Od paru lat, naiwnie wierzyłam w to, że ten problem mamy już za sobą.
Mój mąż zawsze lubił wypić, czy była do tego okazja czy też nie. Na imprezach, przeważnie upijał się do tego stopnia, że często wielu rzeczy później nie pamiętał, Kiedy tylko miał dzień wolny, musiał napić się piwa, ja byłam temu przeciwna, teście go w tym wspierali, cieszyli się kiedy mogli się z nim napić, zawsze mu stawiali, jak skończyła się jedna butelka, po niej pojawiała się następna lub wino albo piwo, aż mąż kończył nad sedesem. Wtedy teściowa twierdziła, że, ,coś " mu zaszkodziło. Kiedy spedzalismy u nich urlop, nie było dnia bez alkoholu, kiedy wybieraliśmy się samochodem do znajomych, teściowa już zadbała o to żeby on nie musiał prowadzić, wysłała teścia, żeby nas zawiózł, a później po nas jechał. Zwracała mi uwagę mówiąc, czego ja chcę. Przecież jak chodzi do pracy to nie pije. A ja? Nie potrafiłam się sprzeciwić, odezwać, chociaż bardzo to przeżywałam. Tak było do pewnego czasu, kiedy poszedł pijany do pracy. Wrócił z jakiś kursów, które pomyślnie zakończył więc musiał je w drodze do domu opić, kiedy zwróciłam mu uwagę, nie spodobało mu się to i wyszedł poprawić, później w takim stanie poszedł do pracy. Spóźnił się do niej parę godz, ponieważ po drodze do niej usnął, ja się martwiłam kiedy jego koledzy dzwonli do mnie I pytali dlaczego nie ma go w pracy. Bałam się, że coś mu się stało. Po tym zdarzeniu, miałam tak dosyć wszystkiego, że chciałam się z nim rozstać. Jednak do tego nie doszło. Powiedziałam, że nie chcę więcej alkoholu w naszym domu. Przez jakiś czas był spokój, mgła w piątki spokojnie wracać do domu, nie obawiając się, że zaraz się czegoś napije. A później nawet nie wiem kiedy to się zaczęło, kupił wino nalał nam po lampce, innym razem był drink, taka mała buteleczka ze sklepu, którą rozlał nam na pół. Myślałam, przecież to nic takiego, jeśli od czasu do czasu się z nim napiję tą lampkę wina to nic się nie stanie. I tak się zostało już w każdy weekend. Dziwiło mnie tylko, że po napiciu się paru łyków wina lub drinka, ma niewyrazną mowę, czasami kiedy wracałam później do domu widziałam, że jest wypity ale wszystkiemu zaprzeczał. A ja naiwna wmawiałam sobie, że jestem przewrarzliwiona.
W końcu spotkała mnie ,,niespodzianka " parę dni temu znalazłam w łazience, całkiem przypadkowo małą butelkę po wódce, mąż był strasznie zaskoczony, wypierał się,że niewie co to za butelka itd. W końcu przycisniety przyznał, że dzień wcześniej ją wypił, bo skoro mi to przeszkadza , to musiał się ukrywać.
Żałuję bardzo, że piłam z nim w te weekendy, robiłam to wbrew sobie, mało kiedy dopijałam lampkę wina do końca lub drinka, on kończył go za mnie. Jestem załamana, chcę teraz pomóc sobie, nie chce dalej tak żyć. Z nim na razie nie rozmawiam, zastanawiam się co zrobić. Nie mam nawet z kim o tym porozmawiać, bo pewnie każdy mi powie to co on, że gdyby mi to nie przeszkadzało to by się nie ukrywał.
Jak mam sobie z tym poradzić? Bo na pomoc jemu, już nie mam siły.
Przykro mi, ale śmiało mogę stwierdzić, że twój mąż ma problem. Zaciągnij go na jakąś terapię. Życzę powodzenia
3 2016-07-19 13:35:11 Ostatnio edytowany przez Gosia1962 (2016-07-19 13:37:42)
Twoj maz jest alkoholikiem. Jego droga do kariery alkoholika jest typowa.
Postaw mu ultimatum: albo sie leczy, albo ty idziesz precz.
Ale nie rzucaj slow na wiatr. Masz gdzie isc?
Ja znam wiele kobiet, ktore wyznaja zasade: pil, bil, ale...byl.
przepraszam, ale powiem tak:
To taka typowa polska formacja rodzinna. Sory....a jak juz slysze, ze Krysia...Marysia....Basia bedzie (znowu) miala dziecko z mezem-alkoholikiem, to opadaja mi rece.....
Ja bym z alkoholikiem, ktory odmawia leczenia nie byla nawet 5 minut. Wolalabym jesc suchy chleb. ULTIMATUM!!!!!!!i na terapie idziesz tez.
brzydze sie zapijaczonej geby, smrodku i tego metnego spojrzenia.
Malzenstwo to dla mnie wsparcie, pachnacy maz, z ktorym mam chec na przytulanki i sest.
Takiego zapijaczonego gada bym sie brzydzila.
4 2016-07-19 14:56:50 Ostatnio edytowany przez Amethis (2016-07-19 15:08:57)
brzydze sie zapijaczonej geby, smrodku i tego metnego spojrzenia.
Malzenstwo to dla mnie wsparcie, pachnacy maz, z ktorym mam chec na przytulanki i sest.
Takiego zapijaczonego gada bym sie brzydzila.
Moze warto zacząć od poznawania nowych zapachów wietrzenie domu na pewno pomaga, w oddechu swiezym powietrzem, co pewnie po wielu wspolnych chwilach, pomaga wyczuc woń alkohoku w domu
Gorzej jak ta twarz, mimo zmiany zapachu, wciąż wyglada jak zapijaczona
Wtedy znow wzrok by leczyć
A poważnie, czesto leku przed tym ze z czyms zostajemy sami, podejmuje nie racjonalne decyzje, sprzeczne tak naprawde z samym sobą, robienie czegos wbrew sobie, albo wmawianie ze tak bedzie lepiej, jest chore
Warto skorzystac z pomocy, przelamac wstyd, walczysz o siebie, takie zycie
Rownie dobrze partner moze odejsc, zginac, i co wtedy pojawia sie podobna zagowstka, zostałam z tym sama
Nie bylem na terapii, ale sadze ze jest jeden z glownych celow, samodzielnosc emocjonalna, zyciowa, decyzyjna,
Ciezko utrzymac zwiazek, gdy jedno stajet sie samodzielne, a drugie chce sie do tej samodzielnosci podpiac, czesto role sie odwracaja,
Nie oczekuj niczego od terapii, poza zmiana siebie!!! Wazna jest tez rownowaga wedlug mnie zeby z skrajnosci w skrajnosc nie popadac, bo zycie pokazuje ze rzadko kiedy przyslowiowego byka za rogi sie tak naprawde łapie
Troche jakos mi trudno ogarnac sens ostatniego wpisu.
Ja uwazam, ze z alkoholikiem nie da sie zyc. Mysle, ze jestes wspoluzalezniona (poczytaj o tym). Terapie powinniscie odbyc razem.
Jesli maz nie zgodzi sie na terapie, to grubo musisz sie zastanowic, czy chcesz z nim zyc. Ja bym nie umiala, nie chciala i nie mogla. Ale w Polsce wiele kobiet tak musi zyc, bo nie ma zaplecza dla rozwiedzionych kobiet alkoholikow. Dlatego pytalam, czy masz gdzie pojsc.
Alkoholizm to choroba, ale choroba z wyboru.
Ty masz tez wybor.
Gosia, nie mam gdzie iść, to mieszkanie jest nasze wspólne, urządzane przez całe lata, na pewno nie zostawię mieszkania mojemu mężowi, to on musiał by się wyprowadzić, nie mieszkamy w nim sami. Jest dwójka dzieci i jedno jest już pełnoletnie, pracuje drugie, jeszcze się uczy, więc na pewno nie pójdę wynajmować . Mam rodziców, jednak w innym mieście, a pracy też nie zostawię. Zastanawiam się nad terapią, ale na tą chwilę, niewiem czy chcę z nim jeszcz być. Już mu nie ufam, boję się, że znów wrócimy do tego co było parę lat temu, naprawdę bardzo się tego boję, nie chcę przechodzić przez to jeszcze raz. Ciągła niepewność, obawa czy się dziś napije. . ? Nie mam na to zdrowia, płakać mi się chce. Jutro będę widziała się z psycholog, porozmawiam z nią spokojnie, zastanowie się. Nie chcę rzucać słów na wiatr. Na razie prawie z nim nie rozmawiam, nie dlatego, że mam jakieś fochy, tylko aby nie powiedzieć czegoś niewłaściwego, zbieram myśli, żeby mądrze postąpić, nikogo przy tym nie krzywdząc .
No to jestes w sytuacji wielu polskich kobiet, ktore beda do konca swych dni dzielic 4 sciany z alkoholikiem. Bo jak pisalam, kiepskie "zaplecze socjalne" dla takich jak ty.
Co tu mozna poradzic?
Chyba prawie nic. Czy psycholog da ci sensowna rade? moze tak, moze umie czarowac i wyczaruje ci nowe zycie.
W kraju gdzie mieszkam, nie ma takich sytuacji, bo kobieta-jesli chce-ucieka od alkoholika.
Nie wiem, co ci napisac. Zycze sily, madrosci i wytrwalosci. I swiadomosci, ze maz jest chory na paskudna chorobe alkoholowa. Oraz to, ze jesli bedzie chcial przestac pic, to on musi miec ta wole sam. Na terapie go nie zaciagniesz, to musi byc dobrowolne.
