigdy nie interesowali się moją nauką, problemami w szkole, przez to nawet nie potrafię powiedzieć, czy jestem mądra, czy się dobrze uczyłam. Nigdy też mnie nie wsparli np. przy nauce wiązania butów czy jedzenia sztućcami, gdy byłam małą dziewczynką. Ich wychowanie polegało tylko na prześmiewaniu się, że czegoś nie umiałam, co powodowało u mnie poczucie wstydu i sama, w smutku starałam się nadrobić wyśmiewane braki.

Zapewniali mi jednak bezpieczeństwo finansowe m.in. zabawki, nowe gadżety. Często słyszałam od ich dorosłych znajomych, że moi rodzice to prawdziwy skarb i bardzo o mnie dbają i powinnam ich kochać i to okazywać przy każdej okazji. Przez co jeszcze bardziej popadałam w przygnębienie. Wydaje mi się, że jako dziecko potrzebowałam bardziej ich uwagi, wsparcia, pochwał, niż dóbr materialnych, przez które dodatkowo moi rówieśnicy mnie nie lubili. Same rozumiecie...

Mam problemy z usamodzielnieniem się. Nie znam swojej wartości. Nie potrafię pracować za pieniądze, uważam że moja praca nie jest godna zarobków. Dotychczas jakoś sobie radziłam, starałam się być ambitna, żeby odnieść sukces jak rodzice, ale nastąpiło kilka porażek, po których nie mogę się podnieść. Zmagam się z depresją leczoną farmakologicznie i u psychoterapeuty, lecz potrzebuję się również tu wygadać.

Może któraś z Was ma podobne przeżycia? Chce się nimi podzielić? Czy Wasi rodzice byli wspierający? Nauczyli Was cennych umiejętności?

Czy może podobnie jak moi byli skupieni na sobie, zimni i wymagający?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Pochodzę z domu w którym praktykowano "zimny chów" i też mam od zawsze ogromny problem z poczuciem własnej wartości. Więc wiem jak to jest. Też leczę się farmakologicznie i po przez terapię. Niestety jest mi ciężko wyjść ze schematu myślowego w który popadłem. Paradoksalnie chyba czuję się w nim "bezpiecznie". To jak klatka, którą znam. Ale jednak klatka.
Żeby było śmiesznie to ożeniłem się z kobietą, która jak się okazało po czasie też preferuje "zimny chów".
smile

3

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Oj, skąd ja to znam... Też pochodzę z domu, w którym nie zauważano moich sukcesów, za to karano sromotnie za najmniejszą porażkę. Rodzice nigdy nie poszli na koncert kółka muzycznego w którym grałam latami, nie chwalili za dobre oceny, nie wspierali moich hobby. Jak dostałam się na ciężki kierunek studiów, a potem na super zagraniczny uniwersytet, to dowiedziałam się tylko: A co ty medal za to chcesz dostać?

Nie trzeba być wróżbitą Maciejem, żeby wywnioskować, że pozostawiło to po sobie ślady w psychice. Przez lata miałam niesamowity kompleks gorszości. Dopiero pójście na terapię i drastyczne ograniczenie kontaktów z rodzicami (teraz już tylko matką, bo ojciec zmarł pare lat temu) coś we mnie się zmieniło. Szczerze mówiąc to strasznie mi żal tego kiedy byłam młodą dziewczyną-  zamiast cieszyć się życiem chowałam się po kątach i uważałam za brzydką, głupią i nie wartą zainteresowania. To dopiero była głupota!

4 Ostatnio edytowany przez tajemnicza75 (2018-03-02 17:53:00)

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Dołączam do grona niedocenianych i niezauważanych przez rodziców. Moi rodzice głownie byli zajęci sobą. Słyszałam jedynie obelgi pod moim kierunkiem, a najbardziej poniżające były plaskacze w twarz. Czułam się nikim... śmieciem. Chciałam się nawet zabić sad .
Nie tylko od rodziców słyszałam jaka jestem nic nie warta. Np. wychowawczyni z podstawówki gdy się dowiedziała, że idę do technikum, zrobiła wielkie oczy i powiedziała z ironią w głosie, że jaaaa(?) przecież ja tam sobie nie dam rady. Dziadkowie tez potrafili tylko poniżać i mnie i moją mamę.
Bardzo dobrze, ze poszłaś na terapię. Mnie terapia postawiła na nogi i dzięki niej ruszyłam dalej do przodu o własnych siłach i z motywacją, by osiągnąć więcej. Nie jest idealnie i pewnie już nigdy nie będzie, ale jest 90% lepiej smile .
W życiu rodzinnym (poza mamą) i życiu codziennym-niezawodowym radze sobie bardzo dobrze i czuję się wartościowa.
Jednak w kwestii zawodowej wiele mi brakuje. Pracuję za marne pieniądze, pozwalam się wykorzystywać, bo czuję, ze nikt mi dobrze nie zapłaci. Bo co ja umiem, coraz częściej mylę się, nie mam studiów, nie mam kursów, nawet nie mam motywacji by je mieć. Zarabiam 4x mniej niż mój mąż. Z tym, ze on czuje się specjalistą w swojej dziedzinie, jest pewien siebie na tyle, ze mógłby zaszantażować szefa, ze odchodzi a on by za nim pobiegł z podwyżką. Ja nie czuję się specjalistką w żadnej dziedzinie. Mam tak po trochę z tego, trochę z tamtego wink . A jak to mówią: gdy się jest od wszystkiego, to się jest do niczego tongue .
Cóż... nie ukrywajmy, to jest konsekwencja wychowania się w takim a nie innym środowisku. Słysząc często, że jestem cepem, nic nie umiem, niczego nie potrafię się nauczyć, a na potwierdzenie dostając w twarz... trudno czuć się w czymś dobrym.
Prawdą jest, ze szukam docenienia w życiu. Nie doceniają mnie w pracy, nie docenia mnie własna matka, czasem nawet mąż zapomni docenić... .
W tej chwili jestem na etapie takim, że mogliby mi płacić za pracę niewiele, w końcu zawsze tyle płacą i się przyzwyczaiłam, ale żeby mnie doceniali w inny sposób. Np. miłe słowo, szczery doceniający uśmiech, jakiś bonus niepieniężny czy cuś wink. Łaknę docenienia za pracę.... to żałosne, wiem http://forumpsychologiczne.org/images/smilies/icon_puknijsie.gif .

5

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

To wszystko prawda co piszesz Tajemnicza.

Co warto sobie uzmysłowić, to to, że ludzie którzy tak wychowują swoje dzieci muszą być sami głęboko zaburzeni. Moja matka jest klasycznym narcyzem, mój ojciec neurotycznym histrionikiem. Z definicji ci ludzie nigdy nie byli w stanie zająć się poprawnie dzieckiem, bo są tak skupieni na sobie, że potrzeby córki czy syna dla nich nie istnieją. Dziecko to dla nich konkurencja i nie ma się co dziwić, że poniżają, kontrolują i manipulują.

6

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

U mnie nie było zimnego chowu, ale najpierw był alkoholizm ojca, a potem porzucenie mnie przez matkę.

Do tej pory mam burdel w głowie i zdiagnozowane zaburzenia osobowości.

7 Ostatnio edytowany przez tajemnicza75 (2018-03-02 20:21:58)

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Beyondblackie napisał/a:

Co warto sobie uzmysłowić, to to, że ludzie którzy tak wychowują swoje dzieci muszą być sami głęboko zaburzeni.

Są zaburzeni i dlatego ogromnie się ciesze, że udało mi się uniknąć wielu ich błędów, że wyszłam na główną prostą.

