Cześć, mam duży problem. Mam obecnie 25 lat, a moja luba 21. Jestem ze swoją dziewczyną, a nawet już narzeczoną prawie 5 lat (od ponad 2 lat jest już narzeczoną). Ona pochodzi z innego miasta, niż ja, a poznaliśmy się na chacie. Lekko po roku znajomości postanowiliśmy zamieszkać wspólnie, bo wcześniej widywalismy się co 2-4tyg. Jak to w każdym związku bywa, były niekiedy kłótnie o nic. Po dwóch latach postanowiłem jej się oświadczyć i zgodziła się. Wszystko super układało się, do momentu wypadku jej mamy, miała udar, były małe szanse na przeżycie, ale udało się, obecnie ma sparaliżowana jedna rękę i jedna nogę (mieszka ze swoim mężem i córka, czyli mojej dziewczyny siostra). Z początku przejęła się tym mocno i ciężka atmosfera była u nas w domu, ale z czasem zaczęła opadac. Pół roku temu postanowiliśmy wziąć ślub. Sala została już zarezerwowana, DJ również, szukaliśmy już tylko fotografa itp. Kilka tygodni temu dowiedziała się, że jej tato ma jakieś problemy z kręgosłupem (ma starszych rodziców, przed 60) i prawdopodobnie będzie potrzebował operacji. Skarży się, że już nie daje rady samemu, a jeszcze musi opiekować się swoją żoną. Od tego czasu chyba ruszyło ja jakieś sumienie i chciała być blisko nich. To zaproponowałem jej, żeby częściej do nich jeździła (my mieszkamy w Białymstoku, a oni w małym miasteczku pod Łodzią), co tydzień lub dwa, pieniędzy przecież nie jest szkoda w takich sprawach. Zgodziła się i zaczęła tak jeździć, ale któregos dnia, będąc u nich, napisała mi, że chyba się wyprowadzi do nich. Myślałem, że tylko tak mówi, ale z czasem zaczęła serio o tym mówić, aż któregoś dnia stanowczo powiedziała, że chce tam wrócić.. A my przecież tutaj wszystko mamy, prace, mieszkanie, zwierzęta, ślub itp, a tam nic, jej rodzice mają małe mieszkanie. Do tego jeszcze mnie namawia, żebym razem z nią tam jechał, ale ja tego nie chce, bo nic tam nie ma, ani pracy, ani mieszkania, żadnego rozwoju, do tego co zrobić ze zwierzętami, co ze ślubem..?
Nie wiem już dosłownie, co mam robić, bo nie chce tego kończyć, bo ja kocham, ale chciałbym, żeby tutaj została, bo tam trzeba byłoby wszystko od zera zaczynać, gdzie tutaj mamy naprawdę dobre warunki, a ja dobra prace.. A nie wyobrażam sobie po tylu latach znów związku na odległość.. I prawdopodobnie odwołanie ślubu.. Proponowałem jej, żeby zapisać jej mamę na jakąś rehabilitacje, nawet chętnie bym za to zapłacił lub wynająć opiekunkę środowiskowa, bo czytałem, że jak jest mały dochód na mieszkanie i osoba jest w złym stanie, to można za darmo lub za jakieś grosze takową osobę zatrudnić, ale ona nic z tych rzeczy nie chce.. Nie mam już pomysłów, jak to rozwiązać.. Czy ja źle myślę..? Moje argumenty są złe..? Jakieś sugestie, jak to można rozwiązać..?
1 2018-01-23 09:18:17 Ostatnio edytowany przez Rasiak (2018-01-23 09:21:39)
Cześć, mam duży problem. Mam obecnie 25 lat, a moja luba 21. Jestem ze swoją dziewczyną, a nawet już narzeczoną prawie 5 lat (od ponad 2 lat jest już narzeczoną). Ona pochodzi z innego miasta, niż ja, a poznaliśmy się na chacie. Lekko po roku znajomości postanowiliśmy zamieszkać wspólnie, bo wcześniej widywalismy się co 2-4tyg. Jak to w każdym związku bywa, były niekiedy kłótnie o nic. Po dwóch latach postanowiłem jej się oświadczyć i zgodziła się. Wszystko super układało się, do momentu wypadku jej mamy, miała udar, były małe szanse na przeżycie, ale udało się, obecnie ma sparaliżowana jedna rękę i jedna nogę (mieszka ze swoim mężem i córka, czyli mojej dziewczyny siostra). Z początku przejęła się tym mocno i ciężka atmosfera była u nas w domu, ale z czasem zaczęła opadac. Pół roku temu postanowiliśmy wziąć ślub. Sala została już zarezerwowana, DJ również, szukaliśmy już tylko fotografa itp. Kilka tygodni temu dowiedziała się, że jej tato ma jakieś problemy z kręgosłupem (ma starszych rodziców, przed 60) i prawdopodobnie będzie potrzebował operacji. Skarży się, że już nie daje rady samemu, a jeszcze musi opiekować się swoją żoną. Od tego czasu chyba ruszyło ja jakieś sumienie i chciała być blisko nich. To zaproponowałem jej, żeby częściej do nich jeździła (my mieszkamy w Białymstoku, a oni w małym miasteczku pod Łodzią), co tydzień lub dwa, pieniędzy przecież nie jest szkoda w takich sprawach. Zgodziła się i zaczęła tak jeździć, ale któregos dnia, będąc u nich, napisała mi, że chyba się wyprowadzi do nich. Myślałem, że tylko tak mówi, ale z czasem zaczęła serio o tym mówić, aż któregoś dnia stanowczo powiedziała, że chce tam wrócić.. A my przecież tutaj wszystko mamy, prace, mieszkanie, zwierzęta, ślub itp, a tam nic, jej rodzice mają małe mieszkanie. Do tego jeszcze mnie namawia, żebym razem z nią tam jechał, ale ja tego nie chce, bo nic tam nie ma, ani pracy, ani mieszkania, żadnego rozwoju, do tego co zrobić ze zwierzętami, co ze ślubem..?
Nie wiem już dosłownie, co mam robić, bo nie chce tego kończyć, bo ja kocham, ale chciałbym, żeby tutaj została, bo tam trzeba byłoby wszystko od zera zaczynać, gdzie tutaj mamy naprawdę dobre warunki, a ja dobra prace.. A nie wyobrażam sobie po tylu latach znów związku na odległość.. I prawdopodobnie odwołanie ślubu.. Proponowałem jej, żeby zapisać jej mamę na jakąś rehabilitacje, nawet chętnie bym za to zapłacił lub wynająć opiekunkę środowiskowa, bo czytałem, że jak jest mały dochód na mieszkanie i osoba jest w złym stanie, to można za darmo lub za jakieś grosze takową osobę zatrudnić, ale ona nic z tych rzeczy nie chce.. Nie mam już pomysłów, jak to rozwiązać.. Czy ja źle myślę..? Moje argumenty są złe..? Jakieś sugestie, jak to można rozwiązać..?
Szczerze mówiąc, to nie wiem czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji. Z jednej strony rozumiem Twoją narzeczoną, że chce pomóc rodzicom, bo to jest naturalne. Z drugiej strony, rozumiem Ciebie.
Dla mnie patowa sytuacja.
3 2018-01-23 12:04:11 Ostatnio edytowany przez cwany_gapa (2018-01-23 12:08:47)
Zapytaj narzeczoną wprost, czy chce ślubu, czy nie, bo moim zdaniem może szukać pretekstu, żeby go uniknąć. Bardzo młoda jest, może ma wątpliwości.
Jeśli masz dobrą pracę, to nie rezygnowałbym, nie mając drugiej załatwionej. Panna od Ciebie odejdzie, a Ty zostaniesz z ręką w nocniku.
Niech się wyprowadzi, Ty zostań u siebie i na spokojnie zacznij szukać pracy w Łodzi. Zobaczysz, czy po wyprowadzce będzie dalej chciała tego ślubu i w ogóle związku. Jeśli kocha, to poczeka na Ciebie.
A nie ma możliwości, by to rodzice przenieśli się do Białegostoku?
Cześć, mam duży problem.
jaki? jak odejdzie nie będzie nikogo kto będzie cię obsługiwał?
Wszystko super układało się, do momentu wypadku jej mamy, miała udar, były małe szanse na przeżycie, ale udało się, obecnie ma sparaliżowana jedna rękę i jedna nogę (mieszka ze swoim mężem i córka, czyli mojej dziewczyny siostra).