Troche jakos mi trudno ogarnac sens ostatniego wpisu.
Ja uwazam, ze z alkoholikiem nie da sie zyc. Mysle, ze jestes wspoluzalezniona (poczytaj o tym). Terapie powinniscie odbyc razem.
Jesli maz nie zgodzi sie na terapie, to grubo musisz sie zastanowic, czy chcesz z nim zyc. Ja bym nie umiala, nie chciala i nie mogla. Ale w Polsce wiele kobiet tak musi zyc, bo nie ma zaplecza dla rozwiedzionych kobiet alkoholikow. Dlatego pytalam, czy masz gdzie pojsc.
Alkoholizm to choroba, ale choroba z wyboru.
Ty masz tez wybor.
Moze problem w tym ze zawsze musimy miec sens
Jak najbardziej jestem za tym żeby, z nie trzezwiejaca osoba, nie trwac w nieskończoność
Ja sie tylko zastanawiałem, w sensie doznań zapachu-alkoholowego
Czy to tak trudne wyczuc że gość w dzien w dzień, daje z "twarzy" alkoholem przetrawionym
Tym bardziej osoby ktore nie spozywaja alkoholu maja problem chyba z wylapywaniem
Tego specyficznego odorku
Przeciez to czuć jak masakra,
Czasami dochodze do wniosku, ze jak dlugi to proces musi byc, zeby ten zapach na stale wszedl do domu, mieszkania, ze ten zapach jest jakby naturalny, dopiero po wiekszej dawce odczuwalny, jakby nie do zarejestrowania do momentu upicia sie goscia
Wiele osob dopiero po zrozumieniu, spotkaniu sie z problemem, jacys sie robią w tej materii spostrzegawczy bardziej
Idę dziś na spotkanie z psycholog, liczę na to , że mi coś podpowie. Sama niewiem w tej chwili jak zacząć z nim rozmowę, może udzieli mi jakiś wskazówek.
Gosia, czy Ty uważasz, że on jest już alkoholikiem? Rozmawiałam o tym tylko z jedną znajomą, która ma męża alkoholika, Ona twierdzi, że u niej to wyglądało zupełnie inaczej, jej mąż wpadał w korki, przez alkohol stracił pracę, ponieważ pracował jako zawodowy kierowca, a po pijanemu prowadził samochód, Ona twierdzi, że mój tak nie pije, a abstynent z niego nie zrobię, ponieważ każdy facet lubi się napić. Doradziła mi żebym się z nim umówiła, że on wypija piwo tylko w weekendy, a mnie to przeraża, znów znalazłabym się w punkcie wyjścia. Większość naszych znajomych, lubi pić, i piją prawie codziennie , często się upijają, gdybym komuś z nich powiedziała, że mam taki problem, to by powiedzieli, że przesadzam.
Sama się już zastanawiam czy nie przesadzam, ale mnie to niestety przeszkadza.
10 2016-07-20 16:01:51 Ostatnio edytowany przez Amethis (2016-07-20 16:04:41)
Powiem Ci tak
To co jest ogólnie spolecznie akceptowalne, nie oznacza ze jest normalne
Jest prostu test CAGE, ale na tetn test musi odpowiadac osoba uzywajaca alkohol
Wedlug amerykanów, skad i cale AA przywedrowalo, i pewnie wedlug wielu ludzi w tym kraju
Odpowiedz na jedno z tych pytan, swiadczy o problemie alkoholowym
Nie przejmiwalbym sie tym co kto myśli, bo to twoje zycie, nie bedziesz żyła relacjami z ludzmi
Tylko sama, z mezem, czy jest czy nie jest uzależniony
Piszedo Ciebie osoba uzależniona, i z tego co piszesz, a w dodatku pewnie jest jeszcze troche tego co nie wiesz
Sadze ze alkohol juz dosc dosc jest do egzystowania twemu mezowi potrzebny
I nic juz nie zmienisz, mozesz zmienic siebie
Sadze ze kwzda kobieta tutaj po terapii, czy bez, trzezwo myslaca Ci to samo powie
Alkoholizm jest choroba, ktora sie rozwija, ty zaczelas dostrzegać pewien etap tego
Kwestia co z tym zrobisz, meza zostawilbym w spokoju, tym szybciej udowodni ze ma problem, tym szybciej bedzie mogl sie sam skonfrontowac z konsekwencjami wlasnego pocia, czy podpijania
Wazne zebys ty nie "sprzatala" tego balaganu, i nie wplatywala sie w emocjonalne zagrywki, probujac zakazywac mu spożywania
Bo jesli jest uzalezniony, yo bedzuesz druga w kolejce w najlepszym przypadku, po tej malutkiej pustej flaszecce
I radze to szybko, przyjac do wiadomosci, pozwoli ci to wiele emocji ominąć
Jak najbardziej do specjalisty, ruszaj śmiało
Psycholog doradziła mi aby z nim spokojnie porozmawiała, dała mi namiary na ośrodki które zajmują się takimi problemami. Kazał dać je mężowi, żeby sam tam zadzwonił i umówił się na spotkanie. Dać mu jakiś czas na to, tylko ma to zrobić sam. Jednak kiedy już tam pójdzie, a powie, że przyszedł bo żona mu kazała, to każą mu wyjść. To on sam ma tego chcieć.
Rozmawiałam z nim dałam nr. telefonu miał zadzwonić, jednak dziś spytał po co? Jak będzie miał problem to zadzwoni, narazie nie ma takiej potrzeby, skoro ma nie pić, to po prostu nie będzie, powiedział, że jeśli jeszcze raz coś takiego zrobi to wtedy pójdzie. Próbowałam go przekonać, że przecież nikt mu tam głowy nie urwie, niech idzie opowie wszystko szczerze, niech tylko to sprawdzi, może rzeczywiście nie ma problemu, może to tylko ja jestem przewrarzliwiona na tym punkcie. Chciał żebym ja przedzwonła i poszła tam z nim ale niewiem czy tak można. Psycholog tego odradzała. Co o tym myślicie, spróbować iść z nim, czy czekać, może się więcej nie napije?
Wedlug mnie, zostaw w spokoju jego rozmowe ze specjalista,
W sensie zeby sam to swiadomie robil, bez przymusu
I tak zapewne bedzie to wielki "krok" dla niego
Jeśli co kolwi3m z tego wyjdzie
Psycholog doradziła mi aby z nim spokojnie porozmawiała, dała mi namiary na ośrodki które zajmują się takimi problemami. Kazał dać je mężowi, żeby sam tam zadzwonił i umówił się na spotkanie. Dać mu jakiś czas na to, tylko ma to zrobić sam. Jednak kiedy już tam pójdzie, a powie, że przyszedł bo żona mu kazała, to każą mu wyjść. To on sam ma tego chcieć.
Rozmawiałam z nim dałam nr. telefonu miał zadzwonić, jednak dziś spytał po co? Jak będzie miał problem to zadzwoni, narazie nie ma takiej potrzeby, skoro ma nie pić, to po prostu nie będzie, powiedział, że jeśli jeszcze raz coś takiego zrobi to wtedy pójdzie. Próbowałam go przekonać, że przecież nikt mu tam głowy nie urwie, niech idzie opowie wszystko szczerze, niech tylko to sprawdzi, może rzeczywiście nie ma problemu, może to tylko ja jestem przewrarzliwiona na tym punkcie. Chciał żebym ja przedzwonła i poszła tam z nim ale niewiem czy tak można. Psycholog tego odradzała. Co o tym myślicie, spróbować iść z nim, czy czekać, może się więcej nie napije?
Zanetka, jego ewentualne leczenie zostaw jemu. To on ma tego chcieć i to ma być jego decyzja. Ty zajmij sie swoim leczeniem. Poszukaj terapi dla wspoluzaleznionych.
Zapisałam się na terapię, i jego też namówił. Niewiem czy coś z tego wyjdzie, bo zrobił to z dużą niechęcią, i tylko dlatego, że ja naciskałam. On twierdzi, że nie jest uzależniony, jak by tak było, to znaczy, że w jego pracy wszyscy mają problem, bo każdy lubi wypić. Od kąd się zapisał mało się do mnie odzywa, chodzi z fochami, obrażony. A ja czuje się jak bym zrobiła coś strasznie złego, też zaczynam myśleć, że przesadziłam, mam straszne wyrzuty sumienia, może on naprawdę nie ma z tym problemu, a ja robię z niego alkoholika. Nie mogę sobie z tym poradzić.
(...) A ja czuje się jak bym zrobiła coś strasznie złego, też zaczynam myśleć, że przesadziłam, mam straszne wyrzuty sumienia, może on naprawdę nie ma z tym problemu, a ja robię z niego alkoholika. Nie mogę sobie z tym poradzić.
Załóżmy, że Twój mąż podejmie terapię. Jaka krzywda w jej trakcie może go spotkać? Co mu stanie się, gdy w jej efekcie potwierdzi, że nie jest alkoholikiem? Co mu się stanie złego, gdy uświadomi sobie, że alkoholikiem jednak jest?
A ja czuje się jak bym zrobiła coś strasznie złego, też zaczynam myśleć, że przesadziłam, mam straszne wyrzuty sumienia, może on naprawdę nie ma z tym problemu, a ja robię z niego alkoholika. Nie mogę sobie z tym poradzić.
Czujesz się tak, ponieważ jesteś współuzależniona.
Nie martw się, terapia Ci pomoże.
Miejmy nadzieję, że jemu też.
