Zakładam temat ze względu na moje pierwsze doświadczenia z pokoleniem zaczynającym wkraczać na rynek pracy. Zastanawiam się do jakiego stopnia mój szok odnośnie ich mentalności wynika z naturalnych mechanizmów, które pojawiają się, kiedy ludzi te kilka lat dzieli, a do jakiego stopnia coś się w społeczeństwie bardzo mocno zmienia. Nie mam problemów ze współpracą i znalezieniem wspolnej plaszczyzny porozumienia z wiekszoscią otaczających mnie ludzi 25-40 lat. Ostatnio natomiast dane mi było poznać parę młodszych jednostek i mam wrażenie, jakbyśmy byli wychowani w innych kulturach, a przedewszystkim mówię o kulturze pracy, tzn stopniu tumiwisizmu, olewactwa i braku elementarnej wiedzy z zakresu kultury, historii czy sztuki. Może zabrzmię jak stara baba, ale wszystkie znane mi osoby, kiedy zaczynały pracowac w wymarzonym zawodzie dawały z siebie wszystko. Pasja, zapał, entuzjazm, te sprawy. Młodsi ludzie ktorych ostatnio poznaje, jedyne co robią z entuzjazmem to sięgają po smartfona;/
Nie chcę jednak generalizować, są to tylko pojedyncze doswiadczenia, ale jestem ciekawa czy jestem w nich odosobniona czy tez nie. Jakie są wasze wrazenia odnosnie najmlodszych doroslych?
Mam w dziale osobę 20+ i nie mogę o nim złego słowa powiedzieć.
3 2018-01-30 22:28:08 Ostatnio edytowany przez kao_makao (2018-01-30 22:28:56)
Mam 26 lat i wg socjologów jestem z pokolenia Y. W pracy prezentuję postawę ile mi ktoś da, tyle z siebie dam. Nie chcę pracować po godzinach, zwłaszcza gdy ktoś mi za to nie zapłaci. Robię, co do mnie należy jak najlepiej potrafię, nie bawię się w robienie czegoś bezpłatnie poza zakres moich obowiązków, kiedy nawet szef mi za to nie podziękuje. Nie chcę cale życie pracować w jednej firmie, chcę co 5 lat zmienić środowisko, jeśli się da. Moja postawa była krytykowana w poprzedniej pracy przez 42-letniego kolegę, który podobno spalał się dla firmy i jak mówił nic z tego nie miał, a teraz siedział i nic w pracy służbowego nie robił, tylko prywatne sprawy,a gdy coś trzeba było zrobić w interesie firmy, to robił to na ostatnią chwilę i z błędami.
Ja się już chyba nie zaliczam do Y, zależy, bo mój rocznik jest akurat na granicy, ale ja ich trochę rozumiem.
Sama myślę podobnie - nie będę sobie flaków wypruwać dla pracodawcy. Staram się, owszem, ale bez przesady, robię, co do mnie należy. Za dużo się napatrzyłam na to, jak źle są traktowani pracownicy. Widziałam kilka sytuacji, gdzie dobry, poświęcający się pracownik, zostajacy nadgodziny, robiący wszystko od a-z został zwolniony za jedna pomyłkę - to była moja managerka, naprawdę świetna. Albo z powodu innej bzdury. Nagle cała dobra robota przestawała się liczyć, a że kontrakty są często na zlecenie, albo zero godzin, to można kogoś zwolnić za przysłowiowe krzywe spojrzenie. Nie warto. nie na obecnym rynku pracy, który nic nie daje w zamian. Nie ma się o co bić.
Ja może nie jestem dobrym przykładem bo pracuję w budżetówce, a to trochę inna specyfika pracy. Pomimo beznadziejnych warunków finansowych dużo młodych osób (20-30 lat) startuje w rekrutacjach. A ci, którzy się dostaną zazwyczaj pracują dobrze i nie ma z nimi żadnych problemów.
Pracowałem kiedyś w budżetówce, dawno, dawno temu. To był dramat. Polityczne podwieszenia, banda niedouczonych ignorantów, podsrywanie jeden drugiego, zawiść i zazdrość o głupie 100 zł więcej. No i śmieszne pieniądze. Zwiałem jak najszybciej mi się udało. A o młodziakach mam zdanie raczej dobre (z mojego doświadczenia). To nie o wiek chodzi, a o mentalność i podejście do pracy, ambicję i cele w życiu.
