Mówię, jeśli ktoś chce koniecznie żyć w świecie, gdzie życie to ciągła walka ze wszystkim - jego broszka - pełno jest masochistów różnej maści na tym świecie
to jest dla mnie jasne, podzielam Twój punkt widzenia jak najbardziej
ja osobiście nie widzę powodu, dla którego miałabym "walczyć" z alkoholikiem i być z nim w związku.
ja osobiście też nie widzę powodu dla którego miałbym "walczyć" z kim kolwiek, z tą drobną różnicą, że nie przekreśla to bycia w związku
Bo cierpienie uszlachetnia? Bo powinnam nieść swój krzyż? Bo to mój mąż? Bo go kocham?
opieranie trwania związku, na takich motywach działań lub ich braku, trochę się mija z celem, według mnie
to może pokaż mi alkoholika, którego nałóg nie wpłynął negatywnie na rodzinę czy najbliższe otoczenie.
nawet ci już teraz niepijący wyrządzili tyle krzywd przez lata picia i nieprzyznawania się do tego, a potem przez miesiące czy lata terapii, że prośba o niewrzucanie wszystkich alkoholików do jednego worka wydaje mi się śmieszna.
wystarczy poczytać historie tutaj opowiadane przez kobiety.
czytam to forum już chwilę, jakoś nie widzę za wiele historii, kobiet których związki trwają, jakoś nie widzę za dużo historii gdzie związki się rozpadły, gdzie mimo wyeliminowania alkoholika kolejne związki są szczęśliwe
zadawanie takiego pytania, jak pokaż mi alkoholika to wiesz
pokaż mi dentystę który nie widział zęba
pokaż mi kogoś, kto potrafi wybaczyć?? pokaż mi kogoś kto bierze ślub kościelny, trzyma się swojej wiary, niegrzeszy, ale to takich pierdu pierdu można pisać
jest tu kilka osób, które z takimi problemami się borykają, i jakoś nie jęczą, nie sugerują co lepiej a co gorzej
problem w tym, żeby samemu zdecydować i być świadomym, wtedy nie ma obaw, nie ma "codziennej walki" z kimś
wtedy jest życie, reszta to dla mnie na chwilę obecną imitacja poczucia szczęścia opartego na wyimaginowanych często rzeczach, przeświadczeniach, zapewnieniach
gdyby moja partnerka dziś tutaj napisała, napisała by że warto próbować, i nie sądzę że żyje tym, czy wrócę pod wpływem, o zgrozo nie jestem w stanie jej tego zagwarantować
ja osobiście nie znam wiele związków które taką próbę przeszły, większość alkoholików których znam są po rozwodach, jednak czy wyklucza to coś, dla mnie w żaden sposób
tak naprawdę, dziś sądzę ze największą przeszkodą jest poczucie wynagrodzenia/naprawienia z jednej strony nie wyobrażalności/sposobności popełnionych krzywd z drugiej strony
nie wyobrażalności zadość uczynienia za doznane krzywdy
życie pokazuje, że cierpienie po coś jest, dodam przekornie, że trwanie w ciągłym cierpieniu, niestety nie uszlachetnia, znam to z życia własnego
łopatologicznie, musi być ktoś/coś żeby towarzystwo w dupsko kopnąć, do działania
albo wykreślić by należało, słowo miłość, bo w takim razie to jedna wielka ściema, uwarunkowań psychiczno -emocjonalno- materialno spełnionych żadań jednej osoby względem drugiej, gdzie o poziomie "wielkości" miłość świadczy poczucie, wynagrodzenia z drugiej strony
Więc na pytanie Autorki, zresztą jak już sugerowane było
"Jak pomóc sobie ..."
udać się na terapię dla osób współuzależnionych, przejść ją do końca, reszta sama się rozwiąże
"Widzenie oczyma mądrości zawsze dążyło najpierw do zmiany widzącego; wówczas okazywało się że to, co widzi, przeważnie samo się o sienie zatroszczy" R. Rohr