/.../ Kilka tygodni temu dowiedziała się, że jej tato ma jakieś problemy z kręgosłupem (ma starszych rodziców, przed 60) i prawdopodobnie będzie potrzebował operacji. Skarży się, że już nie daje rady samemu, a jeszcze musi opiekować się swoją żoną. Od tego czasu chyba ruszyło ja jakieś sumienie i chciała być blisko nich.
Nie wiem, dlaczego 16-17 letnia dziewczyna zamiast uczyć się pod Łodzią, przeprowadziła się do Białegostoku, ale niech będzie straciła wtedy głowę dla ciebie! na szczęście nie wyzbyła się ludzki uczuć i chce się zaopiekować rodzicami! a nie sprawnym fizycznie dorosłym kolesiem! Opieka nad osobą po udarze jest bardzo ciężka (zwłaszcza jeśli chory jest częściowo spraliżowany!) Spróbuj np. zmienić prześcieradło pod dorosłą osobą, która leży jak ~60kg kłoda!, albo podciągnąć ją nieco do góry. Często osoby po udarze mają problem z jedzeniem, więc musisz robić papki, karmić, a potem sprzątać to co się rozlało choremu. Stary ojciec, który ma problem z kręgosłupem nie będzie w stanie opiekować się sparaliżowaną chorą po udarze! on sam wymaga pomocy!
Proponowałem jej, żeby zapisać jej mamę na jakąś rehabilitacje, nawet chętnie bym za to zapłacił lub wynająć opiekunkę środowiskowa, bo czytałem, że jak jest mały dochód na mieszkanie i osoba jest w złym stanie, to można za darmo lub za jakieś grosze takową osobę zatrudnić, ale ona nic z tych rzeczy nie chce..
dlaczego jeszcze tego nie zrobiliście? Rehabilitacja po udarze może bardzo usprawnić chorego, ale gdy chory tylko leży w łóżku i jest obsługiwany, jest skazywany na wegetację! Zrozumiałabym gdybyście nie mieli kasy, ale nawet wtedy można szukać pomocy po udarze! Czemu nic nie zrobiliście w tym kierunku?
Co do twojej dziewczyny - może idealistycznie myśli, że jak tam będzie, to zaopiekuje się rodzicami, ale przy ich problemach zdrowotnych potrzebny jest rehabilitant, odpowiedni sprzęt do rehabilitacji, wiedza co robić, jak robić. Sama jej obecność nie wystarczy, ale też tylko zapłacenie za rehabilitację ~1h dziennie, to mało.
6 2018-01-23 14:58:47 Ostatnio edytowany przez Rasiak (2018-01-23 15:03:49)
Co do ślubu, to nawet po tym, jak się wyprowadzi, to chciałaby dalej ten ślub, ale jak dla mnie, to jest to trochę bez sensu, bo jak wtedy zająć się tym wszystkim samemu..?
Wyprowadziła się od rodziców w wieku 18 lat, a poznałem ja, jak była lekko przed 17. Wiem, że to był duży krok z jej strony, by tego dokonać, ale jednak ja jej tutaj wszystko wtedy zapewnilem, miałem już pracę, samochód, odlozone pieniądze na start i wynająłem mieszkanie.
Ja dokonale rozumiem, co znaczy, jak taka osoba jest w takim stanie, bo niejednokrotnie jeździłem tam i na własne oczy widziałem wszystko. Co do rehabilitacji, ja dla niej i jej taty cały czas o tym mówiłem, ale to właśnie jej mama tego nie chciała i w ogóle tego nie rozumiem, bo mogłaby nawet mieć możliwość odzyskania jakiegoś czucia w tych kończynach.. Ale nawet jej tato zaslanial się tym, że nie ma na to pieniędzy.. A moim zdaniem chodziło o to, że nie chciałoby mu się tym zająć, bo szczerze powiedziawszy, to myśli raczej tylko o sobie.. Nie chodzi mi o rehabilitacje 1h dziennie, a bardziej jak wysłanie na kilka tygodnia do ośrodka, gdzie miałaby dzień w dzień różne ćwiczenia i zabiegi. Gdybym wiedział, że do owej wyprowadzki dojdzie, to wziąłbym urlop i nawet sam pojechał tam i załatwił wszystkie sprawy z tą rehabilitacja, nawet pomimo tego, że jej mama się nie zgadza na to, bo moim zdaniem, nie ma tutaj nic do gadania, bo chyba nie zdaje sobie sprawy, jakim jest ciężarem..
Najgorsze jest to, że za każdym razem, jak tam jeździła, a robiła to na weekendy, czyli piątek-niedziela, to już po 1-2 dniach pisała lub dzwoniła, że nie wytrzymuje psychicznie, bo jej mama wszystkiego się czepiala lub nawet przeklinala, jeśli jej coś nie pasowało, a nie mogła tego zrobić. Nawet jej zaproponowałem, żeby wzięła dłuższy urlop lub nawet zwolnienie lekarskie i pojechała tam, by zobaczyć, czy w ogóle da radę dzień w dzień opiekować się, ale nie zgodziła się na to.. Przecież nawet, gdybym ja tam pojechał, to również nie miałbym życia, bo co chwila ona chciałaby widzieć się ze swoją rodziną i boję się, że wtedy, nawet mimo wspólnej przeprowadzki, rozstalibysmy się, a ja zostałbym na lodzie, bo wszystko rzuciłem tutaj, a tam miałbym pewnie pracę za najniższa krajowa..
Nawet już mam myśli o domach starości, ale wiem, że ona na pewno nie zgodzi się na coś takiego.. A sami wiecie, jak w dzisiejszych czasach jest z pracą, jak się znajdzie i to dobrze płatna, to trzeba się trzymać takiej posady, bo potem po zrezygnowaniu, to można nawet miesiącami szukać czegoś, chyba, że ktoś nie ma perspektyw rozwoju i pójdzie do byle jakiej, by Chociaż mieć ta minimalna krajowa lub po prostu nic nie może znaleźć, to musi zrobić krok w tył i pójść do tej z najniższym wynagrodzeniem..
Najbardziej boli mnie to, że nie powiedziała mi tego wcześniej.. Zanim zaczęliśmy planować ślub, wydawać zaliczki i wszystkich o tym informować.. Ale tu już nie chodzi o pieniądze, bo mógłbym wszystko odwołać, byle tutaj została..
7 2018-01-23 21:51:11 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2018-01-23 21:52:53)
Co do sytuacji rzeczywiście patowa, ale ja postąpiłabym jak Ona. Rozumiem Ją. Jednakże rozumiem Twoje obawy i podejście. Nie ma tutaj złotego środka.
To co mogę skomentować to Twoje dziwne podejście do pracy:
Nawet już mam myśli o domach starości, ale wiem, że ona na pewno nie zgodzi się na coś takiego.. A sami wiecie, jak w dzisiejszych czasach jest z pracą, jak się znajdzie i to dobrze płatna, to trzeba się trzymać takiej posady, bo potem po zrezygnowaniu, to można nawet miesiącami szukać czegoś, chyba, że ktoś nie ma perspektyw rozwoju i pójdzie do byle jakiej, by Chociaż mieć ta minimalna krajowa lub po prostu nic nie może znaleźć, to musi zrobić krok w tył i pójść do tej z najniższym wynagrodzeniem..
W jakiej branży pracujesz, że masz praktycznie jedno miasto z dobrze płatną pracą i przyssałeś się do niego jak glonojad? A jak ją stracisz (np. redukcja etatów, poważna choroba) w swoim mieście to co poczniesz, jak zapewnisz te obiecane rehabilitacje itp.? Specjalista znajdzie pracę wszędzie - niestety taka prawda. Po drugie zarobki nie odzwierciedlają perspektywy rozwoju i odwrotnie. Widać jak przyjeżdżają do naprawy sprzętu i trzeba im pomagać - a dobrze im płacą i gdy mam czas (terminy mnie nie gonią) to daję się im wykazać. Lepiej znam sprzęt od nich samych . Zatem... Najważniejsza jest właśnie elastyczność, której Ci niestety brakuje.
Sama zrezygnowałam z pracy, która "dawał perspektywę", aby wesprzeć męża. Jakoś dałam radę.
