Witam, jestem nowa na tym forum i chciałabym podzielić się moim problemem. Mam 20 lat i bywałam w wielu różnych środowiskach, ale w każdym z nich doświadczyłam podobnych zachowań. Na początku znajomości ludzie są w stosunku do mnie neutralnie nastawieni, czasem sami próbują zawrzeć ze mną znajomość. Jednak, gdy mija trochę czasu to zaczynają mnie unikać i ignorować. Nie robię nic złego, nikogo nie obrażam, nie narzucam się, a zawsze po pewnym czasie ludzie nabierają do mnie wyraźnej niechęci. Przestają nawet mówić mi cześć. Przyznaję jestem dość nieśmiała w nowym środowisku, ale na pewno nie jest to główną przyczyną takiego stanu rzeczy. Nawet, gdy składam komuś szczere życzenia albo chcę się zbliżyć, zacząć rozmowę o czymś ciekawym to ludzie się ode mnie odsuwają. Zauważyłam, że to ja zawsze muszę się pierwsza odezwać, a nawet jeśli miło nam się rozmawia to przy kolejnym spotkaniu osoba udaje, że mnie nie zna i jeśli sama nie podejdę to nie mogę liczyć na jej inicjatywę. W związku z tym przestałam zagadywać ludzi na inne tematy niż sprawy oficjalne i studia. Mam jedną przyjaciółkę, która ma taki sam problem jak ja i w sumie tylko dlatego się dogadujemy. Jestem zrozpaczona i nie wiem co mam robić. Nie zależy mi na popularności, ale po prostu żeby ludzie przestali traktować mnie jak powietrze.
Być może jakoś zostałaś zaszufladkowana, na przykład Twoi znajomi lubią imprezy, mają wiele takich wspomnień tego typu, lubią o tym rozmawiać, a Ty jesteś spokojną dziewczyną i widać, że Cię nie bawią te tematy. Być może starasz się, ale wygląda to sztucznie. Dlatego lepiej bądź sobą i szukaj takich osób z którymi będziesz się czuła dobrze.
Tak jak napisałam schemat powtarzał się we wszystkich środowiskach, w których byłam. Chodziłam na różne zajęcia dodatkowe i zawsze działo się to co opisałam w pierwszym poście. Od dziecka czuję się jak piąte koło u wozu, a to tworzy takie błędne koło: na początku jestem otwarta na nowe znajomości, potem ludzie zaczynają mnie ignorować, ja się coraz bardziej zamykam, naturalnie staję się smutna i zakłopotana, a to sprawia, że jeszcze bardziej ich do siebie zrażam. Zaraz napiszecie, że mam być zawsze pogodna i pełna słońca, ale przy ciągłym odrzuceniu i ignorowaniu mnie przez innych to jest niewykonalne.
Czy w swojej rodzinie też zawsze byłaś traktowana jak piąte koło u wozu? Czy nie czułaś się kochana?
Ciężko powiedzieć, ale na pewno nie miałam łatwego dzieciństwa. Rodzice rozwiedli się, gdy miałam 3 lata i potem mieszkałam z mamą i babcią. Niestety mama szukała nowego partnera i ciągle poznawała nowych facetów przez co kłóciły się z babcią. Pamiętam, że nawet były bójki między nimi. Mój ojciec był oskarżony o pedofilię i ta sprawa ciągła się przez ok 15 lat. Wiem, że jedyną osobą, która dbała o mnie i chciała zapewnić mi spokój była moja babcia, ale w wieku 8 lat wyprowadziłam się z mamą do innego mieszkania i z babcią nie miałam już takiego intensywnego kontaktu.
Najlepiej skorzystaj z pomocy psychologa, który zobaczy cię na żywo, także oceni twoją mowę ciała itd. Jedynie to ci może pomóc w tym konkretnym problemie, bo tutaj to naprawdę wróżenie z fusów.
Byłam u pani psycholog, ale powiedziała, że nie ma za bardzo czego ze mną przepracowywać.
Twój problem jest głębszy niż nawiązywanie znajomości. Bardzo mało zaznałaś miłości rodzicielskiej, jedynie od babci. Dlatego pewnie trudno jest Ci wierzyć w siebie, że jesteś kimś wartościowym, że możesz osiągać sukcesy. Być może u pani psycholog nie opowiedziałaś wszystkiego, zwłaszcza o swoim dzieciństwie, nie otworzyłaś się, spróbuj jeszcze raz, może z inną.
No tak, ale w takim razie jak psycholog może mi pomóc? Przecież to siedzi we mnie, musiałabym chodzić na jakąś długoletnią terapię, na którą nie mogę sobie pozwolić i która może nie przynieść efektów.
Nie dowiesz się jeśli nie spróbujesz. Wybierz się i przekonaj się co powie psycholog. Być może samo rozpoczęcie zmian wprawi Cię w lepszy nastrój, zaczniesz inaczej patrzeć na siebie. Walcz o to by stać się szczęśliwym człowiekiem.
Rozumiem, ale wiem, że w moim zachowaniu jest coś co odpycha ludzi. Sprawia, że zaczynają mnie ignorować, nie ufają mi. Napisałam tutaj, bo mam nadzieję, że są tu osoby z podobnym problemem, które już rozgryzły dlaczego inni ich nie lubią. Możliwe też, że mam jakąś złą energię i nią emanuję nie mając świadomości. Najbardziej przykre są dla mnie sytuacje, w których jednego dnia rozmawiam z daną osobą i jest miło, a następnego dnia ta osoba zachowuje się jakby mnie nie znała i nie chciała pogłębiać ze mną znajomości. Nie jest to typowa niechęć do mojej osoby, bo jakbym podeszła to pewnie znowu byśmy rozmawiały, ale nie mogłabym liczyć na nic więcej. Taka typowa "zapchajdziura". Mam otwarte serce na to co inni mają do powiedzenia i chętnie tego wysłucham, ale nikt nie chce się do mnie zbliżyć emocjonalnie. Komplementów ani pochwał nie otrzymuję żadnych, przez co poczucie wartości mam na poziomie zero. Wiem, wiem, że nie powinnam tego uzależniać od opinii innych, ale gdy słyszy się ciągłą krytykę albo ignorancję z ust wszystkich co znam to można się załamać. Gdyby choć jedna osoba dała mi szansę to będzie miała we mnie przyjaciela na całe życie, ale chyba za dużo sobie wyobrażam.
Być może nieświadomie masz smutny wyraz twarzy. A powiedz czy masz jakieś zainteresowania? Czy do studiów podchodzisz z pasją? Czy miałaś ostatnio jakieś sukcesy z których jesteś dumna?
Rozwijam się ile mogę, bo sprawia mi to przyjemność. Moją pasją jest głównie muzyka, tworzę utwory różnych gatunków, a studia są z innej dziedziny, która też mnie interesuje. Z kołem naukowym ostatnio odnieśliśmy spory sukces. Jednak w kontaktach z innymi ludźmi mi się to nie przydaje. Gdy zaczynam jakiś temat, który mnie interesuje zwykle słyszę tylko "aha" i tyle. Żeby nie było nie przechwalam się tylko po prostu chcę porozmawiać o czymś co jest ciekawe dla mnie. Najwidoczniej nikt nie ma ochoty mnie poznawać i nie wiem z czym to jest związane, może w moim wyglądzie jest coś nie tak?
Niektórzy ludzie, często zupełnie nieświadomie, wysyłają sygnały, które dla rozmówcy z określonego powodu są irytujące czy zniechęcające do kontynuowania znajomości. Tobie może się wydawać, że jesteś miła, pozytywnie nastawiona, ale ktoś może to odbierać jak pewnego rodzaju sztuczność czy bijącą z postawy desperację. Kiedy czytam, co napisałaś, odnoszę wrażenie, że jesteś inteligentną, wartościową i ciekawą osobą, czasem jednak negatywnie postrzegane jest to co mówimy, a czasem w jaki sposób - znaczenie ma nawet gestykulacja czy ton głosu. To jest tak naprawdę trudne do uchwycenia i tutaj będzie nam ciężko ocenić w czym tkwi problem.