Jedynie w sferze zawodowej trzymam się jeszcze bocznych krętych uliczek wink . Fakt, że na terapii nie omawiałyśmy kwestii zawodowych i pewnie dlatego nie wiem jak to ugryźć hmm . Wtenczas miałam problem z życiem ogólnie, w odnalezieniu się w społeczeństwie, w rodzinie. Chciałam tylko dobrze wychować swoje dziecko, bez powtarzania błędów moich rodziców. Teraz myślę, że zabrakło jeszcze tego zawodowego elementu. Jestem obecnie na etapie, że nie chce mi się już niczego nowego uczyć, nie zależy mi na karierze, na wyścigu szczurów. A wszędzie piszą, że aby się dowartościować w pracy, czuć się pewnie i odnosić zawodowe sukcesy- należy się dokształcić. Wynika z tego, że jestem w czarnej dupie wink . Zależy mi jedynie, by szanowano mnie w pracy, by czasami ktoś docenił moje starania, bym pracowała spokojnie, bez wykańczającego stresu i poczucia wykorzystania. Uważam, że wiele nie oczekuję... dlatego nieustannie wierzę w znalezienie takiej pracy. Przecież nie mam wygórowanych oczekiwań wink .

8

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Katherina_yo napisał/a:

Może któraś z Was ma podobne przeżycia? Chce się nimi podzielić? Czy Wasi rodzice byli wspierający? Nauczyli Was cennych umiejętności?
Czy może podobnie jak moi byli skupieni na sobie, zimni i wymagający?

Uwierz, że ludzi z podobnymi przeżyciami do Twoich jest multum smile Osoby porzuconie emocjonalne w dzieciństwie, które jakoś to w sobie już przepracowały mówią o swoich przeżyciach dość otwarcie, jednak sporo osób o tym nie rozmawia, ponieważ zwyczajnie się swoich doświadczeń wstydzi. Wychodząc zapewne z założenia, że brak kochających i troskliwych rodziców, to jednak pewien obciach... żeby nie powiedzieć patologia... wink
Moi rodzice nigdy mnie nie wspierali i w niczym nie pomogli. Raczej ściągali w dół, niż ciągnęli za uszy. Generalnie wychowała mnie szkoła, klub sportowy oraz osiedlowa czytelnia do której namiętnie chodziłam zanim jeszcze nauczyłam się czytać. Dość długo żyłam z przeświadczeniem, że jestem dzieckiem adoptowanym, bo przecież rodzona matka nie może być tak wredna dla własnego dziecka wink Wiele wody w rzekach ubyło zanim zrozumiałam, że opinia mojej matki o mnie, nie jest opinią "całego świata" i nie powinnam się nią specjalnie przejmować.
Porażka ludzka rzecz. Któż ją lubi ??  Jednak wszyscy porażek doświadczamy i to na różnych polach. Nie będę ukrywała, że sama kiepsko je znoszę wink jednak zawsze staram się je przyjmować z godnością  wink i wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski. Moje ego cierpi wtedy okrutnie, ale z czasem mu przechodzi  wink
Osobiście osób, które osiągnęły w życiu jedynie sukces finansowy nie postrzegam jako "ludzi sukcesu ".  Zdecydowanie większym wyczynem jest dla mnie osiągnięcie w życiu równowagi wewnętrznej i poczucia szczęścia bez obstawiania się gadżetami wokół. Prawda jest taka, że nie ma jednej definicji sukcesu w życiu. Każdy powinien odkryć własną.

9

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Co jest zachęcające, to że z tego da się wyjść smile

Chociaż miałam okropnych rodziców, dziś jestem w wieloletnim udanym związku, mam dobrych przyjaciół i kochaną pracę. Moi rodzice pewnie nigdy by mnie nie zaakceptowali, cokolwiek bym zrobiła- Nobla mogłabym dostać, a usłyszałabym, że to przez przypadek. Dziś z tego się śmieję, bo takie podejście to totalny absurd pokazujący bardziej jak zaburzeni byli moi rodzice, a nie jaka jest moja wartość.

10

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Czytając, co napisaliście, po raz kolejny stwierdzam, że miałam chyba kupę szczęścia. Może w moim domu rodzinnym o pewnych rzeczach nie mówiło się wprost, ale ja czułam się kochana i w pełni akceptowana. Mama była osobą ciepłą, opiekuńczą, kochającą bezwarunkowo, z kolei tata był dosyć wymagający, tak od siebie, jak i od innych, ale NIGDY nie usłyszałam od niego słowa krytyki, nigdy nie powiedział, że jest czymś zawiedziony, że czuje się rozczarowany, zawsze akceptował i szanował moje wybory, nawet kiedy były sprzeczne z jego wizją, a nawet nie do końca mądre wink, a przy tym bardzo we mnie wierzył i dawał ogromne poczucie bezpieczeństwa. Do dziś jestem wdzięczna za to wewnętrzne przekonanie, które posiadałam, że cokolwiek zrobię czy cokolwiek się stanie, to nie zostanę z tym sama.
Tata cenił mnie za ambicje, dobre wyniki w szkole, za to jaka jestem, pomimo że miałam też swoje za skórą smile. Czułam, że liczy się z moim zdaniem i ma do mnie pełne zaufanie. Wiem natomiast, że raz jeden jedyny dotkliwie go rozczarowałam, ale to było znacznie później - trudno mu było pogodzić się z faktem, że po wyjściu za mąż nie zdecydowałam się zamieszkać razem z nimi w jednym domu, a postawić na pełną samodzielność. Niemniej nawet wtedy tego nie krytykował, starając się rozumieć. Za to patrząc na ten okres z perspektywy czasu wydaje mi się, że właśnie wtedy jakby przygasł, posmutniał.

Co dzięki temu wszystkiemu zyskałam? Jako nastolatka i młoda osoba czułam swoją wartość, miałam silną osobowość i jeszcze silniejszą psychikę, wiedziałam czego chcę, umiałam o siebie zawalczyć, z racji wiary we własne możliwości wszystko przychodziło mi nadzwyczaj łatwo i nigdy nie poddawałam się presji otoczenia.

11

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Zawsze zazdrościłam i nadal zazdroszczę ludziom kochających rodziców, a wierzcie mi, że  jest niewiele rzeczy których ludziom zazdroszczę wink
Wiem, że gdyby nagle okazało się, że jestem umierająca moja mama nie "poświęciłaby" na ratowanie mojego życia, nawet jednego ze swoich pierdyliona klamotów.Kiedyś ten system wartości niesamowicie mnie bolał, obecnie zwyczajnie bawi. Ona taka jaka jest i już. Długo byłam na rodziców zła, ponieważ uważałam, że gdyby poświecili mi odrobinę więcej uwagi, dawno byłabym w zupełnie innym miejscu, że osiągnęłabym więcej choćby w życiu zawodowym. Lata mijają, a ja ciągle mam uczucie, że jestem daleko w tyle za innymi. Przytłoczona realiami życia, wciąż nie przeczytałam, nie zobaczyłam i nie ukończyłam wszystkiego co powinnam. Jestem osobą bardzo zachowawczą , nie podejmuję ryzykownych decyzji, ponieważ mam świadomość, że z ewentualnymi konsekwencjami pozostanę sama. Bywa, że tkwię zdecydowanie za długo w miejscach lub niewygodnych dla mnie sytuacjach, a taka  postawa zdecydowanie  nie ułatwia osiągnięcia sukcesu finansowego wink
Zapewne jest w tym jakieś ziarno prawdy, że gdyby moi rodzice poświęcili mi odrobinę więcej uwagi w dzieciństwie, zdecydowanie więcej osiągnęłabym w swoim dorosłym życiu, ale z drugiej strony, czy gdyby nie zimny wychów na pewno byłabym lepszym człowiekiem ? Kiedy przyglądam się ludziom wychowanym w dobie dzieciocentryzmu, to nabieram przekonania, że jednak nie. Nigdy nie miałam roszczeniowego stosunku do życia, nigdy nie uważałam, że ktoś musi mi pomóc lub coś dać. Każdy życzliwy gest wykonany w moim kierunku przyjmuje z wdzięcznością i szacunkiem. Sama również chętnie pomagam, ponieważ poprzez własne doświadczenia łatwiej zrozumieć mi trudne położenie innych osób. Nie dramatyzuję z byle powodu i potrafię odróżnić co jest realnym problemem, a co tylko przysłowiowym "kamykiem w bucie". Podsumowując, mogę stwierdzić, że z biegiem lat dostrzegam coraz więcej zalet zimnego chowu... choć nikomu go nie polecam wink

12

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Volver napisał/a:

(...) Kiedy przyglądam się ludziom wychowanym w dobie dzieciocentryzmu, (...)
Podsumowując, mogę stwierdzić, że z biegiem lat dostrzegam coraz więcej zalet zimnego chowu... choć nikomu go nie polecam wink

Na szczęście pomiędzy "dzieciocentryzmem" a zimnym chowem jest mnóstwo pośrednich postaw. I to one są najlepsze moim zdaniem.
Prawidłowo wyważone (ogólnie ujmując): wymagania wobec dzieci i troska o nie.
Tak było w moim  rodzinnym domu i tak (mam nadzieję) jest w moim własnym.

