Przez brak wsparcia rówieśników stałam się negatywną osobą - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Przez brak wsparcia rówieśników stałam się negatywną osobą

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 10 ]

Temat: Przez brak wsparcia rówieśników stałam się negatywną osobą

Przepraszam, że tak dużo, ale muszę się wygadać, jak ktoś nie chce to niech nie czyta, ale odpowiedzi typu "nie chciało mi się czytać" usuwam, tym co przeczytają dziękuję za uwagę

Ostatnio zauważyłam u siebie pewne złe cechy. Jestem źle nastawiona do ludzi
Wiem, co jest tego przyczyną. Kiedyś, w czasach szkolnych miałam depresję. I to taką głęboką depresję: brakowało mi sił psychicznych do najprostszych czynności jak zmywanie naczyń, najchętniej siedziałabym całymi dniami przed kompem i oglądała filmy (bo to było dla mnie odskocznią od szarej rzeczywistości); nie chciało mi się żyć i doszło to do tego stopnia, że już sobie wyobrażałam, jakby to było fajnie gdybym zginęła w jakimś wypadku, także to już był bardzo poważny stan. Co prawda nikomu o tym nie powiedziałam, ale co prawda było widać, że nie byłam osobą tryskającą energią. Nikt mi nie pomógł, nie pocieszał, mało tego, nawet nie zapraszali mnie na swoje urodziny ( przy lawinie 18-stek nie byłam na żadnej)
W dodatku od gimnazjum aż do końca liceum miałam z 3 lub 4 chłopaków, którzy mi się bardzo podobali, ale żaden nie był zainteresowany. Niestety o ile w gimnazjum powtarzałam sobie, że na chłopaków jeszcze za wcześnie, to w liceum zaczynałam się łudzić, bo już byłam prawie pełnoletnią osobą, miałam trochę "oleju" w głowie, wiedziałam czego chcę. No ale nie wychodziło. A ja nie jestem osobą, która jak się ją odtrąca to ona i tak desperacko będzie błagać
W liceum byłam strasznie samotna. W 1 i 2 klasie w ciągu całego roku umówiłam się z kimś na jakieś wyjście do kina czy na kawę maksymalnie 3 razy (w ciągu całego roku!) a tak to w domu komputer i nauka i tak w kółko. W 3 klasie w wakacje poznałam koleżankę, która mieszka 45 minut autobusem ode mnie, więc jak tylko były ferie czy jakieś święto to widywałyśmy się razem i to mnie podnosiło na duchu, ale ona miała u siebie mnóstwo przyjaciół, ja byłam dla niej jedną z wielu a ona dla mnie była jedną jedyną.
Przez to, że ja sama nigdy nie otrzymałam wsparcia w trudnych chwilach, faceci, którzy mi się podobali mieli mnie gdzieś, znajomi nawet na imprezy nie zapraszali to strasznie się odbiło na mojej psychice.
Teraz, na studiach widzę to w szczególności. Jak jakaś koleżanka ma problem np. z chłopakiem to ja mówię "będzie dobrze", ale w głębi duszy przewracam oczami i mówię:"matko, ale ona ma problemy, niech się cieszy, że w ogóle ma chłopaka"- serio, nie znoszę siebie za takie myślenie, ale przez to, że mi nikt nie pomagał, jak byłam wrażliwą osobą to teraz ja nie potrafię dzielić się empatią.
Na studiach jest trochę lepiej pod względem znajomych, bo jednak od czasu do czasu z kimś wyjdę, ale większość dziewczyn ma chłopaków i często wyjeżdżają na weekendy i nie mam się z kim widywać. Nie ukrywam, że trochę zazdroszczę. Ostatnio miałam robić projekt z koleżanką; byłyśmy razem umówione, robota dosłownie na max 40 minut. W tym samym dniu tylko rano napisała mi smsa że nie da rady, bo przyjeżdża jej chłopak i ona jest po zajęciach i nie chce jej się tego robić. Zdenerwowałam się, bo ten chłopak przyjeżdżał do niej 3,5 godziny później, więc we 2 byśmy się wyrobiły, a skończyło się tak, że ona mnie olała, ja musiałam robić sama a jej pomógł jej chłopak.
