On nie jest ok czy ja przesadzam? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » On nie jest ok czy ja przesadzam?

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 131 do 195 z 354 ]

131

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
patricka napisał/a:

"Odpowiadam na cześć dotyczącą dnia kobiet, innych imprez- nie mieszkamy na tyle blisko, by czesto się widywac,  ale z okazji Dnia Kobiet, tak jakos dwa dni przed chyba, bo akurat bylismy razem, zabrał mnie gdzies na miasto do kawiarni. Nie zdarzyło się jescze tak, zebysmy się widzieli w jakies swieto. w Walentynki on miał jakis wyjazd, to tylko pisał zyczenia o 6 rano."


I dalej nie widzisz w tym nic dziwnego? Każde święto osobno? Serio? boi się spotkać, żeby kasy nie wydawać? Ale wiesz co, nie wiem czemu nas pytasz, bo mam wrażenie, ze go bronisz w każdym poście. Może lepiej ochłoń a jak to przemyślisz to tu wróć?

Spotykamy się od grudnia. NAPRAWDE nie było okazji do wspólnych swiat. Ja pracuję w tygodniu do 19, 20 , a on mieszka 100 km ode mnie. Zadne Walentynki ani Dzień Kobiet nie wypadały w dni wolne od pracy ani chocby kolo weekendu.

On miał urodziny w marcu, złożyłam mu tylko zyczenia,
moje są we wrzesniu.

Zaprosił mnie dwa dni wczesniej przed Dniem Kobiet, z tej okazji, do kawiarni.

Zobacz podobne tematy :

132 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-05-18 13:54:56)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

No widzisz, Autorko..teraz jeszcze te "święta".. Nie żebym ja była fanką tego rodzaju uroczystości, ale jeśli facet ewidentnie w takie dni szuka pretekstu albo wykorzystuje byle pretekst (był na wyjeździe itp.) żeby nie być z Tobą, ani nawet nie stara się jakoś Ci tego potem wynagrodzić - na zasadzie "Walentynki są jutro, ja będę na wyjeździe, ale zabiorę Cię dziś na fajną kolację,o!" . Wiesz, tu liczy się podejście jego,. nie trzeba życzeń składać ani dawać kwiatka na Dzień Kobiet wink

Wiesz dlaczego taka mądra jestem?
Bo takie zachowania u pewnej grupy facetów są bardzo typowe. To idzie zwykle niemal jak 'po szynach'. Tyle, że wdać to dopiero z dystansu, na który obecnie Ciebie nie stać, bo jesteś zaangażowana.

Przykro mi, że przez to przechodzisz, na pewno szukasz czegoś innego, ale resztki ambicji i ego powodują, że bronisz się przez akceptacją tego co realnie masz.
Ale dopóki tego nie zaakceptujesz to nie będziesz w stanie niczego zmienić ani uwolnić się emocjonalnie, bo narazie całą energię skupiasz na 'odpieraniu ataków', które tak naprawdę są niczym innym jak materializacją Twoich własnych wątpliwości co do tej relacji i tego, o czym podświadomie już wiesz, dlatego zresztą założyłaś wątek.
Można powiedzieć, że tak serio to walczysz sama ze sobą: Ty świadoma vs Ty nieświadoma i pozostająca w stanie wyparcia wink

133

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Przecież zaprosił ją dwa dni wcześniej do kawiarni...

134 Ostatnio edytowany przez majkaszpilka (2016-05-18 14:00:15)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Esthere napisał/a:
majkaszpilka napisał/a:
Esthere napisał/a:

Odpowiadam na cześć dotyczącą dnia kobiet, innych imprez- nie mieszkamy na tyle blisko, by czesto się widywac,  ale z okazji Dnia Kobiet, tak jakos dwa dni przed chyba, bo akurat bylismy razem, zabrał mnie gdzies na miasto do kawiarni. Nie zdarzyło się jescze tak, zebysmy się widzieli w jakies swieto. w Walentynki on miał jakis wyjazd, to tylko pisał zyczenia o 6 rano.


Zakiełkowała mi w głowie jeszcze jedna myśl,ale obawiam się,że znowu odbierzesz to jako atak.


Pisz, ja tu napisałam na forum, bo chcę tę sytuację z nim wyjaśnić, unormowac, zmienic,
a nie tkwic w tym, co się nie zmienia,
bo tylko zmiana mnie interesuje.

Nie odbieram jako atak niczego, co jest napisane normalnie i merytorycznie, co nie przekreca faktów, co nie jest ironią.
Nad wszystkim się zastanawiam, bo sobie chcę pomóc.

Nie wydaje Ci się to trochę dziwne,że nie spotykacie się w żadne święto?
Ja rozumiem,że dzielą Was kilometry i nie chodzi o motylki w brzuszku czy inne pierdy.
Ale w Walentynki czy Dzień Kobiet,to chyba ludzie,którzy są ze sobą...zwyczajnie się spotykają?
Nawet jak uważają to pierwsze święto,czy zwyczaj za dziecinny.

Bo widzisz,życie pisze,napisało różne scenariusze...między innymi grę na dwa fronty.Ja,biorąc pod uwagę jego brylowanie po portalach randkowych,zastanowiłabym się również i nad taką opcją.
Nie oszukujmy się...głowa siwieje,dupa szaleje.Stare, ale coś w tym jest.

Jeny...ja myślałam,że z 500km.
Jaka to odległość?Ja czasami w moim mieście robię 20-30

135

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Zorija napisał/a:

Zastanawiam się, czy takie rzeczy można docierać, czy to już taka postawa i koniec?

To nie jest  żadna "postawa", tylko najnormalniejszy w świecie egoizm, brak zaangażowania (takiego prawdziwego, miłości, poczucia, że to Ty jesteś dla niego tą jedyną, którą chce i żadną inną) i zwykłe cwaniactwo.

Bądź z nim jeśli musisz i chcesz. Być może sam "związek" jest dla Ciebie ważniejszy niż jego jakość.
Ale moja rada byłaby taka - NIE ANGAŻUJ SIĘ TAK ! Traktuj go tak samo jak i on Ciebie - jako chwilową rozrywkę, przyjaciela, z którym można wypić kilka drinków i pójść do knajpki... ale NIC WIĘCEJ. Jednym słowem - taki wypełniacz czasu. Bo Ty właśnie tym dla niego jesteś.

Ja się zgadzam, tak sobie ostatnio powiedziałam, chciałabym to wdrożyć.
Już jakiś czas temu ograniczyłam nasze spotkania, żeby się tak w to nie wciągać.

Zajęłam się ostatnio swoim rozwojem, zrealizowałam fajne szkolenie, to była masa pracy, i mnóstwo satysfakcji,
myśli o nim odpusciły. Wiem, ze to ta sciezka. Kierunek, by zając się sobą, i nie wieszac się na tamtej relacji. Bo to mi nie słuzy.

136

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
pannapanna napisał/a:

Autorko- tak dużo piszemy o tobie bo twój wybór partnera to świadectwo o tobie, nie o nim!
To pisałam ja - dzieci mam, byłego męża też mam, 40 prawie też i jedne ze studiów które skończyłam też jakaś tam psychologię jednak miały ;)

Podobną autocharakterystyką jak Panna dysponuję i absolutnie się zgadzam, niestety.. (także w odniesieniu do samej siebie, też niestety). Myślę, że pytanie głównie dla ciebie, Autorko, brzmi: czego ty chcesz? jakiego rodzaju związku? Dopiero potem możesz sobie odpowiedzieć, czy chcesz tego akurat z tym człowiekiem? I w końcu: czy z nim jest to możliwe?

137 Ostatnio edytowany przez Esthere (2016-05-18 14:08:17)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Elle88 napisał/a:

No widzisz, Autorko..teraz jeszcze te "święta".. Nie żebym ja była fanką tego rodzaju uroczystości, ale jeśli facet ewidentnie w takie dni szuka pretekstu albo wykorzystuje byle pretekst (był na wyjeździe itp.) żeby nie być z Tobą, ani nawet nie stara się jakoś Ci tego potem wynagrodzić - na zasadzie "Walentynki są jutro, ja będę na wyjeździe, ale zabiorę Cię dziś na fajną kolację,o!" . Wiesz, tu liczy się podejście jego,. nie trzeba życzeń składać ani dawać kwiatka na Dzień Kobiet wink

Wiesz dlaczego taka mądra jestem?
Bo takie zachowania u pewnej grupy facetów są bardzo typowe. To idzie zwykle niemal jak 'po szynach'. Tyle, że wdać to dopiero z dystansu, na który obecnie Ciebie nie stać, bo jesteś zaangażowana.

Przykro mi, że przez to przechodzisz, na pewno szukasz czegoś innego, ale resztki ambicji i ego powodują, że bronisz się przez akceptacją tego co realnie masz.
Ale dopóki tego nie zaakceptujesz to nie będziesz w stanie niczego zmienić ani uwolnić się emocjonalnie, bo narazie całą energię skupiasz na 'odpieraniu ataków', które tak naprawdę są niczym innym jak materializacją Twoich własnych wątpliwości co do tej relacji i tego, o czym podświadomie już wiesz, dlatego zresztą założyłaś wątek.
Można powiedzieć, że tak serio to walczysz sama ze sobą: Ty świadoma vs Ty nieświadoma i pozostająca w stanie wyparcia wink


Wiesz, Elle, jak Ci się zdarzy coś raz napisac od serca, i bez tej jadowitej ironii, to nawet to do mnie trafia. :-)
Mysle, ze masz rację, ze mógł się bardziej postarac, Co do Dnia Kobiet, to zaprosił mnie w innym terminie, w Walentynki tylko pisał jakies poematy o tęsknocie.
Nie był to pretekst, zeby się nie spotkac, tak mysle, miał chrzciny na południu Polski, impreza u rodziców kilkudniowa. Wysyłał mi stamtąd zdjęcia, wierze, ze był. Ale FAKT - potem juz mnie nigdzie z tej okazji nie zabrał, ani do tej pory mi niczego nie dał. Dosłownie NICZEGO. Nawet czekolady.

Wiem, pewnie on by się bronił , mówiłby, ze przeciez bylismy tu i tam, ze zaprosił na pizze, do restauracji, ze płacił kilka razy za termy- niemałą kasę, za hotele na wyjazdach- moze on tak pojmuje robienie czegos dla kogos.
Aczkolwiek tego nie da się obronic, wiem, ze siostrze, z którą nawet nie łączą go wybitne stosunki, przywiózł z Anglii buciki dla maluszka. Potrafi więc o kimś pomyślec. O mnie wciąż nie pomyślał.

Czasem on pyta gdy gdzies jestesmy razem, czy na cos mam ochotę, ostatnio na kwiaty na starówce czy jakiś gadżet, ale we mnie się zakodowała ta głupia sytuacja na początku z podliczaniem różnych rzeczy, i jestem zablokowana. Poza tym uwazam, ze zamiast głupio pytac, to po prostu by cos sam zrobił.

138

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Widzisz, pozwoliłam sobie na ironię, bo ten Twój jolo to bardzo mi jednego exa przypomina. Też wykształcony gość - przyznaję, że na to jak głupia gęś wtedy poleciałam (nie żeby mi wykształcenia brakowało, ale wtedy miałam słabość do jego zawodu wink), za to NIESAMOWITA sknera. Jak byliśmy na mieście to potrafił wyciągnąć z bankomatu 50zł i przez 5 min. komentować ten fakt, podkreślając jak doniosły i ważny jest to fakt, że on zaraz za te 50zł nam (MI!!) kupi piwo np. No dramat po prostu, a ja durna koza tongue

Jak byliśmy u niego to jednego wieczoru potrafił zrobić obiad, kolację i wysprzątać mieszkanie na moje przyjście, innego -gdy nie miał humoru, nie zapytał nawet czy chcę wody i jeśli miałam ochot na alkohol to zapieprzaliśmy po niego do sklepu!! bo on nie mógł kupić wcześniej, bo przecież by się wykosztował, a nie było tego w planach.
Kwiatka od niego dostałam chyba 2 razy przez całe 2 lata znajomości: raz z tytułu wyrzutów sumienia po numerku z pewna damą (o czym dowiedziałam się długo potem) wink i drugi raz na 'otwarte przeprosiny' już, jak mnie oszukiwał.

