Mam 6 letniego syna z poprzedniego związku. Mój obecny partner nie potrafi żyć z nim w zgodzie. kontroluje go, poucza, naśmiewa się. Cały czas krytykuje. Mówi, że to dobre metody wychowawcze, bo ja źle wychowuję swoje dziecko. Ponoć jestem zbyt dobra i za mało wymagająca. Syn jest pyskaty i nerwowy, ale częściej myślę, że z jego powodu. Jesteśmy razem 3 lata, ale syn nie do końca go akceptuje. Żyje między młotem, a kowadłem. Nie dziwię się synowi, bo on nijak o jego uczucia nie zabiega. Przegania go, nie pozwala grać na tablecie, bawić się w salonie, czy odbijać piłkę. Dla mnie jest miły, ale co z tego? Nie chcę, aby moje dziecko miało smutne dzieciństwo. Ja nie uznaję surowych metod wychowawczych. Fakt, że syn wchodzi mi na głowę, pyskuje i często się nie słucha, ale jest to najbliższa mi osoba na świecie i nie dam nikomu mu dokuczyć. Próbowałam wielokrotnie z nimi rozmawiać, jednak bezskutecznie. Wczoraj doszło do tego, że go uderzył. Wcześniej niejednokrotnie tłumiłam jego ataki złości na syna, gdy ten zrobi krzywą minę, bądź coś dopowie pod nosem. Czasami boje się zostawiać ich samych. Mam wrażenie, że dla mojego partnera, mój syn jest do sprzątania i pomocy. Jeżeli nie che to krzyczy na niego i daje mu kary. Nigdy nie dałam mu na to przyzwolenia, od początku byłam temu przeciwna. Natomiast nie pamiętam kiedy się z nim ostatnio bawił. Ostatnio nawet ja miała reprymendę, że kładę dziecko spać i leżę z nim dopóki nie uśnie (pomimo że synek o to prosił). Zastanawiam się nad odejściem od niego. Bardzo cierpię. Bawet nie wyobrażam sobie co dzieje się w głowie mojego dziecka. Stał się agresywny, nerwowy, płacze bez powodu, wszystko jest wstanie go wyprowadzić z równowagi i do łez. Wciąż kocham swojego partnera i chciałabym, aby zmienił swoje postępowanie. Boję się, że będzie tylko gorzej. Chciałam mieć normalny do. Myślałam, że pokarze synowi kim jest prawdziwy Ojciec. Tymczasem on jest surowy i mimo, ze czasami nie ma racji, karze mi stawać po swojej stronie. Potem często się nie odzywamy. Nie wiem co robić. Zawsze radziłam sobie ze wszystkim, z tym nie potrafię. Czy samotne matki i ich dzieci nie zasługują na miłość? Co zrobić żeby było w końcu lepiej?
Mam 6 letniego syna z poprzedniego związku. Mój obecny partner nie potrafi żyć z nim w zgodzie. kontroluje go, poucza, naśmiewa się. Cały czas krytykuje. Mówi, że to dobre metody wychowawcze, bo ja źle wychowuję swoje dziecko. Ponoć jestem zbyt dobra i za mało wymagająca. Syn jest pyskaty i nerwowy, ale częściej myślę, że z jego powodu. Jesteśmy razem 3 lata, ale syn nie do końca go akceptuje. Żyje między młotem, a kowadłem. Nie dziwię się synowi, bo on nijak o jego uczucia nie zabiega. Przegania go, nie pozwala grać na tablecie, bawić się w salonie, czy odbijać piłkę. Dla mnie jest miły, ale co z tego? Nie chcę, aby moje dziecko miało smutne dzieciństwo. Ja nie uznaję surowych metod wychowawczych. Fakt, że syn wchodzi mi na głowę, pyskuje i często się nie słucha, ale jest to najbliższa mi osoba na świecie i nie dam nikomu mu dokuczyć. Próbowałam wielokrotnie z nimi rozmawiać, jednak bezskutecznie. Wczoraj doszło do tego, że go uderzył. Wcześniej niejednokrotnie tłumiłam jego ataki złości na syna, gdy ten zrobi krzywą minę, bądź coś dopowie pod nosem. Czasami boje się zostawiać ich samych. Mam wrażenie, że dla mojego partnera, mój syn jest do sprzątania i pomocy. Jeżeli nie che to krzyczy na niego i daje mu kary. Nigdy nie dałam mu na to przyzwolenia, od początku byłam temu przeciwna. Natomiast nie pamiętam kiedy się z nim ostatnio bawił. Ostatnio nawet ja miała reprymendę, że kładę dziecko spać i leżę z nim dopóki nie uśnie (pomimo że synek o to prosił). Zastanawiam się nad odejściem od niego. Bardzo cierpię. Bawet nie wyobrażam sobie co dzieje się w głowie mojego dziecka. Stał się agresywny, nerwowy, płacze bez powodu, wszystko jest wstanie go wyprowadzić z równowagi i do łez. Wciąż kocham swojego partnera i chciałabym, aby zmienił swoje postępowanie. Boję się, że będzie tylko gorzej. Chciałam mieć normalny do. Myślałam, że pokarze synowi kim jest prawdziwy Ojciec. Tymczasem on jest surowy i mimo, ze czasami nie ma racji, karze mi stawać po swojej stronie. Potem często się nie odzywamy. Nie wiem co robić. Zawsze radziłam sobie ze wszystkim, z tym nie potrafię. Czy samotne matki i ich dzieci nie zasługują na miłość? Co zrobić żeby było w końcu lepiej?
