Witam. Szukam wsparcia i porady. Poczytałam kilkanaście postów i wiem, ze tu wspólnymi siłami można coś wymyślić... być może ktoś pomoże mi - wszyscy znajomi mówią, ze jestem nienormalna i nikt nie rozumie co czuje... ale do sedna. Dwa lata temu zakończyłam związek - piękna miłość - od pierwszej chwili oboje wiedzieliśmy, ze to to. Byliśmy zakochani po uszy jak dwoje dzieciaków w liceum. On mieszkał na drugim końcu polski... z czasem przeprowadziłam się, a przeprowadzkę zaczęłam traktować jako ucieczkę od starego życia i przeszłości, która nie była łatwa, jednak mimo tego, ze byłam z nim - wpadłam w depresje, brakowało mi przyjaciół, nie miałam nikogo poza nim, ale tak oboje się z tego cieszyliśmy ze jesteśmy razem, ze nie chciałam tego psuć. Wyprowadziłam się, z dnia na dzień mówiąc mu, ze jadę tylko na weekend. Walczył o mnie z całych sił, chciał się przeprowadzić, rzucić całe swoje życie dla mnie - idiotki, która nie potrafiła z nim porozmawiać. Postawiłam wokół siebie wtedy ten cholerny mur, którego nie przebił nawet on... aż po kilku miesiącach walki poddał się i znalazł inna - koleżanka z dzieciństwa, podobno pomogła mu bo był wrakiem człowieka przeze mnie. I wtedy dopiero poczułam się jakbym dostała cegła w twarz i oprzytomniałam, ale on twierdził, ze tamta już zrobiła sobie nadzieje i mimo, ze mnie kocha to nie zrobi jej tego i nie wróci. Odpuściłam, przecież czas leczy rany... to było dwa lata temu, nie widziałam go i nie mieliśmy kontaktu w tym czasie, mam za sobą dwa związki - mogłoby się wydawać, ze idealne - bogaci faceci, jeździłam furami, na które nigdy nie zarobię i mieszkałam w takich domach, ze gdy takie widzę to jest mi słabo. Ale.. przez te dwa lata nie było dnia żebym nie myślała o nim... każdego porównywałam do niego, szukałam jakiś wspólnych cech, ale ich nie ma. Cały czas kocham jego.. tego nie idealnego, który pracuje na etacie i nie ma nic. Będąc jeszcze w poprzednim związku postanowiłam się do niego odezwać... mailam bo to jedyna droga... wiem, ze odczytał - nie odpisał, napisałam kilka innych znowu cisza. Dzwoniłam do niego do pracy jako potencjalny klient, gdy odebrał słów mi zabrakło, nogi mi się ugięły, przeciągałam rozmowę jak najdłużej a gdy skończyłam to przepłakałam pół nocy i następnego dnia. Jestem pewna, ze to ten jedyny facet na całe życie, oddałabym wszystko żeby moc z nim chociażby porozmawiać a gdyby udało mi się to naprawić... byłabym najszczęśliwsza na świecie. Wiem, ze do nikogo już nigdy nie poczuje tego samego, próbowałam ale to nierealne ciagle widzę jego przed oczami. Co mam do cholery zrobić ? Walczyć o to ? Jak ? Jak się z nim skontaktować skoro nie chce ze mną rozmawiać ? Odpuścić i być nieszczęśliwa ?
2 2017-05-02 22:06:49 Ostatnio edytowany przez Mariusz1987 (2017-05-02 22:08:10)
Czas , czas , czas leczy rany , nie pisz , nie pros , nie dzwon , ja na swoim przykladzie wiem jak to jest jak dziewczyna mnie rzucila z dnia na dzien poltorej miesiaca temu, i to z blachej sprawy ...... ze wystarczyla tylko rozmowa ale to nic , dwa tygodnie chodzilem struty jakby mi mama ,albo tata umarl , pisalem list , sms , wszystko na nic , jak murem w sciane, teraz juz lepiej sie czuje choc nie do konca bo czasem mysle o niej a chcialbym cholernie zapomniec , niewiem jak ci doradzic ale wiekszosc ludzi bedzie pisac ze pomimo takiego dlugiego czasu dalej szukasz kontaktu z nim poprzez dzwonienie , pisanie itp to najgorsza rzecz jaka moze byc bo rozdrapujesz rany , ja staram sie tego nie robic na szczescie ale bardzo mnie kusi zeby napisac czy podejrzec profil na fb ale ,,nie ,, zapominasz i tyle. Ja tez by;em naprawde szczesliwym facetem bo myslalem ze to bedzie ta jedyna a jednak dostalem taka kose w plecy ze wrogowi tego nie zycze ale coz trzeba zyc dalej .......