Ja oczywiście, zresztą jak przedmówczynie, proponuję kontakt ze specjalistą, który pozwoli Ci poznać przyczyny problemu, a potem je pokonać. Zdaję sobie sprawę, że jest to trudne, a sama praca nad sobą może trwać bardzo długo, ale sama widzisz, jak bardzo negatywnie wpływa to Twoją samoocenę i Twoje życie - więc chyba warto, co?
Jak widać jesteś ciekawą, inteligentną osobą, tym bardziej wydaje się dziwne, że jesteś tak izolowana towarzysko. Czy potrafisz cieszyć się swoimi sukcesami? A jak Cię odbierają nauczyciele, wykładowcy? Czy chwalą Cię za sukcesy? Czy myślisz, że coś może być nie tak w Twoim wyglądzie? Może się zaniedbujesz? Czy próbowałaś z kimś zaprzyjaźnić się korespondencyjnie przez internet?
16 2017-04-30 08:57:03 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-04-30 09:12:44)
(...) Na początku znajomości ludzie są w stosunku do mnie neutralnie nastawieni, czasem sami próbują zawrzeć ze mną znajomość. (...)
To znaczy, że na początku masz 'czystą kartę'.
(...) Jednak, gdy mija trochę czasu to zaczynają mnie unikać i ignorować. (...)
Dlaczego?
(...) Nie robię nic złego, nikogo nie obrażam, nie narzucam się, a zawsze po pewnym czasie ludzie nabierają do mnie wyraźnej niechęci. Przestają nawet mówić mi cześć. (...)
Skoro schemat się powtarza w niejednym środowisku to, wbrew Twej opinii, robisz coś, zachowujesz się wobec nich tak, że nie są zainteresowani bliższą znajomością z Tobą.
(...) Przyznaję jestem dość nieśmiała w nowym środowisku, ale na pewno nie jest to główną przyczyną takiego stanu rzeczy. (...)
Nie byłabym taka pewna tego, że nie nieśmiałość jest przyczyną Twych kłopotów. Często osoby nieśmiałe, w obawie przed odrzuceniem, stwarzają dystans sprawiając wrażenie osób nieprzystępnych, zarozumiałych, wywyższających się, z pogardą patrzących na innych.
(...) nie wiem co mam robić. Nie zależy mi na popularności, ale po prostu żeby ludzie przestali traktować mnie jak powietrze.
Zapytaj. Nie, nie tutaj na forum, gdzie nikt Ciebie nie zna i nie wie, jak faktycznie zachowujesz się w realnym świecie, tylko osoby, które są wokół Ciebie i, jak wynika z Twego opisu, ignorują Ciebie. Jedna jeszcze podpowiedź. Jeśli chcesz się dowiedzieć prawdy, to nie zaprzeczaj ich opiniom.
(...) to tworzy takie błędne koło: na początku jestem otwarta na nowe znajomości, potem ludzie zaczynają mnie ignorować, ja się coraz bardziej zamykam, naturalnie staję się smutna i zakłopotana, a to sprawia, że jeszcze bardziej ich do siebie zrażam. (...)
To potwierdza moje uwagi.
(...) Zaraz napiszecie, że mam być zawsze pogodna i pełna słońca, ale przy ciągłym odrzuceniu i ignorowaniu mnie przez innych to jest niewykonalne.
A to typowe zachowanie osób mających podobne problemy: na wszelki wypadek, zanim ktokolwiek cokolwiek zrobi, atak i oskarżanie.
Byłam u pani psycholog, ale powiedziała, że nie ma za bardzo czego ze mną przepracowywać.
Rozwiązania są dwa: albo trafiłaś na osobę, która nie ma odpowiedniej wiedzy, by prowadzić terapię, albo też sposób, w jaki przedstawiłaś swój problem sugerował brak Twej motywacji w pracy nad sobą.
(...) Przecież to siedzi we mnie, musiałabym chodzić na jakąś długoletnią terapię, na którą nie mogę sobie pozwolić i która może nie przynieść efektów.
I ponownie ten sam schemat. Zamiast pomyśleć nad tym, w jaki sposób cel osiągnąć, wysuwasz argumenty, które udowadniają, że nie możesz tego zrobić; przeczytaj zdania z mej sygnatury.
Zapytaj. Nie, nie tutaj na forum, gdzie nikt Ciebie nie zna i nie wie, jak faktycznie zachowujesz się w realnym świecie, tylko osoby, które są wokół Ciebie i, jak wynika z Twego opisu, ignorują Ciebie. Jedna jeszcze podpowiedź. Jeśli chcesz się dowiedzieć prawdy, to nie zaprzeczaj ich opiniom.
Czyli co mamy sluchac,wierzyc w to co inni mowia o Nas ?
Bo oni najepiej wiedza ?
Wielokropek napisał/a:Zapytaj. Nie, nie tutaj na forum, gdzie nikt Ciebie nie zna i nie wie, jak faktycznie zachowujesz się w realnym świecie, tylko osoby, które są wokół Ciebie i, jak wynika z Twego opisu, ignorują Ciebie. Jedna jeszcze podpowiedź. Jeśli chcesz się dowiedzieć prawdy, to nie zaprzeczaj ich opiniom.
Czyli co mamy sluchac,wierzyc w to co inni mowia o Nas ?
Bo oni najepiej wiedza ?
Poniekąd tak, bo to, jak my siebie widzimy to zupełnie inna sprawa niż to jak widzą nas inni.
Ani my sami ani ci inni nie są obiektywni i nie widzą całej prawdy - a ona leży gdzieś po środku.
Nam samym może się wydawać, że jesteśmy np uśmiechnięci, a inni wyczują w tym sztuczność. Albo my myślimy o sobie jako o poważnych, smutnych osobach, a inni mogą uznać nas za spokojnych i ciepłych. Z tego wynikają często nieporozumienia typu: to ja taka dobra chciałam pomóc, a ona powiedziała, że jestem wścibskim babsztylem, który wtrąca się w nieswoje sprawy - tu są dwie różne opinie o tej samej osobie: jej własna i czyjaś.
Czasem warto posłuchać, co inni mają do powiedzenia.
Autorce radziłabym tak jak poprzedniczki: albo spróbować jeszcze raz z psychologiem albo zapytać kogoś wprost. Osobiście wolałabym psychologa.
Czyli co mamy sluchac,wierzyc w to co inni mowia o Nas ?
Bo oni najepiej wiedza ?
Tak, wiedzą lepiej od nas, co w nas im nie odpowiada, co w naszym sposobie bycia i traktowania ich irytuje tak, że unikają z nami kontaktu.
Dobrze wielokropku,czyli jak ktos mowi ze jestem zla,glupia,brzydka to tez prawda ?
21 2017-04-30 16:41:51 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-04-30 16:50:45)
Dobrze wielokropku,czyli jak ktos mowi ze jestem zla,glupia,brzydka to tez prawda ?
Przeczytałaś mój poprzedni post? Tam napisałam o sposobie bycia i traktowania innych. Jeśli chcesz się dowiedzieć, co innym przeszkadza w Tobie, to najlepszym sposobem jest poznanie ich opinii. Można, rzecz jasna, snuć domysły, można posądzać te osoby o niecne zamiary, ale te metody nie przyniosą odpowiedzi na postawione przez autorkę pytanie.
Jeśli ktoś powie, że jesteś złą, głupią, brzydką, to - tak jak poprzednio - jest to jego opinia o Tobie. Opinia jest czyimś zdaniem na jakiś temat, a nie prawdą objawioną. Nie byłabyś ciekawa, usłyszawszy taką opinię (zwłaszcza od ważnej dla Ciebie osoby), dlaczego tak o Tobie myśli? Wtedy wystarczy zamiast oburzyć się, zadać kolejne pytanie.
takie błędne koło: na początku jestem otwarta na nowe znajomości, potem ludzie zaczynają mnie ignorować, ja się coraz bardziej zamykam, naturalnie staję się smutna i zakłopotana, a to sprawia, że jeszcze bardziej ich do siebie zrażam.
