Bolesna zdrada emocjonalna - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Bolesna zdrada emocjonalna

Strony Poprzednia 1 4 5 6 7 8 9 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 326 do 390 z 543 ]

326

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
talerz123 napisał/a:

Lillka w tej chwili jestem w takim stanie, że nie wiem jak nazwać swoje uczucia. Próbuję myśleć o tym, ale jakoś tak nic do mnie nie dociera. Jakbym zbudowała mur.  Kocham na pewno. Nie da się tak porostu z dnia na dzień przestać kochać. Ale miłość to jednak nie wszystko. Intencje? Sądzę, że rozumiem, jeśli nie, na pewno jestem w stanie zrozumieć. Tylko Lillka my umówiliśmy się, że będziemy już ze sobą szczerzy. Najgorsza, gorzka prawda jest lepsza niż słodkie kłamstwo. Na tej podstawie budowaliśmy nasz związek na nowo. Tę zasadę ustaliliśmy wspólnie.  Zaufałam jej i nawet jemu. Uwierzyłam w szczerość. Zadawałam mu pytania a on mydlił mi oczy. Syzyfowa praca po prostu.

Mąż obiecał udać się do psychologa. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Talerz... ile czasu minęło odkąd wiesz? Chyba nie wiele, prawda?
Moim zdaniem próbujesz przetrawić tę zdradę w ekspresowym tempie, od męża wymagasz tego samego.
Stałaś się arbitrem.
Nie dajesz sobie, jemu czasu.
To, że szybciej łapiesz niektóre rzeczy, łatwiej wyciągasz wnioski, nie znaczy, że Twój mąż też tak musi.
Nie ustawiaj zegarka nad wami z tic-tac, czasami, jeśli godzisz się na spróbowanie z mężem jeszcze raz, niejedną żabę musisz przełknąć.
Powinnaś się teraz pochylić nas swoimi stanami, nad emocjami, które są inne każdego dnia.
Sprawdzaj jak reagujesz i jak sobie z tym wszystkim radzisz.
Mąż też idzie tą ścieżką, choć możesz tego nie widzieć, bo w gorącej wodzie jesteś kąpana.
Zobacz, widać, że próbuje. Może terapia wspólna i z osobna też Wam pomoże.

Nie naciskaj na siebie, patrz co robi, ale też dostrzeż w nim słabego i mylącego się człowieka.
Taka przecież jest miłość.
Sama nie jesteś przecież bez skaz.

Na to wszystko potrzeba czasu, może rok, dwa.
Pamiętaj, że największy ból stawia nasz opór przed zmianą, a nie zmiana sama w sobie.
Skoro jesteś dalej w świadomości niż mąż, patrz na niego.
Kiedyś będziesz wiedziała czy jest Ci z nim po drodze.
Teraz wszystko się jeszcze klaruje.
On też czuje się zle.

Zobacz podobne tematy :

327

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
toorank_zla napisał/a:

sad przeciez postanowilas isc do przodu. Oni juz nie istnieja, to co ich laczylo nie ma znaczenia.

To juz przeszlosc. To bylo. To poza Wami. Jakie to ma znaczenie?
Postanowilas wybaczyc i budowac od nowa, bez wzgledu na przeszlosc. Nowe Wy licz od momentu wybaczenia i nie ogladaj sie za siebie.

Toorank smile, czyli ... coś u Ciebie drgnęło? smile

Prawdziwy Wake up! smile
Aż włożę szkła, żeby wczytać się w treść smile

http://weissklinik.pl/wp-content/uploads/2013/06/okulary-korekcyjne.jpg

Talerz123, z doświadczenia, ja się podpisuję pod postami Aftera nr 313 i 319.

Szczególnie bliska jest mi zaś strategia:

After napisał/a:

Najważniejszą jest po daniu szansy KONSEKWENCJA W DZIAŁANIU!

To też podkreślam.

Konieczne będzie włożenie ... uroczych oprawek wink

To jest pewien schemat, który się ... powtarza. Ja też to potwierdzam.
"Kaliber" zdrady / oszustwa może być różny, ale mechanizm działania zawsze ten sam tongue

328

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Talerzu, tak, wrocilas do punktu wyjscia - swojego wlasnego, bo nie tak latwo przeskoczyc swoje przyzwyczajenia.
Robisz znow dokladnie to samo, co do tej pory.
Upierasz sie przy tym, ze maz ma robic to, czego Ty od niego oczekujesz i nazywasz to zaufaniem.
Chcesz ustanowic jakies sztywne zasady, ktore maja zapewnic Ci stabilnosc.
Chcesz budowac swoje poczucie bezpieczenstwa na kontroli innego czlowieka.
Tak, wiem, inni twierdza, ze to normalne i samo przez sie zrozumiale, ale jak popatrzymy na ten "normalny" swiat, to wszedzie dookola widzimy same dramaty, bo inni nie spelniaja naszych oczekiwan..
Nie tedy wiec droga!
W ten sposob Twoja rownowaga zostanie zawsze bardzo chwiejna i lada "przekroczenie" z jego strony natychmiast wytraci Cie z tej chwiejnej pseudo-rownowagi.

Musisz sie zdecydowac, czy Twoim dazeniem jest dazenie do milosci, czy dazenie do zapewnienia sobie wygodnego zycia bez emocjonalnych wstrzasow.
Od razu powiem, ze to ostatnie raczej Ci sie w zyciu nie uda. Zycie polega na ciaglych zmianach, ktore zmuszaja nas samych do zmian siebie. Mozna probowac sie temu opierac, ale to przynosi ze soba tylko cierpienie.
Jedyna rozsadna mozliwoscia jest nauczenie obchodzenia sie z wlasnymi emocjami, bo jak juz tu napisalam, proby kontroli innych w celu unikniecia wywolywania przez nich niepozadanych emocji sa z gory skazane na niepowodzenie.

Reszte inni juz napisali.
Twoj maz jest tylko czlowiekiem.

329 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2016-06-21 01:24:32)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Talerzyku, Twój wątek był pierwszym, jaki przeczytałam na tym forum, kiedy wpadłam tu po coś, zupełnie inny rozkaz wydając wujkowi guglowi. Może dlatego jakoś emocjonalnie związałam się z tym tematem. I może dlatego, że podobne doświadczenia mam, chociaż nie do końca.

Trzymaj się, kobietko, swoich postanowień, proszę. Jak ktoś napisał - konsekwencja. To w życiu ważne. Wiem, że kochasz, wiem, że się miotasz. Ale myśl o sobie w pierwszej kolejności, po przeczytaniu Twoich postów wiem, że umiesz myśleć trzeźwo i rozsądnie - nie daj się krzywdzić, odrobina zdrowego egoizmu nigdy nikomu nie zaszkodziła, ale jej brak - owszem.

Piszesz, że mąż obiecał iść do psychologa. Mój też poszedł. Raz. I powiedział, że psycholog twierdzi, że on ma prawo. Nie powiel mojego błędu, nie uwierz. Proszę.

330

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
Marajka napisał/a:

Talerzu, tak, wrocilas do punktu wyjscia - swojego wlasnego, bo nie tak latwo przeskoczyc swoje przyzwyczajenia.
Robisz znow dokladnie to samo, co do tej pory.
Upierasz sie przy tym, ze maz ma robic to, czego Ty od niego oczekujesz i nazywasz to zaufaniem.
Chcesz ustanowic jakies sztywne zasady, ktore maja zapewnic Ci stabilnosc.
Chcesz budowac swoje poczucie bezpieczenstwa na kontroli innego czlowieka.

Tak, wiem, inni twierdza, ze to normalne i samo przez sie zrozumiale, ale jak popatrzymy na ten "normalny" swiat, to wszedzie dookola widzimy same dramaty, bo inni nie spelniaja naszych oczekiwan..
Nie tedy wiec droga!
]W ten sposob Twoja rownowaga zostanie zawsze bardzo chwiejna i lada "przekroczenie" z jego strony natychmiast wytraci Cie z tej chwiejnej pseudo-rownowagi.

Musisz sie zdecydowac, czy Twoim dazeniem jest dazenie do milosci, czy dazenie do zapewnienia sobie wygodnego zycia bez emocjonalnych wstrzasow.


Reszte inni juz napisali.
Twoj maz jest tylko czlowiekiem.


Zgadzam się w 100%, źe mąż talerzyka jest tylko człowiekiem... to że nie powiedział jej całej prawdy pokazuje "tylko" jak słabym jest on człowiekiem.. pytanie w takim razie czy to jest już cała prawda...??

Marajka, przeczytałam parę Twoich postów i jestem pod dużym wrażeniem Twojej samoświadomości oraz tego jak patrzysz na świat. Zgoda, stan idealny to jest być tu i teraz i pozwalać tym emocjom pojawiać się odpływać, że to co nam tak na prawdę robi "krzywdę" to właśnie te emocje, które pojawia się u nas pod wpływem pewnych wydarzeń, w tym właśnie zdrady. ale nie zgodzę się w 100% ze wszystkim. My generalnie jako społeczeństwo żyjemy według jakiś zasad, kodeksu moralnego. Pewnych rzeczy się po prostu "nie robi" a zaufanie, lojalność to według mnie podstawa każdej relacji. Bo jak to ma być, mam być z drugim człowiekiem, dać mu "wolną rękę", ale mam już od niego nie wymagać..? hmm czyli tak na prawdę to on by mógł mieć inne kobiety , dlaczego by nie...? Przecież to że ja się z tym źle czuję to tylko "moje" emocje, mnie to przeszkadza, on nie chce mnie zostawić, on chce być ze mną, on "tylko" jest żadnych nowych wrażeń, a wszystko poza tym ma zostać po "staremu".. sorry ale ja do końca tego nie kupuje!!!! Ja uważam , ze mam prawo wymagać od partnera lojalności i szczerość, zwłaszcza jak się obydwoje na to "umówiliśmy". Wydaje mi się, że w wypadku związku talerzyka to była wspólna "umowa i miała obowiązywać obydwie strony. Oni chcieli właśnie takiej relacji, szczerej i bez kłamstwa.

331

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Lillka-15 mało czasu i ja o tym wiem, ale dla mnie był to chyba czas wystarczający, by zrozumieć siebie i dać szansę Nam. Nie wybaczyć oczywiście.  I ja nadal czuję się wolna. Nie patrzę na tą zdradę już jak na dramat i dziwię się sobie, że wtedy tak to postrzegałam. Przez te emocje, które mną targały zapomniałam o tylu sprawach. Zapomniałam co w życiu jest ważne. Ale ja już wiem, że byłam zaślepiona sobą. To był dla mnie cios, ale podniosłam się po nim jako inna osoba. Tamtej mnie już nie ma. Tą siebie lubię. Czuję się silna.

Największy ból sprawia mi właśnie to, że ja nie wymagałam niczego od męża. Ja wiem, że on cierpi. Widzę to. Starałam się pomóc. Rozmawiałam, ale nie naciskałam - stałam z boku, zaspokajałam siebie i to ON wywierał presje. Presję dania szansy już, presję wybaczenia natychmiast, presję zapomnienia od tak. Tłumaczyłam, że tak się nie da i nawet nie wolno, i czekałam aż zrozumie i On, i ja. On twierdził, że zrozumiał. Kiedy uznałam, że jestem gotowa i ja dałam znać, wtedy ustaliliśmy zasadę naszego nowego życia. I chyba tu popełniłam błąd - zawierzyłam, że On też jest już gotowy.

I niestety nie wiem co się teraz ze mną stało. To, że maż mnie ponownie okłamał sprawiło, że coś pękło. Nie wiem co mnie tak zblokowało. Nie potrafię nawet nazwać tego co się ze mną dzieje. Postawiłam mur, którego nie umiem przeskoczyć lub nie jestem jeszcze gotowa na ten skok. Najgorsze chyba jest to, że jestem bardzo, bardzo spokojna. Nie czuję nic, tak mi się wydaje przynajmniej. Dlatego nie umiem określić tego co się stało ze mną.

Lillka to, że on próbuje ja też widzę i widzę jak cierpi. Tylko dlaczego udawał, że jest dobrze? Dlaczego naciskał na mnie skoro sam nie był gotowy? No i dlaczego zaczął cierpieć nagle teraz znowu- bo wydały się kolejne kłamstwa? Wiem, że się boi. Tylko na co On liczył? Chciał, żebym po prostu to olała i żebyśmy żyli dalej jak gdyby nigdy nic. Mimo że tłumaczyłam wiele razy, że tak się nie da. A jak ja pokonałam w sobie swoje lęki to On uznał, że to szansa dla niego, że się uda. Niestety. Życie spłatało mu figla. Może się mylę.


Lillka-15 napisał/a:

Nie dajesz sobie, jemu czasu.

Wydaje mi się, że ja mój czas wykorzystałam. Myślałam, szukałam, czytałam, analizowałam. Odkryłam wiele rzeczy, zrozumiałam. Mąż czekał. Na co? Czekał aż ja zapomnę. Nie uwzględnił chyba tylko, że zapomnieć się nie da. Tyle razy mówiłam o psychologu, terapii skoro nie umie poradzić sobie sam. Wpierał mi, że zadzwoni, umówi się. Nie zrobił tego. Od wczoraj też dzwoni i dodzwonić się nie może. Jestem pewna, że nawet nie spróbuje.

Przyznał, że wstydzi się przyznać przed innymi do tego, że jest słaby i posunął się do zdrady. Powiedział mi, że boi się, że dowiedzą się inni, bo straci w ich oczach. Rozumiesz? On nie walczy o siebie czy nas, tylko martwi się o to jak inni będą go postrzegać jak się wyda.

Ja nie będę go ukierunkowywać, bo nie widzę sensu. Niech radzi sobie sam, niech poszuka pomocy. Jak odnajdzie siebie i zrozumie chętnie z nim porozmawiam.



Lillka-15 napisał/a:

Skoro jesteś dalej w świadomości niż mąż, patrz na niego.

Lillka patrzę i patrzyłam. Nie mogę zrozumieć dlaczego kłamał, że jest gotowy skoro nie był. Naprawdę jest mi go żal. Żal. Ale dlaczego ja mam dźwigać te jego smutki? Musi przepracować je sam, a jak sam nie umie to musi udać się do specjalisty.

Może jestem okrutna. Może po prostu straciłam już nadzieję.


I_see_beyond jak wyszły na jaw nowe fakty od razu pomyślałam o Tobie, wiesz? O Twojej historii.



Marajka

Marajka napisał/a:

Upierasz sie przy tym, ze maz ma robic to, czego Ty od niego oczekujesz i nazywasz to zaufaniem.

Marajka nie to czego ja chcę a to co ustaliliśmy. Wspólnie. Skoro mój mąż czuł lub wiedział, że nie stać go na szczerość i prawdę mógł powiedzieć, że nie jest w stanie, że nie chce lub po prostu, że nie jest jeszcze gotowy.

O zaufaniu myślałam sporo i dalej uważam jak uważałam.

Marajka napisał/a:

Chcesz ustanowic jakies sztywne zasady, ktore maja zapewnic Ci stabilnosc.

Chyba trochę tak było, że potrzebowałam wtedy stabilności. A zasadę mieliśmy tylko jedną. Chyba nieskomplikowaną.

Marajka napisał/a:

Chcesz budowac swoje poczucie bezpieczenstwa na kontroli innego czlowieka.

Absolutnie nie. To jest to czego nie chcę i nigdy nie będę chciała. To jest to czego chciałam uniknąć. Takie życie by mnie wykończyło. Dlatego dążyłam do zrozumienia. Kontrola wyklucza wolność. A ja ją bardzo cenię. Chciałam w tym wszystkim poczuć się wolna, żeby nie musieć sprawować nad tym kontroli. Nie zamierzam być żandarmem ani męża ani naszego związku.

Marajka napisał/a:

Musisz sie zdecydowac, czy Twoim dazeniem jest dazenie do milosci, czy dazenie do zapewnienia sobie wygodnego zycia bez emocjonalnych wstrzasow.

Marajka emocjonalne wstrząsy są, były i będą. Wiem to. Nie chcę ich unikać, nawet się nie da. Tu chodzi o coś innego. O to, że mój mąż przepraszał za swoją obłudę a brnął w nią dalej. A przecież pojęliśmy wspólną, uczciwą decyzję o nas. Nie mam żalu o zdradę, o to co było, ale o to, że kłamstwo ponownie do nas szybko zawitało.

Mam nadzieję, że jak uda mi się określić co właśnie się ze mną dzieję to zrozumiem całą tą sytuację, w której jestem tu i teraz.


santapietruszka proszę wyjaśnij mi stwierdzenie psychologa. Że ma prawo do czego?

kasia_k właśnie o to mi chodzi. Podjęliśmy decyzję wspólnie. Razem. Umowa zanim została "podpisana" została wyjaśniona, przegadana, zaakceptowana przez dwie strony.



Pozdrawiam.

332

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
talerz123 napisał/a:

santapietruszka proszę wyjaśnij mi stwierdzenie psychologa. Że ma prawo do czego?

Wiesz, mój były mąż ma raczej psychopatyczną naturę i primo - nie mam pojęcia, co on w ogóle powiedział u tego psychologa, secundo - nie mam pojęcia, co mu naprawdę powiedział psycholog, tertio - prawdopodobnie powiedział mu w jakimś kontekście, że ma prawo do jakichś odczuć czy uczuć, a on to sobie przełożył, że ma prawo i już. On ma prawo, a zła jestem ja. W pewnym momencie tak to zakręcił, że przez chwilę nawet ja sama w to uwierzyłam.
Chodziło mi bardziej o to, że w ogóle nie było szans na żadne rozmowy, jakieś przemyślenia czy chęci naprawy z jego strony. Miałam tylko na myśli, że samo pójście do psychologa nie załatwi sprawy, ważne jest, jak to potraktuje Twój Mąż - czy idzie do psychologa tylko dlatego, że Ty chcesz i żebyś wreszcie dała święty spokój tej sprawie, czy zamierza naprawdę w końcu rozwiązać Waszą sytuację.