Co więcej co zrobisz, gdy Ona w "waszym" mieście patrząc na dłuższą perspektywę nie będzie mogła znaleźć satysfakcjonującej dla Niej pracy? Będzie musiała pracować poniżej własnych aspiracji tylko dlatego, bo Ty tutaj masz dobrą pracę? Kompletnie nie rozumiem takiego toku rozumienia - mówisz My, ale zdecydowanie chodzi o Ciebie. Wytłumacz Jej, że nie jesteś pewny własnych umiejętności na rynku pracy i po kłopocie, zamiast robić jakieś podchody.
Co więcej na pewno większe perspektywy rozwoju i lepszej pracy są w Łodzi, niż Białymstoku.
Ja czytając post autora zobaczyłem, że jest on egoistą. I piszę to jako facet.
Autor ma względnie poukładane życie. Mieszkanie, dobrą pracę, młodą narzeczoną - no żyć nie umierać. Aż tu nagle tej młodej narzeczonej odwaliło i w sytuacji gdy oboje jej rodzice stracili sprawność chce być przy nich i pomagać siostrze w opiece. Według autora powinna olać rodziców i siedzieć z nim jak gdyby nigdy nic. Przecież oni mieszkają na wiosce pod Łodzią gdzie nic nie ma, a tam w Białymstoku jest jej TAK DOBRZE. Jeszcze kilka razy podkreślone, że przecież on może płacić za rehabilitację i podróże, ale ona powinna być z nim. No palma jej odbiła!
Rada dla autora - w życiu naprawdę mieszkanie, praca, hajs i wygody nie są najważniejsze. Skoro rodzice potrzebują pomocy to trzeba im pomóc. Gdyby zależało Ci na narzeczonej, a nie na ułożonym życiu w Białymstoku to rzuciłbyś to w cholerę i przeniósł się blisko niej, do Łodzi lub pod. Miłość to m.in. zrozumienie tej drugiej osoby i poświęcenie. A sytuacja jest szczególna.
Swoich rodziców po takich przejściach też byś zostawił samych jakby mieszkali 300km od Ciebie??
9 2018-01-24 02:29:49 Ostatnio edytowany przez cwany_gapa (2018-01-24 02:48:01)
Jasne Zmartwiony, miłość jest piękna i wymaga poświęceń, wiadomo.
Ale zwróć uwagę na to, co napisał autor:
"Najgorsze jest to, że za każdym razem, jak tam jeździła, a robiła to na weekendy, czyli piątek-niedziela, to już po 1-2 dniach pisała lub dzwoniła, że nie wytrzymuje psychicznie, bo jej mama wszystkiego się czepiala lub nawet przeklinala, jeśli jej coś nie pasowało, a nie mogła tego zrobić. Nawet jej zaproponowałem, żeby wzięła dłuższy urlop lub nawet zwolnienie lekarskie i pojechała tam, by zobaczyć, czy w ogóle da radę dzień w dzień opiekować się, ale nie zgodziła się na to.. "
Zwłaszcza: ". Nawet jej zaproponowałem, żeby wzięła dłuższy urlop lub nawet zwolnienie lekarskie i pojechała tam, by zobaczyć, czy w ogóle da radę dzień w dzień opiekować się, ale nie zgodziła się na to.. "
Facet naprawdę próbuje bez rzucania wszystkiego wybadać, czy taka przeprowadzka ma sens. Dziewczynie trudno wytrzymać tam 2 dni, a nagle chce wszystko rzucić w p....u i jechać na stałe. I niech facet też rzuci robotę w cholerę, jedzie z nią, a potem okaże się, że dziewczyna psychicznie nie wytrzyma opieki nad rodzicami i zonk.
Wiesz co mnie dziwi w jej postawie? Nie to, że chce pomóc rodzicom, bo to oczywiste. Dziwi mnie to, że całkowicie odrzuca dobre pomysły faceta, choćby ten z wzięciem najpierw urlopu i przekonania się, co z tego wyjdzie. Zero kompromisu. Żadna pomoc z zewnątrz, żaden rehabilitant, żaden czas na próbę, czy wyjazd ma sens. Ma być tak, jak ona chce i koniec.
Sytuacja jest bez wątpienia dla niej trudna, ale odrzucenie pomysłu z urlopem/zwolnieniem jest po prostu głupie. W skrajnej sytuacji mogłaby już nie wrócić z tego urlopu i zostać z rodzicami, jeśli okaże się, że to naprawdę ma sens.
Trochę już żyję na tym świecie i wiem, że pieniądze to nie wszystko, ale znam kilka przypadków, kiedy ludzie rzucili dobrą pracę spontanicznie i bardzo potem żałowali. Czasami udaje się znaleźć coś lepszego, często niestety nie. Dlatego uważam, że decyzja o olaniu dobrej roboty powinna być bardzo dobrze przemyślana i podjęta wtedy, kiedy wiadomo, co potem. Czyli następna robota jest już ogarnięta i mamy za co żyć.
Żeby nie okazało się, że kolega znajdzie sobie robotę w Łodzi za gówniane pieniądze, za rehabilitację i tak trzeba będzie zapłacić, za wynajem mieszkania również, zacznie się dziadowanie i związek się posypie, a autor zostanie z ręką w nocniku. Dziewczyna wraca do domu i jest u siebie, a autor niech radzi sobie sam w mieście Łodzi, gdzie nawet bieganie psom szkodzi.
10 2018-01-24 09:02:19 Ostatnio edytowany przez Rasiak (2018-01-24 09:08:30)
Dziękuję cwany_gapa za wsparcie i zrozumienie obecnej sytuacji, bo właśnie o to mi chodziło, co napisałes. Nie trzeba przecież od razu się przeprowadzać, bo możliwości jest wiele. Zaczynając właśnie od urlopu i zwolnienia, by sprawdzić, czy w ogóle wytrzyma tam.
A z pracą, to również prawda, ciężko na to pracowałem, żeby dorobić się tego, a jesli w przyszłości miałby pojawić się potomek, to wtedy bez problemu mogłaby rzucić pracę i sam utrzymalbym ich. To, czy można znaleźć pracę w zawodzie, to raz, ale na pewno nie dostanie się na początek 3-4tys, tylko najniższa krajowa lub coś koło 2tys, a jak potem z tego wyżyć, gdy samo mieszkanie kosztowałoby z 1300-1500zl.. Ja pracuje obecnie w drukarni offsetowej i tutaj nie ma czegoś takiego, ze ja sobie pójdę do innej drukarni i z marszu mnie przyjmą.. Drukuje tutaj na jednej maszynie, każda jest inna, musiałbym znów na nowo uczyć się, szkolić, a to nie jest łatwa sprawa, bo jak ktoś długo się uczy lub mu po prostu nie idzie, to zwolnia taka osobę, bo przynosi jedynie straty.. Dlatego wyżej napisałem, że ciężko na to pracowałem, bo w końcu mam tą maszynę w małym palcu, a nigdy nie wiadomo, jak pracowalbym na innej, bo nie miałem z taką styczności.. Więc nawet jeśli z tą mi się udało, to z inną wcale nie musi mi się udać i byłbym bez pracy i potem znów szukać i tak w kółko.. Błędne koło..
Ja jeszcze rozumiem sytuację, gdyby było coś odlozone na start, załatwiona praca, to jeszcze można o tej wyprowadzce pomyśleć, ale tutaj nic nie jest załatwione.. Gdzie miałbym mieszkać, skoro u jej rodziców byłoby ledwo jedno miejsce wolne, które ona by zajęła..? Z czego miałbym żyć, nie mając pracy..? Dla niektórych się wydaje, że życie jest proste, można sobie ze wszystkiego zrezygnować i jakoś się ułoży.. G..o się ułoży za przeproszeniem, bo to jest dziecinne myślenie i zachowanie. Niewielu osobom może się udać w takiej sytuacji (rzucenie wszystkiego i zaczynać od zera, bez kasy itd), trzeba mieć multum szczescia. Sam pamiętam początki, jak się do mnie przeprowadziła, to przez pierwsze pół roku nie mogła żadnej pracy znaleźć, bo albo wybrzydzala, albo za ciężko, albo nikt już nie dzwonił..