żanetka napisał/a:(...) A ja czuje się jak bym zrobiła coś strasznie złego, też zaczynam myśleć, że przesadziłam, mam straszne wyrzuty sumienia, może on naprawdę nie ma z tym problemu, a ja robię z niego alkoholika. Nie mogę sobie z tym poradzić.
Załóżmy, że Twój mąż podejmie terapię. Jaka krzywda w jej trakcie może go spotkać? Co mu stanie się, gdy w jej efekcie potwierdzi, że nie jest alkoholikiem? Co mu się stanie złego, gdy uświadomi sobie, że alkoholikiem jednak jest?
Też tak sobie, tłumaczę, że jeżeli nie ma problemu to, przynajmniej to sprawdzi, jednak niewiem czy będzie szczery na tym spotkaniu. Źle się z tym czuję, że tak osobiste problemy wywlekłam na światło dzienne. Co innego tu na forum, a co innego tak w realu.
żanetka napisał/a:A ja czuje się jak bym zrobiła coś strasznie złego, też zaczynam myśleć, że przesadziłam, mam straszne wyrzuty sumienia, może on naprawdę nie ma z tym problemu, a ja robię z niego alkoholika. Nie mogę sobie z tym poradzić.
Czujesz się tak, ponieważ jesteś współuzależniona.
Nie martw się, terapia Ci pomoże.
Miejmy nadzieję, że jemu też.
To wszystko to jakiś koszmar. Ja będę chodziła na terapię, ale co jeśli on nadal będzie popijał. ?
On nadal obrażony, prawie ze mną nie rozmawia , albo robi na złość. Jechaliśmy samochodem, a ten przekracza wszelkie prędkości, wie, że boje się takiej jazdy, a jak zwróciłam uwagę, to twierdzi, że mi zawsze coś nie pasuje, jak nie będzie to picie, to zaraz wymyślę coś innego.
19 2016-07-25 13:01:12 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-07-25 13:10:15)
Nie jesteś odpowiedzialną za decyzje i zachowanie drugiego człowieka, nawet jeśli jest nim Twój mąż.
To, czy będzie szczery, czy nieszczery zależy tylko od niego samego. Najwyższa pora, byś sobie to uświadomiła.
Wywlekasz osobiste problemy na światło dzienne? Świetnie! Wreszcie przestałaś ukrywać picie męża i dzięki temu utracił on w tym piciu bezpieczny kąt, stąd jego złość. Poza tym, istnieje coś takiego jak zobowiązanie do przestrzegania tajemnicy podczas terapii (oraz jej zakończeniu). Nikt (z terapeutami włącznie) z grupy, której będziesz częścią, nie będzie latał po mieście i obwieszczał wszem i wobec o tym, co dzieje się u Ciebie czy kogokolwiek innego.
Uczestnicząc w terapii zyskasz przytomne spojrzenie i na siebie, i na męża, i na jego picie. Łatwiej Ci będzie wtedy zareagować na to, gdy dalej będzie pił.
Cyngli napisał/a:żanetka napisał/a:A ja czuje się jak bym zrobiła coś strasznie złego, też zaczynam myśleć, że przesadziłam, mam straszne wyrzuty sumienia, może on naprawdę nie ma z tym problemu, a ja robię z niego alkoholika. Nie mogę sobie z tym poradzić.
Czujesz się tak, ponieważ jesteś współuzależniona.
Nie martw się, terapia Ci pomoże.
Miejmy nadzieję, że jemu też.To wszystko to jakiś koszmar. Ja będę chodziła na terapię, ale co jeśli on nadal będzie popijał. ?
Nic. Na terapii nauczysz się być stanowcza. Odrzucisz mechanizmy współuzależnienia i podejmiesz odpowiednią decyzję.
Terapia otwiera oczy na wiele rzeczy.
Na razie jest ok. Nawet weekend, minął bez alkoholu, pierwszy od. . . nie pamietam Teraz zbliża się urlop, i tego się obawiam, wczasy bez piwa. . . ? Czy to się uda? Jeszcze kilka dni spędzonych z jego rodzicami .
Jak by to było fajnie, gdybym tak nie musiała się tego obawiać.
Tak mi tłumaczył, w zeszłym tygodniu, że jak nie chcę, żeby pił, to nie będzie i koniec tematu. ( to było takie przekonywanie mnie, abym nie namawiała, go na to spotkanie z terapeutą ) . Ale kiedy spytałam, czy już nigdy? To niestety, odpowiedział, a dlaczego nigdy?
zanetka.
Powiem Ci jako była żona alkoholika i DDA.
Mydli Ci oczy. Ten człowiek myśli alkoholizmem a nie trzeźwo. I do zmiany sposobu myślenia potrzeba mu wsparcia od terapeuty. Bardzo niewielu wychodzi z tego o własnych siłach.
Nie wierz mu. To nie Twój mąż obiecuje, to jego choroba.
Im wcześniej to zrozumiesz i się odetniesz tym lepiej dla Was - Ty będziesz miała szansę na zdrowienie, on na to żeby poczuć jak bardzo spada na dno. Wtedy jest szansa, że sam zechce to zmienić.
Teraz nie chce.
23 2016-07-28 13:34:33 Ostatnio edytowany przez Amethis (2016-07-28 13:46:08)
Tak mi tłumaczył, w zeszłym tygodniu, że jak nie chcę, żeby pił, to nie będzie i koniec tematu.
:d
jego spożywanie zależy od Ciebie według niego ( dobre ), to już kontrolę stracił
więc równie dobrze można tak spreparować sytuację, żeby wyszło że specjalnie coś robisz, ale nie tylko Ty, może to być co kolwiek, w zasadzie nie wiadomo co, więc nawet sensu nie ma wdawanie się w walkę z wiatrakami
wszystko po to żeby się np zdenerwował, miał powód, w domyśle napił a konsekwencje przerzucił na kogoś, coś
to jest zmyłka/gra
NIE MASZ na to wpływu/ a jeśli to odmawiać zaproszeń do niej
daj Bóg żeby to był początek jego trzeźwości
bo jeszcze są różne koła ratunkowe, następne jeśli będzie, to będzie zwieszona mina, i pójście do terapeuty, jak myślisz jak co nastąpi
według mnie, a jestem z tej drugiej strony bandy
pozostaje Ci się przyglądać temu, jego postanowieniu, temu złożeniu w Twoje ręce, jego abstynencji
zauważysz drażliwość, wycofaj się, będziesz miała możliwość zobaczyć, jak pokrętna i przebiegła to "choroba"
zajmij się sobą w tym czasie, szkoda czas marnować, zapewne masz wiele spraw które są godne uwagi oraz realizacji
Kochana, z całego serca Ci współczuję tego co się teraz będzie u Was działo. Nie ma nic gorszego niż trzezwiejący alkoholik. Ja to czasem myślałam że wolałabym żeby mój alkoholik nigdy nie przestał pić, bo tamto byli już lepsze.
Chcesz to poczytaj mój wątek.
Tu w dodatku on nie chce przestać, on tylko chce żebyś Ty się nie przypieprzala.
Uzależnienie jest czymś strasznym, przejmuje kontrolę nad człowiekiem.
Ponadto Twojego męża już nie ma, teraz to jest inna osoba.
Nie ma nic gorszego niż trzezwiejący alkoholik. Ja to czasem myślałam że wolałabym żeby mój alkoholik nigdy nie przestał pić, bo tamto byli już lepsze.
masakra z alkoholikami, wpierw się uzależniają, sieją zniszczenie, potem nie chcą przestać, czasem na tym świecie przestają
jak przestają to lepiej żeby wrócili do starego
z przymrużeniem "oka" piszę
life is brutal and full of zasadzkas
Miłego Wieczoru Życzę
26 2016-07-28 20:19:59 Ostatnio edytowany przez Summertime (2016-07-28 20:21:00)
Jesteś współuzależniona .idz na spotkanie takich własnie osób .Masz jednak świadomość tego że On jest skończony w tym Swoim piciu .Ratuj siebie.Tylko odejście otworzy Ci oczy .To co dzieje się teraz w Twoim życiu.Teraz jesteś pod wpływem ciągłego stresu.to źle wpływa na zdrowie.Zadbaj o siebie.Zawalcz o Swoje życie.Nie poddawaj się.
Zapisałam się na spotkanie dla osób współuzależnionych, jego chciałam zapisać na terapię, jednak nie mogłam tego zrobić, powiedzieli, że musi zapisać się sam. Ponieważ siedził obok mnie kiedy tam dzwoniłam, więc podałam mu telefon, i w ten sposób został zapisany. Wcale nie był z tego zadowolony, więc niewiem czy na to spotkanie.
Mam jednak problem, zastanawiam się czy ja jednak nie przesadzam, czy on naprawde jest uzależniony, czy nie lub jeszcze nie. Mam taki mętlik w głowie.
