Czuję się jakbym umierała...brak mi sił... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 59 ]

Temat: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Człowiek którego bezgranicznie kochałam i ufałam, zadał mi cios, złamał mnie. Jednego dnia z cudownego, czułego i troskliwego faceta, zmienił się w zimnego egoistę.
Myslałam, że umrę... nie umarłam...umieram każdego dnia....

Przeczytałam mnóstwo historii podobnych do mojej. Prawie wszędzie ten sam schemat:
Kochający partner okazuje się kłamcą i zdrajcą, cudowny związek od dawna jest fikcją.
I tak jak, wiele/wielu z Was, myślałam dotąd naiwnie, że jestem silną osobą.
Wierzyłam, że tworzymy z partnerem cudowny team i nic nas nie rozdzieli.

Mieliśmy niepisany układ, że jak cos zacznie się psuć, powiemy sobie o tym szczerze.
Nie będziemy się ranić....Jasne....

Minęło ponad dwa miesiące. Najpierw nie mogłam w to uwierzyć, potem obwiniałam siebie.
Był płacz, nieprzespane noce, brak apetytu.
Ciągła huśtawka emocjonalna: kiedy już myślę, że jest lepiej, przychodzi załamanie.
Żyję, uśmiecham się do ludzi, zajmuję się domem i synem, czytam, ćwiczę.
Staram się jeść, staram się spać. Nie wychodzi mi to....
Rodzina i znajomi starają się mnie wspierać, pomagać,
ale nikt, kto tego nie przeżył, nie jest w stanie zrozumieć do końca, co czuję.

Wiem, że podobno kiedyś będzie lepiej, ale dziś potrzebuję wsparcia...

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Przykro mi sad może przydałaby Ci się pomoc terapeuty? wiem, że po rozstaniu trzeba przejść okres żałoby ale na pewno trudniej poardzić sobie z tym, że ktoś kogo ufaliśmy nas zawiódł.

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Betrayed, wiem, jak się czujesz, bo jestem w podobnej fazie... to niestety musi okropnie bolec, bo lata naszego życia zostały przekreślone... moje rady, dalej dbaj o siebie i syna, super, że sięgasz po wsparcie... ale niepokojące, ze po 2 miesiącach badał kłopot z jedzeniem i snem, u mnie już się normuje, może warto wybrać się do psychologa, rozważyć tez leki antydepresyjne? Niby to nie depresja, a uzasadniona, naturalna reakcja, ale leki pomagają... mi na ściśnięty żołądek pomogła tez relaksacja Jacobsona ( do znalezienia bezpłatnie w sieci, warto robić codziennie), a doraźnie tez No-spa, praca (piza domem jadło się łatwiej) i gotowanie sobie pożywnych zup, one wchodziły najłatwiej, ale wiem, ze u innych mogą to być ciastka albo cokolwiek, ważne, żeby organizm dostał paliwo... no i postaraj się wychodzić do ludzi. Może Ci się nie chcieć, ale każda chwila bez rozmyślania o stracie jest bezcenna... a z czasem powinno robić się pomalutku lepiej, doły wracają, ale troszkę przybywa spokojnych chwil... mnie inspiruje przyjaciółka, która 2 lata po zdradzie i rozwodzie nabrała cudownej nowej energii i po kolejnym roku mówi, ze to najlepsze, co się w jej życiu przydarzyło... i to mimo, ze została sama z dwójka dzieci, nie jest w nowym związku... liczę, ze dla Ciebie, mnie, nas, będzie podobnie, tylko nie można się zawieszać na tym, co straciłyśmy, a szukać tego, co chcemy w nowym życiu...

4

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Ja nic nie jadłem od wczoraj rano. Teraz się zwlokłem do sklepu. Wyprawa jakbym miał K2 zdobywać. Cała noc nie spałem i rozpisywałem moje małżeństwo. 15 stron A4. Psycholog tak zasugerowała. Jeśli masz trudny moment spróbuj to zrobić. Uczciwie od poczatku. Zajmiesz głowę. U mnie to przypomniało serial Breaking Bad Jeśli chodzi o zachowanie mojej żony. Jeśli ktoś ogladał to wie o czym mówie.

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

jestem w tej samej fazie co Ty. kłopoty ze snem, jedzeniem, waga leci w dół. dwa miesiące.. góra, dół, góra dół. nie mam siły na nic. NIE MAM SIŁY....płacz, żal, beznadzieja..

6

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Dziękuję Wam za rady i wsparcie.

Muszę spróbować tej relaksacji Jacobsona, planuję też rozpocząć pisanie czegoś w rodzaju pamiętnika.
Myślałam o terapeucie, ale niestety w tym momencie zwyczajnie mnie na niego nie stać.

Dużo czytałam i nadal czytam pozycji z dziedziny psychologii. Wiele rzeczy zrozumiałam i poukładałam sobie w głowie.
Pierwsze dwa tygodnie to był dramat. Nie jadłam i nie spałam, byłam jak zombie.
Ale mamy syna, dla którego wiem, że muszę się trzymać.
Zaczęłam brać proszki uspokajające, żeby móc przespać chociaż kilka godzin.
Staram się jeść. Wiem, że nadal jem za mało, ale dbam, żeby to były zdrowe i zbilansowane posiłki.

Są dni, kiedy czuję i wierzę, że będzie dobrze, ale niestety są też takie, kiedy nie wierzę już w nic.
Załamanie przychodzi nagle i wtedy nie pomagają nawet proszki...

Trudno zapomnieć i przestać kochać kogoś, kto był dla nas wszystkim przez 16 lat.
Jednego dnia straciłam nie tylko męża, partnera, kochanka, ale i najlepszego przyjaciela.
Trudno zrozumieć, ze ktoś z kim mogliśmy rozmawiać o wszystkim, kto nas rozumiał,
kto troszczył się i martwił o nas, potrafi jednego dnia zapomnieć i przekreślić wszystko.

W tym wszystkim jest jeszcze nasz syn. Chcę żeby nadal mieli ze sobą dobry kontakt.
Ale to oznacza, że nie mogę tak po prostu odciąć się od mojego męża, przestać go widywać i rozmawiać.
Tak byłoby mi o wiele łatwiej i myślę, że szybciej "wyleczyłabym" się z niego.
Ale jest, jak jest i muszę poradzić sobie w tej, nie innej sytuacji.

diux- dziękuję za miłe słowa.
HerbacianaMagia podziwiam Cię, wydajesz się bardzo silną osobą. Dziękuję za rady.
izabela.gierczynska, Markotny trzymam za nas kciuki. Będzie lepiej musi być...

7

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Ja też w tej chwili przechodzę przez to co Ty... pewnie czuję się tak samo... Mój jeszcze mąż mieszka wciąż że mną, ale praktycznie już żyje oddzielnym życiem. Ja sama z dwójka dzieci zostałam, jego one niewiele już obchodzą.
Chciałabym się już pozbyć tych ataków silnego stresu, strachu, paniki. Jestem do obecności męża tak przyzwyczajona, że jego brak fizyczny i psychiczny powoduje u mnie paralizujacy stres.
Nie mam najlepszej w tej chwili sytuacji finansowej, szukam pracy, ale pieniądze wydane na psychologa są dobrze wydane.
Naprawdę pomaga taka konstruktywna rozmowa. Jeśli w jakiś sposób dasz radę, wybierz dobrego psychoterapeute i idź choćby na 2-3 sesje.
Czasem już mam gdzieś z tyłu głowy myśl, że czas na nowy rozdział w życiu, ale jak opanować emocje?

8

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
melusine napisał/a:

Ja też w tej chwili przechodzę przez to co Ty... pewnie czuję się tak samo... Mój jeszcze mąż mieszka wciąż że mną, ale praktycznie już żyje oddzielnym życiem. Ja sama z dwójka dzieci zostałam, jego one niewiele już obchodzą.
Chciałabym się już pozbyć tych ataków silnego stresu, strachu, paniki. Jestem do obecności męża tak przyzwyczajona, że jego brak fizyczny i psychiczny powoduje u mnie paralizujacy stres.
Nie mam najlepszej w tej chwili sytuacji finansowej, szukam pracy, ale pieniądze wydane na psychologa są dobrze wydane.
Naprawdę pomaga taka konstruktywna rozmowa. Jeśli w jakiś sposób dasz radę, wybierz dobrego psychoterapeute i idź choćby na 2-3 sesje.
Czasem już mam gdzieś z tyłu głowy myśl, że czas na nowy rozdział w życiu, ale jak opanować emocje?