Skoro nie odpisał to odpuść, najwidoczniej on nie chce tego a po co coś sobie wkręcać. Nie pisz, nie dzwoń. Zajmij myśli czymś ,z czasem kogoś poznasz z kim bedziesz szczesliwa i nie pomyslisz juz o tym , chyba że jedynie jako o miłym epizodzie.
Ale czas jak widać tej rany nie leczy, i nie rozdrapuje na nowo bo jest rozdrapana cały czas. Zdążyłam się przez dwa lata w 100% upewnić, ze to właśnie on i co mam tak po prostu odpuścić? Nie potrafię bo się wykańczam psychicznie każdego dnia. Chce spróbować nawiązać z nim jakikolwiek kontakt i tyle. Jeśli się nie uda - wezmę to na klatę, ale nie mam zamiaru do końca życia żałować ze nawet nie spróbowałam odzyskać jedynego faceta, którego kochałam.
Witam. Szukam wsparcia i porady. Poczytałam kilkanaście postów i wiem, ze tu wspólnymi siłami można coś wymyślić... być może ktoś pomoże mi - wszyscy znajomi mówią, ze jestem nienormalna i nikt nie rozumie co czuje... ale do sedna. Dwa lata temu zakończyłam związek - piękna miłość - od pierwszej chwili oboje wiedzieliśmy, ze to to. Byliśmy zakochani po uszy jak dwoje dzieciaków w liceum. On mieszkał na drugim końcu polski... z czasem przeprowadziłam się, a przeprowadzkę zaczęłam traktować jako ucieczkę od starego życia i przeszłości, która nie była łatwa, jednak mimo tego, ze byłam z nim - wpadłam w depresje, brakowało mi przyjaciół, nie miałam nikogo poza nim, ale tak oboje się z tego cieszyliśmy ze jesteśmy razem, ze nie chciałam tego psuć. Wyprowadziłam się, z dnia na dzień mówiąc mu, ze jadę tylko na weekend.
Niektórym nie dogodzisz... Jak jest źle, to jest źle, a jak dobrze, to też źle...
Taka to była miłość, że uciekłaś od niej okłamując na dodatek. Zraniłaś go bardzo... a jego uczucia miałaś w d*pie,
pomimo to
Walczył o mnie z całych sił, chciał się przeprowadzić, rzucić całe swoje życie dla mnie - idiotki, która nie potrafiła z nim porozmawiać. Postawiłam wokół siebie wtedy ten cholerny mur, którego nie przebił nawet on... aż po kilku miesiącach walki poddał się
Niektórzy rezygnują dużo szybciej. Widać wtedy mu zależało. Ale ile czasu można zyć nadzieją?
Jak widać Twój egoizm przeważył...
Dlaczego nie zgodziłaś się na jego przeprowadzkę? Imprezy i znajomi stali się ważniejsi, a on by tylko przeszkadzał?
Ale jak widać życie nie znosi pustki i:
i znalazł inna - koleżanka z dzieciństwa, podobno pomogła mu bo był wrakiem człowieka przeze mnie.
Jeżeli jest taki idealny, to niedziwne, że ktoś się nim zainteresował.
I wtedy dopiero poczułam się jakbym dostała cegła w twarz i oprzytomniałam, ale on twierdził, ze tamta już zrobiła sobie nadzieje i mimo, ze mnie kocha to nie zrobi jej tego i nie wróci.
Włączył się Tobie pies ogrodnika.