To tylko kilka sytuacji, było tego sporo więcej. Wszystkie równie żenujące i niesmaczne.
Żebyś miała pełny obraz: to też był baaardzo czuły i przytulaśny facet, jak chciał i miał chęci wink

I tak samo nie przypominam sobie jednego takiego 'pode mnie' prezentu, żeby widać było, że przywiązywał jakąkolwiek wagę do tego co JA lubię, no poza gadżetami z sexshopu -ale tutaj też było głównie 'pod niego'.


Dlatego jak czytam o takim kolesiu i widzę pogubioną, wpatrzoną i nieświadomą kobietę, która gotowa jest wszystko 'jakoś wytłumaczyć', to moim naturalnym odruchem jest powiedzieć co to jest za gówno w srebrnym papierku. A że takich sytuacji jest mnóstwo, to żeby sama siebie nie zanudzić powtórkami tego samego, włącza mi się żartobliwy ton wink

139

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Esthere napisał/a:

przeciez bylismy tu i tam, ze zaprosił na pizze, do restauracji, ze płacił kilka razy za termy- niemałą kasę, za hotele na wyjazdach.

Czasem on pyta gdy gdzies jestesmy razem, czy na cos mam ochotę, ostatnio na kwiaty na starówce czy jakiś gadżet, ale we mnie się zakodowała ta głupia sytuacja na początku z podliczaniem różnych rzeczy, i jestem zablokowana. Poza tym uwazam, ze zamiast głupio pytac, to po prostu by cos sam zrobił.

A ty się czepiasz czekolady.... i bucików które kupił dla (prawdopodobnie) chrześniaka.... a tobie nie kupił nic. Nawet czekolady....

140

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Esthere, pewna jesteś, że on jest singlem? Że nikogo nie ma poza Tobą?
Byłaś w jego mieszkaniu? Znasz jego znajomych? Rodzinę?

141

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Harvey napisał/a:
Esthere napisał/a:

przeciez bylismy tu i tam, ze zaprosił na pizze, do restauracji, ze płacił kilka razy za termy- niemałą kasę, za hotele na wyjazdach.

Czasem on pyta gdy gdzies jestesmy razem, czy na cos mam ochotę, ostatnio na kwiaty na starówce czy jakiś gadżet, ale we mnie się zakodowała ta głupia sytuacja na początku z podliczaniem różnych rzeczy, i jestem zablokowana. Poza tym uwazam, ze zamiast głupio pytac, to po prostu by cos sam zrobił.

A ty się czepiasz czekolady.... i bucików które kupił dla (prawdopodobnie) chrześniaka.... a tobie nie kupił nic. Nawet czekolady....

Chodzi mi o coś takiego, żeby on zrobił specjalnie ze wzgędu na mnie, pod mój gust. Skoro jest zdoly w ogóle do takich zachowań, to dlaczego nie wobec mnie?
To, ze zapraszał, ze płacił, to tez sam przy tym korzystał, to było takze pod kątem jego potrzeb. Gdyby zrobił cos tylko dla mnie, to by miało inny wymiar. O to mi chodzi.

142 Ostatnio edytowany przez Zorija (2016-05-18 14:31:28)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Autorko, ja akurat tegoroczne Walentynki dobrze pamiętam. Nie żeby było to dla mnie szczególne święto - raczej mało je dotychczas zauważałam (chyba że ze względu na dzieci), ale w tym roku jednak się u mnie zaznaczyło.
Więc pamiętam - Walentynki były w niedzielę. Sama miałam zajęcia w sobotę (taniec) do północy, ale potem nic nie stało na przeszkodzie, żeby się spotkac z moim partnerem i uczcić to tongue
A mamy do siebie 70 km.
100 km? Co to jest? 2 godziny jazdy....
Więc żadne wytłumaczenie dla Twojego misia - że praca, że obowiązki

Mnie się zdarzyło, że byłam w jakąś sobotę wieczorem z własną córką w restauracji a potem w kinie... wróciłyśmy do domu około 24... i dostałam sms-a "przyjedź, proszę" - i pojechałam wink bo wiesz jaki to jest fun? to jest właśnie ten "odlot"... żeby zapragnąć spotkać się ze sobą chociażby o 2.00 w nocy, i nie ma wtedy przeszkód typu zmęczenie, odległość...
Jak nie będziecie mieć takich odjazdów teraz, to kiedy? Po 20 latach związku?
Przecie to teraz jest czas na wariactwo, które wszyscy w koło powinni tak oceniać, żeby pukać się w głowę... a Wam powinno to zwisać...
Teraz powinniście szaleć, zgłupieć, robić rzeczy niestandardowe - właśnie dla siebie.

143

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Esthere napisał/a:

Postanowiłam dzisiaj z nim porozmawiac. Napisałam, ze kilka jego postaw, zachowań nie podoba mi się. Zapyta jakie, napisał, ze oczywiscie jesli coś mnie niepokoi to on ze mną porozmawia. Będziemy rozmawiac wieczorem,
jestem ciekawa jego reakcji - czy pojdzie w usprawiedliwienie, czy w racjonalizacje, czy jakąś iną obronę, i co będzie potem?
Wycofanie?

Esthere, tacy manipulatorzy, jak ten typ, sa mistrzami w odwracaniu kota ogonem. Ty bedziesz szczerze z nim rozmawiac, oczekujac tez szczerosci i uczciwosci, ale nie licz na to. Otrzymasz raczej "Wykład z mniemanologii stosowanej", cwane gadki elokwentnego kombinatora.


Esthere napisał/a:

Ja pracuję w tygodniu do 19, 20 , a on mieszka 100 km ode mnie. Zadne Walentynki ani Dzień Kobiet nie wypadały w dni wolne od pracy ani chocby kolo weekendu.


Taki uklad, w ktorym Ty mieszkasz 100 km dalej, jest idealny dla kogos, ciagle szukajacego przygod, na portalach randkowych, czy w realu.

Rozumiem, ze jestes uczuciowo zaangazowana i w zwiazku z tym, uzalezniona od niego emocjonalnie - dlatego pragniesz wytlumaczyc jego zachowanie w stosunku do Ciebie..
My, piszacy Ci porady, widzimy sytuacje objektywnie, z boku, dlatego nie mamy zludzen co do tego egoistycznego Lovelasa. Niestety.

144 Ostatnio edytowany przez Esthere (2016-05-18 14:32:22)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Cyngli napisał/a:

Esthere, pewna jesteś, że on jest singlem? Że nikogo nie ma poza Tobą?
Byłaś w jego mieszkaniu? Znasz jego znajomych? Rodzinę?

Byłam w jego mieszkaniu miliony razy, nawet w sytuacjach, gdy nie planowaliśmy się tam znaleźć,
nie mam mu nic do zarzucenia jeśli chodzi o mieszkanie.
Nie znam jego znajomych ani rodziny, a on się do tego nie pali.

Na początku znajomości zaprosiła nas moja siostra, która mieszka niedaleko niego,
czułam, że on nie chce iść, ze ma opory, powiedział mi, ze to za wczesnie na poznawanie rodziny.

On ze swoją tez się zbytnio nie integruje.

To mi się średnio w nim podoba, ja jestem bardziej rodzinna, on tyle o ile.
On ma siostrę w moim wieku, sugerowałam mu w weekend, ze ja ją chętnie poznam,
on jakoś się do tego nie kwapi

Jesli chodzi o jego zycie, jego srodowisko, byłam tylko raz u niego w pracy,
sam mnie tam zaprosił,
ale jest to budynek, w którym jest ochrona i trzeba miec upowaznienie i zgodę przelozonych na wejscia,
na dole jest tylko portiernia, takie przeszklone pomieszczenie, gdzie sobie siedzielismy chwilę i rozmawialismy.

Mozna powiedziec, ze nikogo z jego srodowiska nie znam.
Nikogo.

145

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Esthere napisał/a:
Harvey napisał/a:
Esthere napisał/a:

przeciez bylismy tu i tam, ze zaprosił na pizze, do restauracji, ze płacił kilka razy za termy- niemałą kasę, za hotele na wyjazdach.

Czasem on pyta gdy gdzies jestesmy razem, czy na cos mam ochotę, ostatnio na kwiaty na starówce czy jakiś gadżet, ale we mnie się zakodowała ta głupia sytuacja na początku z podliczaniem różnych rzeczy, i jestem zablokowana. Poza tym uwazam, ze zamiast głupio pytac, to po prostu by cos sam zrobił.

A ty się czepiasz czekolady.... i bucików które kupił dla (prawdopodobnie) chrześniaka.... a tobie nie kupił nic. Nawet czekolady....

Chodzi mi o coś takiego, żeby on zrobił specjalnie ze wzgędu na mnie, pod mój gust. Skoro jest zdoly w ogóle do takich zachowań, to dlaczego nie wobec mnie?
To, ze zapraszał, ze płacił, to tez sam przy tym korzystał, to było takze pod kątem jego potrzeb. Gdyby zrobił cos tylko dla mnie, to by miało inny wymiar. O to mi chodzi.

Ja tu sknerstwa nie widzę w tym co piszesz teraz. Ty chcesz by on sam kupił ci kwiata bez pytania cie o zdania.

146

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Zorija napisał/a:

Autorko, ja akurat tegoroczne Walentynki dobrze pamiętam. Nie żeby było to dla mnie szczególne święto - raczej mało je dotychczas zauważałam (chyba że ze względu na dzieci), ale w tym roku jednak się u mnie zaznaczyło.
Więc pamiętam - Walentynki były w niedzielę. Sama miałam zajęcia w sobotę (taniec) do północy, ale potem nic nie stało na przeszkodzie, żeby się spotkac z moim partnerem i uczcić to tongue
A mamy do siebie 70 km.
100 km? Co to jest? 2 godziny jazdy....
Więc żadne wytłumaczenie dla Twojego misia - że praca, że obowiązki

Mnie się zdarzyło, że byłam w jakąś sobotę wieczorem z własną córką w restauracji a potem w kinie... wróciłyśmy do domu około 24... i dostałam sms-a "przyjedź, proszę" - i pojechałam wink bo wiesz jaki to jest fun? to jest właśnie ten "odlot"... żeby zapragnąć spotkać się ze sobą chociażby o 2.00 w nocy, i nie ma wtedy przeszkód typu zmęczenie, odległość...
Jak nie będziecie mieć takich odjazdów teraz, to kiedy? Po 20 latach związku?
Przecie to teraz jest czas na wariactwo, które wszyscy w koło powinni tak oceniać, żeby pukać się w głowę... a Wam powinno to zwisać...
Teraz powinniście szaleć, zgłupieć, robić rzeczy niestandardowe - właśnie dla siebie.

Wyjaśniałam, tego weekendu miał chrzciny w rodzinie, i była to między nami ogromna odległośc,  o to zupełnie inny rejon Polski. Pojechał tam w piątek, wrócił w poniedziałek, był u rodziców.

147

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Esthere napisał/a:
Cyngli napisał/a:

Esthere, pewna jesteś, że on jest singlem? Że nikogo nie ma poza Tobą?
Byłaś w jego mieszkaniu? Znasz jego znajomych? Rodzinę?

Byłam w jego mieszkaniu miliony razy, nawet w sytuacjach, gdy nie planowaliśmy się tam znaleźć,
nie mam mu nic do zarzucenia jeśli chodzi o mieszkanie.
Nie znam jego znajomych ani rodziny, a on się do tego nie pali.

Na początku znajomości zaprosiła nas moja siostra, która mieszka niedaleko niego,
czułam, że on nie chce iść, ze ma opory, powiedział mi, ze to za wczesnie na poznawanie rodziny.

On ze swoją tez się zbytnio nie integruje.

To mi się średnio w nim podoba, ja jestem bardziej rodzinna, on tyle o ile.
On ma siostrę w moim wieku, sugerowałam mu w weekend, ze ja ją chętnie poznam,
on jakoś się do tego nie kwapi

Jesli chodzi o jego zycie, jego srodowisko, byłam tylko raz u niego w pracy,
sam mnie tam zaprosił,
ale jest to budynek, w którym jest ochrona i trzeba miec upowaznienie i zgodę przelozonych na wejscia,
na dole jest tylko portiernia, takie przeszklone pomieszczenie, gdzie sobie siedzielismy chwilę i rozmawialismy.