Ja na Twoim miejscu już dawno pogoniłabym faceta, który nie szanuje i nie uznaje mojego dziecka. Nie wiem jakim cudem pozwoliłaś na to , by ktokolwiek uderzył Twoje dziecko?!?!?!? To jest karalne.
Ja też przez jakiś czas byłam samotną matką. Nie był to dla mnie problem. Zawsze mówiłam, że jesteśmy w pakiecie. Albo my dwie, albo nara. Poznałam cudownego mężczyznę, który zaakceptował i pokochał moje dziecko. Nigdy nie nakrzyczał, tylko tłumaczy. Ja sama nigdy nie uderzyłam własnego dziecka, kary, zakazy, nakazy - owszem. Przemoc - nigdy!
Nie wiem jakim cudem i za co możesz kochać takiego słabego faceta. Wg mnie usuń go z Waszego życia a sama zacznij mądrze wychowywać syna. Masz już przejawy agresji, z którą sobie nie radzisz. Skup się na dziecku a nie na facecie. Nikt nie mówił, że wychowanie, macierzyństwo będzie łatwe. Ale powinnaś zająć się dzieckiem póki masz na to jeszcze czas, bo zaraz będzie za późno. Zaprowadź go do psychologa, wspieraj, zajmuj się, nagradzaj i wprowadzaj kary. Wychowuj mądrze.
Nie zawsze było tak strasznie jak to wygląda. Na początku oboje się rozmawiali, bawili się, śmiali. Często graliśmy w gry, karty czy układaliśmy puzzle. Zdarzało się, że wieczorami kładł go spać czytając książeczkę, abym ja miała chwilę dla siebie. Myślałam, że trafiłam na mężczyznę, który nasz w końcu pokocha i będzie szanował. Nie zawsze było idealnie, jednak takie sytuacje nie miały miejsca. Niestety od prawie roku, żyje w coraz większym stresie. Odbija się to przede wszystkim na dziecku. On zaczął krzyczeń i niekiedy wręcz się wydzierać na dziecko. Nie wiem co wpłynęło tak mocno na jego zmianę. Nie chciałabym tak od razu stawiać wszytko na jedną kartę. Może znacie sposób, jak temu zaradzić?
Ja myślę, że Twój partner nie dorósł do tego aby być ojcem cudzego dziecka, albo inaczej nie dorósł do tego, aby być partnerem kobiety z dzieckiem. Z jednej strony jest to trudne, ale przy odrobinie wysiłku można osiągnąć coś niebywałego, można osiągnąć miłość tego dzieciaka, można stać się jego guru . Trzeba poświęcić trochę czasu i trochę serca . Twojemu partnerowi Twój syn zawadza i to jest smutne, bo takim zachowaniem robi się dziciakowi krzywdę, budzi się u niego demony które będą mu towarzyszyły przez całe życie.
Kicha. Sam mam 3 letniego syna,.
Nic nie piszesz o ojcu dziecka. Jakie maja relacje? Teraz dziecko nie lapie wzorcow, za kilka lat zacznie, ale gdzies tam bedzie sie w nim odkladalo to dziecinstwo.
Dużo rozmawialiśmy, poszliśmy na spotkanie z psychologiem. Partner zrozumiał, że nie tędy droga. Teraz często bawią się razem i spędzają czas.