Odpuściłam, przecież czas leczy rany... to było dwa lata temu, nie widziałam go i nie mieliśmy kontaktu w tym czasie, mam za sobą dwa związki - mogłoby się wydawać, ze idealne - bogaci faceci, jeździłam furami, na które nigdy nie zarobię i mieszkałam w takich domach, ze gdy takie widzę to jest mi słabo. Ale.. przez te dwa lata nie było dnia żebym nie myślała o nim... każdego porównywałam do niego, szukałam jakiś wspólnych cech, ale ich nie ma. Cały czas kocham jego.. tego nie idealnego, który pracuje na etacie i nie ma nic. Będąc jeszcze w poprzednim związku postanowiłam się do niego odezwać... mailam bo to jedyna droga... wiem, ze odczytał - nie odpisał, napisałam kilka innych znowu cisza. Dzwoniłam do niego do pracy jako potencjalny klient, gdy odebrał słów mi zabrakło, nogi mi się ugięły, przeciągałam rozmowę jak najdłużej a gdy skończyłam to przepłakałam pół nocy i następnego dnia.
Nie ma takiej możliwości, żeby spotkać kogoś, kto będzie kalką drugiej osoby. Wcześniej podjęłaś decyzję o porzuceniu. Porzucenie i zdrada to decyzje, które wywołują najmocniejsze negatywne emocje. Wtedy nie było dla Ciebie ważne, jak i co on czuje. Trzeba pogodzić się z jego decyzją, że nie ma ochoty przechodzić tego samego, jak nagle Tobie się odwidzi. Zagwarantowała byś, że Ci się nie odwidzi? teraz gdy go nie kochasz? Wtedy kochałaś podobno i co?
Dorośli ludzie podejmują decyzje i ponoszą ich konsekwencje.
Twoje takie są... Powinnaś się zastanowić nad planem na dalsze swoje życie i nie brać jego pod uwagę...
Jestem pewna, ze to ten jedyny facet na całe życie, oddałabym wszystko żeby moc z nim chociażby porozmawiać a gdyby udało mi się to naprawić... byłabym najszczęśliwsza na świecie.
Ty byłabyś najszczęśliwsza na świecie. Pytanie jak długo? i skąd pewność, że on też byłby przynajmniej zadowolony, bo skoro nie ma ochoty z Tobą utrzymywać żadnego kontaktu, to o szczęściu nie ma mowy.
Wiem, ze do nikogo już nigdy nie poczuje tego samego, próbowałam ale to nierealne ciagle widzę jego przed oczami. Co mam do cholery zrobić ? Walczyć o to ? Jak ? Jak się z nim skontaktować skoro nie chce ze mną rozmawiać ?
Skoro nie chce rozmawiać, to jego zranienie jeszcze nie jest zabliźnione. Nie wybaczył Ci tego co zrobiłaś. Nie ma sensu tej rany odnawiać.
Odpuścić i być nieszczęśliwa ?
Odpuścić i zająć się pracą nad sobą.
W pierwszej kolejności radzę ostrzyc się z egoizmu, a zostawić tylko niezbędne minimum. W następnej kolejności wyhodować sobie odrobinę empatii.
Po jakimś czasie spróbować, czy sama ze sobą nie czujesz się na tyle dobrze, że żaden facet nie jest Ci potrzebny do szczęścia.
Jak to osiągniesz, to pewnie znajdzie się odpowiedni kandydat.
Nie jesteś Aśka pobożna ex mego kuzyna. Im dłużej czytam tym bardziej utwierdzam siew tym iż ludzie są inni ale nie na tyle by nie dało się ich sprofilować dzieląc na określone kategorie. Jak najdalej od takiego "partnera" jak i "przyjaciela" jak ty,
Co mam do cholery zrobić ? Walczyć o to ? Jak ? Jak się z nim skontaktować skoro nie chce ze mną rozmawiać ? Odpuścić i być nieszczęśliwa ?
Oprzytomieć bez cholery
Nie
Nijak
Nie kontaktować się
Odpuścić i być szczęśliwą
No trochę zajęcia sie znalazło - znaczy nie lenić się
Odpuść. Daj mu żyć swoim życiem. Przypominam, że to Ty obróciłaś Jego życie e piekło, więc nie rób tego drugi raz.