Mozna powiedziec, ze nikogo z jego srodowiska nie znam.
Nikogo.

Weź pod uwagę wersję,że nie musisz być koniecznie tą JEDYNĄ.

148

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Esthere napisał/a:
Cyngli napisał/a:

Esthere, pewna jesteś, że on jest singlem? Że nikogo nie ma poza Tobą?
Byłaś w jego mieszkaniu? Znasz jego znajomych? Rodzinę?

Byłam w jego mieszkaniu miliony razy, nawet w sytuacjach, gdy nie planowaliśmy się tam znaleźć,
nie mam mu nic do zarzucenia jeśli chodzi o mieszkanie.
Nie znam jego znajomych ani rodziny, a on się do tego nie pali.

Na początku znajomości zaprosiła nas moja siostra, która mieszka niedaleko niego,
czułam, że on nie chce iść, ze ma opory, powiedział mi, ze to za wczesnie na poznawanie rodziny.

On ze swoją tez się zbytnio nie integruje.

To mi się średnio w nim podoba, ja jestem bardziej rodzinna, on tyle o ile.
On ma siostrę w moim wieku, sugerowałam mu w weekend, ze ja ją chętnie poznam,
on jakoś się do tego nie kwapi

Jesli chodzi o jego zycie, jego srodowisko, byłam tylko raz u niego w pracy,
sam mnie tam zaprosił,
ale jest to budynek, w którym jest ochrona i trzeba miec upowaznienie i zgodę przelozonych na wejscia,
na dole jest tylko portiernia, takie przeszklone pomieszczenie, gdzie sobie siedzielismy chwilę i rozmawialismy.

Mozna powiedziec, ze nikogo z jego srodowiska nie znam.
Nikogo.

Tu akurat mam (znów) odmienne zdanie od Twojego.
Po co mi potrzebne poznawać rodzinę / siostry / kuzynów mojego partnera? Szczególnie po pół roku związku... swoich też nie mam najmniejszego zamiaru mu przedstawiać, chociaż dobrze z nimi żyję i czasem im o nim opowiadam...
Nie dziwiłabym się, gdyby odebrał to, jako chęć "zawładnięcia nim"... obwinięcia bluszczem...

Po co Wam jacyś krewni?
Macie już swoje lata, jesteście niezależni, żyjecie na własny rachunek...
skąd taka potrzeba w Tobie?

149

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Harvey napisał/a:
Esthere napisał/a:
Harvey napisał/a:

A ty się czepiasz czekolady.... i bucików które kupił dla (prawdopodobnie) chrześniaka.... a tobie nie kupił nic. Nawet czekolady....

Chodzi mi o coś takiego, żeby on zrobił specjalnie ze wzgędu na mnie, pod mój gust. Skoro jest zdoly w ogóle do takich zachowań, to dlaczego nie wobec mnie?
To, ze zapraszał, ze płacił, to tez sam przy tym korzystał, to było takze pod kątem jego potrzeb. Gdyby zrobił cos tylko dla mnie, to by miało inny wymiar. O to mi chodzi.

Ja tu sknerstwa nie widzę w tym co piszesz teraz. Ty chcesz by on sam kupił ci kwiata bez pytania cie o zdania.

On jest gościem, który, mam wrażenie, czuje ból jak ma za coś płacić. To prawda, płacił. Moze się czepiam. Ale wyczuwam te fluidy. Nie ma w nim luzu tylko jakies spięcie.
Dostał ostatnio mandat, i postanowił się odwołać. Była to ewidentnie jego wina, dla mnie to bez sensu. Ja bym zapłaciła i już. Jego boli, że musi zapłacić. Rozumiem, ze lepiej mieć niz wydac, ale jakies to dziwne....

150 Ostatnio edytowany przez Esthere (2016-05-18 14:43:45)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Zorija napisał/a:
Esthere napisał/a:
Cyngli napisał/a:

Esthere, pewna jesteś, że on jest singlem? Że nikogo nie ma poza Tobą?
Byłaś w jego mieszkaniu? Znasz jego znajomych? Rodzinę?

Byłam w jego mieszkaniu miliony razy, nawet w sytuacjach, gdy nie planowaliśmy się tam znaleźć,
nie mam mu nic do zarzucenia jeśli chodzi o mieszkanie.
Nie znam jego znajomych ani rodziny, a on się do tego nie pali.

Na początku znajomości zaprosiła nas moja siostra, która mieszka niedaleko niego,
czułam, że on nie chce iść, ze ma opory, powiedział mi, ze to za wczesnie na poznawanie rodziny.

On ze swoją tez się zbytnio nie integruje.

To mi się średnio w nim podoba, ja jestem bardziej rodzinna, on tyle o ile.
On ma siostrę w moim wieku, sugerowałam mu w weekend, ze ja ją chętnie poznam,
on jakoś się do tego nie kwapi

Jesli chodzi o jego zycie, jego srodowisko, byłam tylko raz u niego w pracy,
sam mnie tam zaprosił,
ale jest to budynek, w którym jest ochrona i trzeba miec upowaznienie i zgodę przelozonych na wejscia,
na dole jest tylko portiernia, takie przeszklone pomieszczenie, gdzie sobie siedzielismy chwilę i rozmawialismy.

Mozna powiedziec, ze nikogo z jego srodowiska nie znam.
Nikogo.

Tu akurat mam (znów) odmienne zdanie od Twojego.
Po co mi potrzebne poznawać rodzinę / siostry / kuzynów mojego partnera? Szczególnie po pół roku związku... swoich też nie mam najmniejszego zamiaru mu przedstawiać, chociaż dobrze z nimi żyję i czasem im o nim opowiadam...
Nie dziwiłabym się, gdyby odebrał to, jako chęć "zawładnięcia nim"... obwinięcia bluszczem...

Po co Wam jacyś krewni?
Macie już swoje lata, jesteście niezależni, żyjecie na własny rachunek...
skąd taka potrzeba w Tobie?

On to tak odebrał, może miał rację, moze za szybko coś chciałam.

Z drugiej strony, mam go ukrywać?

Znam partnerów siostry, jest mi bardzo bliska, co złego w tym, że chciałam wspólnie spędzić czas,
zdziwiło mnie, ze on się tak tym spiął. Nie wyobrazam sobie zycia z nim w takiej izolacji, taki swiat za szybą.
Może on nie ochuje nad swoją rodziną, moja jest cześcią mojego zycia, siostrę uwielbiam, jest moją przyjaciółką,
siostra mieszka blisko niego,
w czym problem?
Zresztą poznał ją juz osobiscie, bo wpadliśmy na siebie w Zakopcu raz, przelotnie.

I on ma problem tam ze mną pójść.
Dziwi mnie to.

Czy co? Przy okazji jakiejs imprezy, jej urodzin czy cos, mam tam isc sama, bo on nie ma ochoty?

151

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Esthere napisał/a:

Chodzi mi o coś takiego, żeby on zrobił specjalnie ze wzgędu na mnie, pod mój gust. Skoro jest zdoly w ogóle do takich zachowań, to dlaczego nie wobec mnie?
To, ze zapraszał, ze płacił, to tez sam przy tym korzystał, to było takze pod kątem jego potrzeb. Gdyby zrobił cos tylko dla mnie, to by miało inny wymiar. O to mi chodzi.


To Mu to powiedz.
A poza tym jeżeli nie czujesz, że jesteś dla Niego ważna, to po co tkwisz w tym związku?

152

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Nie zastanawiaj się nad nim, tylko nad sobą.
Czy przypadkiem Twoja niepewność co do Waszego związku plus te wszystkie jego "wyskoki" nie sprawiają, że chcesz to sobie zabezpieczyć, "zaklepać" w każdy mozliwy sposób? Np. przedstawiając go rodzinie... jednym słowem, tworząc jakiś sztuczny twór.
Gdybyś była go pewna i nie czuła zagrożenia, zupełnie (moim zdaniem) nie miałabyś takich potrzeb. Przynajmniej na początku. Prawdę mówiąc, w ogóle by Ci to nie przyszło do głowy. Jeszcze bardziej prawdę mówiąc tongue - rodzina byłaby tylko utrudnieniem dla wspólnego spędzania czasu... tylko we dwoje... no wiesz... intymności itd tongue

153

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Z tym poznawaniem rodziny to mam zdanie podobne do Zoriji. Nie widzę w ogóle takiej konieczności. Trzeba też wziąć pod uwagę, że "rodziny się nie wybiera" i nie zawsze te stosunki są idealne. Po drugie - skoro ja sama nie mam bliskiego kontaktu z siostrą ( z jej wyboru) to przecież nie będę odwalać szopki i nagle się u niej zwalać z partnerem. Wygląda, że on ma podobnie.
Ale to bardziej uwaga do Ciebie niż do niego na przyszłość, żeby się tak tą rodziną nie spinać.

JA tamtego ex wszystkich znajomych znałam, rodzina i nawet bliskich współpracowników - z JEGO inicjatywy. I co? I lipa po całości smile To nie ma żądnego znaczenia, liczy się tylko WASZA relacja i jak Ty się czujesz w niej, jak jesteś traktowana. Reszta to dodatki - mogą być, może ich nie być.

154

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Zorija napisał/a:

Nie zastanawiaj się nad nim, tylko nad sobą.
Czy przypadkiem Twoja niepewność co do Waszego związku plus te wszystkie jego "wyskoki" nie sprawiają, że chcesz to sobie zabezpieczyć, "zaklepać" w każdy mozliwy sposób? Np. przedstawiając go rodzinie... jednym słowem, tworząc jakiś sztuczny twór.
Gdybyś była go pewna i nie czuła zagrożenia, zupełnie (moim zdaniem) nie miałabyś takich potrzeb. Przynajmniej na początku. Prawdę mówiąc, w ogóle by Ci to nie przyszło do głowy. Jeszcze bardziej prawdę mówiąc tongue - rodzina byłaby tylko utrudnieniem dla wspólnego spędzania czasu... tylko we dwoje... no wiesz... intymności itd tongue

Bardzo możliwe.
Nawet ostatnio o tym rozmawialiśmy, że niepewnośc rodzi takie kontrolujące zachowania, że to ona jest tym triggerem odpalającym kontrolę,
To prawda.
Nie jestem go pewna.
I już.

155

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Elle88 napisał/a:

Z tym poznawaniem rodziny to mam zdanie podobne do Zoriji. Nie widzę w ogóle takiej konieczności. Trzeba też wziąć pod uwagę, że "rodziny się nie wybiera" i nie zawsze te stosunki są idealne. Po drugie - skoro ja sama nie mam bliskiego kontaktu z siostrą ( z jej wyboru) to przecież nie będę odwalać szopki i nagle się u niej zwalać z partnerem. Wygląda, że on ma podobnie.
Ale to bardziej uwaga do Ciebie niż do niego na przyszłość, żeby się tak tą rodziną nie spinać.

JA tamtego ex wszystkich znajomych znałam, rodzina i nawet bliskich współpracowników - z JEGO inicjatywy. I co? I lipa po całości smile To nie ma żądnego znaczenia, liczy się tylko WASZA relacja i jak Ty się czujesz w niej, jak jesteś traktowana. Reszta to dodatki - mogą być, może ich nie być.

Możliwe. Ja przyjęłam to w ten sposób, że skoro mnie nikomu nie przedstawił, to chyba nie myśli o mnie poważnie.

156 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-05-18 14:54:12)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Mój nie myślał, ale chciał żebym ja myślała, że myśli wink

A w Twoim przyp. zastanowiłabym się nad tym, co przed chwilą napisała Zorija a propos "zaklepywania sobie" kogoś i zaklinania rzeczywistości. Przemyśl to.

EDIT: Ok, już to sama przyznałaś. wink

157

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

To jeszcze jedno pytanie czy, On dzieli się z Tobą swoim życiem ?

