witam, jestem nowy. nie przedstawiłem się itd bo jestem po prostu załamany. Jestem/byłem z dziewczyną rok i 6 miesięcy. chodzimy razem na studia, mieszkamy razem 3 dni i potem wracamy do domów. wszystko było bardzo dobrze, bardzo mnie kochała, nie wyobrażała sobie beze mnie itd. ostatnio było wszystkich świętych poszliśmy do kościoła wszystko ładnie pięknie. Chodziliśmy ze znajomymi po cmentarzach i na jednym z nich ona przyszła i baaaardzo cie kocham misiu a ty? też! chodziliśmy pod pachę aż w końcu wracaliśmy i się pokłóciliśmy. Weszła do auta i zaczęła się drzeć i mnie na prawdę obrażać. Ja reagowałem spokojem ale w końcu wybuchłem. Ona płakała, krzyczała jakby ktoś ją skrzywdził bardzo mocno, rzucała czapką itd. Ja w końcu wybuchłem i zacząłem ją przedrzeźniać itd. to było z 10 minut po wyznaniu miłości po raz "setny". Zawiozłem ją do domu ona rozczarowana, że zrywa itd. Ja to wziąłem pół na pół bo nie kiedy jak się pokłóciliśmy to zawsze tak pisała ale na następny dzień już przepraszała i myślałem, że tym razem będzie tak samo. Niestety się myliłem. Mówi, że coś w niej pękło, koleżance napisała, że nie chce udawać, ale nie czuje kompletnego zera tylko coś zgasło, wypaliło się chce zapomnieć o związkach i być sama, skupić się na nauce. Zgania winę, że odkąd zamieszkaliśmy razem na studiach to zaczęło się psuć, że żyliśmy rutyną, jesteśmy ze sobą bo tak ma być itd. ale ona nie dała tego po sobie poznać, miała spotkanie integracyjne i jak przyszła to pisała na grupie z nowymi znajomymi(dziewczyny i chłopacy). Wgl mnie nie słuchała, gapiła się w ten telefon ja mówię co się stało, co jej dolega, czy coś mi zrobiłaś, co ty wywinęłaś na tym spotkaniu czy jest jakiś problem itd powiedz mi. ja już byłem wystraszony a ona, że NIE wszystko w porządku, pytaliśmy się wzajemnie, śmialiśmy itd a we wszystkich św. jak to mnie bardzo kocha itd a po kłótni, że z minuty na minutę straciła miłość, coś pękło, o kłótnie za dużo itd itd. że chce wybaczyć ale coś ją blokuje i mówi nie.. Czy tak można? Stracić po kłótni nagle całkowite zainteresowanie, gdzie parę min. wcześniej wyznawało się miłość i wszystko grało? NIKT tego nie rozumie, ja rodzina itd. NIKT! jestem zły, załamany itd. a ona to tak odbiera, że coś zaboli ale nie myśli o tym stara się zapomnieć itd.. CZY TO JEST MOŻLIWE? czy ona coś na prawdę mi wywinęła mimo, że mówi, że nie.. dlaczego zgania na mieszkanie skoro jej się pytałem a ona, że wszystko gra? Przecież nie można tak nagle wszystkiego rzucić! według mnie albo coś ukrywa albo wpadła w to co wiele kobiet. Wkradła se nuda i nagle straciła zainteresowanie, nie ma ochoty, buziaka dać nic, świeczka zgasła itd a przyjaciółce pisała, że nie to, że czuje zero ale coś w niej pękło i nie chce udawać i ma multum myśli. Mi to wygląda na okłamywanie i zaplanowanie wcześniej bo się kimś zauroczyła i jakby ma mnie aktualnie w nosie albo wpadła w coś na tle nerwowym, w tzw. nerwicę natręctw, która tak ją okłamała, że ona w to uwierzyła, że nic nie czuje a tak na prawdę kocha tak jak dawniej ale ta nerwica ją po prostu okłamuje ja ona wierzy. Proszę o pomoc, co mam robić?
Edit: no nie wiem // cały czas było fajnie, nie dawała po sobie poznać, że jest załamana, że mi coś wywinęła tym bardziej jak rozmawialiśmy razem to mówiła, że na prawdę nikogo nie ma itd... jak można tak wszystko rzucić? a tak mówiła, że nie rozumie kobiet, które tak robią... masakra.. nie wiem co myśleć... chce wiedzieć nawet najgorszą prawdę bo z mieszkaniem to ja nie wierze, że zaczęło się psuć..
Hopelinka - ja też tak uważam, każdy tak uważa a ona co? co jej do głowy weszło? nie wiem, bardzo się martwię.. będę z nią dzisiaj rozmawiał... ona mówi ogólnie, że coś pękło, że nie układało się a jak się pytałem to nieeee, wszystko w porządku! czyli kłamała!? Czekała na kłótnię? przecież tak nie można, dziecinada wielka! nie wiem co myśleć, dzisiaj wszystko powiem co czuję.