Nagle, gdy znalazł nową dziewczynę (może i faktycznie nie jest to "big love"), to Tobie się przypomniało, że jednak go kochasz. Jak dla mnie to wygląda na to, że po prostu boli Cię to, że ktoś da radę zastąpić Twoje miejsce. Nie jest to miłość. Ktoś kto kocha, nie stawia tego przysłowiowego muru (nie na kilka miesięcy, halo!). Czego chciałaś tym dowieść?
Szkoda tylko, że ten Twój były chłopak oszukuje swoją dziewczynę co do uczuć. Bo pewnie nie powiedział jej, że Ciebie kocha nadal. Ale z drugiej strony nie chce jej zostawić. Tylko teraz pytanie... Czy ma w tym swój interes, czy robi to tylko dla niej? Jak tylko dla niej, to lipa... Ale cóż, Jego życie.
A Ty, autorko, zwyczajnie odpuść, skoro on nie chce kontaktu. Nie wyobrażasz sobie co on przeszedł. Ja rozumiem, że myślisz o nim codziennie. Ale jeśli walczył przez kilka miesięcy, a na końcu spotkało go wielkie rozczarowanie, to dotknęło to go cholernie. I Jego męskość, i ego, a nawet sama godność człowieka. Poniżył się, a i tak dostał kopa w tyłek na koniec historii. Po prostu wycierpiał wystarczająco i starczy mu tyle od Ciebie. Bo nigdy nie wiadomo, czy Tobie nagle by się "nie odwidziało" w gorszych chwilach związku... A wtedy to już tylko leżący by został skopany i wrakiem nazwać by tego nie było można.
Reasumując, żyj swoim życiem, ciesz się nim. Może kiedyś kogoś poznasz, kogo mocniej pokochasz. Choć podobno karma wraca... Taka ciekawostka.
Bez urazy, ale narazie to idziesz jak burza gradowa. Tylko zniszczenia po Tobie zostają. Nie niszcz znowu tego, co ludzie po Twoich zniszczeniach pobudowali. Wykorzystaj swoje dotychczasowe doświadczenia, czegoś się nauczyłaś, żyj tak, żeby dalej to nie wyglądało, że po Tobie tylko zniszczenia.
10 2017-05-03 09:42:51 Ostatnio edytowany przez anderstud (2017-05-03 09:48:22)
Na moje oko to było tak, że zostawiłaś go wtedy dla kogoś innego i jestem gotów się o to założyć nawet.
Po czasie oczywiście się posypało, bo zwykle tak bywa jak się z jednego związku od razu wskakuje w drugi.
Ale szybko sobie znalazłaś następnego, a później kolejnego i jakoś to szło, mijał miesiąc za miesiącem, za rokiem rok.
Po raz drugi mogę się założyć, że przez cały ten czas miałaś głęboko gdzieś tego pierwszego i nawet raz o nim nie pomyślałaś.
Do czasu jak zostałaś w końcu sama i któregoś dnia sobie o nim przypomniałaś, wpadłaś na pomysł, że sprawdzisz co u niego
i przeżyłaś ciężki szok jak się okazało, że zamiast za Tobą rozpaczać latami, znalazł sobie inną, jest szczęśliwy, a Ciebie nie chce znać.
Nie tak było przypadkiem? Oczywiście nigdy się nie przyznasz, bo łatwiej się bronić wersją o jakimś tam murze i zasłaniać "nie wiem"
przy trudniejszych pytaniach, które prędzej czy później będą musiały paść, gdy się odchodzi bez powodu i znika na lata całe,
ale to nie ma dla Ciebie żadnego znaczenia, prawda? Teraz ważne jest tylko, że Ty chcesz go mieć z powrotem, bo taki masz akurat kaprys,
więc on ma wszystko rzucić i do Ciebie lecieć na skrzydłach, wszystko wybaczyć, zapomnieć i nie pytać o szczegóły, bo Ty "nie wiesz".
No ale pojawił się niestety pewien drobny problem, a mianowicie taki, że teraz to on ma Cię gdzieś i nawet nie chce mu się z Tobą gadać,
a tego się pewnie nie spodziewałaś, no bo jak to tak... He he, a tak to, normalnie.