Jako bardzo młoda osoba nie zdawałam sobie sprawy, że istnieją postawy typu skrajny zimny chów. Mając normalny dom wydawało mi się, że w każdej rodzinie tak jest. Nawet jeśli widziałam u niektórych pewne niepokojące symptomy, to uznawałam je za skrajne wyjątki. Dopiero z czasem doceniłam rodzinny dom pod tym względem. Wcześniej wydawało mi się to zupełnie normalne.

13

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Luc, z drugiej strony to wygląda tak, że ja jako dziecko byłam zszokowana kiedy na wakacjach z wujostwem i kuzynkami oni byli dla mnie MILI. Ciocia łagodnie czesała mi włosy, pytano mnie o zdanie w kwestii co chcę zjeść, chwalono gdy coś fajnie zrobiłam i pocieszano jak spadłam z roweru. Poryczałam się w te wakacje, jako dziesięciolatka, i rodzice prawie siłą musieli mnie targać do domu.

Oczywiście, po fakcie, matka urządziła wujostwu mega awanturę jak to jej dziecko rozpuścili i ich kontakty się praktycznie urwały (to nie jest siostra matki, ale jej kuzynka). Przez lata musiałam potem słuchać, że ciotka to "gruba wredna krowa", która nie potrafi wychowywać dzieci. W realnym świecie, a nie w fantazji urojeń mojej matki, obie moje kuzynki wyrosły na super dziewczyny, pewne siebie, z super karierami (architekt i prawnik). Mają teraz własne dzieci i mam pewność, że traktują je jak same były traktowane w domu: z szacunkiem i miłością.

Ja za to musiałam spędzić lata by nauczyć się normalnych reakcji. I do dziś chyba nie jestem zupełnie normalna.

14

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Beyondblackie napisał/a:

z drugiej strony to wygląda tak, że ja jako dziecko byłam zszokowana kiedy na wakacjach z wujostwem i kuzynkami oni byli dla mnie MILI. Ciocia łagodnie czesała mi włosy, pytano mnie o zdanie w kwestii co chcę zjeść, chwalono gdy coś fajnie zrobiłam i pocieszano jak spadłam z roweru. Poryczałam się w te wakacje, jako dziesięciolatka, i rodzice prawie siłą musieli mnie targać do domu.

Oczywiście, po fakcie, matka urządziła wujostwu mega awanturę jak to jej dziecko rozpuścili i ich kontakty się praktycznie urwały (to nie jest siostra matki, ale jej kuzynka). Przez lata musiałam potem słuchać, że ciotka to "gruba wredna krowa", która nie potrafi wychowywać dzieci.

Współczuję.
Teraz też do mnie dociera dlaczego do mojego rodzinnego domu zawsze przychodziło mnóstwo kolegów i koleżanek, moich i mojego brata. Po prostu dobrze się u nas czuli. Nieraz to były wręcz tabuny młodych ludzi, a moim rodzicom to nigdy nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.
Podobnie jak do nas przychodzili znajomi moich dzieci. I lubili gadać z nami, dorosłymi.
Moja córka (która swoją drogą  zawsze dość buntownicza była) nieraz wspominała, że w prawie żadnym z domów jej znajomych nie było normalnej atmosfery.

15 Ostatnio edytowany przez Bland44 (2018-03-03 15:44:20)

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

U mnie był raczej "zimny chów" i wieczne niezadowolenie mamy (tylko ona mnie wychowywała) już do najmłodszych lat - jak dostałam trójkę, to "czemu nie czwórka", jak była czwórka to "czemu nie piątka" skoro X mogła dostać piątkę, to czemu nie ty ... czy naprawdę jesteś takim  t....., że nie jesteś w stanie nauczyć się lepiej ... Ostatecznie ukończyłam studia, które chciałam. Mam pracę, niespecjalnie jestem z niej zadowolona.
Od najmłodszych lat miałam zaniżane poczucie własnej wartości- "za to się nie bierz", "tego nie dasz rady zrobić" ... I tak zostało. Najbardziej odbiło się to na życiu prywatnym sad
Nie mam żalu do mamy. Robiła to, co uważała za najwłaściwsze, nie umiała inaczej.

16

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Miałam podobnie jak Lou.
W sumie nawet jak przynosilam szóstki, to i tak mozna się było do czegos przyczepic.

i tak przez 25 lat.

o dziwo przez wiele lat moglam zawsze liczyc na obcych ludzi, którzy sluzyli mi pomoca, najczęściej rozmowa i rownowazyli wplyw matki.

w pewnym momencie zrozumiałam, ze jak się od niej nie odetne, to nie bede miala szans na dobre zycie. i nastąpiło odciecie. po jednej rozmowie, w której powiedziałam jej jakie jej zachowania robily mi krzywde. zaprzeczyła wszystkiemu... stwierdziłam wtedy, ze ta relacja jest juz skonczona.

jestem od niej daleko, średnio mnie interesuje co ona robi  i jak żyje. dzwonie najrzadziej jak sie da. jak nie mam ochoty rozmawiac to nie odbieram. i jest mi dobrze.
teraz poukladalam swoje zycie i (choc nadal splacam dlugi) jest to zycie bardzo dobre, powiedzialabym nawet, ze szczesliwe smile

17

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Lou71.71 napisał/a:

U mnie był raczej "zimny chów" i wieczne niezadowolenie mamy (tylko ona mnie wychowywała) już do najmłodszych lat - jak dostałam trójkę, to "czemu nie czwórka", jak była czwórka to "czemu nie piątka" skoro X mogła dostać piątkę, to czemu nie ty ... czy naprawdę jesteś takim  t....., że nie jesteś w stanie nauczyć się lepiej ... Ostatecznie ukończyłam studia, które chciałam. Mam pracę, niespecjalnie jestem z niej zadowolona.
Od najmłodszych lat miałam zaniżane poczucie własnej wartości- "za to się nie bierz", "tego nie dasz rady zrobić" ... I tak zostało. Najbardziej odbiło się to na życiu prywatnym sad
Nie mam żalu do mamy. Robiła to, co uważała za najwłaściwsze, nie umiała inaczej.

Mogłabym się pod tym podpisać!!! Dokładnie te same słowa słyszałam od mojej mamy. Do tej pory boję się ryzykować, podejmować nowych rzeczy - choć już jest lepiej, uczę się tego powoli, bo chcę. ALe ta wieczna krytyka, która pewnie w jej mniemaniu miała być motywacją, zrobiła swoje. Długi czas wszystko kwestionowałam, nie wiedziałam, czego chcę - pytałam się "ale na pewno", ale skąd wiesz, czy ci się spodoba, a może nie warto, a może się nie uda.

To, że miałam siłę jednak próbować, miałam odwagę, to chyba zasługa taty, który we mnie wierzył i nie krytykował - nie w taki sposób, by podważyć moje poczucie własnej wartosci. Zawsze był ze mnie dumny.

18

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

U mnie też zimny chów. Pozytywne emocje, a co to? Najwięcej ciepłych rzeczy odczuwałam od młodszego brata, który mając jeszcze niewiele lat z dziecięcą prostotą przytulał się do mnie i mówił, że mnie kocha. Matka jakoś przy czwartym dziecku też zmiękła i mam wrażenie, że on nieco mniej trudnych rzeczy przeszedł, przynajmniej wtedy już w naszym domu nie pojawiała się przemoc fizyczna.
Ojca nie było w domu, a gdy był, to najczęściej siedział przed telewizorem. Matka terroryzowała wszystkich, rządząc za pomocą szantażu emocjonalnego i przemocy psychicznej. Oczywiście, rozumiem, że sama jest zaburzonym człowiekiem, ale fakty pozostają takie, że przez całe życie dziecięce i  młodzieńcze miałam zerowe poczucie własnej wartości i zerową pewność siebie, za to słyszałam teksty (pośrednio), jak to nie jestem inteligentna, bo muszę dużo pracować, żeby mieć to, co młodszy brat ma bez pracy, że jestem słaba i generalnie czegokolwiek się nie podejmę, to i tak mi się nie uda. Z większością z tych rzeczy poradziłam sobie na terapii. Zostało jeszcze sporo innych rzeczy, ale przynajmniej z własnego doświadczenia wiem, że nawet jeśli rany pozostają, to nie jest tak, że nie da się z tego podnieść i być szczęśliwą.