333

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Zadaniem psychologa jest przyniesienie ulgi klientowi, nie naprawienie zwiazku.

334 Ostatnio edytowany przez Marajka (2016-06-21 14:33:05)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
talerz123 napisał/a:



.......
Marajka nie to czego ja chcę a to co ustaliliśmy. Wspólnie. Skoro mój mąż czuł lub wiedział, że nie stać go na szczerość i prawdę mógł powiedzieć, że nie jest w stanie, że nie chce lub po prostu, że nie jest jeszcze gotowy.

O zaufaniu myślałam sporo i dalej uważam jak uważałam.

......

Marajka emocjonalne wstrząsy są, były i będą. Wiem to. Nie chcę ich unikać, nawet się nie da. Tu chodzi o coś innego. O to, że mój mąż przepraszał za swoją obłudę a brnął w nią dalej. A przecież pojęliśmy wspólną, uczciwą decyzję o nas. Nie mam żalu o zdradę, o to co było, ale o to, że kłamstwo ponownie do nas szybko zawitało.

Mam nadzieję, że jak uda mi się określić co właśnie się ze mną dzieję to zrozumiem całą tą sytuację, w której jestem tu i teraz.

Talerzu, co sie z Toba dzieje? Zycie stawia Cie przed sytuacja, ktora wymaga od Ciebie zmiany. Ta zmiana musi dokonac sie przede wszystkim w Tobie. Jakie decyzje z tego wynikna  - czy nadal zostaniesz z mezem, czy nie, to jest wlasciwie poki co drugorzedna sprawa. Teraz chodzi tylko o Ciebie i o to, co sie w Tobie przestawia.
Nie probuj wszystkiego rozumiec, pewne procesy sa dla ukondycjonowanego umyslu niemozliwe do zrozumienia. Poczekaj na efekty. Te zreszta i tak sie juz pokazuja. Piszesz, ze masz wewnetrzny spokoj, przynajmniej do pewnego stopnia i sama nie rozumiesz, jak sie to dzieje.
Nie rozumiemy wiekszosc z tego, na jakich zasadach odbywa sie nasze zycie, nie wiemy nic o nieswiadomych mechanizmach, ktore w przewazajacej czesci nami steruja. Nie wiemy o nich, bo sa nam wlasnie nieswiadome.
Droga do poznania jest dlatego obserwacja bez narzucania od razu interpretacji na to, co sie akurat odbywa.

Piszesz na przyklad, ze podjeliscie wspolna decyzje. Czyz nie jest to tylko Twoja iluzja wynikajaca z tego, co Ty chcesz widziec i w co chcesz wierzyc?
Jest calkiem oczywiste, ze to wcale nie byla wspolna decyzja, to byla Twoja decyzja, ze tego chcesz od meza, a on przytaknal, zeby miec spokoj.
Jest calkiem oczywiste, ze gdyby on mogl inaczej, to robilby inaczej. To dotyczy kazdego czlowieka.
Dlatego nie mogl zrobic inaczej. On tez jest tylko sterowany swoimi wlasnymi, nieswiadomymi wzorcami zachowan i dopiero zaczyna miec pojecie o ich egzystencji.

Wiesz, ja zupelnie nie jestem religijna, nie mam nic wspolnego z kosciolem, ale dopiero po latach zaczelam niektore cytaty Jezusa rozumiec.
Jednym z nich jest ten:
"Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią".

To nie jest nic religijnego. To jest gleboka wiedza o dzialaniu naszej psychiki. Nie wiemy, co czynimy. Tak jak dzieci. Pewnych rzeczy z biegiem czasu nauczylismy sie, a innych nie. Najczesciej jest to przypadkiem, czego sie nauczylismy a czego nie. Zycia nikt nas nie uczy, nikt nam o jego prawach nie mowi. Przejmujemy nieswiadomie wzorce zachowan i emocjonalnych reakcji od otoczenia, w ktorym wyrastamy i to zostaje naszym ukondycjonowaniem na cale zycie. I najczesciej dopiero wtedy, gdy zdarzy sie jakas katastrofa w naszym zyciu i mamy do tego jeszcze jakas doze zdolnosci do samorefleksji, zaczynamy sie tego domyslac, ze za naszym dzialaniem i odczuwaniem stoi jeszcze cos innego, niz to, co w glowie na ten temat myslimy.

Jako katastrofe odbieramy po prostu zmiane w tym, do czego jestesmy przyzwyczajeni i dopasowani, gdy nowa sytuacja stawia nas przed wyzwaniami, dla ktorych nie mamy zadnego wyuczonego repertuaru reakcji. Nowych reakcji dopiero musimy sie nauczyc, a to, ze stare mechanizmy zupelnie nie maja zastosowania, wprawia nas zazwyczaj w stan kryzysu, bo to jest rodzaj walki o przezycie. To jest nasze fizyczne uwarunkowanie, organizm musi sie dopasowywac do nowych warunkow, zeby przezyc, okres dopasowywania jest okresem zwiekszonego stresu w celu przyspieszenia procesu.
O tym pisza biolodzy.
Tak odbywa sie zycie i takie spojrzenie obdziera naturalnie nasz swiat z tych wszystkich wysoko moralnie postawionych poprzeczek i oczekiwan opartych na nierealnych podstawach.

I nie chodzi o przebaczanie, chodzi o rozumienie. Rozumienie jest przebaczeniem. Przebaczenie (zrozumienie) nie musi tez wcale oznaczac, ze dotychczasowa sytuacja ma byc kontynuowana. To daje tylko mozliwosc bardziej celowego dzialania i podejmowania decyzji, czy i co i jak zmienic.

Zadanie, jakie stoi przed Toba, jest widzenie swiata mozliwie takim, jaki on jest, widzenie rzeczywistosci, a nie projekcja idealnych obrazow. To ostatnie prowadzi tylko do koniecznych rozczarowan, bo swiat nie stosuje sie do naszych wymagan.
Dopiero, gdy bedziesz patrzec na swiat realny, a nie ten z Twoich oczekiwan,  gdy przestaniesz oceniac w jakichs moralnych kryteriach, tylko na podstawie wlasnych potrzeb, wychodzacych z glebi Twojej istoty, a nie z glowy, wtedy bedziesz mogla podejmowac wolne wybory i bedziesz mogla rzeczywiscie ksztaltowac swoje zycie, jak Ty chcesz.

Na razie Twoj wybor zostania z mezem wynikal raczej z prob ratowania tego, do czego jestes przyzwyczajona, do prowadzenia dalej zycia tak, jak dotad, w troche zmodyfikowanych formach, ale mimo to nadal w tych samych ramach.
Milosc, ktora jednego dnia jest, a nastepnego znika, bo doszla jakas nowa informacja, nie jest zadna miloscia.
Rozumiesz, co probuje przekazac?

Nie chodzi mi o to, ze Twoje wartosci sa niewazne. Sa bardzo wazne, ale czegos tu jeszcze brakuje. W starej formie tego nie mozesz juz realizowac. Twoje spojrzenie na swiat i zycie musi ulec zmianie i ulega wlasnie. To jest proces wymagajacy czasu. Badz cierpliwa z soba sama, to wyraz milosci do siebie. Daj ja sobie, nie oczekuj natychmiastowych rozwiazan i nie probuj ich na sile forsowac tylko w tym celu, zeby pozbyc sie tych niechcianych niewygodnych  uczuc , bo jak widac, nie zdaje to ezaminu.

335 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2016-06-21 10:38:42)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
toorank_zla napisał/a:

Zadaniem psychologa jest przyniesienie ulgi klientowi, nie naprawienie zwiazku.

Tak, ale klient musi tego chcieć sam. Inaczej będzie stał w miejscu.
Nie napisałam "naprawić związek", tylko "rozwiązać sytuację". Związek mogą naprawić ewentualnie zainteresowane osoby.

336

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
santapietruszka napisał/a:

Tak, ale klient musi tego chcieć sam. Inaczej będzie stał w miejscu.
Nie napisałam "naprawić związek", tylko "rozwiązać sytuację". Związek mogą naprawić ewentualnie zainteresowane osoby.

Chec poczucia ulgi jest instynktowna. Naturalna. Piszesz o checi trwalej zmiany niepozadanego zachowania. Niepozadanego przez innych nie zawsze przez podmiot.  Co robi psycholog? Moze jedynie uswiadomic schematy, ktore maja wplyw na podejmowane przez nad decyzje, to co tak wytrwale tlumaczy nam na forum Przyszłość. Niestety ta swiadomosc bedzie dotyczyla wszystkiego i zwiazkow z kochankami i zawartego malzenstwa jak sie moze okazac z niewlasciwych pobudek.

337 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2016-06-21 11:54:17)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Toorank - ale ja pisałam konkretnie o moim byłym mężu. On poszedł do psychologa, żeby niby pokazać, że mu zależy, że chce przepracować problem, poczuć ulgę, rozwiązać problemy w jakiś sposób. Ale podejrzewam, że poszedł i tak z nastawieniem, że nie zamierza wyciągać żadnych wniosków, tylko niech ta głupia baba się wreszcie odczepi, przecież byłem. Dlaczego tak sądzę? Bo po pierwsze i przede wszystkim - do dzisiaj uważa, że ma zawsze rację. Poszedł tylko na 1 wizytę, na następną już nie, bo szkoda czasu, skoro już był, a psycholog jest głupi i nic nie daje. A z tej 1 wizyty przyniósł jedynie taki efekt, o którym pisałam - psycholog mu powiedział, że ma prawo i już. Konkretnie to chodziło wtedy o to, że jak mi ktoś powiedział na ulicy "dzień dobry", to oznaczało, że ja mam romans - tak w skrócie. A mnie niestety bardzo dużo ludzi mówi "dzień dobry", prowadzę własną firmę, dlatego znam całe mnóstwo różnych osób, w tym i facetów. Stąd psycholog. Który ponoć mu powiedział, że ma prawo myśleć, że ja go zdradzam - czego nie neguję, bo być może tak powiedział w jakimś kontekście, nie wiem przecież też, co ten mój były mąż w ogóle tam naopowiadał, jak przedstawił problem w ogóle. On sobie po prostu wybrał zdanie, które mu pasowało i tego się uczepił - byłem, rozmawiałem, psycholog mnie popiera. Zrobiłem wszystko, co mogłem, o co ci chodzi? Ulgi niestety nie poczuł żadnej, na własne życzenie właśnie - a skąd to z kolei wiem? Bo jak złożyłam wreszcie pozew o rozwód, to podobno dlatego, że miałam kochanka (którego nie miałam), a nie dlatego, że mnie dręczył psychicznie, a i fizycznie się zdarzało. Zresztą ja to do dzisiaj słyszę czasami, że miałam wtedy kochanka, tylko mnie zostawił big_smile
Ja wcale nie twierdzę, że mąż Talerzyka też tak zrobi i że mu nie zależy na rozwiązaniu problemu... tylko żeby się nie nabierać, że skoro ktoś już obiecał, że pójdzie, to to załatwi sprawę... zwłaszcza, że - w mojej ocenie - mąż Talerzyka podchodzi podobnie, co prawda nie tak drastycznie, jak mój big_smile - do problemów: zamieść pod dywan i udajemy, że tego nie było, a teraz będziemy żyli długo i szczęśliwie - o czym Talerz pisała smile
Talerzyk wydaje mi się osobą bardzo rozsądnie podchodzącą do tej sprawy i tylko o to mi chodziło, żeby również i taką ewentualną sytuację przemyślała. A czy zdecyduje się ostatecznie naprawiać związek jeszcze raz, czy go zakończyć, to wyłącznie Jej sprawa - psycholog nie ma nic do tego.

338

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Dlaczego to My, zdradzeni, mamy nieść przez resztę życia ciężar nie swojej winy?.
Dla mnie osobiście życie jest za krótkie i zbyt wiele pięknych rzeczy świat oferuje, by to marnować i umartwiać się dla pięknej idei.
Wychodzę z bardzo prostego założenia, że człowiek to istota myśląca,
Ma swój rozum i wolną wolę. A skoro tak, to jest odpowiedzialny za swoje decyzje i czyny. Wszelkiej postaci tłumaczenia braku kontroli nad sobą są dla mnie wyłącznie okolicznością obciążającą,        
Nigdy łagodzącą.
Skąd bierze się ta moja niechęć do dawania szansy?
Już odpowiadam
Ano dla mnie takie samoograniczenie się, fiksowanie, zamykanie na nowe jawi się jako przygnębiające marnowanie czasu i potencjału. Bo to co było wcześniej jest niewartym tego wysiłku i cierpienia 
Swoją drogą to ciekawe jest nazywanie tutaj szacunku do siebie, swojego życia, ciała, swoich emocji, uczuć, prawa do szukania szczęścia "pójściem na łatwiznę".
Magiczne słowa,
Szkoda tylko, że jak to zwykle w przypadku górnolotnych słów bywa, ta ich szlachetność maskuje najzwyklejszy strach przed nowym.
Wielu na tym forum twierdzi z przekonaniem godnym lepszej sprawy , że jak nie spróbuje dać szansy to będzie tego żałować do końca życia..
Ja natomiast wychodzę z następującego założenia:
Zanim podejmiesz ostateczną decyzję - spróbuj najpierw życia bez zdrajcy u boku..
Bo przecież i tak już nic gorszego w zasadzie Ciebie spotkać nie może
A przerwa jest znakomitą formą terapii.
Jeśli jej się nie zmarnuje na pogrążanie się w żalu i tęsknocie za tym utraconym, to pozwala się pozbierać , poukładać i odbudować . ..
Jeśli po niej do siebie wrócicie - byliście sobie przeznaczeni..
Jeśli natomiast nie wrócicie to znaczy, że było to najlepsze dla Ciebie rozwiązanie .....

Życie wbrew sobie i wbrew wyznawanym zasadom, naginanie ich na potrzebę chwili zawsze jest destrukcyjne i źle się to kończy..
Najtrudniejsze jest bowiem bycie wiernym do śmierci
A miłość to najtrudniejsza gra na świecie...

339 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2016-06-21 13:54:11)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Trudna sprawa, Talerzyku sad
W Twoim dzisiejszym stanie widzę trochę siebie sprzed jakiegoś czasu. Gdybym miała linearnie, na osi czasu przedstawić moje zaangażowanie w związek z mężem, to na początku (1) chciałam z nim być i go potrzebowałam, potem (2) już go nie chciałam, ale potrzebowałam, następnie (3) ani go nie chciałam, ani już nie potrzebowałam, aby finalnie (4) chcieć z nim być, chociaż go nie potrzebuję. Pisząc o "potrzebie" bycia z mężem, mam na myśli moje wówczas nieświadome emocje i zachowania.
Wydaje mi się. Talerzyku, że Ty dzisiaj jesteś gdzieś między (2) i (3) etapem. Przestajesz go chcieć, ale może jeszcze z niuświadomionych powodów go potrzebujesz. Na Twoim miejscu zastanowiłabym się, czego tak naprawdę oczekujesz od swojego związku i partnera.
Co takiego Twój mąż mógłby Tobie dać, żebyś czuła się przy nim spokojna i bezpieczna oraz CHCIAŁA z nim TERAZ być, czego ewidentnie zabrakło w jego zachowaniu po odkryciu zdrady?
Coś mi chodzi po głowie, ale nie będę uprrzedzała Ciebie wink

340

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Talerzyku współczuję bardzo. Wiem co przezywasz wiem jakie to wewnętrzne rozczarowanie boli ... czytałam od początku i mimo że pisałaś ze on niby przyznał się do wszystkiego i ze niby wiesz już wszytsko wybaczysz i jest ok, ja cały czas czułam ze to nie była cała prawda... niestety
i boję się tego samego w moim "nowym" związku . Ja mojemu dałam szanse bo nie złapalam  go na fizycznej zdradzie. Wybaczylam raz dziwny epizod z smsami miał być to tylko raz jedyny ..dziwne zapomnienie się ale był też drugi raz ...tyle że do kogoś innego i znowu tylko sms. Żadnych szczegółów nie znam nie było tam też miliona rozmów i sms ale nie wiem czy nie było sexu. Oczywiście przysięgi, zarzekanie się ze nie . Ale czy to prawda. I niby budujemy nowy związek niby jest ok. Ale wewnątrznie  cały czas się boje. I wiem co czujesz teraz ...
Bo ja też myślę że chciałabym znać całą prawdę nawet najgorsza i wtedy podjąć decyzję czy yo udzwigne  i chce być dalej z nim. Niż poznać druga prawdę po czasie jak juz okaże się że wg mnie jest między nami dobrze . I boję się co wtedy ze mną będzie co z moimi uczuciami.  I że on myślał tylko o sobie kłamiac dalej...jeśli kłamał wtedy chcąc ocalić siebie to z czym jeszcze kłamie ...
To najgorsze z możliwych uczuć ... jak ktoś znowu cie zniszczył ...
Powodzenia

341

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Same się niszczycie decydując się na miłość bez wzajemności...
Wiem, że samotność wydaje się dla kobiety trudniejsza, ale nie wiem czy trwanie w fikcji nie jest dużo gorsze.