Rozumiem, że jej rodzice są chorzy, gdyby moi byli (a po części moja mama jest, bo lekarze ostatnio coś gadaja, że ma możliwość mieć stwardnienie rozsiane), to na pewno nie rezygnowalbym z obecnego życia, tylko starał się odwiedzać co tydzień lub dwa, tak jak ona to robi i jakoś pomagał na odległość, właśnie coś w stylu rehabilitacji, czy załatwienia opiekunki środowiskowej. Przecież człowiek żyje raz, zrezygnuje z czegoś, to potem będzie żałował tego do końca życia. Ja po prostu nie mógłbym zrezygnować ze wspólnego życia i potem cofać się dwa kroki wstecz, gdy nie wiadomo, czy potem zrobi się chociaż jeden do przodu..
Rasiak, uważam że masz rację. Nie jest sztuką poświęcić siebie, swojego życia dla innych. To takie utopijne. Myślisz racjonalnie i przyszłościowo.
Takiej chorej osobie nie jest potrzebna osoba do posiedzenia przy herbatce, tylko wykwalifikowana pomoc medyczna, zapewne 24/h, która niestety kosztuje.
Oczywiście, że piękne są te gesty, uczynki, poświęcenia, rzucanie wszystkiego dla potrzebujacych, ale ta pomoc musi być konkretna.
Pisałeś przecież, że tam na miejscu jest jej siostra z mężem. Domyślam się, że oni sami też nie dają rady pomóc rodzicom. Uważam, że Twoja dziewczyna powinna porozmawiać z kimś, kto żyje z takimi ludźmi na co dzień.
Żeby nie zrozumieć mnie źle. Uważam, że pomoc rodzicom, najbliższym jest oczywista, ale tą pomocą nie będzie przesiadywanie i załamywanie się powoli psychiczne, lecz pomoc fachowca, którą mogą zapewnić ośrodki, opiekunki, rehabilitanci. A na to potrzebne są środki. Może jakaś narada rodzinna? Ona sama, choćby nie wiadomo jak bardzo by chciała, nie da rady i trzeba jej to uzmysłowić.
Nie unoś się dumą i honorem, wesprzyj ją, na spokojnie wytłumacz. Może oboje weźcie urlop i zajmijcie się nimi przez ten czas? A może, tak jak ktoś wyżej pisał, byłaby możliwość, by rodzice przeprowadzili się bliżej Was?
12 2018-01-24 12:18:03 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2018-01-24 12:24:57)
Dziękuję cwany_gapa za wsparcie i zrozumienie obecnej sytuacji, bo właśnie o to mi chodziło, co napisałes. Nie trzeba przecież od razu się przeprowadzać, bo możliwości jest wiele. Zaczynając właśnie od urlopu i zwolnienia, by sprawdzić, czy w ogóle wytrzyma tam.
A z pracą, to również prawda, ciężko na to pracowałem, żeby dorobić się tego, a jesli w przyszłości miałby pojawić się potomek, to wtedy bez problemu mogłaby rzucić pracę i sam utrzymalbym ich. To, czy można znaleźć pracę w zawodzie, to raz, ale na pewno nie dostanie się na początek 3-4tys, tylko najniższa krajowa lub coś koło 2tys, a jak potem z tego wyżyć, gdy samo mieszkanie kosztowałoby z 1300-1500zl.. Ja pracuje obecnie w drukarni offsetowej i tutaj nie ma czegoś takiego, ze ja sobie pójdę do innej drukarni i z marszu mnie przyjmą.. Drukuje tutaj na jednej maszynie, każda jest inna, musiałbym znów na nowo uczyć się, szkolić, a to nie jest łatwa sprawa, bo jak ktoś długo się uczy lub mu po prostu nie idzie, to zwolnia taka osobę, bo przynosi jedynie straty.. Dlatego wyżej napisałem, że ciężko na to pracowałem, bo w końcu mam tą maszynę (jedną!) w małym palcu, a nigdy nie wiadomo, jak pracowalbym na innej, bo nie miałem z taką styczności.. Więc nawet jeśli z tą mi się udało, to z inną wcale nie musi mi się udać i byłbym bez pracy i potem znów szukać i tak w kółko.. Błędne koło..
Ja jeszcze rozumiem sytuację, gdyby było coś odlozone na start, załatwiona praca, to jeszcze można o tej wyprowadzce pomyśleć, ale tutaj nic nie jest załatwione.. Gdzie miałbym mieszkać, skoro u jej rodziców byłoby ledwo jedno miejsce wolne, które ona by zajęła..? Z czego miałbym żyć, nie mając pracy..? Dla niektórych się wydaje, że życie jest proste, można sobie ze wszystkiego zrezygnować i jakoś się ułoży.. G..o się ułoży za przeproszeniem, bo to jest dziecinne myślenie i zachowanie. Niewielu osobom może się udać w takiej sytuacji (rzucenie wszystkiego i zaczynać od zera, bez kasy itd), trzeba mieć multum szczescia. Sam pamiętam początki, jak się do mnie przeprowadziła, to przez pierwsze pół roku nie mogła żadnej pracy znaleźć, bo albo wybrzydzala, albo za ciężko, albo nikt już nie dzwonił..Rozumiem, że jej rodzice są chorzy, gdyby moi byli (a po części moja mama jest, bo lekarze ostatnio coś gadaja, że ma możliwość mieć stwardnienie rozsiane), to na pewno nie rezygnowalbym z obecnego życia, tylko starał się odwiedzać co tydzień lub dwa, tak jak ona to robi i jakoś pomagał na odległość, właśnie coś w stylu rehabilitacji, czy załatwienia opiekunki środowiskowej. Przecież człowiek żyje raz, zrezygnuje z czegoś, to potem będzie żałował tego do końca życia. Ja po prostu nie mógłbym zrezygnować ze wspólnego życia i potem cofać się dwa kroki wstecz, gdy nie wiadomo, czy potem zrobi się chociaż jeden do przodu..
Serio? A co jeśli wszystkie maszyny trafiłby szlak i musiałbyś na "od teraz" nauczyć się najnowszego modelu? Jeszcze raz się pytam o redukcję etatów - Twoja firma znalazłaby kogoś tańszego na Twoje stanowisko itp. co wówczas (bo jak Sam napisałeś wystarczy generować niższe koszty dla pracodawcy i won)? Zero jakiejkolwiek wyobraźni. Popatrz po znajomych. Przepraszam, że to napiszę, ale o dzieciach to Ty nawet nie myśl. Będziesz trząsł portkami całe życie. Zero elastyczności, a życie płata takie figle. Ty po prostu jesteś dość wygodnicki (co wynika również ze strachu) i oczekujesz, iż inni dostosują się do Twojej wymarzonej przyszłości. Tak nie ma.
Żadnego szczęścia nie trzeba, a właśnie podejście: "dam radę", "jak nie ja to kto" oraz wytrwałość. Niestety na obecnym rynku pracy trzeba się rozwijać. Nawet się nie spodziewasz, a otrzymasz wypowiedzenie. 3-4 tys. (wpólnie) to wcale nie tak dużo na rodzinę i dom, sam zobaczysz. Ty w ogóle jak tak dobrze zarbiasz i nie masz dużych wydatków to korzystasz z kursów? Samodokształcanie się? Cokolwiek?
Wiesz co wydajesz się być mężczyzną z głową na karku (napisałam to tak na serio), ale takim trudno dostosowującym się do świata, mało pewnym siebie. Napisz szczerze, czy Ty przypadkiem nie uważasz, że obecna praca to szczyt Twoich możliwości?
Osobiście miałabym wątpliwości czy być z kimś takim tak na poważnie. Być może ta sytuacji zmusi Ciebie do ocknięcia się.
Dla niektórych się wydaje, że życie jest proste, można sobie ze wszystkiego zrezygnować i jakoś się ułoży.. G..o się ułoży za przeproszeniem, bo to jest dziecinne myślenie i zachowanie.
Nie, życie jest trudne i właśnie takie sytuacje jak Twoja pokazują kto i z jakiej gliny jest zbudowany . Jednakże Ty nie jesteś elastyczny na rynku pracy, co często wiąże się z nieporadnością w tej sferze. Nie jesteś kompletnie przygotowany na sytuacje, które zmuszają do poświęceń. Maszynę weźmie szlak i jesteś bezrobotnym. Więcej będziesz miał wypadek w pracy, który uniemożliwi Ci dalszą pracę i co? Nie pojmujesz tego na jak ciekiej lince chcesz Tworzyć przyszłość rodziny i do tego pisać coś w stylu "będzie mogła zrezygnować z pracy". Twój tok rozumowania przeraża, bo Wasze wspólne życie uzależniasz od Twojej pracy. Czyż to nie dziecinne? Co więcej Sam napisałeś, że Twoja narzeczona ma problem ze nalezieniem odpowiedniej = satysfakcjonującej pracy w Twoim miejscu zamieszkania. Czy przypadkiem nie powinna porozglądać się za innymi ofertami w innych miastach? W jaki sposób objawia się tutaj Twoje dojrzałe podejście i dorosłość? Gdyby Ona znalazła dobrze płatną pracę np.we Wrocławiu to co zrobisz? No ciekawe. Tutaj wychodzi Twój egocentryzm wynikający ze strachu.
