witajcie
zarejestrowałam się dziś, to mój 1 post tutaj.
Weszłam, ponieważ chyba potrzebuję dystansu i spojrzenia na moją sytuację innych osób.
Mężatka od 20 lat, mama 2 dzieci jedno dorosłe drugie dorastające.
Pracuję jako wykładowca, są to tylko weekendy .
W tygodniu zajmuję się domem, dziećmi, psami, kotem, ogrodem, robię za kucharkę, kierowcę, sprzataczkę
Mąż od 15 lat w terenie, pracuje za granicą, bywa w domu średnio raz w miesiącu, ostatnio częściej .
czuję ostatnio, że przestaliśmy się dogadywać. Pobraliśmy się z wielkiej miłości.
Wspólnie podejmowaliśmy wszelkie decyzje, potrafiliśmy przegadać wszystko i td.
Ostatnio mój mąż stał sie nerwowy, nie ma cierpliwości do dzieci, stał się czepialski o wszystko.
Wraca i dosłownie jak inspektor. Sprawdza czy to czy tamto zrobione. wieczne niezadowolenie.
Nie ma czasu i co najgorsze checi na to, żeby z nami pogadać na spokojnie, pocieszyć się soba. Wychodzi z założenia, że trzeba być zadaniowcem. Kosić, malować, kupić.
Co z tego, że mamy kasę jak coraz mniej jest nas???
Gdy nie możemy się dogadać to często proponuje nam zakupy dla odreagowania, ale szczerze mówiąc to nawet dzieci maja tego dosć .
sex też jakos odszedł na drugi plan.
ostatnio pojawiła sie blokada telefonu.. dziwne...
gdy wyjeżdza to codziennie dzwoni i z tekstem " co słychac kochanie" . A gdy jest z nami to potrafi chodzic po domu i nic do nas nie mówic.
Gdy coś robi to nie szuka ze mną współpracy. On potrzebuje pracownika, który będzie wykonywał polecenia.
twierdzi, że tak już ma i zawsze taki był...
Sprzatam ta chatę a on i tak ciagle niezadowolony, często słyszę, że w domu mnie tego nie nauczono i td..
On sam pochodzi z domu w którym był alkohol obojga rodziców.
jest moim zdaniem typowym DDA z kompleksami bo w domu ciagle miał syf.
teraz jak u nas coś jest nie tak posprzatane to sie irytuje a nie daj Boże żeby ktoś wpadł do nas jak jest bałagan .
Coraz mniej w nas miłości, zrozumienia, a coraz więcej pretensji i oskarżeń.
łapię się na tym, że chcę żeby już jechał, gdzie kiedyś to było nie do pomyślenia.
Myślę, że on też przywykł do takiego życia. odwali 8 godzin i ma luz.
A ja? przez lata poświecałam się rodzinie, robiłam to z miłości, obowiązkowości, edukowałam dzieci, oduczałam od pieluch, uczyłam jezdzić na rowerze, mówić, chodzić, jego nigdy nie było.
zarabiał grubą kasę....
teraz nawet padaja zarzuty, że dzieci też zle wychowuję bo są takie czy takie.
Coraz częściej widze, że stwierdzenie, że matka kocha swoje dzieci zawsze a facet za coś jest prawdziwe, czuję, że tego doświadczam...
Łatwo mu przychodzi zganienie a nie pochwali..
traci kontakt z nami...nie widząc tego , a jak o tym mówię to twierdzi , że go pouczam i za dużo mam czasu i wymyślam...
czy ktoś z was ma podobnie???
czy jest szansa na dogadanie?
nie wiem już nic..
wiem, że chodzę przygnębiona a telefon jak dzwoni odbieram z obowiązku .. co się stało?