Hej,
Chciałabym się Was poradzić, być może był tu poruszony taki temat, ale niestety nic nie znalazłam, więc liczę że ktoś z Was coś mi doradzi.
W styczniu zmarła mi mama. Chorowała na raka. Jeśli chodzi o mnie, to przez te 10 miesięcy jakoś sobie radziłam, chyba jestem dość silna psychicznie, a poza tym umiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie: znajomi, komputer, studia... o ile na początku jakoś nie odczuwałam braku mamy, tak z każdym miesiącem jest u mnie coraz gorzej. Niestety nie mam nawet jak dobrze się wypłakać. W domu nie chcę, bo nie chcę martwić taty, a poza domem zaczynam się zachowywać tak, że trudno poznać że nie jest ze mną dobrze. Ciocia doradziła mi wizytę u psychologa, ale ciągle to odkładam, bo wydaje mi się, że jeszcze nie jest ze mną najgorzej. Jeśli chodzi o tatę... Początkowo wydawało mi się, że wszystko jest w miarę w porządku, że brakuje mu mamy, przeżywa tę stratę, ale umie się ogarnąć i opanować. Niestety jakiś czas temu zauważyłam, że coś zaczęło być nie tak. Tato dostał nadciśnienia, prawie przez miesiąc nie chodził do pracy, bo był na zwolnieniu lekarskim. Przyznam, że zdarzało mi się go skarcić, żeby nie nadużywał dobroci ludzi z pracy, bo przecież to kiedyś może się skończyć i nie będzie tak kolorowo jakby musiał szukać kolejnej pracy. Później niby wszystko wróciło do normy, aż do teraz. Tato znowu nie poszedł kilka razy do pracy. Tłumaczył się, że dostał jakiegoś zatrucia. Po kilku dniach podobno poszedł do pracy, ale jak się okazało wcale w niej nie był. Tłumaczył mi wtedy że był z babcią u księdza w sprawie mszy za Mamę. Później specjalnie zostawiłam na stole rozrzucone rzeczy, żeby sprawdzić, czy po powrocie z zajęć wszystko będzie poukładane. To świadczyłoby o tym, że zrobił to tato. No i miałam rację... niestety tato początkowo zaczął się wypierać że nie był w pracy, a później przyznał, że był u mechanika. W sobotę podczas sprzątania w pokoju znalazłam kartki zapisane przez Mamę. Mama często pisała mi rano przed wyjściem jakieś wesołe liściki, tym razem znalazłam też kartkę, na której mama pisała o swojej chorobie, o tym że jest wdzięczna że mogła przygotować się do swojego odejścia i parę innych rzeczy... nie chciałam żeby tato to zobaczył, samej trudno było mi powstrzymać łzy. Jednak w niedzielę tato przyszedł od dziadków trochę podpity. Na początku strzeliłam focha bo bardzo nie lubię kiedy coś wypije, poza tym nie chcę dopuścić do tego, żeby później był z tego jakiś problem. I kiedy tato przyszedł do mojego pokoju, zobaczył na biurku te listy. Nagle wybuchł płaczem, powiedział że nie radzi sobie, że bardzo brakuje mu mamy i że źle się czuje. Próbowałam go pocieszyć, aż w końcu zasnął. Dzisiaj wczesnym rankiem usłyszałam jak do taty ktoś zadzwonił, a on odpowiedział "nie, dzisiaj sobie odpuszczę". Znowu zaczęłam się martwić o co chodzi, dlaczego znowu coś kombinuje, nie chce chodzić do pracy? Pytałam czy nie podoba mu się ta praca, czy są tam nieprzyjemni ludzie, czy chciałby ją zmienić, ale zapewniał mnie, że wszystko jest z pracą w porządku. Kiedy dzisiaj wyszłam z pokoju i spytałam czemu tak powiedział, stwierdził, że przesłyszało mi się i ubrał się, i pojechał do pracy. Kiedy wróciłam do domu tato sam przyznał mi się do tego, że był dzisiaj u psychologa. Że od jakiegoś czasu słabo z nim psychicznie, że nie radzi sobie, że jest zdołowany i dobity. Podobno wizytę zaproponowali mu ludzie z pracy, powiedzieli nawet że będzie mógł wziąć sobie urlop, aż wydobrzeje. Podobno jutro ma zamiar wybrać się do psychiatry. Bardzo mi smutno, bo powtarza się sytuacja, w której bardzo chciałam pomóc mamie i po prostu nie byłam w stanie. Teraz martwię się o tatę. Nie wiem jak mu pomóc. Tato przez pracę za granicą stracił tu znajomych, wszyscy się porozjeżdżali, została tylko rodzina, głównie rodzice taty i mamy, bo to najczęściej z nimi tato spędza czas. Chciałabym coś zrobić, ale nie mam pojęcia co... może pójść razem z nim do psychiatry? Przepraszam za chaos, ale sama jestem w rozsypce, starałam się. Pozdrawiam cieplutko.