Hej, dziewczyny.
Z moim facetem jestem 3lata. Od 7 miesięcy mieszkamy razem. Ja mam lat 20, on 23.
Problem polega na tym, że nie wiem czy stały związek i wspólne mieszkanie to był dobry pomysł. Mam wrażenie, że przez związanie się z kimś w tak młodym wieku życie mi ucieka. Jest to mój pierwszy facet, ja jego pierwszą nie jestem. Jest niezwykle czuły, dba o mnie, jest dobrym człowiekiem. Potrafimy się dogadać, ale jest między nami parę różnic. Mamy trochę inne wizje przyszłości. Jest typem człowieka "jest mi dobrze tak jak jest". Na początku związku miałam wrażenie że nie będę się z nim nudzić. Jego życie to były koncerty, podróże stopem. Nasze wspólne podróże kończą się na planach.
Jak jest teraz? Przenieśliśmy się do innego miasta z powodu moich studiów. Zero starych znajomych. Czuję się winna, że go odcięłam. Seks raz na miesiąc. Sprzeczki o pieniądze, bo on zarabiając 3,5tys nie myśli o oszczędzaniu (Ja żyję za 1tys od rodziców miesięcznie). Praktycznie nie było innych tematów poza sprzątaniem i wyprowadzaniem psa.
Niedawno zebrałam się na poważną rozmowę. Wcześniej już sugerowałam że coś jest nie tak, ale chyba za delikatnie. Zmienił się. Okazuje mi tyle zainteresowania co kiedyś. Kino, pizza, spacer. A ja czuję się winna. On jest taki cudowny i widać że nie chce mnie stracić,a ja myślę o rozstaniu. Podczas seksu myślę o innym. Nie wiem czy to chwilowy kryzys czy się wypaliłam. Po raz drugi podczas naszego związku podkochuję się w innym. Nic poważnego, spotkałam go dwa razy i pewnie za mocno idealizuję. W pierwszym mi minęło. Byłam silna i powstrzymałam się od zdrady. Przez kilka miesięcy był spokój i znowu. Czuję się dziecinnie. Jak nastolatka, która nie panuje nad emocjami.
Nie mam pojęcia co robić. Nie czuję chemii, ale podobno po takim stażu to normalne. Szkoda mi niszczyć coś co budowaliśmy tyle czasu i ranić mężczyzny któremu na mnie zależy z wzajemnością. Nie wiem na ile ma na to wpływ nie wyszumienie się za młodu, ale mam ochotę na bardziej niezobowiązujące relacje i chwilą wolności. Nie wiem tylko czy warto.
2 2017-05-16 08:59:31 Ostatnio edytowany przez Kareena (2017-05-16 09:01:56)
Czyli chce mieć ciastko i zjeść ciastko?
Nie czujesz "chemii" czyli Twój facet Cię nie pociąga? Po 3 latach to nie jest normalne, to nie jest żaden "staż".
Jeśli nie jesteś szczęśliwa w tym związku, przeanalizuj, dlaczego. O porządnego faceta i fajny związek warto walczyć. Jeśli chłopaka nie kochasz - warto go zakończyć. Moim zdaniem gdybyś kochała tego chłopaka nie przeszkadzałoby ci, że się n"nie wyszumiałaś". To, że się zauroczyłaś już w drugim "innym" w ciągu trzech lat też świadczy o tym, że po prostu "to nie ten". Ewentualnie, że nie jesteś zdolna do stałości w uczuciach.
Ku.wić się na boku nie warto.
Realizuj swoje fantazje teraz, póki jesteś młoda. Bo jak nie teraz to kiedy? Czas ucieka, młodsza nie będziesz, później będzie za późno. Pamiętaj, że lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż żałować do końca życia, że mogło być inaczej, że mogłabyś miec miło co wspominać. A tak? Będziesz wspominać wspólne chwile przed TV, gdy inne w tym czasie ogarniały nowe przygody.
. Pamiętaj, że lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż żałować do końca życia, że mogło być inaczej, że mogłabyś miec miło co wspominać.
Bez przesady
Jeżeli wdepnie się w goofno po same uczy, to trudno nie marzyć o tym, żeby cofnąć czas , zmienić decyzje i wrócić do tego do było ...
Takie uniwersalne prawdy , maja to do siebie ze przekłamują rzeczywistość . Zazwyczaj w celu uniwersalnego usprawiedliwienia wyłączenia mózgu
Najlepiej unikać wszelkich internetowych mądrości (z moimi włącznie ), które w sposób definitywny próbują nawrócić się na jakiś sposób rozumowania.