Przykro mi melusine.
Mi paradoksalnie pomagała jego obecność w domu.
Też czułam paniczny strach, kiedy pomyślałam, że już nie będę go widziała, nie będę czuła jego obecności, zapachu itd.
Ale jednocześnie musiałam patrzeć, jak cały czas sms-uje z tą drugą, jak nie może nawet na 5 min. odłożyć telefonu i skupić się na rozmowie ze mną czy z dzieckiem, na zrobieniu głupiej kanapki czy rozwieszeniu prania.
I dzięki temu, każdego dnia otwierały mi się bardziej oczy, musiałam wreszcie stanąć twarzą w twarz z prawdą i zrozumieć, że ten koszmar dzieje się naprawdę.

Wiem, jak to boli...
A teraz, kiedy odszedł, czuję ogromną pustkę...
I nie wiem, jak z tym walczyć...
Czekam aż to uczucie umrze.
I tłumaczę sobie, że człowieka którego kochałam i któremu ufałam już nie ma. On nie żyje....

Co do dziecka, to mój mąż też przez chwilę, był tak pochłonięty swoimi planami na nowe życie, że ledwo zauważał, że ma syna, dla którego dotąd był cudownym ojcem. Próbowałam tłumaczyć, że zniszczy wszystko i starci jedyne dziecko, jakie ma. Nic nie docierało.
Dopiero kilka komentarzy naszego syna, dało mu chyba do myślenia i cos w nim drgnęło.
Spotykają się regularnie, co bardzo mnie cieszy.

Mam nadzieję, że Twój mąż, też zrozumie, że dzieci są najważniejsze i nie mogą ponosić konsekwencji błędów dorosłych.

Ściskam Cię mocno. Trzymaj się...

9

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Markotny ma racje, spróbuj spisać historie tego małżenstwa. Dobre i złe chwile. Mnie po rozstaniu najbardziej wkurzały słowa "czas goi rany" "bedzie dobrze"
Ale teraz mogę poweidziec ze to prawda.
Znajdź psychologa, ale dobrego , z polecenia. Bo psychologiem może byc kazdy i może nieźle namieszac.
Musisz przejść kolejne etapy, z pomocą fachowca to jest łatwiejsze. Mi pomogły jeszcze prochy od psychiatry, bez tego nie wyszłabym z łóżka pomimo 2 dzieci.
Powodzenia!!!!

10

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

U mnie wspomnień już 17 stron. Zostawie je Kiedyś ex żonie. Sa momenty ze leca lzy. Jeśli ktoś sobie nie radzi, tęskni to moja psycholog mówiła by np. Nagrywac wiadomosci co sie robilo danego dnia jakbys miala jej opowiadac.

11

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Przeżywam to samo co wy po raz kolejny. Czasami aż się dziwie, że organizm ludzki jest w stanie znieść tyle bólu i cierpienia. Chciałabym uciec, przestać myśleć, przestać czuć...rzucić wszystko, wyjechać, zapomnieć... A jedyne co mogę zrobić to żyć, chodzić do pracy, zaciskać zęby i w ciszy kiedy nikt nie widzi rozpadać się na milion kawałków...

12

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Wiatm w klubie, autorko wątku nie jesteś zapewniam cie sama. Mnie moja Pani po 20 latach zycia wspólnie i z 2 dzieci, wkrótce pożegna i rozpocznie nowe życie sama z nowym przyjacielem. Żadne argumenty nie przemawiają, dzieci, finanse, perspektywa sądów i komplikacji majątkowych. Nic.  Powód - jak zwykle w takich wypadkach, zaniedbanie żony emocjonalne, brak okazywania czułości na codzień i temu podobne - stara śpiewka jakże tu widzę popularna. Niestety - jak wynika - zbyt bardzo pogrążony byłem na budowaniu materialnym domostwa.  Znając życie , gdybym robił odwrotnie to by znalazła przeciwny argument typu bieda, brak samochodów itp. Póki co -walcze, ale z tego co tu ludzie  piszą, to chyba "po ptokach".

Ale jednego doprawdy nigdy nie zrozumiem  - jak matka może zakładać porzucenie 9 letniego dziecko...I tu jest powód dla którego walcze, bo uważam że to musi być jakaś choroba psychiczna właścicielki umysłu.

13

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

U mnie po miesiącu puscily najgorsze objawy: brak apetytu, lęki, scisk w klatce piersiowej. Po dwoch miesiacach bylo juz calkiem dobrze. Niestety po kolejnym miesiacu (a minely je juz w sumie 3 od rozstania wspomnienia wrocily. Dziwnym zbiegiem okolicznosci pojawiaja sie na mojej drodze rzeczy ktore dobitnie o niej przypominaja. Przypadek czy jakas cholerna metafizyka? Nie wiem ile to potrwa ale chyba najwazniejsze to przeprogramowywac kazdego dnia myslenie i powtarzac w kolko ze ten stan minie i bedzie jeszcze dobrze. Mnie to troszke uspokaja.
Lacze sie z wami wszystkimi w bolu i wracam na forum po dwoch miesiacach wzglednego spokoju emocjonalnego.

14

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Portugalec napisał/a:

  Póki co -walcze, ale z tego co tu ludzie  piszą, to chyba "po ptokach".

.... jakaś choroba psychiczna właścicielki umysłu.

Daj sobie spokój zajmij się sobą i dzieckiem. Nie    wygrasz tej walki on jest nowy świeży pachnący niczym nie obciążony a ty jesteś najgorszy na świecie. Zobaczysz jeszcze wielu rzeczy dowiesz się o sobie. Będą przerysowane będą zmyślone ale wg niej to będzie prawda.

W takich sytuacjach większość ex lub przyszłych ex to osoby dalekie od normalności. Lepiej dla własnego zdrowia trzymać się z daleka od nich. Najzabawniejsze  że właściwie wszystkie takie akcje są u nich wręcz identyczne i przewidywalne krok po kroku. Dosłownie jakby to były jakieś klony smile

15

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Markotny napisał/a:

U mnie wspomnień już 17 stron. Zostawie je Kiedyś ex żonie. Sa momenty ze leca lzy. Jeśli ktoś sobie nie radzi, tęskni to moja psycholog mówiła by np. Nagrywac wiadomosci co sie robilo danego dnia jakbys miala jej opowiadac.


Zastanawiam się kiedy zwariujesz. Powiedz po co to wszystko? Zakop to gówniane życie z nią metr pod ziemią i zacznij od nowa. Wbrew pozorom bywają inne kobiet na tym świecie.

16

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Hej kochani
Ten tydzień był dla mnie wyjątkowo ciężki.
Mam wrażenie, że powoli zaczynam przyzwyczajać się do tego stanu i przestaję wierzyć, że jeszcze kiedyś będę szczęśliwa. 

Wykonuję wszystkie czynności jak robot. Jem, pracuję, ogarniam dom, zajmuję się dzieckiem.
Wystarczy dobry makijaż, strój, uśmiech nr X  i nikt nie zauważa, że to tylko pozory, że w środku krzyczysz z bólu…
miserablegirl mogłabym podpisać się pod Twoimi słowami , bo czuję dokładnie to samo:
„Chciałabym uciec, przestać myśleć, przestać czuć...rzucić wszystko, wyjechać, zapomnieć... A jedyne co mogę zrobić to żyć, chodzić do pracy, zaciskać zęby i w ciszy kiedy nikt nie widzi rozpadać się na milion kawałków...”

Czytam Wasze historie i cały zastanawiam się , jak to jest możliwe, że ONI cieszą się życiem, podczas gdy my umieramy.
Jak po tym co nam zrobili, mogą spokojnie patrzeć na swoje odbicie w lustrze, śmiać się, planować przyszłość . 
Nie rozumiem i chyba nigdy tego nie zrozumiem…

17

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Ech życie jednak uczy pokory. Przyznam ,że wcześniej takie sprawy były dla mnie zupełnie obce. Niechciało mi się wierzyć że bliska osoba może tak ranić partnera.Myślałem, komu jak komu ale mi się to nie przytrafi smile  ech durny...Ale widzę że jest tu nas grupka smile  Także wspólnie damy radę. Dziś jestem jakoś optymistycznie nastawiony.

Betrayed- na 100% będziesz jeszcze szczęśliwa , zobaczysz.

18 Ostatnio edytowany przez camaro81 (2018-02-01 23:58:52)

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Betrayed, kazdy z nas bedzie jeszcze szczesliwy. Jeden za miesiac, inny za rok a jeszcze inny za 10 lat. Najzabawniejsze w tym wszystkim, ze to szczescie nie bedzie musialo miec wcale nic wspolnego z druga osoba a raczej z sila wyplywajaca z nas. Wpadl mi ostatnio w oko fajny cyctak ks. Twardowskiego: ''Prawdziwe szczescie jakiego szukamy, jest najczesciej inne niz je sobie wyobrazalismy''.