158 Ostatnio edytowany przez Esthere (2016-05-18 15:03:31)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Krejzolka82 napisał/a:
Esthere napisał/a:

Chodzi mi o coś takiego, żeby on zrobił specjalnie ze wzgędu na mnie, pod mój gust. Skoro jest zdoly w ogóle do takich zachowań, to dlaczego nie wobec mnie?
To, ze zapraszał, ze płacił, to tez sam przy tym korzystał, to było takze pod kątem jego potrzeb. Gdyby zrobił cos tylko dla mnie, to by miało inny wymiar. O to mi chodzi.


To Mu to powiedz.
A poza tym jeżeli nie czujesz, że jesteś dla Niego ważna, to po co tkwisz w tym związku?

To nie tak, że nie czuję się ważna w ogóle. Robił czasem fajne rzeczy dla mnie. A to masaz na bolące nogi, a to kąpiel z jakimiś olejkami i świecami, kolację przy świecach tez raz zrobił, pamiętał, co lubię do jedzenia, robił mi kawę frappe regularnie sam z własnej inicjatywy, gdy tylko zobaczył, że w tym mocno posmakowałam.

Ale -

czasem wychodzi z niego egoista, ( vide: herbata, podczas gdy sama dałam mu chyba ze 4 herbaty premium ze swojego sklepu ),
była tez sytuacja, gdy mi na czyms bardzo zalezało, zeby czegos nie robił, a on i tak po swojemu, choc mi to sprawiło wiele przykrosci....
On ma na wszystko gotową odpowiedz. Intelektualista- racjonalista. Jakos tak ....- tak ostatnio sam nawet powiedział, wybudował sobie wokół siebie pancerz, skorupę, zyje w jakimś swiecie za szkłem, odgradzając się od prawdziwej bliskosci. Więcej w tym kalkulacji niz spontanicznosci. I ja w tym wszystkim- kochająca go, ale czująca się jakbym brała udział w konkursie na jego zaufanie...- podczas gdy to on je nadszarpnąl trochę na początku.

Mam poczucie, ze jesli się wycofam, to on nie zawalczy. I to mi robi dysonans. Chwile razem są świetne, jest opiekunczy, jest bardzo normalny, robimy zwykłe rzeczy, dobrze nam się razem funkcjonuje w codziennosci....Ale....jakies jest takie uczucie bardzo silne we mnie, ze pomimo tego, ze wygląda to w miarę, nitki łączące go ze mną to naprawdę cienkie nici, i jesli powiem: nie podoba mi się to a to, jesli na cos zaprotestuję, to on się wycofa bez walki.
To jest dziwne. To mnie męczy. Wzbudza niepokój.
Czuje się jak planeta, która krąży wokół Słońca. Dopóki krąży, Słoneczko ją ogrzewa. Jeśli wybiłaby się z orbity.....to moze jemu byłoby przykro, troche smutno, ale nie za długo.
Nie walczyłby o to.
To czuję.
To mnie boli.

159 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-05-18 15:07:03)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

No, dokładnie - Ty WIESZ, czujesz to intuicyjnie, że on nie zrobi nic, w razie gdybyś podjęła decyzję o rozstaniu: "Nie to nie."

To jest klasyczna postawa gości, którzy żyją przeszłością, przeszłymi ranami. Kiedyś 'kochali' (wg nich idealnie) ale nie wyszło, niektórzy 'walczyli' o powrót, niektórzy nie. Ale teraz mają to paskudne wyrachowane (które Ty nazywasz 'racjonalnym') podejściem do kobiet - że teraz to KOBIETA ma walczyć, starać się, stawać na głowie, a on? No cóż.."nie to nie".
Tak się nie da związku budować, każdego by to wewnętrznie wypaliło.

Nie jesteś winna jego przeszłych doświadczeń, więc nie pokutuj za nie.

160

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Summertime napisał/a:

To jeszcze jedno pytanie czy, On dzieli się z Tobą swoim życiem ?

Co to dla Ciebie znaczy, ze dzieli się życiem?
Czy rozmawiamy o jego sprawach?
Tak, rozmawiamy, mówi mi o tym, co w pracy,
opowiada o przeszłości,
sporo rozmów jest i błahych i głębokich.

Ostatnio jak byłam gadaliśmy o powaznych sprawach dosłownie od 6 rano do 15....Tak dzień przeleciał.

161

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Esthere napisał/a:
Krejzolka82 napisał/a:
Esthere napisał/a:

Chodzi mi o coś takiego, żeby on zrobił specjalnie ze wzgędu na mnie, pod mój gust. Skoro jest zdoly w ogóle do takich zachowań, to dlaczego nie wobec mnie?
To, ze zapraszał, ze płacił, to tez sam przy tym korzystał, to było takze pod kątem jego potrzeb. Gdyby zrobił cos tylko dla mnie, to by miało inny wymiar. O to mi chodzi.


To Mu to powiedz.
A poza tym jeżeli nie czujesz, że jesteś dla Niego ważna, to po co tkwisz w tym związku?

To nie tak, że nie czuję się ważna w ogóle. Robił czasem fajne rzeczy dla mnie. A to masaz na bolące nogi, a to kąpiel z jakimiś olejkami i świecami, kolację przy świecach tez raz zrobił, pamiętał, co lubię do jedzenia, robił mi kawę frappe regularnie sam z własnej inicjatywy, gdy tylko zobaczył, że w tym mocno posmakowałam.

Ale -

czasem wychodzi z niego egoista, ( vide: herbata, podczas gdy sama dałam mu chyba ze 4 herbaty premium ze swojego sklepu ),
była tez sytuacja, gdy mi na czyms bardzo zalezało, zeby czegos nie robił, a on i tak po swojemu, choc mi to sprawiło wiele przykrosci....
On ma na wszystko gotową odpowiedz. Intelektualista- racjonalista. Jakos tak ....- tak ostatnio sam nawet powiedział, wybudował sobie wokół siebie pancerz, skorupę, zyje w jakimś swiecie za szkłem, odgradzając się od prawdziwej bliskosci. Więcej w tym kalkulacji niz spontanicznosci. I ja w tym wszystkim- kochająca go, ale czująca się jakbym brała udział w konkursie na jego zaufanie...- podczas gdy to on je nadszarpnąl trochę na początku.

Mam poczucie, ze jesli się wycofam, to on nie zawalczy. I to mi robi dysonans. Chwile razem są świetne, jest opiekunczy, jest bardzo normalny, robimy zwykłe rzeczy, dobrze nam się razem funkcjonuje w codziennosci....Ale....jakies jest takie uczucie bardzo silne we mnie, ze pomimo tego, ze wygląda to w miarę, nitki łączące go ze mną to naprawdę cienkie nici, i jesli powiem: nie podoba mi się to a to, jesli na cos zaprotestuję, to on się wycofa bez walki.
To jest dziwne. To mnie męczy. Wzbudza niepokój.
Czuje się jak planeta, która krąży wokół Słońca. Dopóki krąży, Słoneczko ją ogrzewa. Jeśli wybiłaby się z orbity.....to moze jemu byłoby przykro, troche smutno, ale nie za długo.
Nie walczyłby o to.
To czuję.
To mnie boli.

Dlatego powtórzę jeszcze raz, to co już napisałam - zacznij traktować go jak przyjaciela... korzystaj z jego obecności w swoim życiu... ale nie angażuj się aż tak!
Bo, po pierwsze - on widzi to Twoje zaangażowanie, a to go zwalnia z walki i zabiegania o Ciebie.
A po drugie - ten Wasz "związek" ma wielką "szansę" by się rozsypać, a wtedy będziesz płakac i rozpaczać.

A tak, to może przerodzi się po prostu w fajną, dobrą znajomość, na miarę obu Waszych potrzeb - taki niezobowiązujący układ, z którego oboje czerpiecie korzyści, ale nie "topicie się" w nim do granic możliwości.
Wtedy być może nauczysz się bez strachu o to "co będzie" egzekwować dla siebie pewne rzeczy i nie zgadzać się na to, co Ci się nie podoba.
A może z czasem uznasz, że zasługujesz na coś więcej i.... zaczniesz się rozglądać?? to by Ci (i jemu też) dobrze zrobiło....

162

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Esthere napisał/a:
Krejzolka82 napisał/a:
Esthere napisał/a:

Chodzi mi o coś takiego, żeby on zrobił specjalnie ze wzgędu na mnie, pod mój gust. Skoro jest zdoly w ogóle do takich zachowań, to dlaczego nie wobec mnie?
To, ze zapraszał, ze płacił, to tez sam przy tym korzystał, to było takze pod kątem jego potrzeb. Gdyby zrobił cos tylko dla mnie, to by miało inny wymiar. O to mi chodzi.


To Mu to powiedz.
A poza tym jeżeli nie czujesz, że jesteś dla Niego ważna, to po co tkwisz w tym związku?

To nie tak, że nie czuję się ważna w ogóle. Robił czasem fajne rzeczy dla mnie. A to masaz na bolące nogi, a to kąpiel z jakimiś olejkami i świecami, kolację przy świecach tez raz zrobił, pamiętał, co lubię do jedzenia, robił mi kawę frappe regularnie sam z własnej inicjatywy, gdy tylko zobaczył, że w tym mocno posmakowałam.

Ale -

czasem wychodzi z niego egoista, ( vide: herbata, podczas gdy sama dałam mu chyba ze 4 herbaty premium ze swojego sklepu ),
była tez sytuacja, gdy mi na czyms bardzo zalezało, zeby czegos nie robił, a on i tak po swojemu, choc mi to sprawiło wiele przykrosci....
On ma na wszystko gotową odpowiedz. Intelektualista- racjonalista. Jakos tak ....- tak ostatnio sam nawet powiedział, wybudował sobie wokół siebie pancerz, skorupę, zyje w jakimś swiecie za szkłem, odgradzając się od prawdziwej bliskosci. Więcej w tym kalkulacji niz spontanicznosci. I ja w tym wszystkim- kochająca go, ale czująca się jakbym brała udział w konkursie na jego zaufanie...- podczas gdy to on je nadszarpnąl trochę na początku.

Mam poczucie, ze jesli się wycofam, to on nie zawalczy. I to mi robi dysonans. Chwile razem są świetne, jest opiekunczy, jest bardzo normalny, robimy zwykłe rzeczy, dobrze nam się razem funkcjonuje w codziennosci....Ale....jakies jest takie uczucie bardzo silne we mnie, ze pomimo tego, ze wygląda to w miarę, nitki łączące go ze mną to naprawdę cienkie nici, i jesli powiem: nie podoba mi się to a to, jesli na cos zaprotestuję, to on się wycofa bez walki.
To jest dziwne. To mnie męczy. Wzbudza niepokój.
Czuje się jak planeta, która krąży wokół Słońca. Dopóki krąży, Słoneczko ją ogrzewa. Jeśli wybiłaby się z orbity.....to moze jemu byłoby przykro, troche smutno, ale nie za długo.
Nie walczyłby o to.
To czuję.
To mnie boli.

Tak naprawdę pół roku znajomości, nie jest jakimś długim czasem.
Możliwe, że On potrzebuje więcej czasu, żeby się przed Tobą "otworzyć", możliwe, że jak będzie pewny uczuć do Ciebie to znikną te wszystkie sknerstwa, itp.
Wy tak naprawdę dopiero się poznajecie.

Musisz z Nim poważnie porozmawiać.

Natomiast niepokojące jest to, że czujesz, iż On nie zawalczy o Was, jak będziesz chciała odejść.

Rozmowa i tylko i wyłącznie szczera rozmowa.
Jeżeli będzie tak jak wyczuwasz, to dobrze, że to się okazało po pół roku a nie po kilku latach bycia razem.

163

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Elle88 napisał/a:

No, dokładnie - Ty WIESZ, czujesz to intuicyjnie, że on nie zrobi nic, w razie gdybyś podjęła decyzję o rozstaniu: "Nie to nie."

To jest klasyczna postawa gości, którzy żyją przeszłością, przeszłymi ranami. Kiedyś 'kochali' (wg nich idealnie) ale nie wyszło, niektórzy 'walczyli' o powrót, niektórzy nie. Ale teraz mają to paskudne wyrachowane (które Ty nazywasz 'racjonalnym') podejściem do kobiet - że teraz to KOBIETA ma walczyć, starać się, stawać na głowie, a on? No cóż.."nie to nie".
Tak się nie da związku budować, każdego by to wewnętrznie wypaliło.