Praca raz jest, raz jej nie ma. Jeśli ktoś ma inne podejście to później Sam na własne życzenie tworzy problemy.
Rasiak brawo za bycie facetem z głową na karku. Twoje propozycje są rozsądne i powinieneś się ich trzymać. Znam się troszkę na branży drukarskiej i potwierdzam że właśnie tak jest jak mówisz.
Moim zdane powinieneś trzymać się swoich propozycji - urlopu albo L4 na rodziców i wyjazdu tam np. Na mc twojej dziewczyny. Jak zobaczy jak to jest na stałe niech wtedy podejmie decyzję. Niech rodzice też się dopasuja - skoro chcecie im pomóc to może lepiej żeby to oni zamieszkali blisko.
Jeśli odrzuca twoje propozycje to może nie chodzi im o pomoc tylko o czysta złośliwość. A może twoja dziewczyna wcale nie chce tego małżeństwa?
Sama obecność córki nie przywróci zdrowia matce, ale wsparcie rodziny jest bardzo ważne w leczeniu!
Na sali z moją matką leżała kobieta, której rodzina zapowiedziała, że po wyjściu ze szpitala trafi do jakiegoś ośrodka, więc ta zupełnie nie miała motywacji do ćwiczenia, prawie w takim stanie jak przyjechała, to również wyjechała ze szpitala (leżąc).
Myślę, że waszym problemem jest brak komunikacji wszystkich ze wszystkimi . i usilne obstawanie przy swoich racjach.
15 2018-01-24 14:08:40 Ostatnio edytowany przez cwany_gapa (2018-01-24 14:25:15)
Zero jakiejkolwiek wyobraźni. Popatrz po znajomych. Przepraszam, że to napiszę, ale o dzieciach to Ty nawet nie myśl. Będziesz trząsł portkami całe życie. Zero elastyczności, a życie płata takie figle. Ty po prostu jesteś dość wygodnicki (co wynika również ze strachu) i oczekujesz, iż inni dostosują się do Twojej wymarzonej przyszłośc
Pierwszy raz słyszę, żeby kobieta namawiała faceta do rzucenia dobrej pracy i równocześnie pouczała go, że jeśli tego nie zrobi, to nie nadaje się na ojca.
To jakieś kuriozum.
Praca i mieszkanie to podstawa, jeśli facet planuje zakładać rodzinę. Odpowiedzialny facet, a nie niebieski ptak, który myśli, że wszystko się samo ułoży, samo zapłaci, samo kupi pieluchy dla dziecka.
Przecież te 3-4 tysiące to nie są kokosy. Jeśli zrobi się z tego 2-3 tysiące, to po wydatkach na wynajem mieszkania i inne koszty stałe + utrzymanie samochodu (bo to podobno miasteczko pod Łodzią, jest tam w ogóle drukarnia?) nie zostaje nic. Facet zostaje z gołą dupą i dzieci to sobie moze w tv co najwyżej pooglądać, ale na swoje go nie stać.
Elastyczność w życiu NIE polega na rzucaniu lepszej pracy po to, żeby nie mieć jej wcale albo mieć nędzną. To jest głupota a nie elastyczność.
Elastyczność polega na umiejętności radzenia sobie w zmieniających się warunkach tak, żeby żyć na podobnym poziomie i to autor stara się robić.
I jeszcze jedna uwaga: trochę inaczej patrzyłbym na sprawę, gdyby byli małżeństwem, ale ona jest tylko narzeczoną.
A z narzeczoną jest tak, jak Ty piszesz o pracy: dziś jest, jutro może jej nie być. Po ślubie kobiety zaczynają inaczej patrzeć na kwestię wynagrodzenia męża. Zwłaszcza wtedy, kiedy chcą mieć dziecko, bo wtedy liczy się każde 100 zł.
16 2018-01-24 15:46:53 Ostatnio edytowany przez Rasiak (2018-01-24 15:51:33)
Serio? A co jeśli wszystkie maszyny trafiłby szlak i musiałbyś na "od teraz" nauczyć się najnowszego modelu? Jeszcze raz się pytam o redukcję etatów - Twoja firma znalazłaby kogoś tańszego na Twoje stanowisko itp. co wówczas (bo jak Sam napisałeś wystarczy generować niższe koszty dla pracodawcy i won)? Zero jakiejkolwiek wyobraźni. Popatrz po znajomych. Przepraszam, że to napiszę, ale o dzieciach to Ty nawet nie myśl. Będziesz trząsł portkami całe życie. Zero elastyczności, a życie płata takie figle. Ty po prostu jesteś dość wygodnicki (co wynika również ze strachu) i oczekujesz, iż inni dostosują się do Twojej wymarzonej przyszłości. Tak nie ma.
Żadnego szczęścia nie trzeba, a właśnie podejście: "dam radę", "jak nie ja to kto" oraz wytrwałość. Niestety na obecnym rynku pracy trzeba się rozwijać. Nawet się nie spodziewasz, a otrzymasz wypowiedzenie. 3-4 tys. (wpólnie) to wcale nie tak dużo na rodzinę i dom, sam zobaczysz. Ty w ogóle jak tak dobrze zarbiasz i nie masz dużych wydatków to korzystasz z kursów? Samodokształcanie się? Cokolwiek?
Wiesz co wydajesz się być mężczyzną z głową na karku (napisałam to tak na serio), ale takim trudno dostosowującym się do świata, mało pewnym siebie. Napisz szczerze, czy Ty przypadkiem nie uważasz, że obecna praca to szczyt Twoich możliwości?
Osobiście miałabym wątpliwości czy być z kimś takim tak na poważnie. Być może ta sytuacji zmusi Ciebie do ocknięcia się.
Leśny, ale to ja mam co chwila martwić się swoją przyszłością w pracy, skoro wszystko jest dobrze..? Po co mam to robić? Przecież w każdej firmie zdarzają się masowe redukcje lub zwolnienia. Akurat tutaj nie ma czegoś takiego, że jak ktoś jest dobry, to na jego miejsce kogoś innego znajdą, bo wtedy musieliby na nowo taką osobę szkolić itd.. gdzie tu jest sens? Maszyn drukarskich jest od groma i wątpię, żeby akurat znalazła się osoba, która właśnie ma w małym palcu tą maszynę, na której pracuję. Jestem najmłodszym pracownikiem swojej maszyny, więc nie zarabiam najwięcej z nich. Właśnie tutaj cenią to, jak ktoś długo pracuje, bo wiedzą, że można z nim wiązać wspólną przyszłość. Z zawodu nie mam nic wspólnego z poligrafią, jestem technik mechatronik, więc też uczyłem się wszystkiego od zera.
W którym miejscu ja napisałem, że wspólnie zarabiamy 3-4tys? Ja tyle zarabiam, ona do 2tys dobija i to jest moja wina, że ona ma słabszą pracę..? Ja również zaczynałem od najniższej krajowej i poprzez determinację i ciężką pracę doszedłem tutaj, gdzie jestem, a mogę jedynie wyżej, bo w obecnej chwili jestem pomocnikiem drukarza, a po kilku latach można awansować na drukarza, a ten to dopiero zarabia.. Pracuję po 12h, więc na pewno mam czas i chęć na dodatkowe kursy..