Wydaje mi się, że chyba sama siebie tutaj trafnie zdiagnozowałaś. Możesz mieć do czynienia właśnie z takim błędnym kołem.
Po każdej porażce Ty stajesz się bardziej nieufna. A tą nieufność wyczuwa kolejna osoba, po czym odsuwa się. Ty doświadczając tego, stajesz się jeszcze bardziej wrażliwa na tym punkcie i jeszcze bardziej nieufna. Kolejna osoba to czuje i woli Ciebie unikać. I tak dalej, i tak dalej.
Może gdybyś przerwała to błędne koło właśnie w tym punkcie, gdy czujesz pierwszy raz od danej osoby to ignorowanie i nie szła za tym uczuciem (też nie jestem przekonana czy do końca słusznym, bo czasami nam się coś takiego może tylko wydawać, a osoba np. po prostu nie ma czasu, albo ma zły humor akurat, a nie nas ignoruje temu, bo nas nie lubi) to może wyszłabyś z tego "zaklętego kręgu". Bo jeśli w takiej sytuacji od razu reagujesz unikiem, wycofaniem się, to druga osoba sama może pomyśleć, że to Ty coś do niej masz, bo może masz jej coś za złe, czy nawet, że to Ty ignorujesz ją. Ktoś zobaczy taki nagły dystans, to raczej ostatnie o czym pomyśli, to o tym, że ktoś poczuł się urażony ignorowaniem.
Jest takie coś jak "samospełniająca się przepowiednia".
Jeśli Ty wierzysz, że ludzie Cię zawsze ignorują, to możesz - zupełnie nieświadomie - sama ich do tego prowokować.
To może dla lepszego zobrazowania mojego problemu opiszę pewną sytuację. Na zajęciach poznałam pewnego chłopaka, który był z innej grupy i widzieliśmy się po raz pierwszy w życiu. Jakoś zaczęliśmy rozmawiać najpierw o sprawach szkolnych, potem o życiowych, żartowaliśmy i było bardzo przyjemnie. Nie wyczułam między nami jakiegoś dystansu czy niezręczności. Nie chciałam stracić fajnej znajomości dlatego poprosiłam go o zajęcie mi miejsca na wykładzie tego dnia, bo wiedziałam, że nie zdążę go sobie sama zająć. Podał mi swój numer gdybyśmy nie mogli się znaleźć. Jednak gdy przyszłam to od razu wyczułam od niego chłód. Stał z kolegą (którego ja też znam) i rozmawiali. Przywitałam się z nimi i na tym stanęło, potraktowali mnie jak powietrze. Potem siedzieliśmy obok siebie, a on dalej mnie ignorował i wyglądało to, że się wstydzi tego, że kiedykolwiek ze mną rozmawiał. Możecie sobie wyobrazić jak fatalnie się wtedy czułam. I takich sytuacji było w moim życiu pełno, musiałabym nie być człowiekiem żeby to olać i być szczęśliwą.
Jestem zadbana, mam kilka kompleksów, ale ogólnie uważam się za atrakcyjną kobietę. Nie wiem jak to zmienić. Miałam też kilka takich sytuacji, że rozmawiałam z kimś kilkakrotnie, ta osoba nawet sama mnie zagadywała, a potem nagle z dnia na dzień przestawała się odzywać i nawet mówić mi "cześć".
(...) Nie wiem jak to zmienić. (...)
Swoje propozycje napisałam wyżej; przytoczone przed chwilą sytuacje nie zmieniły mego zdania.
Nie wyobrażam sobie pytania się w sumie obcej mi osoby dlaczego mnie olała. Wyszłabym na totalną desperatkę i do reszty straciłabym godność. Nie wiem też czy ta osoba nie jest plotkarzem, który zaraz rozpowie o tej sytuacji. Do tego mało kto powie mi prawdę dlaczego mnie olał, bo jest to bardzo niezręczny temat. Wymyśli pewnie, że źle go odebrałam, że nie miał złych intencji albo, że miał zły dzień. Nie przyzna się przecież dlaczego przestał mnie lubić.
Podejrzewałam, a Ty potwierdziłaś swym postem: kiepsko myślisz o innych, jesteś wobec nich podejrzliwa, każde zachowanie traktujesz jako skierowane przeciwko Tobie. Taki sposób myślenia, stety czy niestety, ma odbicie w traktowaniu innych. Stąd moja rada: poszukaj psychoterapeuty i podejmij własną terapię.
Piszesz o swojej przyjaciółce, czy zastanawiałaś się dlaczego ona ma podobne problemy? Możecie się tak umówić, że będziecie się wzajemnie obserwować w sytuacjach towarzyskich a później będziecie się dzielić wnioskami. Tylko na wstępie umówcie się, że każda z Was będzie szczera do bólu.
Autorko,
a czy zdarzało się, że ignorujący Cię ludzie nagle sobie o Tobie przypominali, kiedy czegoś potrzebowali?
Z moich obserwacji, to wydaje mi się, że ogółem ludzie nie przepadają za osobami mało pewnymi siebie. Nieśmiałymi. Lub mocno introwertycznymi.
Ludzie (zwłaszcza w tak młodym wieku, jak Ty jesteś) lubią raczej pewien nastrój lekkości, jakieś tam gadki-szmatki, żarty itp.
Możliwe, że jesteś dla nich zbyt poważna.
Albo mało i nieciekawie mówisz (no właśnie, czy masz tzw. "gadane"? bo wydaje mi się, że nie).
A może jesteś odbierana jako nieco "sztywna". (Lubisz np. imprezy? Wypić piwko? Potańczyć na disco? ;-) Nie to, żebym uważała to za obowiązkowe dla każdego, ale w wieku 20 lat tego typu aktywności to są dla wielu priorytety wręcz ;-) Tak że jak ktoś takich rzeczy nie lubi, to może zostać szybko zaklasyfikowany przez wiele osób jako "nudziarz", a potem zwyczajnie olany.)
A może czują ludzie w Tobie jakiś taki wewnętrzny smutek...? Czy Ty jesteś osobą szczęśliwą, zadowoloną z życia? Czy nie zachodzi może w Tobie jakiś konflikt? Sama sobie możesz sprawy nie zdawać, ale jednak często można rozpoznać uśmiech szczery, płynący z prawdziwego zadowolenia, radości, czy rozbawienia, a taki nieco wymuszony, na pokaz. (No chyba, że ktoś ma aktorstwo we krwi - taki typ człowieka to czasem potrafi mocno zmylić swoje otoczenie;-) Może Ty się uśmiechasz w celu bycia lubianą, a nie bo na prawdę czujesz się dobrze? Czy Ty się na widok tych ludzi spotykanych szczerze cieszysz? Na prawdę ich lubisz? Czy raczej po prostu nie chcesz być sama, chcesz mieć znajomych, bo boisz się samotności i uśmiechasz się nie dla wyrażenia swych odczuć, ale w pewnym celu? Żeby może przypodobać się innym, albo żeby nie wyjść na "sztywną"? Jeśli uśmiech Twój nie jest szczery, ale ma na celu przypodobanie się tylko, to wtedy powstać by mógł w odbiorcy pewien dysonans między wyrazem Twojej twarzy, a postawą ciała (bo głebokie uczucia i przekonania zawsze jakoś przebijają poprzez ciało). Ludzie w takim przypadku sami nawet by może nie byli w stanie dokładnie stwierdzić, co im się w Tobie nie podoba, ale mieliby uczucie płynące z podświadomości, że coś się nie zgadza. A jak coś jest nie tak, a nie wiadomo nawet co - to prostą reakcją organizmu jest salwowanie się ucieczką. Bo to "coś" nieznanego może być potencjalnie niebezpieczne. Tak że trzeba mieć świadomość, że w ludziach istnieje właśnie taki impuls do odsuwania się od obiektu, który powoduje niezgodność sygnałów płynących z podświadomości i świadomości. To właśnie nasza podświadomośc przetwarza takie sygnały jak mimika/ton głosu/postawa ciała, nieraz płynące wręcz z ułamków sekund, o których nie mamy czasem nawet pojęcia (w sensie: osoby wysyłające te sygnały nie zdają sobie często z nich sprawy, ale tak samo odbiorca może kompletnie nie wiedzieć czemu czuje się względem jakiegoś człowieka tak czy tak). Nasza mowa ciała zaczęła się jeszcze wtedy, gdy skakaliśmy po drzewach :-) Wtedy człowiek "myślał" instynktownie, nie na logikę. Ewolucja poszła do przodu, nasz mózg został nadbudowany o funkcje poznawcze związane z logiką, ale dawne odbieranie świata też w nas pozostało. No więc takie sygnały, że coś jest nie tak, coś się nie zgadza - w tym co widzimy, a co wyczuwamy - każdy zdrowy człowiek instynktownie odczytuje ze swej podświadomości. Jak coś mu się nie zgadza, to choćby na logikę było wszystko OK, to uczucia (podświadomość) mu powiedzą "coś jest tu nie tak".