Portugalec- tez sie dlugo zastanawialem jak ktos bliski naszemu sercu moze nam wbic sztylet prosto w serce a na drugi dzien funkcjonowac jakby nas nigdy nie bylo w jej/jego zyciu... Ale ludzie sa tylko ludzmi i niestety (albo stety) pewni w 100% mozemy byc tylko siebie. Dlatego jedyna osoba ktorej oczekiwania musimy spelniac jestesmy my sami!
Jeszcze zaswieci nam wszystkim slonce.

19

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
camaro81 napisał/a:

Betrayed, kazdy z nas bedzie jeszcze szczesliwy. Jeden za miesiac, inny za rok a jeszcze inny za 10 lat. Najzabawniejsze w tym wszystkim, ze to szczescie nie bedzie musialo miec wcale nic wspolnego z druga osoba a raczej z sila wyplywajaca z nas. Wpadl mi ostatnio w oko fajny cyctak ks. Twardowskiego: ''Prawdziwe szczescie jakiego szukamy, jest najczesciej inne niz je sobie wyobrazalismy''.

Portugalec- tez sie dlugo zastanawialem jak ktos bliski naszemu sercu moze nam wbic sztylet prosto w serce a na drugi dzien funkcjonowac jakby nas nigdy nie bylo w jej/jego zyciu... Ale ludzie sa tylko ludzmi i niestety (albo stety) pewni w 100% mozemy byc tylko siebie. Dlatego jedyna osoba ktorej oczekiwania musimy spelniac jestesmy my sami!
Jeszcze zaswieci nam wszystkim slonce.

A co zrobić z bólem (niekoniecznie fizycznym), który zadaje nam najbliższa osoba?

20 Ostatnio edytowany przez drobinkaa25 (2018-02-02 02:03:38)

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Czuję jakbym czytała o sobie.. Sama sobie powtarzam bądź silna.. Wszystko było pięknie jak w bajce wspólne wyjazdy firma tyle czasu mieliśmy dla siebie do momentu kiedy on nie zaczął spotykać się z nowo poznanymi  kolegami z branży..  Zaczął częściej wychodzić.. wyjazdy z kolegami, rajdy, rozmowy i ta jego pewność siebie która wzrosła o 1000 % miał mnie za nic... Upokarzal.. Wyjechał na szkolenie.. I wtedy się zaczęło... Zdrada.. Cios..  ogromny ból (...)

21

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Lou71.71 napisał/a:
camaro81 napisał/a:

Betrayed, kazdy z nas bedzie jeszcze szczesliwy. Jeden za miesiac, inny za rok a jeszcze inny za 10 lat. Najzabawniejsze w tym wszystkim, ze to szczescie nie bedzie musialo miec wcale nic wspolnego z druga osoba a raczej z sila wyplywajaca z nas. Wpadl mi ostatnio w oko fajny cyctak ks. Twardowskiego: ''Prawdziwe szczescie jakiego szukamy, jest najczesciej inne niz je sobie wyobrazalismy''.

Portugalec- tez sie dlugo zastanawialem jak ktos bliski naszemu sercu moze nam wbic sztylet prosto w serce a na drugi dzien funkcjonowac jakby nas nigdy nie bylo w jej/jego zyciu... Ale ludzie sa tylko ludzmi i niestety (albo stety) pewni w 100% mozemy byc tylko siebie. Dlatego jedyna osoba ktorej oczekiwania musimy spelniac jestesmy my sami!
Jeszcze zaswieci nam wszystkim slonce.

A co zrobić z bólem (niekoniecznie fizycznym), który zadaje nam najbliższa osoba?

Z bólem nie zrobisz nic. Musisz go zaakceptować, zacisnąć zęby i przeczekać najgorszy czas. Z każdym tygodniem, miesiącem będzie mniejszy. Ja np odczuwam go nadal ale nie jest tak silny jak na początku i atakuje mnie od czasu do czasu. Zazwyczaj gdy mam za duzo czasu na rozmyslanie. Gdy jestem czyms zajety pozwala o sobie zapomniec.

22 Ostatnio edytowany przez anderstud (2018-02-02 11:09:43)

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Rafał Poznań napisał/a:
Portugalec napisał/a:

  Póki co -walcze, ale z tego co tu ludzie  piszą, to chyba "po ptokach".

.... jakaś choroba psychiczna właścicielki umysłu.

Daj sobie spokój zajmij się sobą i dzieckiem. Nie    wygrasz tej walki on jest nowy świeży pachnący niczym nie obciążony a ty jesteś najgorszy na świecie. Zobaczysz jeszcze wielu rzeczy dowiesz się o sobie. Będą przerysowane będą zmyślone ale wg niej to będzie prawda.

W takich sytuacjach większość ex lub przyszłych ex to osoby dalekie od normalności. Lepiej dla własnego zdrowia trzymać się z daleka od nich. Najzabawniejsze  że właściwie wszystkie takie akcje są u nich wręcz identyczne i przewidywalne krok po kroku. Dosłownie jakby to były jakieś klony smile

Ha ha ha, no dosłownie.
Ja już jestem 1/5 roku na tym forum i wchodząc tutaj każdego dnia mam deżawju. Czasami to aż muszę zerknąć na nick i datę założenia posta,
bo czytając wpisy autora mam nieodparte wrażenie graniczące niemal z pewnością, że już to wszystko czytałem.
Najśmieszniejsze jest to, że chociaż ja sam nigdy swojego tematu nie założyłem, to gdybym kiedyś to zrobił, napisałbym dokładnie to samo.
Albo te wszystkie laski mają zakodowany w genach schemat postępowania, albo jedna od drugiej przepisuje te pseudo życiowe mądrości,
bo innej możliwości nie ma, żeby każda jedna robiła to samo i gadała to samo jak jakiś zaprogramowany robot, słowo w słowo, kropka w kropkę.

23

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Biedna, rozmawiaj o tym jak najwięcej. Kiedyś dojdziesz do siebie zobaczysz. Poczujesz się lepiej. To nie twoja wina, że ktoś nie jest fair.

24

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Nie mogę pojąć jak można się zainteresować zajętą osobą. Jak można od początku skazywać się na bycie trzecim. Jak można z premedytacją krzywdzić drugiego człowieka.:(
Trzymajcie się! Mam nadzieję, że stare powiedzenie: Czas leczy rany, u Was zadziała jak najszybciej!!!

25 Ostatnio edytowany przez ZielonaKama (2018-02-02 16:18:51)

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
anderstud napisał/a:
Rafał Poznań napisał/a:
Portugalec napisał/a:

  Póki co -walcze, ale z tego co tu ludzie  piszą, to chyba "po ptokach".

.... jakaś choroba psychiczna właścicielki umysłu.

Daj sobie spokój zajmij się sobą i dzieckiem. Nie    wygrasz tej walki on jest nowy świeży pachnący niczym nie obciążony a ty jesteś najgorszy na świecie. Zobaczysz jeszcze wielu rzeczy dowiesz się o sobie. Będą przerysowane będą zmyślone ale wg niej to będzie prawda.

W takich sytuacjach większość ex lub przyszłych ex to osoby dalekie od normalności. Lepiej dla własnego zdrowia trzymać się z daleka od nich. Najzabawniejsze  że właściwie wszystkie takie akcje są u nich wręcz identyczne i przewidywalne krok po kroku. Dosłownie jakby to były jakieś klony smile

Ha ha ha, no dosłownie.
Ja już jestem 1/5 roku na tym forum i wchodząc tutaj każdego dnia mam deżawju. Czasami to aż muszę zerknąć na nick i datę założenia posta,
bo czytając wpisy autora mam nieodparte wrażenie graniczące niemal z pewnością, że już to wszystko czytałem.
Najśmieszniejsze jest to, że chociaż ja sam nigdy swojego tematu nie założyłem, to gdybym kiedyś to zrobił, napisałbym dokładnie to samo.
Albo te wszystkie laski mają zakodowany w genach schemat postępowania, albo jedna od drugiej przepisuje te pseudo życiowe mądrości,
bo innej możliwości nie ma, żeby każda jedna robiła to samo i gadała to samo jak jakiś zaprogramowany robot, słowo w słowo, kropka w kropkę.

A moglbys Ty 'nie lasko' strescic co te laski 'TAK SAMO'???

26

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
serce i rozum napisał/a:

Nie mogę pojąć jak można się zainteresować zajętą osobą. Jak można od początku skazywać się na bycie trzecim. Jak można z premedytacją krzywdzić drugiego człowieka.:(
Trzymajcie się! Mam nadzieję, że stare powiedzenie: Czas leczy rany, u Was zadziała jak najszybciej!!!

