Przepraszam z góry za ten post, będzie standardowy. Wczoraj definitywnie rozstałam się z facetem. Byliśmy razem 2 lata, większość tego czasu mieszkaliśmy razem. Kiedy go poznałam, kończył studia, ja już pracowałam, był trochę niedojrzały - to on pierwszy napierał na związek, wyznania miłości, wspólne mieszkanie. W czasie związku mieliśmy wzloty i upadki. Ja jestem osobą dość zasadniczą, ułożoną, spokojną, domatorem, on uwielbia gwar, szum, towarzystwo ludzi. Moja rodzina to tylko ja, bo oboje rodzice piją i czasem się spotykamy a czasem nie, on ma wielką włoską familię, w której ja zawsze czułam się dziwnie. Mieliśmy różne konflikty, ale raczej o pierdoły i zawsze znajdowaliśmy drogę wyjścia. W związku to ja bardziej się starałam, czasami czułam się jak jego matka, która jeśli nie zadba o zakupy, gotowanie , sprzątanie i pranie to dom runie, a nie partnerka. Jestem też dość wybuchowa i kiedy czasem wyprowadził mnie z równowagi to leciały różne słowa. Po dwóch takich kłótniach on chciał się rozstać, jednak zawsze wracał. Ostatnio było między nami w mojej opinii dobrze, spędzaliśmy fajnie czas, rozumieliśmy się. Niedawno zapytałam go o plany na przyszłość, czy chcemy mieć dzieci, wziąć ślub, kupić mieszkanie. On powiedział mi, że nie wie czy tego chce i że stawiam go pod presją. Jeszcze kilka dni wcześniej wiedział, obiecywał mi ślub, rodzinę, zapewniał, że jestem tą jedyną. Po tej rozmowie wyszedł a następnego dnia zabrał swoje rzeczy. Po kilku dniach chciał wrócić, tłumaczył swoje postępowanie emocjami, nawałem pracy. Powiedziałam mu, żeby wziął oddech, pobył kilka dni sam, spotkał się ze znajomymi, pobył ze swoimi myślami. On jeszcze w piątek i sobotę zasypywał mnie telefonami i zapewnieniami o miłości. Później nagle przestał, prawie zerwał kontakt. Wczoraj spotkaliśmy się na rozliczenie ostatnich wspólnych spraw i na początku mówił mi, że nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji, po czym stwierdził, że chce się definitywnie rozstać. Swoją decyzję motywował poczuciem zniewolenia w związku, różnicami w naszych charakterach, tym, że on nie potrafi być inny a swoim zachowaniem mnie krzywdzi, że już nie może, nie chce, ale mnie kocha. Ja też go kocham, ale przyjęłam tą decyzję do wiadomości, nie chce to nie chce, nie zmuszę go. Problem w tym, że ja nie umiem bez niego funkcjonować. Kiedyś irytował mnie do szaleństwa swoim bałaganiarstwem i lenistwem, dzisiaj oddałabym życie za widok jego rozwalonych skarpetek i jego w dresie na kanapie. Puste półki, lodówka z jego ulubionym dżemem...ciągle wybucham płaczem, nie mogę spać, nie mogę jeść, wieczorami są ze mną na zmianę jacyś przyjaciele, bo schudłam w tydzień chyba 6 kg. Jak to przetrwać? Kiedy będzie lepiej? Ja go kocham, jeszcze tydzień temu planowałam z nim przyszłość, dzieci, rodzinę. Nie daję rady, szczególnie w tym świątecznym czasie. Proszę, pomóżcie.
pomóc chyba nikt ci nie może. sama musisz dać radę.
po ile macie lat?
wiem, że jest ciężko nawet bardzo. moim zdaniem musisz się wypłakać, może weź jakieś ziołowe leki na uspokojenie żebyś się wyspała. ja w podobnej sytuacji, po kilkunastu dniach, wzięłam nerwomix. płakałam po nim często ale to było pomocne. jeśli masz znajomych to fajnie, spotykaj się z nimi, rozmawiaj. jak sie poczujesz lepiej to zacznij wychodzić do ludzi. nie po to, żeby od razu kogoś poznawać ale żeby nie być 'dzikusem' dużo tez zależy od tego czy jesteś silna czy słaba psychicznie. ja jestem słaba i wiem jak mnie to bolało i ile czasu się męczyłam.
głowa do góry
Ja mam 30, on skończy za kilka dni 28, nawet nie będzie mnie na jego urodzinach. Ehh...
ale to nie jest twoja wina, że na jego urodzinach Cię nie będzie tylko jego wybór.
moim zdaniem i tak jesteś silną osobą, bo pozwoliłaś mu odejść, zastanowić się. podjął taką decyzję, ty musisz ją uszanować. spójrz chłodno na wasz związek, czy faktycznie był taki idealny, czy faktycznie się tak świetnie dogadywaliście, czy np musiałaś ustępować...
wiem, że boli gdy ktoś od nas odchodzi. zupełnie inaczej jest gdy taka decyzja jest podjęta wspólnie, bo rozstanie i tak wisi w powietrzu czy jeśli samemu się odchodzi.
