Hej!
Jestem z moim facetem od niecałych 3 lat - to jest ten czas, gdy zaczynamy się docierać, gdy klapki spadają i zaczynamy dostrzegać swoje wady, wkurzać się na siebie i często kłócić. Oboje mamy dość silne charaktery, dlatego od pewnego czasu trwa walka o jakąś bliżej niezdefiniowaną dominację i o to, kto we wszystkim ma rację. Temat jest szeroki, ale skupię się na jednej rzeczy, która szczególnie jest dla mnie niezrozumiała i może ktoś pomoże mi to rozgryźć
Zwykle mówi się, że facet pragnie super kobiety, z którą może przysłowiowe konie kraść, która ma swoje życie, pasje i zajawki, dba o swój rozwój, a przy tym nie obraża się na wszystko i o wszystko, nie leci na kasę faceta ani samochód oraz nie jest zapatrzoną w siebie księżniczką. Krótko mówiąc - jest taką normalną dziewczyną, która ma poukładane w głowie, wie co jest ważne w życiu i jak czerpać z niego radość. No można by rzec - ideał chyba każdego faceta. Nie twierdzę, że jestem tym ideałem, ale jestem właśnie taką normalną (jak na dzisiejsze czasy) dziewczyną, która przedstawia sobą jakąś wartość - no kurde, serio tak uważam jakkolwiek mało skromnie by to nie brzmiało. Mam swoje wady, które mogą przeszkadzać w związku - nie lubię słuchać pierdół (bezpodstawne pretensje, fochy, odwracanie kota ogonem), nie lubię gdy ktoś mi rozkazuje czy na siłę próbuje udowodnić swoje racje albo nie szanuje mojego czasu, wolności czy zdania. Jak chyba zresztą każdy.
Sęk tkwi w tym, że mój facet ma chyba z tym jakiś problem. Mam wrażenie, że gdzieś w głowie ma zakodowany obraz kobiety, która lubi kasę faceta, jest blacharą (a więc łatwo jej tym zaimponować), zwykle ma tipsy, a pod namiot zabiera suszarkę do włosów I do tego wszystkiego jest roztrzepana, dziecinna i nie potrafi myśleć logicznie. To tak z przymrużeniem oka, ale na pewno wiecie o co chodzi. Z tego tytułu obecnie ma mindfuck, bo ja zupełnie taka nie jestem, a on z racji tego, że właśnie taki obraz zna, ma do mnie pretensje czemu zachowuję się inaczej. Tak jakby miał problem aby poukładać sobie w głowie schematy do których przywykł (schemat tzw. typowej kobiety, pewne stereotypy, itp.) i zastąpić je nowymi opartymi na rzeczywistości.
Przykłady:
- temat o podziale finansów w związku - mój facet mówi, że chętnie weźmie kredyt na mieszkanie w którym moglibyśmy razem zamieszkać i to on by go spłacał, żebym ja nie musiała, bo on chce po prostu ze mną być, a ja nie muszę się niczym martwić (powiedzmy, że go stać). Odpowiadam, że jeżeli chcemy razem zamieszkać i razem coś tworzyć, to bardziej uczciwe wydaje mi się wziąć wspólny kredyt, łożyć wspólnie pieniądze na dom, rachunki i że nie wyobrażam sobie być taką utrzymanką. Zresztą bycie utrzymanką faceta, bez ślubu i żadnego zabezpieczenia swoich własnych interesów jest mało rozsądne w przypadku, np. rozstania (a zawsze jest taka szansa). On - dlaczego od razu myślisz, że się rozstaniemy i w ogóle mówisz o tym w taki ekonomiczny sposób? Ja po prostu chcę być z tobą, mieszkanie, miłość... Ja - to źle, że nie chcę cię wykorzystać finansowo i że potrafię myśleć logicznie? On - no nie, ale... inna by się cieszyła, że nie będzie musiała się o nic martwić. Ja - ??? wtf?
- temat aut i moto - mój facet nie potrafi zrozumieć, że wolałabym mieć garbusa niż porsche i że zupełnie nie jaram się jego maszyną.
- zwiedzaliśmy pewien zamek do którego przyjechaliśmy motocyklem (miałam więc na sobie długie spodnie). Facet wyjechał z tekstem, że jest tak ciepło, że mogłam ubrać sukienkę bo mnie lubi w sukienkach. Ja - yyy przecież przyjechaliśmy motocyklem, sam chciałeś. Poza tym to jest zamek, a nie słoneczna plaża, więc co za różnica. On - no tak, ale mogłabyś się przebrać, np. w toalecie w sukienkę. Ja - ??? wtf?
Czy tylko dla mnie to jest tak absurdalne, że aż głupie? Czy ,,typowa kobieta'' właśnie tak by się zachowała? Dla mnie to zawracanie sobie dupy zbędnymi rzeczami. Ubieram sukienki bardzo często, ale umiem rozróżnić gdzie jest miejsce na sukienkę i szpilki, a gdzie na ciepły sweter i wygodne buty.
- czasami gdy rozmawiamy, to nie zgadza się z tym co mówię (tematy dot. wiedzy lub jakiś umiejętności) tylko po to, by za chwile powtórzyć to samo w bardziej zawiły sposób używając wyszukanych słów. Kiedy mówię, że przecież przed chwilą to samo powiedziałam, odpowiada, że nie i że jak ja słucham...
Mam udawać, że czegoś nie wiem aby on mógł poczuć się mądrzejszy?
To jest niby taka pierdoła, ale jak się czasami nasłucham to zastanawiam się, kto tu jest nienormalny, ja czy on. Nasłucham się, nadziwię i zaczynam czuć się mniej wartościowa niż obraz dziewczyny, której przecież nikt by nie chciał i zaczynam myśleć, że może lepiej jest być głupią pipą bez ambicji, która jedyne co ma do zaoferowania to fajny seks i mało lotne żarty. Przynajmniej przy takiej kobiecie facet wie, kto w tym związku ma jaja i kto tu rządzi, kto jest mądrzejszy, bardziej ogarnięty i kto potrafi myśleć logicznie. Może przy takich kobietach facet czuje się prawdziwym facetem i wszystko jest na swoim miejscu?
Z drugiej strony ile razy już słyszałam, gdy któryś z kolegów miał pretensje do swojej dziewczyny, że strzela fochy o wszystko, że woli iść na zakupy niż pojechać z nim na wycieczkę rowerową albo, że któraś leciała tylko na kasę.
Dlaczego mój facet nie może docenić tego, kim jestem?