Wczoraj zerwał ze mną facet. Wróciliśmy do siebie po 7 miesięcznej przerwie i wczoraj nastał koniec tego nowego-starego związku. Wydawało się, że jest ok, chociaż był jeden bardzo ważny aspekt, który nie pozwalał mi być do końca szczęśliwą. Chodzi o sex, którego nie było.
Nasz związek, przez ostatnie kilka miesięcy był chyba próbą, czy nam wyjdzie. Tak to wczoraj zrozumiałam i zgłupiałam zarazem.
Jeszcze w weekend zapewniał mnie o swojej miłości, a w poniedziałek stał się zimy jak lód.
Co się wydarzyło? Sama nie wiem, proszę pomóżcie mi zrozumieć.
Wyjechaliśmy na weekend, nasz pierwszy od powrotu do siebie, mieliśmy tam pobyć w romantycznej atmosferze sami i porozmawiać co z naszym związkiem będzie dalej.
Weekend był miły, z wyznaniami miłości, wielkimi słowami. Liczyłam również, ze w końcu pojawi się i intymność, jednak jej nie było
W powrotnej drodze dopiero zaczęła się rozmowa, zapytał mnie co dalej z nami, jak widzę nasz związek. Odpowiedziałam tylko, ze bardzo bym chcę z nim być, tylko nadal nie wiem jaki jest jego stosunek do spraw intymnych.
Odpowiedział, takim samym zdaniem jak zawsze: ”Nie wiem co mi się stało, ale ja nie potrzebuje sexu”, ręce mi opadły i nic się nie odezwałam. Po tym nastała cisza i usłyszałam, że on z tylu rzeczy zrezygnował aby poświęcić mi czas w ten weekend, nie wytrzymałam i skwitowałam to jednym zdaniem „Łaskę mi robisz?”. Rozmowy dalszej nie było, dotarliśmy do domu (ja do swojego, on do swojego). W poniedziałek zero kontaktu z jego strony, i tak przez cały tydzień, ja się tylko odzywałam. Kolejny weekend, ja musiałam wyjechać, zadzowniłam w piątek co się dzieje, dlaczego zmienił do mnie stosunek o 180 stopni, dowiedziałam się tylko, ze musi przemyśleć co dalej. No i wczoraj wyłuścił mi te przemyślenia. A mianowicie:
- jak mogłam stwierdzić, ze robi mi łaskę, że po tych słowach zdał sobie sprawę, ze się nie dogadamy, że „odbieramy na innych falach” i tego typu bzdety.
- że nie jest mi w stanie obiecać, że miedzy nami będzie kiedykolwiek intymność.
To były główne powody zerwania. Dowiedziałam się jeszcze, że w weekend chciał, żeby do czegoś między nami doszło ale nie umiał. I że jemu wystarcza przytulanie (zaznaczę, że kiedyś miedzy nami była ogromna namiętność) Jak stwierdziłam, ze związek bez sexu nie ma przyszłości, powiedział tylko, ze się ze mną nie zgadza i tyle było rozmowy. Powiedział żegnaj i wyszedł.
Różne zerwania przerabiałam (nie jestem już młódką) ale czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłam. Gdzie tu logika? Nic nie rozumiem.
Wczoraj zerwał ze mną facet. Wróciliśmy do siebie po 7 miesięcznej przerwie i wczoraj nastał koniec tego nowego-starego związku. Wydawało się, że jest ok, chociaż był jeden bardzo ważny aspekt, który nie pozwalał mi być do końca szczęśliwą. Chodzi o sex, którego nie było.
Nasz związek, przez ostatnie kilka miesięcy był chyba próbą, czy nam wyjdzie. Tak to wczoraj zrozumiałam i zgłupiałam zarazem.
Jeszcze w weekend zapewniał mnie o swojej miłości, a w poniedziałek stał się zimy jak lód.
Co się wydarzyło? Sama nie wiem, proszę pomóżcie mi zrozumieć.
Wyjechaliśmy na weekend, nasz pierwszy od powrotu do siebie, mieliśmy tam pobyć w romantycznej atmosferze sami i porozmawiać co z naszym związkiem będzie dalej.
Weekend był miły, z wyznaniami miłości, wielkimi słowami. Liczyłam również, ze w końcu pojawi się i intymność, jednak jej nie było
W powrotnej drodze dopiero zaczęła się rozmowa, zapytał mnie co dalej z nami, jak widzę nasz związek. Odpowiedziałam tylko, ze bardzo bym chcę z nim być, tylko nadal nie wiem jaki jest jego stosunek do spraw intymnych.
Odpowiedział, takim samym zdaniem jak zawsze: ”Nie wiem co mi się stało, ale ja nie potrzebuje sexu”, ręce mi opadły i nic się nie odezwałam. Po tym nastała cisza i usłyszałam, że on z tylu rzeczy zrezygnował aby poświęcić mi czas w ten weekend, nie wytrzymałam i skwitowałam to jednym zdaniem „Łaskę mi robisz?”. Rozmowy dalszej nie było, dotarliśmy do domu (ja do swojego, on do swojego). W poniedziałek zero kontaktu z jego strony, i tak przez cały tydzień, ja się tylko odzywałam. Kolejny weekend, ja musiałam wyjechać, zadzowniłam w piątek co się dzieje, dlaczego zmienił do mnie stosunek o 180 stopni, dowiedziałam się tylko, ze musi przemyśleć co dalej. No i wczoraj wyłuścił mi te przemyślenia. A mianowicie:
- jak mogłam stwierdzić, ze robi mi łaskę, że po tych słowach zdał sobie sprawę, ze się nie dogadamy, że „odbieramy na innych falach” i tego typu bzdety.
- że nie jest mi w stanie obiecać, że miedzy nami będzie kiedykolwiek intymność.
To były główne powody zerwania. Dowiedziałam się jeszcze, że w weekend chciał, żeby do czegoś między nami doszło ale nie umiał. I że jemu wystarcza przytulanie (zaznaczę, że kiedyś miedzy nami była ogromna namiętność) Jak stwierdziłam, ze związek bez sexu nie ma przyszłości, powiedział tylko, ze się ze mną nie zgadza i tyle było rozmowy. Powiedział żegnaj i wyszedł.
Różne zerwania przerabiałam (nie jestem już młódką) ale czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłam. Gdzie tu logika? Nic nie rozumiem.