Moim zdaniem kręcił na boku i czekał na pretekst. A pretekstem było pytanie o wspólną przyszłość i tekst o presji. Nikt normalny po dwóch latach by tak nie zareagował, nawet gdyby naprawdę nie wiedział jak widzi taki związek za lat 5 czy 10. To, że później trzymał Cię w niepewności najprawdopodobniej wynikało z jego własnych wahań i zastanawiania co zrobić. Można drugiej osoby nie kochać, ale po dwóch latach zawsze jest jakieś przywiązanie, wspólne przyzwyczajenia, wspomnienia itp. Ostatecznie postanowił to przeciąć. Ja nie widzę innego wytłumaczenia. Obstawiam jednak, że to wcale nie koniec i prędzej czy później on Ci o sobie przypomni w ten czy inny sposób.
Ja też uważam, że nie był w stosunku do mnie do końca szczery, nie mam dowodów, ale przeczucie, kobiecą intuicję. Poza tym dla niego i jego rodziny bardzo liczą się pieniądze, ja do wszystkiego sama doszłam i żyję dość skromnie, rodzice nie kupili mi nigdy auta ani markowych ciuchów. On cały czas korzystał z ich wsparcia, oczywiście za moimi plecami.
czy te pieniądze były przyczyną rozstania? nie sądzę.
coś nie 'pykło'. byliście przeciwieństwami, on towarzyski, ty raczej domatorka i takich a nawet mniejszych różnic mogło być więcej. wiesz , po 2 latach spadają różowe okulary, dostrzega się więcej wad.
Co nie zmienia faktu, że tak nie zachowuje się osoba, której uczucie się wypaliło....
no rozstanie z klasą to nie było. ale myślę, że to poszło w tą stronę jak napisałam wcześniej. motylki w brzuchu 'zdechły' to i miłość się skończyła
Jeszcze dzień przed tym rozstaniem mówił, że mnie kocha i tęskni za mną. Jeszcze nawet w ten dzień to powtarzał. Kiedy chciał wrócić to płakał i to nie były udawane łzy. Autentycznie płakał i mówił, że było to pod wpływem emocji. Tak naprawdę do tej pory nie wiem co się wydarzyło, czy zostawia się człowieka po 2 latach nawet szczęśliwego związku, bo ktoś jest bardziej zamknięty w sobie? Bo ktoś pyta o przyszłość? On w dzień naszego definitywnego rozstania zachowywał się w stosunku do mnie jak do obcej osoby, był wręcz wrogi, nie okazywał żadnych ciepłych uczuć, żadnego żalu. Kompletnie inaczej zachowywał się kilka dni wcześniej kiedy przepraszał. Jak można tak zmienić swoje zachowanie?
Może jest chory. Poczytaj o schizofrenii albo chorobie dwubiegunowej. Poważnie mówię, to żaden wstyd. Bo ile jeszcze wyprowadzka z takiego błahego powodu śmierdzi mi na odległość szukaniem pretekstu, tak taka zmienność zachowania i przesadna emocjonalność jest co najmniej dziwna.
Bo ktoś pyta o przyszłość??
Otóż to. Pewnie widział od jakiegoś czasu, że nie pasujecie do siebie, ale tak sobie w tym związku trwał. Aż przyszedł moment, że trzeba podjąć wiążące decyzje. I w tym momencie zaczął się miotać, a ostatecznie zadecydował, że nie chce.
Trwał, bo nie miał gdzie mieszkać. Nasze rozstanie zbiegło akurat się z faktem, że siostra zwolniła mieszkanie, które kupili im rodzice, wyprowadziła się do narzeczonego. To się stało akurat dwa dni przed jego wyjściem z hukiem. On teraz tam mieszka. Wcześniej nie miał gdzie iść. Rodzice chcieli mu kupić mieszkanie, ale dopiero za jakiś bliżej niesprecyzowany czas.
Poza tym wiedział jaka jestem, zdążyliśmy się przez ten czas poznać. Wiedział, że nie mam dużo, że jestem nieśmiała, że nie przepadam za tłumami, że jego rodzina i bliskość ich kontaktów oraz zależności finansowych mnie męczy, chociaż bardzo starałam się mieć z nimi poprawne relacje. Jeszcze dwa dni przed rozstaniem mu to nie przeszkadzało, zapewniał o miłości i że jestem kobietą jego życia. Pytałam go czy kogoś poznał, mówił, że nie. Kilkakrotnie to podkreślił. Nie rozumiem tego wszystkiego, ludzie wybaczają sobie zdrady, oszustwa, ja byłam lojalna, trwałam przy nim, robiłam wszystko, żeby był szczęśliwy.