19 Ostatnio edytowany przez Pirx (2018-03-03 18:05:16)

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Monoceros napisał/a:

U mnie też zimny chów. Pozytywne emocje, a co to? Najwięcej ciepłych rzeczy odczuwałam od młodszego brata, który mając jeszcze niewiele lat z dziecięcą prostotą przytulał się do mnie i mówił, że mnie kocha. Matka jakoś przy czwartym dziecku też zmiękła i mam wrażenie, że on nieco mniej trudnych rzeczy przeszedł, przynajmniej wtedy już w naszym domu nie pojawiała się przemoc fizyczna.
Ojca nie było w domu, a gdy był, to najczęściej siedział przed telewizorem. Matka terroryzowała wszystkich, rządząc za pomocą szantażu emocjonalnego i przemocy psychicznej. Oczywiście, rozumiem, że sama jest zaburzonym człowiekiem, ale fakty pozostają takie, że przez całe życie dziecięce i  młodzieńcze miałam zerowe poczucie własnej wartości i zerową pewność siebie, za to słyszałam teksty (pośrednio), jak to nie jestem inteligentna, bo muszę dużo pracować, żeby mieć to, co młodszy brat ma bez pracy, że jestem słaba i generalnie czegokolwiek się nie podejmę, to i tak mi się nie uda. Z większością z tych rzeczy poradziłam sobie na terapii. Zostało jeszcze sporo innych rzeczy, ale przynajmniej z własnego doświadczenia wiem, że nawet jeśli rany pozostają, to nie jest tak, że nie da się z tego podnieść i być szczęśliwą.

U mnie podobnie. Matka terrorystka.Ojciec uciekł w alkohol.Ale jest mądrym ciepłym człowiekiem. :-) W kóncu z tego wyszedł.
Stąd znam 'pozytywne' emocje.
Zbuntowałem się mając circa 12-13 lat. Potem już to ja doprowadzałem ją do furii oraz robiłem za dwóch facetów.Ojciec zawsze się bał.
W efekcie 'stworzyłem' perfekcyjne małżeństwo.Zero kłótni,dwie sprzeczki .Przez 13 alt łącznie razem.
Natomiast długo zajęło mi uwierzenie w siebie.
Czasem czuję się jak hybryda.Z jednej strony terrorystki są dla mnie nie straszne.Z drugiej umiem bez problemów wprowadzić normalną atmosferę :-)
I kiepsko odnajduję się przy słodkich i dobrych kobietach. Opanowanie ojca, siła matki.Absurd :-)

20

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Volver napisał/a:

ale z drugiej strony, czy gdyby nie zimny wychów na pewno byłabym lepszym człowiekiem ? Kiedy przyglądam się ludziom wychowanym w dobie dzieciocentryzmu, to nabieram przekonania, że jednak nie. Nigdy nie miałam roszczeniowego stosunku do życia, nigdy nie uważałam, że ktoś musi mi pomóc lub coś dać. Każdy życzliwy gest wykonany w moim kierunku przyjmuje z wdzięcznością i szacunkiem. Sama również chętnie pomagam, ponieważ poprzez własne doświadczenia łatwiej zrozumieć mi trudne położenie innych osób. Nie dramatyzuję z byle powodu i potrafię odróżnić co jest realnym problemem, a co tylko przysłowiowym "kamykiem w bucie". Podsumowując, mogę stwierdzić, że z biegiem lat dostrzegam coraz więcej zalet zimnego chowu... choć nikomu go nie polecam wink

To nie jest reguła.
Moja mama była chowana jeszcze surowiej niż wychowywała mnie. Niestety nic nie wyniosła z tej "lekcji" jaką dostała od swoich rodziców i powielała ich błędy...  troszkę mniej nasilone... ale jednak powielała. Zyje we wiecznej depresji i autodestrukcji, nie ma w sobie krzty życia, wegetuje bo musi. Nie umie doceniać tego co ma, roszczeniowy i pretensjonalny stosunek do świata powiększa się u niej z wiekiem.
Ja nie dostrzegam nic pozytywnego z zimnego chowu. Nie chodzi mi o wychowanie dziecka na jakieś lelum-polelum, ale na szczęśliwego człowieka, który będzie znał swoją wartość i z pewnością siebie ruszy w dorosłe życie. Tego nie da się zrobić zimnym chowem, bo ono zaniża wartość i podcina skrzydła. Roszczeniowe podejście, niedocenianie życia i inne tego typu zachowania, to wcale nie musi być wynik "lepszego"wychowania.

luc napisał/a:

Moja córka (która swoją drogą  zawsze dość buntownicza była) nieraz wspominała, że w prawie żadnym z domów jej znajomych nie było normalnej atmosfery.

Moja zauważyła to samo. Nieraz przynosiła do domu jakieś historie typu: ojciec bije, matka pracuje na 2 etaty i dzieci same się wychowują, czy coś innego.... . Straszne sad .


Volver napisał/a:

Zawsze zazdrościłam i nadal zazdroszczę ludziom kochających rodziców, a wierzcie mi, że  jest niewiele rzeczy których ludziom zazdroszczę wink

I jest niewiele takich rodzin jakim można zazdrościć. Do tej pory spotkałam tylko 2 osoby, które się wypowiadały pozytywnie o dzieciństwie i rodzicach. Tylko dwie(!) na tyle osób z jakimi pracowałam, uczyłam się, kolegowałam. To marny wynik.

21

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

tajemnicza nigdzie nie napisałam,  że cokolwiek z moich doświadczeń  jest regułą. Nikomu również nie rekomenduję takiego sposobu wychowywania dzieci smile
Ty w swoim zimnym chowie żadnych pozytywnych aspektów nie dostrzegasz i nawet nie zamierzam z tym dyskutować. Być może ja swoje nieprzyjemne przeżycia  w jakiś tam sposób racjonalizuję, żeby lepiej sobie poradzić z przeszłością. Nie zagłębiam się już specjalnie w ten mechanizm, bo dawno nabrałam dystansu do tamtych przeżyć. Zwyczajnie nie widzę sensu w rozczulaniu się nad sobą i powielaniu tego, czego nie znosiłam w zachowaniu własnej matki. Mam już tyle lat, że obwinianie rodziców za moje obecne  niepowodzenia uważam za śmieszne. Z czymkolwiek sobie dzisiaj nie radzę, to jest to wyłącznie moją winą smile Wciąż mam sporo deficytów, ale tylko dlatego, że chyba z "sentymentu" ciężko mi się z nimi rozstać... Fakt, że tak kurczowo się ich trzymam nie jest jednak winą mamusi... wink

22

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Volver, fajne podejście. Ważne jest wiedzieć, skąd się biorą nasze trudności czy ograniczenia, ale też wiedzieć, że to co teraz, w dorosłości, z nimi zrobimy to tylko nasza sprawa. Dobrze jest nie zamykać się w swoim poczuciu krzywdy. Nie jest to proste, oczywiście, ale nic tak nie buduje jak wziąć swoje życie w swoje ręce i przyjąć odpowiedzialność i działać.