No więc... zastanawiam się na ile jesteś szczera, w sensie: zgodna z samą sobą, w tym, co robisz. Z jakim uczuciem na przykład zagadujesz do kogoś, a jak starasz się być odebraną? Czy nie jest tak, że wewnętrznie czujesz jakąś niepewność i smutek, albo jesteś mocno spięta, a starasz się z zewnątrz pokazywać uśmiech i luz?
Jeśliby tak było, to by znaczyło, że trzeba zdecydowanie wzmocnić pewność siebie. Bo wtedy nie musiałabyś już "grać" tej pewnej siebie, ale na prawdę byś taka była. I ten dysonans między tym, jak się czujesz, a co starasz się pokazać, by zniknął.
Inaczej (bez wzmocnienia pewności siebie), to pozostaje Ci jedynie wzmocnić "grę aktorską" ;-) Ale coś mi się wydaje, że nie masz raczej wrodzonych predyspozycji do grania, jesteś niestety bardzo kiepską "aktorką". Ludzie się nie nabierają na Twój udawany luz i uśmiech.
Oczywiście, to tylko taka moja teoria :-) Nie upieram sie, ze tak koniecznie jest. Może być to w Twoim przypadku jeszcze coś innego, co robisz nie tak. Też trudno powiedzieć, bez zobaczenia Ciebie "w akcji", można tylko pogdybać ;-)
Autorko, co nie podoba Ci się w sugestiach Wielokropka? Rozumiem, że to jest trudne. Ale jak dla mnie warto, żebyś nad tym zastanowiła się szczerze.
Autorko, co nie podoba Ci się w sugestiach Wielokropka? Rozumiem, że to jest trudne. Ale jak dla mnie warto, żebyś nad tym zastanowiła się szczerze.
A o które sugestie konkretnie Ci chodzi? Jeśli mowa o pytaniu się innych dlaczego mnie nie lubią to wyjaśniłam już dlaczego ten pomysł mi się nie podoba.
32 2017-05-01 22:15:43 Ostatnio edytowany przez cataga (2017-05-01 22:17:05)
'' Jednak gdy przyszłam to od razu wyczułam od niego chłód.''- chłód to gdyby się z toba nie przywitał. Nadinterpretacja nr 1., bierzesz wszystko do siebie. Moja przykładowa interpretacja - Podeszłas do dwu rozmawiających ze sobą chlopaków, ktorzy byli zajęci WŁASNĄ rozmową i zapewne nie chcieli by im ktos przerywał - zaraz był wyklad , chcieli zdązyc. Przywitali się a Ty co robilaś? zagadywałas ich, prerywalas im, wtrącałas sie czy odeszlaś zająć sobie miejsce w ławce?
''Stał z kolegą (którego ja też znam) i rozmawiali. Przywitałam się z nimi i na tym stanęło, potraktowali mnie jak powietrze.'' - nadinterpertacja nr 2.. Gdyby potraktowali cie jak powietrze, to nawet by sie z tobą nie przywitali.
''Potem siedzieliśmy obok siebie, a on dalej mnie ignorował i wyglądało to, że się wstydzi tego, że kiedykolwiek ze mną rozmawiał.'' - nadinterpretacja nr. 3. masz superinteligencje emocjonalna i wyższy stopień naukowy z psychologii kontaktow międzyludzkich,że w ciągu paru spojrzeń na twarz chłopaka podczas wykładu zorientowałas się, że chlopak , którego ledwo co znasz, wstydzi się ciebie. Jak dla mnie, jesteś tak bardzo skoncentrowana na wlasnym ''ja",że każdą sytuację , zupełnie neutralną odbierasz do siebie i to w bardzo negatywny sposób. Jesli tak " oceniasz " negatywnie każdą sytuację, jaka cię spotyka w interakcji z innymi, nie dziwię sie, że ludzie uciekaja. Nikt nie chce być traktowany w tak oceniający i krytyczny sposób. Ktos miał zły dzień, nie miał
ochoty na rozmowe, odmruknał, a ty dorabiasz sobie ideologię "on sie mnie wstydzi, on mnie unika, każdy ode mnie stroni, nikt nie odpowiada na moje powitanie".
''Możecie sobie wyobrazić jak fatalnie się wtedy czułam. I takich sytuacji było w moim życiu pełno''
To są moje przemyślenia, które nie muszą być prawdziwe. Druga sprawa - tego typu wrażenia obcości, bycia w jakims "tunelu' w którym jesteś, niezauważana przez nikogo, to jeden z objawów depresji. ( depersonalizacja, derealizacja) Czasem wystarczy stres( nowe srodowisko), narkotyki, itp.
Przyznaję, jestem przewrażliwiona na tym punkcie, ale myślę, że jest to uzasadnione. Człowiek jest ufny i pozytywnie nastawiony tylko do pewnego momentu. Jeśli ciągle czuję się odrzucona, spychana na boczny tor to na pewno odbija się to na mojej psychice i odbiorze zachowań innych (niekoniecznie zawsze negatywnych).
Co do tamtej sytuacji to opowiem dokładniej jak to było. Ten z chłopak z kolegą stali na korytarzu, bo sala wykładowa nie była jeszcze otwarta. Ja do nich podeszłam i się przywitałam, oni powiedzieli mi cześć, odwrócili się tyłem i dalej rozmawiali ze sobą. Nie przerywałam im, nie narzucałam się bo od razu wyczułam, że nie chcą ze mną rozmawiać. Więc w niczym im nie przeszkodziłam. Potem poszłam i musiałam z nimi usiąść, bo nie było innych miejsc (kolejka ustawia się już na korytarzu). Potem na wykładzie ten chłopak mnie ewidentnie ignorował i to nie jest moja nadinterpretacja. Po prostu była ogromna różnica w jego zachowaniu na wykładzie w porównaniu do zachowania na zajęciach. Potem widzieliśmy się jeszcze parę razy, ale już zupełnie mnie olewał. To jest taka historia wzorcowa, bo powtarza się cały czas z różnymi osobami, w różnym wieku i różnej płci.
Może dajcie mi jakieś drobne wyzwania, które mogę teraz zrealizować (jakieś drobne zmiany w zachowaniu) i zobaczymy jakie to da efekty w moich kontaktach towarzyskich.
(...) Może dajcie mi jakieś drobne wyzwania, które mogę teraz zrealizować (jakieś drobne zmiany w zachowaniu) i zobaczymy jakie to da efekty w moich kontaktach towarzyskich.
Nie wyleczysz zapalenia płuc biorąc tabletki łagodzące objawy kataru.
35 2017-05-01 23:28:50 Ostatnio edytowany przez cataga (2017-05-01 23:31:30)
''Może dajcie mi jakieś drobne wyzwania, które mogę teraz zrealizować''
nie przejmować się, nie nadinterpretować ( dalas wyjasnienie a propos tej sytuacji na wykladzie), które twoim zdaniem potwierdza twoją teorie, a wg mnie - moją.
