Pisze tu bo wydarzenia ostatnich dni sprawily ze poczulam sie bardzo zle. Jestem osoba dosc otwarta na wszelkie ludzkie kontakty. Zawsze chetnie pomagam ludziom jak mam tylko taka mozliwosc oczywiscie nie oczekujac nic w zamian. Trzy lata temu poznalam wydawac by sie moglo fajnego chlopaka. Ze spotkania na spotkanie coraz bardziej sie lubilismy. W pewnym momencie uswiadomilam sobie ze ma problemy alkoholowe i pije wiecej niz przecietni ludzie. Do tego wszystkiego pojawily sie problemy w pracy. Pracowalismy wspolnie wiec zawsze chcetnie mu pomagalam. Kiedy zechcial pracowac za granica, mialam dobre kontakty z jedna z lepszych grup w tej branzy i zalatwilam mu tam prace. Wyjechal sam. Zaczal strasznie pic. Wydzwanial do mnie na Skype pijany i obiecywal gruszki na wierzbie. Do jakiegos czasu zywilam sie glupia nadzieja. Potem zdecydowalam sie na terapie. Przeszlo, zaczelam traktowac jego pijackie monologi jak chleb powszedni. Latwo przyszlo, latwo poszlo. Ale w tym tygodniu przeszedl samego siebie. Nie tlumaczac nic zaczal mnie obrazac i wyzywac na fb. Od najgorszych choc ja taka nie jestem. Mam swojego wspanialego chlopaka od dwoch lat. A on byl tylko dobrym kolega z pracy. Po tych slowach jak mnie nazwal nie potrafie sobie poradzic. Czuje sie jak jakis smiec. Za wszelka pomoc jaka mu okazalam odwdzieczyl sie dobrym slowem.
Co mam robi pomozcie.
(przepraszam ze tekst ale jestem za granica i pisze bez polskich znakow)