Jak czytam takie historie,to serdecznie odechciewa mi się wiązać z jakąkolwiek kobietą.Lepiej wydać 200zł na dziwkę,kiedy zaswędzi,a nadmiar uczuć przelać na psa.
No cóż, przyznam szczerze, ze ciężko czytało się Wasze komentarze. Zwłaszcza, ze nie miały nic wspólnego z prawdą. Oczywiście, ze miałam inne związki - czymś dziurę trzeba latać, ale to nigdy nie było to mimo tego, ze wszyscy na około mi mówili, ze mam zdecydowanie za duży limit szczęścia. Postawiłam mur to prawda, postawiłam go przez to co działo się w moim życiu zanim go poznałam. I szczerze nie życzę tego absolutnie nikomu, bo miało to ogromny wpływ również na jego życie - wpływ negatywny, a tego nie chciałam mimo, ze był tego świadomy. Egoizm, brak empatii ? To naprawdę krzywdzące opinie. I nie zachowalam się jak pies ogrodnika, gdyby tak było to od razu po tym jak się dowiedziałam, ze kogoś ma postarałabym się zrobić wszystko żeby nie miał. A nie po dwóch latach ,gdy wcale nie mam pewności, ze jest w jakimkolwiek związku. Również nie przypomniałam sobie o nim po jakimś czasie, gdy okazywało się, ze moje związki mimo, iż pełne szczęścia to nie to. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, ze go skrzywdziłam, ale bierzcie pod uwagę, ze dwie strony są winne zawsze. Jaka macie pewność oceniając mnie tak krytycznie, ze wcześniej nie miała miejsce sytuacja, w której to on skrzywdził mnie ? Bo miała, zachowywałam się tak jak on przez te dwa lata z tym, ze u mnie trwał to miesiąc. Nie osądzajcie skoro nie znacie całej sytuacji. Chciałam się dowiedzieć jak z punktu widzenia osoby stojącej z boku wyglada wizja ponownego mojego pojawienia się w moim życiu - i już wiem, nie wyglada. Ale nie prosiłam o analizę całego czasu, od kiedy razem nie jesteśmy. Chociaż w sumie, dodało mi to jeszcze więcej siły. Z pełna świadomością tego, ze mogę przegrać tą walkę - będę walczyć. Nie wiem jak, ale znajde sposób, żeby do niego dotrzeć. I najwyżej będę żałować tego, ze się nie udało a nie tego ze nie spróbowałam. Dziękuje za rady
Zgadzam sie z wiekszością ludzi tutaj. Zachowujesz sie egoistycznie. Wchodzisz w związki i kończysz je, nie zważając na konsekwencje. Dopiero jak od Ciebie ktoś sie odwrócił i cierpisz. A nie pomyślałaś o tych wszystkich meżczyznach, których zostawiłaś. Przykre to jest.
A co do tematu, na Twoim miejscu odpuściłabym sobie tego meżczyzne. Nie masz prawa wchodzic mu do życia z butami. Zostawiłaś go, bo miałaś takie widzimisie, to tego sie trzymaj i daj mu spokój.
No cóż, przyznam szczerze, ze ciężko czytało się Wasze komentarze. Zwłaszcza, ze nie miały nic wspólnego z prawdą. Oczywiście, ze miałam inne związki - czymś dziurę trzeba latać,
Przecież sama sobie ją stworzyłaś. Jak pisałaś, on starał się kilka miesięcy i był notorycznie odrzucany.
ale to nigdy nie było to mimo tego, ze wszyscy na około mi mówili, ze mam zdecydowanie za duży limit szczęścia. Postawiłam mur to prawda, postawiłam go przez to co działo się w moim życiu zanim go poznałam. I szczerze nie życzę tego absolutnie nikomu, bo miało to ogromny wpływ również na jego życie - wpływ negatywny, a tego nie chciałam mimo, ze był tego świadomy.
