Przyszłość napisał/a:I_see_beyond napisał/a:Zdrada mojego męża ugodziła w moją godność. Mało tego: przez to, że zostałam zdradzona moja samoocena się obniżyła.
Niech się wpiszą Ci, którzy tak się nie czuli - śmiało, forum jest anonimowe!
Czuję się sprowokowana 
Zatem: Ja się tak NIE czułam. Owszem, może moja godność, rozumiana jako miłość własna została dotknięta, ale nie poczucie własnej wartości i samoocena.
Dziękuję, Przyszłość, za ten wpis
Z mojej pierwszej "prowokacji"
wypłynęła refleksja dla mnie. Pięknie doprecyzowałaś językowo ten stan. Będę o Twoim wpisie pamiętać.
WaltonSimons[/b napisał/a:A ja tam lubię filozofować, właśnie dlatego, że czynię to w godzinach pracy 
Czytałam Twoje posty na innych wątkach - ten level filozofii jestem w stanie ogarnąć bez wspomagania się ziołami
Czyli jest OK 
Już na początku chciałam jakoś odnieść się do "tej trzeciej", a tu niespodziewanie pojawiła się toorank_zła i mój początkowy profil musiałam co nieco zmodyfikować. Chętnie sobie utnę pogawędkę.
Toorank_zła porusza ważny element poznania prawdy o tym, co się wydarzyło.
Ile ludzi na tym świecie, tyle konstrukcji psychologicznych i możliwych reakcji na to.
A bez tej wiedzy nie potrafiłabyś stanąć? Bez wiedzy o tym co sie naparwdę wydarzyło miedzy nimi... To pomaga? Mnie sie wydaje, że wcale.
Mnie ta wiedza była potrzebna. I zdobyłam jej tyle ile się dało. Pomogło mi to stanąć na nogi, bo ja lubię fakty i nie znoszę domysłów, niedopowiedzeń. Męczy mnie to, po prostu. I ta moja wiedza, może i bolesna na tamten moment, pomogła mi dokonać wyboru odnośnie mojego dalszego życia. Świadomego wyboru.
Ja myślę, że wiele osób chce wiedzieć na czym stoi. Jedni szukają odpowiedzi co się stało, jak to wyglądało na własną rękę. Inni korzystają z kwitnącego rynku usług detektywistycznych, gdzie 90% zleceń to te... pod kątem zdrady.
Druga sprawa, jak ta informacja wpłynie na tę zdradzoną osobę.
Są tacy, którzy nie chcą wiedzieć , nie wiem ... bo są słabsi psychicznie, bo boją się "zepchnięcia" jakiś tam przykrych obrazów do podświadomości, które będą ich później prześladować. Rozumiem i akceptuję to, tak też może być.
Chodzi o to, że jesli dotarcie do prawdy jest niemozliwe, po co tracic energię?
Wiem, że nie poznałam całej prawdy, tylko tyle, ile "oni" pozwolili mi poznać plus te przypadkowe / nieprzypadkowe fragmenty ich romansu, których stałam się niezamierzonym świadkiem.
Nie pamiętam, ile energii własnej zużyłam na poukładanie puzzli w jedną całość. Ale dziś zaś czuję ogrom dobrej, pozytywnej energii wynikającej z dobrze podjętej decyzji. To jest też fakt, którym się tu dzielę.
Moim zdaniem powinna założyc najgorszą wersję, zaakceptować i iśc dalej. Istnieje niewielkie prawdopodobienstwo, że dowie sie jak było 
Ja nie chciałam właśnie nic zakładać. *
Dziś jestem na ostatnim poziomie żałoby, akceptacji tego co się stało i idę dalej. Ale już bez męża.
Cenne są Twoje poniższe słowa Toorank_zła. I doceniam to, że piszesz szczerze. Ja pozwolę sobie zrobić tutaj takie małe podsumowanie działań osób zdradzających, które pokrywa się w całości z tym, czego ja doświadczyłam :
wiem, bo zona mojego kochanka też domagała sie prawdy ode mnie i od niego, nie wie nawet połowy choć rozmowy trwały trzy dni.. nie wierzcie w to, że męzowie i kochanki powiedza prawdę, bo o ile sami maja świadomośc co zaszło będa starali się ukryc co się da, ze wstydu, ze strachu z tysiąca powodów i dobrze, bo to i tak nieistotne,
to co sie działo kiedy sparwa sie wydała, było żonglerką faktów i niedomówień z jego i mojej strony
Podsumowanie robię nie po to, by kogoś podżegać do natychmiastowego zakończenia związku, ale żeby: po pierwsze zawsze ufać własnej intuicji i po drugie zawsze mieć oczy otwarte . Szczególnie to drugie w moim przypadku, jak wiecie, okazało się bardzo cenne 
I to też jest ciekawe, co pisze Toorank_zła:
i z niego i ze mnie wyszło tchorzostwo...
jednak udało nam się wybrnąć i jemu i mnie, i powiem Wam, że to straszne, że nam sie upiekło, że mozna robić źle i nie ponosić konsekwencji cierpią inni tylko nie winni
wolałabym karę wolałabym sprawiedliwość
Może Tobie pomogłaby jednak rozmowa ze zdradzoną żoną?... Może doznałabyś oczyszczenia?... To zdanie piszę akurat i dosłownie i nieco też złośliwie, przyznam. Zaraz wyjaśnię dlaczego.
Ja rozmawiałam z tą "trzecią". Mnie pomogło. Dałam upust swoim emocjom, pozwoliło mi to przejść przez konieczny etap gniewu i to jak wtedy tę maleńką zjechałam!
Skąd złośliwość? Ją to też "oczyściło". Na kilkanaście tygodni, ale zawsze to coś
Pinda dwa miesiące później posłała córkę do Pierwszej Komunii, oczywiście pierwsza w szeregu przed ołtarzem. "Oczyszczona z grzechu cudzołóstwa".
Potem wróciła do tego, co robiła wcześniej. Licząc bezwstydnie na Miłosierdzie Boże 
Ja mam taki wniosek z powyższego postu - cierpią wszyscy. Zdradzeni, dzieci, ale ... zdradzający też. Już to gdzieś pisałam.
Tak jestem gotowa na karę, na zemstę. Boję się i jednocześnie jej pragnę Ale nie wydarzyło sie nic. jak w filmach Allena w których kpi sobie z tzw. karmy
Ja akurat wierzę i widzę, że "karma" wraca. To kwestia czasu - czasem wróci, kiedy prawie się nie kojarzy tego zdarzenia, ale ta zła energia powróci zawsze, bo podobno w przyrodzie nic nie ginie**. W najmniej spodziewanym momencie.
Ja tej "maleńkiej" wtedy powiedziałam to wprost. I żeby, jak będzie wtedy cierpieć, pamiętała moją twarz (znałyśmy się).
Okrutne, prawda? Do jakich słów i życzeń, mnie, spokojnego, życzliwego światu człowieka sprowokowała zdrada właśnie?
Na szczęście jestem już krok od prawdziwego uwolnienia.
Różnie się te historie toczą. Nie wiemy jak się zakończy historia Autorki wątku, nie prorokujmy, dzielmy się historiami, nie oceniajmy, towarzyszmy jej po prostu na tym najtrudniejszym etapie. Potem będzie tylko lepiej. Tyle 
* Nawet sobie własnego wątku nigdy nie założyłam 
** Tu może ktoś mnie zarzuci okadzanie się dymem ziół? 