Witam, jestem tu nowa, pisze ten tekst bo liczę, że któraś z Was zauważy może coś, czego nie widzę ja.
Chodzi o mojego chłopaka. Nasz związek zaczął się kiedy byłam studentką a on uczył się w liceum. Są między nami 2 lata różnicy, której na początku zupełnie nie odczuwałam.
Myślę, że warto wspomnieć też o moim zdrowiu albo raczej jego braku. Nie jestem zdrowa psychicznie. Nie chcę wchodzić w szczegóły ale przechodziłam przez bulimię i próby samobójcze z powodu innego zaburzenia. On wiedział o wszystkim od samego początku. Uprzedziłam go, celowo przedstawiłam się jako bardziej uciążliwą niż jestem, lub staram się być, w rzeczywistości. Chciałam żeby świadomie podjął decyzję i w razie problemów nie udawał, że nie spodziewał się, że ze mną jest "aż tak...".
Sielanka trwała prawie rok, potem zaczęły się poważne kłótnie a ja zaczęłam mieć nawracające stany lękowe i napady histerii.
Problemy przez które zaczęłam wątpić w nasz sens zaczęły się kiedy podczas jednego z napadów zostawił mnie samą sobie, zapłakaną i przerażoną mówiąc "odezwij się jak ochłoniesz". Od tamtego czasu wiele razy próbowałam z nim rozmawiać i tłumaczyć rzeczy, których sama do końca nie rozumiem. Próbowałam znaleźć słowa, jak mu wyjaśnić, że naprawdę mam problemy, że naprawdę coś jest nie tak, że potrzebuję pomocy, że to nie tylko forma obrony w razie kłótni.
Najbardziej bolało mnie, że doskonale wiedział od początku co jest nie tak, a udawał, że nie wie, mówił, że myślał, że skoro na początku było ze mną lepiej to znaczy, że jestem JUŻ zdrowa.
Zaczęłam uciekać w stronę przyjaciela, który mnie wspierał, który przyjeżdżał z innego miasta kiedy znowu płakałam mu w telefon o kłótni, który przytulał kiedy było trzeba, zamiast krzyczeć, że mam się uspokoić.
Wtedy rozstaliśmy się po raz pierwszy. Na 3 dni.
Napisałam do niego, pogodziliśmy się, kupiliśmy sobie prezenty na mikołajki, znowu na chwilę było pięknie.
Za drugim razem rozeszliśmy się na 2 miesiące i znowu to ja pierwsza wyciągnęłam rękę na zgodę. Potrzebowałam wsparcia bo akurat wtedy zmarła bliska mi osoba, padło na niego i tak ciągniemy się znowu od kilku miesięcy.
Niestety nasze relacje wyglądają zupełnie inaczej niż bym chciała. Nie dogadujemy się w ogóle. Nie potrafimy rozmawiać i prawie się nie widujemy ponieważ jeszcze mieszkam w innym mieście.
Nie wiem zupełnie jak opisać obecne problemy ponieważ nie są to jakieś ogromne kłótnie a raczej pierdoły. Na przykład on dzwoni czasami, zawsze kiedy zadzwoni ja szukam chwili, żeby z nim porozmawiać bo wiem, że jak nie znajdę to od razu usłyszę "potem to ja nie mam czasu, zadzwonię jutro". A jutro to samo, jak mam mniej niż pół godziny to on zadzwoni jutro. W odwrotną stronę ja nie powinnam do niego dzwonić bo z góry codziennie mówi, że nie ma czasu ciągle patrzeć na telefon. Byłoby to do zrozumienia, gdyby nie drobna przesada, jak na przykład podczas rozmowy ze mną odkłada gdzieś telefon i milczy przez jakieś 10 minut, mówi, że ja powinnam coś mówić bo on nie wie co, jak powiem, że coś przerywa albo nie słyszę co mówi, bo telefon leży za daleko to krzyczy, że co ja sobie wyobrażam, że ON MA PRZEZ CAŁĄ ROZMOWĘ trzymać telefon w ręku i COŚ MÓWIĆ. Kiedy słyszy jak płacze krzyczy, że znowu ryczę, że o co mi chodzi, że on nie ogarnia. Nigdy nie pyta czy coś się stało. Mam wrażenie, że "kocha mnie" jak ma czas i ochotę. Kiedy do mnie przyjeżdża jedyne co chce robić to leżeć, uprawiać seks i oglądać telewizję. Wyjścia w miejsca publiczne odpadają. Wyjazdy z noclegiem też, nawet do jego miasta. Jego matka mnie nie lubi więc nie mam wstępu do jego domu.
Nie wiem co mam zrobić, dla Was może brzmi to głupio, jak same pierdoły ale ja się gubię w jego zachowaniu. Nie wiem czy to ja robię coś źle, czy on. Wiele razy chciałam o tym z nim rozmawiać, ale on nigdy nie powie mi szczerze co mu przeszkadza, tylko wyrzyga to za pół roku i znowu ze mną zerwie. Naprawdę, przez brak porozumienia nie potrafię ocenić czy to nie jest może moja wina, bo staram się a wszystko ciągle się sypie.