Budujesz chyba obraz siebie, jako szlachetnej osoby, która popełniła błędy we wcześniejszym życiu, a w czasie związku, te błędy upomniały się o wykonanie zobowiązania i usilnie starałeś się go przed nimi ochronić... A widzę to inaczej - zataiłaś przed nim prawie wszystko, a to co stało się później, to tylko panika... Trzeba było byś w pełni szczerą od początku, a nie udawać, że to przeszłość.
Egoizm, brak empatii ? To naprawdę krzywdzące opinie.
Twoje wpisy to w skrócie:
ja...
ja...
ja...
i jeszcze raz
ja...
a potem
mnie...
Jeszcze coś, Twoje słowa:
/..../ mam za sobą dwa związki - mogłoby się wydawać, ze idealne - bogaci faceci, jeździłam furami, na które nigdy nie zarobię i mieszkałam w takich domach, ze gdy takie widzę to jest mi słabo.
Cały czas kocham jego.. tego nie idealnego, który pracuje na etacie i nie ma nic.
Jak rozumiem, Twoi partnerzy nie pracują na etacie. To jakby przedłużenie Twojej przeszłości z którą on ma nadzieję, że jest tylko przeszłością. Jakim prawem teraz chcesz go narazić?
I nie zachowalam się jak pies ogrodnika, gdyby tak było to od razu po tym jak się dowiedziałam, ze kogoś ma postarałabym się zrobić wszystko żeby nie miał. A nie po dwóch latach ,gdy wcale nie mam pewności, ze jest w jakimkolwiek związku.
Nadal zachowujesz się jak pies ogrodnika.
Również nie przypomniałam sobie o nim po jakimś czasie, gdy okazywało się, ze moje związki mimo, iż pełne szczęścia to nie to.
Skoro obecnie jest w Tobie tyle szczęścia, to może kup sobie jeszcze inną zabawkę. Może wystarczy jako substytut...
Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, ze go skrzywdziłam, ale bierzcie pod uwagę, ze dwie strony są winne zawsze. Jaka macie pewność oceniając mnie tak krytycznie, ze wcześniej nie miała miejsce sytuacja, w której to on skrzywdził mnie ? Bo miała, zachowywałam się tak jak on przez te dwa lata z tym, ze u mnie trwał to miesiąc.
Bo nic o tym nie napisałaś. Gdyby to było tak istotne, to pewnie było by to w drugim zdaniu...
Nie osądzajcie skoro nie znacie całej sytuacji. Chciałam się dowiedzieć jak z punktu widzenia osoby stojącej z boku wyglada wizja ponownego mojego pojawienia się w moim życiu - i już wiem, nie wyglada.
Dokładnie tak. Nie Masz absolutnie żadnego prawa teraz, po wszystkim co zrobiłaś, burzyć mu spokój. Może za trzy, cztery lata, ale na pewno nie wcześniej.
Ale nie prosiłam o analizę całego czasu, od kiedy razem nie jesteśmy. Chociaż w sumie, dodało mi to jeszcze więcej siły. Z pełna świadomością tego, ze mogę przegrać tą walkę - będę walczyć.
Ale z kim, a w zasadzie przeciwko komu chcesz walczyć? O niego?
Przecież on nie chce nawet z Tobą rozmawiać inaczej, niż z potencjalną klientką...
Nie wiem jak, ale znajde sposób, żeby do niego dotrzeć. I najwyżej będę żałować tego, ze się nie udało a nie tego ze nie spróbowałam. Dziękuje za rady
Jeszcze jedną dam:
Postaw się w jego sytuacji. Porzucona przez faceta ponad dwa lata temu, odbudowujesz siebie po traumie i nagle przyczyna tej traumy ponownie pakuje Ci się z buciorami w życie... Jak się czujesz?
