Kochane kobietki, jestem tutaj nowa, to mój pierwszy post. Potrzebuję szerszego kąta widzenia.
Byłam z facetem 2 lata. Pięknie było, przepięknie, za pięknie. Jestem pewna, że to to. On przystojny, inteligentny, kochający... i jak się okazało... bardzo wrażliwy. Mamy dużo wspólnych wspomnień, bardzo dobrych wspomnień. Zamieszkaliśmy razem po pół roku.
Jedynym co nas dzieliło to rodzina. Ja z rodziny gdzie każdy ma mnie gdzieś. Mam dziaków, którzy mają mnie gdzieś. Nawet nie pamiętają, że istnieję... Rodzice też mnie nie wspierają za dużo, gdyż mają swoje problemy, tata jest inwalidą. A on ma kochających dziadków, kochające go ciocie, wujków i rodziców. Ja z zazdrosci i nie zrozumienia- jak można mieć spoko dziadków, byłam wredna. Dogryzałam, że dają mu prezenty, że to dziecinne. A nie było. Rozumiem to... Po czasie. Po przemyśleniu... Jednak on już powiedział dość. Zraził się do mnie. Nie chciał rozmawiać. Powiedział, że nie wierzy już mi i nie wierzy, że się coś poprawi. Jednak ja wierzę, że może być dobrze. Chcę być częścią tej rodziny... Chcę być z nim. Bardzo go kocham.
Wczoraj rozmawialismy... Powiedziałam mu o tym wszystkim, powiedział, że rozumie, ale nie potrafi mi zaufać i podjął decyzję. Jednak znam go i widzę, że cierpi, że mnie kocha i nie jest to mu obojętne. Nie chcę, żeby to się skończyło przez moją ciemnotę i głupotę... Widziałam też że boli go nasze spotkanie... Że gubi się widząc mnie.
Wiem,że jest sam w domu... Chciałabym dzisiaj pojechać, zawieźć mu obiad. Pokazać,że nie odpuszczę, że chcę żeby było dobrze. Będę walczyć do utraty sił... Prosić o zrozumienie i wybaczenie...
Myślicie,że jadac tam dzisiaj zrobię dobrze?