Witajcie,
Wracam po dłuższym czasie na forum. Postaram się skrócić jak wygląda moja historia. Trzy lata temu rozstałam się z facetem, w którym byłam zakochana na zabój. Myślałam, że już nigdy się nie zakocham, byłam zrozpaczona, utrzymywałam z nim kontakt i katowałam się informacjami o jego nowym związku. Los jednak lubi płatać figle i jako lekarstwo podsunął mi kolegę z pracy. Typowy romans, on starszy o 5 lat też leczył się po rozstaniu z miłością swojego życia, ja pokaleczona przez niedojrzałego ex. Tak jakoś od słowa do słowa, od spotkania do spotkania znajomość przerodziła się w romans. Miało być bez zobowiązać żeby nikogo nie skrzywdzić. Ja go nie kochałam, on mnie również. Seks jednak zbliża bardziej niż nam się wydawało i bardzo szybko staliśmy się dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, bratnimi duszami a ja zapomniałam o swoich cierpieniach i zaczęłam się zakochiwać. Kiedy mu powiedziałam, chciał się rozstać bo nie chciał mnie skrzywdzić - nic nie czuł. Nie miałam mu tego za złe, nie chciałam go zatrzymywać na siłę ale jakoś nie umieliśmy bez siebie funkcjonować. Ciężko jest stracić swojego najlepszego przyjaciela. Po 1,5 roku ciągłych rozstań i powrotów było mi tak źle że byłam gotowa odejść, wyjechać, zapomnieć. Pojechaliśmy w góry, to miał być ostatni raz. Spędziliśmy mnóstwo czasu ze sobą. Coś ruszyło. Od dawna wiedziałam że to nie tak, że on nic nie czuje tylko sam nie wie. Po powrocie przyznał się że pisał z jakąś inną dziewczyną i że czuje sie z tym fatalnie. Ja potraktowałam to jak zdradę. Coś we mnie pękło i już nie potrafiłam powiedzieć że go kocham. Wtedy to on zaczął sie starać, troszczyć, dbać. Ale ja już nie czułam się tak samo. Łapałam się na tym że sama zaczynam myśleć o innych mężczyznach. Było mi z tym do tego stopnia źle że postanowiłam mu o tym powiedzieć. Nie wiedziałam czy mogę być z kimś kto ma tyle wątpliwości, nie mogę na niego wiecznie czekać. Chcę mieć dom i dzieci a teraz tracę czas dla kogoś kto nie chce tego samego. Dodatkowo wzmagały moje zwątpienie inforamcje, że w przyszłosci mogę miec problemy z zajsciem w ciąże. Nie zdążyłam mu powiedzieć. Przyszedł do mnie smutny i zdołowany. Ma torbiel w mózgu. On sam nie wie co będzie dalej. Mówi że mnie kocha ale nie chce mnie ranić bo sam nie wie co będzie. Wszystkie jego plany na życie legły w gruzach. Czuje się samotny i skołowany. Załamałam się, ta informacja rozcięła mi serce i nie wiem co mogę teraz zrobić. Teraz mija 2,5 roku od kiedy się poznaliśmy. Nikt nigdy się tak o mnie nie troszczył i nie dbał. Ale wiem że skoro przez tak długi czas miał wątpliwości to jeszcze długo będzie je miał. Wiem że mnie kocha ale nie wiem czy na tyle żeby zdecydować się na wspólne życie ze mną. Moje wątpliwości nie zniknęły ale zniknął żal o "zdradę". Znów mogę powiedzieć że go kocham, ale nie potrafię mu pomóc. Czuję się jak w potrzasku. On chyba ma depresję przez to w szystko, z niczego się nie cieszy, nie ma ochoty wychodzić z domu. Na terapię nie chce iśc i nikomu nie powiedział o swojej chorobie. Kocham go ale nie wiem czy jestm w stanie znieść kolejne rozstania i powroty. Czy mogę sobie pozwolić na to żeby odkładać temat planowania przyszłości - wspólnego mieszkania, dziecka w nieskończoność?
Pogubiłam się. Widocznie przestaję sobie z tym sama radzić skoro znowu tu wróciłam. Nie wiem co jeszcze mogłabym zrobić, jak na niego wpłynąć. Boję sie o siebie, o niego, o nas. Może ktoś z was będzie w stanie mi coś doradzić.