''wyzwania'' nic nie pomogą, bo i tak bedziesz stosowac negatywną nadinterpretację.
''Po prostu była ogromna różnica w jego zachowaniu na wykładzie w porównaniu do zachowania na zajęciach.''
a jaka? był bardziej skupiony i nie nadskakiwał Ci? prooosze, wyluzuj dziewczyno...To juz twoj chlopak po pierwszym spotkaniu? bo nie rozumiem?
Anna, co rzuca sie w oczy po przeczytaniu Twoich postow, to wszechogarniajaca paranoja, ze ludzie Cie nie lubia, nie szanuja i nie poswiecaja Ci uwagi. Co za tym idzie, zamiast wchodzic z nimi w relacje, marnujesz czas na nadinterpretacje i dopatrujesz sie najgorszych rzeczy jakie inni do Ciebie mogliby poczuc i w kontaktach jestes wycofana i sztywna. Kolega, ktorego spotkalas przed wykladem mogl byc po prostu pochloniety jakas zywa dyskusja ze znajomym, a Ty od razu uznalas, ze Cie olal, wiec sie wewnetrznie najezylas i uwierz mi, to widac na zewnatrz.
Tak jak Ci juz tu napisano, z tego zakletego kola da sie wyjsc. Sama mialam podobny problem w Twoim wieku, jakoze pochodze z bardzo dysfunkcyjnej rodziny w ktorej nie okazywano uczuc, w ktorej bylo duzo obojetnosci i psychicznej agresji. Wlasnie dzieki terapii udalo mi sie pokonac niskie poczucie wartosci, depresje i problemy w kontaktach z ludzmi. OK, nawet dzis nie jestem najbardziej ekstrawertyczna osoba, ale juz nie mam takiej paranoii, ze kazdy kogo spotykam mnie nie lubi. Przyjmuje do wiadomosci, ze nie kazdy bedzie, ale ze jakas czesc osob, jak najbardziej bedzie chciala sie ze mna przyjaznic czy kolegowac, bo jestem fajna, wartosciowa kobieta.
Wpadałaś w błędne koło - im więcej pojawia się niepowodzeń, tym bardziej obniża się Twoja samoocena, a im jest ona niższa, tym bardziej zamykasz się na ludzi, którzy to wyczuwają. Nie stój z boku, staraj się być jak najbardziej naturalna - nie siląc się na uprzejmości i nie analizując każdego słowa, gestu, zachowania rozmówcy.
Czytając Twoje kolejne posty, obawiam się, że to co może innych do Ciebie zniechęcać, to jest desperacja, a ludzie desperatów nie lubią, bo boją się ich uwieszenia na sobie i dlatego się odsuwają.
Desperat jest nadmiernie miły, a to bywa irytujące. Wydaje się też nieszczery, bo nigdy tak naprawdę nie wiadomo co rzeczywiście myśli, bo przecież, aby kogoś przypadkiem nie urazić, rzadko głośno wyraża jakiekolwiek negatywne opinie. Desperaci zabiegają o uwagę, a przy tym są nadmiernie wyczuleni na reakcje otoczenia. I wreszcie - desperaci, choć tak bardzo tego potrzebują i tak mocno się starają, niestety nie są lubiani.
Beyondblackie napisz mi prosze wiecej o terapii, na ktorej bylas. Jak wygladaja takie sesje? Czy to sa sesje grupowe czy indywidualne? Jakie sa koszty i po jakim czasie dostrzeglas pierwsze efekty? Postanowilam isc najpierw do psychiatry, bo podejrzewam u siebie tez inne zaburzenia i najpierw musialabym sie z nimi uporac zeby moc isc dalej. Potem chyba zdecyduje sie na taka dlugofalowa terapie.
Witam, jestem nowa na tym forum i chciałabym podzielić się moim problemem. Mam 20 lat i bywałam w wielu różnych środowiskach, ale w każdym z nich doświadczyłam podobnych zachowań. Na początku znajomości ludzie są w stosunku do mnie neutralnie nastawieni, czasem sami próbują zawrzeć ze mną znajomość. Jednak, gdy mija trochę czasu to zaczynają mnie unikać i ignorować. Nie robię nic złego, nikogo nie obrażam, nie narzucam się, a zawsze po pewnym czasie ludzie nabierają do mnie wyraźnej niechęci. Przestają nawet mówić mi cześć. Przyznaję jestem dość nieśmiała w nowym środowisku, ale na pewno nie jest to główną przyczyną takiego stanu rzeczy. Nawet, gdy składam komuś szczere życzenia albo chcę się zbliżyć, zacząć rozmowę o czymś ciekawym to ludzie się ode mnie odsuwają. Zauważyłam, że to ja zawsze muszę się pierwsza odezwać, a nawet jeśli miło nam się rozmawia to przy kolejnym spotkaniu osoba udaje, że mnie nie zna i jeśli sama nie podejdę to nie mogę liczyć na jej inicjatywę. W związku z tym przestałam zagadywać ludzi na inne tematy niż sprawy oficjalne i studia. Mam jedną przyjaciółkę, która ma taki sam problem jak ja i w sumie tylko dlatego się dogadujemy. Jestem zrozpaczona i nie wiem co mam robić. Nie zależy mi na popularności, ale po prostu żeby ludzie przestali traktować mnie jak powietrze.
Jak tak czytam twój post to jedno mi tylko przychodzi do głowy, twoja aura może odpychać innych od ciebie. Każdy człowiek wytwarza taką aure, można ją różnorako nazywać np duchowa, energetyczna itp. Często staje się negatywna przez nasze negatywne myśli, brak optymizmu, smutek i rozpacz. Ale czasem też nie jest zależna od nas, po prostu taką mamy. Ale trzeba wykluczyć inne czynniki, może coś jest w tobie lub twoim zachowaniu co zniechęca to ciebie ludzi? Jesteś pewna ze nic takiego nie ma?
(...) Postanowilam isc najpierw do psychiatry, bo podejrzewam u siebie tez inne zaburzenia i najpierw musialabym sie z nimi uporac zeby moc isc dalej. Potem chyba zdecyduje sie na taka dlugofalowa terapie.
Gratuluję decyzji.
Anna, to swietna decyzja. Gratuluje
Ja chodzilam na terapie psychoanalityczna, ktora byla bardzo intensywna i trwala ponad rok. O ile mnie ona pomogla, to Ty mozesz potrzebowac zupelnie innego podejscia, wiec najlepiej poradzic sie w tej sprawie psychiatry czy tez odwiedzic lokalne kliniki jak i prywatnych terapeutow, ktorzy sie tym zajmuja. Ja za moja terapie w pelni placilam, ale terapeute mozesz rowniez znalezc za darmo na NFZ.
Jak tak czytam twój post to jedno mi tylko przychodzi do głowy, twoja aura może odpychać innych od ciebie. Każdy człowiek wytwarza taką aure, można ją różnorako nazywać np duchowa, energetyczna itp. Często staje się negatywna przez nasze negatywne myśli, brak optymizmu, smutek i rozpacz. Ale czasem też nie jest zależna od nas, po prostu taką mamy. Ale trzeba wykluczyć inne czynniki, może coś jest w tobie lub twoim zachowaniu co zniechęca to ciebie ludzi? Jesteś pewna ze nic takiego nie ma?
No nie jestem pewna dlatego tutaj napisałam Coś musi być nie tak w moim zachowaniu skoro schemat powtarza się z każdą kolejną osobą, którą poznaję.
Jestem w 100% introwertykiem, zawsze taka byłam. Nie lubię dużych grup ludzi, wolę mniejsze. Moja przyjaciółka powiedziała mi, że emocje są u mnie wypisane na twarzy, więc gdy ktoś/coś mnie denerwuje albo smuci to nie potrafię tego ukryć. Do tego nawet, gdy mam świetny humor, a przez chwilę się zamyślę to robi mi się smutny wyraz twarzy i tzw "podkówka". No, ale to jedynie oznacza, że niezbyt panuję nad mimiką, a z tym mają problem nawet profesjonalni aktorzy w codziennych sytuacjach, więc problem leży gdzieś głębiej. Do psychiatry jestem umówiona na przyszły wtorek i napiszę Wam co lekarz mi zalecił.