Może napiszę jak to wyglądało kiedyś a jak teraz. Kiedy się spotykaliśmy, była taka sytuacja, że przyjechał do mnie na noc, przywiózł wino , którego ja nie miałam ochoty pić, więc On już leżąc w łóżku pił je prosto z butelki, byłam zszokowana jego zachowaniem. Później po ślubie, co tydzień jeździliśmy do jego rodziców, gdzie oni zawsze stawiali wódkę, nie powiem, żebym wtedy z nimi się nie napiła, bo bym składała, często jak już wódka się skończyła, teściowa przynosiła wino własnej roboty, jakoś dziwnie mocne, często od rana było piwo na kaca a po południu my wracaliśmy do domu (samochodem). Jak spotykaliśmy się ze znajomymi musieliśmy zabierać butelkę, 0, 75 , jak mówiłam żebyśmy wzięli mniejszą, mąż twierdził, że przecież nie trzeba wypijać całej, ale skoro kolega też kupi dużą więc jak on będzie wyglądał. Oczywiście, zawsze wszystko było wypijane do końca. Jak chciałam żebyśmy już jechali i dzwoniłam po taksówkę, to zanim przyjechała szybko polewali, aż nic nie było. On często wielu rzeczy nie pamiętał. Kiedyś między świętami a Nowym Rokiem nie trzeźwiał, akurat byliśmy u teści i było u nich sporo gości, teściowa polewała, a ja się odezwałam, żeby jemu po pół kieliszka lała, to powiedziała, a co on gorszy jakiś, odpowiedziałam, że od tygodnia nie trzezwieje, a ona na to, że jak chodzi do pracy to nie pije, pieniądze przynosi.
Innym razem zawoziliśmy teści na i.ieniny do jej siostry, jak zjechalismy, teście powiedzieli, żeby on pił a tesciu spowrotem będzie prowadził, na mnie nikt nie zwrócił uwagi, płakać mi się chciało, oni wiedzieli, że mi to przeszkadza, ale mieli to gdzieś. Jak byliśmy na Sylwestrze na sali, on tak się upił, że ledwo na nogach się trzymał, później wyzwał mnie od k.. . Ponieważ zatanczyłam z jakimś wujkiem mojej koleżanki, a on w tym czasie tańczył z jego żoną. Oczywiście, na drugi dzień niczego nie pamiętał, a ja byłam dla teściowej, tą złom, powiedziała, że jak zwykle jestem nobombana,
Jak byłam w ciąży i byliśmy u nich też nie zwracał na mnie uwagi jak nie chciałam, żeby pił, to był kolejny Sylwester, później wszyscy szli na rynek, ja nie chciałam iść, chciałam się położyć. Teściowa tylko spytała, to co sama zostaniesz? Jak powiedziałam, że z mężem, to była zdziwiona, że on nie pójdzie z nimi. Jak poszli to oczywiście z wódką. Ja w tym czasie, chciałam, żeby on się położył, był już pijany, ale bardzo się ociagał, widział, że za chwilę wszyscy wrócą i dalej będą pić, nie chciał się położyć, w końcu się położył ale ze złości najpierw wylał mi prosto w twarz literatkę wody, którą miał na przepitkę.
Wiele było takich różnych sytuacji. W każdy weekend pił piwo, nawet jeśli wracaliśmy od kogoś bardzo późno i tak po drodze kupował piwo i w domu je wypijał. Ale. . . tak było kiedyś.
Teraz po wielu walkach z mojej strony, jest tak:
Nie chodzimy do żadnych znajomych, teści odwiedzamy w mało kiedy i raczej nie zostajemy tam na noc, jedziemy samochodem, więc On nie pije,
Prawie każdy weekend, on kupował drinka którego wypijalismy na pół, lub on wypijał, lub lampkę wina. Często nie chciałam, żeby to kupował, mówiłam, że źle się czuje, że nie mam ochoty. Jednak zawsze miał to gdzieś, nie było ważne, że ja tego nie chcę, nalewał mi chociaż ja tego nie piłam on swoją lampkę zawsze. I jeszcze moją bo po co ma się zmarnować. Tłumaczyłam sobie, że przecież on nie pije, a taki drink a właściwie połowa drinka, raz w tygodniu, to nic złego, chociaż coraz mniej mi się to podobało, bo stało się to obowiazkowe w każdy weekend, aż tu niespodzianka, dwa tygodnie temu, znalazłam w łazience, ukrytą butelkę po wódce. Jak już pisałam wcześniej, przyznał że to nie po raz pierwszy. Ale żebym nie przesadzała, bo nie zdarzało się za każdym razem.
Przestań pisać, że przesadzasz.
NIE PRZESADZASZ.
On JEST ALKOHOLIKIEM i OBOJE musicie się LECZYĆ.
Żanetko, nie przesadzasz. Nawet jeśli on z terapii nie skorzysta, to Ty i tak chodź na te spotkania dla osób współuzależnionych. To pomoże Ci zobaczyć swoją sytuację z zupełnie innej perspektywy
Trzymam za Ciebie kciuki
Kochana, z całego serca Ci współczuję tego co się teraz będzie u Was działo. Nie ma nic gorszego niż trzezwiejący alkoholik. Ja to czasem myślałam że wolałabym żeby mój alkoholik nigdy nie przestał pić, bo tamto byli już lepsze.
Chcesz to poczytaj mój wątek.
Tu w dodatku on nie chce przestać, on tylko chce żebyś Ty się nie przypieprzala.
Uzależnienie jest czymś strasznym, przejmuje kontrolę nad człowiekiem.
Ponadto Twojego męża już nie ma, teraz to jest inna osoba.
Panna z calym szacunkiem ale bzdury piszesz. Nie masz pojecia jaki jest trzezwiejacy alkoholik bo nigdy z takim nie bylas. Ten Twoj to Co najwyzej na duposcisku jechal i tyle.
Roznica ogromna. Trzezwiec to on nigdy nie zaczal . Ot cala tajemnica
pannapanna napisał/a:Kochana, z całego serca Ci współczuję tego co się teraz będzie u Was działo. Nie ma nic gorszego niż trzezwiejący alkoholik. Ja to czasem myślałam że wolałabym żeby mój alkoholik nigdy nie przestał pić, bo tamto byli już lepsze.
Chcesz to poczytaj mój wątek.
Tu w dodatku on nie chce przestać, on tylko chce żebyś Ty się nie przypieprzala.
Uzależnienie jest czymś strasznym, przejmuje kontrolę nad człowiekiem.
Ponadto Twojego męża już nie ma, teraz to jest inna osoba.Panna z calym szacunkiem ale bzdury piszesz. Nie masz pojecia jaki jest trzezwiejacy alkoholik bo nigdy z takim nie bylas. Ten Twoj to Co najwyzej na duposcisku jechal i tyle.
Roznica ogromna. Trzezwiec to on nigdy nie zaczal . Ot cala tajemnica
No być może. Patrzę ze swojej perspektywy bo ja się taplałam w gównie 7 mcy i w sumie nic dobrego z tego nigdy nie wyszło. Ale może potem byłoby juz dobrze tylko ja o tym nie wiem.
ŻANETKO- nie przesadzasz !!!
Jak czytam Twoją historię, to jakbym czytała wspomnienia z mojego życia ( na szczęście dawnego życia). Identyczne fakty, identyczne dylematy. U mnie to poszło dalej -utrata pracy, jego coraz większa butność, moje nerwy ( skończyłam u psychiatry z depresją ). JA -podobno przesadzałam, to ja miałam problem, a ON - ? przecież pije bo chce/ lubi, a nie musi !. Nie ma problemu i żadni "mądrzy" nie będą mu głupot mówić, bo co oni am wiedzą. Załatwiłam mu sądowy nakaz leczenia i co z tego....? przecież to on musi chcieć się poddać leczeniu, a przecież problemu nie ma ( tak twierdził). Jak będzie chciał to przestanie pić......... ale niestety nigdy nie przestał.
Tak więc skup sie na sobie, by w miarę w dobrej kondycji funkcjonować skoro musisz z nim mieszkać. Ja walczyłam kilka lat i nic nie wywalczyłam, bo przecież NIE MA PROBLEMU I TYLKO PRZESADZAM.W pewnym momencie odeszłam, bo nie miałam juz sił. Dziś żyję spokojnie,jestem pogodna, czerpię radość z życia. A on..? ciągle pije, nie pracuje, zeszmacił się jako człowiek, truje teraz życie matce. I co ..??? nadal nie ma problemu?
Czytam, wszystkie Wasze wypowiedzi, oraz to co sama napisałam, i wiem już, że problem jest napewno. Jednak czy można go nazwać alkoholikiem? Czy po prostu jest na dobrej drodze aby nim zostać?
I jeszcze jedno, co to za terapia na którą moglibyśmy, chodzić razem? Ponieważ te na które się zapisalismy, musimy odbywać osobno.
Dlaczego zależy mi abyśmy chodzi razem? Ponieważ chciałabym powiedzieć, do specjalisty, jak ja to widzę, i co ja czuję. Chciałabym, aby ktoś z zewnątrz otworzył mu oczy. Może jeśli usłyszy to od kogoś innego poza mną, zastanowi się jak to naprawdę wygląda, zrozumie , że wyrządza krzywdę, dzieciom, nie tylko mi. A wśród znajomych, każdy poprze jego, bo tak jak i on lubią sobie wypić.
Przestań pisać, że przesadzasz.
NIE PRZESADZASZ.
On JEST ALKOHOLIKIEM i OBOJE musicie się LECZYĆ.
Cyngli. Tak, mi ciężko, to zrozumieć, że on może być alkoholikiem, tłumaczę sobie, że może nim zostać jeśli nadal będzie tak postępował, ale jeszcze nim nie jest.
Nie potrafię się z tym pogodzić.
35 2016-07-29 13:08:47 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-07-29 13:10:55)
(...) Jednak czy można go nazwać alkoholikiem? Czy po prostu jest na dobrej drodze aby nim zostać? (...)
A jaka to różnica? Opisane przez Ciebie fakty, łącznie z ukrywaniem po kątach pustych butelek, to mało?
Przeczytaj uważnie, przytomnie.
