Jakiś czas temu przymierzałam się do zostawienia narzeczonego. Cały czas jednak łudzę się że go kocham i jakoś to przetrwamy.. Razem blisko 3 lata.Podam powody dla których uważam że go nie kocham:
1. Od dobrego roku sex jest rzadkością do której się zmuszam aby go zaspokoić. Nie pociąga mnie fizycznie, chociaż nie mam doświadczenia w tych sprawach to wiem że czucie się 'zgwałconą'- czyli sex wbrew sobie nie jest czymś normalnym w związku.
2. 2 dni temu wróciliśmy z wyjazdu kilkudniowego na którym było zero sexu, zero pocałunków, jedno wspólne zdjęcie. Ciągłe kłotnie i marudzenie. On zarzucał mi że nie chce mu 'dawać' a ja nie miałam na to najmniejszej ochoty gdyż nie było w ogóle tej atmosfery miłości która kiedyś między nami była. Na koniec powiedział mi w złości że go wykorzystałam ( bo na urodziny zabrał mnie właśnie tam bo sobie to zażyczyłam i płacił za jedzenie w knajpach bo za nocleg sama zapłaciłam i do lpg rowniez sie dolozyłam)- Dodam ze zawsze wszystko placilismy na pół, jednak to miał być prezent urodzinowy. Wyobrażałam sobie spacerując po szlakach że wróce tu kiedyś z innym facetem...
3. Wyjezdzam za 2 tygodnie za granice i początkowo jechałam zarabiać na ślub, potem zdałam sobie sprawe z tego ze gdyby nie był egoistą to nie pozwoliłby mi jechać pracować po 12 godzin w słoncu 7 dni w tygodniu tylko po to zebym zarabiala na jego wymarzoną balangę chociaż ja chciałam coś skromniejszego. Potem miał być zarobek na mieszkanie ale ostatecznie w myslach układam że zainwestuje te pieniadze w siebie(kursy szkolenia itp). Wydaje mi się że gdybym go kochała to miesiąc rozłąki byłby dla mnie problemem tymczasem ja chce jechać na 3-4 miesiące i mówię to babce która ogarnia tą pracę wówczas gdy on myśli że na 2.
4. Nasz związek jest toksyczny. On mnie kontroluje, ja jego. Nie ma jakiejs wolnej przestrzeni. Zamknęliśmy się dawno w swoich ścianach, nie mam nawet ochoty poznawać jego znajomych których nie zdąrzyłam poznać przez 3 lata.
5. Wczoraj sie rozstaliśmy i poczułam ulgę a wieczorem już do niego pisałąm i dzisiaj również że powinniśmy jakoś to sobie ułożyć bo szkoda mi tego wszytskiego.
Nie chce sprawiac mu huśtawki emocjonalnej ale boje się że obudzę się później że naprawde go kocham i będzie już za późno. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie tak zmuszać się do seksu całe życie. Chociaż może nie mam o tym pojęcia bo to mój pierwszy poważny partner(mam 23 lata). Wiem że ten wyjazd byłby ogromną próbą dla naszego związku i by się okazało jak jest naprawde ale po co chłopak ma czekać na mnie i robić sobie nadzieje skoro może się okazać że to nic nie zmieni. Boje się tego co będzie, zastanawiam się gdzie znajdę chłopaka i czy nie trafie na jakiegoś drania. I boje sie tego jak on będzie się męczył po rozstaniu i jak mocno będzie go to bolało.
Jak to wygląda z Waszej perspektywy ? Czy mogłbyby się wypowiedzieć osoby które nie żałują rozstania ? Czy to normalne ze w momencie utraty kogoś zaczyna sie czuć że może się jednak kocha ta osobę ?