Badał, czy z rozsądku może z Tobą się związać, ale skoro zaczęłaś czepiać się o seks... .
Szkoda czasu i nerwów na takiego nieszczerego mężczyznę.
Trzymaj się!
nie jest mi w stanie obiecać, że miedzy nami będzie kiedykolwiek intymność.
Jak to rozumieć? Facet wyświadczył Ci przysługę, wiec wyślij mu SMS-a z podziękowaniami. Jasno Ci zakomunikował (choć szkoda, że dopiero teraz), że jego seks nie interesuje i albo się do tego dostosujesz, albo sajonara. W sumie dobrze się stało, po co tracić czas na bycie z osobą niekompatybilną seksualnie? Facet posługuje się jakąś chorą logiką - skoro zrezygnował ze swoich planów, żeby spędzić z Tobą ten weekend, to Ty w ramach rewanżu możesz zrezygnować z seksu. Tak że tu nie ma co rozkminiać, trzeba wstać, otrzepać kieckę i ruszyć do przodu. Jest tylu facetów, którzy uwielbiają seks i nie uciekają od bliskości, że nie warto rezygnować ze swoich potrzeb dla tego jednego.
rozczarowana78 napisał/a:Wczoraj zerwał ze mną facet. Wróciliśmy do siebie po 7 miesięcznej przerwie i wczoraj nastał koniec tego nowego-starego związku. Wydawało się, że jest ok, chociaż był jeden bardzo ważny aspekt, który nie pozwalał mi być do końca szczęśliwą. Chodzi o sex, którego nie było.
Nasz związek, przez ostatnie kilka miesięcy był chyba próbą, czy nam wyjdzie. Tak to wczoraj zrozumiałam i zgłupiałam zarazem.
Jeszcze w weekend zapewniał mnie o swojej miłości, a w poniedziałek stał się zimy jak lód.
Co się wydarzyło? Sama nie wiem, proszę pomóżcie mi zrozumieć.
Wyjechaliśmy na weekend, nasz pierwszy od powrotu do siebie, mieliśmy tam pobyć w romantycznej atmosferze sami i porozmawiać co z naszym związkiem będzie dalej.
Weekend był miły, z wyznaniami miłości, wielkimi słowami. Liczyłam również, ze w końcu pojawi się i intymność, jednak jej nie było
W powrotnej drodze dopiero zaczęła się rozmowa, zapytał mnie co dalej z nami, jak widzę nasz związek. Odpowiedziałam tylko, ze bardzo bym chcę z nim być, tylko nadal nie wiem jaki jest jego stosunek do spraw intymnych.
Odpowiedział, takim samym zdaniem jak zawsze: ”Nie wiem co mi się stało, ale ja nie potrzebuje sexu”, ręce mi opadły i nic się nie odezwałam. Po tym nastała cisza i usłyszałam, że on z tylu rzeczy zrezygnował aby poświęcić mi czas w ten weekend, nie wytrzymałam i skwitowałam to jednym zdaniem „Łaskę mi robisz?”. Rozmowy dalszej nie było, dotarliśmy do domu (ja do swojego, on do swojego). W poniedziałek zero kontaktu z jego strony, i tak przez cały tydzień, ja się tylko odzywałam. Kolejny weekend, ja musiałam wyjechać, zadzowniłam w piątek co się dzieje, dlaczego zmienił do mnie stosunek o 180 stopni, dowiedziałam się tylko, ze musi przemyśleć co dalej. No i wczoraj wyłuścił mi te przemyślenia. A mianowicie:
- jak mogłam stwierdzić, ze robi mi łaskę, że po tych słowach zdał sobie sprawę, ze się nie dogadamy, że „odbieramy na innych falach” i tego typu bzdety.
- że nie jest mi w stanie obiecać, że miedzy nami będzie kiedykolwiek intymność.
To były główne powody zerwania. Dowiedziałam się jeszcze, że w weekend chciał, żeby do czegoś między nami doszło ale nie umiał. I że jemu wystarcza przytulanie (zaznaczę, że kiedyś miedzy nami była ogromna namiętność) Jak stwierdziłam, ze związek bez sexu nie ma przyszłości, powiedział tylko, ze się ze mną nie zgadza i tyle było rozmowy. Powiedział żegnaj i wyszedł.
Różne zerwania przerabiałam (nie jestem już młódką) ale czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłam. Gdzie tu logika? Nic nie rozumiem.Badał, czy z rozsądku może z Tobą się związać, ale skoro zaczęłaś czepiać się o seks...
.
Szkoda czasu i nerwów na takiego nieszczerego mężczyznę.
Trzymaj się!
z rozsądku....hmmm...nie pomyślałam tak o tym. Może i tak, chociaż ciężko w to uwierzyć po jego deklaracjach.
rozczarowana78 napisał/a:nie jest mi w stanie obiecać, że miedzy nami będzie kiedykolwiek intymność.
Jak to rozumieć? Facet wyświadczył Ci przysługę, wiec wyślij mu SMS-a z podziękowaniami. Jasno Ci zakomunikował (choć szkoda, że dopiero teraz), że jego seks nie interesuje i albo się do tego dostosujesz, albo sajonara. W sumie dobrze się stało, po co tracić czas na bycie z osobą niekompatybilną seksualnie? Facet posługuje się jakąś chorą logiką - skoro zrezygnował ze swoich planów, żeby spędzić z Tobą ten weekend, to Ty w ramach rewanżu możesz zrezygnować z seksu. Tak że tu nie ma co rozkminiać, trzeba wstać, otrzepać kieckę i ruszyć do przodu. Jest tylu facetów, którzy uwielbiają seks i nie uciekają od bliskości, że nie warto rezygnować ze swoich potrzeb dla tego jednego.
Kurczę, właśnie staram się ogarnąć, i iść dalej.....jednak mnóstwo myśli przelewa się przez głowę
Dlaczego facet mając taki problem, nie próbuje z nim nic zrobić? Temat sexu był u nas poruszany niejednokrotnie, był m.in powodem zerwania przeze mnie za pierwszym razem. Teraz miała być inaczej, jednak nie było. Zaczęłam się już zastanawiać czy ze mną jest coś nie tak.
Co siedzi w głowie faceta, który w takich sytuacjach ucieka od kobiety, którą wierzę, ze kochał (kocha?) szczerze? Czy to skrajny egoizm, czy strach?