O ojcu biologicznym ojcu dziecka nie piszę, bo nie ma czym się chwalić. Płaci alimenty, jak przyjedzie raz-dwa w miesiącu to już dobrze. Ogólnie liczy się tylko ze sobą. Dlatego nie jesteśmy razem. Z nowym partnerem tworzymy nowy mam nadzieję że lepszy rozdział życia.
Dużo rozmawialiśmy, poszliśmy na spotkanie z psychologiem. Partner zrozumiał, że nie tędy droga. Teraz często bawią się razem i spędzają czas.
O ojcu biologicznym ojcu dziecka nie piszę, bo nie ma czym się chwalić. Płaci alimenty, jak przyjedzie raz-dwa w miesiącu to już dobrze. Ogólnie liczy się tylko ze sobą. Dlatego nie jesteśmy razem. Z nowym partnerem tworzymy nowy mam nadzieję że lepszy rozdział życia.
I tak trzymać! Pamiętaj, że dziecko jest najważniejsze, bo to ono znajduje się w najtrudniejszej sytuacji. Musi czuć bezpieczeństwo i widzieć szczęśliwą mamę
Powodzenia!
Na miejscu tego faceta sam bym się wypisał z tego układu.
Bardzo często mamy samotnie wychowujące dziecko, kompletnie sobie z tym nie radzą i nie mówię tutaj o patologiach,
tylko o tym, że przysłowiowe wchodzenie małemu człowiekowi w tyłek, dawanie sobie wejść na głowę,
pozwalanie na wszystko przy jednoczesnym braku jakichkolwiek wymagań, konsekwencji, odpuszczaniu dla świętego spokoju,
żeby tylko mój maluszek się uspokoił i przestał płakać (krzyczeć, pyskować, wyzywać, rzucać zabawkami, niszczyć przedmioty)
to nie jest wychowanie dziecka, tylko chowanie potwora jakim w przyszłości się stanie, zwłaszcza dla "obcego" jakim jest partner,
który nie może zwrócić uwagi, nie może podnieść głosu, nie może ochrzanić czy nawet skarcić krnąbrnego gówniarza.
Jedyne co taki facet może, to stać bezczynnie z założonymi rękami, cierpliwie znosić jego wyskoki, obserwować w milczeniu
jak jego matka kompletnie sobie nie radzi z coraz starszym i większym tyranem, aż któregoś dnia nagle się okazuje,
że to malutkie biedne dziecko ma już 17 lat, rządzi w domu i nikt mu nie podskoczy, bo matka się boi, a facet nie może.
Codzienne konflikty i gwałtowne wybuchy przybierają na sile, aż w końcu dochodzi do tragedii. Facet pęka i jednym ciosem łamie gnojowi nos.
Po chwili wylatuje z mieszkania na ulicę, a za nim jego rzeczy przez okno. Bo jak on mógł podnieść rękę na to cudowne dziecko...
Przez ponad 8 lat byłem tym facetem i nikomu nie życzę. Człowiek tylko zmarnuje najlepsze lata życia na tkwienie w tym syfie,
a na koniec i tak usłyszy, że to wszystko jego wina, bo nigdy nie zajmował się tym dzieckiem jak należy i to wszystko przez to.
To przez to wyzywał matkę od suk i szmat, kiedy ta kazała mu rano wstawać i iść do szkoły. To przez to zaczął się zadawać z elementem,
to przez to zaczął wszystkich w domu okradać i wynosić wartościowe rzeczy, to przez to tłukł i poniewierał własną dziewczynę...
Oczywiście winni są nauczyciele, otoczenie, no i ja przede wszystkim. Mamusia nie ma sobie nic do zarzucenia, a szczeniak tym bardziej.
Nigdy więcej. Wolę umrzeć w samotności, niż kiedykolwiek w przyszłości związać się z samotną matką tak "wychowującą" swoje dzieci,
dla której partner który nie jest ojcem dziecka, pełni rolę darmowej opiekunki i wujka od zapewniania rozrywek czy kupowania fajnych prezentów,
a kiedy tylko pojawią się pierwsze zgrzyty (pojawią się zawsze, zwłaszcza jak dziecko jest płci męskiej i ma kontakt z biologicznym ojcem)
to od razu interweniuje matka dziecka i odsyła partnera do narożnika mówiąc "ja to załatwię" po czym załatwia to tak, że dzieciak jest górą.
Droga donikąd. Póki dzieciak jest mały, a związek jeszcze młody, to pewnie rzeczy są do przejścia. Ale z biegiem lat będzie tylko coraz gorzej.