Witam wszystkich, dawno tutaj nie zaglądałem, ale życie zmusiło mnie bym znów zaczął szukać pomocy, a może po prostu wyrzucenia emocji online. Mogę mieć tylko nadzieję, że moje wypociny nie będą nudne chociaż są też ludzie z bezsennoscią.
Zacznijmy od początku
Postaram się opisać swoją sytuację życiową tak, by zwrócić uwagę na to co najważniejsze no i by stworzyć pełen obraz sytuacji.
1) Studia - tutaj alternatywy nie miałem. Wyjechałem z małego miasteczka gdzie czekałaby mnie praca fizyczna za najniższą krajową. Uprzedzam ataki - nie uważam taką pracę za złą samą w sobie - kiedy jednak całą edukację odbierasz czerwone paski i niejako wmawia ci się, że jestes przeznaczony do wyższych celów to normalnym jest, że w takiej pracy nawet nie do końca się odnajdujesz. Chociaż dla osób bez jakichkolwiek ambicji taka praca może być spełnieniem tego co jest w ich życiu najważniejsze. Posłużę się metaforą - dusze takich ludzi są płaskie jak tartaczna deska, którą przerzucają co jest o tyle zaletą że deska to solidny materiał W każdym razie nie jest to towarzystwo w którym się odnajduje - może również z przyczyn wiekowych. Rówiesnicy z miasta uciekają, czy zagranicę czy własnie studia jesli zostają to w oczekiwaniu na zmianę, która nie zawsze następuje.
Więc na studia pojechać musiałem i wybrałem ekonomię. Liczyłem, że spotkam tam ciekawe osoby przede wszystkim otwarte na poznanie innych ludzi. Niestety przeliczyłem się. To znaczy nie jest tak, że nie mam znajomych. Mam choć większosc a juz zwłaszcza tych na których mogę polegać pochodzi z mojego rodzinnego miasta. Jednak aktywnosci sprowadzają sie tutaj do picia alko i chodzenia do klubów. To wsród moich znajomych - większosc na ekonomii to osoby unikające rozrywek potrafiące przez godzinę opowiadać z pasją o kolokwium. Nie dziwcie się mojej złej opinii o ogóle kobiet - słaba próba badawcza.
Jest to o tyle słabe, że w dużym miescie jest masa możliwych aktywnosci. Zacząłem biegać, chodzić na siłownię - z koniecznosci sam. Nie ukrywam to osłabia motywację, ale staram się. A co do imprez o których wspomniałem. Na początku studiów bardzo mi się podobały, chodziłem do klubów ubierałem się całkiem stylowo moim zdaniem, poznałem pierwszą dziewczynę(w sumie to przeleciółkę, nie z mojej winy choć słuszna to była decyzja). Były też domówki gdzie przewijały się nowe osoby, z którymi rozmawiałem o zainteresowaniach itp... Alkohol zbliża ludzi.
To się skończyło. Domówki zaczęły być rzadkoscią, a nawet jesli to w gronie osób już znanych. Mój krąg znajomych przestał się poszerzac. Bardzo dawno nie odczułem radosci z rozmowy z drugim człowiekiem, by ta rozmowa cos mi dała, cos we mnie zmieniła, w sensie że czujesz się mądrzejszy, lepszą wersją siebie. Ostatnio tę pustkę staram się wypełniać filmami. Tylko - o nich też nie ma z kim pogadać.
2)Dziewczyny - tutaj kolejny problem. W klubie nie jestem w stanie poznać dziewczyny. W sensie podejsć do nieznajomej czy też grupy nieznajomych i zacząc nawijkę. Nie chodzę do klubu sam, ale moje grono jest 100 proc męskie, więc nic z tego. Zresztą nie jestem brzydki ale też żaden Alwaro ze mnie, więc w klubie moje szanse maleją, a cytując kolegę: "do klubu nie przychodzi się z osobowoscią tylko z d". Niby o dziewczynach, ale oddaje całą ideę klubów.
Kilka lat temu(za moich czasów heh) poznawałem dziewczyny przez internet. Tak poznałem moją pierwszą platoniczną niestety miłosć. Do tego kilka innych i najlepszą przyjaciółkę. Tylko, że teraz gdy wchodzę na czaty to się załamuję. Połowa to chyba boty, poza tym dziewczyny, które wchodzą tam nie po to, by rozmawiać, ale z nudów. Nie wiem, by posmiać się z desperatów albo znaleźć czasoumilacza. Czasoumilacz to człowiek za przeproszeniem wydalający duszę w zamian otrzymując zdawkowe aha, nwm, nom. I nie mówcie, że jestem nudny, bo nie wiem jak można to odkryć po pięciu zdaniach rozmowy. I jak w tych pięciu zdaniach zawrzeć urok osobisty choćby był godny Jamesa Bonda.
Teraz to jest tinder i badoo. Mam tam konta, a jak. Z tym, że tu już trzeba wyglądać jak z obrazka. Zero rozmów bo zero dopasowań, choć na zasadzie slepej kurze ziarno poznałem tam drugą dziewczynę. To znaczy znowu związku z tego nie było.
3)Praca. Czekają mnie miesięczne obowiązkowe praktyki w lipcu oczywiscie za darmo - taki urok studiów. Zobaczymy jak będzie, nie ma co narzekać na zapas. Potem mam nadzieję uda mi się znaleźć jakąs dorywczą pracę no i mam odłożone i będę robił prawko. Z tym, że kiepsko z motywacją. Ta siadła własciwie do wszystkiego. Może to przez drugi rok studiowania na niby. Bo nie posiadłem ani jednej umiejętnosci/informacji za którą moim zdaniem ktos byłby gotów zapłacić.
Co do pracy to może napiszę czego bym chciał. Kiedys miałem nierealne marzenia - przeszło mi. Pieniądze nie są dla mnie najważniejsze, nawet najniższa krajowa by pasowała. Chciałbym pracę którą po ludzku będę robił dobrze. Nie jestem zbyt sprawny manualnie, więc to nie takie proste. Gdzie będę czuł się komfortowo. Zawsze jest jakis szef, ale nie chcę by to był człowiek, którego sensem istnienia jest tylko kontrola i raz dwa trzy dzis opr zgarniesz ty. No i chciałbym robić cos przydatnego(robiłem 7 dni w call center, nie dałem rady m.in. dlatego, że czułem się jak mucha). Boję się jednak, że zmierzam donikąd i system przeżuje mnie i wypluje.
Zastanawiam się co zrobić, bo zdaję sobie sprawę, że obraz jest nieciekawy. Nie ukrywam, że dopada mnie rezygnacja, sam tracę tę energię do poznawania nowych osób. Teraz mam wakacje, jakies zajęcia będą, ale w czasie wolnym czeka mnie 3 miesiące stania w miejscu. Pogoda chyba dobije, widzę oczami wyobraźni deszczowe i zimne wakacje, bez kąpieli w jeziorze, ognisk itp... a takie małostki dają siłę na pół roku pory szarej(bo zimy to już w Polsce nie mamy tylko taką jesień od października do maja). No i pozwalają cieszyć się życiem. Nie bez powodu mówi się o wakacyjnej miłosci.
Pozdrawiam
Pan_areo