talerz123 napisał/a:Zamknięta jeśli chodzi o moje zrozumienie pewnych kwestii.
Gdybym została poinformowana o tym, że pojawiła się ciekawość doceniłabym szczerość i dałabym wolną rękę. Widzisz, ja nie mam zamiaru nikogo na siłę przy sobie trzymać. To byłoby bezsensowne. Natomiast jego kłamstwo - to, że on chciał sobie bzykać na boku Ją, wracając do domu mnie i liczył, że to się nigdy nie wyda zabiło mnie. I nie tylko to oczywiście.
I oczywiście poczucie bycia wyjątkową, jedyną dla partnera też jest ważne. To też zostało mi odebrane, niestety w tym związku już bezpowrotnie (choć słyszę to niemal codziennie to sam rozumiesz, że w obliczu jego "występku" jest to dla mnie nie do pojęcia. No chyba, że On po prostu zrozumiał faktycznie i wyciągnął wnioski.) . I na tym etapie można uznać, że to "boli" najbardziej. Czasami zdarza mi się o tym pomyśleć. Ale z drugiej strony tak sobie myślę pisząc to, że tak naprawdę to nie jest mój problem. Nie mój. Mój mąż ma problemy ze sobą. Po pierwsze bo twierdząc, że kocha posunął się do czegoś takiego (wnioskuję, że nie wiedział tak naprawdę nigdy co znaczy miłość i stwierdzenie "kogoś kochać"), bo jest kłamcą i był zdecydowany żyć w kłamstwie (życie w kłamstwie, perfidnym kłamstwie dla mnie jest nie do wyobrażenia nawet, życie z takim poczuciem - że jest się kłamcą musi być strasznie męczące), bo jest słaby i mało refleksyjny (zawsze może pojawić się jakaś ciekawość, trzeba tylko ją rozważyć, podejść do niej na chłodno, przeanalizować jej podłoże i zdecydować, czy oby na pewno to jest to czego akurat chcę, trzeba też umieć postawić sobie granice).
Mam nadzieję, że On się z tym upora. Jest na dobrej drodze.
Analizujesz teraz meza, zeby nie musiec szukac winy w sobie. To jest dobre, nawet bardzo dobre, bo Ty nie jestes odpowiedzialna za jego zachowanie.
Jednak wydaje mi sie, ze wykorzystujesz to tez do ucieczki przed sama soba.
To nie jest Twoj problem? To dlaczego masz problem?
Byc moze Twoj maz ma swoje problemy i to ze je ma, to rzeczywiscie nie jest Twoim problemem. Ale ja widze, ze Ty mimo wszystko zajmujesz sie glownie jego problemem - ze on jest klamca i to musi byc dla niego okropne, ze jest slaby i malo refleksyjny, itd.
Ale to sa tylko Twoje oceny. Nie kazdy klamca ma z tym problem, a jesli go nie ma, to i nie musi sie tym zajmowac.
Ty masz z tym problem, ze on jest taki a nie inny. Ty chcialabys miec go innego, po to, zebys Ty mogla sie dobrze czuc. I to zyczenie nadal tu przeswituje, nawet jesli Twoja glowa zrozumiala, ze to juz nie wroci. Tego nie rozwiazesz glowa, tu potrzeba gotowego do czucia serca, ktore chyba na razie wylaczylas, ze zrozumialych wzgledow zreszta, bo inaczej za bardzo by to wszystko bolalo i jeszcze nie jestes gotowa na czucie tego.
Jestes opanowana, analizujaca, madra, rozumiesz (prawie) wszystko, masz dobra strategie, jak sie z sytuacja obchodzic, nie palisz za soba mostow, dzialasz rozwaznie i....niewiele przy tym wszystkim czujesz!
Wiesz, zycie pokazuje nam zazwyczaj zwierciadla. Ty zarzucasz mezowi, ze on nie czuje, co zrobil Tobie, ze nie ma w nim tej empatii, ktorej Ty bys oczekiwala.
Ale Ty sama tez nie czujesz siebie, albo czujesz tylko strzepki. Nie jestes wiec tym bardziej tez w stanie czuc czy rozumiec jego, bo jego zachowanie wypadlo poza system Twoich wartosci, a wiec wykluczylo tym samym empatie z Twojej strony. Ty czujesz sie trafiona i on ma to rozumiec. Kropka.
Nie twierdze, ze jest to zle, czy dobre, nie o to mi chodzi. To jest zwykla reakcja na takie sytuacje, w pierwszym rzedzie chcemy ratowac siebie samych.
Mnie chodzi mi o to, ze zyjesz w systemie ocen, a to wyklucza w wielu sytuacjach mozliwosc empatii. Ci, ktorzy wedlug tego systemu ocen sa niegodni empatii, jej nie dostaja.
Zwierciadlo mowi tylko o tym, pokazuje cechy, ktore mamy sami w sobie, a dzieje sie to poprzez te wszystkie banalne zyciowe sytuacje.
Empatia, to nie znaczy uzalac sie nad innymi i zachowywac sie tak, zeby oni czuli sie lepiej. To jest na razie to, czego chcesz od meza.
Empatia oznacza tylko zrozumienie i zdolnosc do czucia tego drugiego, bez moralnego oceniania, bez usprawiedliwiania. To jest widzenie sytuacji, jaka jest, bez interpretacji poprzez wlasne filtry moralne. Mozna byc empatycznym takze w stosunku do mordercy i najgorszego tyrana. Mozna rozumiec ich motywy, ich odczucia i inne przyczyny, ktore powoduja, ze sie zachowuja tak a nie inaczej i nie sadzic ich za to, nawet jesli nam sie to nie podoba.
A jak sie z tym zrozumieniem obejdziemy, jakie konkretne kroki podejmiemy, to zupelnie inna sprawa. Na nasza reakcje i dalsze postepowanie ma zasadniczy wplyw takze empatia w stosunku do siebie samego i to, co my chcemy postawic jako priorytet w naszym zyciu i co chcemy wyegzekwowac od innych.
Talerzu, nie oszukuj sie, ze nie masz problemu. Masz, to jest calkiem oczywiste, ze tak jest, tylko inny niz u Twojego meza.
To wszystko nadal bardzo Cie zajmuje i nie masz swojego wewnetrznego pokoju, to nazywam problemem, bo cos Cie nurtuje, nie czujesz sie komfortowo z ta sytuacja.
Mozesz wykorzystac ta sytuacje do zapoznania sie z soba sama. Powolutku, po kawalku. Nie wszystko jeszcze o sobie wiesz. I nie chodzi mi o zadne samooskarzenia. Tu chodzi tylko i wylacznie o poznanie prawdy o sobie samej.
Szukasz przeciez prawdy i jest to czyms bardzo waznym dla Ciebie. Moze chodzi o poznanie prawdy o glebszych rzeczach, tych, ktore leza pod powierzchnia tego filmu o naszym zyciu? Ten film jest tylko obrazem na ekranie, projektorem jestesmy my sami.