Jeśli ciągnie Cię do innych, to zadaj sobie szczere pytanie, jak to widzisz za rok, dwa, pięć. Myślisz, że przestanie? Szczerze wątpię.
Inna sprawa, że może się okazać, że z innymi jest dokładnie ten sam scenariusz, po dwóch-trzech latach nudzisz się i zaczynasz myśleć o czymś na boku.
Są ludzie, którzy nie wą w stanie nawiązać głębokich relacji z nikim - możesz być jedną z tych osób.
Spokojnie. Gotowego rozwiązania nie szukam i swojego rozumu też trochę używam. Miałam nadzieję na wypowiedzi osób mających takie przejścia. Boję się sytuacji, w której przez lata co chwilę będę przeżywać to co teraz, albo tego że będę strasznie rozstania żałować i nie znajdę już wartościowego faceta. Bez sensu to życie
Nie można wykluczyć takiej sytuacji, ale jeśli "nosi Cię", to ile właściwie ten obecny facet jest dla Ciebie warty? Na dobrą sprawę nie kopnęłaś go w zad, bo (jeśli dobrze zrozumiałem) obawiasz się, że będzie jeszcze gorzej?
Inna sprawa, że może się okazać, że z innymi jest dokładnie ten sam scenariusz, po dwóch-trzech latach nudzisz się i zaczynasz myśleć o czymś na boku.
Prawda. Związki trzeba umieć pielęgnować.
Fascynacja, która jest na początku związku mija a później jeśli nie umie się dbać o to, albo nuda i rutyna albo trzeba znaleźć kolejny obiekt, który będzie cię kręcił.
9 2017-05-16 16:19:51 Ostatnio edytowany przez balin (2017-05-16 16:23:12)
Boję się sytuacji, w której przez lata co chwilę będę przeżywać to co teraz, albo tego że będę strasznie rozstania żałować i nie znajdę już wartościowego faceta. Bez sensu to życie
Typowe konsumpcyjne myślowanie - jak tu sobie dobrze zrobić, żeby czego nie utracić, w tym sobie dobrze robieniu. A życia nie obrażaj, bo zawsze może być gorzej, tylko po to by docenić co się miało. To co czujesz, to jest to co cię trzyma w jako takim trzymaniu się rzeczywistości, bo z niej łatwo odlecieć.
I po co ta spina? Ludzie się rozstają jak im razem jest źle i to normalne. Monotonia i niedopaspwanie nie jeden związek zakończyło.
Nie wiem, na ile mogę twierdzić, że byłam w podobnej sytuacji, ale mój mąż jest pierwszym i jedynym chłopakiem z jakim się spotykałam, więc wiem, z czym to się łączy.
Na pewnych etapach związku, zwłaszcza tam gdzie się zaczynało robić poważniej, miałam takie myśli, że może to nie jest taka wielka miłość - i jak to rozpoznać skoro nie mam porównania. Ale te wątpliwości się rozwiewały niejako samoistnie, czasami po prostu trzeba czekać i obserwować.
Piszesz o "wypaleniu się" chemii - jasne, że czasami temperatura uczuć spada, wkrada się rutyna, ale nigdy nie miałam tak, bym uważała, że mąż przestał mi się podobać czy coś się "wypaliło". A jesteśmy w związku 8 lat.
Stąd uważam, że może jesteś z chłopakiem z przyzwyczajenia.
Pojawiła się w niektórych postach "spina", bo piszesz, że zastanawiasz się nad zdradą, żeby coś jeszcze "przeżyć". Jeśli z chłopakiem nie masz emocji to go zostaw. Jeśli chcesz jakiejś przerwy na balety z innymi to jedynym wyjściem jest mu o tym powiedzieć i oboje sobie "popróbujcie". Ze świadomością, że to się prawie na pewno skończy rozstaniem - albo zaraz po propozycji albo nieco później, gdy jedno z was zauważy, że spotkało kogoś ciekawszego.
Owszem, ludzie się rozstaja jak im jest źle i to normalne. Również często się zdradzają, ale powszechność czynu go nie usprawiedliwia ani nie wybiela moralnie. Znasz powiedzenie "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe"? Warto się do niego stosować, żeby nie upaść na dno moralne.
Zdrady nie biorę pod uwagę. Zależy mi na tym aby go nie zranić
Tak czy siak go zranisz , ale szczera rozmowa to najbardziej humanitarne wyjście i tak powinnaś zrobić. Tylko zastanów się dobrze. Zdecyduj się na jedna decyzję i pozostań przy niej.