Może Wy zauważycie coś tutaj jako osoby obiektywne i niezwiązane ze mną emocjonalnie. Nie mam kogo poprosić o radę bo wszyscy moi bliscy niestety nie chcą się zastanowić tylko dla zasady są po mojej stronie.
Ciężko mi tak dalej funkcjonować, nie czując od niego wsparcia ani jakichkolwiek ciepłych emocji innych niż pożądanie. Nie umiem zdecydować, czy może to nie pora, żebym tym razem ja to zakończyła. Boje się, że to będzie ogromny błąd, że nie jestem obiektywna, że będę tego żałować.
Pomocy...
1 2017-07-06 15:58:55 Ostatnio edytowany przez Nalvia (2017-07-06 16:19:22)
Napisać mogę jedynie iż współczuję Ci. Z tego co piszesz pewnie twoja choroba tak go przerosła iż myślał że większość to blef. On po prostu sory za powiedzenie ale jest z litości. Bo to ty przecież chcesz wciąż jego kontaktu nie On. Jego matka cię nie lubi , dlaczego ?. I tu też daję do myślenia . Czy w tej sytuacji chciałabyś chłopaka trzymać siłą aby był z Tobą?. Czy nie lepiej zostawić go w spokoju. Dziewczyno nie rób nic na siłę, w porządku zachowałaś się powiadomiwszy go o chorobie , ale większość która myśli że da radę przytakuje iż rozumie tylko garstka jest w stanie zrozumieć niestety nie tyczy się już twojego chłopaka.
Ale skoro mogło nam być razem dobrze, musiał tylko trochę mniej krzyczeć, dlaczego nie mogłoby być znowu? Nie próbuję wzbudzać w nim litości. Nie sprecyzowałam tego ale kiedy ja się pierwsza odzywałam to nie było wcale błaganie o powrót, pytałam najwyżej co u niego i czy możemy porozmawiać. Gdyby przecież nie zależało mu wcale to nie reagowałby prośbą o spotkanie i mówieniem, że rozstanie było błędem i tęskni...
Matka nie ma tu nic do rzeczy, mają złą relację, ona nie lubi nikogo, według niej każdy sprowadza go na złą drogę, wiem bo sama do mnie wydzwaniała i mówiła, że przeze mnie niby na imprezy chodzi i w domu nie siedzi, że wszyscy jego znajomi są patologią.
Czy jestes pod opieka psychologa? Czy bylas przez caly czas trwania zwiazku? Czy zaproponowalas chlopakowi wspolna wizyte by wiedzial, na co sie szykowac?
Kwestia z psychologiem i leczeniem jest ciężka. Tyczy się ona akurat mojej matki, która uważa, że skoro ona żyje z depresją ja też sobie poradzę. Że leki i terapie tylko wypiorą mi mózg i jak zacznę to "ćpać" to nigdy nie znajdę pracy i zmarnuje mi to życie. Mieszkam z nią ciągle i jestem na jej utrzymaniu więc boję się, że obrazi się za to i zostawi mnie samą sobie. Chłopaka za to chciałam namówić, żeby poszedł ze mną, że może uda się, żeby mama nie dowiedziała się o leczeniu ale on sam się z nią zgodził, że lepiej nie, że dostane żółte papiery i całe życie mi to zniszczy.
Wiedział na co się pisze. Opowiedziałam mu o całym moim życiu, o kwestiach których jestem pewna (bulimia i próby samobójcze) i o kwestiach które mogą mieć sens ale nie są jeszcze potwierdzone (ale chciałabym je potwierdzić specjalistyczną diagnozą, czemu on jest przeciwny).
Z ostatniej chwili. Poziom absurdu tak wysoki, że gdybym sama nie przeżyła to uznałabym za jakiś żart.
Zadzwonił do mnie, żeby oznajmić, że nie ma czasu rozmawiać bo własnie idzie do domu.
Zabawny fakt, wcześniej powiedział, że nie ma czasu rozmawiać BO JEST W DOMU. I za każdym razem dzwoni żeby oznajmić, że nie ma czasu dzwonić.
I jeszcze, żebym ja do niego pisała i dzwoniła czy ma czas, ale nie, nie narzucam się, nie pytam bo on jest zajęty. Więc specjalnie znajduje tą chwilę żeby samemu mnie poinformować, że nie ma czasu. Jakbym nie zauważyła, że czasu to on ma zawsze za mało.
Zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem on nie ma większych problemów z głową ode mnie...
...bądź, czy nie ma tam u siebie na miejscu jakieś innej?Czy taka opcja raczej odpada?