Brak chęci u faceta na sex może bys spowodowany tym że...
-przestałaś go kręcić fizycznie
-zaspokaja swoje potrzeby gdzies indziej
-jest gejem, a związek z Tobą to przykrywka (często geje mają żony nawet)
Brak chęci u faceta na sex może bys spowodowany tym że...
-przestałaś go kręcić fizycznie
-zaspokaja swoje potrzeby gdzies indziej
-jest gejem, a związek z Tobą to przykrywka (często geje mają żony nawet)
ciekawe, że przyszła Ci do głowy opcja z gejem, a z chorobą powodującą problemy ze wzwodem i spadek libido - już nie
Oczywiście nie ma to większego znaczenia, forma, w jakiej zostało to autorce przedstawione (a raczej - postawienie jej przed faktem dokonanym) przekreśla sprawę.
Choroby z tego co wiem to się leczy, facet autorki tematu mówi, że nie czuje potrzeby, więc jakieś zaburzenia chorobowe wykluczam, no chyba ze wstydzi sie powiedziec.
lolek8080 napisał/a:Brak chęci u faceta na sex może bys spowodowany tym że...
-przestałaś go kręcić fizycznie
-zaspokaja swoje potrzeby gdzies indziej
-jest gejem, a związek z Tobą to przykrywka (często geje mają żony nawet)ciekawe, że przyszła Ci do głowy opcja z gejem, a z chorobą powodującą problemy ze wzwodem i spadek libido - już nie
Oczywiście nie ma to większego znaczenia, forma, w jakiej zostało to autorce przedstawione (a raczej - postawienie jej przed faktem dokonanym) przekreśla sprawę.
GEJ - nieeeee
Inna kobieta - tego nie wiem, ale nie ma to związku z brakiem sexu, którego nie ma już długo
Podejrzewam problemy natury psychicznej, spadek libido (facet po 40). I jeśli podejrzenia są słuszne, dlaczego facet nie chce nic z tym zrobić? Leczyc się? Przed ostatnim zerwaniem, sugerowałam mu badana, lekarza, swoja pomoc. Nic, cisza, zero odzewu. Jeszcze słyszałam, że powód to praca i minie. Głupia wierzyłam
Dlaczego facet woli zwiać, niż rozwiązać problem, który sam nie zniknie? Skąd bierze się taka zaciętość?
Bo to takie problemy do których ciężko się przyznać? I jak sam się z tym nie zmierzy to nikt inny go do tego nie skłoni. Jak psychika siada to może być naprawdę ciężko coś zrobić, on musi sam tego zachcieć. Ja miałem problemy po pierwszym związku gdzie byłem naprawdę bardzo aktywny seksualnie, potem kobieta mi postawiła ultimatum, że albo coś z tym zrobię albo ona odchodzi - bo ona nie ma takiego temperamentu, przez kolejne dwa lata prawie nie było seksu, a ja przez ten czas po prostu straciłem na niego ochotę bo uwłaczało mi proszenie się o niego, zająłem się innymi rzeczami a związek i tak się w końcu sypnął z powodu między innymi - braku seksu... Jak już byłem wolny to naprawdę było mi ciężko zacząć z innymi kobietami, bałem się tego, a to powodowało problemy z wiadomo czym. Szybko poznałem kobietę która była dla mnie jakąś formą odskoczni, ale była bardzo bardzo wymagająca jeżeli chodzi o te sprawy, to powodowało jeszcze większą frustrację, ale postanowiłem coś z tym zrobić, wspomagałem się farmakologicznie przez jakiś czas, ona była demonem seksu i jak po jakimś czasie odzyskałem pewność siebie to problemy minęły, odstawiłem prochy, zacząłem czerpać z tego satysfakcję, do tego seks z nią to było coś czego nigdy wcześniej ani później nie przeżyłem. Oczywiście rozstalismy się bo to nie miało prawa się udać, ale jeżeli chodzi o wspomnienia i satysfakcję z życia seksualnego wspólnego wiem że oboje mamy bardzo dobre wspomnienia. Ja się też nauczyłem bardzo dużo i przede wszystkim zyskałem mega pewność w tych sprawach, co mocno też się podobało mojej kolejnej partnerce. Niestety, żeby do tego dojść trzeba samemu się z tym zmierzyć, i przyznać się przed sobą, że ma się problem.
Choroby z tego co wiem to się leczy, facet autorki tematu mówi, że nie czuje potrzeby, więc jakieś zaburzenia chorobowe wykluczam, no chyba ze wstydzi sie powiedziec.
A ja właśnie jakieś zaburzenia podejrzewam. I to już nie chodzi o mojego byłego tylko ogólnie się zastanawiam. Dlaczego nie chce się leczyć, czy dla faceta to aż taki wstyd? Dlaczego nie chce na ten temat rozmawiać? Skąd to się bierze?
Facet zdrowy, spełniający się zawodowo, majacy pasje, nie głupi Czego się obawia?
Tak dla jasności: jak długo trwał związek? Jak długo był ten namiętny seks? Czy po namiętnym seksie było ostre cięcie czy stopniowe oklapnięcie? Jak długo związek był bez seksu?
13 2017-05-31 15:12:53 Ostatnio edytowany przez syouth (2017-05-31 15:13:22)
No właśnie jak się spełnia zawodowo, ma pasje, jest nie głupi to może boi się, że te problemy rzucą cień na wszystko inne? Że straci poczucie własnej wartości? Musi sam zachcieć coś z tym zrobić, i najlepsza terapia to by była terapia szokowa jak by coś przez to stracił wartościowego, ale jak widać na tyle się tego obawia, że jest skłonny zrezygnować nawet z związku - a to znaczy, że to poważny problem. Ewentualnie można by spróbować małymi kroczkami, bez naciskania, bez terapii szokowej, ale to musiałabyś wykazać się cierpliwością, a na dodatek bez żadnej gwarancji sukcesu. Nie znam Cię, nie znam jego, nie wiem co może go kręcić, jak można to spróbować wywołać na nowo, więc ciężko mi coś podpowiedzieć. Jeżeli są to problemy z "sprzętem" to można by spróbować zacząć "nastoletnich" sposobów na zaspokojenie, bez naciskania na inne rzeczy, spróbować powoli odbudować jego pewność siebie, ale bez jego chociaż minimalnej chęci w tym kierunku nic nie da się zrobić.
