Rossanko, ja chciałam powiedzieć, że miłość nie zna granic wiekowych. W każdym wieku, jak okoliczności będą sprzyjać, można kogoś poznać.
Ja jestem świadoma faktu, że jestem spełniona w rodzicielstwie, o czym nie chciałam wcześniej pisać, żeby co poniektórych, w tym Milki i Ciebie nie dobijać, i udało mi sie zrealizować w życiu kilka marzeń, które tu pominę. Za mąż wyszłam, bo się po prostu ktoś mną zainteresował i nie "zepsuł' mi młodych lat w oczekiwaniu na papier. Nie był szpetny, był inteligentny, z poczuciem humoru, oczywiście przejawiał wszystkie znaki zwiastujące rozwód i niezgodność charakterów, ale nie miałam doświadczenia życiowego, żeby je jako młoda dziewczyna właściwie odczytywać.
Jako młoda kobieta po rozwodzie przeszłam przez wszystkie kłopoty, z którymi boryka sie samotna matka, bo też ojciec dzieci mi w niczym nie pomagał. Jeszcze ze zdrowiem miałam problemy, bo wskutek stresu związanego z rozwodem ciężko się pochorowałam. Ale teraz macierzyństwo sprawia mi wiele radości i do tego poukładały mi się różne sprawy, które wpływają na poczucie bezpieczeństwa. Dlatego tak sie rano zdenerwowałam. Rozumiem, że można mieć dół, większy mniejszy, ale na Boga życie jest od tego, by brać się z nim za bary. Trzeba walczyć, w razie potrzeby leczyć się, skorzystać z porady specjalistów. A tu kolejny rok w poczuciu beznadziei, bo portek brak. Oczywiście, ja też przechodziłam żałobę po rozwodzie, jak po śmierci ukochanej osoby i też początkowo nie wyobrażałam sobie innego życia jak życie w parze. Czułam się bezwartościowa, bo sama. Było wiele wieczorów, kiedy kładłam się w ubraniu do łóżka, a dzieci "latały" po domu samopas. Ale zaczęłam robić wiele, by sobie pomóc, afirmacje, pisanie, uczestnictwo w mszach uzdrawiających, terapeuta, lekarze, leki, dzienniczki wdzięczności, liczne książki o pracy nad sobą, nawet wizyty u różnych magicznych szamanów. Nawet wplątywałam się w jakieś relacje, ale jak sie okazywało, to nie rozwiązywało zupełnie moich problemów porozwodowych. Im więcej czytałam tamten wątek, tym więcej sprzeczności widziałam. BO jak można płakać, że portek brak, a jednocześnie twierdzić, że się ten rozdział zamknęło.
Nie mam szerokiego grona znajomych i to ja zwykle dostosowuję się do planów innych, żeby się spotkać. Uczestniczę też w pewnej grupie wsparcia jeśli chodzi o utrzymanie zdrowego stylu życia. Poza tym po prostu lubię siebie i swoje życie. W tygodniu mam do czynienia z tyloma ludźmi, że w weekend bez dzieci wręcz lubię sie zaszyć w domu i mieć czas tylko dla siebie. Lubię się ze sobą ponudzić i nie mam z tym problemów. Swojej przestrzeni zawsze potrzebowałam. Poza tym, po tych związkach które miałam, odkryłam, że lubię samodzielnie decydować o sobie, w szczególności nie znoszę wtrącania się w moje decyzje finansowe no i że jak jest poczucie bezpieczeństwa szeroko rozumiane, to życie singielskie jest sporo łatwiejsze niż z partnerem o trudnym charakterze, czy po prostu charakterze innym niż nasz.
Co do Hanny Bakuły, to tak pół żartem, pół serio. A tak serio to zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę jestem tak skupiona na sobie, że po prostu nie mam nic potencjalnemu partnerowi do zaoferowania, co oznacza, że dawno nie spotkałam, kogoś, dla kogo chciałoby mi się nosić sukienki i poświęcać wolny czas. Nie chcę więc kogoś, kto byłby mną zainteresowany, unieszczęśliwiać. A może po prostu jestem bardziej świadoma swoich wymagań i nie akceptuję pierwszego lepszego, który zwróci na mnie uwagę. A takiego, który by mi dał swoją kartę kredytową, jak pisała Bakuła, w dowód miłości, jeszcze nie spotkałam 