To sama sobie odpowiedziałaś. Zdecydowały czynniki ekonomiczne.
Tylko ja tych czynników nie rozumiem. Oboje całkiem dobrze zarabiamy, on ma własną firmę, ja wprawdzie jestem pracownikiem biurowym, ale nie jest źle. Spokojnie moglibyśmy kupić sobie lub nawet wynająć sami większe mieszkanie. Rozmawiałam z nim o tym, ale on był do tego sceptycznie nastawiony.
17 2016-12-15 22:20:21 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2016-12-15 22:27:05)
Trwał, bo nie miał gdzie mieszkać. Nasze rozstanie zbiegło akurat się z faktem, że siostra zwolniła mieszkanie, które kupili im rodzice, wyprowadziła się do narzeczonego.
Daję sobie rękę uciąć, że gdybyś nie zażądała deklaracji co do przyszłości, to by nic się nie wydarzyło. Przynajmniej do czasu, aż znalazłby inną panią
Poza tym wiedział jaka jestem, zdążyliśmy się przez ten czas poznać.
A to przedstawiasz jako argument wyjaśniający jego odejście, czy wręcz przeciwnie? Tak po mniej więcej po półtora roku - dwóch latach kończą się motylki i do głosu dochodzi racjonalizm. Różnice, który w okresie motylkowym wydawały się do przezwyciężenia, po motylkach mogą być przyczyną rozstania.
Już samo to, że wcześniej nie był skłonny do kupna wspólnego mieszkania powinno Ci dać do zrozumienia, że jesteś chwilową przystanią, a nie portem docelowym.
Jeszcze pytanko: a on nie był dla Ciebie męczący? Bo skoro jesteś introwertyczna, a on ekstrawertyczny... Ja jestem ambiwertykiem i dla mnie introwertyczki są nieco nudne, ale ekstrawertyczki skrajnie męczące i trochę płytkie. Tak mi się wydaje, że temperament to bardzo istotna rzecz w związku, a z wiekiem chyba staje się coraz istotniejsza.
Daję sobie rękę uciąć, że gdybyś nie zażądała deklaracji co do przyszłości, to by nic się nie wydarzyło. Przynajmniej do czasu, aż znalazłby inną panią
Ja obstawiam, że poczekałby do innego pretekstu. Nawet najbardziej błahego. Dla chcącego nic trudnego.
Ja też uważam, że gdybym nie zaczęła rozmowy o wspólnej przyszłości to nic by się nie zmieniło. Bo nawet ten dzień, kiedy te słowa padły, był taki jak inne, zjedliśmy, rozmawialiśmy, mieliśmy plany jak spędzimy Mikołajki, znaczy ja wyszłam z propozycją pizzy i kina, on na to przystał. Zaczęłam tą rozmowę i posypała się lawina.
20 2016-12-15 22:30:07 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2016-12-15 22:32:40)
Ja obstawiam, że poczekałby do innego pretekstu. Nawet najbardziej błahego. Dla chcącego nic trudnego.
Większość ludzi nie odchodzi bez wyraźnego powodu, nawet gdy uczucie wygaśnie, jeśli nie jest to relacja toksyczna - ludzie są wygodni i leniwi . Moim zdaniem, konieczność podjęcia konkretnych decyzji co do przyszłości, jest powodem do zakończenia takiego związku. Bo brać ślub, decydować się na zakup wspólnego mieszkania, może jeszcze "wyprodukować" dziecko z kimś, z kim nie wiążesz przyszłości, już wygodne nie jest.
Jest jeszcze jedna rzecz - 30-letnia kobieta ma już parcie na poważny związek, czyli właśnie ślub, dzieci itp. 27-letni mężczyzna jeszcze niekoniecznie.
a o co konkretnie zapytałaś? co ci powiedział?
On nie był dla mnie męczący, bo pomimo jego wielce sławionego ekstrawertyzmu prawie nigdzie razem nie wychodziliśmy, musiałam go wręcz błagać o wyjście do miasta czy kina. On po pracy leżał na ogół na kanapie i grał na tablecie. Jeśli spotykaliśmy się z większą grupą ludzi to na ogół jego rodziną, przy której rzeczywiście byłam zamknięta w sobie, bo od początku czułam od nich niechęć i pogardę. Przy stole ciągle gadało się o kasie, domach, samochodach, wakacjach i kto komu co może załatwić. Ja nie miałam normalnej rodziny, ale nie kieruję się w życiu takimi wartościami. Tak naprawdę z jego podkreślanego otwartego charakteru to niezbyt wiele otrzymałam a wręcz przeciwnie, w przypadku problemów to ja inicjowałam rozmowy, on mi na ogół nic sensownego nie odpowiadał albo w ogóle się nie odzywał.
filezila
jest w pierwszym poście:
Niedawno zapytałam go o plany na przyszłość, czy chcemy mieć dzieci, wziąć ślub, kupić mieszkanie. On powiedział mi, że nie wie czy tego chce i że stawiam go pod presją.
no to jeśli po tym się wyprowadził, to faktycznie zaczęło się koło niego robić gorąco i musiał uciekać...