Niczego nie zatailam, wiedział o wszystkim. Moi byli partnerzy nie są żadnym przedłużeniem przeszłości - z nią już dawno się uporałam. Walczyć o niego ? Nie. Nie mam zamiaru burzyć jego aktualnego życia bez jego wyraźnego pozwolenia. Jedyne czego chce to doprowadzić do spotkania i rozmowy i skoro jedyna droga jest właśnie zagranie potencjalnej klientki to tak właśnie zrobię. Jeżeli mnie wysłucha, pozwoli mi wytłumaczyć co tak naprawdę się stało i dlaczego i jeśli po tym nie będzie chciał mnie znac - wtedy odpuszczę. Ale dopóki on nie zna całej prawdy o moim zachowaniu z przed dwóch lat - nie ustąpię. I w tym momencie tak - jestem egoistką. Skoro moje maile nie zburzyły jego świata i nie zakłóciły spokoju, moje pojawienie się przed jego oczami tez tego nie sprawi. A ja będę miała pewność, ze nie ma żadnej szansy na to, by mi kiedykolwiek wybaczył i wtedy wezmę to na klatę.
Jedyne czego chce to doprowadzić do spotkania i rozmowy i skoro jedyna droga jest właśnie zagranie potencjalnej klientki to tak właśnie zrobię.
Nieprawda. Przez dwa lata miałaś na to dość czasu, ale przecież wcale nie o to chodzi.
Chodzi tylko i wyłącznie o to, że skoro pisanie na niego nie podziałało, to może podziała jak osobiście przed nim staniesz.
Cała reszta to jest tylko taka otoczka dla zmyłki, że coś tam się wydarzyło, ale on nie wie co, a teraz się dowie, bla bla bla...
Puściłaś go w trąbę, bo tak Ci było wygodnie. Teraz jest Ci źle, że on jest z inną, a z Tobą nie chce gadać. I to wszystko.
Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałaś i to jest jedyny powód, dla którego będziesz teraz drążyć ten temat,
zamiast przełknąć gorzką pigułkę i pogodzić się z faktem, że już nic dla niego nie znaczysz. Boli, co? I dobrze, ma boleć.
Następnym dwa razy się zastanowisz, zanim kolejnego faceta w ten sposób potraktujesz. Ale oczywiście to też masz gdzieś.
Teraz skupiasz się już tylko na tym, żeby się zjawić u niego w pracy znienacka i może terapia szokowa na niego zadziała...
Wiesz dlaczego nie wierzę w ani jedno twoje słowo? Bo gdybyś naprawdę chciała być w porządku, to dałabyś mu spokój,
zwłaszcza widząc brak jakiejkolwiek reakcji z jego strony na twoje wynurzenia. On ma to gdzieś, zrozum i zostaw chłopaka.
Ale nie, Ty musisz teraz sobie udowodnić, że choćby skały srały, to dasz radę. Co z Ciebie za człowiek, masakra...
Dokładnie,jak anderstud mówi,facet wyraźnie nie życzy sobie rozmowy,ani kontaktu z Tobą,a Ty chcesz go nachodzić osobiście,telefonicznie,czy inaczej.To już podchodzi pod nękanie,na to są paragrafy.Zostaw człowieka w spokoju,i zastanów się nad sobą,i swoim zachowaniem.
czytam ten wątek i to juz rzeczywiście zaczyna podchodzic pod stalking
kto normalny walczy do upadlego gdy druga strona mówi "nie chce cie"?