Ostatnio też miałam niefajne 2 sytuacje ze współlokatorkami. Współlokatorki zrobiły tak imprezę u nas w mieszkaniu. Bardzo chciałam tam być, ale musiałam jechać do domu w ważnej sprawie. Po przyjeździe zorientowałam się, że nie mam prześcieradła w szafce i głowiłam się, co mogłam z nim zrobić, spytałam współlokatorek a te przyznały, że nocowała tam taka koleżanka, a one miały brudne prześcieradła, więc wzięły moje, potem je wyprały i poszły do suszarni (mamy na poddaszu wspólną suszarnię dla mieszkańców) z tym prześcieradłem, ale zapomniały go odwiesić. Gdyby nie zapomniały, ja bym się nie zorientowała a one by mi nie raczyły nawet powiedzieć; tłumaczyły to tym, że bały się, jak na to zareaguję, więc postanowiły mi nie mówić. Nie ukrywam, że poczułam się trochę oszukana i smutna, to tylko głupie prześcieradło, ale chodzi o sam fakt, że nie miały zamiaru mi o tym mówić. Ostatnio pokłóciłam się z rodzicami. Byłam bardzo zmęczona po zajęciach, miałam zły dzień, rodzice to samo i trochę się pokłóciliśmy, ja nie dałam po sobie nic poznać, ale zadzwonił kuzyn, żeby mnie pocieszyć. Weszłam do kuchni, by nie rozmawiać w pokoju i nie przeszkadzać, ale kuchnia nie izoluje w 100% i one słyszały, że zaczęłam płakać rozmawiając przez telefon. Po czasie jedna z nich weszła do kuchni i jak gdyby nigdy nic puściła sobie pranie (mamy pralkę w kuchni), przez co musiałam kończyć, bo był hałas. I to pokazywało, jak bardzo ktoś ma cię gdzieś; ja rozumiem, że nie jej obowiązkiem jest pocieszać mnie, ale ona ot tak weszła i po prostu puściła pranie, nie pytała nawet, o co chodzi, a ja w tym czasie stałam zaryczana z boku.
I przez takie rzeczy straciłam do ludzi zaufanie, empatię, jestem krytyczna nie tylko wobec siebie ale i innych. Nie znoszę siebie za to, ale wiem, że to też nie moja wina. Jak ludzie mają problemy i widzę, że otacza ich i pociesza grono ludzi to ja sobie myślę:"o ale słabi psychicznie, ja sobie z gorszymi rzeczami radziłam sama"- i serio nie da się nad tym zapanować. Jestem miła dla innych, ale nie potrafię nikogo wspierać i pocieszać i to przez to, że sama nie otrzymałam wsparcia, gdy potrzebowałam.
W ostatnim czasie sytuacja się trochę poprawiła. Spodobał mi się kolega z grupy. Po 2 tygodniach studiów uświadomiłam sobie, że on mi się podoba. Potem z tygodnia na tydzień było tylko gorzej- coraz bardziej się w nim zakochiwałam. To był miły chłopak, spokojny, bardzo w moim guście. Robiłam sobie nadzieje i myślałam, że może jednak mu się podobam, tylko jest nieśmiały, by zagadać. Niestety w ostatnim tygodniu przed świętami moja grupa zrobiła sobie taką jakby wigilię grupową. Poszliśmy do kolegi z grupy, siedzieliśmy przy stole. Koło mojego Adasia (bo tak ma na imię) było wolne miejsce, więc usiadłam, stwierdziłam nawet, że to dobra okazja, by coś zagadać. Jednak on siedział tam jedynie przez kilka minut. Potem w pewnym momencie widziałam, że przez kilka sekund zawiesił na mnie wzrok, a następnie przesiadł się do koleżanki, która siedziała 1 krzesło dalej, gadał z nią do końca wigilii czyli przez kolejne 1,5 godziny. Nie ukrywam, że poczułam się strasznie. O ile przez ten okres od września miałam motylki w brzuchu, robiłam sobie nadzieje, pomimo że nic między nami nie było czułam się szczęśliwa, to teraz ten stan smutku wrócił. Ja go sobie odpuściłam, bo to nie miało sensu, by myśleć o nim więcej, ale nie czuję się z tym dobrze
I przez takie doświadczenia życiowe nie potrafię być osobą pełną empatii. Jestem miła, ale z drugiej strony jestem bardzo twarda i wkurza mnie, gdy ktoś marudzi jak mu źle i ciężko, bo ja sama pomocy nie otrzymałam
Tylko że ja siebie za to nie znoszę. Chciałam z tym walczyć, ale nie umiem. To jakby utwardzona cecha. Wiem, że gdybym miała już wcześniej przyjaciół, chłopaka, otrzymałabym pomoc (czyli tak, jak większość nastolatków) to teraz bym taka nie była, a ja się czuję jak zgorzkniała, osamotniona stara panna, pomimo że mam dopiero 20 lat
Co robić? Od razu dodam, że wszelkie rozmowy z psychologami nie pomagają, mam zwierzątka i kocham je, ale człowieka mi nie zastępują