Spytałam czy w jakiejś przyszłości się mi oświadczy, czy jestem osobą, z którą chce spędzić życie i się zestarzeć. Powiedziałam, że chciałabym mieć piękny ślub, na którym pojawią się nasi znajomi i rodziny, prawdziwy dom, dzieci, rodzinę i spytałam go czy on też tego chce ze mną. Odpowiedział mi, że nie wie, że nie jest tego pewien. Odpowiedziałam, że jeszcze kilka dni temu był pewien, bo mówił, że mnie kocha, rozmawialiśmy o dzieciach i dlaczego tak nagle zmienił zdanie. Powiedział, że przez to, że jego rodzina nie ma ze mną bliskich kontaktów a on nie może ryzykować relacji z nimi dla związku ze mną, że często musi iść na kompromisy pomiędzy nimi a mną. Trochę mnie to oburzyło i powiedziałam, że chyba nie jestem jakimś potworem a moje relacje z jego rodziną nie są tragiczne, są poprawne, ale nie aż tak bliskie jak jego z nimi. Wtedy on powiedział, że naprawdę nie wie a ja go stawiam pod presją, nie planuje ślubu, ale jeśli ja tego tak bardzo chcę to nie będzie mi stał na drodze i ma po dziurki w nosie tego związku. Co ciekawe, kiedy płakał i przepraszał to powiedziałam mu, że nie chcę ślubu teraz już, za miesiąc, tylko po prostu potrzebuję świadomości, że to ze mną chce spędzić życie. Powiedział wtedy, że mnie źle zrozumiał, postąpił pod wpływem emocji, kocha mnie itp. itd. Przedwczoraj już inaczej śpiewał.
wygląda to tak jakby wykorzystał okazję do rozstania. ale nikt nie wie co mu w głowie siedzi. gdyby chciał wrócić , to wróciłabyś?
W sobotę, kiedy jeszcze mnie zasypywał smsami z zapewnieniami o miłości i mając w pamięci jego wcześniejszy cyrk ze łzami i przepraszaniem to tak, byłam skłonna wrócić. Teraz kiedy oglądam siebie w lustrze, widzę jaka jestem zapadnięta w sobie, niezdrowo chuda, nie mogę nic jeść ani spać bez porządnej dawki nasenniaczka to już chyba nie. Nie chodzi o to, że chcę wrócić, tylko po prostu nie umiem sobie poukładać w głowie, jak można być z kimś 2 lata, może nie było idealnie, ale też nie było nieszczęścia, patologii i zła. Wydawało mi się, że jesteśmy naprawdę szczęśliwi i patrzymy w tę samą stronę. Rozmawialiśmy o dzieciach. On nawet namawiał mnie do rzucenia pracy i poszukania czegoś spokojniejszego, bo przecież dobrze zarabia i może nas oboje przez jakiś czas utrzymać. Nie rozumiem tego i jak można po prostu wywalić do kosza 2 lata bycia razem w jednej sekundzie, z jakiegoś głupiego powodu. Jak można zimno pod nieobecność drugiej osoby się wyprowadzić i poinformować o tym smsem a po kilku dniach wracać, płakać, przepraszać, zapewniać o uczuciu, żeby znowu definitywnie za kilka dni się rozstawać i to jeszcze będąc tak chłodnym i wręcz chamskim.
no jak widzisz można tak zrobić... i tyle. myslę, że ten błahy powód był tylko pretekstem do odejścia.
Ale to możliwe, żeby odejść tak po prostu w jednej sekundzie, w sekundzie się odkochać? Po co w ogóle to gadanie, że mnie kocha, ale nie chce mnie krzywdzić swoim zachowaniem. Ktoś kto kocha chyba nie odchodzi tylko pracuje nad związkiem z osobą, którą kocha. A, powiedział jeszcze, że mnie źle traktował i jest tego świadomy.
to tak samo jakby ci powiedział, że zasługujesz na kogoś lepszego... Nie wyjdzie na ostatniego chama
Ten tekst już raz słyszałam od mojego byłego a dwa miesiące później już stał przed ołtarzem z panienką, z którą mnie zdradzał, więc sobie go mógł oszczędzić. Nie wiem sama co mam o tym myśleć, nie spodziewałam się tego kompletnie, nikt się nie spodziewał, jeszcze znajomi, u których byliśmy razem tydzień przed jego wyprowadzką powtarzali jaka fajna z nas para, że widać, że się dogadujemy i dobrze nam ze sobą. On jeszcze dwa dni przed rozstaniem jechał samochodem, trzymał mnie za rękę, jeszcze w ten dzień tuliliśmy się na kanapie. Gdyby coś to zapowiadało, zwiastowało, byłoby mi łatwiej, ale ja kompletnie nie rozumiem tego co się stało, mój mózg tego nie przerabia.