Ja nie mogę pojąć jak można zdradzić, jeśli się kogoś kocha. Nie potrafie uwierzyć, że ktoś deklaruje miłosc a potem zdradza. Taki facet kłamca jest dla mnie zaprzeczeniem męskości.

27

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
ZielonaKama napisał/a:

A moglbys Ty 'nie lasko' strescic co te laski 'TAK SAMO'???

Robio i gadajo, pisze chyba nie???

28

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Tulinka80 napisał/a:

Ja nie mogę pojąć jak można zdradzić, jeśli się kogoś kocha. Nie potrafie uwierzyć, że ktoś deklaruje miłosc a potem zdradza. Taki facet kłamca jest dla mnie zaprzeczeniem męskości.

Pomiędzy deklaracją, a stanem faktycznym może być spora przestrzeń, którą można wypełnić np. zdradą.

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Drodzy Porzuceni- kiedys przeciez wszyscy zyliscie jako single. Czy to bylo beznadziejne zycie? Chyba nie. Za bardzo potem wsiąkliscie i uzalezniliscie sie od zycia w zwiazku ze juz przestaliscie miec zycie wlasne. Trzeba nauczyc sie zyc teraz po nowemu -mądrzej. Powodzenia.

30

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

jestem w podobnej sytuacji na tę chwilkę
pozdrawiam
ja mogę aż lub tylko Wołać Anioła o pomoc
S.O.S
Jestem z Tobą,choć Cię nie znam
Może weszłam tu kiedyś ciut niechcący
Ne
marzena

31

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Piotr, to bardzo łatwo powiedzieć. Ja z mężem byłam 26 lat, odkąd miałam 15... nie znam życia singielki, a życie samotnej matki z ciężko chorym ze stresu dzieckiem (naszej 17-łatce kompletnie oszalała tarczyca) nie brzmi jak usłane różami...mąż zdradził mnie i zdecydował się zostawić dla o 20 lat młodszej kochanki, gdy straciłam prace i dowiedziałam się o nieuleczalnej chorobie... dzis, podobnie do betrayed, staram się pozbierać, przede wszystkim dla córki... zdrowie już pod kontrolą o tyle, o ile to możliwe, w marcu zaczynam nową przygodę zawodową, ale z bólem serca będę pewnie walczyć jeszcze długo mimo wspaniałych, wspierających przyjaciół, znajomych i rodziny, psychoterapii, leków i dziesiątek testowanych strategii, zwłaszcza, że jako katoliczka mam w przyszłości do wyboru samotność lub rezygnację z sakramentów, a każda z tych opcji brzmi boleśnie... do tego zachowania jak z filmu sensacyjnego i bezpardonowa wojna o ciężko zarobione przeze mnie pieniądze... nawet udało mi się już zamienić rozpacz w złość, ale mojego życia, które kochałam, to nie przywróci... i to nie tak, że żyłam tylko związkiem, ale to jednak ważny element życia w milionie płaszczyzn... emocje, seks, wakacje, weekendy, wieczory i tyle wspólnych aktywności, które nie wszystkie da się odtworzyć z przyjaciółmi... i jakoś działam tylko dzięki temu, że miałam inne obszary życia i wiele sił, z których dziś czerpię... betrayed, trzymam za Ciebie kciuki. Moja mantra w ostatnich dniach, gdy przychodzi ból i smutek, to „to już nie mój problem”. Plus codziennie dobry czas, z dziećmi, przyjaciółmi albo w fajnym gronie, pomaga, chociaż nadal jest sinusoida, dziś znów słabszy dzień... ale coraz więcej jest tez tych dobrych...

32

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
HerbacianaMagia napisał/a:

Piotr, to bardzo łatwo powiedzieć. Ja z mężem byłam 26 lat, odkąd miałam 15... nie znam życia singielki, a życie samotnej matki z ciężko chorym ze stresu dzieckiem (naszej 17-łatce kompletnie oszalała tarczyca) nie brzmi jak usłane różami...mąż zdradził mnie i zdecydował się zostawić dla o 20 lat młodszej kochanki, gdy straciłam prace i dowiedziałam się o nieuleczalnej chorobie... dzis, podobnie do betrayed, staram się pozbierać, przede wszystkim dla córki... zdrowie już pod kontrolą o tyle, o ile to możliwe, w marcu zaczynam nową przygodę zawodową, ale z bólem serca będę pewnie walczyć jeszcze długo mimo wspaniałych, wspierających przyjaciół, znajomych i rodziny, psychoterapii, leków i dziesiątek testowanych strategii, zwłaszcza, że jako katoliczka mam w przyszłości do wyboru samotność lub rezygnację z sakramentów, a każda z tych opcji brzmi boleśnie... do tego zachowania jak z filmu sensacyjnego i bezpardonowa wojna o ciężko zarobione przeze mnie pieniądze... nawet udało mi się już zamienić rozpacz w złość, ale mojego życia, które kochałam, to nie przywróci... i to nie tak, że żyłam tylko związkiem, ale to jednak ważny element życia w milionie płaszczyzn... emocje, seks, wakacje, weekendy, wieczory i tyle wspólnych aktywności, które nie wszystkie da się odtworzyć z przyjaciółmi... i jakoś działam tylko dzięki temu, że miałam inne obszary życia i wiele sił, z których dziś czerpię... betrayed, trzymam za Ciebie kciuki. Moja mantra w ostatnich dniach, gdy przychodzi ból i smutek, to „to już nie mój problem”. Plus codziennie dobry czas, z dziećmi, przyjaciółmi albo w fajnym gronie, pomaga, chociaż nadal jest sinusoida, dziś znów słabszy dzień... ale coraz więcej jest tez tych dobrych...

Jak ja to rozumiem. To nie jest tak, że ciągle jest źle, ale właśnie ta konieczność zmiany życia na gorsze (niestety) i to nie z własnej winy. Moje życie singielki nie było takie super, jak to napisał Piotr. Dopiero w związku poczułam,, że mam swoje miejsce na ziemi ... i teraz wszystko się sypie.

33 Ostatnio edytowany przez Betrayed (2018-02-03 21:55:13)

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Powrót do życia przed...

Problem w tym, że wcześniej nie byłam tak spełniona i tak szczęśliwa jak w związku z moim mężem.
Przez lata byliśmy sobie bardzo bliscy, rozumieliśmy się bez słów. To był człowiek z którym chciałam się zestarzeć.
Ja kochałam naprawdę i byłam przekonana, że z jego strony jest to równie silne uczucie.
Ani ja ani nikt z naszych bliskich czy znajomych nie zauważył, ze dzieje się cos złego.

Dlatego to, co się stało, jest dla mnie takim szokiem i ciosem.
Byliśmy ze sobą bardzo długo a ostatni rok był wyjątkowo ciężki: przeprowadzka w zupełnie nieznane nam rejony,
remont, zmiana szkoły przez syna, zmiana pracy, studia, kursy.
Nie mieliśmy dla siebie zbyt dużo czasu, mijaliśmy się.
Ale nie było między nami źle, nie było cichych dni ani większych nieporozumień.
Nadal były cudowny sex, wyznania miłości, pełne troski telefony i sms-y z buziakami i serduszkami.
Gdyby nasz związek był nieudany, były jakieś problemy, wtedy byłoby mi łatwiej to pojąć.
A tak...to był cios, który mnie powalił.

Ja jestem naprawdę silną osobą. Jako młoda dziewczyna usłyszałam wyrok - wisiała nade mną groźba ciężkiej choroby.
Nie załamałam się wtedy, nie poddałam. Ani operacja ani czekanie na wyniki histopatologiczne nie były wstanie mnie złamać.
Potem jeszcze kilka razy musiałam borykać się z konsekwencjami tamtej choroby. Jednak zawsze wiedziałam, że będzie dobrze i tak było.

Ale to co przeżyłam wtedy, nawet w ułamku procenta nie bolało tak bardzo, jak to co czuję teraz.
Nie potrafię wymazać z pamięci ani z serca 16 lat mojego życia.

Ja nie mówię, że nie ma szczęśliwych singli, tyle tylko, że każdy z nas jest inny i co innego daje mu szczęście.
Ja zawsze czułam się dobrze w swoim towarzystwie. Nigdy nie narzekałam na nudę.
Moje życie nie jest puste. Mam dom, dziecko, pracę, zainteresowania, którym poświęcam wolny czas i ludzi z którymi mogę pogadać.
Problem w tym, że ja już wiem, co to znaczy codzienna bliskość ukochanej osoby.
Zasypianie i budzenie się w ramionach partnera. Ta wyjątkowa relacja; zrozumienie, czułość, intymność...
Wspólna codzienność, dzielenie się radościami i smutkami.