23

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Volver napisał/a:

tajemnicza nigdzie nie napisałam,  że cokolwiek z moich doświadczeń  jest regułą. Nikomu również nie rekomenduję takiego sposobu wychowywania dzieci smile
Ty w swoim zimnym chowie żadnych pozytywnych aspektów nie dostrzegasz i nawet nie zamierzam z tym dyskutować. Być może ja swoje nieprzyjemne przeżycia  w jakiś tam sposób racjonalizuję, żeby lepiej sobie poradzić z przeszłością. Nie zagłębiam się już specjalnie w ten mechanizm, bo dawno nabrałam dystansu do tamtych przeżyć. Zwyczajnie nie widzę sensu w rozczulaniu się nad sobą i powielaniu tego, czego nie znosiłam w zachowaniu własnej matki. Mam już tyle lat, że obwinianie rodziców za moje obecne  niepowodzenia uważam za śmieszne. Z czymkolwiek sobie dzisiaj nie radzę, to jest to wyłącznie moją winą smile Wciąż mam sporo deficytów, ale tylko dlatego, że chyba z "sentymentu" ciężko mi się z nimi rozstać... Fakt, że tak kurczowo się ich trzymam nie jest jednak winą mamusi... wink

Ok, rozumiem i tez nie zamierzam się upierać przy swoim, bo każdy ma inne doświadczenia. Nad pogrubionymi słowami warto się poważnie zastanowić.
Może jest też tak, że obwinianie rodziców jest wygodne wink . Usprawiedliwia troszkę nasze nicnierobienie.
Żalu nie mam do rodziców, bo to nic nie zmieni w moim życiu, ale nic nie zmieni też faktu, że ich styl wychowania miał ogromny wpływ na moje dorosłe życie. Niestety negatywny wpływ.

24

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Tajemnicza owszem, miał. Ale to co z tym zrobisz to już Twoje :-)
Słuchaj - dawno odciąłem się od wpajanej mi ciągle wizji że jestem niedojrzały, że jestem dzieckiem, bla bla bla.
Podobnie jak Volver nie mam w sobie roszczeniowości, nie traktuje małych problemów jak dramatu.Taki a nie inny dom dał mi dużą odporność na stres.
Niedawno zauważyłem że radzę sobie kilkukrotnie lepiej niż matka, nie załamuję rąk, nie szukam winnych dookoła i zamiast wskazywać palcem - rozwiązuje problemy.
Specyficzne warunki życia bez wsparcia dają dobre rezultaty.Jeśli mądrze z nich skorzystasz :-)

25

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Volver napisał/a:

Długo byłam na rodziców zła, ponieważ uważałam, że gdyby poświecili mi odrobinę więcej uwagi, dawno byłabym w zupełnie innym miejscu, że osiągnęłabym więcej choćby w życiu zawodowym. Lata mijają, a ja ciągle mam uczucie, że jestem daleko w tyle za innymi. Przytłoczona realiami życia, wciąż nie przeczytałam, nie zobaczyłam i nie ukończyłam wszystkiego co powinnam. Jestem osobą bardzo zachowawczą , nie podejmuję ryzykownych decyzji, ponieważ mam świadomość, że z ewentualnymi konsekwencjami pozostanę sama.

Prawdę mówiąc ja sama miałam w pewnym momencie żal, że ta ogromna wiara w moje możliwości, samodzielność, odpowiedzialność i zaufanie ze strony rodziców spowodowały, że w wielu kwestiach miałam wolną rękę. Miało to miejsce do tego stopnia, że choć wiedziałam, że absolutnie zawsze mogę liczyć na pomoc i wsparcie, to jednak (być może paradoksalnie) chwilami czułam się pozostawiona sama sobie. Oczywiście tak nie było, ale bywały takie momenty, kiedy brakowało mi takich prawdziwych, opiekuńczych rodzicielskich skrzydeł, na przykład wtedy, gdy zdawałam maturę, a rodzice zamiast się tym przejmować, byli spokojni, że świetnie sobie poradzę. Ot, taka ironia. A może przekora? 
Z kolei do dziś życiowo czuję pewien niedosyt, bo miałam trochę inną wizję na swoją dorosłość, ale w pewnym momencie życia to nic innego jak okoliczności (tzw. siła wyższa) zmusiły mnie do zmiany raz obranej drogi. Nigdy jednak nie miałam do losu żalu, a wszystko co się działo przyjmowałam naturalnie i jak zadanie do wykonania, któremu trzeba po prostu stawić czoła. Tak więc mogę chyba powiedzieć, że w tamtym czasie bazowałam na tym potencjale, który wyniosłam z rodzinnego domu.

Nawiązując jednak wprost do zimnego chowu, to moja przyjaciółka była wychowywana przez matkę i jej dochodzącego konkubenta, bo ojciec niemal od narodzin nie poczuwał się, odszedł i założył nową rodzinę. Matka zaszła w ciążę jako 17-latka, przez całe życie miała wyraźny żal do mojej przyjaciółki twierdząc, że to nic innego, jak jej pojawienie się na świecie wszystko skomplikowało. Dziś jest alkoholiczką, przez jakiś czas była osobą bezdomną i nagle, po latach, przypomniało jej się, że ma córkę, która przecież powinna jej pomóc yikes. I nieważne, że córka musiała przedwcześnie dorosnąć, nie otrzymując ani pomocy, ani wsparcia, żyjąc poza domem w zasadzie od szkoły średniej. Ba, w dzieciństwie zdarzały się sytuacje, kiedy matka zostawiała ją samą z całym domem i dwójką młodszego rodzeństwa na głowie. Mam też koleżankę, która usłyszała kiedyś, że matka jej nie kocha - jej i tylko jej, bo brat i siostra są inni, lepsi, spełniają oczekiwania. 

Dążę do tego, że rodzice potrafią być okrutni. Nie tylko mają problemy sami ze sobą, nie tylko zupełnie nie radzą sobie z wychowaniem, ale też z premedytacją emocjonalnie krzywdzą swoje dzieci.

26

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Jedna z moich ulubionych teorii w psychologii to teoria rezyliencji (czyli odporności). Różni ludzie postawieni w tak samo niesprzyjającej sytuacji zupełnie inaczej sobie poradzą, dobrze lub źle, i to wynika z tak złożonych czynników, że trudno je wszystkie wymienić. Tak naprawdę to, co zrobimy z trudnym dzieciństwem zależy od pozostałych zasobów, jakie były nam dane z innych okazji: wpływ ma genetyka, temperament, osobowość, nauczyciele, znajomi, przyjaciele, książki, telewizja, przeżycia, doświadczenia, wyjazdy, przypadkowe spotkania, reszta rodziny, samoocena, podejście do problemów, sposoby radzenia sobie ze stresem... wszystko może mieć wpływ.

Myślę, że ja miałam dużo szczęścia, bo pomimo niesprzyjających warunków w domu, gdzieś po drodze i dzięki temu, jak jestem stworzona, udało mi się dotrzeć do całkiem niezłego miejsca. Ale wyobrażam sobie, że nie każdy będzie miał takie okoliczności, które pozwolą stworzyć odporność na daną sytuację, i ta sytuacja po prostu ich skrzywdzi bardziej niż inną osobę z podobnym zestawem trudności, ale innym wsparciem.

27

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Olinka napisał/a:

Prawdę mówiąc ja sama miałam w pewnym momencie żal, że ta ogromna wiara w moje możliwości, samodzielność, odpowiedzialność i zaufanie ze strony rodziców spowodowały, że w wielu kwestiach miałam wolną rękę. Miało to miejsce do tego stopnia, że choć wiedziałam, że absolutnie zawsze mogę liczyć na pomoc i wsparcie, to jednak (być może paradoksalnie) chwilami czułam się pozostawiona sama sobie. Oczywiście tak nie było, ale bywały takie momenty, kiedy brakowało mi takich prawdziwych, opiekuńczych rodzicielskich skrzydeł, na przykład wtedy, gdy zdawałam maturę, a rodzice zamiast się tym przejmować, byli spokojni, że świetnie sobie poradzę. Ot, taka ironia. A może przekora?

Dobrze, ze o tym piszesz. Ja swoje dziecko wychowuję zgoła odwrotnie niż mnie wychowywano. Staram się w skrajność nie popadać, bo nie posunęłam się do tzw bezstresowego wychowywania. Jednak zawsze wydawało mi się, że dając wolną rękę, miłosć i wsparcie- nic lepszego nie mogę dać. To co napisałaś skłoniło mnie do namysłu. Może faktycznie daję za dużo wolności... postępuję jak Twoi rodzice.