32 2016-12-15 23:18:48 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2016-12-15 23:21:16)
Ktoś kto kocha chyba nie odchodzi tylko pracuje nad związkiem z osobą, którą kocha.
Niekoniecznie. Nieraz różnice są takie, że można kochać i odejść.
Zresztą nie wiem do czego Ci potrzebne te dywagacje, bo ani nie wiesz czy Cię kocha, ani nie wiesz tak naprawdę jaka była przyczyna odejścia, bo Ci tego nie powiedział. Twoje naciski na określenie przyszłości, to tylko wyciągnięcie zawleczki, ale granat musiał leżeć już wcześniej. Najprawdopodobniej nigdy nie dowiesz się co naprawdę nim kierowało, bo nie będzie chciał powiedzieć chroniąc albo siebie (żeby nie wyjść na świnię), albo Ciebie (żeby nie wpędzać Cię w kompleksy, poczucie winy itp.).
Jedynie możesz sobie spróbować przypomnieć czy wcześniej były z jego strony sygnały lub jasne komunikaty, że coś mu nie pasuje, jeśli chcesz wyciągnąć wnioski co do siebie i swoich wyborów na przyszłość.
jest jeszcze opcja, że udawał.,że był wygodnym aktorem i manipulatorem.
Chciałabym po prostu wiedzieć dlaczego, gdzie zawiniłam, co zrobiłam źle, bardzo się starałam, on był zawsze moim priorytetem. Wiem, że on mi tego nie powie, bo ma wyrzuty sumienia. W chwili płaczu powiedział, że jest mi niesamowicie wdzięczny za wszystko co dla niego robiłam. Wiem, że on z jednej strony czuje się winny, ale z drugiej był też zimny i obojętny w chwili kiedy definitywnie zrywał. Próbuję odpowiedzieć sobie na pytanie czy on kiedykolwiek mnie kochał? Czy to co mieliśmy było prawdziwe, czy było tylko moją ułudą? Jak można zmienić uczucie do drugiego człowieka w tak krótkim czasie? Poza tym jeśli miał z jakimś moim zachowaniem problem to mogliśmy o tym porozmawiać. Wyjaśnienia, że on po prostu czekał na pretekst, bo kombinował coś na boku, może nie chodzi o kobietę, ale właśnie o to, że miał wolne trzypokojowe mieszkanie, za które nie musiał płacić ani grosza i że tak naprawdę od dawna to planował trafiają do mnie, bo taka też była moja pierwsza, może niezbyt chłodna, ale intuicyjna interpretacja tego wszystkiego. Tylko po co ten cyrk z płaczem, powrotem, wielką miłością, to mnie dziwi. Te zmiany decyzji co kilka dni. Poza tym w pierwszym poście nadmieniłam, to jego trzecie odejście. Za każdym razem wracał po kilku dniach, ale nie miał wtedy też gdzie zamieszkać. Teraz ma.
35 2016-12-15 23:33:57 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2016-12-15 23:39:29)
filezila
Nie sądzę. Facet dobrze zarabia, nie potrzebował od niej niczego. Moim zdaniem tu zadecydowały dwa czynniki - niedopasowanie i różnica wieku. Naprawdę nie każdy facet 27-letni jest gotowy do brania na siebie takich zobowiązań, niektórzy chcą jeszcze żyć "na luzaku", czyli związek tak, ślub nie, dzieci tym bardziej nie, zobowiązania finansowe (np. zakup mieszkania) też nie.
I w grę mogły wchodzić inne rzeczy, o których autorka sama nie wie.
Chciałabym po prostu wiedzieć dlaczego, gdzie zawiniłam, co zrobiłam źle
A to już kiedyś przerabiałem. Pani właśnie tak mówiła o swoim byłym. Pamiętając o tym, kiedy ja się z nią rozstawałem, powiedziałem konkretnie i uczciwie dlaczego. No to usłyszałem, że jestem najpodlejszym człowiekiem na świecie Więc jeśli pytasz, to bądź pewna, że naprawdę chcesz usłyszeć odpowiedź.
I widzisz, wtedy mi naprawdę zależało, ale nie chciałem z nią być - różnice nie do pokonania.
