Co jakiś czas spotykam się na chodniku z nieprzyjemnymi sytuacjami. Co gorsza, nie wiem jaka w ich obliczu powinna być moja reakcja.
Przykładowo, szedłem lewą stroną chodnika i z naprzeciwka jechał na rowerze inny mężczyzna. Początkowo koła pojazdu toczyły się po środku chodnika, lecz rowerzysta zmienił tor jazdy i skierował rower na, jego prawą, moją lewą stronę. W związku z tym skierował siebie wprost na mnie. W konsekwencji kiedy rowerzysta znalazł się kilkanaście centymetrów przede mną, w trosce o swoje zdrowie, zmuszony byłem zejść na trawnik, aby ten sobie przejechał.
Czy tak powinno być? Szedłem spokojnie, nikomu nie wadząc i zmuszony byłem wejść na trawnik, bo ktoś ma widzi mi się wjechać na mój tor, kiedy prawy ma wolny?
Kolejna sytuacja, z naprzeciwka wyłonił się chłopak w moim wieku. Mową ciała komunikował "bujanie się, kozakowanie, jak zwał tak zwał, wiadomo o co chodzi".
Torba sportowa wisząca na jego ramieniu sugerowała, że zmierzał na siłownię. Mimo, że szedłem lewą stroną chodnika, a on prawą, w pewnym momencie zmienił tor i wpadł prosto na mnie, jakby szukał zaczepki. Znowu, musiałem zejść na trawnik, żeby uniknąć zderzenia.
Inna sytuacja, szedłem chodnikiem, lewą stroną, z prawej szła kobieta z dzieckiem. Nagle zeszli z prawej strony na lewą, prosto na mnie. Kobieta wymownie spojrzała się na mnie, jakby oczekiwała ode mnie abym zszedł na trawnik.
Nie rozumiem mentalności takich ludzi. Nie są sami, na pustyni, dookoła są inni, po co więc zmieniają swój tor drogi na inny, który już jest zajęty.
Myślą, że są kimś lepszym, że należy im ustępować i schodzić na trawnik?
Jak powinienem na podobne sytuacje reagować?