Jak tak czytam twój post to jedno mi tylko przychodzi do głowy, twoja aura może odpychać innych od ciebie. Każdy człowiek wytwarza taką aure, można ją różnorako nazywać np duchowa, energetyczna itp. Często staje się negatywna przez nasze negatywne myśli, brak optymizmu, smutek i rozpacz. Ale czasem też nie jest zależna od nas, po prostu taką mamy. Ale trzeba wykluczyć inne czynniki, może coś jest w tobie lub twoim zachowaniu co zniechęca to ciebie ludzi? Jesteś pewna ze nic takiego nie ma?
No nie jestem pewna dlatego tutaj napisałam
Coś musi być nie tak w moim zachowaniu skoro schemat powtarza się z każdą kolejną osobą, którą poznaję.
Jestem w 100% introwertykiem, zawsze taka byłam. Nie lubię dużych grup ludzi, wolę mniejsze. Moja przyjaciółka powiedziała mi, że emocje są u mnie wypisane na twarzy, więc gdy ktoś/coś mnie denerwuje albo smuci to nie potrafię tego ukryć. Do tego nawet, gdy mam świetny humor, a przez chwilę się zamyślę to robi mi się smutny wyraz twarzy i tzw "podkówka". No, ale to jedynie oznacza, że niezbyt panuję nad mimiką, a z tym mają problem nawet profesjonalni aktorzy w codziennych sytuacjach, więc problem leży gdzieś głębiej. Do psychiatry jestem umówiona na przyszły wtorek i napiszę Wam co lekarz mi zalecił.
Spróbuj, taka wizyta nawet jak nie pomoże to i nie zaszkodzi. Tylko w twoim przypadku bardziej przydałby się najzwyklejszy psycholog niż terapeuta czy psychiatra. Bo obstawiam że nie masz problemów psychicznych czy olbrzymich kompleksów. A introwertyzm, fakt jest ciężką osobowością zwłaszcza w grupie ale nie jest to choroba tylko taka uroda. Musisz poprostu trafić na odpowiedniego człowieka. Co oczywiście nie jest łatwe ze wzgledu na ciemnogród jaki mamy w Polsce jeśli chodzi o stereotypy. Czytałem że introwertycy jak się już otworzą na drugą osobe to są bardzo dobrymi przyjaciółmi, kochankami. Potrafią tworzyć trwalsze i stabilniejsze związki.
44 2017-05-02 19:59:38 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-05-02 21:08:02)
(...) niezbyt panuję nad mimiką, a z tym mają problem nawet profesjonalni aktorzy w codziennych sytuacjach, więc problem leży gdzieś głębiej. (...)
A można nad nią panować 24h/dobę?
Proszę, nie stawiaj sobie nierealnych celów, to rodzi frustrację, stąd do agresji droga krótka.
Trzymam kciuki.
Edycja:
W życiu nie ma przypadków. Właśnie przed chwilą wpadł mi w ręce wiersz:
Życie to jest teatr, mówisz ciągle, opowiadasz;
Maski coraz inne, coraz mylne się zakłada;
Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra
Przy otwartych i zamkniętych drzwiach.
To jest gra!Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam;
Życie to nie tylko kolorowa maskarada;
Życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest;
Wszystko przy nim blednie, blednie nawet sama śmierć!
Ty i ja - teatry to są dwa!
Ty i ja!Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
Nawet kiedy źle ci jest, to nie jest źle.
Bo ty grasz!Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz kaleką nie ja jestem, tylko ty!Dzisiaj bankiet u artystów, ty się tam wybierasz;
Gości będzie dużo, nieodstępna tyraliera;
Flirt i alkohole, może tańce będą też,
Drzwi otwarte zamkną potem się.
No i cześć!Wpadnę tam na chwilę, zanim spuchnie atmosfera;
Wódki dwie wypiję, potem cicho się pozbieram;
Wyjdę na ulicę, przy fontannie zmoczę łeb;
Wyjdę na przestworza, przecudowny stworzę wiersz.
Ty i ja - teatry to są dwa.
Ty i ja!Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
I niezaraźliwy wcale jest twój śmiech.
Bo ty grasz!Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz gdy śmieje się, to w krąg się śmieje świat!
Jestem w 100% introwertykiem, zawsze taka byłam. Nie lubię dużych grup ludzi, wolę mniejsze. Moja przyjaciółka powiedziała mi, że emocje są u mnie wypisane na twarzy, więc gdy ktoś/coś mnie denerwuje albo smuci to nie potrafię tego ukryć. Do tego nawet, gdy mam świetny humor, a przez chwilę się zamyślę to robi mi się smutny wyraz twarzy i tzw "podkówka". No, ale to jedynie oznacza, że niezbyt panuję nad mimiką, a z tym mają problem nawet profesjonalni aktorzy w codziennych sytuacjach, więc problem leży gdzieś głębiej. Do psychiatry jestem umówiona na przyszły wtorek i napiszę Wam co lekarz mi zalecił.
To najlepsza decyzja jaką mogłaś podjąć. Widać, że zależy Ci na trwałych kontaktach z ludźmi, a szkoda byłoby w tak młodym wieku zostać pustelnikiem Wiesz, ja też jestem introwertykiem, a Twój opis to wypisz-wymaluj ja. U mnie problem tkwił gdzie indziej - wprawdzie mogę obyć się bez towarzystwa, ale z drugiej strony lubię słuchać, w związku z czym często traktowano mnie jak konfesjonał. Każdy mógł mi się wygadać, bez względu na porę dnia czy moje ewentualne zajęcia, dla każdego miałam czas i ucho chętne do słuchania. Oczywiście niewielu oczekiwało prawdziwej porady, raczej chodziło tylko o wygadanie
Ale kiedyś usłyszałam też, że robię złe pierwsze wrażenie i zyskuję dopiero po bliższym poznaniu. Dość szybko zdałam sobie sprawę, że "samotnicy z wyboru" często wyglądają na gburowatych, marudzących, wiecznie smutnych albo zadufanych w sobie i zarozumiałych. My tego nie widzimy, no bo jak to? Przecież ja jestem tylko nieśmiała/y
Ale niestety - tak to właśnie wygląda dla postronnego obserwatora. Inna rzecz, że nie należy starać się za bardzo ani szukać przyjaźni na siłę, bo to trąci desperacją i tendencją do bycia bluszczem. Wbrew pozorom, ludzie źle odbierają też nadskakiwanie, bo wygląda na niezbyt szczere i nazbyt entuzjastyczne. Za to większość z nas lgnie do ludzi, którzy... lubią siebie
46 2017-05-06 11:54:57 Ostatnio edytowany przez pop_corn (2017-05-06 11:56:53)
To może dla lepszego zobrazowania mojego problemu opiszę pewną sytuację. Na zajęciach poznałam pewnego chłopaka (...) Nie wyczułam między nami jakiegoś dystansu czy niezręczności. (...) gdy przyszłam to od razu wyczułam od niego chłód. (...) Potem siedzieliśmy obok siebie, a on dalej mnie ignorował i wyglądało to, że się wstydzi tego, że kiedykolwiek ze mną rozmawiał. Możecie sobie wyobrazić jak fatalnie się wtedy czułam
Autorko za dużo u Ciebie projektowania swoich własnych odczuć na innych. Aż tak bardzo nie luisz samej siebie, że musisz WMAWIAĆ innym, co mają o Tobie myśleć? Wszystko w tym opisie to "wyczułam", "nie wyczułam", "wydawało mi się", "to wyglądało jak", "czułam". Żadnych konkretów, same domysły. Chłopak zajął Ci miejsce na wykładzie i tyle. Miał w trakcie gawędzić z Tobą o problemach współczesnego świata?