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez prawiezalamana (2018-01-02 13:59:13)

Odp: Przez brak wsparcia rówieśników stałam się negatywną osobą
advokatova napisał/a:

Przepraszam, że tak dużo, ale muszę się wygadać, jak ktoś nie chce to niech nie czyta, ale odpowiedzi typu "nie chciało mi się czytać" usuwam, tym co przeczytają dziękuję za uwagę

Ostatnio zauważyłam u siebie pewne złe cechy. Jestem źle nastawiona do ludzi
Wiem, co jest tego przyczyną. Kiedyś, w czasach szkolnych miałam depresję. I to taką głęboką depresję: brakowało mi sił psychicznych do najprostszych czynności jak zmywanie naczyń, najchętniej siedziałabym całymi dniami przed kompem i oglądała filmy (bo to było dla mnie odskocznią od szarej rzeczywistości); nie chciało mi się żyć i doszło to do tego stopnia, że już sobie wyobrażałam, jakby to było fajnie gdybym zginęła w jakimś wypadku, także to już był bardzo poważny stan. Co prawda nikomu o tym nie powiedziałam, ale co prawda było widać, że nie byłam osobą tryskającą energią. Nikt mi nie pomógł, nie pocieszał, mało tego, nawet nie zapraszali mnie na swoje urodziny ( przy lawinie 18-stek nie byłam na żadnej)
W dodatku od gimnazjum aż do końca liceum miałam z 3 lub 4 chłopaków, którzy mi się bardzo podobali, ale żaden nie był zainteresowany. Niestety o ile w gimnazjum powtarzałam sobie, że na chłopaków jeszcze za wcześnie, to w liceum zaczynałam się łudzić, bo już byłam prawie pełnoletnią osobą, miałam trochę "oleju" w głowie, wiedziałam czego chcę. No ale nie wychodziło. A ja nie jestem osobą, która jak się ją odtrąca to ona i tak desperacko będzie błagać
W liceum byłam strasznie samotna. W 1 i 2 klasie w ciągu całego roku umówiłam się z kimś na jakieś wyjście do kina czy na kawę maksymalnie 3 razy (w ciągu całego roku!) a tak to w domu komputer i nauka i tak w kółko. W 3 klasie w wakacje poznałam koleżankę, która mieszka 45 minut autobusem ode mnie, więc jak tylko były ferie czy jakieś święto to widywałyśmy się razem i to mnie podnosiło na duchu, ale ona miała u siebie mnóstwo przyjaciół, ja byłam dla niej jedną z wielu a ona dla mnie była jedną jedyną.
Przez to, że ja sama nigdy nie otrzymałam wsparcia w trudnych chwilach, faceci, którzy mi się podobali mieli mnie gdzieś, znajomi nawet na imprezy nie zapraszali to strasznie się odbiło na mojej psychice.
Teraz, na studiach widzę to w szczególności. Jak jakaś koleżanka ma problem np. z chłopakiem to ja mówię "będzie dobrze", ale w głębi duszy przewracam oczami i mówię:"matko, ale ona ma problemy, niech się cieszy, że w ogóle ma chłopaka"- serio, nie znoszę siebie za takie myślenie, ale przez to, że mi nikt nie pomagał, jak byłam wrażliwą osobą to teraz ja nie potrafię dzielić się empatią.
Na studiach jest trochę lepiej pod względem znajomych, bo jednak od czasu do czasu z kimś wyjdę, ale większość dziewczyn ma chłopaków i często wyjeżdżają na weekendy i nie mam się z kim widywać. Nie ukrywam, że trochę zazdroszczę. Ostatnio miałam robić projekt z koleżanką; byłyśmy razem umówione, robota dosłownie na max 40 minut. W tym samym dniu tylko rano napisała mi smsa że nie da rady, bo przyjeżdża jej chłopak i ona jest po zajęciach i nie chce jej się tego robić. Zdenerwowałam się, bo ten chłopak przyjeżdżał do niej 3,5 godziny później, więc we 2 byśmy się wyrobiły, a skończyło się tak, że ona mnie olała, ja musiałam robić sama a jej pomógł jej chłopak.