Nie, życie jest trudne i właśnie takie sytuacje jak Twoja pokazują kto i z jakiej gliny jest zbudowany wink. Jednakże Ty nie jesteś elastyczny na rynku pracy, co często wiąże się z nieporadnością w tej sferze. Nie jesteś kompletnie przygotowany na sytuacje, które zmuszają do poświęceń. Maszynę weźmie szlak i jesteś bezrobotnym. Więcej będziesz miał wypadek w pracy, który uniemożliwi Ci dalszą pracę i co? Nie pojmujesz tego na jak ciekiej lince chcesz Tworzyć przyszłość rodziny i do tego pisać coś w stylu "będzie mogła zrezygnować z pracy". Twój tok rozumowania przeraża, bo Wasze wspólne życie uzależniasz od Twojej pracy. Czyż to nie dziecinne? Co więcej Sam napisałeś, że Twoja narzeczona ma problem ze nalezieniem odpowiedniej = satysfakcjonującej pracy w Twoim miejscu zamieszkania. Czy przypadkiem nie powinna porozglądać się za innymi ofertami w innych miastach? W jaki sposób objawia się tutaj Twoje dojrzałe podejście i dorosłość? Gdyby Ona znalazła dobrze płatną pracę np.we Wrocławiu to co zrobisz? No ciekawe. Tutaj wychodzi Twój egocentryzm wynikający ze strachu.
To ciekawe z tym, że życie nie jest trudne.. Czemu tak uparcie sądzisz, że jestem egoistyczny i boję się wszystkiego..? Ja po prostu myślę o wszystkim, a nie w stylu, jakoś to będzie. Mnie ciekawi, jak Ty chciałabyś pojechać gdzieś z drugą osobą bez kasy, mieszkania i pracy? Do tego zostawiając zwierzęta, bo owe mamy. Zanim znalazłabyś pracę i mieszkanie, to mogłyby minąć miesiące i za co przez ten czas żyć? dołączyć do bezdomnych i z nimi wegetować? Nie rozumiem w ogóle Twojego toku rozumowania, bo ja przynajmniej wolę mieć wszystko czarne na białym, niż później drżeć, że nie mam za co żyć i bać się o to, czy nie rozstanie się ze mną z tego powodu, bo takie rzeczy psują związek.. Do tego, jak sama wiesz, kobietom wszystkiego zawsze brakuje i co chwila muszą sobie coś kupić, a to też kosztuje. Poza tym, jak Ty sobie wyobrażasz to, że ona miałaby szukać pracy w innym mieście..? Przecież tu jest podobna sytuacja, jak przy przeprowadzce, również wszystko zaczynać od zera..
Pokręcona Owieczka
Niestety rozmawiałem z nią już setki razy i już chyba brak mi sił, bo za każdym razem daje takie argumenty, które nic nie wnoszą, a oznaczają "jakoś to będzie"..
Z tą przeprowadzką jej rodziców też poruszałem temat, ale ona nie chce, bo jej tacie brakuje około 2 lat do emerytury..
pannapanna
Właśnie sam już nie wiem, o co może chodzić, bo jej tato, tak jak napisałem wcześniej, jest samolubny, myśli tylko o sobie, dla niego nawet byłoby na rękę, jakby ona tam się przeprowadziła. Bo za każdym razem, jak tam jedzie, to pierwsze co musi robić, to sprzątać całe mieszkanie, tak jakby specjalnie tego nie robili i czekali, aż przyjedzie..
Niby mi zapewniała i zapewnia, że chce ten ślub i w ogóle, więc raczej nie tutaj jest przyczyna. Nawet jeśli nie chciałaby, to zawsze można byłoby odwołać, najwyżej zaliczek bym nie odzyskał..
Averyl
Właśnie jej mama miała tak samo, nie chciała rehabilitacji lub do ośrodka po wyjściu ze szpitala i teraz tylko leży i o kuli porusza się po mieszkaniu, a mogłaby częściowo odzyskać sprawność, gdyby poszła.. Gdyby to był ktoś z moich rodziców, to ja na siłę bym go zmusił do tego, jeśli jest szansa na odzyskanie chociaż częściowej sprawności, to trzeba próbować, można jedynie zyskać.. ale widać, jak tam wszyscy mają podejście..
cwany_gapa
No właśnie niektórzy nie rozumieją chyba, ile życie kosztuje, nie mając pracy, środków.. Ja pracowałbym za minimalkę, ona też i co wtedy..? ledwo starczałoby na życie, a ślub lub dziecko, to byłoby tylko marzenie w takiej chwili..
17 2018-01-24 16:00:55 Ostatnio edytowany przez Unreal (2018-01-24 16:02:38)
Opcje widzę dwie:
- przeprowadzka rodziców do Waszego miasta
- zerwanie nieperspektywicznego związku
Nie radziłbym rzucania pracy i jechania za nią, broń Cię Panie Boże. Bo przegrasz prędzej niż myślisz. Białystok to fajne miejsce, swoją drogą
PS. Praca, która daje zadowolenie i perspektywy jest najważniejsza
A ja napiszę od innej strony. Związki są bardzo fajne, fajnie jest mieć kogoś kto Cię kocha i kogo Ty kochasz, ale nie ma sensu się temu poświęcać w całości. Piszę zarówno o niej, jak i o Tobie. Partnerzy przychodzą i odchodzą, a rodzice są zawsze (nie mówię o jakichś patologiach), oni się nami zajmowali, nas wychowywali. Ty znowu masz dobrą pracę, poukładane życie i narzeczoną, która na chwilę obecną ma inne priorytety niż Ty, nie warto poświęcać swojego życia dla niepewnej przyszłości z nią. Ustalcie, że dajecie sobie czas na przerwę, tylko dogadajcie się, czy w tym czasie możecie spotykać się z innymi czy nie, żeby potem nie było pretensji. Nigdy nie poświęcajcie się dla partnera, bo to się po prostu nie opłaca, prędzej czy później każdy zrobi nas w konia, albo my kogoś.
19 2018-01-24 18:01:18 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2018-01-24 18:07:37)
Pierwszy raz słyszę, żeby kobieta namawiała faceta do rzucenia dobrej pracy i równocześnie pouczała go, że jeśli tego nie zrobi, to nie nadaje się na ojca.
To jakieś kuriozum.
To nie jest dobra praca. Płatna owszem (może być), ale patrząc pod kątem możliwości zatrudnienia to bardzo źle. Aktualnie nic nie jest wieczne - zatem z dnia na dzień straci pracę, a będzie miał już wybudowany dom i co zrobi?
Praca i mieszkanie to podstawa, jeśli facet planuje zakładać rodzinę. Odpowiedzialny facet, a nie niebieski ptak, który myśli, że wszystko się samo ułoży, samo zapłaci, samo kupi pieluchy dla dziecka.
Przecież te 3-4 tysiące to nie są kokosy. Jeśli zrobi się z tego 2-3 tysiące, to po wydatkach na wynajem mieszkania i inne koszty stałe + utrzymanie samochodu (bo to podobno miasteczko pod Łodzią, jest tam w ogóle drukarnia?) nie zostaje nic. Facet zostaje z gołą dupą i dzieci to sobie moze w tv co najwyżej pooglądać, ale na swoje go nie stać..
No i teraz - ja Ciebie nie rozumiem. Jeśli te 3-4 tys to nie są "kokosy"(Sam to napisałeś) to zatem czyni autora jeszcze niezdatnego do założenia rodziny. Zatem to odpowiedzialny facet? Co chwilę gubisz się w zeznaniach, bądź nie masz rodziny i nie wiesz co z czym się je. Sama teoria, zero praktyki. Już wcześniej to napisałam czasami trzeba coś poświęcić, aby było lepiej. Jeśli ktoś przez życie idzie jak przez mękę to czyja to wina?
Elastyczność w życiu NIE polega na rzucaniu lepszej pracy po to, żeby nie mieć jej wcale albo mieć nędzną. To jest głupota a nie elastyczność.
Matko Ty nic nie zrozumiałeś. Elastyczność jest to umiejętność znalezienia sobie pracy oraz dostosowanie się do aktualnych warunków rynku. Nie widzę tego tutaj. Tylko czytam jak to musiał się napracować, aby opanować jedną maszynę i na samą myśl o nauce narzeka. Elastyczność jak nic. Ciekawe co by zrobił w pracy, która wymaga samokształcenia się w trybie ciągłym.
Elastyczność polega na umiejętności radzenia sobie w zmieniających się warunkach tak, żeby żyć na podobnym poziomie i to autor stara się robić.
Nie wydaje mi się, aby On to robił. Wręcz przeciwnie - ma zawód, który jest silnie uzależniony od konkretnego typu maszyn i Sam przyznaje, że nie jest w stanie w razie nagłej potrzeby znaleźć podobnej pracy, ani przynajmniej w innej branży za podobne pieniądze. To świadczy o elastyczności na rynku pracy? Tego nie wiedziałam.