moim zdaniem trzeba miec poważne zaburzenia, żeby cos takiego robić
dla dobra innych powinno sie izolowac takich ludzi jak autorka, bo nie dają żyć innym
19 2017-05-03 17:10:36 Ostatnio edytowany przez majestico (2017-05-03 17:13:36)
Pozwoliłam sobie przejrzeć wypowiedzi niektórych z Was w innych wątkach i znalazłam odpowiedz na to skąd w Was tyle jadu. Hipokryzja aż bije po oczach. Martwi mnie również to, ze nie czytacie ze zrozumieniem.o 3 maile w ciągu dwóch lat nazywacie stalkingiem ? Gratulacje. Padły z jego ust słowa "nie chce Cie?", jaka macie pewność, ze te maile czyta rzeczywiście on ? Mało jest przykładów przejmowania mailow innych ?A może jest tak, ze rzeczywiście z kimś jest, ona zna cała historie i może ona trafiła pierwsza na maila ode mnie ? Ja miałam pełny dostęp i na jej miejscu od razu bym się maila pozbyła. Ani ja, ani Wy nie wiecie jak sytuacja wyglada. A ja chce mieć tylko pewność, i jeśli usłyszę z jego ust "nie chce Cie znac" to zniknę z jego życia, ale tylko gdy on mi to powie, a nie grupa ludzi w internecie, która ułożyła sobie 5 tomów scenariusza do mojej historii. Możecie myśleć o tym i o mnie co Wam się żywnie podoba i dopowiadać sobie swoją historie do całego wydarzenia jak było i dlaczego, prawda do Was nie dociera. I tak wciele w życie swój plan z dniem jutrzejszym i nie omieszkam poinformować Was o wyniku nawet jeśli okaże się niekorzystny dla mnie. O ile oczywiście do tego czasu nie zostanę odizolowana od społeczeństwa. Dziękuje za rady i pozdrawiam
20 2017-05-03 17:30:35 Ostatnio edytowany przez wrobelkarolina (2017-05-03 18:21:39)
Tylko ,że jeśli staniesz przed nim ,a on powie "nie chcę Cię znać" to nie będzie wcale oznaczać ,ze nie zniszczyłaś mu psychiki na nowo
Wiem co piszę ponieważ byłam w toksycznym związku i doskonale wiem jak ryje psychikę takie "chcę tylko z nim/nią pogadać "
Człowiek ledwo dał radę się podnieść i jakoś poskładać do kupy ,a Ty chcesz mu to ponownie odebrać tylko po to żeby spojrzeć mu w twarz... Strasznie to egoistyczne ,a z własnego doświadczenia napiszę nawet - okrutne
Daj jemu swiety spokoj. On sobie ulozyl zycir a moze maja badz beda mieli dziecko?
Pozwoliłam sobie przejrzeć wypowiedzi niektórych z Was w innych wątkach i znalazłam odpowiedz na to skąd w Was tyle jadu. Hipokryzja aż bije po oczach.
Dobrze, że przeczytałaś, pytanie tylko, czy ze zrozumieniem. Jeśli tak, to teraz Wiesz, że wiedzą o czym piszą, jak bardzo cierpieli, bo nie mogli zrozumieć, co się stało i dlaczego. Niektórzy też wiedzą jakie są skutki takiego kontaktu.
Martwi mnie również to, ze nie czytacie ze zrozumieniem.o 3 maile w ciągu dwóch lat nazywacie stalkingiem ? Gratulacje. Padły z jego ust słowa "nie chce Cie?", jaka macie pewność, ze te maile czyta rzeczywiście on ? Mało jest przykładów przejmowania mailow innych ?A może jest tak, ze rzeczywiście z kimś jest, ona zna cała historie i może ona trafiła pierwsza na maila ode mnie ? Ja miałam pełny dostęp i na jej miejscu od razu bym się maila pozbyła. Ani ja, ani Wy nie wiecie jak sytuacja wyglada.
No tak, wszyscy przeciwko Tobie. Może jednak łaskawie dopuścisz do swojej świadomości, że to Ty nawaliłaś i teraz Masz tego konsekwencje. To, że nie radzisz sobie sama ze sobą nie znaczy, że jemu też trzeba znowu zburzyć spokój. Tylko on i pozostali komentujący wiedzą, ile trzeba pracy włożyć by ten stan osiągnąć.
A ja chce mieć tylko pewność, i jeśli usłyszę z jego ust "nie chce Cie znac" to zniknę z jego życia, ale tylko gdy on mi to powie, a nie grupa ludzi w internecie, która ułożyła sobie 5 tomów scenariusza do mojej historii.
Dlaczego on ma ponosić konsekwencje Twojej ciekawości?... Zastanów się 5 razy zanim sobie odpowiesz.
Możecie myśleć o tym i o mnie co Wam się żywnie podoba i dopowiadać sobie swoją historie do całego wydarzenia jak było i dlaczego, prawda do Was nie dociera. I tak wciele w życie swój plan z dniem jutrzejszym i nie omieszkam poinformować Was o wyniku nawet jeśli okaże się niekorzystny dla mnie. O ile oczywiście do tego czasu nie zostanę odizolowana od społeczeństwa.
A ja na złość matuli, odmrożę sobie uszy...
Dziękuje za rady i pozdrawiam
No problem, również Pozdrawiam