Tom, może po prostu się nie zrozumieliśmy i wynikła z tego niepotrzebna dyskusja?
Po prostu uważam, że choćby nie wiem jak bardzo ktoś nie miał warunków, intelektualnych czy szkolnych, jeżeli coś mu nie wychodzi, to trzeba w to włożyć pracę i wyjdzie.
Nie trzeba być prymusem, trzeba po prostu wyrzec się popołudniowej drzemki i zamiast tego obejrzeć jakieś filmy objaśniające, porobić zadania, dać coś od siebie. Polecam obejrzeć wywiad Remigiusza Maciaszka dla matura to bzdura, mówi on tam, że matematyka zupełnie mu nie leżała i miał z jej powodu oblać, ale nauczyciel go wziął w ryzy, pomógł. Tłumaczono mu różne rzeczy x razy a on zawsze zapominał, aż pewnego dnia "pstryknęło" tj. zrozumiał i od tamtej pory to był jego ulubiony przedmiot.
Ja też zawalałam w liceum matmę i jak siadałam w końcu nad trygonometrią to mi się na płacz zbierało bo nic nie rozumiałam. Trzeba było sięgnąć do podstaw i tak długo przerabiać aż weszło.
Dlatego uwielbiam ten przedmiot, nie ma tu rycia na pamięć tylko praca i zrozumienie. Z czasem jest coraz łatwiej.
Jak już mówiłam, uczyłam się sama w domu także wiem, że można. Wymarzyłam sobie Politechnikę i musiałam maturę zdać najlepiej jak się da na poziomie rozszerzonym toteż siedziałam nad tym cały wolny czas.
Miesiąc przed maturą potrafiłam siedzieć nawet i ponad 14 godzin dziennie nad zbiorami zadań i wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić nawet na odcinek serialu dla relaksu.
W ten sposób zrealizowałam marzenie. Nie każdy musi dostać się na wymarzoną uczelnię, ale nie zapomnę ile pracy mnie to kosztowało.
Dlatego narzekanie na swój los w czasie gdy ku temu nie wykonuje się NAPRAWDĘ ciężkiej pracy z wyrzeczeniami jest dla mnie słabe.
Jeżeli chodzi o 30% na podstawie to łatwo to osiągnąć i nawet ktoś kto nigdy nie ogarniał matmy może dać radę jeśli się zaweźmie.
Nie lubię ludzi słabych którzy narzekają a niestety tak cię widzę kiedy marudzisz, że nie każdy ma predyspozycje.
Ja nie mam. Nadrabiam pracą.
Tak samo miałam z j. Polskim, bardzo wymagająca nauczycielka, jędza, za wszelką cenę chciała mnie udupić, oceniała tzw. zero jedynkowo - potrafisz wszystko na pamięć to zdasz, jak potrafisz 90%, nie zdasz.
Trzeba było mieć u niej wszystko zaliczone, m.in. charakterystyki wszystkich postaci z każdej lektury szkolnej. Losowało się dwie i trzeba było napisać w 45 min pełną charakterystykę i los bohaterów.
Trafiłam na Telimenę z Pana Tadeusza i narratora ze Sklepów cynamonowych. Także bida. Były również tabelki - każda lektura od gimnazjum, w niej: data powstania, autor, czas akcji, miejsce akcji, motywy, główni bohaterowie, problematyka.
Wyszło ponad 8 stron a4 czcionką 10. Test polegał na tym że znajdowała się w tabelce jedna informacja i trzeba było uzupełnić pozostałe. Np. 1823-1824.
To nie wszystko, co wymyśliła, z każdej epoki były testy ustne gdzie nie mogło zabraknąć nawet jednego słowa. Tak długo wyszukiwała aż kogoś łamała.
Uczyłam się na pamięć 2 miesiące, NIE MIAŁA CZYM MNIE ZAGIĄĆ, a bardzo chciała. Ale powymyślała, i zagięła.
Odwołałam się (ponoć jak się dowiedziała to się ładnie naprzeklinała) i na egzaminie z dyrekcją dostałam ocenę bardzo dobrą.
Maturę ustną z polskiego zdałam na 100%. Podstawę na ponad 90%.
Nie ma przeciwności losu. Jest tylko ciężka praca.