342

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Najgorsze to nie umieć, a kłamać :-) Mnie w kłamstwach zaprawiały m.in. kobiety. Pierwsza matka, bo nie znosiła kłamstwa więc szybko trzeba było opanować zasady kłamania na dobrym poziomie. Teraz to mógłbym chyba siadać na detektor kłamstw :-)

343 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2016-06-21 20:36:10)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

"Nigdy do niczego się nie przyznawaj, złapią cię pijanego w samochodzie, to mów, że nie piłeś, znajdą ci dolary w kieszeni, to mów, że to pożyczone spodnie, a jak cię złapią na kradzieży za rękę, to mów, że to nie twoja ręka. Nigdy się nie przyznawaj."

Tak bym podsumowała reakcje zdradzających, po "przyłapaniu".

Kto pamięta, z jakiego to filmu?

Ale sami piszecie, że jej mąż jest tylko człowiekiem... wink Może oglądał ten film w młodości i mu ten kultowy tekst jakoś ... szczególnie zapadł w pamięć?... Jemu i paru innym kolesiom też?...

Jak zwykle nie zamierzam nic sugerować. Dostarczam tylko materiału z własnego podwórka, wiadomo, że nie obiektywnie wink Wiem, że Talerz123 odbierze moją wskazówkę właściwie. *

Na huraoptymizm na tym etapie jeszcze za wcześnie.

Są historie na tym forum i sama słyszałam takowe osobiście, gdzie po zdradzie ludziom udało się odbudować związek (nawet lepszej jakości-podobno). Są i takie, które mają zgoła inne zakończenie - też ich tu nie mało.

* Wiem, że Autorka rozumie, że nie ma dwóch identycznych historii. Co najwyżej można dopatrzeć się pewnych analogii.

344

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Beyond
nie ma wielu takich historii, nawet te udane budzą sporo wątpliwości...
reszta to rezygnacja ze szczęścia dla utrzymania status quo niestety

345

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
Xymena napisał/a:

Beyond
nie ma wielu takich historii, nawet te udane budzą sporo wątpliwości...
reszta to rezygnacja ze szczęścia dla utrzymania status quo niestety

Podpisuję się pod tą myślą. Niestety. Nie chciałam zniechęcać Autorki zbyt wcześnie ...

346

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
Marajka napisał/a:

Talerzu, co sie z Toba dzieje?

Nie wiem Marajka. Naprawdę nie wiem. Zblokowałam się. Nie wiem dlaczego  i nie wiem skąd, jak, po co. Nie jestem w stanie tego ogarnąć bo nie czuję nic. Jestem spokojna. Po prostu. Nic mną nie targa. I sama nie wiem dlaczego. Nie rozumiem tego stanu. Nie potrafię nawet o tym myśleć. Coś mnie blokuje. Tego jestem pewna. Tylko co i dlaczego? Myślę, ale i to mi nie wychodzi. Zaraz się rozkojarzam i gdzieś uciekam.

Marajka napisał/a:

Piszesz, ze masz wewnetrzny spokoj, przynajmniej do pewnego stopnia i sama nie rozumiesz, jak sie to dzieje.

Tak - nie rozumiem skąd ten spokój teraz. Tym bardziej, że wczoraj poczułam się taka zawiedziona. Płakałam. Myślałam, chciałam zrozumieć. A rano wstałam jak gdyby nigdy nic. Mając wszystko w du…ie. Wiem, że to gdzieś we mnie siedzi tylko nie chce wyjść. Dziwny jest ten stan i nie mogę go zrozumieć. Wiem jedno – nie chcę tego, nie podoba mi się to chyba.

Marajka napisał/a:

Droga do poznania jest dlatego obserwacja bez narzucania od razu interpretacji na to, co się akurat odbywa.

Właśnie nie narzucam sobie nic. Wpadłam w jakąś czarną dziurę. Próbuję się chwycić czegoś żeby wyjść, ale zwyczajnie nie mam czego. Obserwuję siebie cały dzień i nic nie dostrzegam. Żadnego zrozumienia, żadnej emocji. Nie ma strachu, nie ma bólu, nie ma nadziei. Tylko spokój.

Marajka napisał/a:

Piszesz na przyklad, ze podjeliscie wspolna decyzje. Czyz nie jest to tylko Twoja iluzja wynikajaca z tego, co Ty chcesz widziec i w co chcesz wierzyc?

Marajka ja doskonale rozumiem (przynajmniej tak sądzę) Twój tok rozumowania i to co chcesz mi przekazać. Tylko to jakoś tak do mnie nie przemawia do końca. Najlepiej chyba odda to stwierdzenie, że rozumiem, ale nie zgadzam. To nie jest iluzja. To jest coś oparte na faktach. Na tym co On do mnie mówił, deklarował, a nie na tym co ja chciałam słyszeć i czytałam między słowami.
Po prostu: ja byłam gotowa. On twierdził, że też jest gotowy. Teraz (wczoraj) okazało się że nie był. Jakby tak na to patrzeć to decyzja faktycznie była moja i wynikała z mojej gotowości, ale po co upierał się wtedy, że też jest gotowy? Na miłość boską, czy nie mógł powiedzieć, że potrzebuje czasu dla siebie, bo nie rozumie jeszcze? Po co zapewniał, że rozumie gdy tak naprawdę nie rozumiał o czym do niego mówię? Bo nic nie zrozumiał.  Pytam czysto teoretycznie. Nie wywierałam presji. Przecież On też ma intuicje, jakieś refleksje chyba się u niego pojawiają. Mało tego tylko On zna prawdę. Tylko On wie jak było naprawdę i mam wrażenie, że broni się przed nią. I będę się upierać, że to nie moja iluzja spowodowana moją jakąś tam projekcją a to co rzeczywiście miało miejsce. Nie moja nadinterpretacja a fakty takie jakie zostały mi przedstawione przez mojego męża.

Marajka napisał/a:

Jest calkiem oczywiste, ze to wcale nie byla wspolna decyzja, to byla Twoja decyzja, ze tego chcesz od meza, a on przytaknal, zeby miec spokoj.

Tylko ja nie nalegałam na nic. Cały czas zaznaczałam mu, że musi zrozumieć siebie, odnaleźć sam siebie w tym wszystkim i SAM musi zrozumieć co nim kierowało. Szukać przyczyny w sobie, pogrzebać w swojej przeszłości i odkryć co powoduje w nim tą słabość.  I niby grzebał i niby znalazł. Nasunęła mi się tylko taka smutna refleksja, że znalazł bo ja go prosiłam a nie dlatego, że chciał znaleźć. Znalazł coś co akurat dla mnie było logiczne i miało sens. Co dało MI spokój. Dla niego mój spokój równał się z zapomnieniem i dla niego pozornie komfortową sytuacją. Tylko skąd w nim to poczucie, że ja w ogóle mogę zapomnieć? Chyba z nieświadomości tego co się wydarzyło.

Marajka napisał/a:

Jest calkiem oczywiste, ze gdyby on mogl inaczej, to robilby inaczej. To dotyczy kazdego czlowieka.
Dlatego nie mogl zrobic inaczej. On tez jest tylko sterowany swoimi wlasnymi, nieswiadomymi wzorcami zachowan i dopiero zaczyna miec pojecie o ich egzystencji.

Nie ma pojęcia Marajka. Nie ma. Dlatego proponuję mu psychologa. Nie dla mnie, nie dla nas a dla niego. Ale on się boi. Boi się powiedzieć wprost komuś, że zdradził. Boi się zostać nazwany zdrajcą.
To mi powiedział dziś.
Mój mąż boi się prawdy. Boi się przyznać sam przed sobą.

Marajka napisał/a:

I najczesciej dopiero wtedy, gdy zdarzy sie jakas katastrofa w naszym zyciu i mamy do tego jeszcze jakas doze zdolnosci do samorefleksji, zaczynamy sie tego domyslac, ze za naszym dzialaniem i odczuwaniem stoi jeszcze cos innego, niz to, co w glowie na ten temat myslimy.

Tak zgodzę się z tym. Determinacja do zrozumienia stanu rzeczy pojawia się w sytuacji pozornie patowej. Ale chyba nie u wszystkich ludzi tak to działa. Nie każdy chce zrozumieć i ma taką potrzebę.
Odnoszę to do sytuacji JA-ON. Ale i nie tylko.

Marajka napisał/a:

I nie chodzi o przebaczanie, chodzi o rozumienie. Rozumienie jest przebaczeniem. Przebaczenie (zrozumienie) nie musi tez wcale oznaczac, ze dotychczasowa sytuacja ma byc kontynuowana. To daje tylko mozliwosc bardziej celowego dzialania i podejmowania decyzji, czy i co i jak zmienic.

W pewnym sensie też zaczęłam na to tak patrzeć. Zrozumiałam i poczułam się wolna. Nie postrzegam mojego męża przez pryzmat jego zdrady. Wygląda na to, że jednak MU przebaczyłam. Zrozumienie sytuacji mi na to pozwoliło. Ale nie tylko to. Także to, że przestałam czuć się winna, to że go nie dręczę, nie sprawdzam. A przecież mogłabym. To daje mi poczucie, że wybaczyłam. Tylko jeszcze on nie przebaczył sobie.

Marajka napisał/a:

Zadanie, jakie stoi przed Toba, jest widzenie swiata mozliwie takim, jaki on jest, widzenie rzeczywistosci, a nie projekcja idealnych obrazow.

Jeśli chodzi o projekcję idealnych obrazów i kreowanie rzeczywistości to ja niestety tak na to nie patrzę. Nie rozumiem tego w ten sposób.
Widzieć świat takim jakim on jest? Co to znaczy według Ciebie Marajka? Uważam, że nie ma jednego słusznego sposobu postrzegania rzeczywistości. Percepcja jest zawsze subiektywna. Zawsze. Dlatego moje spostrzeżenia różnią się od Twoich i innych. Patrzymy na to samo a widzimy co innego.
Ale może nie jestem w stanie tego pojąć.

Marajka napisał/a:

Dopiero, gdy bedziesz patrzec na swiat realny, a nie ten z Twoich oczekiwan,  przestaniesz oceniac w jakichs moralnych kryteriach, tylko na podstawie wlasnych potrzeb, wychodzacych z glebi Twojej istoty, a nie z glowy, bedziesz mogla podejmowac wolne wybory i bedziesz mogla rzeczywiscie ksztaltowac swoje zycie, jak Ty chcesz.

Tego w ogóle niestety nie rozumiem. Dla mnie istnieje ścisły związek między tym co postrzegam i jak postrzegam a  moimi przekonaniami, wzorcami. Świat realny? Jaki to? Bo tak jak się nad tym głębiej zastanawiam to dochodzę do wniosku, że nie ma czegoś takiego jak obiektywizm.

Marajka napisał/a:

Na razie Twoj wybor zostania z mezem wynikal raczej z prob ratowania tego, do czego jestes przyzwyczajona, do prowadzenia dalej zycia tak, jak dotad, w troche zmodyfikowanych formach, ale mimo to nadal w tych samych ramach.

Nie zgodzę się. Mój wybór zastania z mężem wynikał z mojej miłości do niego, z tego, że zrozumiałam całą ta sytuację, że dostrzegłam w niej szansę dla nas. Wynikał z tego kim się stałam. Nie ratowałam bo nie ma/nie było co ratować. Tamto życie zniknęło. Nie ma go. I dobrze.


Marajka napisał/a:

Milosc, ktora jednego dnia jest, a nastepnego znika, bo doszla jakas nowa informacja, nie jest zadna miloscia.

Marajka ja nie napisałam, że moja miłość zniknęła. Napisałam, że nie czuję nic i nie wiem co się stało, co spowodowało to dziwne poczucie  chyba pustki. Ja wiem, że coś się ze mną dzieje, ale nie mogę zrozumieć co. Nie zrozumiałam jeszcze.
To uczucie podobne do tego co czułam wtedy, gdy wewnętrznie pokonywałam swój strach. Bałam się i sama nie wiedziałam czego, byłam niespokojna i nie rozumiałam tego. Aż nagle mnie olśniło. Objawiło mi się wszystko. Zrozumiałam. Tylko wtedy czułam chociaż ten strach, były jakieś emocje, coś się we mnie trzęsło, coś mnie niepokoiło a teraz nie ma we mnie nic. Jak pisałam: czarna dziura.

Santapietruszka Przepraszam, ale uśmiałam się czytając co napisałaś o postawie Twojego męża. Dawno się tak nie śmiałam. Bardzo ciekawy z niego TYP wink. Mam nadzieje, że mój mąż pójdzie tam dla siebie, po to, żeby zrozumieć swoją postawę. Nie dla mnie.


After chyba właśnie tak to wygląda u mnie. Przyszedł czas by zobaczyć jak to jest samemu. Jeśli potem się „spotkamy” i nam się uda to fajnie. Jeśli nie trudno. Poradzę sobie.

347

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
talerz123 napisał/a:

Santapietruszka Przepraszam, ale uśmiałam się czytając co napisałaś o postawie Twojego męża. Dawno się tak nie śmiałam. Bardzo ciekawy z niego TYP wink. Mam nadzieje, że mój mąż pójdzie tam dla siebie, po to, żeby zrozumieć swoją postawę. Nie dla mnie.

Nie przepraszaj big_smile dzisiaj ja się już też z tego śmieję, chociaż wtedy mi do śmiechu nie było big_smile ale tak, teraz jest to po prostu śmieszne big_smile

Trzymam za Ciebie kciuki smile

348 Ostatnio edytowany przez talerz123 (2016-06-21 22:26:28)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
I_see_beyond napisał/a:

"Nigdy do niczego się nie przyznawaj, złapią cię pijanego w samochodzie, to mów, że nie piłeś, znajdą ci dolary w kieszeni, to mów, że to pożyczone spodnie, a jak cię złapią na kradzieży za rękę, to mów, że to nie twoja ręka. Nigdy się nie przyznawaj."

Tak bym podsumowała reakcje zdradzających, po "przyłapaniu".

Kto pamięta, z jakiego to filmu?

Ale sami piszecie, że jej mąż jest tylko człowiekiem... wink Może oglądał ten film w młodości i mu ten kultowy tekst jakoś ... szczególnie zapadł w pamięć?... Jemu i paru innym kolesiom też?...

Jak zwykle nie zamierzam nic sugerować. Dostarczam tylko materiału z własnego podwórka, wiadomo, że nie obiektywnie wink Wiem, że Talerz123 odbierze moją wskazówkę właściwie. *

Na huraoptymizm na tym etapie jeszcze za wcześnie.

Są historie na tym forum i sama słyszałam takowe osobiście, gdzie po zdradzie ludziom udało się odbudować związek (nawet lepszej jakości-podobno). Są i takie, które mają zgoła inne zakończenie - też ich tu nie mało.

* Wiem, że Autorka rozumie, że nie ma dwóch identycznych historii. Co najwyżej można dopatrzeć się pewnych analogii.


Beyond z rozumieniem Ciebie nie ma żadnych problemów wink. Film oczywiście mąż zna. Cytat też. Nawet ostatnio oglądaliśmy znowu.


A w te związki lepszej jakości też wierzę. Można zbudować nowy związek z tą samą osobą. Ale czy można nazywać go lepszym? Nie sądzę. Innym tak, ale na pewno nie lepszym.

349

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
exshop napisał/a:

Bo ja też myślę że chciałabym znać całą prawdę nawet najgorsza i wtedy podjąć decyzję czy yo udzwigne  i chce być dalej z nim. Niż poznać druga prawdę po czasie jak juz okaże się że wg mnie jest między nami dobrze . I boję się co wtedy ze mną będzie co z moimi uczuciami.  I że on myślał tylko o sobie kłamiac dalej...jeśli kłamał wtedy chcąc ocalić siebie to z czym jeszcze kłamie ...
To najgorsze z możliwych uczuć ... jak ktoś znowu cie zniszczył ...
Powodzenia

Exshop dziękuję. Przepracuj to może jeszcze. Ja już wiem, że mąż kłamał ze strachu, że tak naprawdę nie zrobił nic, by zrozumieć. Dotarło to do mnie. I stałam się obojętna.
Ale też wiem, że ja już się nie dam zniszczyć. Nikomu. Koniec z tym. Odcięłam się od tego, odleciałam hen hen daleko. Myślę sobie, że przeżyłam drugi szok, bo znowu zaczęłam przeinaczać rzeczywistość. Za szybko zaczęłam wierzyć. Oczywiście dalej mam obawy, czy robię słusznie, ale słucham swojej intuicji. Jak widać nie zawodzi mnie. Czy będę żałować? Dziś wiem, że jaką decyzję nie podejmę to nie będę żałować. Mam bardzo komfortową sytuację. Mogę odciąć się od tego kiedy mi się spodoba. Bez tłumaczenia się, bez poczucia winy. Idę przez życie swoją drogą, do celu jaki sobie sama wyznaczam. Inni mogą mi tylko towarzyszyć. Nie muszą, tylko mogą.

Pozdrawiam Cię.

350

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Przyszłość liczyłam na Ciebie ;-). No i się nie zawiodłam. Będzie chaotycznie bo na świeżo. Za co z góry przepraszam. Muszę to jeszcze przepracować w swojej głowie.