Nie jesteś winna jego przeszłych doświadczeń, więc nie pokutuj za nie.

Ja już znałam takiego faceta, było tak dokładnie, ja się spalałam, czułam, ze mam coś udowodnic.

Tak, to dlatego się czuję zmęczona teraz.
To wypala.

On się zafiksował na jakies wyimaginowane moje odejście chyba. Coś na zasadzie: nie będę się zbytnio angazował, bo ona i tak odejdzie, pozna innego.
Co ciekawe, zastanawiam się, czy to nie są tendencje w nim samym, które on na mnie jakoś nieswiadomie przenosi.
Ale nawet gdyby tak było, co mi po tej wiedzy?
Czytałam kiedys genialną książkę- " Nie zalezy mu na tobie, koniec złudzeń ".
Nie wazne jaki facet ma problem, co za tym stoi, liczy się efekt.
Nie jestem z nim naprawdę.
To tylko atrapa.
A jemu wygodniej zyc w atrapie niz naprawde sie zblizyc.
I tak bedzie mnie testował, sprawdzał, obserwował, az cos znajdzie, zeby z tryumfem powiedziec-
" A nie mówiłem? Nie warto było się w to angazowac, i tak by odeszła"....

Ale ona odejdzie paradoksalnie własnie dlatego, ze on się nie angazował,
i dla niej to tez była niepewna inwestycja.

Ja mu to wszystko mówię,
on coś tam mysli, sporo w tych tematach milczy...

To jest bicie głową w mur.

Jestem zmęczona.
Zmęczona i smutna.

164

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Zorija napisał/a:
Esthere napisał/a:
Krejzolka82 napisał/a:

To Mu to powiedz.
A poza tym jeżeli nie czujesz, że jesteś dla Niego ważna, to po co tkwisz w tym związku?

To nie tak, że nie czuję się ważna w ogóle. Robił czasem fajne rzeczy dla mnie. A to masaz na bolące nogi, a to kąpiel z jakimiś olejkami i świecami, kolację przy świecach tez raz zrobił, pamiętał, co lubię do jedzenia, robił mi kawę frappe regularnie sam z własnej inicjatywy, gdy tylko zobaczył, że w tym mocno posmakowałam.

Ale -

czasem wychodzi z niego egoista, ( vide: herbata, podczas gdy sama dałam mu chyba ze 4 herbaty premium ze swojego sklepu ),
była tez sytuacja, gdy mi na czyms bardzo zalezało, zeby czegos nie robił, a on i tak po swojemu, choc mi to sprawiło wiele przykrosci....
On ma na wszystko gotową odpowiedz. Intelektualista- racjonalista. Jakos tak ....- tak ostatnio sam nawet powiedział, wybudował sobie wokół siebie pancerz, skorupę, zyje w jakimś swiecie za szkłem, odgradzając się od prawdziwej bliskosci. Więcej w tym kalkulacji niz spontanicznosci. I ja w tym wszystkim- kochająca go, ale czująca się jakbym brała udział w konkursie na jego zaufanie...- podczas gdy to on je nadszarpnąl trochę na początku.

Mam poczucie, ze jesli się wycofam, to on nie zawalczy. I to mi robi dysonans. Chwile razem są świetne, jest opiekunczy, jest bardzo normalny, robimy zwykłe rzeczy, dobrze nam się razem funkcjonuje w codziennosci....Ale....jakies jest takie uczucie bardzo silne we mnie, ze pomimo tego, ze wygląda to w miarę, nitki łączące go ze mną to naprawdę cienkie nici, i jesli powiem: nie podoba mi się to a to, jesli na cos zaprotestuję, to on się wycofa bez walki.
To jest dziwne. To mnie męczy. Wzbudza niepokój.
Czuje się jak planeta, która krąży wokół Słońca. Dopóki krąży, Słoneczko ją ogrzewa. Jeśli wybiłaby się z orbity.....to moze jemu byłoby przykro, troche smutno, ale nie za długo.
Nie walczyłby o to.
To czuję.
To mnie boli.

Dlatego powtórzę jeszcze raz, to co już napisałam - zacznij traktować go jak przyjaciela... korzystaj z jego obecności w swoim życiu... ale nie angażuj się aż tak!
Bo, po pierwsze - on widzi to Twoje zaangażowanie, a to go zwalnia z walki i zabiegania o Ciebie.
A po drugie - ten Wasz "związek" ma wielką "szansę" by się rozsypać, a wtedy będziesz płakac i rozpaczać.

A tak, to może przerodzi się po prostu w fajną, dobrą znajomość, na miarę obu Waszych potrzeb - taki niezobowiązujący układ, z którego oboje czerpiecie korzyści, ale nie "topicie się" w nim do granic możliwości.
Wtedy być może nauczysz się bez strachu o to "co będzie" egzekwować dla siebie pewne rzeczy i nie zgadzać się na to, co Ci się nie podoba.
A może z czasem uznasz, że zasługujesz na coś więcej i.... zaczniesz się rozglądać?? to by Ci (i jemu też) dobrze zrobiło....


Ja własnie już się miotam, widząc jego postawę. Z jednej strony to tylko pół roku....ale on już był w związku rocznym przede mną. Z tego co wiem, ona chciała czegos więcej, postawiła mu ultimatum, on nie zawalczy. Mi mówił, że z nią było inaczej, nie widywali się tak czesto, nie rozmawiali tak głęboko, ze nie było tej czułości, ze ona do takich zachowań go nie pobudzała........Ale cholernie się boję, że i ja się znajdę za chwilę na jej miejscu.

Chciałabym z nim wyluzować, próbuję, ale jak go już spotkam, to się topię w tym, tonę cała, tonę w tym cieple i czułości, to mnie gubi. Bo tego własnie potrzebuję.
Spotykałam się z nimi facetami, ale kończyło się na jednej randce czy dwóch, nie czułam niczego, nie było pociągu, nie podobali mi się. Z nim to zaskoczyło.
Tkwię w tym, bo wydaje mi się, że to takie cholernie trudne- poznac kogos dobranego intelektualnie i fizycznie, boje się, ze będe tak szukac , przebierac bez końca, - kiedy go poznałam, wiedziałam, ze jest ta chemia, o która mi chodzi, i wiedziałam, jak trudno ją znaleźć.

165 Ostatnio edytowany przez Zorija (2016-05-18 15:24:21)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

A dlaczego jesteś zmęczona i smutna?
Bo bardzo bardzo czegoś chcesz.
Za bardzo.
Odpuść. Żyj chwilą obecną, nie próbuj na siłę układać świata i zmieniać losu - bo i tak Ci się to nie uda.
Masz już świadomość, że cos jest nie tak. To bardzo dużo.
Więc teraz wyluzuj. Zacznij od nowa cieszyć się życiem, bez względu na to, co ma się wydarzyć.
Twój smutek i zmęczenie świadczą o tym, że prowadzisz ogromną walkę. Pamiętaj o tym - że tam gdzie jest walka stwarza się też silne spięcie i opór. A każdy opór jest ogromną przeszkodą, bardzo niskim wibracjami, które przyciągają braki.
Odpuść. Puść to wszystko. Zacznij żyć szczęśliwie - czyli nie uzależniaj swojego szczęścia od tego gościa. masz być szczęśliwa, radosna, spokojna, pewna siebie, mądra, odważna - z nim, czy bez niego. Rozumiesz? On jest tylko dodatkiem do Twojego świata i Twojego szczęścia. Ten dodatek wcale nie jest konieczny byś czuła się mega-dobrze!

166

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Facet,który nie myśli o swojej kobiecie poważnie nie wciąga jej w swoje wewnętrzne życie..... .Nie stara się,naprawiać coś co mu nie wyszło .Tak jak Ci napisałam wcześniej ważne są Twoje odczucia wobec jego osoby,Twoje emocje jakie On z Ciebie wydobywa.I to czy jesteś wstanie zaakceptować jego wady.A co do rodziny, a może ta siostra ,to zwykła zołza ?Przecież nie każdy musi mieć kontakt ,aż tak przyjazny jak Ty z siostrą .Może u niego ta sytuacja ma głębsze podłoże ?Może kiedyś jego siostra była bardziej faworyzowana niż On?I dlatego ma uraz?Albo ma podły charakter?Zbyt pochopne podejście do tego tematu może niepotrzebnie go wyeliminować .Ale decyzja musi być Twoja to, Ty wiesz jakie cechy ma mieć wybranek .To co jednemu może nie przeszkadzać u innego może wywoływać niechęć .

167

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Wiemy dokładnie co czujesz, ale dobrze, że to werbalizujesz, bo w końcu zaczęłaś mówić czego TOBIE brakuje i czego oczekujesz, a nie tylko o tym dlaczego misio m prawo czegoś nie robić olewać niektóre ważne dla Ciebie rzeczy, zawodzić Cię itp.

Mnie też zajęło prawie 3 lata żeby zrozumieć, że nie ma nic złego w 'odpuszczaniu' relacji, które mnie nie satysfakcjonują, albo -co trudniejsze - satysfakcjonują w połowie, albo jak u Ciebie są do dupy w tych 20%, ale za to bardzo istotnych dla mnie kwestiach. Zresztą, obie wiemy, że te 'procenty' to umowna liczba i tak naprawdę wszystko sprowadza się do niemożności czucia się w takich niby-związkach, a tak naprawdę układach - swobodnie, bezpiecznie i co najważniejsze - z szacunkiem do samej siebie, bo kto godzi się na ochłapy?

Teraz mam podejście diametralnie inne, zamiast naprawiać wbrew komuś i na siłę te "5%" które nie gra, nauczyłam się odpuszczać - nie na zasadzie fochów i awantur, ale odpuszczam i patrze czy to wzbudziło jakąkolwiek reakcję/motywację do zmiany, samemu z siebie. Jeśli nie, to mam odpowiedź, nie potrzeba dyskutować nad oczywistościami.
Jestem przekonana, że jak komuś zależy - jest w stanie zmienić pewne rzeczy, to jest tylko kwestia perspektywy: z "ja" i "ona" na MY.

168

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Zorija napisał/a:

A dlaczego jesteś zmęczona i smutna?
Bo bardzo bardzo czegoś chcesz.
Za bardzo.
Odpuść. Żyj chwilą obecną, nie próbuj na siłę układać świata i zmieniać losu - bo i tak Ci się to nie uda.
Masz już świadomość, że cos jest nie tak. To bardzo dużo.
Więc teraz wyluzuj. Zacznij od nowa cieszyć się życiem, bez względu na to, co ma się wydarzyć.
Twój smutek i zmęczenie świadczą o tym, że prowadzisz ogromną walkę. Pamiętaj o tym - że tam gdzie jest walka stwarza się też opór. A każdy opór jest ogromną przeszkodą, bardzo niskim wibracjami, które przyciągają braki.
Odpuść. Puść to wszystko. Zacznij żyć szczęśliwie - czyli nie uzależniaj swojego szczęścia od tego gościa. masz być szczęśliwa, radosna, spokojna, pewna siebie, mądra, odważna - z nim, czy bez niego. Rozumiesz? On jest tylko dodatkiem do Twojego świata i Twojego szczęścia. Ten dodatek wcale nie jest konieczny byś czuła się mega-dobrze!

Dziękuję Ci za te słowa, czasem o nich zapominam, a przeciez dobrze wiem o tym wszystkim.
Kiedy robiłam ostatnio szkolenie, to tak mnie to pochłonęło, że świata nie widziałam, i byo mi dobrze sama ze sobą.

Boję się tylko, że z nim stracę czas....Ze to pół roku nie wiadomo czego przeciągnie się na lata....
Choć moze gdybym umiała nie chcieć tak bardzo, jak chcę, to i jego postawa byłaby inna?

Z drugiej strony jest tyl związków, w których, gdy facet po prostu chce, to się dzieje, i jest to okreslone, i buduje to poczucie bezpieczeństwa, którego ja tutaj nie mam.

Mocno się obawiam zaangazowania, które mnie będzie tu trzymac, i czasu, który upłynie, upłynie, a moje życie przeleci jak mgnienie....