Bo to takie problemy do których ciężko się przyznać? I jak sam się z tym nie zmierzy to nikt inny go do tego nie skłoni. Jak psychika siada to może być naprawdę ciężko coś zrobić, on musi sam tego zachcieć. Ja miałem problemy po pierwszym związku gdzie byłem naprawdę bardzo aktywny seksualnie, potem kobieta mi postawiła ultimatum, że albo coś z tym zrobię albo ona odchodzi - bo ona nie ma takiego temperamentu, przez kolejne dwa lata prawie nie było seksu, a ja przez ten czas po prostu straciłem na niego ochotę bo uwłaczało mi proszenie się o niego, zająłem się innymi rzeczami a związek i tak się w końcu sypnął z powodu między innymi - braku seksu... Jak już byłem wolny to naprawdę było mi ciężko zacząć z innymi kobietami, bałem się tego, a to powodowało problemy z wiadomo czym. Szybko poznałem kobietę która była dla mnie jakąś formą odskoczni, ale była bardzo bardzo wymagająca jeżeli chodzi o te sprawy, to powodowało jeszcze większą frustrację, ale postanowiłem coś z tym zrobić, wspomagałem się farmakologicznie przez jakiś czas, ona była demonem seksu i jak po jakimś czasie odzyskałem pewność siebie to problemy minęły, odstawiłem prochy, zacząłem czerpać z tego satysfakcję, do tego seks z nią to było coś czego nigdy wcześniej ani później nie przeżyłem. Oczywiście rozstalismy się bo to nie miało prawa się udać, ale jeżeli chodzi o wspomnienia i satysfakcję z życia seksualnego wspólnego wiem że oboje mamy bardzo dobre wspomnienia. Ja się też nauczyłem bardzo dużo i przede wszystkim zyskałem mega pewność w tych sprawach, co mocno też się podobało mojej kolejnej partnerce. Niestety, żeby do tego dojść trzeba samemu się z tym zmierzyć, i przyznać się przed sobą, że ma się problem.
Dzięki za odpowiedź Tylko u Ciebie był jakiś powód, skądś to się wzięło. A w "omawianym przypadku" to raczej dziwne. Jak się poznaliśmy sex był bardzo satysfakcjonujący, wydaje mi się, ze obie strony. Było go wystarczająco, nie za mało nie za dużo
I pamiętam jeden dzień, który z jakiegoś powodu utkwił mi w głowie. Siedzimy wieczorem na kanapie, jest miło, i nagle słyszę pytanie: chce Ci się? Było to zniechęcające, ale przecież każdemu może się czasami nie chcieć. Tylko, ze u nas od tego momentu sexu nie było prawie wcale (jeśli nie zainicjowałam) a później w ogóle, bo już nie inicjowałam jak zostałam kilka razy odrzucona. I tak to trwało...słyszałam różnie tłumaczenia, najpierw praca, potem stres, później już ze on nie wie dlaczego ale stracił ochotę - i już. Usłyszałam kiedyś jeszcze (po tym nastąpiło pierwsze rozstanie), ze to ja będę sfrustrowana, a nie on, więc nie jego problem
Jak się poznaliśmy sex był bardzo satysfakcjonujący, wydaje mi się, ze obie strony. Było go wystarczająco, nie za mało nie za dużo
I pamiętam jeden dzień, który z jakiegoś powodu utkwił mi w głowie. Siedzimy wieczorem na kanapie, jest miło, i nagle słyszę pytanie: chce Ci się? Było to zniechęcające, ale przecież każdemu może się czasami nie chcieć. Tylko, ze u nas od tego momentu sexu nie było prawie wcale (jeśli nie zainicjowałam) a później w ogóle, bo już nie inicjowałam jak zostałam kilka razy odrzucona. I tak to trwało...
Czyli problemy na tle chorobowym możesz między bajki włożyć. Namiętny seks? Może dla Ciebie.
No właśnie jak się spełnia zawodowo, ma pasje, jest nie głupi to może boi się, że te problemy rzucą cień na wszystko inne? Że straci poczucie własnej wartości? Musi sam zachcieć coś z tym zrobić, i najlepsza terapia to by była terapia szokowa jak by coś przez to stracił wartościowego, ale jak widać na tyle się tego obawia, że jest skłonny zrezygnować nawet z związku - a to znaczy, że to poważny problem. Ewentualnie można by spróbować małymi kroczkami, bez naciskania, bez terapii szokowej, ale to musiałabyś wykazać się cierpliwością, a na dodatek bez żadnej gwarancji sukcesu. Nie znam Cię, nie znam jego, nie wiem co może go kręcić, jak można to spróbować wywołać na nowo, więc ciężko mi coś podpowiedzieć. Jeżeli są to problemy z "sprzętem" to można by spróbować zacząć "nastoletnich" sposobów na zaspokojenie, bez naciskania na inne rzeczy, spróbować powoli odbudować jego pewność siebie, ale bez jego chociaż minimalnej chęci w tym kierunku nic nie da się zrobić.
Próbować już nie będę, bo wczoraj ze mną zerwał - między innym z tego powodu, inne to typowe bzdety typu niezgodność charakterów I właśnie dlatego tak to rozważam, czego się bał?
Może jeszcze jedna ważna informacja: On jest alkoholikiem - nie pije od roku, poradził sobie z tym bardzo dobrze, a zaczął się leczyć właśnie po "terapii szokowej" gdy chciałam od niego odejść. I to był duży problem, ale nie wstydził się poradził sobie. A teraz ....dupa
rozczarowana78 napisał/a:Jak się poznaliśmy sex był bardzo satysfakcjonujący, wydaje mi się, ze obie strony. Było go wystarczająco, nie za mało nie za dużo
I pamiętam jeden dzień, który z jakiegoś powodu utkwił mi w głowie. Siedzimy wieczorem na kanapie, jest miło, i nagle słyszę pytanie: chce Ci się? Było to zniechęcające, ale przecież każdemu może się czasami nie chcieć. Tylko, ze u nas od tego momentu sexu nie było prawie wcale (jeśli nie zainicjowałam) a później w ogóle, bo już nie inicjowałam jak zostałam kilka razy odrzucona. I tak to trwało...
Czyli problemy na tle chorobowym możesz między bajki włożyć. Namiętny seks? Może dla Ciebie.