Jeśli chodzi o dzieci to ich chciał, zaczęliśmy nawet pierwsze starania. On nawet zaczął ten temat, że chce mieć ze mną dziecko. Było to wprawdzie jakiś czas temu, później jego entuzjazm trochę opadł, ale dalej się staraliśmy. To jest też aspekt, którego nie rozumiem i którego nikt nie rozumie. Starania były nawet w dzień tej pamiętnej rozmowy o przyszłości i jego odejścia. Gdyby to wszystko było takie logiczne to bym nie rozkminiała godzinami, ale tu jest pełno niejasności.
Nawet jeśli prawda byłaby bolesna, zdrada, itp. to wolałabym wiedzieć, bo takie brutalne coś jest lepsze niż domysły. Dostajesz zimną wodą w twarz, ale ktoś jest uczciwy. Można się nad tym zastanowić, wyciągnąć wnioski na przyszłość. Ja się czuję po prostu oszukana i potraktowana chamsko, nie wiem za co, skoro kochałam całym sercem.
38 2016-12-15 23:44:29 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2016-12-15 23:46:57)
Nawet jeśli prawda byłaby bolesna, zdrada, itp. to wolałabym wiedzieć, bo takie brutalne coś jest lepsze niż domysły.
Naprawdę każda prawda byłaby dla Ciebie lepsza? Nawet gdyby Ci powiedział strzelam: nie odpowiadasz mi intelektualnie? Albo: seks z Tobą jest do kitu? Albo: chcę mieć młodszą? Wariantów tego co mogłabyś usłyszeć jest wiele. I niekoniecznie może to być coś, co możesz zmienić, a zawsze będzie nieprzyjemne. Dlatego ludzie rozstając się wolą powiedzieć: Jesteś cudowna/y, nie zasługuję na ciebie, zostańmy przyjaciółmi.
Wolałabym wiedzieć, chociaż ja sama w przeszłości też raz nie postąpiłam uczciwie, kończąc związek. Powiedziałam, że po prostu nie jestem szczęśliwa, nie dogadujemy się, czegoś mi brakuje ale miałam kogoś innego na oku, nie doszło do zdrady, ale już zaczynało się coś między nami. Nie powiedziałam mojemu ówczesnemu byłemu partnerowi prawdy, bo nie chciałam wyjść na świnię ani dodawać mu cierpienia. Czułam się wtedy strasznie. Dlatego wolałabym znać nawet najbrutalniejszą prawdę. Poza tym on nawet w dniu definitywnego rozstania mówił, że mnie kocha. Zniosłabym wyznanie, że mnie już nie kocha. Gorzej zrozumieć mi kochanie i chęć zerwania.
Wolałabym wiedzieć, chociaż ja sama w przeszłości też raz nie postąpiłam uczciwie, kończąc związek. Powiedziałam, że po prostu nie jestem szczęśliwa, nie dogadujemy się, czegoś mi brakuje ale miałam kogoś innego na oku, nie doszło do zdrady, ale już zaczynało się coś między nami.
Oczywiście, że doszło do zdrady, bo ta nie zaczyna się w momencie penetracji
Dlatego wolałabym znać nawet najbrutalniejszą prawdę.
To mu to właśnie tak napisz, może się dowiesz. Ale musisz się liczyć nie tylko z tym, że prawda będzie niemiła, ale też, że dostaniesz w odpowiedzi kłamstwa. Mogą być zarówno takie jak już wyżej pisałem "Nie zasługuję na ciebie" itp., ale mogą być też te napisane w złości, żeby Ci dokopać. Niestety, nigdy nie wiesz co się dzieje w czaszce drugiego człowieka.
Poza tym on nawet w dniu definitywnego rozstania mówił, że mnie kocha. Zniosłabym wyznanie, że mnie już nie kocha. Gorzej zrozumieć mi kochanie i chęć zerwania.
Dlaczego trudno zrozumieć, że jeśli z jakichś powodów nie widzisz się w związku z daną osobą za 2, 5, 10 lat, to chociaż kochasz, lepiej odejść i nie marnować swojego i drugiej strony czasu? Nie wszystko można zmienić, nie wszystko można wypracować, nieraz rozstanie jest najlepszym wyjściem.
Ja to rozumiem, ale nie rozumiem tego, że jeszcze tego samego dnia mówił, że mnie kocha i jest ze mną szczęśliwy. Jeśli nie widział naszego związku, mógł odejść wcześniej, mogliśmy porozmawiać, podjąć jakąś wspólną decyzję. On jednak w tym tkwił i mnie oszukiwał z jakiegoś powodu. Poza tym po co podejmować decyzję o odejściu a dosłownie dwa dni później tłumaczyć się emocjami? Nie widział tej relacji w niedzielę a nagle znowu zobaczył we wtorek, żeby znowu stracić ją z oczu w poniedziałek? Ja z jego strony miałam w ciągu zaledwie dwóch tygodni huśtawkę i taką zmienność, że tego nie ogarniam. Śmieszne, ale moi koledzy założyli się o flaszkę, kiedy mu się znowu zmieni pomysł i zapragnie wrócić.
moi koledzy założyli się o flaszkę, kiedy mu się znowu zmieni pomysł i zapragnie wrócić.