Zespół uzależnienia od alkoholu, zgodnie z kryteriami zawartymi w 10 edycji Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób, Urazów i Przyczyn Zgonów (ICD 10) należy definiować jako wystąpienie przynajmniej trzech z następujących objawów, w okresie przynajmniej jednego miesiąca lub w ciągu ostatniego roku w kilkukrotnych okresach krótszych niż miesiąc:
- Silne pragnienie lub poczucie przymusu picia ("głód alkoholowy").
- Upośledzenie zdolności kontrolowania zachowań związanych z piciem (upośledzenie zdolności powstrzymywania się od picia, trudności w zakończeniu picia, trudności w ograniczaniu ilości wypijanego alkoholu).
- Fizjologiczne objawy zespołu abstynencyjnego w sytuacji ograniczenia lub przerywania picia (drżenie, nadciśnienie tętnicze, nudności, wymioty, biegunka, bezsenność, niepokój, w krańcowej postaci majaczenie drżenne) lub używanie alkoholu w celu uwolnienia się od objawów abstynencyjnych.
- Zmieniona (najczęściej zwiększona) tolerancja alkoholu, potrzeba spożywania zwiększonych dawek dla osiągnięcia oczekiwanego efektu.
- Koncentracja życia wokół picia kosztem zainteresowań i obowiązków.
- Uporczywe picie alkoholu mimo oczywistych dowodów występowania szkodliwych następstw picia.Uzależnienie od alkoholu jest chorobą chroniczną, postępującą i potencjalnie śmiertelną. Nie jest możliwe całkowite jej wyleczenie, a jedynie zahamowania narastania jej objawów i szkód zdrowotnych z nią związanych.
W świetle nowoczesnej wiedzy uzależnienie od alkoholu jest chorobą wieloczynnikową, bio-psycho-społeczną, uszkadzającą funkcjonowanie człowieka w sferze somatycznej, psychologicznej, społecznej i duchowej. Model leczenia tego schorzenia musi być dostosowany do takiego sposobu postrzegania tej choroby. (...)
I jeszcze jedno, co to za terapia na którą moglibyśmy, chodzić razem? Ponieważ te na które się zapisalismy, musimy odbywać osobno. (...)
Nie. Nie ma. Każdy z was ma inny problem, mimo że problemy jego i Twoje są związane z alkoholem.
36 2016-07-29 15:14:17 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2016-07-29 15:46:15)
Bardzo słusznie pytasz - JAK POMÓC SOBIE. Pomyśl więc co by sie stało gdybyś na chwilę przestała sie zastanawiać nad tym czy on jest już alkoholikiem, czy może za chwile sie nim stanie, czy może ty przesadzasz. Wydaje mi się , że jego ewentualny alkoholizm byłby dla ciebie rozgrzeszeniem. Gdyby ktoś stwierdził na podstawie naukowych dowodów jego książkowy alkoholizm , to mogłabyś postawić ultimatum i odejść, a bez tego jakoś tak głupio, no nie? Tymczasem ciebie wyraźnie coś w tym związku uwiera i koniecznie chcesz to sklasyfikować. Można odejść również od nie-alkoholika, albo od alkoholika niezdiagnozowanego. Naprawdę można i nie potrzebujesz rozgrzeszenia
I nie ma czegos takiego jak PRZEMÓWIENIE ALKOHOLIKOWI DO ROZSĄDKU. Alkoholik nie myśli bowiem rozsądnie.
a na terapie chcesz chodzić po to, aby go pilnować, aby mieć pewność, że on nie powie nic, co odbiegałoby od twojej wizji. z takiej terapii nic nie będzie... Ty go nie uzdrowisz.
On może kłamać ile chce, może pic ile chce, może sie nawet zapić na śmierć. Ty natomiast możesz sie nie godzić na związek z kimś takim i możesz walczyć o siebie.
a więc tak jak założyłaś w temacie - pomagaj sobie, a nie jemu
Moi rodzice oficjalnie nigdy nie zostali nazwani alkoholikami przez żadnego terapeutę ani innego specjalistę. nigdy nawet nie otarli się o leczenie. Gdybym czekała na ich naukowe sklasyfikowanie do dziś tkwiłabym we współuzalężnieniu i chowała butelki po wódce albo cichacaczem wyrzucała te pochowane przez nich
Bardzo słusznie pytasz - JAK POMÓC SOBIE. Pomyśl więc co by sie stało gdybyś na chwilę przestała sie zastanawiać nad tym czy on jest już alkoholikiem, czy może za chwile sie nim stanie, czy może ty przesadzasz. Wydaje mi się , że jego ewentualny alkoholizm byłby dla ciebie rozgrzeszeniem. Gdyby ktoś stwierdził na podstawie naukowych dowodów jego książkowy alkoholizm , to mogłabyś postawić ultimatum i odejść, a bez tego jakoś tak głupio, no nie? Tymczasem ciebie wyraźnie coś w tym związku uwiera i koniecznie chcesz to sklasyfikować. Można odejść również od nie-alkoholika, albo od alkoholika niezdiagnozowanego. Naprawdę można i nie potrzebujesz rozgrzeszenia
I nie ma czegos takiego jak PRZEMÓWIENIE ALKOHOLIKOWI DO ROZSĄDKU. Alkoholik nie myśli bowiem rozsądnie.
a na terapie chcesz chodzić po to, aby go pilnować, aby mieć pewność, że on nie powie nic, co odbiegałoby od twojej wizji. z takiej terapii nic nie będzie... Ty go nie uzdrowisz.
On może kłamać ile chce, może pic ile chce, może sie nawet zapić na śmierć. Ty natomiast możesz sie nie godzić na związek z kimś takim i możesz walczyć o siebie.
a więc tak jak założyłaś w temacie - pomagaj sobie, a nie jemuMoi rodzice oficjalnie nigdy nie zostali nazwani alkoholikami przez żadnego terapeutę ani innego specjalistę. nigdy nawet nie otarli się o leczenie. Gdybym czekała na ich naukowe sklasyfikowanie do dziś tkwiłabym we współuzalężnieniu i chowała butelki po wódce albo cichacaczem wyrzucała te pochowane przez nich
Nie chodzi mi absolutnie o żadne rozgrzeszenia, a jedyne co mnie w tym związku uwiera to jego picie, nie popieram rozwodów, i rozwód, jest ostatnią rzeczą, jaką miałabym zrobić. Jeśli zrozumiałaś, że szukam powodów do rozstania, a potwierdzenie, że on jest alkoholikiem , pomoże mi w podjęciu decyzji o rozstaniu, to jesteś w błędzie.
Po prostu przeszkadza mi to, on pije, nie lubię tego jak wtedy wygląda, jak bełkocze, jak jest nie naturalnie wesoły, itp. Nikt z naszych znajomych, czy też rodziny, nie widzi w tym problemu, ponieważ każdy pije dużo więcej, i każdy z nich by mnie wyśmiał, gdybym komuś z nich zasugerowała, że jest alkoholikiem. Dlatego moje wątpliwości, co do tego czy nie przesadzam.
Tytuł wątku: "Jak pomóc sobie, przy pijącym mężu, ukrywającym to? Zostałam z tym sama." Podjęłaś decyzję o własnej terapii, "pozwól" swemu mężowi na podjęcie swojej decyzji.
Przeczytałaś cytat nt. objawów choroby alkoholowej? Nie wyciągnęłaś żadnych wniosków? Dalej masz wątpliwości. Czy coś może je rozwiać? Jeśli tak, to co?
Tytuł wątku: "Jak pomóc sobie, przy pijącym mężu, ukrywającym to? Zostałam z tym sama." Podjęłaś decyzję o własnej terapii, "pozwól" swemu mężowi na podjęcie swojej decyzji.
Przeczytałaś cytat nt. objawów choroby alkoholowej? Nie wyciągnęłaś żadnych wniosków? Dalej masz wątpliwości. Czy coś może je rozwiać? Jeśli tak, to co?
Wielokropku, masz rację, po prostu ciężko mi to przyjąć do wiadomości, muszę oswoić się z tą myślą, że mój mąż jest ...
I tak jak w tytule, najpierw muszę pomóc sobie
Od kilku dni jesteśmy na urlopie. Mało ze sobą rozmawiamy, mąż przeważnie odpowiada tylko na pytania, mówiąc tak, nie lub niewiem. Jak jechaliśmy, na wczasy wogóle ze mną nie rozmawiał, jak przyjechaliśmy na miejsce, położył się spać, ja poszłam z córką pospacerować, nad morzem, on w ten dzień wogóle nie wyszedł z pokoju. Jeśli gdzieś idziemy, on idzie z fochem, kiedy zapytałam, czy nie szkoda mu urlopu, na takie fochanie, czy nie może normalnie ze mną rozmawiać, twierdzi, że niewie o co mi chodzi. Oszaleć można. Próbuję nie zwracać uwagi na jego zachowanie . Cieszyłam się, że w końcu będę mogła odpocząć, tu psychicznie i fizycznie, jednak jest to coraz trudniejsze. Jak już tu byliśmy, zadzwoniła do mnie kuzynka z pytaniem, czy mogłabym rozejrzeć się im za kwaterami. Więc znalazłam im kwatery, przyjechały trzy kuzynki, dwie są same z dziećmi a jedna z mężem.