Nie za bardzo rozumiem komentarz..... Sugerujesz, ze dla niego był nie satysfakcjonujący dlatego zrezygnował z niego wcale? I nie miał nikogo z kim mógł by go uprawiać mimo, ze mieliśmy długa przerwę?
Sugeruję, że coś kręcisz. Alkoholik pijący podobno nie miał najmniejszego problemu z seksem a ten niepijący nagle pyta: „chce Ci się”, a potem nie ma już nic. Bajkopisarstwo.
Tak dla jasności: jak długo trwał związek? Jak długo był ten namiętny seks? Czy po namiętnym seksie było ostre cięcie czy stopniowe oklapnięcie? Jak długo związek był bez seksu?
no to uzupełnię - związek trwał 2 lata - sex był rok, później przerwa 7 miesięcy, a teraz jakieś pół roku ("testowania co będzie") do wczoraj
Sugeruję, że coś kręcisz. Alkoholik pijący podobno nie miał najmniejszego problemu z seksem
a ten niepijący nagle pyta: „chce Ci się”, a potem nie ma już nic. Bajkopisarstwo.
No niestety, życie....
Sex skończył się jak jeszcze pił, jeśli byłoby inaczej, brała bym to na karb braku alkoholu, ale niestety tak nie było. W dobrych czasach sex był i na trzeźwo i po alkoholu.
Albo więc on był do dooopy alkoholikiem, albo seks był do dooopy. Jedno z dwóch. Innych opcji niet. Gdyby był rzeczywiście alkoholikiem, w dodatku długotrwale, to jego zdolność do doprowadzenia i utrzymania erekcji byłaby jak wejście na Mount Everest. Leczenie alkoholizmu poprawia jednocześnie życie seksualne. Nie na odwrót. Alkohol może i sprzyja powstaniu sytuacji gdzie seks jest opcją, ale zdecydowanie nie pozwala na realizację tej opcji... Kieliszek tego i owego jeszcze nie podcina skrzydeł ptaka alkoholizm już tak. Coś nie styka w historii...
Albo więc on był do dooopy alkoholikiem, albo seks był do dooopy. Jedno z dwóch. Innych opcji niet. Gdyby był rzeczywiście alkoholikiem, w dodatku długotrwale, to jego zdolność do doprowadzenia i utrzymania erekcji byłaby jak wejście na Mount Everest. Leczenie alkoholizmu poprawia jednocześnie życie seksualne. Nie na odwrót. Alkohol może i sprzyja powstaniu sytuacji gdzie seks jest opcją, ale zdecydowanie nie pozwala na realizację tej opcji... Kieliszek tego i owego jeszcze nie podcina skrzydeł ptaka
alkoholizm już tak. Coś nie styka w historii...
Mnie tez wiele nie styka, stąd założony temat. Alkoholikiem jest, to niestety fakt. Pił długo przed tym jak mnie poznał. Nie jestem lekarzem, więc nie stwierdzę, jak to z alkoholikami bywa, ale faktem jest, ze sex też był. Oczywiście zdarzyło się raz, czy dwa, ze zaniemógł w trakcie, ale każdemu może się zdarzyć. Oprócz tego było mnóstwo innych form współżycia Dlaczego nagle się skończyło - nie wiem. Przy próbach rozmów, zawsze powtarzał, żebym się nie obwiniała (bo również to brałam pod uwagę). Były obiecanki, ze to się zmieni, ze będzie ok. Do wczoraj - gdy usłyszałam, ze różne rzeczy byłby mi w stanie obiecać, ale tego - nie. Dla niego jest wystarczające przytulanie i uważa, ze bez sexu można tworzyć związek. Ot i cała historia
23 2017-05-31 16:14:56 Ostatnio edytowany przez Klio (2017-05-31 16:24:38)
Dobra, zakładając, że jakimś cudem byłby w stanie regularnie doprowadzać do erekcji i Ty nie brzydziłaś się seksu z alkoholikiem (nie czarujmy się, alkoholicy do szczególnie seksownych nie należą...) to kluczem do jego niezainteresowania seksem jest właśnie długotrwały alkoholizm. Poczytaj o korelacji, a może rozjaśni to nieco obraz.
Przy czym impotencja to problem nie tylko gdy alkoholik jest aktywnie pijący, ale również przez jakiś czas po. Zmienia się po prostu gospodarka hormonalna. Po jakimś czasie wszystko powinno wrócić do normy, ale zanim dojdzie do tego "po jakimś czasie" to mogą minąć miesiące bądź lata.
Co więcej świadomość podlega zmianie w całokształcie gdy używa się środków zmieniających ową i gdy się je odstawia. Po prostu trzeba się nauczyć żyć na nowo bez wspomagaczy świadomości, w tym w aspekcie seksu. Seks z alkoholem wygląda inaczej niż ten bez, tak jak całe życie. Nauka tego wszystkiego trwa. On nie tylko niedawno skończył z alkoholem i wątpię, żeby wykroczył poza fazę dupościsku, ale również nie bierze się aktywnie za naukę... Chowa głowę w piasek.
Gdyby był rzeczywiście alkoholikiem, w dodatku długotrwale, to jego zdolność do doprowadzenia i utrzymania erekcji byłaby jak wejście na Mount Everest.
To tylko twoje wyobrażenie nijak mające się do faktów.
A że pan może, ale nie chce... Cóż, alkoholizm to m.in. choroba emocji, nie zrozumiesz co takiemu we łbie siedzi.
Nie wraca się do związków, które kiedyś się rozpadły.
Cóż, alkoholizm to m.in. choroba emocji
Nie próbujesz aby dorabiać głębi tam, gdzie jej nie ma?
27 2017-05-31 17:06:43 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2017-05-31 17:08:23)
Nie próbujesz aby dorabiać głębi tam, gdzie jej nie ma?
A nie próbujesz się wypowiadać bez niezbędnej wiedzy? Każdy psycholog czy terapeuta powie ci, że alkoholizm to nałogowe regulowanie emocji - co prowadzi do totalnego rozregulowania. A terapia polega m.in. na pomocy alkoholikowi w odzyskaniu orientacji w sferze uczuć.
28 2017-05-31 17:33:18 Ostatnio edytowany przez WaltonSimons (2017-05-31 17:33:56)
A nie próbujesz się wypowiadać bez niezbędnej wiedzy?
nie, panie terapeuto.
alkoholizm ma definicję w encyklopedii.