A Ty go przyjmiesz i będziecie szczęśliwi do następnego (czwartego?) razu
Nie przyjmę już go, kiedy się rozstawaliśmy definitywnie to mu powiedziałam, że to koniec i nie chcę go widzieć za miesiąc ryczącego i pragnącego wrócić. Odpowiedział, że podejmuje tą decyzję ze wszystkimi konsekwencjami, jakie ona ze sobą niesie. Ten moment w ogóle był dziwny, on był tak strasznie chłodny i wredny, jakbym zrobiła mu coś złego. Nie zejdę się już z nim, po prostu układam sobie w głowie to wszystko. Na rozmowę raczej nie ma szans, proponowałam mu to smsem, ale nie odpowiedział w ogóle.
Nie przyjmę już go
No i tego się trzymaj I przemyśl co Tobą kierowało, że wcześniej przyjmowałaś go po takich akcjach. I może jeszcze ogranicz własną impulsywność. Zastanawiałaś się kiedyś czy nie jesteś DDA i czy pewne Twoje problemy z tego nie wynikają?
Moje problemy wynikają z tego, że jestem DDA. Jestem Dzieckiem Bohaterem, które bierze na siebie wszystko. Taka też byłam w stosunku do niego. Tak bardzo chciałam stworzyć mu szczęśliwy dom, że aż gdzieś się w tym wszystkim pogubiłam. On mógł sobie dosłownie leżeć na kanapie, bo ja zajmowałam się wszystkimi domowymi sprawami. Impulsywna też jestem, często w emocjach czy w gniewie mówię różne rzeczy, których żałuję. Przyjmowałam go po tych akcjach, bo raz go kochałam a dwa czułam się winna. Za jednym i drugim razem nagadałam mu za dużo i wiedziałam po prostu, że jego miarka się przebrała. Zawsze jednak udawało nam się z tego wyjść. Od czasu naszej ostatniej kłótni bardzo dużo w sobie zmieniłam, rozmawiałam z nim spokojniej i bez pretensji.
Dziecko-bohater w dorosłym życiu lubi wszystko kontrolować i planować, bardzo źle znosi kiedy inni nie poddają się jego planom. Wtedy często czują się bezradni, a to z kolei wywołuje złość. Ma też tendencję do nadopiekuńczości wobec partnera
Wiem, wiem. Jestem też strasznym pedantem, mam chyba zaburzenia kompulsywne. Wszystko musi być w ustalonym idealnym porządku. Ale on o tym wiedział, wiedział, że z tym walczę, że staram się odpuszczać. Czasami mi się nie udawało. Byłam w stosunku do niego też nadopiekuńcza. Pytałam czy jadł, czy ciepło się ubrał, czy jest zmęczony, czy chce herbatki. Pytałam nawet czy czuje się przeze mnie kochany i doceniany. Robiłam dokładnie tak jak z moim ojcem. Kiedy on się oddalał, ja przybiegałam z jeszcze większą dawką troski, miłości i uczucia. Nie mówię, że nasze rozstanie to tylko jego wina, ja też nie byłam idealna ani święta.
Rozkminiacie tutaj filozoficznie i psychologicznie bardzo prostą rzecz. Tak szybką zmianę decyzji co do związku może spowodować tylko inna kobieta. On sobie w tej relacji trwał, męczył się, przez Wasze wspólne problemy oddalał, wyrzuty sumienia, wygoda, itp. nie pozwalały mu odejść, ale czekał na ten impuls. Poznał kogoś, kto go zafascynował, męczył się dalej, rozmowa o przyszłości związku zapaliła lont dynamitu, który rozwalił Wasz związek. Zrozumiał, że nadszedł czas wyboru, Ty zaczynasz zadawać niewygodne pytania, on chciałby już to przerwać, ale trochę szkoda, trochę niewygodnie, w sumie nie było źle, tam jest jeszcze niepewnie. Może chciał wrócić, bo ta inna kobieta nie chciała być powodem Waszego rozstania i kazała mu wybrać a on poczuł, że traci grunt pod nogami i zaraz zostanie całkiem sam. Może ona też ma innego partnera a on chciał przeczekać, dopóki się u nich nie wyklaruje. Coś wydarzyło się pomiędzy tym wtorkiem a poniedziałkiem co sprawiło, że podjął ostateczną decyzję. Może w jego nowej znajomości nastąpił przełom, może sam wybrał nie Ciebie. Coś w tym czasie napewno w nim się zadziało, coś negatywnego dla Waszego związku. Związku, nawet tego kulawego, nie kończy się ot tak w sekundę, jeśli nie ma tam trzeciej osoby. Taki właśnie ktoś jest tym punktem zapalnym, nadzieją na zmianę. Jego nadzieja była jeszcze słaba tydzień temu, ale w wyniku jakiegoś wydarzenia zmieniła się w silną pewność. Nie dowiesz się nigdy dlaczego. On nie powie Ci prawdy, bo z tego co piszesz, czuje się w jakimś stopniu winny i nie fair. Będzie chciał chronić siebie i Ciebie. Może za jakiś czas zobaczysz wspólne fotki na facebooku albo ich razem, wtedy pewnie się domyślisz, ale teraz nie szukaj odpowiedzi. Ona jest dla Ciebie zbyt bolesna jak na ten etap i on o tym wie. Zachował się jak palant, ale tutaj będzie starał się postąpić mądrze. I nie doszukuj się logiki w tym, że Cię kocha, ale chce się rozstać. Co miał powiedzieć? że już nie kocha? Padnie pytanie kiedy się odkochał i dlaczego. Będzie musiał powiedzieć prawdę. Usłyszy mnóstwo zarzutów o bycie nieuczciwym, okłamywanie Cię przez większość czasu trwania związku. On chce tego uniknąć. Takie moje zdanie...