Olinka napisał/a:

Nawiązując jednak wprost do zimnego chowu, to moja przyjaciółka była wychowywana przez matkę i jej dochodzącego konkubenta, bo ojciec niemal od narodzin nie poczuwał się, odszedł i założył nową rodzinę. Matka zaszła w ciążę jako 17-latka, przez całe życie miała wyraźny żal do mojej przyjaciółki twierdząc, że to nic innego, jak jej pojawienie się na świecie wszystko skomplikowało. Dziś jest alkoholiczką, przez jakiś czas była osobą bezdomną i nagle, po latach, przypomniało jej się, że ma córkę, która przecież powinna jej pomóc yikes. I nieważne, że córka musiała przedwcześnie dorosnąć, nie otrzymując ani pomocy, ani wsparcia, żyjąc poza domem w zasadzie od szkoły średniej. Ba, w dzieciństwie zdarzały się sytuacje, kiedy matka zostawiała ją samą z całym domem i dwójką młodszego rodzeństwa na głowie. Mam też koleżankę, która usłyszała kiedyś, że matka jej nie kocha - jej i tylko jej, bo brat i siostra są inni, lepsi, spełniają oczekiwania.
Dążę do tego, że rodzice potrafią być okrutni. Nie tylko mają problemy sami ze sobą, nie tylko zupełnie nie radzą sobie z wychowaniem, ale też z premedytacją emocjonalnie krzywdzą swoje dzieci.

Ja tez słyszałam historie, jak matka wypominała córce, że się urodziła, że mogła ją usunąć. To są tragiczne historie. W pewnym sensie wiem co czują takie osoby, bo ja np. usłyszałam, że spierd***am życie ojcu i najchętniej by nas powybijał jak psy. Paradoksalnie te słowa nie zraniły tak bardzo jak słowa matki, bo on był alkoholikiem i nie wiedział co mówi, a mama  była trzeźwa i świadoma swoich czynów i słów. 

Monoceros napisał/a:

Jedna z moich ulubionych teorii w psychologii to teoria rezyliencji (czyli odporności). Różni ludzie postawieni w tak samo niesprzyjającej sytuacji zupełnie inaczej sobie poradzą, dobrze lub źle, i to wynika z tak złożonych czynników, że trudno je wszystkie wymienić. Tak naprawdę to, co zrobimy z trudnym dzieciństwem zależy od pozostałych zasobów, jakie były nam dane z innych okazji: wpływ ma genetyka, temperament, osobowość, nauczyciele, znajomi, przyjaciele, książki, telewizja, przeżycia, doświadczenia, wyjazdy, przypadkowe spotkania, reszta rodziny, samoocena, podejście do problemów, sposoby radzenia sobie ze stresem... wszystko może mieć wpływ.
Myślę, że ja miałam dużo szczęścia, bo pomimo niesprzyjających warunków w domu, gdzieś po drodze i dzięki temu, jak jestem stworzona, udało mi się dotrzeć do całkiem niezłego miejsca. Ale wyobrażam sobie, że nie każdy będzie miał takie okoliczności, które pozwolą stworzyć odporność na daną sytuację, i ta sytuacja po prostu ich skrzywdzi bardziej niż inną osobę z podobnym zestawem trudności, ale innym wsparciem.

Otóż to. Ja do tej pory na swojej drodze zawodowej nie spotykam osób, które by znalazły we mnie coś... coś do pochwalenia, do docenienia. W młodości próbowałam im udowadniać np. przechodząc różne kursy, ale, że nadal byłam niewidzialna... przestałam się starać.

Wiem, że co teraz zrobię ze swym życiem to moje. Dlatego już nie oczekuję, że mnie ktoś będzie wysoko opłacał. Pragnę jedynie być doceniona w jakikolwiek sposób, miłym słowem lub marną premią świąteczną raz do roku. To niewiele, a dałoby mi poczucie, że nie jestem aż tak beznadziejna w pracy jak mi wpajano od dziecka. Głupie, dzieicnne... wiem wink .

28

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
tajemnicza75 napisał/a:

[ To niewiele, a dałoby mi poczucie, że nie jestem aż tak beznadziejna w pracy jak mi wpajano od dziecka. Głupie, dzieicnne... wiem wink .

Tam głupie i dziecinne... moim zdaniem całkiem normalne. Na moje oko kilka miłych slow uznania lubi usłyszeć każdy, nawet ten dowartościowany w dzieciństwie wink
Tajemnicza, czy Ty sobie aby sobie nie wmawiasz, że jesteś taka niedoceniana w pracy ? Ten brak premii świątecznej dotyczy jedynie Ciebie, czy wszystkich współpracowników ? Generalnie z Twoich wypowiedzi jawi się sensowna kobieta, tyle tylko, że moim zdaniem Ty nie potrafisz rozmawiać z pracodawcą o kasie, a oni wyznają zasadę, że skoro się nie upominasz, to ewidentnie odpowiada Ci stawka, którą otrzymujesz. Podwyżek nie dostają Ci którzy na nie zasługują, lecz Ci którzy o nie występują... wink

29

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Volver napisał/a:

Na moje oko kilka miłych slow uznania lubi usłyszeć każdy, nawet ten dowartościowany w dzieciństwie wink

Niby każdy, ale czy każdy desperacko ... a ja mam wrażenie, że zbliżam się do etapu desperacji wink .


Volver napisał/a:

Tajemnicza, czy Ty sobie aby sobie nie wmawiasz, że jesteś taka niedoceniana w pracy ? Ten brak premii świątecznej dotyczy jedynie Ciebie, czy wszystkich współpracowników ? Generalnie z Twoich wypowiedzi jawi się sensowna kobieta, tyle tylko, że moim zdaniem Ty nie potrafisz rozmawiać z pracodawcą o kasie, a oni wyznają zasadę, że skoro się nie upominasz, to ewidentnie odpowiada Ci stawka, którą otrzymujesz. Podwyżek nie dostają Ci którzy na nie zasługują, lecz Ci którzy o nie występują.

Premia świąteczną to tylko taki przykład, generalnie od 20 lat czuję się niedoceniana w pracy. Mam tego zwyczajnie po ludzku dość. Znam swoją wartość i wiem, że zasługuję na lepsze traktowanie i tyle.
O kasę się upominam, ale od 6 lat słyszę, że szefa nie stać (akurat tongue ). Ostatnio usłyszałam, że jeśli mi się nie podoba mogę odejść. Zrobię to z przyjemnością, pod warunkiem, że znajdę coś lepszego. Tak więc szukam 2 lata hmm . To wszystkich nie dotyczy, ale większości. Tylko protegowani mają raj, a reszta dostaje ochłapy. Ci z czasem odchodzą, noooo chyba, że im te ochłapy wystarczą jak np. emerytkom big_smile . Podobnie było w mojej poprzedniej pracy.
Tak więc, jak widać nie ten dostaje kto się upomina wink .

30

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
tajemnicza75 napisał/a:

Dobrze, ze o tym piszesz. Ja swoje dziecko wychowuję zgoła odwrotnie niż mnie wychowywano. Staram się w skrajność nie popadać, bo nie posunęłam się do tzw bezstresowego wychowywania. Jednak zawsze wydawało mi się, że dając wolną rękę, miłosć i wsparcie- nic lepszego nie mogę dać. To co napisałaś skłoniło mnie do namysłu. Może faktycznie daję za dużo wolności... postępuję jak Twoi rodzice.

To może nie jest tak, że byłam wychowywana bezstresowo, bo moim zdaniem nie byłam, po prostu miałam te granice wolności postawione o wiele dalej niż większość moich rówieśników, ale też doskonale zdaję sobie sprawę, że z drugiej strony sama naturalnie wyczuwałam do którego miejsca mogę się posunąć, aby nie stracić zaufania rodziców. To zaufanie było dla mnie ogromnie ważne i bardzo je sobie ceniłam. Jeśli zaś chodzi o wolność, to podam tylko kilka przykładów. Nawet jeśli przez kilka dni nie chodziłam do szkoły, uznając, że nic się nie stanie, to nikt w domu tego nie podważał. Kiedy wymyśliłam sobie, że wyprowadzam się z internetu, bo lepiej mi będzie dojeżdżać, pomimo że stracę na to codziennie kupę czasu, to dopóki miałam dobre, a nawet bardzo dobre wyniki w szkole (miałam je zresztą do końca edukacji), nikt tej decyzji nie negował. Równocześnie jednak nawet nie pisnęłam sypiając po cztery, pięć godzin i wstając raz w tygodniu o 3.15, aby zdążyć na godzinę 7.00 na praktyki, a w pozostałe dni o 4.30, czyli de facto odbywało się to moim kosztem. Podobnie nikt nie robił mi wyrzutów, kiedy tak po prostu wymyśliłam sobie, że od jutra zamieszkam z przyjaciółką w wynajmowanym mieszkaniu. Takich pomysłów miałam zresztą znacznie więcej. 