Dlatego rozumiem Cię doskonale Lou71.71. Nie da się niczym zastąpić tego życia, które miałyśmy.
HerbacianaMagia dziękuję. Ja też za Ciebie a się niczym trzymam kciuki. Za Ciebie i Twoją córkę.

I jest jeszcze cos...
Boję się, że po tym co przeżyłam, nie będę już potrafiła nikomu zaufać, nie uwierzę już w miłość.

34 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2018-02-04 00:57:08)

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Betrayed napisał/a:

ale nikt, kto tego nie przeżył, nie jest w stanie zrozumieć do końca, co czuję.

Wiem, że podobno kiedyś będzie lepiej, ale dziś potrzebuję wsparcia...

Masz rację, że pomimo najszczerszych chęci osoba, która nie przeszła przez tzw. trudny rozwód i zdradę nie do końca zrozumie osobę, która tego doświadczyła.
Ja przeżyłam to co Ty. Ból, najczarniejsze myśli, brak chęci do życia, frustrację, odpieranie ataków byłego już męża, sądownych i psychicznych.

I obecnie jestem w pięknym miejscu i czuję się szczęśliwa.

Dasz radę, chociaż teraz wydaje Ci się to niemożliwe. Podniesienie się po zdradzie i rozwodzie zajmuje ok. 3 lat. Długo. Ja jednak piszę o PEŁNEJ rekonwalescencji.

Markotny podaje Ci super sposób na uporządkowanie myśli. Ja i kilka innych osób bardzo go polecamy - pisanie pamiętnika, bloga, postów na forum, itp. Niekoniecznie musi to ktoś czytać - pisanie pozwala wyciszyć emocje, pomóc Tobie rozliczyć się z przeszłością i zamknąć ją. Możesz poprowadzić dialog z kimś, możesz pisać do szuflady - to proces, który CIEBIE uwalnia.

To, co rzuciło mi się w oczy, to Twoja IDEALIZACJA związku. "Tragedia" nie wydarzyła się z dnia na dzień jak napisałaś. Poprzedził ją kryzys, tylko do tych wniosków dojdziesz sama za jakiś czas. Nie dziwi mnie to, co napisałaś, bo tak działa ludzki umysł wtedy, kiedy coś traci. Naprawdę ten facet przez 16 lat był TAKIM CHODZĄCYM IDEAŁEM?... smile Nie chodzi o zobrzydzenie go sobie. O REALNY obraz sytuacji.

I jeszcze jedno. Daj sobie czas na opłakanie straty i pozwolenie na bycie słabą. Zostałaś cholernie zraniona. Ale nie zastygnij w roli ofiary. Niektórzy tak mają.

35

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

I_see_beyond

36

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

I_see_beyond dziękuję.
Dobrze wiedzieć, że są ludzie, którzy podnieśli się po ciężkich przeżyciach, są szczęśliwi i układają sobie życie na nowo.
Dzięki takim osobom jak Ty, czasem pozwalam sobie uwierzyć, że i u mnie wszystko się ułoży.

Ja wiem, że nie ma ideałów. Mój mąż też nim nie był, ale był cudownym, troskliwym i kochającym mężczyzną. Wspaniałym ojcem.
Był, ale nagle to wszystko wydało mu się nudne.
Wpadł w towarzystwo młodych ludzi bez zobowiązań, bez skrupułów. Uległ fascynacji młodością, świeżości, wolnością.
Druga młodość...

Nie, nie idealizuję go.
Czuję do niego ogromy żal...

Powoli zaczynam przyzwyczajać się do myśli, że Nas już nie ma.
Powoli poddaję się...
Ale nadal bardzo mi go brakuje, nadal tęsknię.
Nadal nie mogę przestać o nim myśleć.
Nadal nie mogę sobie wyobrazić, że mogłabym kiedyś pokochać innego człowieka.
Nadal boli...

37 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2018-02-10 17:59:26)

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Betrayed napisał/a:

I_see_beyond dziękuję.
Dobrze wiedzieć, że są ludzie, którzy podnieśli się po ciężkich przeżyciach, są szczęśliwi i układają sobie życie na nowo.
Dzięki takim osobom jak Ty, czasem pozwalam sobie uwierzyć, że i u mnie wszystko się ułoży.

Nie ma za co. smile Takich osób jak ja, po przejściach, ale stojących już na nogach, jest więcej. Na wszystko potrzeba czasu. Mnie to zdanie wielokrotnie powtarzano.  Z początku nie wierzyłam w to, co ludzie mówią, było to dla mnie niewyobrażalne. Ale stare porzekadło, iż czas jest najlepszym lekarzem, znów się sprawdziło.

Większość tych facetów chce się rozstać, bo się najwyraźniej znudziło dotychczasową rolą. Najtrudniej uwierzyć, że ktoś, kto był dla nas taki dobry, zmienia się nie do poznania - standardowo stoi za tym jakaś "ona, trzecia", a wcześniej problemy, do istnienia których nie zawsze się w pierwszej chwili przyznajemy.

Piszesz o tych wszystkich trudnych emocjach - poczuciu żalu, tęsknocie, uporczywych myślach o mężu  - to nic innego jak syndrom odstawienia, który manifestuje się poprzez spadek nastroju i pesymizm. Odstawić można substancje uzależniające, ale uzależnieni bywamy też od zjawisk i osób. Kilkanaście wspólnych lat razem nie jest łatwo pożegnać jednym pstryknięciem palca. Zresztą rozwód porównywany jest do śmierci bliskiej osoby na skali stresu. Wyjście z dołka na dobre, a nie na chwilę, musi trwać.

Na razie daj sobie czas na przeżycie żałoby. Powspominaj, popłacz, wygadaj się i... stopniowo zamykaj przeszłość. Zobaczysz, że za jakiś czas będziesz i byłego męża i całą tę sytuację pamiętać jak przez mgłę.

Betrayed napisał/a:

Nadal nie mogę sobie wyobrazić, że mogłabym kiedyś pokochać innego człowieka.
Nadal boli...

Bo to jest jeszcze czas bólu właśnie. Jeszcze za wcześnie na wyobrażenie sobie przyszłości. Ale... powiem Ci z własnego doświadczenia, że jest to możliwe, a wcale oczywiste nie było. Dochodzi jeszcze kwestia ponownego ZAUFANIA drugiej osobie i strach, aby się to wszystko nie powtórzyło. Jednak coś sprawia, że ryzykujemy. wink To trochę jak ze zdecydowaniem się na drugie dziecko - po pierwszym porodzie ktoś może powiedzieć: "Nigdy więcej", ale... wspomnienia bledną i na świat przychodzi nowe życie. smile

Czytam tu różne rzeczy na forum i powiem Ci jeszcze, że jest grupa osób, dla których rozwód owszem, był bolesny i które kurczowo trzymały się dawnego życia, jako niby takiego dobrego u boku człowieka, którego kochają, ale dla których to ostatecznie rozwód okazuje się być uwolnieniem. Możliwości po rozstaniu jest bardzo wiele. smile

38

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Witam,widze ,że dobrze trafiłem.od dwóch tygodni wiem o romansie mojej partnerki.mamy razem dwójkę dzieci z 6 letniego związku,poświeciłem 6 lat rodzinie,nie zawsze było idealnie,ale tak już jest że trzeba się docierać z biegiem lat..dzieci kocham ponad wszystko.
Nie wiem co robić dalej.
W tej chwili jestem w domu z dzieciakami a moja pani u swojego kochanka.możecie uznać,mnie za pizde nie chłopa,ale dzieci są najważniejsze w tej chwili.
Cały dzień przeglądam forum,ale nie wiem co robić.
Jak się zachowac,rozmowa nic nie da.
Nie myślałem że coś takiego może mi się przytrafić.

39

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
tomek211980 napisał/a:

Witam,widze ,że dobrze trafiłem.od dwóch tygodni wiem o romansie mojej partnerki.mamy razem dwójkę dzieci z 6 letniego związku,poświeciłem 6 lat rodzinie,nie zawsze było idealnie,ale tak już jest że trzeba się docierać z biegiem lat..dzieci kocham ponad wszystko.
Nie wiem co robić dalej.
W tej chwili jestem w domu z dzieciakami a moja pani u swojego kochanka.możecie uznać,mnie za pizde nie chłopa,ale dzieci są najważniejsze w tej chwili.
Cały dzień przeglądam forum,ale nie wiem co robić.
Jak się zachowac,rozmowa nic nie da.
Nie myślałem że coś takiego może mi się przytrafić.