I nawet jeśli nie ma tam innej kobiety a on nadal Cię kocha, to jest jeden definitywny wniosek: nie chce z Tobą być, po prostu. Gdyby chciał i byłaby to naprawdę taka silna prawdziwa miłość to zostałby z Tobą. Nawet nie bedąc pewnym przyszłości związku nie odchodzi się gdy padają takie pytania, chyba że chciałaś brać ślub w to Boże Narodzenie. Na ogół kiedy człowiek jest nawet z Tobą mimo że nie do końca nie jest pewien czy to akurat miłość na całe życie jakoś dalej ma nadzieję, że może z czasem, może się poznacie, może się poprawi. Reakcja tak silna jak jego pokazuje, że miał to już przemyślane i po prostu nie chciał kontynuować tego związku, nie za 5 czy 50 lat tylko nawet do kolejnego tygodnia. Powodów może być wiele, ja obstawiam inną kobietę, ale również fakt, że chciał się wyszaleć, jego miłość zgasła, zauroczenie nie przemieniło się w nią, czuł się niekomfortowo w związku, jego potrzeby nie były realizowane, może rodzina, która jak piszesz, nie przepadała za Tobą, szepnęła jakieś słówko. Motywy tak naprawdę nie są ważne. Naturalne, że Ty starasz się je zrozumieć, byliście razem, kochaliście się, dzieliliście życie, każda normalna osoba w takiej sytuacji pyta co właściwie poszło nie tak. Wniosek jednak jest jeden: on po prostu nie chce, gdyby chciał to by tego tak nie zostawił. Ludzie są w imię miłości zdolni do niesamowitych poświęceń i kompromisów, mogą ratować relację i po 700 razy. Coś sprawiło, że on postanowił to po prostu przeciąć. Jakaś iskra zapalna pojawiła się już w trakcie trwania związku, ale to co ją wznieciło, wydarzyło się w trakcie dni między próbą powrotu a definitywnym zerwaniem. Do tego czasu błądził i nie był pewien co robić, później nabrał pewności.
Wiem, że on już nie wróci, pogodziłam się z tym, chyba też nie chcę już wiedzieć dlaczego. Jakie macie sposoby na przetrwanie tego trudnego czasu po rozstaniu? Ile trwał u Was ból? Ja ryczę w sumie ciągle, ponad półtora roku mieszkaliśmy razem. Nie pamiętam już jak to jest żyć bez niego.
Przede wszystkim zająć czymś myśli, dużo gadać z ludźmi, wychodzić. Unikać siedzenia samemu ze swoimi myślami, wspomnieniami. Ten ból minie, już za miesiąc, dwa będzie lepiej. Akurat w takim głupim czasie Ci się to przydarzyło, święta, grudzień, wszędzie miłość na zmianę z deszczem i szarugą. Musisz to przetrwać, starać się nie myśleć, nie rozdrapywać ran. Przede wszystkim nie wspominać a jak już to złe momenty. Nasz mózg ma to do siebie, że pamięta z czasem tylko to co dobre, to pułapka. Zero dobrych wspomnień. I tak Wam się nie układało.
Właśnie mam ten problem, że pamiętam tylko te dobre...nawet w dzień jego wyprowadzki było dobrze, byliśmy szczęśliwi, rozmawialiśmy o Mikołajkach, sylwestrze. Ja ciągle tego nie ogarniam, chociaż ludzie, którzy patrzą na to z boku, tłumaczą mi, dlaczego stało się jak się stało. Dochodzi to do mnie gdzieś tam, ale z drugiej strony nie potrafię tego przerobić. Moje życie to na zmianę spanie, płakanie i wymiotowanie, bo mam tak silną nerwicę.