Jestem gruszką. Mam 163 cm wzrostu i 59 kg.
Nienawidzę swoich ud. Całą noc przepłakałam, bo przestałam oszukiwać siebie, że są w porządku. Dzisiaj po bieganiu mama zrobiła mi zdjęcia ud i bioder w krótkich spodenkach, żebym zobaczyła jak wyglądają. Jak je zobaczyłam to wybuchłam płaczem. Nienawidzę ich z całego serca. Uważam, że to najgorszy typ figury jaki może w ogóle istnieć. Czuję się jak prosiak.
Chodzę biegać w krótkich spodenkach, bo lubię. Ale chyba przestaną, bo ludziom oczy wypali od moich nóg. Moje nogi to chodzące i biegające porażki.
Chce mi się płakać nad nimi, bo nigdy ich nie zgubię.
W 2014 chodziłam biegać prawie codziennie o 5 rano i 5km i chyba nic mi z nich nie ubyło - tak mi się wydaje. Przed 2014 rokiem ważyłam 64kg przy 163 cm wzrostu.
Mam chęć się głodować, bo mam już tego dosyć. Dlaczego musiałam urodzić się z tak NIEATRAKCYJNĄ FIGURĄ? NIE JEST SEKSOWNA...
Jestem wadliwym ciałem, powinnam się zabić - tak jak wadliwe produkty wyrzuca się do kosza...