29 2017-05-31 19:59:17 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2017-05-31 20:11:47)
[nie, panie terapeuto.
alkoholizm ma definicję w encyklopedii.
Ufff, przeczytałeś encyklopedię i wiesz wszystko... Szkoda eksploatować klawiaturę na dyskusję z kimś, kto przy zerowej wiedzy uważa za zasadne nie tylko się wypowiadać, ale jeszcze wykłócać.
Fragment z książki: Jolanta Reisch-Klose, Ewelina Głowacz "Alkoholik. Instrukcja obsługi" (szerszy kawałek dostępny w necie, wystarczy wygooglać "Co czuje alkoholik").
Na drugim poziomie mamy uczucia i emocje w ścisłym znaczeniu. Są to przetworzone przez myślenie nasze wrażenia odbierane z ciała i odczucia związane z otaczającą nas rzeczywistością. Należą do nich smutek, żal, radość, złość, lęk, frustracja itd. U osób uzależnionych ten obszar emocjonalny jest zaburzony działaniem mechanizmu nałogowej regulacji uczuć. Emocje, które alkoholik czuje i wyraża, tak naprawdę nie są jego prawdziwymi uczuciami. Często są nieadekwatne do sytuacji: albo przesadzone, za silne, albo za blade. Na drobną rzecz (sąsiad zajął mu miejsce parkingowe) zareaguje ogromną złością i obrażeniem się, a śmierć ojca może przyjąć prawie obojętnie. Uczucia i emocje alkoholika są zniekształcone, jakby miał na nich "alkoholową nakładkę".
Uczuciowość wyższa to poczucia - poczucie miłości, poczucie odpowiedzialności, poczucie winy, wstydu, altruizm, poświęcenie... Na uczuciowość wyższą składają się uczucia elementarne oraz uczucia emocyjne, czyli przetworzone przez myślenie i hierarchię wartości. Poczucia to nasze emocje, chociaż w elementarnym stopniu kształtowane przez hierarchię wartości i moralności. Ten obszar u alkoholików bardzo szybko zostaje uszkodzony, niczym czuły instrument, który pod wpływem niewłaściwych warunków konserwacji przestaje brzmieć.
30 2017-05-31 21:27:18 Ostatnio edytowany przez WaltonSimons (2017-05-31 21:52:16)
Drogi kolego, zejdź ze swojego konia mądrości +5 i weź pod uwagę, że w języku polskim "alkoholizm" to po prostu "uzależnienie od alkoholu". I jeśli na terapii nazywacie to nałogowym rozregulowaniem emocji, drugim poziomem wtajemniczenia czy ósmym tethanem rezonującym z antyenergią wszechwymiaru (i komuś to pomaga), to jestem przeszczęśliwy, że komuś tak pomagacie, ale błagam, przestań się tu wywyższać, bo to nie forum dla terapeutów, a do prowadzenia dyskusji na poziomie ogólnego forum nie powinno być wymagana wiedza z wewnętrznego kółka zainteresowanych, a określenia używane w rodzimym języku - i takich polecam się trzymać.
Nie zrozumiałem, czemu czepiłeś się Klio, ale teraz widzę, że po prostu lubisz słabe ad personam i atakowanie rozmówcy. To jakby na forum wszedł polonista i zaczął komentować, że nie będzie dyskutował z ignorantami, którzy nazywają pracoholizm "pracoholizmem", bo to niepoprawne językowo i szkoda na troglodytów klawiatury. Fajnie - nie jesteśmy na forum poprawnej polszczyzny, a do tematu ma się to jak pięść do nosa. Masz świadomośc, że z takimi tekstami wychodzisz na bubka?
Nie wspomnę już o tym, że krucjata polegająca na agresywnym nawracaniu "ignorantów internetowych" na prawdziwą głębię alkoholizmu wydaje mi się... dziwna? co próbujesz osiągnąć, właściwie? Uświadomić forumowych idiotów, podbić sobie ego przeczytaną definicją z książki, poszerzyć horyzonty forumowiczów (przy pomocy chwytów erystycznych )? Kogo właściwie obchodzi, na jakie czynniki rozłożyliście alkoholizm na terapii i co wnosi to do tematu?
A może to "furia sprzątacza", że nie nazwano go kierownikiem ds. koordynacji konserwacji powierzchni horyzontalnych?
Dziwna dyskusja się wywiązała
Były mój, odezwał się do mnie z prośbą o kolejne spotkanie. Jak zapytałam jaki ma być jego cel, stwierdził, ze on się bardzo źle czuje z tym co zrobił i powiedział i chciałby mi to wyjaśnić. Raczej nie chcę się spotykać po tym ja nieładnie postąpił - zresztą podjął decyzję, koniec to koniec. Jednak z drugiej strony korci mnie, co ma zamiar powiedzieć - ciekawość babska nie zna granic :-)
Co byście zrobili?
Jak masz "jaja" i się nie rozsypiesz, będziesz potrafiła zapanować nad emocjami to możesz się spotkać. Jak masz się wysypać to lepiej nie bo znowu zacznie Ci mącić w głowie i do niczego to nie doprowadzi poza twoją dalszą frustracją. Jeżeli jednak jesteś w stanie wysłuchać go na spokojnie, po wszystkim grzecznie podziękować, i bez gniewu się rozstać to warto posłuchać co ma do powiedzenia. Takie jest moje zdanie
33 2017-06-02 23:22:31 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2017-06-02 23:25:05)
Drogi kolego, zejdź ze swojego konia mądrości +5 i weź pod uwagę, że w języku polskim "alkoholizm" to po prostu "uzależnienie od alkoholu"
I dalej będziesz brnąc w tę dziecinadę... Najmocniej przepraszam, że to co piszę jest dla ciebie za mądre, ale nie odczuwam potrzeby obniżania poziomu.
Nie zrozumiałem, czemu czepiłeś się Klio, ale teraz widzę, że po prostu lubisz słabe ad personam i atakowanie rozmówcy.
Aha, typowo trollerskie zbieranie sojuszników. Więc po 1. nie zaatakowałem, tylko przedstawiłem odmienny punkt widzenia, po 2) wpływ alkoholu na potencję jest osobniczy, przynajmniej do pewnego stopnia alkoholizmu - jednemu nie stanie po piwie, drugi po latach codziennego picia będzie mógł "orać" cała noc. Mam nadzieję, że ten prosty język pojmujesz.
