Cześć Talerzyk
Świetnie, że się odezwałaś i dopisałaś kolejny rozdział do swohej historii. Nie zamykaj wątku, bo może zechcesz za jakiś czas dopisać ciąg dalszy.
Cieszę się, że czujesz się dobrze z sobą i swoimi wyborami. To ważne, że czujesz, iż wyszłaś zwycięsko z kolizji Twoich uczuć z obrazem własnej osoby. Ważne żebyś wiedziała, co jest dla Ciebie priorytetem. Spójność wewnętrzna to nie wierność swojemu obrazowi, który jest często tożsamy z EGO, ale zauważanie i respektowanie swoich emocji i uczuć. Możesz dbać o siebie poprzez pielęgnowanie swojej "tożsamości społecznej" i pilnowanie swojego starannie przemyślanego, często wyidealizowanego wizerunku, albo dostrzegać, co czujesz w bieżącej chwili i wybierać rozwiązania, które zaspakajają Twoje uświadomione, prawdziwe potrzeby.
Trzymaj się
Tak. Myślę, że za jakiś czas będę miała jeszcze trochę do powiedzenia. I choć to tak naprawdę sprawa drugorzędna sama zastanawiam się czy nam się w ogóle uda?. Czy i na ile starczy sił Jemu i mi? (choć nie mam zamiaru testować, to wiem, że jeszcze nie raz będzie "pod górkę"). Zastanawiam się czy to, co jest teraz będzie już trwać, czy to może miodowy miesiąc i kiedyś zwyczajnie się skończy... Ale mimo wszystko - mimo tych wszystkich pytań i "wątpliwości", cieszę się z tego, co udało nam się osiągnąć już teraz - z mojej i Jego przemiany. Reszta przecież zdarzy się sama.
Sama się sobie nie mogę nadziwić jak ślepa byłam kiedyś - ślepa na wszystkich, ale przede wszystkim sama na siebie. Ile rzeczy gdzieś mi umykało, o ilu nie miałam pojęcia (a może mieć nie chciałam)...I przeraża mnie trochę to, jak bardzo zaniedbywałam "w tamtym życiu" siebie. I choć większość ludzi czytających to puknie się w czoło i może nawet mi nie uwierzy to cieszę się, że tamtego już nie ma. Mimo wszystko. Mimo ceny jaką za tą świadomość zapłaciłam. I chyba pójdę w tym wszystkim na całość i dodam: warto było. A na koniec dodam, że nic dzisiaj nie piłam
.
Trzymam się . Dzięki
.