Być może mój tata, bo to on jednak był bardziej wymagający, uznał, że jestem na tyle odpowiedzialna, że może mi na to pozwalać, bo już brat, który sprawiał więcej problemów, miał o wiele więcej rygoru. Z drugiej strony muszę przyznać, że świadomie i bez słowa skargi ponosiłam konsekwencje własnych wyborów.

Tym niemniej, bazując na własnym doświadczeniu i tych sytuacjach, o których wcześniej wspomniałam, czyli kiedy czasem jednak trochę tęskniłam za brakiem większego zainteresowania, to w tych momentach, kiedy nie do końca wiem jakie w danej sytuacji są oczekiwania mojego dziecka, po prostu pytam czego potrzebuje i w czym mogę mu pomóc.

Syn ma również ogromnie dużo swobody, ale mamy taki układ, że straci ją, kiedy ja stracę zaufanie (w moim domu tak to działało, ale nigdy nie zostało zwerbalizowane), przy czym ja jednak zdecydowanie bardziej tę swobodę z pozycji obserwatora kontroluję. Oczywiście wraz z upływem czasu coraz mniej. Generalnie staram się po prostu znaleźć złoty środek, czyli nie przesadzać w żadną stronę.

31

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Beyondblackie napisał/a:

Luc, z drugiej strony to wygląda tak, że ja jako dziecko byłam zszokowana kiedy na wakacjach z wujostwem i kuzynkami oni byli dla mnie MILI. Ciocia łagodnie czesała mi włosy, pytano mnie o zdanie w kwestii co chcę zjeść, chwalono gdy coś fajnie zrobiłam i pocieszano jak spadłam z roweru. Poryczałam się w te wakacje, jako dziesięciolatka, i rodzice prawie siłą musieli mnie targać do domu.

Miałam podobnie jak koleżanka z klasy powiedziała mi na początku podstawówki że jej rodzice nie biją. .. Nie mogłam uwierzyć że można nie być bitym, dla mnie to był fakt jak jedzenie śniadania że dostaje się regularne lanie. Podobnie ta sama koleżanka dostała gdzieś w 7 klasie dwie pary nowych butów - nie mogłam ogarnąć że jak to dwie pary nowych butow na raz?? Dziecku?? Dodam że moi rodzice (choć trudno mi to słowo przechodzi przez gardlo) byli bardzo bogaci, tylko się że mną nie dzielili.. .

32

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
tajemnicza75 napisał/a:

W tej chwili jestem na etapie takim, że mogliby mi płacić za pracę niewiele, w końcu zawsze tyle płacą i się przyzwyczaiłam, ale żeby mnie doceniali w inny sposób. Np. miłe słowo, szczery doceniający uśmiech, jakiś bonus niepieniężny czy cuś wink. Łaknę docenienia za pracę.... to żałosne, wiem http://forumpsychologiczne.org/images/smilies/icon_puknijsie.gif .

Tajemnicza, tak bardzo się z Tobą zgadzam. Potrzeba docenienia w pracy to jest to czego ja też pragnę. Słyszę, że w pracy trzeba być wojowniczką, a ja nie potrafię walczyć. Chciałabym pracować w harmonijnym miejscu pracy, gdzie ludzie są dla siebie mili i nie ma wyścigów na wyniki, a jednak pracownicy dobrze wykonują swoje zadania. Ale rozmarzyłam się trochę ;-)

33

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
pannapanna napisał/a:
Beyondblackie napisał/a:

Luc, z drugiej strony to wygląda tak, że ja jako dziecko byłam zszokowana kiedy na wakacjach z wujostwem i kuzynkami oni byli dla mnie MILI. Ciocia łagodnie czesała mi włosy, pytano mnie o zdanie w kwestii co chcę zjeść, chwalono gdy coś fajnie zrobiłam i pocieszano jak spadłam z roweru. Poryczałam się w te wakacje, jako dziesięciolatka, i rodzice prawie siłą musieli mnie targać do domu.

Miałam podobnie jak koleżanka z klasy powiedziała mi na początku podstawówki że jej rodzice nie biją. .. Nie mogłam uwierzyć że można nie być bitym, dla mnie to był fakt jak jedzenie śniadania że dostaje się regularne lanie. Podobnie ta sama koleżanka dostała gdzieś w 7 klasie dwie pary nowych butów - nie mogłam ogarnąć że jak to dwie pary nowych butow na raz?? Dziecku?? Dodam że moi rodzice (choć trudno mi to słowo przechodzi przez gardlo) byli bardzo bogaci, tylko się że mną nie dzielili.. .

sad

34 Ostatnio edytowany przez tajemnicza75 (2018-03-05 18:40:21)

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Katherina_yo napisał/a:
tajemnicza75 napisał/a:

W tej chwili jestem na etapie takim, że mogliby mi płacić za pracę niewiele, w końcu zawsze tyle płacą i się przyzwyczaiłam, ale żeby mnie doceniali w inny sposób. Np. miłe słowo, szczery doceniający uśmiech, jakiś bonus niepieniężny czy cuś wink. Łaknę docenienia za pracę.... to żałosne, wiem http://forumpsychologiczne.org/images/smilies/icon_puknijsie.gif .

Tajemnicza, tak bardzo się z Tobą zgadzam. Potrzeba docenienia w pracy to jest to czego ja też pragnę. Słyszę, że w pracy trzeba być wojowniczką, a ja nie potrafię walczyć. Chciałabym pracować w harmonijnym miejscu pracy, gdzie ludzie są dla siebie mili i nie ma wyścigów na wyniki, a jednak pracownicy dobrze wykonują swoje zadania. Ale rozmarzyłam się trochę ;-)

Niektórzy tego nie rozumieją, śmieją się, że wymyślam sobie głupoty. Dla nich nic nie znaczą słowa typu: dziękuję, że została pani dłużej, by dokończyć to zadanie, za to jutro może pani przyjść godzinę później lub bardzo pomysłowo to pani zorganizowała, w biurze wygląda znacznie ładniej. A ja nawet takiego docenienia nie słyszę ani finansowego ani żadnego hmm .  W pewnym momencie człowiek się zastanawia czy się w ogóle do roboty nadaje wink .

Najgorsze w tym wszystkim, ze ja lubię swoją pracę, naprawdę się w nią angażuję. Owszem... błędy mi się zdarzyły, bo ponoć nie popełnia ich ten kto nic nie robi, ale zawsze się staram i jestem lojalna. Choć przyznam, że coraz mniej sad . Już mi się nie chce starać, bo i tak tego nikt nie doceni, heh nawet nie zauważy.
Oglądaliście kiedyś film "Czego pragną kobiety"? Tam była taka babeczka... pracowała jako goniec, niezauważona, niedoceniona. Czasem czuję się jak ona wink .

35

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Tajemnicza, nie mam takich kłopotów. Od dawna pracuję na swoim.

Kilka lat temu denerwowały mnie gierki w biurze i bezpodstawne krytyki mojej pracy. Zawsze je konfrontowałam. W końcu jak coś robię nie tak albo coś chce mi wygarnąć, powinien mieć jaja by mi to powiedzieć. Ponieważ rodzice nigdy nie traktowali mnie jak dziecko, ale właśnie jak pracownika w rozgrywkach politycznych, nauczyłam się mieć dystans do opinii innych ludzi i mówić jak jest. Pewnie jest to kombinacja patologicznego wychowu i dosyć silnej osobowości.

Co wcale nie znaczy, że komukolwiek polecam zimny chów. Jest to wewnętrznie niszczący, traumatyczny sposób traktowania dzieci.

