Witam. Chciałbym zaczerpnąć rady, opinii ponieważ mam pewien problem w swoim związku.
Zacznę od tego, że jestem facetem, nie rejestruje się zwykle na forach, ale jestem zdesperowany.
Jestem z narzeczoną od 4 lat. Od roku jesteśmy narzeczeństwem. Ona ma 19-lat ja 24. Wszystko było ok, wiadomo, jakieś kłótnie były. Od paru miesięcy wszystko zaczęło się psuć. Nagle zmieniła się o 180 stopni. Na prawdę pierwszy raz się z czymś takim spotkałem że tak można się zmienić przecież tyle się znamy. Zrobiła się zimna, oschła, olewa mnie, wszystko co mowie, o co proszę, nie dociera. Zaczęła się obrażać o byle co, jest wybuchowa, przestała mnie w ogóle szanować, słyszę od niej czasem słowa, która mnie dobijają. Uważa że to co mówi, jest najlepsze, prawdziwe, że wszystko co ja mówię, jest nic nie warte, nigdy nie mam racji, mam dziwne podejście do życia - czyli złe (a jeszcze nie dawno sama miała podobne). Nie słucha mojego zdania, woli spędzać czas z koleżankami. Kiedy ja powiem, że zrobiła zimna, ze nie widzi moich problemów, że tez nie czuje wsparcia, to mówi że zachowuje się jak dziecko i jestem żałosny. Czy to może być wina wieku, hormonów? Rozmawiałem z Nią na ten temat wiele razy, jedynie kończyło się to kłótnią. Dodam że nie chce zrywać, przynajmniej tak mówi. Raz jest czuła, kochana jak kiedyś, raz jakby sama nie wiedziała czego chce, a raz taka jak napisałem wyżej. Już tego nie ogarniam, bo nie można z nią porozmawiać jakieś chore błędne koło. Myślałem żeby się przestać odzywać, ale w sumie to nie wiem...
Miał ktoś podobnie?