Jak się dowiedział, że chcą, tu przyjechać, spytał, czy nie mogą jechać gdzie indziej, i czy my nie możemy być sami na urlopie. Powiedziałam, że ja to się czuje jak bymtu była sama, może wkoncu będę miała z kim porozmawiać. One są z kilometr od nas, jak widzieliśmy się z nimi, w pierwszy dzień, mój mąż wkoncu zaczął , opowiadać , rozmawiać (oczywiście nie ze mną, tylko z kuzynką ) ale dobre i to przynajmniej był bez focha, rozgadany, jak by nie mój mąż. Wczoraj spotkaliśmy się z drugą kuzynką i jej mężem, zrobiliśmy sobie długi spacer, miałam w końcu z kim porozmawiać, po żartować. Oczywiście kiedy zostajemy sami, znów zamyka się w sobie, nie rozmawia ze mną.
Żałuję, że znalazłam tą okropną wódkę, chyba wolałabym, żeby napił się tego piwa i normalnie ze mną rozmawiał.
Ja od wczoraj źle się czuje, obudziłam się wczoraj w nocy z bólem w okolicach serca, w ciągu dnia, kilkakrotnie, powtarzał mi się ten ból. Dziś w nocy też się obudziłam z bólem w mostku, nie mogłam już do rana usnąć , chyba to nie serce ale nie mogłam się położyć bo ból wracał, przechodził jak siedziałam, później było mi niedobrze, usnęłam dopiero rano. Niewiem co to może być? Kiedyś już tak miałam, to lekarz stwierdził, że to od kręgosłupa, mam też od paru lat problemy z trzustką i żołądkiem oraz jelitami, a może coś mi tam w środku wyrosło , i to powoduje ucisk.
Siedzę teraz sama w pokoju, mąż poszedł z córką na plażę, a ja przeżywam, jakieś niepokoje.
Mam już dosyć tych swoich dolegliwości, żebym chociaż wiedziała co mi jest.
Siedzę i marnuje czas, zamiast cieszyć, się tym wyjazdem.
(...) Siedzę i marnuje czas, zamiast cieszyć, się tym wyjazdem.
Cóż... . Możesz cieszyć się tym wyjazdem.
Doskonale opisałaś problem osoby współuzależnionej, która nie wie, jak się zachowywać, gdy alkoholik przestanie pić.
42 2016-08-04 13:08:57 Ostatnio edytowany przez Amethis (2016-08-04 13:12:30)
Żałuję, że znalazłam tą okropną wódkę, chyba wolałabym, żeby napił się tego piwa i normalnie ze mną rozmawiał.
przeczytaj sobie to co napisałaś i się zastanów,
czy dając/godząc się na to, w zamian co byś zyskała?
potem sobie odpowiedz czy to jest normalna rozmowa, czy musisz kupować normalną rozmowę??
czy Ona bez alkoholu nie może zaistnieć
to co przechodzisz, to jest reakcja organizmu na stres, który zapewne powstał poprzez ta sytuację,
błędnym kołem jest założenie że można temu zaradzić, obniżając poprzeczkę
obniżanie poprzeczki, to jest ślepy zaułek, dla Ciebie, dla Dziecka, dla związku
współczuje Ci, sam kiedyś takie wakacje zgotowałem,
korzystaj z wakacji, odpoczywaj, dzieciaki zawsze są warte poświecenia czasu i uwagi, myśli i działania kieruj na coś pozytywnego, szum morza jest bardzo fajny, można pożeglować daleko
nie ma co niańczyć dorosłej osoby, musi zacząć sam o siebie dbać, wtedy będzie gotowy, tak to lipton jak to się mówi
żanetka napisał/a:(...) Siedzę i marnuje czas, zamiast cieszyć, się tym wyjazdem.
Cóż... . Możesz cieszyć się tym wyjazdem.
![]()
Doskonale opisałaś problem osoby współuzależnionej, która nie wie, jak się zachowywać, gdy alkoholik przestanie pić.
To, że siedzę i marnuje czas, to absolutnie nie przez jego zachowanie, fakt nie jestem zachwycona jego fochami, ale nie przeszkadza mi to w miłym spedzaniu czasu. To, że zrezygnowałam z wyjścia z nimi na plażę, to przez swoje dolegliwości. Ciężko się czymś cieszyć, jeśli zdrowie nie dopisuje.
żanetka napisał/a:Żałuję, że znalazłam tą okropną wódkę, chyba wolałabym, żeby napił się tego piwa i normalnie ze mną rozmawiał.
przeczytaj sobie to co napisałaś i się zastanów,
czy dając/godząc się na to, w zamian co byś zyskała?potem sobie odpowiedz czy to jest normalna rozmowa, czy musisz kupować normalną rozmowę??
czy Ona bez alkoholu nie może zaistniećto co przechodzisz, to jest reakcja organizmu na stres, który zapewne powstał poprzez ta sytuację,
błędnym kołem jest założenie że można temu zaradzić, obniżając poprzeczkęobniżanie poprzeczki, to jest ślepy zaułek, dla Ciebie, dla Dziecka, dla związku
współczuje Ci, sam kiedyś takie wakacje zgotowałem,korzystaj z wakacji, odpoczywaj, dzieciaki zawsze są warte poświecenia czasu i uwagi, myśli i działania kieruj na coś pozytywnego, szum morza jest bardzo fajny, można pożeglować daleko
nie ma co niańczyć dorosłej osoby, musi zacząć sam o siebie dbać, wtedy będzie gotowy, tak to lipton jak to się mówi
Chyba się trochę w tym wszystkim pogubiłam. Człowiek jest zdolny chyba do wielu poświęceń, żeby w końcu mógł mieć święty spokój. A jeśli chodzi o szum morza, to naprawdę go uwielbiam, i długie spacery, to mnie uspokaja, czuję się wtedy zrelaksowana. Wczoraj się tyle naspacerowałam, byłam naprawdę szczęśliwa (w poprzednie dni również) , bez względu na wszystko. A tu w nocy taka ,,niespodzianka" Czasami to myślę, że ktoś czuwa nad moją osobę, abym nie czuła się za szczęśliwa.
Jak za bardzo cieszę się życiem, to zaraz mnie przygniata, i na nowo muszę się podnosić.
45 2016-08-04 18:56:25 Ostatnio edytowany przez Amethis (2016-08-04 18:57:51)
A co gwarantuje CI święty spokój, jest cos takiego,nie sądzę zawsze jest coś
Swietego spokoju nie kupisz, możesz wypracować w sobie, jeśli juz tak mowimy
Dostałaś troche sprzecznych informacji z tymi które posiadałaś, w pewnym sensie otworzono Ci oczy
I to jest dobro dla Ciebie,
Od kilku dni jesteśmy na urlopie. Mało ze sobą rozmawiamy, mąż przeważnie odpowiada tylko na pytania, mówiąc tak, nie lub niewiem. Jak jechaliśmy, na wczasy wogóle ze mną nie rozmawiał, jak przyjechaliśmy na miejsce, położył się spać, ja poszłam z córką pospacerować, nad morzem, on w ten dzień wogóle nie wyszedł z pokoju. Jeśli gdzieś idziemy, on idzie z fochem, kiedy zapytałam, czy nie szkoda mu urlopu, na takie fochanie, czy nie może normalnie ze mną rozmawiać, twierdzi, że niewie o co mi chodzi. Oszaleć można. Próbuję nie zwracać uwagi na jego zachowanie . Cieszyłam się, że w końcu będę mogła odpocząć, tu psychicznie i fizycznie, jednak jest to coraz trudniejsze. Jak już tu byliśmy, zadzwoniła do mnie kuzynka z pytaniem, czy mogłabym rozejrzeć się im za kwaterami. Więc znalazłam im kwatery, przyjechały trzy kuzynki, dwie są same z dziećmi a jedna z mężem.
Jak się dowiedział, że chcą, tu przyjechać, spytał, czy nie mogą jechać gdzie indziej, i czy my nie możemy być sami na urlopie. Powiedziałam, że ja to się czuje jak bymtu była sama, może wkoncu będę miała z kim porozmawiać. One są z kilometr od nas, jak widzieliśmy się z nimi, w pierwszy dzień, mój mąż wkoncu zaczął , opowiadać , rozmawiać (oczywiście nie ze mną, tylko z kuzynką ) ale dobre i to przynajmniej był bez focha, rozgadany, jak by nie mój mąż. Wczoraj spotkaliśmy się z drugą kuzynką i jej mężem, zrobiliśmy sobie długi spacer, miałam w końcu z kim porozmawiać, po żartować. Oczywiście kiedy zostajemy sami, znów zamyka się w sobie, nie rozmawia ze mną.
Żałuję, że znalazłam tą okropną wódkę, chyba wolałabym, żeby napił się tego piwa i normalnie ze mną rozmawiał.
Ja od wczoraj źle się czuje, obudziłam się wczoraj w nocy z bólem w okolicach serca, w ciągu dnia, kilkakrotnie, powtarzał mi się ten ból. Dziś w nocy też się obudziłam z bólem w mostku, nie mogłam już do rana usnąć , chyba to nie serce ale nie mogłam się położyć bo ból wracał, przechodził jak siedziałam, później było mi niedobrze, usnęłam dopiero rano. Niewiem co to może być? Kiedyś już tak miałam, to lekarz stwierdził, że to od kręgosłupa, mam też od paru lat problemy z trzustką i żołądkiem oraz jelitami, a może coś mi tam w środku wyrosło , i to powoduje ucisk.
Siedzę teraz sama w pokoju, mąż poszedł z córką na plażę, a ja przeżywam, jakieś niepokoje.
Mam już dosyć tych swoich dolegliwości, żebym chociaż wiedziała co mi jest.
Siedzę i marnuje czas, zamiast cieszyć, się tym wyjazdem.