Załuż nowy wątek, nie jesteś sam. No worries.

40

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

wiem co musisz czuć. Ja umieram od 13 lipca 2017 roku..wtedy zawalił mi się świat, dowiedziałam się o zdradzie, kłamstwach...a wszystko to od człowieka, który był dla mnie wszystkim...umieram choć pod sercem rozwija się moja córeczka.

41 Ostatnio edytowany przez Betrayed (2018-02-11 16:54:24)

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Jestem na siebie zła...
Zła, że nadal, go kocham, że nie potrafię zapomnieć, że tęsknię za jego bliskością.
Zła, że nie potrafię wziąć się w garść i przestać si ę nad sobą użalać.
W ogóle jak to możliwe, że po tym wszystkim, nadal można tak bardzo kogoś kochać.
Czas podobno leczy rany, minęły 3 m-ce a ja mam wrażenie, że z każdym dniem tęsknię bardziej.

Poza tym on ciągle jest obecny w moim życiu, ciągle muszę go widywać.
Każde spotkanie, to na nowo otwarcie rany w moim sercu.
Staram się być obojętna, ale kiedy na niego patrzę, czuję jego zapach, słyszę jego głos... wracają wspomnienia...
Boli jak ........
Mamy dziecko, na którym (po chwilowym "zaćmieniu umysłu") znów bardzo mu zależy.
Chce się z nim widywać tak często, jak to możliwe. Chce wiedzieć, co u niego, uczestniczyć w jego życiu na co dzień.
Bardzo mnie to cieszy, ale z drugiej strony, jak mam się odciąć i zapomnieć o nim.
Łączą nas też sprawy majątkowe, które też jeszcze długo będą się ciągnąć.

I_see_beyond nawet nie wiesz, jak jestem Ci wdzięczna za Twoje wpisy. Twoje słowa pozwalają mi wrócić do pionu, kiedy nie mam już siły ♥
To, że będzie dobrze, nadal wydaje mi się abstrakcją, ale chcę wierzyć, że to prawda.

Trzymam kciuki za kolejne osoby, które pojawiają się tu, szukając zrozumienia i wsparcia.
Mam nadzieję, że uda nam się znaleźć swoje szczęście.
Że te doświadczenia nas nie złamią i że kiedyś to my będziemy na tym forum wspierać innych.

42 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-02-11 17:32:19)

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Nie rób sobie tego Betrayed, by z powodu dziecka i wizyt u niego dręczyła Cię jego osoba.
Niech ustala wizyty sms, pisz z nim konkretnie- nie rozmawiaj, jeśli Ci ciężko teraz. Możesz skorzystać z pomocy kogoś z rodziny, przez niego organizować te wizyty. Możesz uniknąć widywania go. Nie rób tego sobie. dobrze, że ma częsty kontakt z dzieckiem- dobrze dla dziecka i dla Ciebie- wykorzystaj ten czas dla SIEBIE.

43

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Ela210 napisał/a:

Nie rób sobie tego Betrayed, by z powodu dziecka i wizyt u niego dręczyła Cię jego osoba.
Niech ustala wizyty sms, pisz z nim konkretnie- nie rozmawiaj, jeśli Ci ciężko teraz. Możesz skorzystać z pomocy kogoś z rodziny, przez niego organizować te wizyty. Możesz uniknąć widywania go. Nie rób tego sobie. dobrze, że ma częsty kontakt z dzieckiem- dobrze dla dziecka i dla Ciebie- wykorzystaj ten czas dla SIEBIE.

Niestety nikt z rodziny nie może mi w tym pomóc.
Ponad rok temu przeprowadziliśmy się daleko od wszystkiego i wszystkich. Tu na miejscu nie mam ani rodziny, ani przyjaciół.
Oni są ze mną myślami, wspierają mnie tak jak mogą. Dzwonią, piszą, ale nie mogę być tu na miejscu.
Mój mąż był moim najlepszym przyjacielem, ale jak wiadomo, na jego ramieniu już się nie wypłaczę...

Nasze dziecko, też przeżywa nasze rozstanie. Do końca widział, to co ja. Czyli tatę, który dba i kocha mamę. Dba o rodzinę.
Jednego dnia to wszystko okazało się kłamstwem. Dla niego to też był szok.
Staram się postępować tak, żeby on odczuł to najmniej.
Nie było i nie ma awantur, na które musiał by patrzeć.
Zresztą ja sama też nie zamierzam zniżać się do takiego poziomu.
Rozmawiam z jego ojcem bez emocji, odnoszę się do niego z szacunkiem.
I tylko ja wiem, ile kosztuje mnie takie ciągłe granie silnej i niewzruszonej, chociaż tam w środku krzyczę z bólu i wciekłości.

44

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Ela210 napisał/a:

Nie rób sobie tego Betrayed, by z powodu dziecka i wizyt u niego dręczyła Cię jego osoba.
Niech ustala wizyty sms, pisz z nim konkretnie- nie rozmawiaj, jeśli Ci ciężko teraz. Możesz skorzystać z pomocy kogoś z rodziny, przez niego organizować te wizyty. Możesz uniknąć widywania go. Nie rób tego sobie. dobrze, że ma częsty kontakt z dzieckiem- dobrze dla dziecka i dla Ciebie- wykorzystaj ten czas dla SIEBIE.

Betrayed, oprócz tego, co powyżej, postaraj się ustalić jego stałe wizyty w konkretnych godzinach. Jeżeli on pojawia sie po południu, po pracy, niech odrobi z synam lekcje, zrobi mu kolację, a Ty w tym czasie wyjdź z domu, zapisz się na zumbę, idź na basen, czy zorganizuj sobie czas w jakiś inny sposób. Jeżeli syn chodzi gdzieś na zajęcia dodatkowe, zaproponuj, żeby woził go tam ojciec, będziesz miała czas dla siebie w domu. Nie wiem, czy ojciec zabiera go np. co drugi weekend, ale to także możesz wyegzekwować.
Ela210 ma rację sugerując, żebyś kontaktowała sie z nim przez sms-y, lub drogą mailową, krótko i treściwie. Unikniesz niepotrzebynch emocji, rozmawiając z nim bezpośrednio.
Wiem, że to tylko półśrodki, ale może przyniosą Ci choćby niewielką ulgę.

45 Ostatnio edytowany przez Betrayed (2018-02-11 19:53:35)

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
josz napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Nie rób sobie tego Betrayed, by z powodu dziecka i wizyt u niego dręczyła Cię jego osoba.
Niech ustala wizyty sms, pisz z nim konkretnie- nie rozmawiaj, jeśli Ci ciężko teraz. Możesz skorzystać z pomocy kogoś z rodziny, przez niego organizować te wizyty. Możesz uniknąć widywania go. Nie rób tego sobie. dobrze, że ma częsty kontakt z dzieckiem- dobrze dla dziecka i dla Ciebie- wykorzystaj ten czas dla SIEBIE.

Betrayed, oprócz tego, co powyżej, postaraj się ustalić jego stałe wizyty w konkretnych godzinach. Jeżeli on pojawia sie po południu, po pracy, niech odrobi z synam lekcje, zrobi mu kolację, a Ty w tym czasie wyjdź z domu, zapisz się na zumbę, idź na basen, czy zorganizuj sobie czas w jakiś inny sposób. Jeżeli syn chodzi gdzieś na zajęcia dodatkowe, zaproponuj, żeby woził go tam ojciec, będziesz miała czas dla siebie w domu. Nie wiem, czy ojciec zabiera go np. co drugi weekend, ale to także możesz wyegzekwować.
Ela210 ma rację sugerując, żebyś kontaktowała sie z nim przez sms-y, lub drogą mailową, krótko i treściwie. Unikniesz niepotrzebynch emocji, rozmawiając z nim bezpośrednio.
Wiem, że to tylko półśrodki, ale może przyniosą Ci choćby niewielką ulgę.

Problem w tym, że moje dziecko chce by ojciec spędzał z nim czas głównie u nas. A widują się od jakiegoś czasu 4-5 razy w tygodniu, w tym w każdy weekend.
Mój mąż początkowo miał w nosie, gdzie będę z dzieckiem, dla niego wtedy mogliśmy się wyprowadzić setki kilometrów stąd. 
Od połowy stycznia to się zmieniło. Teraz robi wszystko, żeby nie stracić kontaktu z synem. Powiedział, że bardzo się tego boi i zrobi wszystko, żeby tak się nie stało.
Moje dziecko też chce widywać ojca jak najczęściej.
A ja nie mogę im tego zabronić. Nie wiem co mam w takiej sytuacji zrobić.