Ale skoro mogło nam być razem dobrze, musiał tylko trochę mniej krzyczeć, dlaczego nie mogłoby być znowu? Nie próbuję wzbudzać w nim litości. Nie sprecyzowałam tego ale kiedy ja się pierwsza odzywałam to nie było wcale błaganie o powrót, pytałam najwyżej co u niego i czy możemy porozmawiać. Gdyby przecież nie zależało mu wcale to nie reagowałby prośbą o spotkanie i mówieniem, że rozstanie było błędem i tęskni...
Matka nie ma tu nic do rzeczy, mają złą relację, ona nie lubi nikogo, według niej każdy sprowadza go na złą drogę, wiem bo sama do mnie wydzwaniała i mówiła, że przeze mnie niby na imprezy chodzi i w domu nie siedzi, że wszyscy jego znajomi są patologią.
Ale widzisz to jest twoje myślenie o wspólnej przyszłości nie jego. Jeśli pierwsza się odzywasz co słychać? to w duchu masz nadzieję że będziecie razem, tak to już działa ten system. Bardzo się zangazowalaś w ten związek i nie możesz dopuścić to tego że może was już razem nie być. Czy to jest twój pierwszy chłopak?
Nie rozumiem jak mozesz tak ulegac presji matki na temat twojego zdrowia? Lekarz nie moze cie zmusic do lykania psychotropow, to do ciebie nalezy ostateczna decyzja, natomiast moze zaproponowac psychoterapie, ktora pomoze kontrolowac ci emocje i lęki.
Twoj chlopak jest mlodszy od ciebie, teoretycznie to bez znaczenia, w praktyce - byl jeszcze bardzo niedojrzaly kiedy sie poznaliscie, pod wplywem zakochania jemu moglo sie WYDAWAC ze sobie z twoja choroba poradzi. Pewnie chcial dobrze, ale czym innym sa dobre checi, a czym innym praktyka.
Nie mozesz podchodzic do tego tak, ze jak chlopak bedzie sie zachowywal tak, a nie inaczej (na przyklad. ie bedzie sie de erwowal i krzyczal. a ciebie) to ty bedziesz sie czula lepiej.
Musisz zrozumiec to, ze jego zachowanie jest tez po czesci wynikiem nie radzenia sobie z twoimi zachowaniami. po prostu oboje wzajemnie sie nakrecacie zamiast uspokajac.
Przede wszystkim bodz osoba dorosla i odpowiedzialna i odz do lekarza bez wzgledu na zdanie innych - zupelnie nie musza o tym wiedziec. Brak opieki lekarskiej moze doprowadzic do tego, ze twoj stan psychiczny sie pogorszy. Po co ryzykowac?
Nie rozumiem jak mozesz tak ulegac presji matki na temat twojego zdrowia? Lekarz nie moze cie zmusic do lykania psychotropow, to do ciebie nalezy ostateczna decyzja, natomiast moze zaproponowac psychoterapie, ktora pomoze kontrolowac ci emocje i lęki.
Twoj chlopak jest mlodszy od ciebie, teoretycznie to bez znaczenia, w praktyce - byl jeszcze bardzo niedojrzaly kiedy sie poznaliscie, pod wplywem zakochania jemu moglo sie WYDAWAC ze sobie z twoja choroba poradzi. Pewnie chcial dobrze, ale czym innym sa dobre checi, a czym innym praktyka.
Nie mozesz podchodzic do tego tak, ze jak chlopak bedzie sie zachowywal tak, a nie inaczej (na przyklad. ie bedzie sie de erwowal i krzyczal. a ciebie) to ty bedziesz sie czula lepiej.
Musisz zrozumiec to, ze jego zachowanie jest tez po czesci wynikiem nie radzenia sobie z twoimi zachowaniami. po prostu oboje wzajemnie sie nakrecacie zamiast uspokajac.
Przede wszystkim bodz osoba dorosla i odpowiedzialna i odz do lekarza bez wzgledu na zdanie innych - zupelnie nie musza o tym wiedziec. Brak opieki lekarskiej moze doprowadzic do tego, ze twoj stan psychiczny sie pogorszy. Po co ryzykowac?
Popieram w 100000% procentach. Matka sobie radzi? Może tak jej się wydaje. W każdym razie ty sobie na pewno nie radzisz w obecnej sytuacji, skoro przy tym facecie twój stan się pogorszył. Moja rada: Olej faceta i idź do psychologa/psychiatry. Od ciebie zależy w jakiej kolejności to zrobisz.
...bądź, czy nie ma tam u siebie na miejscu jakieś innej?Czy taka opcja raczej odpada?
Tą opcje też bym rozważała. Jeśli nie to znaczy że facet po prostu cię olewa na co dzień i odzywa się tylko jak go najdzie ochota na sex. A ty jesteś pod ręką. Na pewno nie jest to facet dla ciebie, nie dojrzał do poważnego związku, tym bardziej z osobą która ma problemy.