Żanetka te dolegliwości zdrowotne, o ktorych piszesz to raczej sa choroby somatyczne, wywołuje je życie w stresie. Jak najszybciej powinnaś zapisac się na terapię dla wspóluzależnionych i przejść ja od poczatku do końca. Terapia pomoże ci zrozumiec co sie dzieje w waszej rodziniei jak sobie radzić z problmem. To ważne zarówno dla ciebie jak i córki, ona równiez zacznie chorować. Jeszcze raz proszę, idź na terapię zanim rozwalisz sobie zdrowie do końca. Ja swój stres przepłaciłam zawałem oprócz tego rozsypałam się zdrowotnie w innych sprawach niż serce, mój dzień już od dłuższego czasu zaczyna się połknieciem kupy lekarstw, które niby pomagają na jedne sprawy ale niszczą inne. Żanetka poczytaj o chorobach somatycznych, co ich wywołuje jak wyglądają i czym mogą się skończyć. Walcz o swoje zdrowie i zdrowie dziecka.
[quote=żanetka
Żanetka te dolegliwości zdrowotne, o ktorych piszesz to raczej sa choroby somatyczne, wywołuje je życie w stresie. Jak najszybciej powinnaś zapisac się na terapię dla wspóluzależnionych i przejść ja od poczatku do końca. Terapia pomoże ci zrozumiec co sie dzieje w waszej rodziniei jak sobie radzić z problmem. To ważne zarówno dla ciebie jak i córki, ona równiez zacznie chorować. Jeszcze raz proszę, idź na terapię zanim rozwalisz sobie zdrowie do końca. Ja swój stres przepłaciłam zawałem oprócz tego rozsypałam się zdrowotnie w innych sprawach niż serce, mój dzień już od dłuższego czasu zaczyna się połknieciem kupy lekarstw, które niby pomagają na jedne sprawy ale niszczą inne. Żanetka poczytaj o chorobach somatycznych, co ich wywołuje jak wyglądają i czym mogą się skończyć. Walcz o swoje zdrowie i zdrowie dziecka.
Na terapię dla współuzależnionych, już się zapisałam. Wizytę mam za dwa tygodnie, i napewno na nią pójdę. Od paru lat, chodzę też do psychologa, tabletki na serce, też już biorę od paru lat. To od nich zaczynam dzień, inaczej chyba nie dałabym rady funkcjonować. Nerwicę, też niestety mam, pisałam o niej w innym swoim temacie. Mam też inną chorobę, która daje te same objawy co nerwica.
Zwróciłaś, mi tu uwagę na coś bardzo istotnego, a mianowicie na moje dziecko. Wiem , że Ona też wszystko przeżywa . Jednak jest nieświadoma, tego, co ostatnio odkryłam. Zaczęłam się teraz zastanawiać, czy powinnam z nią na ten temat porozmawiać, czy lepiej, żeby żyła w nieświadomości, po co jej to? A może też powinnam zapisać ją do psychologa? Ona napewno, nie zdaje sobie sprawy, że w domu jest problem z alkoholem.
A czy Ty chodziłaś na taką terapię, czy Twój mąż się zmienił? Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, miałaś podobny problem do mojego?
Ile dzieciaki lat mają, nie doczytałem
Jesli kolo 10, to juz dawno dobrze widzą co sie dzieje, nie jedno slyszaly, nie jedno widziały
Z wlasnego doswiadczenia moge powiedziec, że zeby rozmawiać to trzeba byc swiadomym o czym,
Zeby rozmawiać trzeba wiedziec, czuć jak z nimi porozmawiać, i o czym, mozna dzieciakom namieszać w głowie, chociazby taka rozmowa to moze byc dla nich, jak sygnal do wyboru za kim maja stanąć, uważam ze nie ma takiego prawa zaden z rodziców
Pojdziesx na terapie, przejdziesz, bedziesz myslec co dalej, na razie warto zadbac o siebie, żeby mozna bylo zadbac o dzieciaki
Co do męża, jak nigdzie nie pojdzie po pomoc, nie zacznie z kims nad swoim problemem pracować, jest bardzo prawdopodobne ze siegnie po alkohol, psychicznie tego nie uniesie, bedzie sie bil z myslami, az znajdzie pretekst zeby siegnac po alkohol,
Nie wszyscy wpadaja z takie somatyczne problemy jak kolezanka pisala wczesniej, niet generalizujmy, normalne zycie jest tez pelne stresów,
Na pewno czynny i nie trzezwiejacy, tylko abstynent, tych stresow nie odbiera, wrecz czasem przeciwnie
Stad np twoj pomysl ze juz lepiej jakby sie napił,
Tetapia Ci w tym pomoże, nawet nie wiesz jak
Milego Wieczoru i Spokoju wewnętrznego
Ile dzieciaki lat mają, nie doczytałem
Jesli kolo 10, to juz dawno dobrze widzą co sie dzieje, nie jedno slyszaly, nie jedno widziałyZ wlasnego doswiadczenia moge powiedziec, że zeby rozmawiać to trzeba byc swiadomym o czym,
Zeby rozmawiać trzeba wiedziec, czuć jak z nimi porozmawiać, i o czym, mozna dzieciakom namieszać w głowie, chociazby taka rozmowa to moze byc dla nich, jak sygnal do wyboru za kim maja stanąć, uważam ze nie ma takiego prawa zaden z rodzicówPojdziesx na terapie, przejdziesz, bedziesz myslec co dalej, na razie warto zadbac o siebie, żeby mozna bylo zadbac o dzieciaki
Co do męża, jak nigdzie nie pojdzie po pomoc, nie zacznie z kims nad swoim problemem pracować, jest bardzo prawdopodobne ze siegnie po alkohol, psychicznie tego nie uniesie, bedzie sie bil z myslami, az znajdzie pretekst zeby siegnac po alkohol,
Nie wszyscy wpadaja z takie somatyczne problemy jak kolezanka pisala wczesniej, niet generalizujmy, normalne zycie jest tez pelne stresów,
Na pewno czynny i nie trzezwiejacy, tylko abstynent, tych stresow nie odbiera, wrecz czasem przeciwnieCo do dzieci, to napewno widzą jeśli jest między nami jakieś nieporozumienie. Jednak jeśli chodzi o problem z piciem, to nie zdają sobie sprawy. W końcu ja sama, byłam ślepa, na to co się działo pod moim nosem.
Część urlopu minęła, jest ,,sztywno" ale w miarę spokojnie. W przyszłym tygodniu, zaczynam terapię. A on? Mam nadzieje, że też. Do tematu nie wracamy. Zresztą, na żaden temat nie rozmawiamy. Dziś mamy jechać na działkę, spędzimy parę dni z tesciami. Ale jak będzie coś nie tak, to wrócę do domu.Stad np twoj pomysl ze juz lepiej jakby sie napił,
Tetapia Ci w tym pomoże, nawet nie wiesz jakMilego Wieczoru i Spokoju wewnętrznego
Mąż był wczoraj, na spotkaniu. Pan który prowadził z nim spotkanie stwierdził, że nie widzi potrzeby, aby kierować go na terapie .Gdyby to się nasiliło, wtedy ma do niego iść.
Mąż stwierdził, że teraz ma namieszane w papierach.
Zrobiłam z niego alkoholika.
Ja czuje się z tym bardzo źle. Skrzywdziłam go. Przez mnie ma założoną kartę alkoholika.
Ale to nie ja kupowałam mu alkohol i wlewałam mu do gardła.
Mąż był wczoraj, na spotkaniu. Pan który prowadził z nim spotkanie stwierdził, że nie widzi potrzeby, aby kierować go na terapie .Gdyby to się nasiliło, wtedy ma do niego iść.
Skąd wiesz, że mąż mówi prawdę?
Pierwsze słyszę, żeby komuś odradzono terapii w taki sposób.
Ja czuje się z tym bardzo źle. Skrzywdziłam go. Przez mnie ma założoną kartę alkoholika.
Może w ramach przeprosin mu flaszkę kup?
Kobieto, zapisz się na terapią dla współuzależnionych, zanim to zajdzie za daleko.
52 2016-08-17 14:14:13 Ostatnio edytowany przez żanetka (2016-08-17 14:24:11)
żanetka napisał/a:Mąż był wczoraj, na spotkaniu. Pan który prowadził z nim spotkanie stwierdził, że nie widzi potrzeby, aby kierować go na terapie .Gdyby to się nasiliło, wtedy ma do niego iść.
Skąd wiesz, że mąż mówi prawdę?
Pierwsze słyszę, żeby komuś odradzono terapii w taki sposób.żanetka napisał/a:Ja czuje się z tym bardzo źle. Skrzywdziłam go. Przez mnie ma założoną kartę alkoholika.
Może w ramach przeprosin mu flaszkę kup?
Kobieto, zapisz się na terapią dla współuzależnionych, zanim to zajdzie za daleko.
Wiesz cyngi, zawsze troszeczkę boje się czytać Twoich wypowiedzi, takie ostre i dosadne, ale lubię je.
A tą flaszeczką, poprawiłaś, mi trochę humor, chyba tego potrzebowałam. Dawno się nie śmiałam.
A tak poważnie to nie wiem czy powiedział prawdę, mówił, że o piciu w ukryciu powiedział, odpowiadał na jakieś pytania. Ponoć jestem upoważniona i mam możliwość, wgląd do wszystkiego co tam mówił.
W piątek zaczynam terapię dla współuzależnionych.
Co to karta alkoholika? Pierwsze słyszę.
Cyngli napisał/a:żanetka napisał/a:Mąż był wczoraj, na spotkaniu. Pan który prowadził z nim spotkanie stwierdził, że nie widzi potrzeby, aby kierować go na terapie .Gdyby to się nasiliło, wtedy ma do niego iść.