I jeszcze jedna uwaga: trochę inaczej patrzyłbym na sprawę, gdyby byli małżeństwem, ale ona jest tylko narzeczoną.
A z narzeczoną jest tak, jak Ty piszesz o pracy: dziś jest, jutro może jej nie być. Po ślubie kobiety zaczynają inaczej patrzeć na kwestię wynagrodzenia męża. Zwłaszcza wtedy, kiedy chcą mieć dziecko, bo wtedy liczy się każde 100 zł.
Przepraszam dlaczego to tylko w kwestii narzeczonej, On pracy na 100% nie straci? Po 2-gie właśnie Ona ma bardzo lajtowe podejście do Niego wynikające z niewiedzy - niestety odniosłam wrażenie, że jak zacznie zarabiać i "hulać" na rynku pracy to dojdzie do przykrych wniosków. Niestety z życia już wiem, że sam portfel u faceta to za mało. Jeśli znalezienie pracy to dla Niego mordęga - tak dla mężczyzny, który nigdy nie zajdzie w ciążę to ja boję się pytać o inne kwestie.
No przestaję się dziwić, że kobiety nie chcą wychodzić za mąż. Za wyjątkiem tych co same inwestują w pracę zawodową. Młode dziewczyny pomyślcie dwa razy.
Rasiak ja nigdzie nie napisałam wspólnie. Sądziłam, że Ona nie pracuje - z tego jak Ty to przestawiłeś. Opisz czym według Ciebie jest rozwój, bo tutaj mamy inne poglądy.
Jeśli chodzi o czas - to kpiny. Ja pracowałam, studiowałam i robiłam projekt dyplomowy za miastem. W tym czasie zrobiłam kursy kwalifikujące. Zatem... kolejna wymówka. Ale tyle pieniędzy za 12 h to słabo. Ja tyle miałam za jeden projekt = 4 dni pracy. Zatem widzisz o to mi chodzi.
Czy tracąc pracę byłbyś wstanie w jakikolwiek inny sposób zapewnić byt rodzinie? Za nisko mierzysz - przeliczysz się jak wielu.
Boisz się, że jak odejdziesz to rynek pracy przewartościowuje Twoje myślenie na własny temat, a w tym umiejętności. Iż wcale tak dobrze nie jest. Dlatego Twój umysł nie jest w stanie w ogóle ogarnąć mojego toku rozumowania. Dla Ciebie nagła strata obecnej pracy to bezdomność, dla mnie najwyżej to nowe możliwości. To właśnie plus braku posiadania wpisanego fachu i praca dla kogoś, a wykształcenie i doświadczenie w konkretnym kierunku .
Musisz powiedzieć sobie prawdę - wybrałeś pracę, która nie daje pewności w życiu.
Matko chłopie, ocknij się - idzie się tam gdzie jest lepiej! Ze względu na wykształcenie wybiera się określone obszary w Polsce. No chyba nie będziesz górnikiem na Pomorzu itp.
Powinna spojrzeć na siebie i patrzeć w przyszłość. Znaleźć miejsce, gdzie Jej profesja ma wzięcie i jest konkurencyjna na rynku pracy = łatwo złapać się na staż + pracodawcy mają wynagrodzenia motywacyjne, aby pracownik nie odszedł do konkurencji. Zatem będą rosnąć płace. To normalne.
Leśny, ale Ty chyba w ogóle jednej rzeczy cały czas nie rozumiesz lub kłania się czytanie ze zrozumieniem. Jak można gdzieś się przeprowadzić, nie mając niczego..? Mam na ulicy mieszkać..? Ona tam nie ma zapewnione mieszkania, nie ma pracy, tak samo ja, nie mam tam mieszkania i nie mam pracy, nie mamy odlozonych wolnych środków na start, więc jak Ty to sobie wyobrażasz? Bo według mnie, to bujasz w obłokach. Jakbyś wiedziała, to każde miasto ma inny przelicznik do plac, tutaj można spokojnie znaleźć mieszkanie do 1000zl ze wszystkimi opłatami w cenie. A w takiej Warszawie lub w innych większych miastach, wszystko jest podwójnie droższe, to i płaca jest większa.
Pracuję u siebie półtora roku, więc moim zdaniem zaczynając od najniższej krajowej, a dochodząc do tego, co teraz, to jest progres. Poza tym, czemu Ty ciągle bredzisz o możliwości straty pracy..? Mam z dnia na dzień żyć w niepewności, że mogą mnie zwolnić? Zastanów się, nie ma to jakiegokolwiek sensu.
Co do pracy przy jednej maszynie, to skąd mam wiedzieć, jak bym sobie poradził przy innej, skoro nie miałem z takową styczności? Mam być jakimś alfa i Omega, znać każda maszynę w małym palcu, gdzie każda ma instrukcje obsługi po 1000str i to tylko w teorii, gdzie w praktyce prawie wszystko inaczej wygląda? Nie byłaś w tej branży, więc się nie wypowiadaj, jak tutaj jest. Mimo, że mam w małym palcu maszynę, to często zdarzają się rzeczy, o których nikt nie uczył lub nie miało się sytuacji i wtedy trzeba sobie samemu radzić, bo kto Ci pomoże? Kierownik, lider, drukarz itd? Zapomnij, ich interesuje tylko to, by maszyna cały czas produkowała, a do tego jest potrzebne idealne podłoże, a jak często przychodzi jakieś powyginane, sklejone itd? Nie ma na to rady, trzeba kombinować i kombinować.
Mam wielu znajomych po studiach, kursach itd i mało któremu udało się gdzieś w dobrze płatnej firmie ulokować swoje cztery litery.
Jak dla mnie, to masz jakieś uprzedzenie do facetów, jesteś feministka lub coś innego, bo nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć. Daję Tobie masę argumentow, a Ty dalej swoje, trzeba jechać, bez niczego, ułoży się jakoś. Chore myślenie.
Moja znajdzie pracę w zawodzie? Jest po liceum, więc jak niby? Proponowałem jej różne kierunki lub nawet staże, to nie chciało jej się, więc ja mam odpowiadać za to, że ona nie umie sobie lepszej pracy znaleźć..?
Witaj,
Tak sobie myślę..czy jesteś przekonany do tego, aby już teraz brać ślub? Czujesz, że sprostasz? Albo czy Twoja Partnerka temu sprosta? Warto zadawać sobie takie pytania. Już teraz piszesz, że ona ma problem, a przecież decydując się na życie z nią to poniekąd Wasz problem.
Wierzę, że ją kochasz, że ona Ciebie tez. Znalezliscie się przed nielada wyzwaniem, a takich sytuacji w życiu jest cała masa, każdego dnia. Jesteś gotów na to? Na szukanie rozwiązań win-win?
22 2018-01-29 21:01:03 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2018-01-29 21:06:01)
Leśny, ale Ty chyba w ogóle jednej rzeczy cały czas nie rozumiesz lub kłania się czytanie ze zrozumieniem.
Niestety Tu nie chodzi o czytanie ze zrozumieniem (bo to potrafię), ale Twoją nieprzysfajalność pewnych kwestii. Żyjesz w dziwnym przeświadczeniu, że wszyscy ludzie żyją jak Ty i nie potrafisz tego ogarnąć umysłem. Czego w tym co napisałam nie zrozumiałeś? Jeśli dla Ciebie przedsiębiorczość polega na trzymaniu się jednej pracy, która polega na specjalizacji dotyczącej jednej maszyny (Sam przyznałeś, że z nauką Ci nie za pan brat) i strachu przed wyciągnięciem nosa zza drzewa to rzeczywiście coś tu jest nie tak.
Po prostu napisałam prawdę... stracisz pracę (powodów może być dosłownie 100) i zostaniesz z niczym przez dłuższy czas, bo innego ze względu na profesję ewentualnego źródła dochodów nie znajdziesz. Od razu napiszę, że nie masz co się budować w konkretnym rejonie, bo jak będziesz musiał się przeprowadzić za pracą na drugi koniec Polski? O dziwo ta sytuacja z narzeczoną pokazała jak mało elastyczny jesteś w życiu. Ona wręcz przeciwnie podchodzi do życia na podstawie - "jak trzeba to trzeba dam sobie radę. Może nie będę żyła jak w bajce, ale nie ucieknę." Wyciągnij z tego wnioski zamiast wypierać moje argumenty.