Obecnie pracuję w zespole z osobami w przedziale wiekowym 20-32 lata i paradoksalnie to z 20-latkiem najlepiej mi się pracuje, choć jest ode mnie sporo młodszy. Nawet bym nie powiedziała, że ma tylko tyle lat. A co do roszczeniowości i niechęci do pracy, to one zawsze były wśród niektórych ludzi, niezależnie od ich wieku. Myślę, że trochę demonizuje się młode pokolenie. Wiele razy słyszałam, że jak ktoś nie chce zrobić darmowych nadgodzin czy w ogóle zaharowywać się to od razu jest leniem. Osobiście wolałabym być leniem niż frajerką, bo według mnie nie ma niczego godnego pochwały w takich postawach. Jasne, w idealnej sytuacji powinno się dużo od siebie dawać i być zaangażowanym, ale to musi działać w dwie strony.
8 2018-02-06 15:09:26 Ostatnio edytowany przez jjbp (2018-02-06 15:11:09)
A co do roszczeniowości i niechęci do pracy, to one zawsze były wśród niektórych ludzi, niezależnie od ich wieku. Myślę, że trochę demonizuje się młode pokolenie. Wiele razy słyszałam, że jak ktoś nie chce zrobić darmowych nadgodzin czy w ogóle zaharowywać się to od razu jest leniem. Osobiście wolałabym być leniem niż frajerką, bo według mnie nie ma niczego godnego pochwały w takich postawach. Jasne, w idealnej sytuacji powinno się dużo od siebie dawać i być zaangażowanym, ale to musi działać w dwie strony.
100% się zgadzam.
Osobiście nierzadko widzę postawy "tumiwisizmu, olewactwa i braku elementarnej wiedzy z zakresu kultury, historii czy sztuki" u osób 30+,40+ np w urzędowych okienkach, u ochroniarzy, w publicznej służbie zdrowia itd. czyli w miejscach, gdzie młodzi pracownicy należą raczej do mniejszości.
W każdym pokoleniu znajdą się i tacy, i tacy pracownicy - w dużej mierze może to zależeć od sektoru zawodowego, wysokości pensji, dokładności przeprowadzania rekrutacji przez pracodawcę itd.
100% się zgadzam.
Osobiście nierzadko widzę postawy "tumiwisizmu, olewactwa i braku elementarnej wiedzy z zakresu kultury, historii czy sztuki" u osób 30+,40+ np w urzędowych okienkach, u ochroniarzy, w publicznej służbie zdrowia itd. czyli w miejscach, gdzie młodzi pracownicy należą raczej do mniejszości.
W każdym pokoleniu znajdą się i tacy, i tacy pracownicy - w dużej mierze może to zależeć od sektoru zawodowego, wysokości pensji, dokładności przeprowadzania rekrutacji przez pracodawcę itd.
Tak z ciekawości: po co pani w urzędowym okienku albo ochroniarzowi znajomość historii i sztuki? W tych fachach liczą się inne umiejętności.
U mnie w mieście kiedyś wisiało ogłoszenie o pracę w sklepie z majtkami - nie żaden firmowy sklep, zwykłe polskie majty - że wymagany jest angielski. Po co? Przecież tam obcokrajowców nie ma. Wymaganie ot, żeby jakieś było, jak pracodawca sam nie wie, czego powinien szukać.
Jako osoba z pokolenia "milenialsów" (aż musiałam sprawdzić jakie lata się tutaj zaliczają) stwierdzam, że nie widzę żadnego problemu robię to, za co mi płacą. Czasami przyjdę wcześniej, czasami zostaję po godzinach, jak pracodawca jest spoko, to się chce pracować. Jak pracodawca na wyrąbane, albo jest chamem to też by mi się nie chciało.
Ale, Milenialsi to ludzie obecnie miedzy 20 a 34 r. ż. (tako rzecze wikipedia), więc obstawiam, Husky, że możesz się jeszcze klasyfikować
11 2018-02-06 16:01:05 Ostatnio edytowany przez jjbp (2018-02-06 17:32:28)
Tak z ciekawości: po co pani w urzędowym okienku albo ochroniarzowi znajomość historii i sztuki? W tych fachach liczą się inne umiejętności.