Ostatnio też miałam niefajne 2 sytuacje ze współlokatorkami. Współlokatorki zrobiły tak imprezę u nas w mieszkaniu. Bardzo chciałam tam być, ale musiałam jechać do domu w ważnej sprawie. Po przyjeździe zorientowałam się, że nie mam prześcieradła w szafce i głowiłam się, co mogłam z nim zrobić, spytałam współlokatorek a te przyznały, że nocowała tam taka koleżanka, a one miały brudne prześcieradła, więc wzięły moje, potem je wyprały i poszły do suszarni (mamy na poddaszu wspólną suszarnię dla mieszkańców) z tym prześcieradłem, ale zapomniały go odwiesić. Gdyby nie zapomniały, ja bym się nie zorientowała a one by mi nie raczyły nawet powiedzieć; tłumaczyły to tym, że bały się, jak na to zareaguję, więc postanowiły mi nie mówić. Nie ukrywam, że poczułam się trochę oszukana i smutna, to tylko głupie prześcieradło, ale chodzi o sam fakt, że nie miały zamiaru mi o tym mówić. Ostatnio pokłóciłam się z rodzicami. Byłam bardzo zmęczona po zajęciach, miałam zły dzień, rodzice to samo i trochę się pokłóciliśmy, ja nie dałam po sobie nic poznać, ale zadzwonił kuzyn, żeby mnie pocieszyć. Weszłam do kuchni, by nie rozmawiać w pokoju i nie przeszkadzać, ale kuchnia nie izoluje w 100% i one słyszały, że zaczęłam płakać rozmawiając przez telefon. Po czasie jedna z nich weszła do kuchni i jak gdyby nigdy nic puściła sobie pranie (mamy pralkę w kuchni), przez co musiałam kończyć, bo był hałas. I to pokazywało, jak bardzo ktoś ma cię gdzieś; ja rozumiem, że nie jej obowiązkiem jest pocieszać mnie, ale ona ot tak weszła i po prostu puściła pranie, nie pytała nawet, o co chodzi, a ja w tym czasie stałam zaryczana z boku.
I przez takie rzeczy straciłam do ludzi zaufanie, empatię, jestem krytyczna nie tylko wobec siebie ale i innych. Nie znoszę siebie za to, ale wiem, że to też nie moja wina. Jak ludzie mają problemy i widzę, że otacza ich i pociesza grono ludzi to ja sobie myślę:"o ale słabi psychicznie, ja sobie z gorszymi rzeczami radziłam sama"- i serio nie da się nad tym zapanować. Jestem miła dla innych, ale nie potrafię nikogo wspierać i pocieszać i to przez to, że sama nie otrzymałam wsparcia, gdy potrzebowałam.
W ostatnim czasie sytuacja się trochę poprawiła. Spodobał mi się kolega z grupy. Po 2 tygodniach studiów uświadomiłam sobie, że on mi się podoba. Potem z tygodnia na tydzień było tylko gorzej- coraz bardziej się w nim zakochiwałam. To był miły chłopak, spokojny, bardzo w moim guście. Robiłam sobie nadzieje i myślałam, że może jednak mu się podobam, tylko jest nieśmiały, by zagadać. Niestety w ostatnim tygodniu przed świętami moja grupa zrobiła sobie taką jakby wigilię grupową. Poszliśmy do kolegi z grupy, siedzieliśmy przy stole. Koło mojego Adasia (bo tak ma na imię) było wolne miejsce, więc usiadłam, stwierdziłam nawet, że to dobra okazja, by coś zagadać. Jednak on siedział tam jedynie przez kilka minut. Potem w pewnym momencie widziałam, że przez kilka sekund zawiesił na mnie wzrok, a następnie przesiadł się do koleżanki, która siedziała 1 krzesło dalej, gadał z nią do końca wigilii czyli przez kolejne 1,5 godziny. Nie ukrywam, że poczułam się strasznie. O ile przez ten okres od września miałam motylki w brzuchu, robiłam sobie nadzieje, pomimo że nic między nami nie było czułam się szczęśliwa, to teraz ten stan smutku wrócił. Ja go sobie odpuściłam, bo to nie miało sensu, by myśleć o nim więcej, ale nie czuję się z tym dobrze
I przez takie doświadczenia życiowe nie potrafię być osobą pełną empatii. Jestem miła, ale z drugiej strony jestem bardzo twarda i wkurza mnie, gdy ktoś marudzi jak mu źle i ciężko, bo ja sama pomocy nie otrzymałam
Tylko że ja siebie za to nie znoszę. Chciałam z tym walczyć, ale nie umiem. To jakby utwardzona cecha. Wiem, że gdybym miała już wcześniej przyjaciół, chłopaka, otrzymałabym pomoc (czyli tak, jak większość nastolatków) to teraz bym taka nie była, a ja się czuję jak zgorzkniała, osamotniona stara panna, pomimo że mam dopiero 20 lat
Co robić? Od razu dodam, że wszelkie rozmowy z psychologami nie pomagają, mam zwierzątka i kocham je, ale człowieka mi nie zastępują