Ale może spróbuję trochę inaczej.
Czułam się bezpieczna w momencie gdy przełamałam swój lęk i zaufałam w to co do mnie mówił. W momencie gdy uwierzyłam, że znam już całą prawdę. Ale ten prawdziwy spokój dało mi to, że mój mąż odnalazł przyczynę swojej słabości, nazwał swoją „zajebistość” i „ciekawość” i mi to wytłumaczył. Zrozumienie tego dało mi opanowanie i siłę by pójść dalej. Nie czułam już zagrożenia, wyzbyłam się wtedy swoich lęków. Przestałam się bać przyszłości. Zrozumiałam też, że mnie w zasadzie ta zdrada nie dotyczy. A problem ma On.
Po wykryciu zdrady (zaraz na początku) brakowało jedynie zrozumienia z jego strony dla tego co zrobił. On uważał, że nie stało się nic. Że to nie zdrada, nie romans a tylko pisanie. Ale niby zrozumiał. Niby. Wydaje mi się, że jednak nie. Zresztą dziś sam jeszcze raz powiedział, że to nie był żaden romans a tylko zwykłe pisanie.
Przedwczoraj okazało się, że zabrakło też ponownie szczerości. Znowu: wierzyłam, że mąż jest szczery a nie był. Coś we mnie pękło. I od tej pory tkwię w tym w czym tkwię.

Przyszłość ja mam wrażenie, że on stał w miejscu i tylko udawał, że idzie na przód. Ze strachu. O siebie tylko i wyłącznie. Może to spowodowało tą moją blokadę teraz. Świadomość, że jemu jednak nie zależy na mnie i na nas? Że tak naprawdę na nas cały czas zależało tylko mi? Chyba przeżyłam ponownie szok.

Na ten moment jest mi obojętny on i my. Czy go potrzebuję? Do szczęścia nie. Jestem szczęśliwa bez niego.  I chyba w końcu zaczynam rozumieć co chciałaś mi kiedyś przekazać mówiąc, że kochałam wyobrażenie. Cały czas myślałam, że chodzi Ci o wyobrażenie jego, o to jak sobie go wykreowałam. Nie patrzyłam na to ze swojej perspektywy. Że chodzi Ci (jeśli chodziło ;-). ) o moje wyobrażenie idealnego związku i partnera.

I jak się tak zastanawiam czego chcę w związku, czego chcę od partnera to dochodzę do smutnej refleksji, że mój mąż nie może Mi tego dać. Nie taki jaki jest teraz. Nie ten ON, który nie chce zrozumieć i broni się rękami i nogami przed prawdą, i w końcu nie tej MI, którą jestem teraz. Kiedyś mi to wystarczało. Teraz nie.
jestem bardziej świadoma i chcę świadomego partnera.


I chyba powoli dociera do mnie mój obecny stan. Ja jestem właśnie obojętna. Zwyczajnie obojętna na to co dzieje się w około. Idę swoją drogą, taką jaka daje mi szczęście. W końcu robię to co lubię a nie tylko to co muszę.  A mój mąż jeśli chce może iść sobie obok mnie. Nie przeszkadza mi.  Co nie znaczy, że idziemy razem (a może idziemy?). Każde z nas ma wolną rękę i w każdej chwili może ruszyć w swoją stronę.  Może kiedyś znowu się uda obudzić miłość. Może ona nadal jest we mnie, tylko po prostu szok jaki przeżyłam dwa dni temu ją gdzieś zablokował. Oczywiście do końca nie wiem, czy o to mi właśnie chodzi. Tak mi się teraz wydaje.
I nie sądzę, że przestałam kochać męża. Po prostu na razie nie czuję tej miłości tak mocno jak czułam dwa dni temu. Gdzieś się zagubiłam i oddaliłam w tym wszystkim.


Zrozumiałam jeszcze jedno.
Mój mąż się mnie boi. Zobaczył, że jestem inna, takiej mnie nie zna. Jego to fascynuje (stąd chyba te motyle itp.) i przeraża jednocześnie (stąd strach). On po prostu nie jest już mnie pewny. I dobrze.

W tej chwili wydaje mi się, że pod tym moim NIC, które mną targa od chwili gdy  poznałam ukrywaną część prawdy skrywa się właśnie zwykła obojętność. Znowu coś do mnie dotarło. Znowu w podobny sposób jak ostatnio. Dlatego ciągle czuję spokój, którego przed chwilą nie mogłam zrozumieć.

351

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
talerz123 napisał/a:

Beyond z rozumieniem Ciebie nie ma żadnych problemów wink

Nie mam wątpliwości big_smile No i piąteczka, Talerz123 big_smile


talerz123 napisał/a:

Można zbudować nowy związek z tą samą osobą. Ale czy można nazywać go lepszym? Nie sądzę. Innym tak, ale na pewno nie lepszym.

Otóż to!

Droga Talerz123, ja powoli żegnam się z działem FLIRT – ROZSTANIE – ZDRADA – ROZWÓD. Nie te emocje już, choć doskonale je pamiętam. A i kroki prawne podjęłam, więc nie wycofam się – zbyt wiele mnie to kosztuje wink

Mam świadomość, że Twój wątek czyta wiele osób szukając odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Taki zapis rozmowy pozwala zmierzyć się z własnym problemem.

Pozwolisz, że wkleję na Twój wątek taki fajny teledysk, który mnie dziś rozśmieszył, bo sobie przypomniałam, jak mój mąż wciskał mi kit? tongue Przez długi czas!

W takich sytuacjach jak zdrada niezbędny jest śmiech - dla równowagi. Może jakaś zdradzona żona uśmiechnie się przed ekranem tak jak ja dziś big_smile Jak sobie to wszystko przypomnę wink

352

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
I_see_beyond napisał/a:

Pozwolisz, że wkleję na Twój wątek taki fajny teledysk, który mnie dziś rozśmieszył, bo sobie przypomniałam, jak mój mąż wciskał mi kit? tongue Przez długi czas!


No dawaj. Posłucham chętnie.  Może i ja odnajdę coś dla siebie wink


Rozumiem, że się żegnamy wink.

Dziękuję Ci w takim razie, że byłaś ze mną. I za sposób w jaki byłaś.


Trzymam za Ciebie kciuki. Pozdrawiam.

353

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Marajka dzięki Ci za wpisy.

Talerzyku, dobrej nocy.

354 Ostatnio edytowany przez Marajka (2016-06-22 01:33:50)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

O'kruszynko, jesli moje wpisy na cos Ci sie przydaja - prosze.
Dziele sie moim wlasnym doswiadczeniem i rozumieniem, ktore dla mnie bylo i nadal jest czyms bardzo pomocnym.

Talerzu, ten obecny stan moze miec rozne przyczyny.
Byc moze jest to wlasnie jakis rodzaj szoku, ale takiego pomocnego, bo inaczej trudno byloby Ci to przetrwac i uporac sie z nawalem emocji. Ja jestem przekonana, ze nasz system psychiczny ma swoja inteligencje i mechanizmy ochronne.
Ale moze byc tez tak, ze masz w sobie w naturalny sposob ta zdolnosc do dystansowania sie od swoich emocji i ich obserwacji, jesli piszesz, ze odczuwasz na przyklad strach i mimo tego jestes spokojna. Inni musza to latami trenowac wink
Jesli jednego dnia plakalas, a nastepnego wstajesz i jestes znow spokojna, to jest to przeciez normalne. Byla emocja, dalas jej upust, ona przeszla i znow jest spokoj. To jest zupelnie naturalny proces. To tylko glowa mowi, ze w takiej sytuacji musisz byc w ciaglej rozpaczy czy bolu. Tak slyszalas od innych, tak pisza w ksiazkach i romansach i myslisz, ze tak to ma sie odbywac i jak jest inaczej, to nie pasuje to do Twoich wyobrazen, jak "powinnas" sie czuc.
Ale rzeczywistosc jest jaka jest. Dlaczego mialabys ciagle rozpaczac? Zycie idzie dalej, nic strasznego, zagrazajacego zyciu sie nie dzieje, wiec reagujesz calkiem zdrowo.

Co by to nie bylo, daje Ci to mozliwosc uporania sie z tematem, a wiec nie trzeba sie tym ani martwic ani niepokoic. Nie wyglada na to, ze dzieje sie z Toba cos zlego. To jakas faza w zyciu, ktora pewnie potrwa a potem przyjdzie znow cos innego.
Ja tez znam nawet dluzej trwajace fazy w moim zyciu, gdy niewiele czulam. Nawet w okresach, gdzie nie bylo akurat zadnych katastrof. Widocznie tak mialo byc. Jestesmy przyzwyczajeni i nauczeni, ze trzeba byc emocjonalnym, ale to wcale nie jest zadne prawo ani nawet niekoniecznie jest czym dobrym.

Co do subjektywnego odbioru swiata, to oczywiscie zgadzam sie z tym. Wszystko odbieramy subjetywnie, poprzez pryzmat naszych ukondycjonowan.
Ale czasem zdarzaja sie momenty, gdy nie ma tej subjektywnej automatycznej interpretacji i wtedy to wlasnie moga pojawic sie te nagle przeblyski zrozumienia czegos, ktore trudno wytlumaczyc, skad przychodza.

Kiedys uslyszalam od kogos taka historie - ta osoba byla na wystawie malarstwa i ogladala jakis abstrakcyjny obraz. Kolorystycznie podobal sie jej, ale nie widziala w tym niczego konkretnego, zadnego tematu. Pozniej przeczytala tytul pod obrazem - tanczaca kobieta. I nagle zobaczyla w tym mgliscie ta sylwetke. I od tego momentu nie byla juz w stanie widziec tego obrazu jak poprzednio - jako zbior kolorowych plamek bez zadnej interpretacji, bo ta narzucona przez tytul interpretacja automatycznie dostosowywala odbior do tego, co bylo zakodowane w umysle. Widziala juz ciagle ta sylwetke.

To  jest przyklad na to, jak nasza interpretacja wplywa na to, jak widzimy i odbieramy swiat. Swiat interpretowany nie jest tym rzeczywistym. Ukondycjonowany umysl dziala wybiorczo i przez to umyka naszej uwadze wiele z tego, co nie pasuje do narzuconej przez niego interpretacji, albo dodaje do rzeczywistosci to, czego w niej nie ma, zeby pasowalo do interpretacji.
Znasz te teksty z brakujacymi literami, ktore jednak nadal bez wiekszych problemow mozemy czytac i rozumiec? Umysl uzupelnia brakujace litery, zeby zrobic z reszty cos sensownego dla niego, czyli dodaje do rzeczywistosci cos, czego wcale w niej nie ma. Mozliwe jest to naturalnie tylko w znanym nam jezyku. W innym widzielibysmy rzeczywistosc, czyli zbior liter, ktore nie maja dla nas zadnego znaczenia.
Dokladnie tak samo dziala to w sytuacjach miedzyludzkiej komunikacji. Tam zamiast liter w gre wchodza uczucia, emocje i przekonania.

Odbior bez interpretacji jest najbardziej zblizonym do objektywnego odbioru rzeczywistosci (pomijam naturalne ograniczenia, jakie wynikaja z mozliwosci naszych zmyslow).
Nie mamy mozliwosci pozbyc sie wszelkiej interpretacji i nawet nie byloby to zdrowe. Musimy jakos radzic sobie z tym swiatem i do tego jest to potrzebne.
Ale mozna odlozyc na bok niektore interpretacje, mozna sie tego nauczyc, a korzystne jest to zwlaszcza w tych naszych zautomatyzowanych interakcjach miedzyludzkich.

To mialam tez na mysli, piszac, ze ta decyzja, o ktorej pisalas, nie byla wcale wspolna decyzja. Przeciez maz doskonale wiedzial, ze klamie i nie ma zamiaru tego zmieniac, wiec nie mogl podjac takiej decyzji, tylko gral swoja gre.
To jest chyba niezaprzeczalny fakt i powiedzmy, dosc objektywna rzeczywistosc. A wiec decyzja byla jednostronna - Twoja. Ale on oczywiscie mogl Tobie powiedziec, ze to tez robi. A Ty chetnie w to uwierzylas, bo chcialas uwierzyc i w ten sposob nalozylas swoja interpretacje na rzeczywistosc. Byc moze gdybys tego nie zrobila, zauwazylabys u meza jakas dyskrepancje miedzy tym co mowi, a jego nieswiadomym zachowaniem, te drobne prawie niezauwazalne golym okiem sygnaly, ze cos nie gra, jest sprzeczne, minimalne znaki, ktore registruje nasz naturalny instynkt, ale ktore czesto lekcewazymy, lub wogole ich swiadomie nie zauwazamy, jesli nie pasuje to do naszych oczekiwan.

Jesli teraz nadal nie rozumiesz, dlaczego on Cie zapewnial i przekonywal, ze to i jego postanowienie, to Twoj problem lezy raczej wlasnie w tym, ze oceniasz na podstawie tego, jak Ty sama dzialasz i komunikujesz i oczekujesz tego od innych. To oczekiwanie wplywa na Twoja interpretacje zachowan innych ludzi.

Ty jesli cos obiecujesz, to jest to w zgodzie z tym, co jest w Tobie i nie miesci Ci sie chyba jeszcze w glowie, ze inni moga tu zachowywac sie inaczej. Jednak w rzeczywistosci tacy ludzie jak Ty sa raczej w mniejszosci na tym swiecie.
To jest silny filter, przez ktory widzisz innych i niepasujace do tego zachowania innych napotykaja u Ciebie na niezrozumienie. I nie chodzi o rozumienie glowa, tylko o to wewnetrzne glebokie przekonanie, ze inni ludzie kieruja sie tymi samymi wewnetrznymi kryteriami, jak Ty.
To jest to, co sie teraz u Ciebie zmienia i mysle, ze potrzebujesz tego wewnetrznego spokoju, zeby ta zmiana mogla zajsc.

Prawdopodobnie jest tak, jak piszesz, ze on nie ma pojecia o tym, co nim kieruje. I wcale nie chce wiedziec. Ma do tego prawo! Nie kazdy musi pracowac nad soba i nawet nie kazdy ma do tego mozliwosci. I dlatego nie ma sensu wysylac go do psychologa, bo on nie czuje takiej potrzeby, wiec nie przyniesie to zadnych przez Ciebie pozadanych efektow.
I byc moze wyglada na to, ze tak jak piszesz, przestal to byc partner, ktory do Ciebie pasuje, bo ty sie zmienilas, a on zostal tam, gdzie byl.

Nie wiem, jaki scenariusz trzyma zycie dla Ciebie w zanadrzu, nie wiem, czy dojdzie do rozstania, czy nie, jednak sluchaj dobrze tego, co jest w Tobie i kieruj sie tym oraz staraj sie zwracac uwage na znaki, ktore dotychczas byc moze odsuwalas z pola widzenia.
Zycze wszystkiego dobrego smile

355 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2016-06-22 08:23:37)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
talerz123 napisał/a:

No dawaj. Posłucham chętnie.  Może i ja odnajdę coś dla siebie wink

Rozumiem, że się żegnamy wink.

Dziękuję Ci w takim razie, że byłaś ze mną. I za sposób w jaki byłaś.

Bardzo proszę wink Żegnam się emocjonalnie z tym działem/rozdziałem na netkobiety, niekoniecznie ... z uczestnikami dyskusji. Będę zaglądać do moich ulubionych ... pacjentek wink Takie: I'll be watching you by The Police. Jak uznam, że potrzebna jest moja interwencja, zadziałam ! Świetnie sobie radzisz, Talerz123. My type of girl wink

Proszę, oto kawałek, na widok którego parsknęłam wczoraj śmiechem, choć był czas, że do śmiechu mi właśnie nie było.

Zamieszczam film z Youtube, „Źle mnie zrozumiałaś”,  który całkiem przyzwoicie ilustruje tłumaczenie się* zdradzającego (też w wolnym* tłumaczeniu, dla tych, którzy znają inne języki oczywiście):

Koniecznie trzeba obejrzeć ten kawałek – tylko wtedy mój wpis ma sens. U mnie było mniej więcej tak: wink

Girl: OMG, Jack, there’s a naked chick in your bed! What is going on?! (Mój Boże, w łóżku z Tobą jest goła baba!)
Jack: It’s not what it looks like! (To nie tak jak myślisz!)
Girl: There’s a naked chick in your bed! (W Twoim łóżku jest goła baba!)
Jack: Just let me explain, OK? Just let me explain! (Po prostu pozwól mi wyjaśnić, dobrze? Po prostu pozwól mi wyjaśnić.)

I tu długa lista: (nie tłumaczę napisów, bo dzisiaj każdy zna angielski, zresztą ich znaczenie wyniknie z obrazu).

Zaznaczam moje ulubione: ) I slipped and hit my head. I was unconscious. I had amnesia. And my memory came back. Finally I made it to your bedroom. And just then an earthquake hit and this girl fell through the ceiling.

Jack: That’s exactly how it happened! (Tak to się właśnie stało!)

Czy taką minę ma Twój mąż, jak ten przystojniaczek, na samym końcu piosenki?... Mój miał. I ...święcie wierzył, w to co mówi wink

Ale jak znajdziesz czas, wsłuchaj się w to, co śpiewa Jon. On z kolei próbuje wyrazić coś zupełnie odwrotnego. I to jest najtrudniejsze - zorientować się, która wersja jest prawdziwa wink

PS Głupio tak pisać: więcej informacji znajdziesz na moim profilu na netkobiety, bo mi się z fejsem kojarzy, ale jestem na Moje cudowne życie po rozwodzie wink i Czego słuchacie w tej chwili . Czasem zostawiam wskazówki muzyczne smile Do ... usłyszenia smile

356 Ostatnio edytowany przez talerz123 (2016-06-22 12:48:26)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
Xymena napisał/a:

Same się niszczycie decydując się na miłość bez wzajemności...
Wiem, że samotność wydaje się dla kobiety trudniejsza, ale nie wiem czy trwanie w fikcji nie jest dużo gorsze.

Xymena z tym absolutnie się nie zgadzam. Zdradzone żony po zdradzie czują się właśnie samotne. I uczą się z tym żyć. A fikcja w związku była właśnie przed zdradą. Po niej, jeśli uda się otworzyć oczy widać tylko piękne horyzonty i skrzynie pełne skarbów wink.