Może po prostu za szybko "obrażasz" się na ludzi i skreślasz ich po pierwszym przejawie "ignorowania", chociaż to "ignorowanie" tak naprawdę tworzysz sobie sama i prowokujesz ludzi do tego, żeby Cię unikali
Rozmawiasz z jakimś chłopakiem, jest miło, myślisz, że teraz on przy każdej okazji będzie wodził za Tobą wzrokiem i szukał pretekstu do rozmowy, a tu klops - gość miał pecha, bo zajął się pogawędką z kolegą, więc nawet nie wiedział, że od teraz będzie już stracony. Ty od razu czujesz się ignorowana, więc przy kolejnej sposobności nie odzywasz się i czekasz, aż on zrobi to pierwszy (w ramach "przeprosin", bo przecież "obraził Cię" swoją oschłością). Kiedy następnym razem Cię widzi, dostrzega u Ciebie obojętność, więc bierze na klatę, że nie jesteś zainteresowana jakąkolwiek formą kontaktu. I tyle. Nie zdążyliście się lepiej poznać, więc nie ma nawet o co walczyć. I relacja się urywa, zanim zdążyła w ogóle się wytworzyć.
Myślę, że to po prostu takie błędne koło z wizją samospełniającego się proroctwa. Wmówiłaś sobie, że ludzie Cię unikają, więc ze strachu przed zaangażowaniem sama prowokujesz takie sytuacje. Masz już przygotowany scenariusz, znasz doskonale swoją rolę i "napisałaś" role dla innych ludzi. Popracuj nad podniesieniem poczucia własnej wartości.
pop_corn Przyznaje racje co do mojej niskiej samooceny, ale nie wiem jak ja zwiekszyc. Mam wiele kompleksow, ktore hamuja mnie w kontaktach z innymi, ale tego przeciez nie da sie zwalczyc. Mam codziennie stawac przed lustrem i powtarzac, ze jestem piekna i cudowna tym samym oklamujac sama siebie? A co do tamtego chlopaka to zagadalam go jeszcze pozniej na facebooku, pisalismy ale drugi raz juz sie nie odezwal, wiec to nie jest do konca tak, ze od razu skreslam ludzi. Po prostu jesli nie widze zainteresowania u drugiej osoby to sie wycofuje. Nie bede desperacko za kazdym razem zagadywac innych.
(...) Mam wiele kompleksow, ktore hamuja mnie w kontaktach z innymi, ale tego przeciez nie da sie zwalczyc. (...)
Da się.
Wielokropek. Jak to zrobic?
50 2017-05-07 23:00:00 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-05-07 23:01:08)
W olbrzymim skrócie: zmienić myślenie o sobie i innych.
Przestać być swoim wrogiem.
Przestać porównywać siebie z kimkolwiek innym.
Przestać grać rolę księżniczki na lodowej górze.
Sporządzić uczciwą listę swych zalet (i czytać ją przynajmniej trzy razy dziennie, w sytuacjach trudnych - nieustannie).
Polubić siebie i ze sobą się zaprzyjaźnić.
Polubić innych i nie traktować ich jak wrogów czyhających na Ciebie.
Napisałaś o decyzji o podjęciu terapii - to dobra droga.
Staram sie pozbyc kompleksow od kiedy skonczylam 14 lat i nie udalo sie. Czytanie wlasnych zalet nic nie pomoze, gdy idac wsrod ludzi mam wrazenie, ze wszyscy patrza na mnie wrogo albo sie ze mnie nasmiewaja. Staram sie usmiechac, byc wyluzowana ale i tak widac, ze wewnatrz jestem przerazona i chce uciec.
Kiepsko (to eufemizm) myślisz o ludziach: nieżyczliwi, wrodzy, wyśmiewający innych. Jeszcze nie znasz (lub mało znasz) ludzi, mało lub nic o nich wiesz, a już masz o nich negatywne zdanie. I przez pryzmat takiego negatywnego myślenia przypatrujesz się ich każdemu zachowaniu. Przez ten pryzmat każde zachowanie oceniasz i klasyfikujesz: fe-cacy (przy czym tych 'cacy' nie ma wcale). I, oczywiście, wychwytujesz tylko takie, które potwierdzają Twoją negatywną opinię, nie zauważając lub lekceważąc objawy sympatii i życzliwości. Ba, nawet obojętne zachowania oceniasz jako wrogie. Kto kogo w tej sytuacji ma się obawiać? Ty ich czy oni - Ciebie?
Nie zauważyłaś, że największą krzywdę takim zachowaniem robisz sobie?
Że zachowując się w opisany wyżej sposób prędzej czy później będziesz zupełnie samą? Boisz się zranienia? Inni (w tym potencjalni Twoi faceci) również. Nie jesteś jedyną wrażliwą osobą na świecie.
Masz do wyboru: albo do końca życia będziesz siedziała w tej lodowej skorupie i udawała niedostępną i olewającą, albo zaryzykujesz i MIMO lęku popatrzysz na tych "innych" przyjaznym okiem. Zrezygnuj też z wszelkich form 'próbowania', bo jest ono usprawiedliwieniem dla utrzymania status quo. Kiedyś tez próbowałam wyprasować ubrania, tyle tylko, że nie brałam żelazka do ręki. Jednak cały czas próbowałam.
53 2017-05-07 23:40:29 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-05-07 23:41:55)
Długo się zastanawiałam czy napisać w tym temacie.
Staram sie pozbyc kompleksow od kiedy skonczylam 14 lat i nie udalo sie. Czytanie wlasnych zalet nic nie pomoze, gdy idac wsrod ludzi mam wrazenie, ze wszyscy patrza na mnie wrogo albo sie ze mnie nasmiewaja. Staram sie usmiechac, byc wyluzowana ale i tak widac, ze wewnatrz jestem przerazona i chce uciec.
Aniu, bo zbyt bardzo zwracasz uwagę na opinię/gesty innych wynikające z przeszłości. Jeśli ktoś ma czas wyśmiewać się z ciebie/obgadywać na ulicy to znaczy, że sam ma ogromne kompleksy i poprzez umniejszanie innych (bo siebie nie wyniesie na wyższe tory) chce siebie we własnej głowie ustawić na wyimaginowanym piedestale .
To trudne, bo ja sama walczyłam z pozostałościami DDA, w których na początku leczenia wręcz brzydziłam się obcych mężczyzn spotykanych na ulicy (długo by pisać), a jak któryś chciał mnie poznać to było widać wrogość z moich oczu. Teraz mam bardzo udane życie osobiste i postarałam się przeprosić wszystkich, którzy chcieli poznać fajną dziewczynę, a ja ich potraktowałam jak potencjalnych dewiantów . Zrozumieli.
No tak, ale w takim razie jak psycholog może mi pomóc? Przecież to siedzi we mnie, musiałabym chodzić na jakąś długoletnią terapię, na którą nie mogę sobie pozwolić i która może nie przynieść efektów.
Z takim podejściem nigdy nie wyjdziesz z tego w czym teraz jesteś. Nad niektórymi sprawami trzeba "pochylać się" długi czas. Czy osoba z nadwagą 80kg zrzuci je w przeciągu pół roku? Już chyba wiesz dlaczego nie wielu udaje się np. schudnąć.
Musisz wychodzić do ludzi, szukać w nich pozytywów. Nie oceniać pochopnie, ale również nie lekceważyć intuicji. Do tego polecam znaleźć innego terapeutę i naciskać, że potrzebujesz pomocy, bo twoje zachowanie przeszkadza ci w normalnym funkcjonowaniu. W pracy czy na studiach będziesz musiała współpracować.
Wielokropku, niestety źle odbierasz mój ostatni wpis. Ja nie chcę widzieć w innych wrogów, chcę patrzeć na nich przyjaźnie i z nadzieją, ale coś niezależnego ode mnie to hamuje. Takie obawy i dziwne odczucia wobec innych nie są przeze mnie kontrolowane. Przecież wśród tłumu np w galerii nie szukam przyjaciół czy nawet znajomych, a jednak wszystkie ich spojrzenia odbieram wrogo i nieprzyjaźnie.