Musisz iść do psychoterapeuty. Ja nie byłam nigdy na żadnej 18. Mało tego prawie nikt z rodziny mi nie złożył życzenia na 18. O prezentach też nie było mowy. Za bardzo uzależniasz życie od ludzi. Próbowałaś gdzieś iść na kurs językowy czy gdzieś jechać na wycieczkę i tam kogoś poznać? Ja wyszłam z założenia, że wolę nie mieć żadnych znajomych niż kiepskich.
Za bardzo przeżywasz też chłopaków, ale to normalne w Twoim wieku. Ja też chciałam się zakochać, ale to się nigdy nie stało.Ale ja jestem innym przypadkiem odkryłam, że lepiej mi samej.

Odp: Przez brak wsparcia rówieśników stałam się negatywną osobą

Ja na twoim miejscu szukała winy w sobie. Z twojego wpisu wyłania się niesympatyczna, marudna osoba. Do tego jesteś bierna. Przestań być takim roszczeniowym nołlajfem... Wszyscy winni tylko nie ty.

4

Odp: Przez brak wsparcia rówieśników stałam się negatywną osobą

Ja również odniosłam wrażenie że jesteś roszczeniową egoistką. Wymagasz od innych żeby Cię brali pod uwagę w planach,pomagali,pocieszali. A Ty co dajesz od siebie? Jak wyglądają Twoje relacje ze współlokatorkami? Próbowałaś się z nimi zaprzyjaźnić? Czy tylko snujesz się po domu z obażoną,smętną miną i chowasz się u siebie? Bo tak wywnioskowałam z Twojej historii. Nikt nie lubi wiecznie skwaszonych i niezadowolonych osób. Uśmiechnij się i wyjdź wreszcie do ludzi z pozytywnym nastawieniem. Inaczej zawsze będziesz siedziała smutna i samotna w kącie,z fochem na cały świat "bo nikt mnie nigdzie nie zaprasza".

