Chcę się rozstać z mężem, a powodem jest złe moim zdaniem traktowanie mojego dziecka, które nie jest jego biologicznym. Z mężem mam też drugie dziecko - jego biologiczne, ma 2 latka. Między dziećmi jest 3 lata różnicy.
Nie mam pojęcia co zrobić - mąż jest wspaniałym ojcem dla młodszego, czyli swojego. Starszego nie traktuje w moim odczuciu dobrze.
Teraz Starszy synek: jest dzieckiem bardzo wrażliwym, nieśmiałym, niełatwo nawiązuje relacje. Jednak obecnego męża nazywa tatą, często mówi, że go kocha. Garnie się do niego, ale widać, w moim odczuciu, że jest jakiś sztywny, wyczuwa moim zdaniem że coś jest nie tak, jak być powinno. BARDZO chciałby mieć szczęśliwą rodzinę, kocha miejsce w którym żyjemy (miasto męża, dom jego), kocha przedszkole, słowem jest mu tu bardzo dobrze, pomijając fakt, że ma ojczyma, który go nie kocha.
Mąż: Uwielbia swojego syneczka - tego małego. To jego oczko w głowie. Bawi się z nim, obściskuje, całuje po 10 minut. Po moich interwencjach stara się hamować przy starszym. Zawsze broni małego, kiedy np. mały kopnie psa, mąż się uśmiecha, owszem, skarci, ale delikatnie, bez nerwów, spokojnie. Starszego dwa razy szarpnął i z nerwem do niego,żeby ni kopał.
Z maluszkiem jest delikatny, twierdzi, żę to dlatego, że to jest bobas jeszcze, ale ja czuję podskórnie, że to nie o to chodzi, bo starszego tak samo traktował od kiedy go znał, czyli mniej więcej od kiedy miał roczek.
Do mojego synka jest oschły, przytuli go tylko jak synek podejdzie, i to tak na chwilę, z łaski. Sam owszem przytuli czy pocałuje, ale w moim odczuciu na odczepnego.
Mam w sobie lęk, że gdyby mnie nie było w domu i wybuchłby konflikt między dziećmi, starszy mógłby ucierpieć, mąż na niego nakrzyczałby. Bo zawsze z założenia jest to wina starszego, bo przecież mały jest słodki, niewinny.
Ja do męża straciłam uczucia. Moim zdaniem brak mu ciepła dla starszego, uważam, żę nigdy go nie pokocha. Jesteśmy razem 3 lata i owszem, zmieniło się, że maż się stara, ale ciągle mam wrażenie, że to jest wtedy gdy ja jestem - a co jakby mnie nie było?? Jak zachowałby się wtedy w obliczu konfliktu? Nigdy nie chciał usypiać ze mną starszego, do małego zawsze jest. W nocy jeśli trzeba wstać do małego, mąż troszkę pozrzędzi, ale z miłością i czułością uspokaja synka. Do starszego nawet nie wstaje, czeka aż ja to zrobię. Słowem starszego uważam może nie to, żę nie lubi ale NA PEWNO NIE KOCHA. Zreszt ą sam to przyznał. Mąż twierdzi, żę może na jakiś sposób go kocha, ale wiem, żę tylko tak gada, bo czyny zupełnie temu przeczą.
Mąż ciągle pilnuje czy młodszemu nie dzieje się krzywda - zarzuca mi, żę pozwalam na wszystko starszemu, a młodszemu nie, że np. coś kupuję, to nie wolno mi kupić tylko starszemu, muszę kupić i młodszemu. Zarzuca mi, że starszemu kupuję lepsze zabawki,np. Lego czy Playmobil, i moje tłumaczenie, że młodszy wszystko niszczy (tak jest) i szkoda mi pieniędzy aby mu kupować drogie rzeczy, spotyka się z brakiem zrozumienia. Starszemu jak był w wieku młodszego też kupowałam "byle co" w kioskach aby to popsuł, dopiero jak miał powyżej 3 latek, zaczęłam droższe zabawki kupować.
Generalnie mój problem, bo mam ogromny przytłacza mnie tak, żę wpadłam w depresję. Nie wiem co mam robić - tkwić dalej w tym małżeństwie, spróbować pomóc mężowi, bo on twierdzi, żę chce się zmieniać i traktować ich równo, kosztem moich nerwów czy też odejść z chłopakami i życ samej? No i tu nie wiem też co będzie dla nich lepsze - mały bardzo kocha wszystkich, swojego ojca też. Starszy też chyba lubi swoje życie, nie wiem, nie umiem tego powiedzieć, bo to jeszcze małe dziecko, mówi różnie, raz, żę kocha męża obecnego, raz że wolałby żeby go nie było, bo jest spokój, że wolałby mieszkaćz braciszkiem, mamą i swoim prawdziwym ojcem (który go regularnie odwiedza, ale jest beznadziejnym ojcem).
NIE MAM POJĘCIA CO MAM zrobić żeby było dobrze dla dzieci!!!
Czy czekać nie wiadomo na co, może ta zmiana nastąpi a może nie, ale to przecież już 3 lata razem mieszkamy, a ja już nie mogę wytrzymać jak patrzę na to inne traktowanie? A z drugiej strony, mam zabrać młodszemu ojca?? Ale też dlaczego młodszy ma mieć ojca, a starszy cierpieć?? Boli mnie to różne traktowanie, np. jak mały się wyłoży, to zaraz jest :"no chodz do tatusia, boli, maluszku? tatuś pocałuje", a jak starszy się wyłoży to jest" no wstawaj, nie ma co się mazać, do wesela się zagoi" i ani całusa, ani nic.
Co myślicie?? Błagam, doradźcie co mam zrobić w tej sytuacji, bo jest nie do pozazdroszczenia.