169

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Esthere - Z tego co piszesz to faktycznie przez 95% facet zachowuje się bardzo ok, te 5 % to ta "herbata". A ty szukasz dziury w całym. I to rozwalisz. Zaczynasz jojczyć jak totalna desperatka.

170

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Być ze strachu z kimś przed samotnością ?To nie jest dobry pomysł.

171 Ostatnio edytowany przez Zorija (2016-05-18 15:35:14)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Esthere napisał/a:
Zorija napisał/a:

A dlaczego jesteś zmęczona i smutna?
Bo bardzo bardzo czegoś chcesz.
Za bardzo.
Odpuść. Żyj chwilą obecną, nie próbuj na siłę układać świata i zmieniać losu - bo i tak Ci się to nie uda.
Masz już świadomość, że cos jest nie tak. To bardzo dużo.
Więc teraz wyluzuj. Zacznij od nowa cieszyć się życiem, bez względu na to, co ma się wydarzyć.
Twój smutek i zmęczenie świadczą o tym, że prowadzisz ogromną walkę. Pamiętaj o tym - że tam gdzie jest walka stwarza się też opór. A każdy opór jest ogromną przeszkodą, bardzo niskim wibracjami, które przyciągają braki.
Odpuść. Puść to wszystko. Zacznij żyć szczęśliwie - czyli nie uzależniaj swojego szczęścia od tego gościa. masz być szczęśliwa, radosna, spokojna, pewna siebie, mądra, odważna - z nim, czy bez niego. Rozumiesz? On jest tylko dodatkiem do Twojego świata i Twojego szczęścia. Ten dodatek wcale nie jest konieczny byś czuła się mega-dobrze!

Dziękuję Ci za te słowa, czasem o nich zapominam, a przeciez dobrze wiem o tym wszystkim.
Kiedy robiłam ostatnio szkolenie, to tak mnie to pochłonęło, że świata nie widziałam, i byo mi dobrze sama ze sobą.

Boję się tylko, że z nim stracę czas....Ze to pół roku nie wiadomo czego przeciągnie się na lata....
Choć moze gdybym umiała nie chcieć tak bardzo, jak chcę, to i jego postawa byłaby inna?

Z drugiej strony jest tyl związków, w których, gdy facet po prostu chce, to się dzieje, i jest to okreslone, i buduje to poczucie bezpieczeństwa, którego ja tutaj nie mam.

Mocno się obawiam zaangazowania, które mnie będzie tu trzymac, i czasu, który upłynie, upłynie, a moje życie przeleci jak mgnienie....

Wystarczy, że zrobisz tak, jak napisała Elle. Odpuścisz walkę, zaczniesz mysleć o sobie. Bez pretensji, rozmów i wyjaśnień - bo było już ich wystarczająco dużo; teraz pora pożyć trochę jak "świeżo-zakochani" nie sądzisz?.
Ale rób wszystko z poczuciem własnej wartości i bez zamiatania pod dywan tego, co Ci nie pasuje. Wtedy - jak sądzę - sprawa rozwiąże się baaaardzo szybko i nie stracisz tych lat tongue Bo on albo zacznie coś robić i zmieniać, albo pójdzie sobie w siną dal.
A jak zrobisz to bez awantur, na spokojnie, ale mega-asertywnie, to zostaniesz bez poczucia, że coś sknociłaś, że mogłaś inaczej. To da Ci siłę przetrwać.

172 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-05-18 15:38:16)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Opcja zajęcia się sobą (pracą i wszystkim poza Misiem)- słuszna. Tylko nie oszukujmy się, że mniej czasu dla siebie wyeliminuje problem jego braku zaangażowania na głębszym poziomie.
To takie mydlenie sobie oczu na zasadzie - im mniej będę skupiała się na tym co mnie w związku boli, tym mniej będę tego świadoma, a w końcu tak siebie przekonam do tego, że jest ok i nie chcę tego czego w głębi chcę, że sama w to uwierzę.
Ale to kwestia czasu kiedy wyparte potrzeby wrócą.

Takie rzucenie się w wir własnych zajęć i pracy jest dobre żeby kogoś 'przyciągnąć' i być atrakcyjnym i tak powinno być cały czas jasne. Ale nie jest to na pewno sposób na rozwiązywanie sytuacji kryzysowych, albo "dorobienie" w związku czegoś, czego w nim nie ma.
ON najwyżej zobaczy, że jest jej w jego życiu mniej, może pod wpływem dyskomfortu z tym związanego nawet pogoni trochę za nią.. tyle, że ona kiedyś znowu przestanie 'biec' i przystanie. I wtedy historia się powtórzy.
Wrócą do punktu wyjścia.

Bo on tej bliskości tak naprawdę wcale nie chce.

173

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Harvey napisał/a:
Elle88 napisał/a:
elya napisał/a:

Osoba stosując focha próbuje rządzić, manipulować i kombinować.

Nie no, dla Harveya to jest standardowe i całkowicie normalne zachowanie w związku. No po prostu mu się wymskuo i tak za każdym razem.
Przecież trzeba się w związku "docierać", nie ważne, że tylko jedna strona się musi naginać , a druga dba o to by było po jej myśli. smile

Gdzie ja tak napisalem?

Po raz kolejny piszesz swoje bajki niczym nie poparte.

Harvey, ty chyba masz 13 lat. Twoje nieprzemyślane wypowiedzi są bardzo denerwujące.
Poniżej te bajki, poparte twoim cytatem.


Harvey napisał/a:

Esthere - Z tego co piszesz to faktycznie przez 95% facet zachowuje się bardzo ok, te 5 % to ta "herbata". A ty szukasz dziury w całym. I to rozwalisz. Zaczynasz jojczyć jak totalna desperatka.

174

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
elya napisał/a:
Harvey napisał/a:
Elle88 napisał/a:

Nie no, dla Harveya to jest standardowe i całkowicie normalne zachowanie w związku. No po prostu mu się wymskuo i tak za każdym razem.
Przecież trzeba się w związku "docierać", nie ważne, że tylko jedna strona się musi naginać , a druga dba o to by było po jej myśli. smile

Gdzie ja tak napisalem?

Po raz kolejny piszesz swoje bajki niczym nie poparte.

Harvey, ty chyba masz 13 lat. Twoje nieprzemyślane wypowiedzi są bardzo denerwujące.
Poniżej te bajki, poparte twoim cytatem.


Harvey napisał/a:

Esthere - Z tego co piszesz to faktycznie przez 95% facet zachowuje się bardzo ok, te 5 % to ta "herbata". A ty szukasz dziury w całym. I to rozwalisz. Zaczynasz jojczyć jak totalna desperatka.

Czego to ma niby dowodzić?

175

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Elle88 napisał/a:

Opcja zajęcia się sobą (pracą i wszystkim poza Misiem)- słuszna. Tylko nie oszukujmy się, że mniej czasu dla siebie wyeliminuje problem jego braku zaangażowania na głębszym poziomie.
To takie mydlenie sobie oczu na zasadzie - im mniej będę skupiała się na tym co mnie w związku boli, tym mniej będę tego świadoma, a w końcu tak siebie przekonam do tego, że jest ok i nie chcę tego czego w głębi chcę, że sama w to uwierzę.
Ale to kwestia czasu kiedy wyparte potrzeby wrócą.

Takie rzucenie się w wir własnych zajęć i pracy jest dobre żeby kogoś 'przyciągnąć' i być atrakcyjnym i tak powinno być cały czas jasne. Ale nie jest to na pewno sposób na rozwiązywanie sytuacji kryzysowych, albo "dorobienie" w związku czegoś, czego w nim nie ma.
ON najwyżej zobaczy, że jest jej w jego życiu mniej, może pod wpływem dyskomfortu z tym związanego nawet pogoni trochę za nią.. tyle, że ona kiedyś znowu przestanie 'biec' i przystanie. I wtedy historia się powtórzy.
Wrócą do punktu wyjścia.

Nie Elle, ja nie napisałam, że ma zacząć go unikać i wyprzeć go z głowy poprzez oddanie się innym obowiązkom.
Wręcz przeciwnie - ma domagać się, by poświęcał jej tyle czasu, ile ona potrzebuje... by zaspokajał jej wszelkie potrzeby... ma się tego właśnie domagać. Ale bez spiny i walki o to, z poczuciem z tyłu głowy, że jak będzie chciała "coś więcej" to straci wszystko. To cholernie błędne myślenie. Jakieś błędne koło.

Co w przypadku, gdy on nie będzie chciał się zmienić? Może zostać jej czasowypełniaczem - ale tu już Autorka musi być bardzo świadoma, że to jest teraz jego rola i że nie jest to materiał docelowy. Przyjaciel? czemu nie... dopóki nie ma kogoś innego...

Albo on się wycofa. I też dobrze. Bo wtedy Autorka przestanie się dłużej oszukiwać, że cos się zmieni na lepsze. Jakieś zaklęcie zadziała. Albo jej większe starania. Zgadzam się z Tobą - żadne starania Autorki nic nie zmienią, ale jej zmiana an bardziej asertywną i wiedzącą czego chce - być może?

176 Ostatnio edytowany przez Elya (2016-05-18 15:56:45)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Harvey napisał/a:

Czego to ma niby dowodzić?


Esthere pisze o pseudo partnerze, ktory jest egoista, projektuje na nią swoje urazy  z przeszłości, każe jej się starać, podczas gdy sam nie robi nic ze swoim charakterem, nie interesuje go pójscie na kompromis, to inni mają sie uginac- dostosowywac do niego. Nie traktuje jej poważnie, nawet nie chce nazwac tego związkiem. Ma do niej cyniczny stosunek, jak nie ta to inna. A ty twierdzisz, że on w 95% jest OK. to autorka czepia się tego ideału, bo herbatki jej nie dał - co czyni ją...wg Ciebie "desperatką".

Masz problemy ze zrozumieniem czytanego tekstu, czy z widzeniem co sie wokół dzieje?

177

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Niczego się siłą nie zmieni facet musi być sam przekonany o stałym związku innym przychodzi to szybko a innym trochę dłużej .

178 Ostatnio edytowany przez Elya (2016-05-18 16:05:51)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Esthere napisał/a:

Postanowiłam dzisiaj z nim porozmawiac. /.../

Jeśli zobacze, ze się wycofuje, to moze niech idzie...Będzie lzej.

To jest własciwe Twoje podejście.

179

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
elya napisał/a:
Harvey napisał/a:

Czego to ma niby dowodzić?


Esthere pisze o pseudo partnerze, ktory jest egoista, projektuje na nią swoje urazy  z przeszłości, każe jej się starać, podczas gdy sam nie robi nic ze swoim charakterem, nie interesuje go pójscie na kompromis, to inni mają sie uginac- dostosowywac do niego. Nie traktuje jej poważnie, nawet nie chce nazwac tego związkiem. Ma do niej cyniczny stosunek, jak nie ta to inna. A ty twierdzisz, że on w 95% jest OK. to autorka czepia się tego ideału, bo herbatki jej nie dał - co czyni ją...wg Ciebie "desperatką".

Masz problemy ze zrozumieniem czytanego tekstu, czy z widzeniem co sie wokół dzieje?

Gwoli ścisłości: Już raz Ell próbowała w swój ironiczny sposób mnie zacytować i włożyła swoje słowa, pisząc że niby są moje. "Pisanie bajek" było do Ell i nie miało nic wspólnego z tematem.

180

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Zorija, tak wiem co chciałaś przekazać, może niezbyt precyzyjnie to wyraziłam, bo się spieszyłam wink

elya - również odniosłam takie wrażenie co do kolegi Harveya już sporo wcześniej. Też sprawia wrażenie faceta, podobnego w podejściu do tych, o których piszemy. Wypowiedzi takie nonszalanckie, zero empatii i pochylenia się nad problemem autorki. Ona się "Czepia" i "szuka dziury w całym". Temu panu już podziękujemy. Nie ma sensu komentować, ale cieszę się, że nie tylko ja to zauważyłam wink

181 Ostatnio edytowany przez Elya (2016-05-18 16:15:54)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Harvey, a gdzie ja napisałam, że nie do Elle?
To Ty piszesz bajki. Twoje wypowiedzi są bez sensu, napiszesz coś od rzeczy a potem dyskusje tworzysz o tym,  co było do kogo. Ja widzę co było do kogo.

ps. Elle, juz wczoraj wieczorem chciałam mu napisac, że pisze od rzeczy i nie rozumiejąc sensu wątku najeżdza na kobiety- on zyje w jakiejś wojence damsko-męskiej.