36

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Współczuję osobom wychowanym w ten sposób. U mnie nie było tak źle, mama bardzo kochająca i okazująca uczucia, ale były inne problemy np finansowe. One do pewnego momentu nie wpływały tak bardzo na nas, ale jednak z czasem tak, gdy np rodzice nie mogli założyć mi aparatu na zęby, co bardzo by się przydało, bo mam dużą wadę zgryzu i wszystkie zęby krzywe i diastema z 5 mm, naprawdę duża, nie ma co porównywać małej diastemy modelek do mojej dużej. No i zazdrościłam koleżankom, które miały drobne wady zgryzu, niezauważalne czyli zupełnie inaczej niż u mnie, ale jednak ten aparat miały, bo rodzice mogli im go założyć. No albo noszenie ubrań czasem po sobie czy po babci czy jak na coś innego nie było stać. Wiadomo pieniądze nie są najważniejsze, ale jednak jakoś to odczuwałam. U mnie właśnie sama babcia też zawsze była dość biedna, sytuacja rodzinna jaka jest u niej w mieszkaniu i mieszkający nadal z nią syn, czyli wujek będący na rencie, ale też pracujący i mający rodzinę ale daleko około 200 km i mieszka z nią, a nie tam z żoną i dziećmi, mimo że ani rozwodu nie brał tylko po prostu tak mu wygodnie. Oczywiście powinna to załatwić, ale chyba trochę brakuje jej stanowczości. Ja też wiem, że jak wyprowadzę się, to na pomoc finansową za bardzo nie mogę liczyć, nie ma za bardzo możliwości, a niektórzy mogą liczyć, ale z drugiej strony wiele z Was pewnie takiej pomocy też nie miało i same kupiły mieszkanie na kredyt bez pomocy rodziców i inne, więc można sobie poradzić. Nie każdy dostaje mieszkanie przecież lub jakieś większe pieniądze od rodziców lub pomoc przy kupieniu mieszkania. Nie ma się co tym przejmować.

37

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Beyondblackie napisał/a:

Pewnie jest to kombinacja patologicznego wychowu i dosyć silnej osobowości.

Co wcale nie znaczy, że komukolwiek polecam zimny chów. Jest to wewnętrznie niszczący, traumatyczny sposób traktowania dzieci.

Otóż to. Poruszyłaś ważny aspekt. Jeden z takiego chowu wyjdzie silny wg powiedzenia, że co nas nie zabije to wzmocni, a drugi wręcz przeciwnie. Ja niestety nie jestem odporna na stres.
Pamiętam taką sytuację, gdy zwolniłam się z firmy, gdzie panował mobbing,  m.in. mnie tez dotykał. Koleżanka zdziwiła się, że brałam to do siebie, że przecież wychodząc z takiego domu powinnam być twarda jak głaz. Sama się częściowo przyczyniała do tego mobbingu, myśląc chyba, że się podroczy ze mną i tyle, a tu się okazało, że ja się dorobiłam nerwicy hmm . Nie jestem twarda, choć na taką wyglądam. Nie gram twardej, żeby nie było wątpliwości. Po prostu mam już wypracowaną pewność siebie na tyle duzą, ze moja postawa się prezentuje dość "twardo" wink. W każdym razie psychikę mam kruchą i gdyby nie techniki relaksacyjne każdego dnia, to zwariowałabym.
Dlatego nie mogę mieć stresowej pracy. Wystarczająco dużego stresu przysparza mi moja matka i więcej nie potrzebuję.

38 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2018-03-08 10:13:33)

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Tajemnicza, coś w tym jest.

Jako małe dziecko nie byłam zbyt uczuciowa. Opinie innych dzieci mnie nie interesowały. Nawet mi nie zależało by się integrować. Zależało mi na tym by mieć rację i wygrywać. Miałam przyjaciółkę w szkole podstawowej tylko dlatego, że wpisywałą się w świat moich romantycznych fantazji rodem z "Ani z zielonego wzgórza". W momencie kiedy wyrosłam z dziecięcych książek i zaczęłam czytać Szekspira, przestała mnie interesować.

Tak generalnie nie mam potrzeby akceptacji. Bardziej zależy mi na tym by robić to co chcę. Także ciężko mi zrozumieć, że ktoś chce być doceniony by się lepiej poczuć. To jest jedna z pochodnych mojego wychowania- nikt mnie nie nagradzał za osiągnięcia, więc nauczyłam się rozdzielać to co robię od opinii innych ludzi.

To jest ta różnica- dzieci traktowane w ten sposób, które są wrażliwe i emocjonalne, zasklepiają się, izolują i szukają akceptacji w zewnętrznym środowisku by potwierdzić siebie; mało wrażliwe osoby przestają zwracać uwagę na opinie otoczenia i zaczynają widzieć życie jako grę w której można wygrać (lub przegrać).

39

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Zimny chow - nie wiem, czy tak mogę powiedzieć o swoim dzieciństwie. Owszem, tata był zawsze surowy i chłodny, nie było w nim serdeczności ani cieplych uczuc, ale wiem, ze on sam tez wychowywal się bez ojca, wiec ojcem być nie potrafil, jakos już to rozumiem, i chyba to akceptuję. mama za to slaba, wiele miała przezyc ciężkich, kiedy ja bylam mala, trochę zyla i zyje do tej pory w swoim swiecie. Mialo to oczywiście wpływ na mnie, ale już dawno staram się nie obwiniać swoich rodzicow za swoje własne problemy, za stara już na to jestem smile

40

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu
Benita72 napisał/a:

Zimny chow - nie wiem, czy tak mogę powiedzieć o swoim dzieciństwie. Owszem, tata był zawsze surowy i chłodny, nie było w nim serdeczności ani cieplych uczuc, ale wiem, ze on sam tez wychowywal się bez ojca, wiec ojcem być nie potrafil, jakos już to rozumiem, i chyba to akceptuję. mama za to slaba, wiele miała przezyc ciężkich, kiedy ja bylam mala, trochę zyla i zyje do tej pory w swoim swiecie. Mialo to oczywiście wpływ na mnie, ale już dawno staram się nie obwiniać swoich rodzicow za swoje własne problemy, za stara już na to jestem smile

Ja też nigdy nie chciałam obwiniać rodziców. Jednak psychoterapia uświadomiła mi, że brak miłości, zrozumienia, dobrych wzorców w rodzinie mógł spowodować depresje u mnie.  Kiedy poniosłam kilka porażek to zamiast się podnieść, to ja w swojej głowie usłyszałam wewnetrznego krytyka (czyli głos rodziców),
- "Nic w życiu nie usiągniesz",
- "Od dziecka było wiadomo, że do niczego się nie nadaję - przecież jako 6-latka nie umiałam nawet zawiązać bucików",
- "Zarabiam mniej niż moi rodzice, jestem bezwartościowym człowiekiem"
Itd.

To jest zimny chów. Bez przerobienia i poukładania sobie tego w głowie ciężko iść dalej.

41

Odp: Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Być może jesteś na etapie, ze musisz "oddac" trochę złych emocji swoim rodzicom, bo wypieranie krzywdy tez nie ma sensu. Ja długo obwiniałam ich za wiele rzeczy, i trzeba sobie na to pozwolić.

Warto wiedzieć, skad się wziely Twoje problemy (np. niskie poczucie wl wart ), no z tego, ze slyszalas od zawsze, ze jesteś do niczego, wiec jak/skąd mialas wiedzieć, ze stanowisz jakas wartość?, skoro to rodzice kształtowali Ciebie, przejelas ich sposób myslenia i jest to naturalne. Ale. teraz jesteś dorosla, sytuacja się zmienila, już nie musisz brac tego co slyszalas w dzieciństwie za prawdę.
Trzeba pamietac, ze dorosły człowiek stanowi, decyduje o sobie sam. Sama możesz wypracować swoją wartość - i od razu mowie, ze to nie jest łatwe, ale się da, trzeba tylko uzmyslowic sobie pare rzeczy. I nie mowie tego, żeby się wymądzrac czy udowadniać swoje - ja po prostu przeszłam już tą drogę, wiec wiem co mowie.

Posty [ 41 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Zimny chów - konsekwencje w dorosłym życiu

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024