Podczas jego wizyt staram się zająć swoimi sprawami, ale nie chcę i nie mogę wiecznie uciekać z własnego domu.
A nawet gdybym chciała, nie mam za bardzo gdzie.
To małe miasteczko, a ja nie mam tu rodziny ani przyjaciół.
Nie wiem co mam rozbić, żeby pomóc  sobie i nie zranić mojego dziecka.

46 Ostatnio edytowany przez josz (2018-02-11 20:29:11)

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Betrayed napisał/a:

Problem w tym, że moje dziecko chce by ojciec spędzał z nim czas głównie u nas. A widują się od jakiegoś czasu 4-5 razy w tygodniu, w tym w każdy weekend.
Mój mąż początkowo miał w nosie, gdzie będę z dzieckiem, dla niego wtedy mogliśmy się wyprowadzić setki kilometrów stąd. 
Od połowy stycznia to się zmieniło. Teraz robi wszystko, żeby nie stracić kontaktu z synem. Powiedział, że bardzo się tego boi i zrobi wszystko, żeby tak się nie stało.
Moje dziecko też chce widywać ojca jak najczęściej.
A ja nie mogę im tego zabronić. Nie wiem co mam w takiej sytuacji zrobić.

Podczas jego wizyt staram się zająć swoimi sprawami, ale nie chcę i nie mogę wiecznie uciekać z własnego domu.
A nawet gdybym chciała, nie mam za bardzo gdzie.
To małe miasteczko, a ja nie mam tu rodziny ani przyjaciół.
Nie wiem co mam rozbić, żeby pomóc  sobie i nie zranić mojego dziecka.

Hmm, ciężka sprawa, myślę, że syn mając ojca prawie na codzień, ma namiastkę pełnej rodziny i jako dziecko z pewnością marzy o tym i liczy na to, że będzie jak dawniej.
Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale Wasz syn ma 12 lat, więc może trzeba mu uświadomić, że rodzice nie będą już razem, a po za tym, Twój jeszcze mąż popada w skrajności. Przebywając z dzieckiem codziennie, w pewnym sensie, odbiera Tobie możliwość kontaktu z synem, zakładając, że pracujesz. Chyba, że wpada na chwilę. Myślę, że co drugi weekend mogłabyś wynegocjować tylko dla siebie, podobnie, jak przynajmniej dwa dni w tygodniu. Syn powinien zrozumieć i zacząć przyzwyczajać się do nowej  rzeczywistości jaką stworzył tatuś. Zresztą to takie moje dywagacje, może warto skonsultować z psychologiem, jak ustalić kontakty ojca z synem, żeby ten drugi jak najmniej ucierpiał, ale biorąc też pod uwagę Twój komfort psychiczny.
Nie musisz godzić sie na każde żądanie męża.
Piszesz, że mieszkasz w małym mieście, dlaczego nie masz przyjaciół, a może masz możliwość dodatkowej pracy, w czasie gdy Twój mąż udziela sie jako ojciec?

47

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

w małym miasteczku też możesz gdzieś iść, do fryzjera czy na kawę z książką pod pachą, albo i na kurs językowy cokolwiek. Wychodż  z domu.

48

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Betrayed, bardzo mi przykro. Jestem teraz w trochę podobnej sytuacji. Co prawda nie mamy dzieci, ale mój mąż przez 13 lat był całym moim światem. Wypiłam właśnie jogurt i to był mój pierwszy posiłek od trzech dni. Nie wyobrażam sobie życia bez niego, mimo tego, że mam pracę, pasję i bliskich, to jego brak jest niemożliwie dotkliwy. Nie wiem jak poradzę sobie bez jego obecności. Nie chodzi nawet o seks, bo u nas pożycie od dawna siadło, ale o zwyczajną bliskość, jego zapach, głos, dudnienie butów na schodach, gdy wraca do domu. Jestem tak do niego przywiązana, że nawet zaproponowałam mu, niby żartem, że "ta druga" może być jego kochanką i zaakceptuję taką sytuację. Na całe szczęście nie zgodził się na taką opcję.
Wizyta u lekarza to świetny pomysł, polecam pójście do psychiatry. Możesz iść do takiego lekarza na NFZ, niestety na pierwszą wizytę pewnie czeka się ze dwa miesiące. Psychiatra Cię wysłucha, zapisze leki na uspokojenie i może wypisać skierowanie na terapię do psychologa. Tylko to też pewnie kwestia długiego czekania. Ja jestem raczej ateistką, ale wiem, że wielu osobom wiara pomaga w trudnych chwilach. Jeśli jesteś wierząca, niezależnie od wyznania, możesz szukać pomocy u swojego ugrupowania. Nie jestem pewna czy tak jest wszędzie, ale kiedyś przechodząc koło kościoła widziałam tabliczkę, że tam też mają psychologa.
Trzymaj się, dziewczyno, mnie też jest trudno uwierzyć w sytuację, w której teraz jestem. Wchodząc na to forum nie miałam pojęcia, że jest tyle osób, które znajdują się w podobnej sytuacji, a częściej nawet w gorszej. Trzymam za Ciebie kciuki, masz syna, miłość dziecka do matki nigdy nie wygasa, nawet kiedy dziecko jest już dorosłe. Masz dla kogo żyć, jeśli na razie nie potrafisz żyć dla siebie. Dawaj znać jak Ci idzie, pisz o wszystkich swoich uczuciach, to pomaga. Czekam na wieści od Ciebie. smile

49

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Tak wiara bardzo pomaga w takich sytuacjach (mówię o sobie)

50

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Wiesz, czasami nie warto poświęcać się dla idei.
Małżeństwo z toksyczna osoba z reguły doprowadza do ruiny zdrowie psychiczne a i fizyczne tego który chce za wszelka cenę uratować małżeństwo .
Wiele zależy od nas ale nie wszystko - to druga osoba musi chcieć ale i pracować nad sobą .

Dziecko - ono jest najbardziej poszkodowane. Ale jaka różnica czy z powodu rozwodu czy z powodu przebywania w toksycznej rodzinie. Wpływ na jego rozwój taki sam. Jednak jeżeli to Ty będziesz miała znajomość wpływu rozwodu, i Ty będziesz mogła swobodnie podejmować decyzje - to masz szanse na wyprostowanie skutków rozwodu, natomiast żyjąc w toksycznej rodzinie nie masz takiej swobody.

Wiara - wielu pomaga. Zreszta KK zmienia swoje podejście do tzw "związków niesakramentalnych" . Franciszek oprócz nadania rangi nieomylności liberalnego podejścia do takich związków , jak to opisał w Amoris Laetitia, to pozwolił sobie na komentarze , że czesto takie zwiazki zyskują rangę sakramentalnych ze względu na milosc która w nich panuje, wierność i brak zdrady.

51

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Betrayed napisał/a:

I_see_beyond nawet nie wiesz, jak jestem Ci wdzięczna za Twoje wpisy. Twoje słowa pozwalają mi wrócić do pionu, kiedy nie mam już siły ♥
To, że będzie dobrze, nadal wydaje mi się abstrakcją, ale chcę wierzyć, że to prawda.

Nie ma sprawy, Betrayed . ❤️ Cieszę się, że mogę pomóc. Pamiętam (wprawdzie coraz mniej), jak WTEDY było. Wszyscy podlegamy takim samym "mechanizmom"  psychologicznym. Za jakiś czas może zajrzysz w swój temat tutaj i stwierdzisz, że jednak abstrakcja stała się prawdą. smile To wszystko już dawno zostało skodyfikowane, tylko kiedy to NAM się przytrafia, wydaje nam się, że to wyjątkowe przeżycie. wink

Betrayed napisał/a:

W ogóle jak to możliwe, że po tym wszystkim, nadal można tak bardzo kogoś kochać.
Czas podobno leczy rany, minęły 3 m-ce a ja mam wrażenie, że z każdym dniem tęsknię bardziej.

To, czego doświadczasz, to idealizacja przeszłości. Kochasz WSPOMNIENIA tego, co było piękne, ale czegoś, czego już teraz NIE MA. 

Tak jak pisałam, MUSI upłynąć czas, żeby przestało boleć. 3 miesiące to jeszcze faza zaprzeczania, niedowierzania, że się skończyło to, co miało być bajką na całe życie. Jest 5 etapów godzenia się ze stratą, nie da się pominąć żadnego z nich, gdyż w przeciwnym razie nie da się wrócić do stanu równowagi psychicznej na dobre.