5

Odp: Przez brak wsparcia rówieśników stałam się negatywną osobą

To zwróciło moją uwagę:
"Jak jakaś koleżanka ma problem np. z chłopakiem to ja mówię "będzie dobrze", ale w głębi duszy przewracam oczami i mówię:"matko, ale ona ma problemy, niech się cieszy, że w ogóle ma chłopaka"
"Jak ludzie mają problemy i widzę, że otacza ich i pociesza grono ludzi to ja sobie myślę:"o ale słabi psychicznie, ja sobie z gorszymi rzeczami radziłam sama"- "

Wszystko zależy w jakim tonie o tym myślisz. Czy jest to forma zazdrości i sarkazmu? W gruncie rzeczy to masz rację. Ja tez tak myślę, gdy słyszę narzekanie i marudzenie. Ja nie tylko tak myślę, ja często to mówię. Czasem wychodzi, że jestem wredna, ale prawda jest, że jeśli ktoś narzeka w jakim kraju mieszka, to niech się wyprowadzi do Azji, Afryki, na Ukrainę czy tam gdzie rządzi ISIS. Wiecznie się coś komuś nie podoba, ale zauważyć dobro jakie ma blisko siebie, to nieeee .
Ja o tym mówię otwarcie, ale wcale nie uważam się za nieempatyczną.
Też musiałam sobie radzić sama, ale to akurat uważam za plus.  Ty natomiast piszesz o tym w formie czegoś złego. Nie jesteś nieempatyczna z tego powodu. To raczej powinno Cię empatii nauczyć. Po prostu sama się zblokowałaś, bo masz niskie poczucie wartości.
Piszesz, ze jesteś miła, ale w głębi serca twarda. Czyli zakładasz maskę hmm . Jesteś nieszczera i nienaturalna-tak?
Czemu jesteś pierdząco miła skoro Cie ktoś denerwuje? Nie mówię, żeby najechać z gębą na tę osobę, ale można spokojnym tonem wyrazić swoje zdanie. Niech poznają Twój pogląd, może Cie polubią za to, ze masz własne zdanie i nie wahasz się go użyć wink .

Po pierwsze nie walcz ze sobą. Walka to złe słowo, kojarzy się z cierpieniem, wyrzeczeniami i czymś negatywnym. Nie masz ze sobą walczyć, tylko się polubić. A dopóki nie będziesz szczera i naturalna to raczej prędko nie nastąpi.
Dodam jeszcze, ze jako osoba z niską samooceną uzależniasz bycie szczęśliwym od innych:
"gdybym miała już wcześniej przyjaciół, chłopaka, otrzymałabym pomoc (czyli tak, jak większość nastolatków) to teraz bym taka nie była, a ja się czuję jak zgorzkniała, osamotniona stara panna, ". To wielki błąd!!!
Nie będziesz szczęśliwa dopóki sama ze sobą się nie poczujesz dobrze. To nie jest wina innych, ze się nie lubisz. Inni pokazali jak NIE należy postępować. A Ty wzięłaś te naukę opacznie i zamiast właśnie tego nie robić, to nie tylko powtarzasz ten schemat, ale jeszcze go podwajasz.
Wyciągaj wnioski z lekcji życiowych, bądź mądra!

6

Odp: Przez brak wsparcia rówieśników stałam się negatywną osobą

advokatova obudź się. J.w. z twojego postu wyłania się obraz niesympatycznej i zgorzkniałej osoby. Przykład z prześcieradłem jasno powinien ci pokazać, że coś się dzieje nie tak. Z chłopakiem który ci się podobał tak samo. I nie jest to wina twoich współlokatorek i tego chłopaka.
Ja cie widzę jako takiego spętanego własnymi, negatywnymi emocjami człowieka który patrzy na wszystkich spodełba. Jak jestem w stanie zrozumieć, że w gimnazjum i liceum było ciężko bo wtedy młodzież jest bardzo hierarchiczna i ciężko komuś kto się wyróżnia zdobyć grupę znajomych  tak w trakcie studiów wystarczy wyciągnąć rękę i zaraz zlatuje się stado które chce z tobą imprezować i dobrze się bawić. Bo to jest czas kiedy ludzie wchodzą w nowe środowisko, wylatują z gniazda i zaczynają kierować się własnym zdaniem, a nie dopasowywać się do licealnych norm społecznych. Zamiast to radośnie wykorzystać ty ciągle tkwisz w liceum.