Nie wspomnę już o tym, że krucjata polegająca na agresywnym nawracaniu "ignorantów internetowych" na prawdziwą głębię alkoholizmu wydaje mi się... dziwna? co próbujesz osiągnąć, właściwie? Uświadomić forumowych idiotów, podbić sobie ego przeczytaną definicją z książki, poszerzyć horyzonty forumowiczów (przy pomocy chwytów erystycznych
)? Kogo właściwie obchodzi, na jakie czynniki rozłożyliście alkoholizm na terapii i co wnosi to do tematu?
A może to "furia sprzątacza", że nie nazwano go kierownikiem ds. koordynacji konserwacji powierzchni horyzontalnych?
Pomijam twoje dziecinne próby wsadzenia szpilki.
Być może ty tego nie widzisz, wcale nie byłoby to dla mnie zaskoczenie, ale dla tej konkretnej historii to czym jest alkoholizm - chorobą emocji - ma znaczenie.
Co byście zrobili?
Ucięli kontakt do zera. Chyba że masz zadatki na męczennicę, to brnij dalej w dziwaczny układ z alkoholikiem.
Nie wiem skąd przekonanie ze alkoholik = impotent? ??
Alkoholizm twojego faceta może mieć duże znaczenie w tej historii ale raczej pod kątem manipulowania tobą.
Nie wiem po co to spotkanie?
Dlaczego do niego wrocilas?
Co dobrego daje ci ten pseudo związek?
Nie wiem skąd przekonanie ze alkoholik = impotent? ??
Ponieważ w wielu przypadkach tak jest. Zwłaszcza jeśli chodzi o długotrwale aktywnie pijących.
Do tego dochodzi czasem impotencja gdy wychodzi się z nałogu, bo organizm się przestawia, jak również sposoby odczuwania.
36 2017-06-03 13:49:48 Ostatnio edytowany przez WaltonSimons (2017-06-03 14:47:55)
Pomijam twoje dziecinne próby wsadzenia szpilki.
Napisał człowiek, który rozmowę zaczął od przedszkolnej erystyki, a także oceny kompetencji interlokutora na podstawie jednego, niemerytorycznego zdania. Pomijam fakt, że o żadnym wpływie na potencję,osobniczym lub nie, nie pisałem, tak więc nie wiem, komu odpowiadasz?
Istotnie, Twój poziom jest niedościgniony
nawiasem mówiąc, dlatego lubię kobiece fora. Na "typowo męskich" najlepiej rozmowy zacząć od "tak, masz ode mnie więcej pieniędzy, więcej wiedzy i masz większego penisa! a skoro już mamy to z głowy, to czy teraz możemy rozmawiać bez pompowania ego i męskich narządów rozrodczych?" Jak widać w tym przypadku, mężczyźni wprost nie mogą się powstrzymać od udowadniania (w dziecinny sposób), że mają od innych więcej wiedzy, pomysłu na życie, kasy i że ich członek jest rekordowych rozmiarów
Tak zupełnie teoretycznie,jak wyobrażasz sobie życie z kimś kto nie chce się z Tobą kochać,Ty z Nim chcesz,i co? To sytuacja absurdalna,facet Cię nie chce,olej Go,i poszukaj takiego który "chyci Cie za cycki" na drugiej 9no trzeciej ) randce. Powodzenia!
Nie wiem skąd przekonanie ze alkoholik = impotent? ??
Alkoholizm twojego faceta może mieć duże znaczenie w tej historii ale raczej pod kątem manipulowania tobą.
Nie wiem po co to spotkanie?
Dlaczego do niego wrocilas?
Co dobrego daje ci ten pseudo związek?
Masz rację - na pewno jest w tym jakaś forma manipulacji, przed którą bronię się rękami i nogami
Dlaczego do niego wróciłam....bo zmienił w swoim zyciu wiele rzeczy, wiele przewartościował, mimo, iz pewne zachowania pozostały
Nad tym co mi ten związek dawał (daje) zastanawiam się cały czas i czasami dochodzę do wniosku, ze prawie nic
Tak zupełnie teoretycznie,jak wyobrażasz sobie życie z kimś kto nie chce się z Tobą kochać,Ty z Nim chcesz,i co? To sytuacja absurdalna,facet Cię nie chce,olej Go,i poszukaj takiego który "chyci Cie za cycki" na drugiej 9no trzeciej
) randce. Powodzenia!
Właśnie nie wyobrażam sobie takiego życia. Sex nie jest dla mnie najistotniejszą sprawą, ale bez niego nie ma związku. I tak brakuje mi tego "chycenia za cycki", pożądania, które widzę w oczach swojego faceta - to jest to bez czego żyć się nie da
Rozgorzała dyskusja na temat związku alkoholu z sexem Na pewno w moim przypadku ma to jakieś powiązanie i jeśli tak jest (do takiego wniosku również on doszedł), skąd taki brak chęci zrobienia z tym czegokolwiek? Ja już nie rozważam tej kwestii w związku ze mną tylko wogóle. Facet, który całe życie jest bardzo aktywny, nagle zupełnie eliminuje tą sferę życia.
Spotkałam się z nim (tak jak pisałam z głupiej babskiej ciekawości). Usłyszałam, ze popełnił błąd, że zrobił to dla mnie....Helooo.... Nie umiem nawet opisać uczuć jakie we mnie były - od śmiechu przez uczucie żenady po złość. Jak zapytał mnie co teraz RAZEM możemy z tym zrobić nie wytrzymałam...RAZEM????? Skwitowałam tylko, ze zachowuje się jak rozchwiana emocjonalnie baba (nie obrażając bab ) i niech sobie teraz z tym robi co chce. Podziękowałam i wyszłam.
Spotkałam się z nim (tak jak pisałam z głupiej babskiej ciekawości).
A co Cię ciekawiło?
rozczarowana78 napisał/a:Spotkałam się z nim (tak jak pisałam z głupiej babskiej ciekawości).
A co Cię ciekawiło?
Co powie, jak zamierza wytłumaczyć swoje zachowanie.
43 2017-06-08 12:36:00 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2017-06-08 12:37:31)
[Pomijam fakt, że o żadnym wpływie na potencję,osobniczym lub nie, nie pisałem, tak więc nie wiem, komu odpowiadasz?
