Cześć. Zawsze uważałam, że wygląd nie robi mi dużej różnicy. Twierdziłam, że nie jest on dla mnie ważny. A mimo tego teraz właśnie przez wygląd mam wątpliwości co do mojego związku.
Jesteśmy razem od 2 miesięcy. Co zdecydowało, że chciałam z nim być? Głosił te same poglądy, co ja. Jest on wierzący i stara się żyć zgodnie z wiarą, a w dzisiejszych czasach trudno by mi było kogoś takiego znaleźć. Poza tym podoba mi się jego poczucie humoru, poważne myślenie o przyszłości i jego zainteresowania.
On jest ciut wyższy. Na pierwszy rzut oka jest mojego wzrostu. Ja zawsze lubiłam nieco wyższych facetów ode mnie. Poza tym jest szczupły, bardzo szczupły. Jak to mówią takie "chruchło". Ma szybką przemianę materii i dlatego. Sam mówi, że to jego kompleks. Chodził kiedyś na siłownię, ale raczej nic to mu nie pomogło. Jestem szczupłą dziewczyną i on ma mniej więcej tak szczupłe nogi jak ja. Ale mimo tego jak wygląda, jest silny i wytrzymały. Nie podoba mi się też jego twarz.. Tak jakoś po prostu.
Czuję do niego chemię. Wyobrażam sobie nas w sytuacjach intymnych. Uwielbiam się z nim całować, mam wtedy mokro w majtkach. Pociąg seksualny jest jak najbardziej ok. Problem w tym, że moja podświadomość mi podpowiada, że mogłabym mieć kogoś bardziej co by mi odpowiadał wyglądem? Nie chciałam nigdy Brada Pitta. Jedyne co chcę, żeby facet był ode mnie wyższy i no szczupły, ale nie tak jak ja. Żeby miał po prostu męskie ciało. Jakieś mięśnie (chodzi tu tylko o wygląd, bo ten mój mimo braku jest silny jak cho*lera). Pociąg fizyczny jest, niby to ok, ale często się zastanawiam jak ludzie nas widzą, jak ja z nim wyglądam. Wiecie, o co chodzi.
To dla mnie na prawdę trudne, bo ja kocham tego człowieka, pociąg też do niego mam. Ale no wyobrażałam sobie innego mężczyznę przy moim boku, jeśli chodzi o wygląd. Rozstanie się z nim byłoby dla mnie ciężkie, nie chcę go zranić...
Co o tym sądzicie? Może macie podobnie i jest dobrze?