To tylko cytat autorki wątku
W tym przypadku odnosiłam się raczej do tego "tumiwisizmu", może niedokładnie to sprecyzowalam
Siostra zadala pytanie - strzykawka "insulinowka" jest wyskalowana na 40 j. w 1 ml. Mamy insuline ktora zawiera 100 jednostek w 1 cm. Jak podac ta strzykawka np. 5 jednostek? Pytanie na poziomie moze 2-3 klasy podstawowki. Ludzie z wyksztalceniem srednim nie umieja odpowiedziec.
Pytala kilku grup, w sumie kilkadziesiat "mlodych zdolych"..
Femte I czego to dowodzi? Pytała w różnych grupach wiekowych i starsi wiedzieli a milenialsi nie? Albo odwrotnie?
Nie wiem jak to się ma do tematu.
To sa osoby ze srednim wyksztalcenem, nie wszyscy (chyba?) maja mature. Pytanie jak im sie udalo te srednie szkoly skonczyc? Siostra dala tez przyklad calkowitej bezmyslnosci - dziewczyna podniosla psa za przednie lapy - a pies przed chwila mial reponowana przepukline okoloodbytowa, co wymagalo punkcji pecherza. Pecherz wypadl z powrotem. Takich przykladow jest wiele.
Myślę że przypadki niedouczenia albo głupoty czy jak to chcesz nazywać są w każdym pokoleniu bez wyjątku.
Mysle ze dawniej jak ktos byl glab, to szkola potrafila czasem to naprawic. Teraz jak sie nie wyniesie czegos z domu to sie nie bedzie umiec.
17 2018-02-06 19:17:25 Ostatnio edytowany przez jjbp (2018-02-06 20:46:07)
A ja myślę że jak ktoś jest głąb to najlepsza szkoła i najlepsze zasady z domu sprawy nie załatwia. A jak ktoś jest ogarnięty życiowo i inteligentny to i z brakami jakoś da radę i nadrobi. Niezależnie czy kiedyś, czy teraz
18 2018-02-06 21:57:26 Ostatnio edytowany przez femte (2018-02-06 21:59:01)
Ale dlaczego na kilkadziesiat osob nikt nie umial tego rozwiazac? To nie jest tak, ze sa jednostki mniej i bardziej zdolne -przeciez choc jedna osoba powinna wiedziec.
Dobry nauczyciel potrafi nawet glaba nauczyc. Rzecz w tym, ze teraz nikomu nie zalezy na inteligentnych uczniach.
19 2018-02-06 22:14:29 Ostatnio edytowany przez jjbp (2018-02-06 22:24:47)
Myślę że kiedyś nikomu nie zależało bardziej niż teraz.
Ja dalej uważam że w każdym pokoleniu znajdziesz I głąba i osobę inteligentna. I oczywiście ze są jednostki bardziej i mniej inteligentne, od nauczyciela zależy wiele ale nie wszystko. Z takim samym nauczycielem różni uczniowie osiągają różne efekty
Zresztą off topic się robi.
Siostra zadala pytanie - strzykawka "insulinowka" jest wyskalowana na 40 j. w 1 ml. Mamy insuline ktora zawiera 100 jednostek w 1 cm. Jak podac ta strzykawka np. 5 jednostek? Pytanie na poziomie moze 2-3 klasy podstawowki. Ludzie z wyksztalceniem srednim nie umieja odpowiedziec.
Pytala kilku grup, w sumie kilkadziesiat "mlodych zdolych"..
Są różne rodzaje inteligencji. Można mieć talent do języków, albo zdolności artystyczne, albo manualne, a nie mieć matematycznych - brak jednych czy drugich nie oznacza od razu braku inteligencji. Trzeba tylko dopasować swoje umiejętności do wykonywanego zawodu.
21 2018-02-06 22:36:38 Ostatnio edytowany przez femte (2018-02-06 22:40:20)
No wlasnie - technikum weterynaryjne. Slowa mojej siostry na odpowiedz "milenialsa" - wlasnie zabila Pani tego kota...
Ja do Milenialsów nic nie mam, lubię ich zawsze są na czasie i rozrywkowe z nich jednostki