Nie dziwi mnie, że nie rozumiesz. Wybacz, ale nie mam potrzeby tłumaczenia ci wszystkiego od króla Ćwieczka począwszy.
Właśnie nie wyobrażam sobie takiego życia. Sex nie jest dla mnie najistotniejszą sprawą, ale bez niego nie ma związku. I tak brakuje mi tego "chycenia za cycki", pożądania, które widzę w oczach swojego faceta - to jest to bez czego żyć się nie da
Jeśli dla Ciebie brak seksu jest największym, ba - jedynym problemem związanym z relacją z alkoholikiem, to masz wielkie predyspozycje do stania się nieszczęśliwą uczestniczką spotkań Al Anon.
WaltonSimons napisał/a:[Pomijam fakt, że o żadnym wpływie na potencję,osobniczym lub nie, nie pisałem, tak więc nie wiem, komu odpowiadasz?
Nie dziwi mnie, że nie rozumiesz. Wybacz, ale nie mam potrzeby tłumaczenia ci wszystkiego od króla Ćwieczka począwszy.
rozczarowana78 napisał/a:Właśnie nie wyobrażam sobie takiego życia. Sex nie jest dla mnie najistotniejszą sprawą, ale bez niego nie ma związku. I tak brakuje mi tego "chycenia za cycki", pożądania, które widzę w oczach swojego faceta - to jest to bez czego żyć się nie da
Jeśli dla Ciebie brak seksu jest największym, ba - jedynym problemem związanym z relacją z alkoholikiem, to masz wielkie predyspozycje do stania się nieszczęśliwą uczestniczką spotkań Al Anon.
Tzn., sugerujesz, iż z alkoholikiem nie da się żyć i nie powinnam się przejmować brakiem sexu, który mi doskwiera, lecz doszukiwać się innych problemów?
Otóż do tej pory nie miałam innych zastrzeżeń (oprócz akcji, którą zrobił mi z zerwaniem), które mogłyby wynikać z jego choroby. No chyba, ze problemy seksualne są z tym związanie ( a tego nie wykluczam). Jednak nie zamierzam doszukiwać się czegoś, czego nie ma. Nikt nie daje gwarancji jak życie z drugim człowiekiem się potoczy, w każdym człowieku można znaleźć jakieś wady, mniejsze czy większe. W moim przypadku doskwiera mi brak intymności i na tym się skupiam.
EeeTam napisał/a:WaltonSimons napisał/a:[Pomijam fakt, że o żadnym wpływie na potencję,osobniczym lub nie, nie pisałem, tak więc nie wiem, komu odpowiadasz?
Nie dziwi mnie, że nie rozumiesz. Wybacz, ale nie mam potrzeby tłumaczenia ci wszystkiego od króla Ćwieczka począwszy.
rozczarowana78 napisał/a:Właśnie nie wyobrażam sobie takiego życia. Sex nie jest dla mnie najistotniejszą sprawą, ale bez niego nie ma związku. I tak brakuje mi tego "chycenia za cycki", pożądania, które widzę w oczach swojego faceta - to jest to bez czego żyć się nie da
Jeśli dla Ciebie brak seksu jest największym, ba - jedynym problemem związanym z relacją z alkoholikiem, to masz wielkie predyspozycje do stania się nieszczęśliwą uczestniczką spotkań Al Anon.
Tzn., sugerujesz, iż z alkoholikiem nie da się żyć i nie powinnam się przejmować brakiem sexu, który mi doskwiera, lecz doszukiwać się innych problemów?
Otóż do tej pory nie miałam innych zastrzeżeń (oprócz akcji, którą zrobił mi z zerwaniem), które mogłyby wynikać z jego choroby. No chyba, ze problemy seksualne są z tym związanie ( a tego nie wykluczam). Jednak nie zamierzam doszukiwać się czegoś, czego nie ma. Nikt nie daje gwarancji jak życie z drugim człowiekiem się potoczy, w każdym człowieku można znaleźć jakieś wady, mniejsze czy większe. W moim przypadku doskwiera mi brak intymności i na tym się skupiam.
Czyli tłumacząc z polskiego na nasze: może pić na umór, ważne żeby dobrze wygrzmocił raz na jakiś czas.
rozczarowana78 napisał/a:EeeTam napisał/a:Nie dziwi mnie, że nie rozumiesz. Wybacz, ale nie mam potrzeby tłumaczenia ci wszystkiego od króla Ćwieczka począwszy.
Jeśli dla Ciebie brak seksu jest największym, ba - jedynym problemem związanym z relacją z alkoholikiem, to masz wielkie predyspozycje do stania się nieszczęśliwą uczestniczką spotkań Al Anon.
Tzn., sugerujesz, iż z alkoholikiem nie da się żyć i nie powinnam się przejmować brakiem sexu, który mi doskwiera, lecz doszukiwać się innych problemów?
Otóż do tej pory nie miałam innych zastrzeżeń (oprócz akcji, którą zrobił mi z zerwaniem), które mogłyby wynikać z jego choroby. No chyba, ze problemy seksualne są z tym związanie ( a tego nie wykluczam). Jednak nie zamierzam doszukiwać się czegoś, czego nie ma. Nikt nie daje gwarancji jak życie z drugim człowiekiem się potoczy, w każdym człowieku można znaleźć jakieś wady, mniejsze czy większe. W moim przypadku doskwiera mi brak intymności i na tym się skupiam.Czyli tłumacząc z polskiego na nasze: może pić na umór, ważne żeby dobrze wygrzmocił raz na jakiś czas.
Trzeba była przeczytać od początku, a nie tłumaczyć z Polskiego na swoje
Od ponad roku nie pije
Wyciągając wniosek z twojej odpowiedzi - Współczuję podejścia do sexu
Trzeba była przeczytać od początku, a nie tłumaczyć z Polskiego na swoje
Od ponad roku nie pije
I tylko tyle. Z alkoholizmu wychodzi się długą terapią. A Twój pan nawet nie wszedł na tę drogę.
Nie chce z Tobą uprawiać seksu bo:
1) uprawia seks z kimś innym;
2) uzależniony od pornoli;
3) chodzi na prostytutki (wyjazdy z paczką znajomych bez Ciebie, nie wiadomo co tam robią);
3) nie pociągasz go w ogóle.
proste, innej opcji nie ma. Kopnij dziada w tyłek, szkoda twojego czasu.