182

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

elya, Dokładnie. Biorąc pod uwagę styl pisania i nowe konto, to może być jeden z panów, którzy już tu konto swego czasu mieli. Jedynie nieco ugrzeczniona ich wersja wink ale poglądy równie toporne i schematyczne.

183 Ostatnio edytowany przez Harvey (2016-05-18 17:10:38)

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Wojenki to wy drogie Panie wywołujecie.

EDIT:

Esthere napisał/a:

Wiesz, Elle, jak Ci się zdarzy coś raz napisac od serca, i bez tej jadowitej ironii, to nawet to do mnie trafia. :-)
Mysle, ze masz rację, ze mógł się bardziej postarac, Co do Dnia Kobiet, to zaprosił mnie w innym terminie, w Walentynki tylko pisał jakies poematy o tęsknocie.
Nie był to pretekst, zeby się nie spotkac, tak mysle, miał chrzciny na południu Polski, impreza u rodziców kilkudniowa. Wysyłał mi stamtąd zdjęcia, wierze, ze był. Ale FAKT - potem juz mnie nigdzie z tej okazji nie zabrał, ani do tej pory mi niczego nie dał. Dosłownie NICZEGO. Nawet czekolady.

Wiem, pewnie on by się bronił , mówiłby, ze przeciez bylismy tu i tam, ze zaprosił na pizze, do restauracji, ze płacił kilka razy za termy- niemałą kasę, za hotele na wyjazdach- moze on tak pojmuje robienie czegos dla kogos.
Aczkolwiek tego nie da się obronic, wiem, ze siostrze, z którą nawet nie łączą go wybitne stosunki, przywiózł z Anglii buciki dla maluszka. Potrafi więc o kimś pomyślec. O mnie wciąż nie pomyślał.

Czasem on pyta gdy gdzies jestesmy razem, czy na cos mam ochotę, ostatnio na kwiaty na starówce czy jakiś gadżet, ale we mnie się zakodowała ta głupia sytuacja na początku z podliczaniem różnych rzeczy, i jestem zablokowana. Poza tym uwazam, ze zamiast głupio pytac, to po prostu by cos sam zrobił.

Esthere napisał/a:

Możliwe. Ja przyjęłam to w ten sposób, że skoro mnie nikomu nie przedstawił, to chyba nie myśli o mnie poważnie.


Esthere napisał/a:

To nie tak, że nie czuję się ważna w ogóle. Robił czasem fajne rzeczy dla mnie. A to masaz na bolące nogi, a to kąpiel z jakimiś olejkami i świecami, kolację przy świecach tez raz zrobił, pamiętał, co lubię do jedzenia, robił mi kawę frappe regularnie sam z własnej inicjatywy, gdy tylko zobaczył, że w tym mocno posmakowałam.

Ale -

czasem wychodzi z niego egoista, ( vide: herbata, podczas gdy sama dałam mu chyba ze 4 herbaty premium ze swojego sklepu ),
była tez sytuacja, gdy mi na czyms bardzo zalezało, zeby czegos nie robił, a on i tak po swojemu, choc mi to sprawiło wiele przykrosci....
On ma na wszystko gotową odpowiedz. Intelektualista- racjonalista. Jakos tak ....- tak ostatnio sam nawet powiedział, wybudował sobie wokół siebie pancerz, skorupę, zyje w jakimś swiecie za szkłem, odgradzając się od prawdziwej bliskosci. Więcej w tym kalkulacji niz spontanicznosci. I ja w tym wszystkim- kochająca go, ale czująca się jakbym brała udział w konkursie na jego zaufanie...- podczas gdy to on je nadszarpnąl trochę na początku.

Mam poczucie, ze jesli się wycofam, to on nie zawalczy. I to mi robi dysonans. Chwile razem są świetne, jest opiekunczy, jest bardzo normalny, robimy zwykłe rzeczy, dobrze nam się razem funkcjonuje w codziennosci....<b>Ale....jakies jest takie uczucie bardzo silne we mnie, ze pomimo tego, ze wygląda to w miarę, nitki łączące go ze mną to naprawdę cienkie nici, i jesli powiem: nie podoba mi się to a to, jesli na cos zaprotestuję, to on się wycofa bez walki.<b>
To jest dziwne. To mnie męczy. Wzbudza niepokój.
Czuje się jak planeta, która krąży wokół Słońca. Dopóki krąży, Słoneczko ją ogrzewa. Jeśli wybiłaby się z orbity.....to moze jemu byłoby przykro, troche smutno, ale nie za długo.
Nie walczyłby o to.
To czuję.
To mnie boli.

Stąd moje podejrzenie że jest desperatką. Gdyby nią nie była by to zakończyła jak jej się nie podoba i miała "kolegę" w poważaniu.

Ps. Nie jestem tu tak długo by nastukać 10000 postów ale porównanie mnie do jakiegoś gostka, który coś tam kiedyś pisał to są właśnie te wasze bajki.

Nie są mi potrzebne do szczęścia wojenki,  psztyczki wam w nos itp. Wyrażam swoją opinię na publicznym forum do której mam prawo tak jak Wy. Wy macie prawo się z nią nie zgadzać, tak samo ja mam prawo nie zgadzać się z Wami.

184

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

"Dlatego powtórzę jeszcze raz, to co już napisałam - zacznij traktować go jak przyjaciela... korzystaj z jego obecności w swoim życiu... ale nie angażuj się aż tak!
Bo, po pierwsze - on widzi to Twoje zaangażowanie, a to go zwalnia z walki i zabiegania o Ciebie."

Nie rozumiem takich rad. Spotkałem kiedyś kobietę, która zaraz po rozstaniu przeszła do relacji ze mną. Przez pół roku milczałem, aż do momentu, kiedy zaczęła robić jakieś dziwne akcje w stylu. Wyjeżdzania z byłym na koncerty, porównanie mnie do niego itp. ale już mniejsza o konkretne sytuacje. Chcialem tylko napisać, że zawsze byłem tym drugim, tą zapchaj dziurą, czasoumilaczem. Sabotowała tą relacje od początku, niszcząc ją i mnie. Wyrwała fundament, o ile w ogóle go pozwoliła stworzyć. To trwało 3 lata, zawsze w jej głowie była ona i ja, nigdy my. Myślisz, że nie próbowałem tych wszystkich "sztuczek" z mniejszym zaangażowaniem? Działało może na chwilę. Zawsze w końcu skupiała się tylko na sobie z zerem empatii i kiedy jej zwracałem na coś uwagę, to kończyło się dokładnie takim samym tekstem, jak u Ciebie - "skoro Cię tak bardzo krzywdzę i jestem taki zły to papa, nikt Cię tutaj nie trzyma”. Krytyczna opinia była nie do przyjęcia. Taki typ.
„On jest dobry, gdy to jest po jego myśli. Jak coś nie jest, to moje potrzeby i racje są na drugim planie.” – to też miało miejsce.
Wiesz jak to wszystko się u mnie skończyło?
„nigdy nie patrzyłam na tę relację dalekosiężnie. Wchodząc w to postanowiłam, że tym razem będę się cieszyć tym co mam i starałam się nie układać w głowie planów. Dlatego nie chciałam nigdy przyjąć do wiadomości, że to był związek. Pomimo, że wszelkie konwencje na to wskazywały. Nie chciałam odnosić się do Ciebie jak do mojego chłopaka, nigdy Cię tak nie traktowałam. Nie byłeś mój, a ja nie byłam Twoja. Nie chciałam być. Chciałam, żebyśmy się cieszyli sobą dopóki to było możliwe. Nie chciałam Cię w żaden sposób ograniczać, siebie zresztą też. Chciałam czerpać z tej relacji tak dużo szczęścia, ile się tylko dało”

A po co Ci to wszystko piszę? Sama z tego wyciągnij wnioski.

185

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Harvey napisał/a:

Przecież zaprosił ją dwa dni wcześniej do kawiarni...

Co postępujesz podobnie..

186

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
cichyfacet napisał/a:

"Dlatego powtórzę jeszcze raz, to co już napisałam - zacznij traktować go jak przyjaciela... korzystaj z jego obecności w swoim życiu... ale nie angażuj się aż tak!
Bo, po pierwsze - on widzi to Twoje zaangażowanie, a to go zwalnia z walki i zabiegania o Ciebie."

Nie rozumiem takich rad. Spotkałem kiedyś kobietę, która zaraz po rozstaniu przeszła do relacji ze mną. Przez pół roku milczałem, aż do momentu, kiedy zaczęła robić jakieś dziwne akcje w stylu. Wyjeżdzania z byłym na koncerty, porównanie mnie do niego itp. ale już mniejsza o konkretne sytuacje. Chcialem tylko napisać, że zawsze byłem tym drugim, tą zapchaj dziurą, czasoumilaczem. Sabotowała tą relacje od początku, niszcząc ją i mnie. Wyrwała fundament, o ile w ogóle go pozwoliła stworzyć. To trwało 3 lata, zawsze w jej głowie była ona i ja, nigdy my. Myślisz, że nie próbowałem tych wszystkich "sztuczek" z mniejszym zaangażowaniem? Działało może na chwilę. Zawsze w końcu skupiała się tylko na sobie z zerem empatii i kiedy jej zwracałem na coś uwagę, to kończyło się dokładnie takim samym tekstem, jak u Ciebie - "skoro Cię tak bardzo krzywdzę i jestem taki zły to papa, nikt Cię tutaj nie trzyma”. Krytyczna opinia była nie do przyjęcia. Taki typ.
„On jest dobry, gdy to jest po jego myśli. Jak coś nie jest, to moje potrzeby i racje są na drugim planie.” – to też miało miejsce.
Wiesz jak to wszystko się u mnie skończyło?
„nigdy nie patrzyłam na tę relację dalekosiężnie. Wchodząc w to postanowiłam, że tym razem będę się cieszyć tym co mam i starałam się nie układać w głowie planów. Dlatego nie chciałam nigdy przyjąć do wiadomości, że to był związek. Pomimo, że wszelkie konwencje na to wskazywały. Nie chciałam odnosić się do Ciebie jak do mojego chłopaka, nigdy Cię tak nie traktowałam. Nie byłeś mój, a ja nie byłam Twoja. Nie chciałam być. Chciałam, żebyśmy się cieszyli sobą dopóki to było możliwe. Nie chciałam Cię w żaden sposób ograniczać, siebie zresztą też. Chciałam czerpać z tej relacji tak dużo szczęścia, ile się tylko dało”

A po co Ci to wszystko piszę? Sama z tego wyciągnij wnioski.

Cichyfacecie, proponuję Autorce, by zaczęła traktować tego faceta dokładnie tak, jak on traktuje ją. Rozumiesz?
W ich relacji tak właśnie jest - ona jest dla niego wyłącznie rozrywką. Autorka zaś się mocno zaangażowała i chce walczyć. A on ma na to wywalone. Tu nie ma uczuć i prawdziwej miłości z jego strony.
Ty jesteś nie JEGO, ale JEJ odpowiednikiem. Twoja eks potraktowała Cię tak, jak Autorkę traktuje jej partner. Dlatego radzę jej wystopować z uczuciami.

187

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Paweło napisał/a:
Harvey napisał/a:

Przecież zaprosił ją dwa dni wcześniej do kawiarni...

Co postępujesz podobnie..

Czytać umiem?

Ktoś zarzucił mu, że powinien to nadrobić, i nadrobił, wcześniej zapraszając do kawiarni. Bo (jak autorka pisała) nie mógł się w ten dzień spotkać.

188

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

Zorija, rozumiem Cię. Twoje rady są bardzo szlachetne, ale w teorii. Moim zdaniem w praktyce nie da się wystopować ze swoimi uczuciami. Można je na jakiś czas probować uspokoić, ale i tak w pewnym momencie te uczucia i potrzeby wyjdą naturalnie na wierzch, a wtedy skończy się jej gra  i udawanie, a wszystko wróci do punktu wyjścia, czyli do tego co ma teraz.