7 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2018-01-02 17:58:45)

Odp: Przez brak wsparcia rówieśników stałam się negatywną osobą
advokatova napisał/a:

I przez takie doświadczenia życiowe nie potrafię być osobą pełną empatii. Jestem miła, ale z drugiej strony jestem bardzo twarda i wkurza mnie, gdy ktoś marudzi jak mu źle i ciężko, bo ja sama pomocy nie otrzymałam
Tylko że ja siebie za to nie znoszę. Chciałam z tym walczyć, ale nie umiem. To jakby utwardzona cecha. Wiem, że gdybym miała już wcześniej przyjaciół, chłopaka, otrzymałabym pomoc (czyli tak, jak większość nastolatków) to teraz bym taka nie była, a ja się czuję jak zgorzkniała, osamotniona stara panna, pomimo że mam dopiero 20 lat
Co robić? Od razu dodam, że wszelkie rozmowy z psychologami nie pomagają, mam zwierzątka i kocham je, ale człowieka mi nie zastępują

Czy kiedykolwiek kogoś prosiłaś o pomoc smile. Wykazałaś inicjatywę, aby pomagać innym, czy ich wspierać?

Wydaje mi się, że całkiem sporo wymagasz do innych w zamian dając za mało. Być może w oczach innych jesteś bardzo wycofaną osobą i sądzą, iż po prostu nie lubisz towarzystwa, bo nigdy nie mówisz że chcesz gdzieś z nimi pójść? Ludzie nie czytają w myślach smile.
Ludzie w Polsce marudzą, bo w taki sposób zostali nauczeni by radzić sobie ze stresem. Jeśli oczekujesz serdeczności to niestety powinnaś być szczerze miłą i serdeczną osobą smile. Każdy narzeka - jak widzisz nawet Ty.

tajemnicza75 napisał/a:

Też musiałam sobie radzić sama, ale to akurat uważam za plus.  Ty natomiast piszesz o tym w formie czegoś złego. Nie jesteś nieempatyczna z tego powodu. To raczej powinno Cię empatii nauczyć. Po prostu sama się zblokowałaś, bo masz niskie poczucie wartości.

Dokładnie to samo pomyślałam. Generalnie osoby z bagażem doświadczeń nie potrafią często spojrzeć obiektywnie na swoje życie - wszystko dzieje się kosztem czegoś innego. Dorastałaś w trudnym środowisku to będziesz lepiej przygotowana na dorosłość, ale kosztem rozwoju emocjonalnego. Dorastałaś w dostatku to lepiej rozwiniesz się w kwestii uczuć, ale będziesz mniej przygotowana na trudne sytuacje smile.

8 Ostatnio edytowany przez Vinograd (2018-01-04 19:04:13)

Odp: Przez brak wsparcia rówieśników stałam się negatywną osobą

Troche jakbym czytala o sobie. Nawet historia z przescieradlem podobna, tylko u mnie moja wspollokatorka ubierala moje ubrania pod moja nieobecnosc i nadal uwazam, ze ludzie z odrobina kultury powinni zadzwonic i zapytac zanim wezma cudza rzecz wink

Ja odwazylam sie zapisac na wizyte do psychiatry i Tobie tez polecam. Jestes mloda i duzo jeszcze mozesz zmienic.

Pamietaj, ze jezeli nie bedziesz zyc w zgodzie sama z soba zawsze bedziesz uzalezniac swoj nastroj od tego jak postrzegaja Cie inni.
Mozna wyjsc do ludzi, usmiechac sie, zartowac, ale jezeli jest to rodzaj gry, aktorstwa to jest to bezsensu. Najpierw musisz popracowac nad soba zeby to co robisz bylo naturalne i zebys wiedziala, ze usmiech na Twojej twarzy nie jest przyklejony. Powodzenia smile

9

Odp: Przez brak wsparcia rówieśników stałam się negatywną osobą
czekoladazfigami napisał/a:

Ja na twoim miejscu szukała winy w sobie. Z twojego wpisu wyłania się niesympatyczna, marudna osoba. Do tego jesteś bierna. Przestań być takim roszczeniowym nołlajfem... Wszyscy winni tylko nie ty.

Mam takie samo wrażenie.