Dziś wyjątkowo dobrze rozumiem stwierdzenie mieć OCZY SZEROKO ZAMKNIĘTE. Można mieć takie cale życie.


Mogę mieć je szeroko zamknięte zarówno zdradzane żony, mężowie, kochankowie i kochanki Xymena. Kochanki też. No i oczywiście zdrajcy.


Miłość bez wzajemności?

Powiem Ci, że ja wiem, widzę, że mój mąż mnie kocha. Nie mam do tego żadnych wątpliwości. Ta zdrada pozwoliła tak naprawdę i jemu to zrozumieć. Zrozumiał jak wiele dla niego znaczę. Nie pocieszam się tym, no bo i nie ma czym, ale taka jest właśnie rzeczywistość. Tylko ja uzmysłowiłam sobie, też coś, coś co niekoniecznie dla niego jest dobre. A mianowicie to, że jego miłość nie jest zbawienna dla mnie, nie jest mi potrzebna do szczęścia.

Dlatego pisałam kiedyś tam, że postrzegam zdradę jako szansę. Szansę na odpowiedzialną i świadomą miłość. Jeśli mój mąż się ogarnie to również dla niego. Jeśli nie to cóż…Grunt, że ja się po tym podniosłam. Reszta to sprawa drugorzędna.

Pozdrawiam.

357

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
I_see_beyond napisał/a:

Czy taką minę ma Twój mąż, jak ten przystojniaczek, na samym końcu piosenki?... Mój miał. I ...święcie wierzył, w to co mówi wink


Mój maż ma taką minę jak mówi, że nie pamiętał o tych rozmowach i sms. A moja mina jest podobna do miny Bon Jovi kiedy widać go po raz ostatni. Muszę mu podsunąć linka wink.
Do życia po rozwodzie i drugiego wątku będę zaglądać na pewno.

358

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Talerzyku,
Tak jak pisałem, nikt nie jest i nie powinien być już nigdy ważniejszy od Ciebie samej..
To jest ta najważniejsza lekcja, jaką po zdradzie trzeba solidnie odrobić..
Czyli daje z siebie drugiemu dokładnie tyle samo ile od kogoś dostaje.
Ani więcej, ani mniej.
Nigdy, ale to nigdy nie wolno doprowadzić takiej sytuacji, aby ta swoista równowaga została zakłócona.
Nie wolno dopuścić do tego, gdy to ja będę miał najwięcej do stracenia.
Fundamentalna, prosta zasada, aby w życiu, w związku nie oberwać.
Gdy ta specyficzna równowaga zostaje zaburzona najczęściej dochodzi do zdrady...
Takie są moje obserwacje wynikające z lektury tego forum,

Pora Talerzyku na zdrowo pojmowany egoizm, choć już słyszę te głosy oburzenia, gdy pada to słowo...
Widzisz,
Właśnie egoistami słabi nazywają ludzi twardo stojących na ziemi,
Świadomych swojej wartości, nie pozwalających się nikomu skrzywdzić, zachowujących pewną część swojego ja  wyłącznie dla siebie.
Nazywają tak  ludzi, którzy znają i chronią swoje wrażliwe miejsca, a nie wystawiają je bezmyślnie na kopniaki .
To co ja nazywam egoizmem, jest to szacunek do siebie, swojej osoby, swoich emocji i swojego życia.
To niepodatność na gierki ludzi którzy chcą coś osiągnąć Twoim kosztem, zranienia czy też zadania Tobie bólu. 
To jest to coś, co każe nam najpierw zadbać o siebie, zanim zadba się o kogoś i pozwala kierować swoim życiem tak jak my chcemy, a nie tak jak chcą tego inni.
Mówiąc wprost:
Zanim będziesz mogła pomóc komukolwiek, najpierw musisz pomóc sama sobie..,

Do tego jednak trzeba dojrzeć i  na to ciężko zapracować
A właśnie to moment zdrady jest świetną porą i bardzo dobra okazją, aby przejrzeć wreszcie na oczy,
Pozbyć się pięknych złudzeń, zwłaszcza co do siebie samego i zmienić się.
Wtedy każda sfera naszego życia tylko może zyskać
To jest naprawdę znacznie lepsze niż nurzanie się latami w rozpaczy i stanie w miejscu.
Oczywiście jest czas na żałobę.
Trzeba ją po prostu przejść, nie uciekając przed nią.. Tak jak to jest po bezpowrotnej stracie kogoś nam bliskiego
Ale potem nadchodzi czas, aby  ujarzmić, osiodłać i  wskoczyć na konia, zwanego życiem, wbić mocno ostrogi w jego bok i ruszyć do przodu.
Niczego się nie bać..
Pozdrawiam
After

359

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Marajka pierwszy raz przeczytałam Twoj post i nie zaprzeczyłam niczemu. lol . Podpisuję się pod tym i ja, jeśli mogę of course wink.


Marajka napisał/a:

Prawdopodobnie jest tak, jak piszesz, ze on nie ma pojecia o tym, co nim kieruje. I wcale nie chce wiedziec. Ma do tego prawo! Nie kazdy musi pracowac nad soba i nawet nie kazdy ma do tego mozliwosci. I dlatego nie ma sensu wysylac go do psychologa, bo on nie czuje takiej potrzeby, wiec nie przyniesie to zadnych przez Ciebie pozadanych efektow.
I byc moze wyglada na to, ze tak jak piszesz, przestal to byc partner, ktory do Ciebie pasuje, bo ty sie zmienilas, a on zostal tam, gdzie byl.


Ja tam nie chcę go zmuszać. Absolutnie. Chcę tylko by wiedział, że nie ma dla niego - takiego jaki jest teraz - miejsca w moim życiu. A decyzję zostawiam tylko i wyłącznie jemu. Każde z nas ma swoje życie. Wspólnie dzielimy w zasadzie tylko pewne jego aspekty.


Dzięki Marajka i pozdrawiam.

360

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
After napisał/a:

Talerzyku,
Tak jak pisałem, nikt nie jest i nie powinien być już nigdy ważniejszy od Ciebie samej..
To jest ta najważniejsza lekcja, jaką po zdradzie trzeba solidnie odrobić..



Tak After. Wiem to. W końcu i ja to wiem lol .


After napisał/a:

Czyli daje z siebie drugiemu dokładnie tyle samo ile od kogoś dostaje.
Ani więcej, ani mniej.

Rozumiem też i to lol



After napisał/a:

Pora Talerzyku na zdrowo pojmowany egoizm, choć już słyszę te głosy oburzenia, gdy pada to słowo...

Ja tam TERAZ dzielę egoistów na dwie grupy.

1. Ludzi świadomych, że od nich tylko i wyłącznie zależy ich życie, emocje i uczucia. Którzy potrafią ten zdrowy egoizm łączyć z empatią. Umieją w tym wszystkim dostrzec innych ludzi i kiedy trzeba wyciągnąć do nich rękę - co nie oznacza, że rezygnują z siebie.
 
2. Narcyzów, którzy mimo wszelkich oczywistych i namacalnych nawet znaków na ziemi nie potrafią zrozumieć. Nie potrafią spojrzeć na coś lub kogoś z innej niż swoja własna perspektywy. Dla nich bezrefleksyjne JA jest wartością nadrzędną. To osoby które widzą lepiej i już. Coś jak mąż  z opisu Santapiertuszka . Mają prawo i już.

Coś też jak mój mąż który twierdząc, że bał się o mnie tak naprawdę bał się tylko i wyłącznie o siebie.



After napisał/a:

Ale potem nadchodzi czas, aby  ujarzmić, osiodłać i  wskoczyć na konia, zwanego życiem, wbić mocno ostrogi w jego bok i ruszyć do przodu.
Niczego się nie bać..

This is it, here I stand wink.


Dzięki After.

361

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
O'kruszynka napisał/a:

Marajka dzięki Ci za wpisy.

Talerzyku, dobrej nocy.


Dziękuję O'kruszynka. Noc była dobra, ale krótka. Zawsze latam do późna a rano mam problem, żeby odkleić się od poduszki :-)

362 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2016-06-22 12:19:51)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
talerz123 napisał/a:

A moja mina jest podobna do miny Bon Jovi kiedy widać go po raz ostatni. Muszę mu podsunąć linka wink.

No i super! Mówiłam, my kind of girl wink

To podeślij mu jeszcze jeden link – ku przestrodze big_smile
Jest to „Historia pewnej znajomości” (mojej wink) z przymrużeniem oka, którą również pięknie zaśpiewał Jon.

Wybrałam ten kawałek ze względu Motyw oka , of course. wink

W domu kamer nigdy nie mieliśmy, ale jak zaczęłam coś podejrzewać, brałam pod uwagę zainstalowanie … monitoringu wink Tylko, że mnie na niego …nie stać.
Musiałam więcrozpracować sprawę sama mając do dyspozycji tylko … własne oko . Choć analogii do pracy detektywa mogę przytoczyć sporo!
Efekt jest ten sam big_smile

W piosence pojawia się też motyw „plasterka” – bardziej zaawansowani użytkownicy tego forum doskonale to pojęcie znają.
Ja jednak przyjmuję, iż ”plasterek” to tylko opcja do wyboru.
Nie widzę się w roli one night stand – po prostu!

Za to, gdyby znalazł się artysta, który po prostu namalowałby mi taki portret – najlepiej tryptyk wink– to bardzo proszę.

Dziś status mojego małżeństwa wspaniale odzwierciedla ostatnia scena.
Pewne papiery dostarcza przez pełnomocnika poczta, ale jako motyw osobisty podałabym swoje zdjęcie z dedykacją z tyłu: Proszę, dziękuję i przepraszam .
Oczywiście z akcentem na Proszę wink

I jest jeszcze jedno. Fragment:
I’ve always been a fighter. Without you I give up
celowo zmieniam na:
I’ve always been a fighter.  Without you I never give up.*
Miłego dnia smile
* Talerz123, czy Tobie też znana jest ta postawa? wink

363 Ostatnio edytowany przez cb (2016-06-22 13:33:09)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Talerzyku, śledzę Twoją historię i cieszy mnie bardzo jak zaczynasz odbierać swoje szczęście, że nie zależy ono już od męża.
Tylko jednej rzeczy nie rozumiem, jak można kochać i zdradzać? Tzn. raz zdradzić ew. jestem sobie w stanie wyobrazić, że to się może zdarzyć. Jedno spotkanie, jedna rozmowa telefoniczna/smsowa przekraczająca granicę koleżeństwa, ale oczywiście to wszystko bez tych samych emocji, jak do partnera i też musiałoby to być czymś uzasadnione np. zemstą za zaniedbanie (niskie i niedojrzałe, ale ludzkie, tak sobie przynajmniej usiłuję wyobrazić jakieś powody). Natomiast nie rozumiem, jak to jest, że widzisz, że mąż Cię kocha, a z tego co rozumiem u niego to nie był jednorazowy incydent? Chodzi Ci o to, że jest on przykładem tego drugiego, niezdrowego, typu egoizmu?

364

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Boże zapomniałam o tej piosence wink. Dzięki Beyond. Ja z plasterka też nie mam zamiaru korzystać. Pewne wartości mimo zmiany jaką przeszłam są dla mnie stałe, uniwersalne. Są na zawsze.

Obie postawy są mi znane Beyond. "Romea" i Twoja.

365 Ostatnio edytowany przez talerz123 (2016-06-22 15:58:10)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
cb napisał/a:

Talerzyku, śledzę Twoją historię i cieszy mnie bardzo jak zaczynasz odbierać swoje szczęście, że nie zależy ono już od męża. Nad czymś podobnym pracowałam bezskutecznie od kilku lat i dopiero niedawno zauważyłam zmianę. Nie szło to stopniowo, w miarę zdobywania wiedzy i zrozumienia, ale przełomowo, tak jak odbieram Twoją zmianę nastawienia (nie wiem, czy słusznie). Mam nadzieję, że uda mi się to utrzymać.

Też mam taką nadzieję. Trzymaj się tego!

cb napisał/a:

Tylko jednej rzeczy nie rozumiem, jak można kochać i zdradzać?

No nie można kochana. Nie można. Ale trzeba przyjąć do wiadomości, że wtedy ta miłość jego do mnie poszła na bok. Dlatego napisałam, że po tym i on zrozumiał jak bardzo mnie kocha, ale mnie to nie cieszy. Jak napisała kiedyś Przyszłość, zza góry śmieci jaka się nazbierała w naszym życiu On nie widział mnie. Poszedł droga na skróty, żeby mnie zobaczyć. A efekty tego są jakie są.

cb napisał/a:

Natomiast nie rozumiem, jak to jest, że widzisz, że mąż Cię kocha, a z tego co rozumiem u niego to nie był jednorazowy incydent? Chodzi Ci o to, że jest on przykładem tego drugiego, niezdrowego, typu egoizmu?


Tak dla mnie dokładnie tak jest. Samolubny egoizm jakkolwiek paradoksalnie to brzmi. Taki negatywny. Skrajny - to chyba najlepsze słowo. Ale on przejawia się także u niego teraz. Jeśli chodzi o rozumienie naszej sytuacji. Długa droga przed nim i wiem, że jest w stanie ją przejść tylko on sam musi chcieć  w nią wyruszyć.

Incydent jednorazowy był, ale rozciągnięty w czasie. Typowy romans bez seksu (chyba) ale tylko i wyłącznie dlatego, że zabrakło czasu. Odkryłam wszystko za szybko.

Tu z kolei kochana trzeba spojrzeć na to co nim kierowało. A ja wiem co kierowało moim mężem. Zrozumiałam jego "zajebistość" i po co potrzebował JEJ. Ona niestety też była jego ofiarą. Może głupio to brzmi, ale tak było. Co prawda godziła się na to i jakie były jej intencje tego nie wiem i wiedzieć nie chcę. Ale On wykorzystał też JĄ. Chciał ją wykorzystać, by udowodnić coś sobie. Nie zdążył (rozumiesz co chciał udowodnić sobie? lol ).

Ale najważniejsze jest w tym wszystkim to by On się po tym również pozbierał. Ja jestem na dobrej drodze. Wiem to. Natomiast on tkwi na początku. Wkurza mnie to, ale ... mój mąż zawsze był moim najlepszym przyjacielem. Nie mogę go zostawić teraz samego z problemami. Nie zrobię za niego nic, ale chcę by wiedział, że może na mnie liczyć. Nasze relacje są OK. My rozmawiamy jak gdyby nigdy nic, o codzienności, o uczuciach o dzieciach. Dzielimy tą codzienność razem. Mamy dzieciaki, które nas potrzebują. Nie ma natomiast między nami namiętności i tych innych ważnych rzeczy, które dałyby nam całkowite poczucie szczęścia w związku. Nie jesteśmy już kochankami. Może jak mój mąż otworzy swoje oczy to wróci. Zobaczymy.

366

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
talerz123 napisał/a:

No nie można kochana. Nie można. Ale trzeba przyjąć do wiadomości, że wtedy ta miłość jego do mnie poszła na bok. Dlatego napisałam, że po tym i on zrozumiał jak bardzo mnie kocha, ale mnie to nie cieszy.

Brzmi przekonywająco. Tzn. dla osoby będącej dawnym dawcą, a aktualnie zmierzającej do typu egoizmu nr 1, zdrowego, jest to nierealistyczne w wykonaniu, ale zrozumieć mogę. Dla typa nr 2 możliwe jest zapewne, "zapomnienie" o miłości, odsunięcie jej na bok. Skoro i tak ma słaby kontakt z uczuciami (może nie z emocjami) to nie jest tak trudno ten kontakt tymczasowo urwać, pogrzebać, przejść obok.

Chociaż z drugiej strony i na pewnym etapie rozwoju w kierunku egoizmu 1, zapomnienie dla własnego dobra o miłości do osoby z typu 2 (uśpienie jej) jest możliwe. Nie wiem, czy da się nadążyć za moim tokiem myślenia wink. Tylko w takim przypadku z kolei ja wykluczałabym wiązanie się z inną osobą, ponieważ byłby to tylko przyjaciel, a nie nowa miłość.

Podoba mi się, jak piszesz o przyjaźni do męża i tym, że go nie zostawisz na tej drodze, w którą miejmy nadzieję, że wyruszy.

367

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Talerzyku nie mogę wyjść z podziwu nad Twoją osobą, nad Twoim rozumowaniem, decyzjami, postawą.
Po zaledwie paru fragmentach widać jak wspaniałą kobietą jesteś.
Twoje posty powinny być poradnikiem dla zdradzonych.

Słuchasz siebie i dlatego tak świetnie sobie radzisz. Nadal tego się trzymaj.

Przesyłam Tobie Talerzyku słoneczne promyczki, aby Cię nieco ogrzały.

368

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
talerz123 napisał/a:
After napisał/a:

Ale potem nadchodzi czas, aby  ujarzmić, osiodłać i  wskoczyć na konia, zwanego życiem, wbić mocno ostrogi w jego bok i ruszyć do przodu.
Niczego się nie bać..

This is it. Here I stand.

Me too smile

Ta filozofia Aftera jest mi obecnie bardzo bliska.

Whoooaaaahhh big_smile

369 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2016-06-22 16:53:29)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Talerzyk, pędzisz jak szalona i rozwijasz się w imponującym tempie. Zdecydowanie więcej czasu zajęły mi przemyślenia, którymi Ty teraz się dzielisz smile

talerz123 napisał/a:

Po wykryciu zdrady (zaraz na początku) brakowało jedynie zrozumienia z jego strony dla tego co zrobił. On uważał, że nie stało się nic. Że to nie zdrada, nie romans a tylko pisanie. Ale niby zrozumiał. Niby. Wydaje mi się, że jednak nie. Zresztą dziś sam jeszcze raz powiedział, że to nie był żaden romans a tylko zwykłe pisanie.

