Witajcie Drogie Panie!
Jestem od niedawna w związku z dziewczyną. Jak zazwyczaj ktoś piszę, że na początku było super itd to ja napiszę, że od początku się sprzeczamy z partnerką. Nie jest to coś wielkiego, ale dochodzi do tego, że ja się denerwuję a ona nakręca i wybucha awantura między nami. Parę razy już jej powiedziałem, że chce odejśc, bo mam dość, ale dobrze wiem, że powiedziałem to w złości i braku sił. Co mam na myśli z brakiem sił? Mam problem związany i ostatnio mam depresję, czuję się beznadziejnie i nie mam pewności siebie czy partnerka mnie kocha, czy chce być ze mną? Związane jest to, że mam obciążone konto przez komornika i na dodatek nie są to moje długi, ale nie to jest dla mnie istotne. Żałosne jest to, że ja się ostatnio rozklejam jak 'baba' ( nie miałem zamiaru tą babą nikogo obrazić), mam wahania nastroju, wiem, że doprowadzam tym moją partnerkę do frustracji i odbiera mnie jako żałosnego typa. W ubiegłym tygodniu z niczego zrobiła się awantura i moje dziewczyna powiedziała mi, że jak ma tak dalej być, to ona woli się przemęczyć niż w tym trwać (całkowicie ją rozumiem, bo zachowuję się jak gówniarz a nie facet), powiedziałem jej, że nie chce od niej odchodzić a moje kłopoty mnie przytłaczają, że mam ciężki okres w zyciu i niestety na niej się to odbija. Powoli zaczynało się robić w porządku i nagle znowu miałem wahania nastroju i się pokłóciliśmy, powiedziałem, że pragnę jej szczęścia i nie chce, żeby się ze mną męczyła, żeby znalazła sobie kogoś kto zapewni jej szczęście. Zaprotestowała i powiedziała, że ja jej nie słucham, że wiem od niej lepiej i w końcu powiedziała, że idzie sobie i mam iść w swoją stronę. Tak też uczyniłem, na drugi dzień zaczęło mnie sumienie męczyć, że zrobiłem coś czego tak nie chce i się odezwałem. Napisałem jej, że tęsknię i myślę o niej. Pogadaliśmy godzinę przez telefon, prosiłem o szansę, bo podołam zadaniu i nie doprowadzę ponownie do takiej sytuacji. Wytłumaczyłem się, że to wszystko przez to, że mam zaniżoną ostatnio wartość, że czuję się beznadziejnie i że ją Kocham. Powiedziała, że nie chce próbować (szlochała), że już dała mi milion razy szansę, że na przeżywała takie podobne sytuacje ze swoim eks przez 2,5 roku i woli zakończyć to teraz niż za 4 lata. Było mi żal słuchać tego, że ona porównuje mnie z byłym, ale z drugiej strony ją rozumiem, że nie chce przeżywać tego samego. Koniec końców powiedziała mi, że przemyśli sobie czy warto dać mi tę szansę, ale odczułem, że nie mam na co w ogóle liczyć. Po prostu dała mi szansę na pogodzenie się, że nas nie będzie i dodała, że nic mnie nie tłumaczy.
Pokochałem ją od pierwszego wejrzenia i wiem, że do siebie pasujemy, tylko moja aktualna sytuacja doprowadziła do tego, że jestem tutaj i się dzielę z Wami moimi problemami.
Moje pytanie do Was Szanowne Panie czy dałybyście mi szansę po raz kolejny? Dodam, że nasze kłótnie zaczynają się od bzdur a doprowadzają do awantur i niepotrzebnych sytuacji. I czym dłużej ona myśli nad szansą dla mnie wpływa dla mnie korzystnie czy nie? Nie odzywamy się od soboty, chce jej dać szansę przemyśleć w spokoju i uszanować to co mi powie...