Jako młoda dziewczyna (14 lat) nie miałam żadnych kompleksów, byłam wesoła, trochę nieśmiała, ale jednak szczęśliwa. Potem w moim życiu pojawili się ludzie, którzy wykorzystali mój słaby charakter i zniszczyli moje poczucie wartości. "Przyjaciółka" wyśmiewała mój krzywy nos (btw w przedszkolu miałam złamany), potem na obozie kolega codziennie przez 2 tygodnie wyśmiewał mój mały biust, z powodu odstających uszu od 6 lat nie spięłam włosów, a mój facet wynalazł mi kompleks, którego nigdy nie miałam, a mianowicie mały tyłek. Szczerze mówiąc te kompleksy hamują mnie w kontaktach z innymi. Ciągle mam wrażenie, że inni patrzą tylko na moje wady. Może to podchodzi pod jakąś manię prześladowczą?
Leśny_owoc Dziękuję za wpis Zdecydowałam się już na terapię, nie ważne ile miałaby trwać.
Leśny_owoc Dziękuję za wpis
Zdecydowałam się już na terapię, nie ważne ile miałaby trwać.
Trzymam kciuki i pamiętaj będą momenty (tj. postoje), gdy nie będziesz dostrzegała rezultatów. Nie zniechęcaj się, tylko zaprzyj i daj z siebie wszystko .
Jako młoda dziewczyna (14 lat) nie miałam żadnych kompleksów, byłam wesoła, trochę nieśmiała, ale jednak szczęśliwa. Potem w moim życiu pojawili się ludzie, którzy wykorzystali mój słaby charakter i zniszczyli moje poczucie wartości. "Przyjaciółka" wyśmiewała mój krzywy nos (btw w przedszkolu miałam złamany), potem na obozie kolega codziennie przez 2 tygodnie wyśmiewał mój mały biust, z powodu odstających uszu od 6 lat nie spięłam włosów, a mój facet wynalazł mi kompleks, którego nigdy nie miałam, a mianowicie mały tyłek. Szczerze mówiąc te kompleksy hamują mnie w kontaktach z innymi. Ciągle mam wrażenie, że inni patrzą tylko na moje wady. Może to podchodzi pod jakąś manię prześladowczą?
A teraz zamiast tych wad wypisz swoje zalety. Albo nie, ja wypiszę swoje wady:
- mały biust
- krzywe, krótkie nogi (koledzy też wyśmiewali)
- kiepsko wychodzę na zdjęciach
- mam cellulit
- jestem niska
- etc. etc. etc.
Każdy z nas ma jakieś wady - jedne widoczne, inne ukryte pod ubraniem albo niewidoczne skazy na charakterze. Nie sztuką jest mieć idealne ciało i nie mieć kompleksów. Sztuką jest lubić siebie mimo defektów, którymi obdarzyła nas natura. Nie wszystko można zakryć makijażem albo zniwelować ćwiczeniami, dlatego trzeba polubić siebie z całym dobrodziejstwem inwentarza Jeśli tak surowo będziesz siebie traktować, to lada dzień ktoś wywoła u Ciebie kolejny kompleks - a to brzydkiego charakteru pisma, a to zbyt donośnego głosu czy irytującego śmiechu. Zdecydowanie traktujesz siebie zbyt poważnie, wyluzuj! Ludzie Cię nie lubią? Cóż, najwidoczniej nie jesteś zupą pomidorową
Głowa do góry, piersi do przodu (będą większe) i zasuwaj na terapię, powodzenia!
Źle odebrałam Twój wpis? Nie wycofuję żadnego słowa. Napisałaś, że:
(...) mam wrazenie, ze wszyscy patrza na mnie wrogo albo sie ze mnie nasmiewaja. (...)
To nie 'coś' Cię hamuje przed kontaktem z innymi, to 'coś' nie jest niezależne od Ciebie, to Twoje myślenie i o sobie, ale też i o innych.
Życzę Ci determinacji w walce z samą sobą o siebie. Dasz radę, gdy pamiętać będziesz o swym celu.
Trzymam kciuki.
To nie 'coś' Cię hamuje przed kontaktem z innymi, to 'coś' nie jest niezależne od Ciebie, to Twoje myślenie i o sobie, ale też i o innych.
Życzę Ci determinacji w walce.
Nie zgodzę się wogóle. To raczej przepis na kompletną porażkę.
To uczucia cie hamują, nie myśli. Lęk i żal i dawniejsze rozczarowania które stłumiłaś. Spotkało cie coś złego od ludzi, musiałabyś to znowu sobie przypomnieć. Głównie te dawniejsze złe wydarzenia.
Nie powinnaś nic tłumic ani zmuszać się żeby "zmieniać myślenie" wręcz przeciwnie. Raczej zagłębić sie w te złe odczucia. Jeśli coś ci się nie podoba nie opieraj się. Nie tłum złych uczuć. Nie udawaj że jest dobrze jak nie jest. Skoro masz taki problem to znaczy że ktoś cie traktował kiedyś źle a ty stłumiłaś to w sobie.
------------------
Jeśli posługujesz się cytatem, rób to, proszę, w sposób, który nie będzie budził wątpliwości, które słowa są Twojego autorstwa, a które pochodzą z czyjejś wypowiedzi. W tym celu możesz użyć tagów "quote' lub cudzysłowu. Tym razem Twój post edytowałam, ale w przyszłości proszę o zastowanie się do prośby.
Z góry dziękuję i pozdrawiam, Olinka
Błąd leży zarówno po twojej stronie jak i kolegów. Tobie potrzebne są bliskie więzi z ludźmi, ze względu nawet na brak uczuć w dzieciństwie, a z kolei kolegom prawie w ogóle na takich więzach z kimkolwiek nie zależy. Co prawda rozmawiają ze sobą, ale to nie są żadne przyjaźnie. Jakbyś zobaczyła na jakiej zasadzie ci ludzie spędzają czas ze sobą, to byś uznała, że to głupota.
Skoro tak bardzo potrzebujesz przyjaźni, to sprawa jest dosyć trudna bo widzisz jakie mamy społeczeństwo samolubów. Będziesz potrzebować szukać przyjaciół w innym środowisku i to nie będzie łatwe z powodu niechęci ludzi do takich relacji.
Czyli innymi słowy, twojej winy nie ma żadnej, tylko ciężko jest ci zrealizować twoje potrzeby.
Spróbuj podchodzić do kontaktów z ludźmi w ten sposób że oni ciebie nie ignorują tylko są sobą czyli obojętni dla każdego. Jak się uzbroisz w cierpliwość, to po jakimś czasie będziesz miała coraz większe zainteresowanie ale to może potrwać. Mnie proponowano żebym został starostą na roku i już jako działacz społeczny mam okazję się wykazać i nawiązywać kontakty z ludźmi.
droga autorko,
przypominasz mi siebie samą kiedy byłam w Twoim wieku. Miałam bardzo podobne problemy tylko z mniejszą częstotliwością. Nie opuszczało mnie wrażenie, że ludzie przestają się mną interesować i ignorują mnie w większym gronie. Lub po jakimś czasie. Nawiązywanie relacji z ludźmi zawsze stwarzało mi problemy. Długo się głowiłam o co może chodzić. Do dziś mam wrażenie, że ciągnie mnie do ludzi, którzy są chłodni w relacjach, odpychają mnie itp. Tu trzeba by sięgnąć głębiej. Zajrzeć w przeszłość i tam odnaleźć źródło problemu. Całkiem niewykluczone, że leży gdzieś w Twojej podświadomości. Dla tego super, że zdecydowałaś się na psychologa. Terapia na pewno Cię nakieruje odpowiednio i pozwoli zrozumieć mechanizmy Twojego postrzegania świata i ludzi Polecam Ci też serię książek Beaty Pawlikowskiej "W dżungli podświadomości", "Księga kodów świadomości" "Jestem bogiem podświadomości".