Oczywiście masz prawo do własnego podejścia w tej kwestii. Z drugiej strony jeśli Ty masz tak ogromne problemy z dostosowaniem się do m.in. rynku pracy, czy nieoczekiwanych zdarzeń to nie oczekuj tego od Niej.
Rasiak napisał/a:Leśny, ale Ty chyba w ogóle jednej rzeczy cały czas nie rozumiesz lub kłania się czytanie ze zrozumieniem.
Niestety Tu nie chodzi o czytanie ze zrozumieniem (bo to potrafię), ale Twoją nieprzysfajalność pewnych kwestii. Żyjesz w dziwnym przeświadczeniu, że wszyscy ludzie żyją jak Ty i nie potrafisz tego ogarnąć umysłem. Czego w tym co napisałam nie zrozumiałeś? Jeśli dla Ciebie przedsiębiorczość polega na trzymaniu się jednej pracy, która polega na specjalizacji dotyczącej jednej maszyny (Sam przyznałeś, że z nauką Ci nie za pan brat) i strachu przed wyciągnięciem nosa zza drzewa to rzeczywiście coś tu jest nie tak.
Po prostu napisałam prawdę... stracisz pracę (powodów może być dosłownie 100) i zostaniesz z niczym przez dłuższy czas, bo innego ze względu na profesję ewentualnego źródła dochodów nie znajdziesz. Od razu napiszę, że nie masz co się budować w konkretnym rejonie, bo jak będziesz musiał się przeprowadzić za pracą na drugi koniec Polski? O dziwo ta sytuacja z narzeczoną pokazała jak mało elastyczny jesteś w życiu. Ona wręcz przeciwnie podchodzi do życia na podstawie - "jak trzeba to trzeba dam sobie radę. Może nie będę żyła jak w bajce, ale nie ucieknę." Wyciągnij z tego wnioski zamiast wypierać moje argumenty.Oczywiście masz prawo do własnego podejścia w tej kwestii. Z drugiej strony jeśli Ty masz tak ogromne problemy z dostosowaniem się do m.in. rynku pracy, czy nieoczekiwanych zdarzeń to nie oczekuj tego od Niej.
Ale się uwzięłaś Ja będę bronić Autora. Gdyby każdy podchodził do życia zawodowego, tak jak Ty piszesz, nikt bu nigdzie nie kupował mieszkania, budował domu, bo a nuż zaraz straci pracę i będzie musiał się przeprowadzać. Życie na walizkach. Skoro jest jednym z lepszych specjalistów, nie sądzę by firmie zależałoby na jego zwolnieniu, a jeśli nawet, to dopiero wtedy zacznie się martwić i na bank znajdzie pracę. Pisałaś, że masz łatwość w podejmowaniu nowych wyzwań zawodowych, potrafisz świetnie zarobić w słabych warunkach i super. Ale nie każdy jest taki jak Ty i nie każdy ma takie możliwości.
W tym momencie, to on jest na pewnej pozycji zawodowej. Ona nie przyjmuje żadnych argumentów. Powiedz mi, co to za pomoc być na miejscu i być bezsilnym? Nie ma ani doświadczenia w opiece nad niepełnosprawnymi, ani siły psychicznej. Nie jest sztuką rzucić wszystko i poświęcić się dla idei, albo "bo tak wypada". On jest w stanie pomóc im finansowo, ale wszyscy tę pomoc odrzucają.
Ona nie dorosła do poważnego związku, małżeństwa. Liczy się ona. Nieważne, że nie umie, że nie ma predyspozycji. Ona wcale nie jest elastyczna. Gdyby była, brałaby pod uwagę jego argumenty, a nie zachowywała się jak rozkapryszone dziecko i mówiła "bo nie."
Leśny_owoc napisał/a:Rasiak napisał/a:Leśny, ale Ty chyba w ogóle jednej rzeczy cały czas nie rozumiesz lub kłania się czytanie ze zrozumieniem.
Niestety Tu nie chodzi o czytanie ze zrozumieniem (bo to potrafię), ale Twoją nieprzysfajalność pewnych kwestii. Żyjesz w dziwnym przeświadczeniu, że wszyscy ludzie żyją jak Ty i nie potrafisz tego ogarnąć umysłem. Czego w tym co napisałam nie zrozumiałeś? Jeśli dla Ciebie przedsiębiorczość polega na trzymaniu się jednej pracy, która polega na specjalizacji dotyczącej jednej maszyny (Sam przyznałeś, że z nauką Ci nie za pan brat) i strachu przed wyciągnięciem nosa zza drzewa to rzeczywiście coś tu jest nie tak.
Po prostu napisałam prawdę... stracisz pracę (powodów może być dosłownie 100) i zostaniesz z niczym przez dłuższy czas, bo innego ze względu na profesję ewentualnego źródła dochodów nie znajdziesz. Od razu napiszę, że nie masz co się budować w konkretnym rejonie, bo jak będziesz musiał się przeprowadzić za pracą na drugi koniec Polski? O dziwo ta sytuacja z narzeczoną pokazała jak mało elastyczny jesteś w życiu. Ona wręcz przeciwnie podchodzi do życia na podstawie - "jak trzeba to trzeba dam sobie radę. Może nie będę żyła jak w bajce, ale nie ucieknę." Wyciągnij z tego wnioski zamiast wypierać moje argumenty.Oczywiście masz prawo do własnego podejścia w tej kwestii. Z drugiej strony jeśli Ty masz tak ogromne problemy z dostosowaniem się do m.in. rynku pracy, czy nieoczekiwanych zdarzeń to nie oczekuj tego od Niej.
Ale się uwzięłaś
Ja będę bronić Autora. Gdyby każdy podchodził do życia zawodowego, tak jak Ty piszesz, nikt bu nigdzie nie kupował mieszkania, budował domu, bo a nuż zaraz straci pracę i będzie musiał się przeprowadzać. Życie na walizkach. Skoro jest jednym z lepszych specjalistów, nie sądzę by firmie zależałoby na jego zwolnieniu, a jeśli nawet, to dopiero wtedy zacznie się martwić i na bank znajdzie pracę. Pisałaś, że masz łatwość w podejmowaniu nowych wyzwań zawodowych, potrafisz świetnie zarobić w słabych warunkach i super. Ale nie każdy jest taki jak Ty i nie każdy ma takie możliwości.
W tym momencie, to on jest na pewnej pozycji zawodowej. Ona nie przyjmuje żadnych argumentów. Powiedz mi, co to za pomoc być na miejscu i być bezsilnym? Nie ma ani doświadczenia w opiece nad niepełnosprawnymi, ani siły psychicznej. Nie jest sztuką rzucić wszystko i poświęcić się dla idei, albo "bo tak wypada". On jest w stanie pomóc im finansowo, ale wszyscy tę pomoc odrzucają.
Ona nie dorosła do poważnego związku, małżeństwa. Liczy się ona. Nieważne, że nie umie, że nie ma predyspozycji. Ona wcale nie jest elastyczna. Gdyby była, brałaby pod uwagę jego argumenty, a nie zachowywała się jak rozkapryszone dziecko i mówiła "bo nie."
E tam uwzięłam . Po prostu w życiu są sytuacje na które nie mamy wpływu i nie ma co się o to "fochać". On oczekuje zrozumienia, gdy Sam ma w nosie co Ona oczekuje.
Co do pracy - niestety w życiu trzeba przemyśleć pewne fakty i wybrać:
1) chcę się osiedlić na stałe - muszę wybrać rejon, gdzie z łatwością znajdę pracę oraz podejmę się rozwoju w profesji/kierunku, gdzie mamy wyż zatrudnienia (jest wysokie zapotrzebowanie na pracownika),
2) nie chcę przez dłuższy czas mieszkać w jednym miejscu - j/w, albo robię się specjalistą w wąskiej dziedzinie.
Tego wymaga zdrowy rozsądek. Natomiast jeśli ktoś nie ma np. możliwości osobistych, zdolności by to osiągnąć to przynajmniej powinien spojrzeć prawdzie w oczy. Lepiej miło się zaskoczyć, niż przykro rozczarować i mieć żal do świata. Pal cię licho gdyby chodziło tylko o Niego, ale na litość Pańską On napisał o założeniu rodziny i o zgrozo ewentualnym staniu się jedynym żywicielem rodziny. Natomiast plany na przyszłość nie uwzględniają Jego ograniczeń. Nie napisałam tego tylko z własnej perspektywy, ale również znajomych/rodziny/przyjaciółki.