10

Odp: Przez brak wsparcia rówieśników stałam się negatywną osobą

Jak sama o sobie będziesz myśleć, że jesteś "negatywną osobą", to ludzie wyczują Twoje nastawienie do siebie samej i co sama myślisz o sobie, i będą unikac Twojego towarzystwa. Zresztą, sama też pewnie będziesz ich unikać, albo będziesz wycofana w kontakcie, skoro takie masz zdanie o sobie.
Co innego, gdybyś myślała o sobie i czuła się tą "pozytywną". Czulabyś się dobrze sama ze sobą i dobrze myślała o sobie.
To nasze myśli i nastawienia - do siebie, ludzi, świata - tworzą tą specyficzną aurę wokół ludzi, dzięki której ludzie albo chcą, albo nie chcą z kimś przebywać.
Poza tym, za dużo myślisz o innych ludziach. I to w sensie niedobrym, bo np. służą Ci do porównywania się z nimi. Koleżanki mają chłopaków, towarzystwo, a Ty nie. Tylko, tak na prawdę co z tego? Każdy ma swoje życie, którym powinien żyć. Bez patrzenia co robią inni i próbowaniu wepchania się w jakies ramy, czy stereotypy.
Dlatego jest Ci ciężko. Próbujesz się dopasować do jakiegoś "jedynego słusznego wzorca". Zapominając, że życie nie lubi schematów i nie zawsze będzie przebiegało jak w filmach wink Jak i u każdego człowieka będzie inne, niepowtarzalne, tak jak niepowtarzalna jest ta osoba. Więc porównywanie się z kimś jest zwyczajnie bezsensowne. Lepiej cieszyć się wlasną wyjątkowoscią, tym, kim się jest, jakie się ma mocne strony, co sie potrafi itp. Bo każdy coś w sobie dobrego i wartościowego ma, trzeba tylko to zauważyć smile
Zamiast szukać tych konkretnych rzeczy, które sobie upatrzyłaś, bo inni je mają (np. pocieszania Cię przez ludzi, albo tego żeby mieć chłopaka) spróbuj może poszukać czegoś takiego, co sprawi, ze poczujesz się lepiej sama ze sobą. Bez fixowania umysłu na tym, co mają inni i że koniecznie to samo musisz mieć Ty. Bardziej szukaj w tym życiu czegoś pod siebie, pod swój charakter i upodobania, a nie pod innych. Może się okazać na przykład, że są pewne osoby, z którymi jednak łapiesz dobry kontakt. I to może nie będą te same osoby, z którymi się przyjaźnią Twoje "rozchwytywane" koleżanki. Może znajdziesz jakieś swoje oryginalne hobby, które sprawi, że będziesz bardziej pogodna i uśmiechnięta. Może więcej kontaktu z naturą, sztuką (przykładowo smile ). A może się okaże, że tak na prawdę w głębi serca to Tobie wcale nie potrzeba tabunu pocieszających Cię koleżanek. Może problem Twoj polega na czymś innym. Na złym myśleniu o sobie samej, na braku akceptacji wobec przeszłości i na zbytnim krytykanctwie na przykład? Albo na jeszcze czymś, co jest w Tobie i utrudnia Ci życie, i nad czym pasowaloby popracować...?
Poszukaj w sobie, co Ty sama na prawdę lubisz, co byś chciała od tego życia. Co powoduje Twój uśmiech i dobre samopoczucie? Jaki typ myślenia? Jakie zachowanie? Przypomnij sobie wszystkie chwile, gdy czułaś sie dobrze. Czy miały one ze sobą coś wspólnego? Co wtedy myślałaś o sobie, świecie, przyszlości...? ...Może to pytanie Cię naprowadzi na pewne tory smile
Nie porównuj się przy tym z innymi, po prostu nie patrz na nich. Porównywanie to najkrótsza droga do budowania w sobie kompleksów i poczucia dystansu z ludźmi. A jak już koniecznie musisz tyle o ludziach rozmyślać, to szukaj raczej cech wspólnych, niż dzielących Ciebie z nimi.
Szanuj siebie i polub, pokochaj siebie smile Nie wciskaj się na siłę w jakieś sztywne, stereotypowe ramy. Jesteś unikalna i nie musisz być "jak wszyscy" :-)

Posty [ 10 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Przez brak wsparcia rówieśników stałam się negatywną osobą

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024