Sądzę Talerzyku, że Twojemu mężowi zabrakło nie tyle zrozumienia tego, co zrobił, ile zrozumienia tego, co Jego działanie zrobiło Tobie.
Powyższy fragment świadczy o tym, że Twój mąż nadal Ciebie "nie widzi" zza góry śmieci. Może gdy podskakuje od czasu do czasu, to pojawiasz się gdzieś w oddali, ale to jednak nie to samo, co zobaczyć Ciebie całą i TWOJE UCZUCIA.Twój mąź przez próbę racjonalizacji i umniejszenia całej sytuacji, nieświadomie dewaluuje Twoje uczucia. 
Talerzyku, dając mężowi szansę, uwierzyłaś, źe Twoje uczucia spowodowane jego nielojalnością i nieuczciwością są dla Niego ważne i źe On zaopiekuje się nimi i zadba o to, żebyś już więcej nie czuła się źle. Dlatego Jego nieszczerość a w konsekwencji brak troski o Twoje uczucia tak Ciebie dotknęły i zabolały. W relacji między dwojgiem ludzi to właśnie zrozumienie świata, myśli, uczuć drugiego poprzez otwartą i szczerą rozmowę o sprawach i problemach oraz troska o uczucia buduje bliskość (pisałam już wcześniej o pogłębionym dialogu). Pragniemy być rozumiani przez najbliższe osoby i cierpimy, gdy okazuje się, że w bliskiej osobie tego zrozumienia dla naszych uczuć i dla naszej perspektywy nie ma. Trudno jest otaczać troską kogoś, kto nas "nie widzi".

talerz123 napisał/a:

I chyba powoli dociera do mnie mój obecny stan. Ja jestem właśnie obojętna. Zwyczajnie obojętna na to co dzieje się w około. Idę swoją drogą, taką jaka daje mi szczęście. W końcu robię to co lubię a nie tylko to co muszę.  A mój mąż jeśli chce może iść sobie obok mnie. Nie przeszkadza mi.  Co nie znaczy, że idziemy razem (a może idziemy?). Każde z nas ma wolną rękę i w każdej chwili może ruszyć w swoją stronę.  Może kiedyś znowu się uda obudzić miłość. Może ona nadal jest we mnie, tylko po prostu szok jaki przeżyłam dwa dni temu ją gdzieś zablokował. Oczywiście do końca nie wiem, czy o to mi właśnie chodzi. Tak mi się teraz wydaje.

Jeśli dostrzegasz w swoim mężu potencjał. Jeśli sądzisz, źe jest szansa, aby Twoje uczucia stały się dla niego równie ważne jak Jego własne, to może pozwól mu iść obok siebie. Ale myślę, że jest to trudniejsze niż się może wydawać. Nie sądzę, żebym się na to zdecydowała w normalnych okolicznościach. U mnie było tak, że dosłownie parę tygodni po odkryciu zdrady, u mojej mamy zdiagnozowano śmiertelną chorobę (zmarła kilka miesięcy później) i ja nie miałam siły, aby w tamtym czasie robić rewolucję w życiu mojej rodziny. Ale jednocześnie sytuacja spowodowała, że mój mąż dojrzał do roli partnera i przyjaciela. W konsekwencji WYBRALIŚMY siebie nawzajem, ponownie, ale jakby pierwszy raz smile

talerz123 napisał/a:

Zrozumiałam jeszcze jedno.
Mój mąż się mnie boi. Zobaczył, że jestem inna, takiej mnie nie zna. Jego to fascynuje (stąd chyba te motyle itp.) i przeraża jednocześnie (stąd strach). On po prostu nie jest już mnie pewny. I dobrze.
W tej chwili wydaje mi się, że pod tym moim NIC, które mną targa od chwili gdy  poznałam ukrywaną część prawdy skrywa się właśnie zwykła obojętność. Znowu coś do mnie dotarło. Znowu w podobny sposób jak ostatnio. Dlatego ciągle czuję spokój, którego przed chwilą nie mogłam zrozumieć.

Talerzyku, Twój mąż się boi, ale nie Ciebie, tylko tego, że Ciebie straci(l). Mój mąż przechodził to samo, był w panice, bo widział jak od niego oddałam się mentalnie i to wcale nie z powodu zdrady, ale dlatego, że zmieniał się mój światopogląd, wartości i sposób doświadczania życia oraz sposób odczuwania świata i ludzi. To jest właśnie rozwój.

370 Ostatnio edytowany przez After (2016-06-22 17:15:07)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

To już na forum pisałem ale nie zaszkodzi tego powtórzyć..
Na kanwie historii z tego forum, rodzi się chyba najważniejsze tutaj  pytanie do tych wszystkich masochistów, którzy radzą :walcz o nią/niego.
Po co starać się odzyskać eks skoro tyle pięknych i porządnych kobiet , jak również porządnych facetów chodzi po tym świecie? Przecież w tym kraju wolnych jest co najmniej kilka milionów, a w dobie mody na recykling, panna lub kawaler z odzysku jest wręcz poszukiwany..
Zawsze mnie dziwi takie zafiksowanie, które w kontekście zdrady przekracza granice absurdu i niektórzy już nie tylko chcą wybaczać ale jeszcze przepraszają za to że zostali skrzywdzeni...
Oj ile jest tutaj takich przypadków..
A przecież statystycznie,tak jak już wcześniej wspomniałem, to my mamy większe szanse na ułożenie sobie życia od nowa niż Ci którzy nas skrzywdził..
A ja tego jestem żywym przykładem..

Wiesz Talerzyku, on doskonale wie dlaczego to zrobił.
I to jest wyłącznie jego problem, nie Twój..
On musi sam się z tym uporać..
Obyś czasami w tej swojej dobroci nie pozwoliła na zamianę ról..
Oni szybko potrafią taką dobrotliwa postawę wykorzystać.
I nagle z ofiary staniesz się katem..
Bo przez taką postawę to jego problem nagle stanie się Twoim..
A jemu dokładnie o to chodzi.. Bo on przecież taki biedny, pogubiony.
No chodzący obraz nędzy i rozpaczy..
Tylko jakoś wcześniej potrafił z całą perfidia kłamać w żywe oczy...
Gdybyś tylko usłyszała ich rozmowy na Twój temat to najpierw leciał by on, a za nim jego rzeczy..
Panie z tego forum mogą to potwierdzić..
To Tobie w pierwszej kolejności jest potrzebna pomoc, nie jemu...

A przyjaźń jest również budowana na prawdzie i zaufaniu.. Mi żaden przyjaciel nie wbił noża w plecy..
Ci którzy to próbowali zrobić szybko przestali nimi być..
Pamiętaj o tym...
After

PS..
Warto przypomnieć sobie warunki otrzymania rozgrzeszenia
1.Rachunek sumienia i szczere, bez zatajania wyznanie win,
2.Pokuta,
3.zadoiśćuczynienie wyrządzonej krzywdy..
No i w tym ostatnim rodzi się pytanie.
Jakież może być zadośćuczynienie osobie, której strzałem w plecy omal się nie zamordowalo?
Moim zdaniem takowego po prostu  nie ma..

371 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2016-06-22 17:49:24)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

After, w wolnej chwili zajrzyj do pozycji autorstwa Aronsona "Błądzą wszyscy (ale nie ja)". Znajdziesz tam odpowiedzi na wiele swoich pytań, także tych, które nie zadałeś. Trzymaj się smile

372

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
After napisał/a:

PS..
Warto przypomnieć sobie warunki otrzymania rozgrzeszenia
1.Rachunek sumienia i szczere, bez zatajania wyznanie win,
2.Pokuta,
3.zadoiśćuczynienie wyrządzonej krzywdy..
No i w tym ostatnim rodzi się pytanie.
Jakież może być zadośćuczynienie osobie, której strzałem w plecy omal się nie zamordowalo?
Moim zdaniem takowego po prostu  nie ma..

After, odpowiem w swoim własnym imieniu, jak zawsze na tym forum - dla mnie jest to odpowiedź pozwanego na pozew o rozwód:

Treści: "Jestem na tak! !" wink

Prywatnie mam bardzo dużo wiary w ludzi i wierzę w przemianę, wiem, że jest ona możliwa, ale biorąc pod uwagę, to, czego osobiście doświadczyłam (to naprawdę długa historia), ...nie chcę już tego ciągnąć.

Powtórzę się drugi raz na wątku u Talerz123 - w naszym przypadku rozstanie jest uczciwe i zasadne .

373

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Witam serdecznie.

Coś mi się zdaję talerzyku, że ja będą tą, która wrzuci łyżkę dziegciu do tego kontenera miodu, który ostatnio tutaj się rozlał.
Nie zamierzam wzbudzać kontrowersji, a jedynie powiedzieć jak ja widzę, to co w tym wątku się dzieje.

Śledzę Twój temat od jego początku, był nawet taki moment, że romantyczna część mnie zwyciężyła i gdzieś w głębi serca kibicowałam Ci bardzo, żeby udało się z mężem, ale...

No właśnie... ALE...

Załóżmy sobie hipotetyczną sytuację:

Na ulicy człowiek bije psa; bije go naprawdę poważnie, zaczyna się lać krew, pies skowyczy, daje wyraźnie do zrozumienia, że go boli. Co robisz?

a) biegniesz do nich, odciągasz psa, zabierasz go, opatrujesz mu rany, zapewniasz bezpieczeństwo i czas, żeby doszedł do siebie

b) biegniesz do nich, odciągasz psa,a potem bierzesz za rękę człowieka, prowadzisz go do psychoterapeuty, strasz się dociec motywów jego postępowania: może miał złe dzieciństwo, może był bity, pogubił się pewnie biedaczek, potrzebuje pomocy i przyjaciółki, która go z tego wyciągnie i będzie prowadziła za rączkę. Pies zostaje na ulicy, krwawiąc i skowycząc.

Jaka jest Twoja odpowiedź?
.
.
.
.
Dla mnie Ty jesteś w tej historyjce tym psem właśnie. Jednocześnie jesteś tą osobą, co w drugiej odpowiedzi ratuje naszego pana bijącego zwierzę. Powiem więcej. Dla mnie jesteś KKZB - kobietą kochającą za bardzo. Skąd wiem? Bo i ja nią byłam. Mój przedostatni związek wyglądał praktycznie tak jak Twój. A potem wpadłam z deszczu pod rynnę i trafiłam na psychofaga, który nieźle mnie przeczołgał. Chociaż właściwie przeczołgałam się sama.

Ale wróćmy do meritum.

Ja to widzę tak, że teraz najbardziej cierpiącą osobą jest biedny misio, który:

1) skłamał, obiecał, że już nie będzie, po czym skłamał znowu
2) nie wie, biedaczek, jak to się stało, przecież było mu tak cudownie z Tobą, no miód, cud i orzeszki, no zagubiło się biedaczysko tym szczęściu
3) teraz będzie korzystał z tego, że się poświęcasz i tak bardzo chcesz mu pomóc, żeby się chłopina odnalazł w życiu.

E e, nie tak to działa. A przynajmniej nie tak powinno.

1) przeczołganie przez psychofaga dało mi kilka rzeczy, między innymi to, że jeszcze bardziej uchwyciłam się swoich zasad i już nigdy nie zamierzam ich odpuścić. Można skłamać, zdarza się, podobno ludzie dziennie mówią ileś tam kłamstw. Tylko że te kłamstwa to są rzeczy typu: ooo, jaką masz super fryzurę (trzy włosy na krzyż),a wiesz, byłam po drodze pooglądać ciuchy (poleciałam do Burger Kinga i nażarłam się najbardziej kalorycznym burgerem, bo ta nasza dieta to już mi bokiem wychodzi).

Takie kłamstwa można przeżyć, nie ma się o co czepiać. Ale kłamanie z premedytacją w sprawach fundamentalnych? NIE. Nie ma takiej opcji. Bo się bał? Czego się bał? Że straci Ciebie? Zadowoliła Cię taka odpowiedź? A co to znaczy, że straci Ciebie? Czy aby jesteś pewna, że chodziło mu o to, że straci miłość swojego życia, czy może raczej praczkę, sprzątaczkę, osobę, która zawsze się poświęci, ciepły dom, bezpieczną zatokę, wszystko na co pracował, miejsce do którego można wracać itd itp. Czy on to sprecyzował? Wątek stał się jak dla mnie już dość długi, choć czytałam dwa razy, mogłam więc gdzieś przeoczyć takie wyjaśnienia.

2) Co to znaczy, że nie wie dlaczego Cię zdradził, skrzywdził, whatever? Dla mnie taka odpowiedź znaczyłaby kompletny brak szacunku dla mnie, dla moich uczuć, dla naszej umowy, którą mieliśmy, dla naszego wspólnego życia. Wybacz, ale już teraz wiem, że nie przyjęłabym takiej odpowiedzi od partnera. Jak nie wie, to niech się dowie i wtedy wróci do stołu rozmawiać.

3) O ile dobrze zrozumiałam, teraz sytuacja się odwróciła i pomocy potrzebuje mąż, bo się zagubił w tym całym waszym szczęściu tak bardzo, że odnalazła go dopiero inna kobieta - no niemal uratowała mu życie, mógł w tym szczęściu utonąć żywcem. Więc teraz Ty będziesz jego przyjaciółką, będziesz go wspierać, prowadzić, będziesz jego przewodniczką w poszukiwaniu zagubionego misia.

Srsly?

Jak to ujęła jedna z dziewczyn na pewnym forum - pozwolę sobie zacytować jej słowa - "przeczytałam w ostatnich dniach cały internet jak Chuck Norris" w poszukiwaniu informacji o psychofagach. Znalazłam dużo, znalazłam też wiele stron i informacji, jak powinien wyglądać dojrzały, dorosły związek i miłość. Zacytuję Ci jedną rzecz z artykułu, który przeczytałam dzisiaj.

"Mit o miłości, która wszystko poświęci.
„Moja miłość go zmieni”, „Ja go uleczę ze wszystkich niedoskonałości i braków”, „Zrobię dla niej wszystko”, „Będę walczyć żeby uratować ten związek”. Tego typy sentencje charakteryzują osoby które utożsamiły miłość z poświęceniem. Poświęcać się możemy na wiele sposobów, oddawać kawałek po kawałku swoje zainteresowania, życie, karierę, przyjaźnie w imię trudnej miłości, która mamy nadzieję, kiedyś spłaci dług. Jeśli partner sprawia ból, wyrządza krzywdę, manipuluje, osoby pojmujące miłość jako poświęcenie przyjmą to z początkową pokorą, zbudują pomnik męczennika i dumnie na nim staną. Im więcej z siebie dają tym większe poczucie misji, jednak iluzja nie utrzymuje się długo, gdzieś w zaciszu własnych myśli przychodzi poczucie wykorzystania, złość za nieodwzajemnione uczynki, smutek i samotność, bo skoro tyle mu dałam to dlaczego on się nie zmienia? Cierpienie jest tak ogromne, że nie sposób o nim nie mówić, użalanie, zwalanie odpowiedzialności na los, czy chorobę partnera, nienawiść i wchodzenie w rolę ofiary to najczęściej spotykana konsekwencja lęku przed wzięciem odpowiedzialności za siebie. Jest to częsty syndrom partnerów będących w związku z osobami uzależnionymi. Osoba której miłość do partnera jest silniejsza niż jej cierpienie, nie umie traktować siebie z szacunkiem. Pozostanie w roli ofiary tak długo, jak długo będzie budować swoje poczucie wartości na poświęceniu i nie zrozumie, że pozwalanie na to by ktoś ją krzywdził, jest wbrew ludzkiej godności. Argumentem kobiet, które są matkami, jest niemożność rozstania się z krzywdzącym partnerem, ze względu na dobro dzieci. Tymczasem szczęśliwe dzieci to szczęśliwi rodzice. Argument ten jest konsekwencją ogromnego lęku przed wzięciem odpowiedzialności za swoje życie i lękiem o przetrwanie bez partnera."

Mam wrażenie, że słyszysz, że dzwonią, ale nie wiesz, w którym kościele. Niby wiesz co i jak, przytaczasz tu słowa z tekstów, które i ja znam, ale tak naprawdę to co robisz przeczy temu co mówisz. Bo w życiu trzeba stawiać granice, również osobom, które bardzo się kocha. Czasem (nie)stety te granice trzeba postawić im za drzwiami.

Żeby było jasne: nie zamierzam Ci dawać żadnych rad, ani mówić, co masz robić. Nie uważam też, żeby Twój mąż był psychopatą (wyjaśniam, gdybyś nie daj boże tak pomyślała czytając mojego posta). Jednakże czułam, że po prostu muszę się wypowiedzieć w tym wątku, bo poniekąd widzę w Tobie siebie sprzed kilku lat... i siebie z niedawnego czasu. Mam też świadomość, że nijak nie uchronię Cię przed popełnianiem błędów, bo te niestety każdy musi zrobić sam - i albo wyciągnie z nich naukę i pójdzie dalej, do przodu, albo nie... i będzie stał w miejscu, albo się cofał.

Na zakończenie jeszcze powiem, że ze wszystkich wypowiadających się tu osób chyba najbardziej utożsamiam się z Afterem - jeśli chodzi o sposób myślenia o pewnych rzeczach. Przy czym After bardzo delikatnie i dyplomatycznie wypowiadał się w tym wątku. Ja, mimo żem Waga, to nie zawsze mam chęć na dyplomację; wolę często mówić prosto z mostu.

