38 lat
Ukonczylam humanistyczne studia w Polsce po ktorych nie moglam znalezc pracy.
Same studia sprawily mi duzo radosci, lubie sie uczyc i rozwijac ale ...nie bylo po nich pracy.
W czasie studiow - nieudany zwiazek z pewnym mlodym naukowcym, ktory zachorowal na schizofrenie...proby ratowania jego i zwiazku zakonczyly sie porazka i moja bezsilnoscia wobec jego choroby, nerwy mi puscil i odeszlam..
Uspokoilam sie , poczulam sie fajnie, wolna od problemow i z nowym spojrzeniem....rozczarowaniem, strachem i nadzieja...
Wrocilam do rodzinnego malego miasta...bylam na bezrobociu, bez szans na dobra prace tutaj. Co najwyzej kasierka w Biedronce...Nic mi sie nie chcialo...Nagle zmarl moj ojciec, najwieksza ostoja dla mnie....Wszytko runelo...znalazlam szybko prace w pobliskiej malej drukarni, by odciazyc matke i pokazac jej ze wszytsko bedzie dobrze....Dosc niemily szef owej malej drukarni szybko mnie jednak zwolnil...Poznalam tam drukarza, z ktorym sie zwiazalam, zakochalam sie nawet w nim, robil zdjecia, wydawal sie interesujacy i tam bylismy razem nastepnych 5 lat...dopoki moja frustracja zyciem w malym miescie siegnela zenitu...ciagly brak pracy, utrzymanie na garnuszku matki , ciagle depresje bezrobotnych kolezanek, ktore wychodzil za maz za byle kogo, by tylko miec rodzine, utrzymanie (prawda malych miasteczek i wsi), bo rodzice mieli juz dosc utrzymywania 25, 30 letnich dziewuch.....Mialam juz 29 lat, zero widokow na przyszlosc - brak pracy, brak checi zalozenia rodziny, slubu..
Wyjechalam za granice jako opiekunka dla starszych ludzi, znalam niezle niemiecki wiec nie bylo problemu z dostaniem pracy i tak przewloczylam sie 3 lata od jednej do drugiej babci w Niemczech... W ciagu tych 3 lat odkochalam sie w moim chlopaku...Z babciami bywalo mi niekiedy lepiej niz w malej smetnej miescinie w Polsce. I mialam tez wkoncu troche kasy....
Ale 3 lata opieki 24 godz na dobe mnie wypalily psychicznie, nadal nie bylo szans na samodzielne zycie....spotkalam dziewczyny z polski, ktore mialy w kraju meza , dziecko i wloczyly sie po babciach by tam zarobin na dziecko pieniadze...
Przerazalo mnie to, nie chcialam podzielic ich losu...
Zakochalam sie w Niemcu, straszym o 20 lat. Po 3 latach znajomosci zamieszkalismy razem a ja zaczelam nauke w szkole pielegniarskiej. Uczę sie, mam dobre wyniki, ciesze sie ze moge sie uczyc nowego zawodu...ale w moim zwiazku jest gorzej...
Czuje ze nie mam z nim przyszlosc - ze jest dla mnie za stary, ze balabym sie z nim miec dziecko...prawie wcale nie mamy sexu, bo ma problemy z potencja (mysle ze to skutek wieloletniego palenie papierosow -zwezone zyly w penisie).......
jego osoba zaczyna mnie irytowac...meczyc...
nauka sprawia mi radosc, zawsze lubilam sie uczyc.....chcialabym sie rozwijac , cos osiagnac....
albo miec dziecko (ale jestem stara - 38 lat), moj partner jest juz za stary....boje sie...
dlaczego moje zycie nie jest normalne, czemu popelniam tylko bledy, ranie ludzi?
Nie wiem co mam ze soba zrobic? nie mam dokad odejsc....nie chce ranic czlowieka...
chcialabym miec normalne zycie...z mlodym chlopakiem, moze jeszcze dziecko, prace ktora sprawia radosc...
albo zwyczjnie sie rozwijac, rozwijac skrzydla, skonczyc szkole i pracowac, i moze jeszcze drugi raz isc na studia....byloby super!
Moje zwiazki - wszystkie po kolei byly dla mnie rozczarowaniem, a po jakims czasie nawet udreka (pierwszy) i drugi...trzeci takze..wogole juz nie mam na to ochoty....