Wiesz jaką radę dałabym sama sobie po tych 3 latach? Nie walcz. To strata czasu. Przedłużasz tylko własną agonię. Żaden z tych facetów nie jest tego wart. Wiesz, że ja byłego męża już prawie nie pamiętam?...  Byliśmy małżeństwem 15 lat. Sporo.

Czas, przepracowanie tego wszystkiego, postawa byłego męża przy rozwodzie i jego bezwzględne zachowanie skutecznie mnie wyleczyły z mitologizowania wyjątkowości tego związku i jakiejkolwiek tęsknoty względem tego faceta.  smile

To, co było, to było, nie wróci, jest "tu i teraz". Na tym trzeba zafiksować myśli. smile

52

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Kolejny tydzień za mną.
Tydzień walki ze sobą i gonitwą myśli.
Ja wiem, że to wszystko wymaga czasu, ale nigdy nie miałam cierpliwości...
Teraz nie mam też siły...

Chciałabym już móc napisać, że jest dobrze ... jednak póki co wygrywa emocjonalna huśtawka.
Są dni, kiedy myślenie nie sprawia mi bólu, ale są też takie, jak wczoraj, gdy nagle zaczynam płakać i nie mogę przestać.
Jeden krok do przodu...dwa kroki do tyłu.
I tak co dzień...

Są jednak też małe sukcesy...
Coraz częściej przesypiam noce bez proszków na uspokojenie, jem trochę więcej i waga wreszcie przestałą lecieć w dół.

Dziękuję wszystkim za wsparcie i rady.
Pisanie na tym forum stało się dla mnie swoistą formą terapii.
Czuję, że nie jestem w tym wszystkim sama. Że są ludzie, którzy mnie rozumieją.
Którzy przeżyli lub właśnie przeżywają to co ja.
Moi bliscy są cudowni i wspierają mnie, ale nikt kto nie poznał tego bólu, nie jest w stanie go zrozumieć.

aszura_vampire dziękuję za ciepłe słowa.
Wiem, że jest Ci ciężko, nie znam sposobu na tęsknotę i ból, ale wiem, że życie jest jedno i musimy o siebie walczyć.
Ja walczę, z różnym skutkiem, ale walczę. Upadam, podnoszę się i tak w kółko.
Musisz zacząć jeść. Wiem, że łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Ja nadal jem bardzo mało, ale staram się, żeby były to rzeczy pełnowartościowe. Piję też dużo herbat ziołowych.
Chociaż tyle mogę zrobić dla swojego organizmu.
Ściskam Cię mocno. Trzymaj się!

53 Ostatnio edytowany przez KajkaKa (2018-02-16 11:11:18)

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Bardzo Ci współczuję.
To taki etap w Twoim życiu. Musi boleć. Jedyny pozytyw z tego taki, że w przyszłości bardziej docenisz szczęście, które Cię jeszcze bez wątpienia spotka.

Ja od siebie napiszę, byś też siebie nie poświęcała za bardzo dla wszystkich... dla cudownych relacji dziecka z ojcem. Oczywiście nie mówię, byś teraz natychmiast zabroniła przychodzić mu do Twojego już domu... Jednak przygotuj go na to. Nie może być tak, byś Ty ciągle wychodziła, czy na siłę znajdowała coś, by zejść mu z drogi, by on mógł leczyć swoje poczucie winy względem dziecka. Nie możesz ciągle narażać się na stres, rozpacz, zmuszając się do ciągłych kontaktów z nim. Rzeczywiście im mniej tych Waszych kontaktów, tym łatwiej będzie Ci sobie wszystko uporządkować, odciąć się od niego, wyleczyć z uczucia.
Oczywiście robisz to dla dziecka, jednak to tylko pozorne jego dobro. Możesz oszukać wszystkich wokół, że jest ok, czy choć nieźle, ale nie oszukasz mieszkającego z Tobą dziecka. Ono z pewnością widzi Twój smutek czy rozpacz, nawet jeśli tego nie mówi. Twój spokój, Twoje odzyskanie równowagi psychicznej, a w przyszłości szczęścia, ma ogromne znaczenie dla jego rozwoju.

Wiem, co radzą psychologowie. Najlepiej dziecko za wszelką cenę chronić. Zamiast powiedzieć "tatuś zostawił mamusię" powiedzieć "wiesz, nie dogadywaliśmy się, kłóciliśmy, POSTANOWILIŚMY się rozstać". Ot by mały człowiek nie miał broń Boże za złe zdradzającemu mamusię tatusiowi.
Otóż, ja tego nie zrobiłam. Mąż próbował coś tam mydlić dziecku oczy, że "kłóciliśmy się z mamusią". Zaprzeczyłam. I oficjalnie powiedziałam mężowi, żeby na mnie nie liczył. Nie będę kłamać. To nie tak, że buntowałam dziecko, czy utrudniałam kontakt. Po prostu powiedziałam prawdę, że to nie ja jestem winna rozpadu związku.
Jakoś się poukładało. Dziecko ma dobry kontakt z ojcem, ale też dużo łatwiej było jej zaakceptować to, że po czasie zaczęłam sobie układać życie.

Na to chciałam Ci zwrócić uwagę. TY TEŻ JESTEŚ WAŻNA W CAŁEJ TEJ UKŁADANCE. POŚWIĘCANIE SIEBIE NIKOMU NIE PRZYNIESIE KORZYŚCI, TAKŻE DZIECKU.
Niech mąż weźmie na klatę swoje błędy. Niech on w przyszłości walczy o wybaczenie dziecka za rozwaloną rodzinę. Ty i tak masz się z czym zmierzyć.

Potrzebujesz jeszcze dużo czasu, wszystko jest zbyt świeże. Na pewno nie ma co na siłę niczego przyspieszać. W przyszłości jednak, jeśli tylko nie zamkniesz się na ludzi, jeśli dasz sobie prawo i szansę, będziesz jeszcze szczęśliwa. Uwierz w to. smile
Mi się udało. Znów jestem szczęśliwa. Znów zaufałam, choć chyba już tak ślepo to już nigdy ufać nie będę.

54

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Nie daje sobie dzisiaj rady z emocjami.
Mam wszystkiego dosyć...
Może jutro będzie lepiej, ale dziś...dziś to wszystko mnie przerasta...

55

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Betrayed napisał/a:

Nie daje sobie dzisiaj rady z emocjami.
Mam wszystkiego dosyć...
Może jutro będzie lepiej, ale dziś...dziś to wszystko mnie przerasta...

Mam to samo. Sprawdz priv prosze.

56

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Markotny napisał/a:
Betrayed napisał/a:

Nie daje sobie dzisiaj rady z emocjami.
Mam wszystkiego dosyć...
Może jutro będzie lepiej, ale dziś...dziś to wszystko mnie przerasta...

Mam to samo. Sprawdz priv prosze.


Dziękuję, odpisałam na priv.

57

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Ja jestem 3,5 roku po moj maz zotawil mnie i chorujacego 3,5 letniego synka, znalazl sobie nowa pania i zrobil sobie nowe dziecko. Zbieranie siebie z podlogi zajelo mi 3 lata dlatego uwierz mi wszystko minie i bol i rozpacz i znow kogos pokochasz. Trzymam kciuki za Ciebie bedzie dobrze choc teraz w to nie wierzysz ale na pewno bedzie dla Ciebie i dla synka.

58

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...
Betrayed napisał/a:

Nie daje sobie dzisiaj rady z emocjami.
Mam wszystkiego dosyć...
Może jutro będzie lepiej, ale dziś...dziś to wszystko mnie przerasta...


Nie możesz być dzielna cały czas, bo się wykończysz. Pozwól sobie czasem na płacz i bezsilność. Nie duś w sobie emocji. Pisz tutaj za każdym razem, gdy gorzej się czujesz, gdy masz ochotę się wygadać. Szczerze trzymam za Ciebie kciuki i widzę, że wielu innych forumowiczy też. Nie jesteś sama.

59

Odp: Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Betrayed, niestety nie ma na to lekarstwa. Musisz przeczekać - jakby śmiesznie to nie zabrzmiało. Ja w takich momentach tlumacze sobie, ze ten ból ktory nas przeszywa, jednoczesnie nas oczyszcza i umacnia. Za jakis czas rana sie zagoi, blizna nie zejdzie ale nie bedzie juz tak bolala. Ciezko to zaakceptowac, ale nic juz z tym nie zrobimy. Mamy dwa wyjscia, albo przeczekac i zaakceptowac ten bol i wyjsc z tego silniejszym albo poddac sie i pograzyc w smutku, depresji i wspomnieniach. Mam nadzieje, ze wybierzesz opcje 1.

Posty [ 59 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czuję się jakbym umierała...brak mi sił...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024