Nadal będę Ci kibicować, ale nie w ratowaniu związku, nie w ratowaniu męża, nie w ratowaniu miłości, tylko w ratowaniu siebie.

374

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

_v_ masz moje błogosławieństwo mój kolega przechodził przez to samo w jego wypadku onychofagiem była borderka która ciągle wpadała w różne nałogi. W końcu on uciekł był na granicy załamania został u ans 2 tygodnie. Gdyby nie to wylądował by na dworcu.

375

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
After napisał/a:

Jakież może być zadośćuczynienie osobie, której strzałem w plecy omal się nie zamordowalo?

PS After Zapomniałam dodać, że ten pozew u mnie, to wisienka na torcie big_smile

Najpierw sprawy majątkowe - nie z wyrachowania, ze zdrowego rozsądku - każdy tę swoją "połówkę" zna najlepiej, wie, na co ją stać .

Ja akurat nie przewidywałam finansowania kawek, kosztów paliwa, upominków, hoteli itp.- whatever dla "tej pani" ze wspólnego budżetu, a takowy jest, jak się w momencie zawierania małżeństwa nie podpisuje rozdzielności majątkowej lub wcześniej intercyzy, of course .

Ja w karty nie gram, szczęścia nie mam i nie umiem blefować. Niestety. wink

Mam za to swoją, prywatną i bardzo osobistą talię składającą się z 20 kart - rozkładam je w wolnym czasie.

Ale ... zdarzyło mi się zasiąść moim mężem do stołu i gdzie były tylko dwie karty i to twarzą do góry!

Ich znaczenie było takie:
a.czarna przegrywa,
b. czerwona wygrywa.

Mój mąż sam wybrał kartę.

W moim przypadku podział to pół na pół, jednakże w miłosnym amoku mój małżonek stracił w pewnym momencie rachubę. Dlatego ja widzę, jaki message przekazujesz w swoich postach.

Talerz123, wątek jest Twój, ja o Ciebie jestem spokojna, bo wiem, że sobie poradzisz. Ale jakby tu zajrzała np. Niusia82* z innego wątku, to ja tu zostawiam taki message dla niej. Z doświadczenia własnego, jak zwykle.

Teraz zmieniam status z Tańczącej_z_wilkami na Biegnącą_z_wilkami. [BTW]Zamierzam ją przeczytać w Moim cudownym życiu po rozwodzie - już wkrótce.

Miłego dnia smile Teraz biegnę_do_pracy,_w_której_nie_piszę_na_netkobiety_w_dziale_flirt.

Konsekwencję stosuję również względem siebie. wink

Miłego dnia wszystkim życzę smile

*Niusia82, serdecznie Cię pozdrawiam smile

376

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Talerzyku, pewnie podobnie jak u było u mnie będą Tobą szarpały przeciwstawne bardzo silne żywioły.
Urażona duma, zawiedzione oczekiwania, zszargana miłość,
No i te oczy ukochanej osoby, w których nie ma już tego bezmiaru pięknego wszechświata, a pomimo naszego uczucia, od niego odrzuca bo przypomina śmierdzący, zatruty mazutem basen portowy.
Takie skoja
Przechodzisz przyspieszony, nie zamawiany przecież przez Ciebie kurs aby zobaczyć świat takim jakim jest,
Jakże strasznie odbiegający od tego, w którym do tej pory żyłaś.
Czas na pozbycia się złudzeń, bo ludzie ani nie są dobrzy, ani nie są źli. Oni po prostu są...
Teraz już wiesz, że wchodzenie w relacje z drugim człowiekiem to jest zawsze ryzyko i nawet największy trzeźwy umysł nie uniknie ryzyka związanego ze zdradą
I nikogo nie mierzy się się swoją miarą,,

Nawiąże jeszcze do zdrowego egoizmu
Oznacza on: my jesteśmy najważniejsi, nikt inny.
Jeżeli zaczynamy podchodzić pod altruizm w swoich poczynaniach, to zaczynamy się poświęcać. A to jest zgubne o czym większość tutaj piszących boleśnie się przekonała..
Trzeba wbić sobie to do głowy:
Nikt inny nie zatroszczy się lepiej o nas jak my sami.

Wystarczy tylko zauważyć, że ta jeszcze niedawna miłość kiedy zdradzała, kompletnie o nas nie myślała.
Dlatego mimo tego bolesnego doświadczenia nie krzywdźmy innych.
Ale to my jednak zawsze jesteśmy priorytetem. Nie krzywdźmy się więc sami..
Poświęcenie siebie w imię miłości jest może piękne, romantyczne ale to pierwszy krok do rozpadu związku.
Jeżeli obie strony mają szacunek do siebie, to nie ma wzajemnego wykorzystywania, nadużyć,
Czujemy po prostu do siebie respekt i nie ma tutaj lekceważenia.
To stan podobny do tego, kiedy jesteśmy na początku znajomości.
Wtedy boimy się żeby tego kogoś nie stracić.
Zauważcie co się dzieję, kiedy ktoś zbytnio się stara.. Zaczynamy być wtedy pewni siebie, nie doceniamy tej osoby aż wreszcie w większym czy mniejszym stopniu zaczynamy sobie za dużo pozwalać w stosunku do naszej "połówki".
Dlatego zdrowy egoizm jest wskazany.
Tym bardziej po przebytych doświadczeniach powinniśmy najbardziej jak to możliwe zadbać o swoje interesy.
Oczywiście nigdy nie będziemy pewni niczego. Bo nie zabezpieczymy się na 100%,
Ale jednak twarde stąpanie po ziemi, w pełni kontrolowanie swojego życia (a nie oddawanie go komuś) może uchronić nas przed ponownym rozczarowaniem.

Nie wiem jak jest ale czytając to forum odnoszę wrażenie, że większość kobiet, nawet po takich przeżyciach dalej marzy o zaślepionej miłości,
Takiej, która przetrwa wszystkie przeciwności i jest nierozerwalna jak skała.
Ja jednak preferuję raczej mniej uniesień sentymentalnych a więcej dojrzałości to nie znaczy, że brakowałoby w tym miłości.
I w takim związku jestem..

Odpowiadamy zawsze tylko za siebie i za swoje postępowanie. Nie jestem prorokiem, aby znać zamierzenia innych. Nie jestem w stanie czytać czyiś myśli.
Więc skąd nasza słabość?
Czy ktoś odkrył patent, którym możemy się kierować, a to by gwarantowało, że nie zostaniemy zdradzeni? Odpowiadam:
Nie ma czegoś takiego.
Możemy to zminimalizować lecz nigdy nie mamy gwarancji.
Czy wejście z kimś w interes daje nam pewny sukces? Jeżeli się nie uda a my w tym nie zawiniliśmy to świadczy o naszej słabości?
Moim zdaniem słabość to ucieczka na skróty, uchylanie się od problemów, odpowiedzialności. Nie tylko za kogoś, ale przede wszystkim za siebie
Słabość to wreszcie brak dojrzałości.
Więc kto jest w związku niedojrzały, kiedy zaczyna zdradzać?
Naszym błędem było wejście w związek z osobą, z którą nie powinniśmy wchodzić.
Więc dopóki człowiek ma wolną wolę, to nigdy do końca nie będziemy mieli na niego całkowitego wpływu.

Niektórym się udało i małżeństwo przetrwało. Tylko oni sami wiedzą ile w tym szczęścia obojga i ile w tym uczciwości "po fakcie".

I See
Fajnie się Ciebie czyta. Jesteś bystra, inteligentna..
Szybko łapiesz meritum tego, co chcę przekazać..
I see it wink
Widzisz już to, że zawsze jest lepiej jest być drapieznikiem niż ofiarą

377 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2016-06-23 15:58:00)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
After napisał/a:

I w takim związku jestem..

After, zajrzyj czasem na wątek Atrala Shadow, tytuł nieco ogranicza grono odbiorców, ale wszelkie spostrzeżenia ludzi po - after są mile widziane!

Muzyczne klimaty też big_smile

After napisał/a:

I See
Fajnie się Ciebie czyta. Jesteś bystra, inteligentna..
Szybko łapiesz meritum tego, co chcę przekazać..
I see it wink
Widzisz już to, że zawsze jest lepiej jest być drapieznikiem niż ofiarą

Dziękuję, After. Prawdziwym Drapieżnikiem Grrr!!! to się stałam, jak mój mąż do domu sprowadził sobie ... kicię wink

I see what you mean wink

EDIT

PS Od zawsze drapieżnie zaś walczę, jeśli ktoś krzywdzi tych, na których mi zależy.

To tak w ramach ... ocieplenia mojego forumowego wizerunku wink

http://www.tapeta-wasy-tygrys-niebieskie-oczy.na-pulpit.com/zdjecia/wasy-tygrys-niebieskie-oczy.jpeg

378 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-06-23 18:33:40)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Talerzyku chcę zwrócić Ci uwagę na jeszcze jeden aspekt zdrady Twojego męża, a mianowicie jak to jest możliwe że w ciągu zaledwie tych dwóch tygodni tak się do siebie zbliżyli. Czy to możliwe? Moim zdaniem na tym szkoleniu musieli być ze sobą BARDZO blisko, żeby później tak szybko wejść w zażyłość. Spójrz mężowi w oczy i zapytaj Go o to wprost. Będziesz wiedziała czy kłamie.

379

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

I see - uwielbiam smile
Twój jeszczemąż zapewne pluje sobie w brodę big_smile

380

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
Lilka787 napisał/a:

Spójrz mężowi w oczy i zapytaj Go o to wprost. Będziesz wiedziała czy kłamie.

Dobre, przecież tak się kłamie najlepiej, patrząc prosto w oczy...

381 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-06-23 21:51:10)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Snake to, że Ty łgasz jak z nut i jeszcze się tym chwalisz, nie znaczy, że każdy to potrafi.

382

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
Lilka787 napisał/a:

I see - uwielbiam smile
Twój jeszcze mąż zapewne pluje sobie w brodę big_smile

wink Nasze relacje określiłabym tak:

Mój gniew był jak ogień, który musiał się wypalić.

Dziś to mój mąż posypuje własną głowę ... tym właśnie popiołem wink

Klasycznie wpisujemy się w schemat wink

383

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
Lilka787 napisał/a:

Snake to, że Ty łgasz jak z nut i jeszcze się tym chwalisz, nie znaczy, że każdy to potrafi.

No właśnie dlatego podpowiadam, że kłamstwo patrząc głęboko, prosto w oczy jest najbardziej wiarygodne.

384 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-06-23 22:16:00)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Snake nie każdego da się okłamać i nie każdy potrafi łgać w oczy. Zresztą to widać kiedy ktoś kłamie. Ja przynajmniej to widzę.

385

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Zazdraszczam

386

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Witam.
Zacznę więc swój referat. Trochę odpowiedzi dam, resztę zostawię na później. Ostatnio brak mi czasu. Niedługo będę go miała jeszcze mniej.

cb napisał/a:

Tylko w takim przypadku z kolei ja wykluczałabym wiązanie się z inną osobą, ponieważ byłby to tylko przyjaciel, a nie nowa miłość.

No i ja też wykluczam wink. Ja nie jestem z moim mężem w związku. Nie żyjemy już jak mąż i żona. No może nie do końca wink. Mieszkamy ze sobą i wychowujemy dzieci, ale nasza relacja jest tylko poprawna na tyle na ile może być w takiej sytuacji. Nienacechowana negatywnie po prostu. Cały czas jest mi aktualnie bliżej do rozwodu niż do ratowania tego co zostało, bo tak jak pisałam ja swoją szansę już dałam. On jej nie wykorzystał, zaprzepaścił ją w głupi sposób. I tego nie kwestionuję. Ale widzę też drugą stronę medalu. Chodzi o to, że mój mąż zawsze był mi najbliższy, odkąd skończyłam 15 lat był w zasadzie tylko On, liczył się tylko On. To kawał życia - to całe 15 lat razem, 6 po ślubie. Różnych 15 lat. W ciągu tych 15 lat wydarzyło się tak dużo między nami. W zasadzie dojrzewaliśmy na swoich oczach, poznawaliśmy siebie, kształtowaliśmy się. Doświadczyliśmy wiele dobrego i złego. Straciliśmy dziecko. To największa trauma jaka nas spotkała. Podnieśliśmy się z tego. Razem. Dzięki sobie nawzajem. On pomógł mi się pozbierać a ja jemu. I nie zostawię go samego znaczy tyle, że chcę by on wiedział, że ja jestem przy nim, niekoniecznie jako żona. Nie ma zamiaru nic robić za niego ani też się umartwiać i trwać w związku z nim wbrew sobie, bo muszę go wyciągnąć z dołka. Nie. Chcę by wiedział, że ja go nie znienawidziłam. Bo tak jest. Nie czuję już do niego złości, nie mam też żalu. Może dziwne to, ale tak jest. Nie będę na siłę wmawiać sobie, jemu i innym, że jest inaczej (piszę to tak ogólnie, nie do Ciebie). Mój mąż jest moim przyjacielem. Piszę to świadomie. Mimo że zranił mnie bardzo, mimo że zapomniał o mnie, mimo że przestał na mnie patrzeć i przestał patrzeć w tym samym kierunku co ja. Za to ja ciągle widziałam jego. Dalej widzę, ale trochę inaczej go postrzegam. On jest obecny w moim życiu i zawsze będzie. Niezależnie od tego jak potoczą się nasze losy.
On dla mnie nie tylko jest „moim zdrajcą”. Jest przede wszystkim ojcem moich dzieci – dobrym i kochającym ojcem. Jest moim przyjacielem – nie ma drugiej osoby na tym świecie, która wie o mnie tyle co On. W wielu sytuacjach naszego życia mogłam na niego liczyć i kto wie co byłoby ze mną wtedy gdyby właśnie nie On. O tym nie da się zapomnieć od tak, bo wydarzyło się coś czego nie chciałam, co mnie to rozwaliło, porozrywało na kawałki i zabolało prawie jak nic nigdy. Podniosłam się i z tej traumy i jest mi dobrze samej ze sobą, dlaczego więc mam zapomnieć o tych dobrych chwilach, które były naszym udziałem?
Ja nie potrafię.
Choć zdaję też sobie sprawę, że moja postawa pewno wynika to z tego, że ja wierzę w jego cierpienie. Widzę, że on nie udaje. On się załamał. I ja nie mogę przejść koło tego obojętnie. Co nie znaczy, że jestem pełna współczucia dla niego. To nie współczucie a zrozumienie. Ja rozumiem, że On też czuje się z tym źle. Boli go, że zawiódł, że zapomniał o mnie. Nie wie tylko jeszcze do końca dlaczego to się stało. Wierzę, że cierpi bo sama wiem co to znaczy cierpieć.


After ja wiem, że to haczy o absurd, ale z drugiej strony, absurdem (biorąc pod uwagę moją sytuację oczywiście) również byłoby od tak po prostu trzasnąć drzwiami na do widzenia - bo mnie zawiodłeś bez próby zrozumienia.
Nie wiem czy tego nie zrobię, ale chcę zrobić to w sposób jaki uznaję za właściwy. Nic wbrew sobie. I zwyczajnie dlatego nie mogę przekreślić tych wszystkich dobrych rzeczy, które nas spotkały. Nie mogę zapomnieć o naszych doświadczeniach i mówiąc brzydko "olać go ciepłym moczem". Chcę by moja decyzja o rozstaniu nie wynikała z rozgoryczenia. Chcę by była świadoma. I wiem, że się miotam. Że nie zdecydowałam jeszcze tak naprawdę. Chociaż bliżej mi jednak teraz na „tamtą stronę”.
A to, że nie zostawię męża z tym samego nie znaczy, że role się odwrócą. Nie. Wiem, że mój mąż jest sam winien stanu w jakim się znajduje. Ale wiem też, że sobie sam nie poradzi. I z szacunku do niego (bo ja go ciągle szanuję) nie pozwolę mu utopić się w tym gównie ( mimo świadomości, że sam sobie je zafundował ;-). PS. Przepraszam za brzydkie określenie. )
I ja też nie czuję się ofiarą, ani nie postrzegam ludzi, którzy postąpili inaczej niż ja jako katów. Każdy obrał ścieżkę dla siebie właściwą. I jeśli mu z tym dobrze (naprawdę dobrze), to znaczy, że obrał drogę właściwą dla siebie.
I nie jest też tak, że jego problem stał lub stanie się moim. Chcę tylko by On-ślepiec dostrzegł ten problem (raczej przyczynę bo akurat o to się rozchodzi) i poradził sobie z nim sam. Chce, żeby spróbował. Dla siebie, dla naszych dzieci, które go potrzebują. Potrzebują ojca - potrzebują silnego, wspierającego mężczyzny, a nie zagubionego chłopca, który rozpamiętuje przeszłość.

After napisał/a:

Gdybyś tylko usłyszała ich rozmowy na Twój temat to najpierw leciał by on, a za nim jego rzeczy..

Może tak by było After. Tego nie wiem.



Witaj _v_ .

Na wstępie zaznaczę tylko, że czytając Ciebie doszłam do wniosku, że nie za bardzo rozumiesz co piszę lub co chcę przekazać.

Nigdy nie napisałam że "biedny misio" jest najbardziej cierpiącą osobą. Jeśli tak, proszę przytocz mi ten fragment. Bo musiałam się zagalopować.
Mój mąż cierpi. I co w tym dziwnego? Cierpi z własnej winy. Nikt temu nie przeczy. Cierpi, bo jak twierdzi widzi do czego doprowadziło jego zachowanie, jego kłamstwa. Dlaczego mam uwierzyć, że jego ból nie jest prawdziwy? Dlaczego mam przyjąć, że On nie widzi? Tylko głupiec by nie widział. Widzi, ale nie rozumie.

