Człowiek którego bezgranicznie kochałam i ufałam, zadał mi cios, złamał mnie. Jednego dnia z cudownego, czułego i troskliwego faceta, zmienił się w zimnego egoistę.
Myslałam, że umrę... nie umarłam...umieram każdego dnia....
Przeczytałam mnóstwo historii podobnych do mojej. Prawie wszędzie ten sam schemat:
Kochający partner okazuje się kłamcą i zdrajcą, cudowny związek od dawna jest fikcją.
I tak jak, wiele/wielu z Was, myślałam dotąd naiwnie, że jestem silną osobą.
Wierzyłam, że tworzymy z partnerem cudowny team i nic nas nie rozdzieli.
Mieliśmy niepisany układ, że jak cos zacznie się psuć, powiemy sobie o tym szczerze.
Nie będziemy się ranić....Jasne....
Minęło ponad dwa miesiące. Najpierw nie mogłam w to uwierzyć, potem obwiniałam siebie.
Był płacz, nieprzespane noce, brak apetytu.
Ciągła huśtawka emocjonalna: kiedy już myślę, że jest lepiej, przychodzi załamanie.
Żyję, uśmiecham się do ludzi, zajmuję się domem i synem, czytam, ćwiczę.
Staram się jeść, staram się spać. Nie wychodzi mi to....
Rodzina i znajomi starają się mnie wspierać, pomagać,
ale nikt, kto tego nie przeżył, nie jest w stanie zrozumieć do końca, co czuję.
Wiem, że podobno kiedyś będzie lepiej, ale dziś potrzebuję wsparcia...