Skąd wiesz, że mąż mówi prawdę?
Pierwsze słyszę, żeby komuś odradzono terapii w taki sposób.żanetka napisał/a:Ja czuje się z tym bardzo źle. Skrzywdziłam go. Przez mnie ma założoną kartę alkoholika.
Może w ramach przeprosin mu flaszkę kup?
Kobieto, zapisz się na terapią dla współuzależnionych, zanim to zajdzie za daleko.Wiesz cyngi, zawsze troszeczkę boje się czytać Twoich wypowiedzi, takie ostre i dosadne, ale lubię je.
A tą flaszeczką, poprawiłaś, mi trochę humor, chyba tego potrzebowałam. Dawno się nie śmiałam.
A tak poważnie to nie wiem czy powiedział prawdę, mówił, że o piciu w ukryciu powiedział, odpowiadał na jakieś pytania. Ponoć jestem upoważniona i mam możliwość, wgląd do wszystkiego co tam mówił.
W piątek zaczynam terapię dla współuzależnionych.
To dobrze, że lubisz, bo absolutnie nie piszę w złej wierze.
Zadzwoń i dowiedz się, co mąż powiedział. Bo może się okazać, że kłamie.
Przed wejściem na spotkanie miał w rejestracji zakladaną kartę, innacze podobno nie mógłby na takie spotkanie iść.
Jakie spotkanie? Z psychologiem? Do AA idzie się po prostu. ...
Potoczna nazwa, to karta pacjenta jak przy każdej innej chorobie. Podobnie nie ma karty kaszlowej, karty innej choroby, która w społeczny sposób dyskryminuje. Istnieje niebieska karta, zupełnie inna para kaloszy, istnieje też przymusowe leczenie.
Rozmowa była z psychologiem czy psychiatrą?
Spotkanie nie było z psychologiem ani psychiatrą, tylko z terapeutą, którą jest alkoholik, nie pijący od ponad 30 lat.
Karte zakładają, ponieważ jest to osrodek publiczny. A osoby tam pracujące mają przecież za to płacone, tak jak każdy psycholog czy psychiatra.
Często niepijący alkoholicy zostają terapeutami w przychodniach leczenia uzależnień. Zostają terapeutami po ukończeniu odpowiednich kursów. I jeden mały kruczek, żaden terapeuta czy psycholog nie stawia diagnozy. Stwierdzić alkoholizm może tylko psychiatra, tak działa to w Polsce. Domyślam się nie byłaś z mężem podczas rozmowy. Alkoholik-terapeuta zajmuje się przede wszystkim pierwszym okresem, tj przerwaniem picia, zachowaniem trzeźwości i tzw nawrotami. Na pracę nad sobą dla abstynenta to dużo za mało. Tego typu problemy są rozpatrywane na dalszym etapie, grupa nawrotów, grupa komunikacji, grupa terapii pogłębionej jeśli chodzi o typowe terapie. Dobre może być AA i praca ze sponsorem przy dwunastu krokach. I wszystko zupełnie bez sensu dopóki mąż nie przejdzie przez typową terapię podstawową, grupową. On ma usłyszeć od innych jemu podobnych " co ty pierdolisz" . Nie od ciebie prośby, nie wykład od terapeuty zza biurka. Pierwszy krok- przyznanie się do alkoholizmu. Broni się jak może i udowadnia na dupościsku, że nie jest. Jeszcze długa droga.
odpowiem na pytanie w tytule wątku:
odejść
zacząć żyć
być szczęśliwą
61 2016-08-18 10:36:36 Ostatnio edytowany przez Amethis (2016-08-18 10:41:51)
Mąż stwierdził, że teraz ma namieszane w papierach.
Zrobiłam z niego alkoholika.
Ja czuje się z tym bardzo źle. Skrzywdziłam go. Przez mnie ma założoną kartę alkoholika.
Ale to nie ja kupowałam mu alkohol i wlewałam mu do gardła.
to są normalne mechanizmy zrzucające odpowiedzialność na druga osobę, mające wywołać u Ciebie pożądany efekt, manipulacyjka tak zwana
olej to z góry na dół
do jakiego lekarza byś nie poszła, system lecznictwa u nas jest taki, że zakłada się kartotekę pacjenta, skąd potem te historię choroby się bierze??
optymistycznie odbieram, że upoważnił Ciebie, do wglądu tj, wskazaniu imiennym zgody na informowanie o stanie zdrowia i leczenia, standardowa procedura
dopisując do tego co już poprzedniczki napisały
ja 7 miesięcy bujałem terapeutę , może inaczej żeby wyraźniej było, ja 7 miesięcy "bujałem siebie"
jednak zawsze to coś ruszało we mnie, jakby kogo kolwiek terepeuta napadł na pierwszym spotkaniu, i nagadał, chodź może się to wydawać rozsądne, wiele osób by się pojawiło pierwszy i ostatni raz u tego terapeuty
tu musi być zgoda ze samym sobą, wtedy efekty są niewyobrażalne
nie stwarzaj mu warunków do wymówki, żeby powodu nie miał, na następne spotkanie, bo nie sądzę żeby doświadczony psychoterapeuta zwłaszcza były alkoholik, odpuścił po 1 razie
chyba że czeka na większą motywację, do współpracy ze strony Twojego męża, po co z kimś i czymś walczyć, jak można współpracować
Zadzwoń i dowiedz się, co mąż powiedział. Bo może się okazać, że kłamie.
ja bym nalegał żeby tam chodził, zachęcał go, trzeba czasem popchnąć człowieka do działania, zwłaszcza jak sensu nie widzi
Cyngli, to ten "zły glina" , pozytywnie oczywiście
zawsze możesz skorzystać z rady w stylu
odejść
zacząć żyć
być szczęśliwą
chodź jest to dla mnie jedna wielka ściema, niespełnionych tak naprawdę zależności, generalnie szanse na "szczęście", ani mniejsze ani większe,
kwestia jak kto pojmuje szczęście, przez pryzmat czego
Często niepijący alkoholicy zostają terapeutami w przychodniach leczenia uzależnień
po programie, to raczej terapeuta być odpada
chodź ludzie robili co chcą, kiedy chcą, i jak chcą, i jedyny pewnik taki, że nie zapowiada się na szybką zmianę tego
no cóż,jeśli dla kogoś szczęście to zycie z alkoholikiem i walka dzień po dniu, to niech sobie żyje w takim szczęściu żadna ustawa tego nie zabrania i kazdy może sobie wybrac swoje szczęście.
63 2016-08-18 10:47:13 Ostatnio edytowany przez Amethis (2016-08-18 10:54:23)
no cóż,jeśli dla kogoś szczęście to zycie z alkoholikiem i walka dzień po dniu, to niech sobie żyje w takim szczęściu
żadna ustawa tego nie zabrania i kazdy może sobie wybrac swoje szczęście.
no jak ktoś uważa że życie, to nie walka, rozwiązywanie problemów dnia codziennego, że można przepłynąć przez życie w poczuciu "szczęścia" , to tez gratuluje mu sensu życia
poza tym, nie wrzucaj do worka, wszystkich alkoholików tego świata, robisz sobie kuku, poprzez pryzmat własnych doświadczeń, siedząc w nich
równie dobrze można z wszystkim walczyć, z alkoholikiem nie pijącym, z wredną teściową, może ze stanem zdrowia, itd itp
byle się za swoje życie nie wziąść
Na pewnym etapie terapeuta, były alkoholik ma potężną siłę oddziaływania. Choć jestem przeciwny, by samodzielnie prowadził jednostkę leczniczą. A takich jedno lub dwuosobowych wciąż jest pełno. W dużym zespole działa leczenie prawidłowo, chociażby na odwykach (Toszek , gliwice) . Przy większym zakresie, np współuzależnienie, dda odbija się brak wiedzy. Znam paru dobrych , którzy poszli całkiem przyzwoicie w terapeutykę, a i takich co namieszać potrafią również. Sam odmówiłem podobnej propozycji. Znam i paru podobnych terapeutów, którzy "płyną" sami . I takie cuda się zdarzają. Ciekawy temat do plotek.
no jak ktoś uważa że życie, to nie walka, rozwiązywanie problemów dnia codziennego, że można przepłynąć przez życie w poczuciu "szczęścia" , to tez gratuluje mu sensu życia
poza tym, nie wrzucaj do worka, wszystkich alkoholików tego świata, robisz sobie kuku, poprzez pryzmat własnych doświadczeń, siedząc w nichrównie dobrze można z wszystkim walczyć, z alkoholikiem nie pijącym, z wredną teściową, może ze stanem zdrowia, itd itp
byle się za swoje życie nie wziąść
Mówię, jeśli ktoś chce koniecznie żyć w świecie, gdzie życie to ciągła walka ze wszystkim - jego broszka - pełno jest masochistów różnej maści na tym świecie ja osobiście nie widzę powodu, dla którego miałabym "walczyć" z alkoholikiem i być z nim w związku. Bo cierpienie uszlachetnia? Bo powinnam nieść swój krzyż? Bo to mój mąż? Bo go kocham?
to może pokaż mi alkoholika, którego nałóg nie wpłynął negatywnie na rodzinę czy najbliższe otoczenie.
nawet ci już teraz niepijący wyrządzili tyle krzywd przez lata picia i nieprzyznawania się do tego, a potem przez miesiące czy lata terapii, że prośba o niewrzucanie wszystkich alkoholików do jednego worka wydaje mi się śmieszna.
wystarczy poczytać historie tutaj opowiadane przez kobiety.