I błagam zrozum, że ja się nie poświęcam. Moje zachowanie nie wynika z poświęcenia. Etap poświęcania się minął bezpowrotnie. I nie było to poświęcenie o jakie mnie posądzasz ;-). Wydaje mi się, że trochę się zagalopowałaś w swojej diagnozie psychologicznej mojego związku, postawy mojej i mojego męża wink
Ja tylko rozumiem jego sytuację. Rozumiem bo niedawno sama w niej byłam. Cierpiałam.
I kolejna sprawa: nie dopiero będę jego przyjaciółką, ja nią jestem i byłam.

Jeśli chodzi o kłamstwa to już pisałam wcześniej, że dzielę kłamstwa na te które rujnują życie i nie. Zdrada to kłamstwo, które zrujnowało moje poprzednie życie. Ale i dobrze. Bo jakość tamtego życia mi nie odpowiadała. Wtedy tego nie dostrzegałam. Teraz to wiem. Moje życie zmieniło się i jestem z tej zmiany zadowolona. Oczywiście, że wolałabym aby coś innego było motorem mojej zmiany, ale niestety nie było . Nie będę się z tego powodu zadręczać, bo nie widzę najmniejszego sensu w takim postępowaniu. Chcę żyć bez nienawiści, chcę żyć świadomie. To co się stało przyjęłam do wiadomości. Odniosłam się do tego subiektywnie. Wyhaczyłam pozytywne dla siebie konsekwencje i żyję. Szczęśliwie.

_v_ napisał/a:

Wybacz, ale już teraz wiem, że nie przyjęłabym takiej odpowiedzi od partnera.

Jasno napisałam, że jego odpowiedź mnie nie zadowala. Mało tego dzięki tej odpowiedzi wiem, że mój mąż nic nie zrozumiał i dalej kłamał dla swojej wygody. Nie jestem psychologiem, chociaż moje wykształcenie trochę o nią zahacza i nie mam zamiaru wmawiać mężowi swoich mądrości bo on sam musi dojść do swoich. Nie może przyjąć mojego punktu widzenia, bo już raz to zrobił i zaprowadziło nas to do punktu wyjścia. Tu potrzeba samozrozumienia, autorefleksji. Naprowadzać go nie będę. Bo to błędne koło. Odnajduję siebie i skupiam się na sobie. Jemu towarzyszę i kibicuję.

Tak w roli podsumowania przytoczę Ci Twoje słowa: Jak nie wie, to niech się dowie i wtedy wróci do stołu rozmawiać.
I teraz moje, które padły w odpowiedzi do Lillki: Ja nie będę go ukierunkowywać, bo nie widzę sensu. Niech radzi sobie sam, niech poszuka pomocy. Jak odnajdzie siebie i zrozumie chętnie z nim porozmawiam.

I skoro mój wątek stał się tak poniekąd muzyczny, to i ja dorzucę coś od siebie ;-)
https://www.youtube.com/watch?v=W1jIuwYGIrU

Granice każdy stawia tam gdzie uważa _v_. I właśnie pozwól, że  zrobię z tym to, co napisałaś na samym końcu – znowu zaufam swojej intuicji i tym razem również postąpię zgodnie z tym, co podpowiadam sobie ja sama. Bo takie postępowanie daje mi spokój, którego potrzebuję.
Dziękuję za Twój głos i pozdrawiam.

Ps. Celowo „olałam” Twoje pytanie postawione do mnie na początku.
Ale postanowiłam, że jednak Ci odpowiem. Żeby nie było niedosytu ;-)
Ja rozumiem tą zobrazowaną historię inaczej. I skoro muszę już być tym psem lol to wyjaśnię Ci to na tym samym przykładzie.   
Ale zanim zacznę to odniosę się do Twoich a i b.
a)    Jako ten bity pies nie mogę biec do nich, by odciągnąć oprawcę no bo akurat on mnie bije. Ale to już moja czysta złośliwość, która wyłapała błąd logiczny. A tak na poważnie.

Ja oprawcy nie odciągnęłam. Ja go zaatakowałam. Obroniłam się przed nim przez odwet. Mój odwet polegał na zrozumieniu mojej sytuacji. Na tym, że przestałam się użalać nad sobą i wzięłam byka za rogi, lub jak to poetycko zobrazował After dosiadłam konia zwanego życiem.

b)    tu moja historia obroniła się sama. Ja nie „skwarzę i krwawię”. Za rączkę nie będę prowadzić , to już Ci wyjaśniłam. A motywów próbuję dowieść bo to pozwala MI zrozumieć. MI. Jego motywy są ważne dla mnie. Oczywiście dla niego też. A że patrzę na niego jak patrzę i zwyczajnie zależy mi na nim, to chcę by zrobił to też dla siebie.

Rozmawiając dziś z mężem powiedziałam: Ja jestem już z tematem uporana na tyle na ile mogłam się uporać do tego czasu. Nie wiem, czy pojawi się coś jeszcze, czy jeszcze coś zrozumiem, czy coś zakłóci mój stan, ale na tą chwilę czuję wewnętrzny spokój. Dobrze mi z tym spokojem. Ciągle pamiętam, nie zapomnę. Mam to z tyłu głowy, ale nie boję się konfrontacji z tym, z moimi myślami. Natomiast Ty musisz zrozumieć sam dla siebie (oczywiście skorzystam na tym i ja). Po to, żebyś przestał zadręczać SIEBIE no i mnie też (ciągłe przepraszanie, łzy,  wyznania miłości – ja tego nie potrzebuję. To mi niczego nie udowadniania), ewentualnie kogoś innego z kim ułożysz sobie życie kiedyś. Wiem, że będziesz to zawsze pamiętał. Ale postaraj się zrozumieć. Wyciągniesz wnioski na przyszłość. Poczujesz ulgę i będzie Ci łatwiej z tym żyć.

I kończąc:

Na ulicy człowiek „uderzył” psa - zdeptał go, staranował, potrącił. Nie zrobił tego specjalnie. Nie planował tego. Nie widział go po prostu. Patrzył od dłuższego czasu w przeciwną stronę. Zobaczył jak pies cierpi, ile bólu sprawiła mu jego ślepota i zapatrzenie. Ma wyrzuty sumienia, że sprawił psu ból. Nie rozumie niestety dlaczego nie spojrzał dookoła zanim zrobił krok, który tak zabolał psa.


Przyszlość trochę jestem przerażona tym, że idzie to tak szybko. Zastanawiałam się nawet nad przyczyną i niestety nic nie odkryłam, prócz tego, że pomaga mi to forum  i Wasze spostrzeżenia, jak i to, że analizuję wszystko. Zawsze dużo myślałam. Nigdy nic nie zostawiłam w swojej głowie zanim nie zrozumiałam. Często znajomi powtarzali mi zostaw, zapomnij i nie zadręczaj się, ale ja tak nie umiałam. Poczucie, że nie rozumiem zjadało mnie od środka. Zawsze. Więc drążyłam, szukałam odpowiedzi dopóki jej nie znalazłam. Wtedy mogłam iść dalej. Może dlatego. Nie wiem.
Pozdrawiam i dziękuję.

387 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-06-24 10:06:59)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Snake teraz wiem, kto był tym gadem, który namówił Ewkę na jabłuszko big_smile

A tak na poważnie to moim zdaniem kłamcy to tchórze, a tacy mnie nie kręcą.
Trzeba mieć odwagę by mówić prawdę i siłę by liczyć się z konsekwencjami mówienia prawdy.
To cenię.

Choć wiadomo nam wszystkim, że są kobiety którymi faceci mogą się zabawić stosując metodę na skrzywdzonego misia, co to ma żonę choć wcale nie chce.


Talerzyku jesteś moim niedoścignionym wzorem. Powodzenia smile

388 Ostatnio edytowany przez Naprędce (2016-06-24 11:28:52)

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna

Autorko, wybacz jeśli będę się powtarzał za kimś/za Tobą w tym co napiszę, ale nie czytałem całego wątku, tylko kilka pierwszych stron.

To, że nie napisał w esemesie tego co chciałaś żeby napisał, nie znaczy że jej tego nie powiedział wcześniej. mógł tak zrobić (kiedy już uświadomiaś mu jak bardzo Cię zranił) a w esemesie, wobec tego że ona nie przyjęła tego do wiadomości spróbował innego sposobu żeby oddalić ją z Waszego życia.
Ale to przecież tylko słowa... Czy naprawdę jesteś pewna, że gdyby nawet powiedział jej to w twarz, przy Tobie to zmieniłoby to w znaczącym stopniu Twój odbiór tego aspektu? Czy pomogłoby Ci to choć trochę?
Jeśli nie jesteś tego pewna, to może nie warto się nad tym zastanawiać?


Ogólnie rzecz biorąc ja tą sytuację, w której się znalazłaś odbieram raczej nie jako dylemat "być z nim czy nie, a jeśli być, to jak to poukładać (jak z nim żyć bez zaufania itp.)".Ale bardziej jako walkę o to żeby zachować/odbudować wiarę w podstawowe dla Ciebie wartości, "wiarę w człowieka" i również w siebie, w sens życia właśnie w taki sposób, sens bezkompromisowego kierowania się tymi wartościami.
Jeśli jesteś skłonna mi teraz przyznać choć częściowo rację, to może zastanów się, czy Twój mąż może Ci w tym pomóc? Tzn. osiągnąć równowagę wewnętrzną, życie pełną piersią w poczuciu że to wszystko ma, mimo tego co się stało- sens.
Skoro on, po piętnastu latach nadal, sam z siebie, nie uświadamia sobie, że nawet najgorsza prawda oraz Twoja chęć zrozumienia tego co się stalo jest dla Ciebie ważniejsze niż ból, który może się wiązać z tą prawdą?
Skoro nawet w takiej sytuacji, on nadal nie jest w stanie zmusić się do jakiejś głębszej refleksji nad przyczyną dla której z nią był i operuje płytkimi komunałami, że "będzie czekał na Twoje wybaczenie całe życie" itp., to może on, chociaż jest być może w gruncie rzeczy "dobrym" człowiekiem, to jednak zbyt powierzchownym, zbyt prostym (dla Ciebie)?
Być może, dajmy na to stwierdzenie: "nienawidzę kłamstwa", ma dla niego prostszy (najprostszy) sens i w jego mniemaniu on Ciebie właściwie nie oklamywał, trochę analogicznie jak większość zapewne ludzi podchodzi na przykład do 10-ciu przykazań, tzn.nie są zdolni do przełożenia danego przykazania nie tylko na jedną konkretną sytuację, ale tak jak być może Ty jesteś lub byłabyś zdolna (takie wrażenie na mnie sprawiasz), na dziesiątki lub setki pasujących schematem zdarzeń i w efekcie w myśl założeń Kościoła grzeszą, nawet o tym nie wiedząć? (to oczywiście tylko przykład, nie mam zamiaru odnosić tego wszystkiego do kwestii wiary)
Wobec tego, czy nawet jeśli będziecie mówić tymi samymi słowami na podstawowe tematy, a w głębszej warstwie rozumieć je inaczej, coś może się zmienić? Moim zdaniem to będą pozory, życie w fikcji i nic w gruncie rzeczy się nie zmieni.


Innymi słowy zastanów się czy jeśli mu przebaczysz a on "będzie się starał", Wasze wartości, pojmowanie życia, relacji itp., mają szanse się jakoś spotkać, przeniknąć i stopić ze sobą. Być może od czasów, kiedy byliście w stanie rozmawiać, rozumieć się i rozwiązywać problemy on się na tyle zmienił, że to jest niemożliwe? Tak mi się wydaje, po tym co tu przeczytałem, ale nie przesądzam tego oczywiście, Ty znasz go lepiej, nie jestem pewny czy w dostatecznym stopniu, ale lepiej.

389

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
talerz123 napisał/a:

Moje życie zmieniło się i jestem z tej zmiany zadowolona. Oczywiście, że wolałabym aby coś innego było motorem mojej zmiany, ale niestety nie było. Nie będę się z tego powodu zadręczać, bo nie widzę najmniejszego sensu w takim postępowaniu. Chcę żyć bez nienawiści, chcę żyć świadomie. To co się stało przyjęłam do wiadomości. (...). Wyhaczyłam pozytywne dla siebie konsekwencje i żyję. Szczęśliwie.

Granice każdy stawia tam gdzie uważa. I właśnie pozwól, że  zrobię z tym to, co napisałaś na samym końcu – znowu zaufam swojej intuicji i tym razem również postąpię zgodnie z tym, co podpowiadam sobie ja sama. Bo takie postępowanie daje mi spokój, którego potrzebuję.

(..)pomaga mi to forum  i Wasze spostrzeżenia, jak i to, że analizuję wszystko. (...)Poczucie, że nie rozumiem zjadało mnie od środka. Zawsze. Więc drążyłam, szukałam odpowiedzi dopóki jej nie znalazłam. Wtedy mogłam iść dalej.

Ehhem ...Ehhem...!

Czy ... ja się podstępnie włamałam na konto Talerz123 i podszywając się pod nią ...przelałam na forum swoje obecne uczucia? wink...

Ja zaś wyhaczyłam esencję z Twojego postu. Choć nasze życiowe scenariusze od samego początku się różnią, to, co napisałaś jest mi ... bliskie.

Jeśli ta moja pacjentka tak myśli, to znaczy, że moja własna intuicja mnie nie zawiodła - Talerz123 poradzi sobie z tematem! big_smile

Ty piszesz referaciki, ja elaboraciki, my dear .

Znam ten song, który zaproponowałaś. Też sobie śpiewałam śmigając moim autkiem po polnych drogach wink

Zatem, zapraszam na wątek w dziale kultura: Czego dzisiaj słuchasz?
http://www.netkobiety.pl/p2856189.html#p2856189

Teraz ja sobie odświeżę klimaty .

Pozdrawiam i ... do zobaczenia w netkafejkach big_smile

390

Odp: Bolesna zdrada emocjonalna
Lilka787 napisał/a:

Talerzyku nie mogę wyjść z podziwu nad Twoją osobą, nad Twoim rozumowaniem, decyzjami, postawą.
Po zaledwie paru fragmentach widać jak wspaniałą kobietą jesteś.

Lilka787 dziękuję Ci. Dziś śmiałam się, że założę kółko mojej adoracji. Mąż wybrał się do psychologa. Jej opinia o mnie była niczym Twoja.


A tak na poważnie już, to chyba faktycznie wsłuchanie się w siebie to jedyny możliwy sposób, by wyjść z tego wszystkiego silniejszym i bardziej świadomym. No i ważne, by nie poddawać się w drodze dążenia do prawdy. Ja już znam prawdę Lilka787. Znam w końcu całą prawdę. I szczerze wierzę, że tak jest, choć pewno niektórzy pukają się w czoło. Przez moment nawet mnie ona zabolała, ale tak szybko jak pojawił się ból tak szybko też i zniknął. Najlepsze jest w tym wszystkim to, że wiem i nie czuję się z tym gorzej. Czyli jednak mi się udało. Udało się być ponad tym.


Kiedy mąż wyszedł z gabinetu i powiedział, że zrozumiał po co potrzebna jest prawda uwierzyłam mu. Kiedy zaczął mówić wiedziałam, że kłamie dalej. Powiedziałam mu, że widzę, że ciągle kłamie i coś w nim pękło. Wylało się z niego wszystko. To była bolesna spowiedź, ale potrzebowałam jej. Patrząc na niego wiem, że to jest już cała prawda. Oczywiście inna niż wyjściowa lol (mimo że faktycznie bez seksu).
Teraz tylko zostało mi podjąć ostateczną decyzję. Nie będę nastawiać zegara. Pozwolę zadziałać czasowi. Mam go w bród. :-)


Ps. Lilka787 bądź wzorem sama dla siebie! Trzymaj się wink




I_see_beyond pewnie, że sobie poradzi! Już poradziła wink. Teraz kwestia podjęcia świadomej decyzji bazującej na 100% pewności. Ale to jeszcze nie teraz. Czas nas nie goni wink


Naprędce Ja już dawno zrozumiałam to o czym piszesz wink.

O tym co było na początku, choć wiem, że to było bardzo ważne i pojawiło się po coś już nie myślę. Zrozumiałam, że zdrada to nie mój problem. Mało tego wiem też, że to nigdy nie będzie mój problem. Teraz wiem to jeszcze lepiej.
I teraz wiem też jakie dylematy tak naprawdę mną targały wtedy. Ale powoli uporałam się z każdym z nich i one również mnie nie dotyczą. Niedawno też doszłam do wniosku, że mój mąż nie jest mi potrzebny do szczęścia i że niestety nie może mi dać jako partner tego, czego potrzebuję. I tego się trzymam. Bo to jest prawda.

Ja wiedziałam natomiast, że mojego męża stać na zrozumienie. Stać go by pojąć tak naprawdę co się wydarzyło i jakie są tego konsekwencje. I nie pomyliłam się. Dziś również on zrobił duży krok w przód.  Stać go też by wskoczyć na wyższy poziom samoświadomości. Czas pokaże, czy mu się uda.

Trzymaj się i dziękuję za Twój głos.


After z postem 376 się zgadzam. Może tylko odrobinę modyfikuję definicję zdrowego egoizmu lol

Posty [ 326 do 390 z 543 ]

Strony Poprzednia 1 4 5 6 7 8 9 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Bolesna zdrada emocjonalna

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024