189

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
cichyfacet napisał/a:

Zorija, rozumiem Cię. Twoje rady są bardzo szlachetne, ale w teorii. Moim zdaniem w praktyce nie da się wystopować ze swoimi uczuciami. Można je na jakiś czas probować uspokoić, ale i tak w pewnym momencie te uczucia i potrzeby wyjdą naturalnie na wierzch, a wtedy skończy się jej gra  i udawanie, a wszystko wróci do punktu wyjścia, czyli do tego co ma teraz.

Ja się zgadzam, próbowałam wystopować, powiedziałam sobie, ze to nie jest facet do związku, chciałam traktowac luzniej, tak jak on mnie. Ale gdy go widzę, gdy jestesmy razem, to budzi wielkie emocje, tonę w tym...Potem wracam do domu, i nabieram dystansu. Jak go juz nabiorę, cykl sie powtarza....Nie chcę nic udawać przed nim, ja sama siebie oszukuję. Zalezy mi na nim jak na partnerze, a nie na przelotnej znajomosci zawieszonej na niczym.

190

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Esthere napisał/a:
cichyfacet napisał/a:

Zorija, rozumiem Cię. Twoje rady są bardzo szlachetne, ale w teorii. Moim zdaniem w praktyce nie da się wystopować ze swoimi uczuciami. Można je na jakiś czas probować uspokoić, ale i tak w pewnym momencie te uczucia i potrzeby wyjdą naturalnie na wierzch, a wtedy skończy się jej gra  i udawanie, a wszystko wróci do punktu wyjścia, czyli do tego co ma teraz.

Ja się zgadzam, próbowałam wystopować, powiedziałam sobie, ze to nie jest facet do związku, chciałam traktowac luzniej, tak jak on mnie. Ale gdy go widzę, gdy jestesmy razem, to budzi wielkie emocje, tonę w tym...Potem wracam do domu, i nabieram dystansu. Jak go juz nabiorę, cykl sie powtarza....Nie chcę nic udawać przed nim, ja sama siebie oszukuję. Zalezy mi na nim jak na partnerze, a nie na przelotnej znajomosci zawieszonej na niczym.

Ty nie możesz przed samą sobą oszukiwać się.
Jeżeli traktujesz Go jak partnera to Go tak traktuj a nie udawaj nagle jakieś FwB.

Pomimo, że odradzano Ci rozmowę z Nim, ja jednak zachęcam Cię do ostatecznej, szczerej rozmowy, ale jak zacznie fochować czy też szantażować rozstaniem to jak już pisałam, powiedz "bye, bye".

191

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Krejzolka82 napisał/a:
Esthere napisał/a:
cichyfacet napisał/a:

Zorija, rozumiem Cię. Twoje rady są bardzo szlachetne, ale w teorii. Moim zdaniem w praktyce nie da się wystopować ze swoimi uczuciami. Można je na jakiś czas probować uspokoić, ale i tak w pewnym momencie te uczucia i potrzeby wyjdą naturalnie na wierzch, a wtedy skończy się jej gra  i udawanie, a wszystko wróci do punktu wyjścia, czyli do tego co ma teraz.

Ja się zgadzam, próbowałam wystopować, powiedziałam sobie, ze to nie jest facet do związku, chciałam traktowac luzniej, tak jak on mnie. Ale gdy go widzę, gdy jestesmy razem, to budzi wielkie emocje, tonę w tym...Potem wracam do domu, i nabieram dystansu. Jak go juz nabiorę, cykl sie powtarza....Nie chcę nic udawać przed nim, ja sama siebie oszukuję. Zalezy mi na nim jak na partnerze, a nie na przelotnej znajomosci zawieszonej na niczym.

Ty nie możesz przed samą sobą oszukiwać się.
Jeżeli traktujesz Go jak partnera to Go tak traktuj a nie udawaj nagle jakieś FwB.

Pomimo, że odradzano Ci rozmowę z Nim, ja jednak zachęcam Cię do ostatecznej, szczerej rozmowy, ale jak zacznie fochować czy też szantażować rozstaniem to jak już pisałam, powiedz "bye, bye".

Przed nim nie udaję, nie bawię się w gry. jestem kochająca, bez gierek, bez sztuczek, to by było męczące.
On mi powiedział ostatnio- " myślę, że jesteś wspaniałą kobietą, i na wiele zasługujesz".

Choc to zabrzmiało jakby chciał powiedziec.." szkoda, ze ja nie mogę ci tego dac.."

192

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Esthere napisał/a:
Krejzolka82 napisał/a:
Esthere napisał/a:

Ja się zgadzam, próbowałam wystopować, powiedziałam sobie, ze to nie jest facet do związku, chciałam traktowac luzniej, tak jak on mnie. Ale gdy go widzę, gdy jestesmy razem, to budzi wielkie emocje, tonę w tym...Potem wracam do domu, i nabieram dystansu. Jak go juz nabiorę, cykl sie powtarza....Nie chcę nic udawać przed nim, ja sama siebie oszukuję. Zalezy mi na nim jak na partnerze, a nie na przelotnej znajomosci zawieszonej na niczym.

Ty nie możesz przed samą sobą oszukiwać się.
Jeżeli traktujesz Go jak partnera to Go tak traktuj a nie udawaj nagle jakieś FwB.

Pomimo, że odradzano Ci rozmowę z Nim, ja jednak zachęcam Cię do ostatecznej, szczerej rozmowy, ale jak zacznie fochować czy też szantażować rozstaniem to jak już pisałam, powiedz "bye, bye".

Przed nim nie udaję, nie bawię się w gry. jestem kochająca, bez gierek, bez sztuczek, to by było męczące.
On mi powiedział ostatnio- " myślę, że jesteś wspaniałą kobietą, i na wiele zasługujesz".

Choc to zabrzmiało jakby chciał powiedziec.." szkoda, ze ja nie mogę ci tego dac.."

I dlatego warto, żebyś z Nim szczerze pogadała o Was, o Waszym związku, kim dla Niego jesteś.

193

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Elle88 napisał/a:

Wiemy dokładnie co czujesz, ale dobrze, że to werbalizujesz, bo w końcu zaczęłaś mówić czego TOBIE brakuje i czego oczekujesz, a nie tylko o tym dlaczego misio m prawo czegoś nie robić olewać niektóre ważne dla Ciebie rzeczy, zawodzić Cię itp.

Mnie też zajęło prawie 3 lata żeby zrozumieć, że nie ma nic złego w 'odpuszczaniu' relacji, które mnie nie satysfakcjonują, albo -co trudniejsze - satysfakcjonują w połowie, albo jak u Ciebie są do dupy w tych 20%, ale za to bardzo istotnych dla mnie kwestiach. Zresztą, obie wiemy, że te 'procenty' to umowna liczba i tak naprawdę wszystko sprowadza się do niemożności czucia się w takich niby-związkach, a tak naprawdę układach - swobodnie, bezpiecznie i co najważniejsze - z szacunkiem do samej siebie, bo kto godzi się na ochłapy?

Teraz mam podejście diametralnie inne, zamiast naprawiać wbrew komuś i na siłę te "5%" które nie gra, nauczyłam się odpuszczać - nie na zasadzie fochów i awantur, ale odpuszczam i patrze czy to wzbudziło jakąkolwiek reakcję/motywację do zmiany, samemu z siebie. Jeśli nie, to mam odpowiedź, nie potrzeba dyskutować nad oczywistościami.
Jestem przekonana, że jak komuś zależy - jest w stanie zmienić pewne rzeczy, to jest tylko kwestia perspektywy: z "ja" i "ona" na MY.


Właśnie i ja chcę się nauczyć odpuszczać. Reakcja po odpuszczeniu powinna pokazać czy komuś zależy. Brak takiej postawy zaś...skłonić do wycofania. Tego właśnie nie umiem. Trzymać się swoich zasad. Konsekwentnie. Buntuję się przeciwko czemuś, ale potem pokazuję, że ja i tak nie odejdę.
Bo za bardzo mi zależy. Na kimś, komu nie aż tak zależy na mnie.

194

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?

To niestety nie jest etap w którym autorka może przejść bezbólowo na FwB, tak jak ten pan to traktuje - ona już za głęboko w tym emocjonalnie siedzi. I będzie dysonans i będzie bolało za każdym razem gdy będzie musiała swoje potrzeby większej bliskości z nim czy emocje/uczucia ograniczać, bo przecież "to tylko FwB". Dla niego nic się przecież nie zmieni, ba - nawet polepszy, bo on  poczuje ulgę, brak pretensji  "trucia dupy" itp. A do niej za każdym razem po powrocie od niego będzie wracało - fakty i emocje, że postępuje wbrew sobie, wbrew swoim prawdziwym uczuciom i potrzebom.
Tak się nie da. Albo odrazu są jasne zasady i kobieta MUR BETON musi się przy nich trzymać, a jak nie jest w stanie - odchodzi, albo odejdzie ta strona, która jest mniej zaangażowana, no chyba, że ta bardziej zaangażowana wymięknie wcześniej, ale nie ma co liczyć, że druga strona będzie oponować.

Ps. Hej Cichy wink Widzę, że z większym dystansem i na trzeźwo o tym co było piszesz. Jak się trzymasz, chłopaku? smile

195

Odp: On nie jest ok czy ja przesadzam?
Elle88 napisał/a:

Opcja zajęcia się sobą (pracą i wszystkim poza Misiem)- słuszna. Tylko nie oszukujmy się, że mniej czasu dla siebie wyeliminuje problem jego braku zaangażowania na głębszym poziomie.
To takie mydlenie sobie oczu na zasadzie - im mniej będę skupiała się na tym co mnie w związku boli, tym mniej będę tego świadoma, a w końcu tak siebie przekonam do tego, że jest ok i nie chcę tego czego w głębi chcę, że sama w to uwierzę.
Ale to kwestia czasu kiedy wyparte potrzeby wrócą.

Takie rzucenie się w wir własnych zajęć i pracy jest dobre żeby kogoś 'przyciągnąć' i być atrakcyjnym i tak powinno być cały czas jasne. Ale nie jest to na pewno sposób na rozwiązywanie sytuacji kryzysowych, albo "dorobienie" w związku czegoś, czego w nim nie ma.
ON najwyżej zobaczy, że jest jej w jego życiu mniej, może pod wpływem dyskomfortu z tym związanego nawet pogoni trochę za nią.. tyle, że ona kiedyś znowu przestanie 'biec' i przystanie. I wtedy historia się powtórzy.
Wrócą do punktu wyjścia.

Bo on tej bliskości tak naprawdę wcale nie chce.

No właśnie to przeczuwam. On nie chce. Ale jest to też niejednoznaczne w jego postawie. Raz widać, że się dystansuje, odsuwa, generalnie nie angazuje się az tak, innym razem mówi mi o jakiś moich cechach w kontekscie " swojej przyszłości".
Przykład:
opowiadałam o męzu, o tym, co robiłam źle w tej relacji, ze za duzo czasu byłam w pracy, ze miałam swój świat, a on do mnie : " z punktu widzenia mojej przyszłości mogłabyś zrobić to samo ze mną. ". Na co ja mu odpowiedziałam:  " z puktu widzenia mojej przyszłości, to ja mogę się znaleźć na miejscu twojej byłej".

Strasznie mnie wkurza ta jego postawa, którą wprost mi werbalizuje: ze on mnie obserwuje, ze woli byc ostrozny, ze nie chce byc pochopny. Ja mu mówię szczerze o swoim zyciu, o błędach, to dowód na to, ze je zrozumiałam, a on tego uzywa jako argumentu przeciwko mnie. To nie fair.

Odnoszę wrazenie, ze to takie na siłę szukanie argumentów na to, jak uzasadnic swoje bycie w dystansie.

Jesli ktos nie czuje się gotowy na głębsze i trwalsze relacje, to po co ta cała otoczka pod tytułem : " ja cię obserwuję, jestes fajna, ale kto wie, czy to się nie zmieni"- bo i takie teksty słyszałam. .....

K....a! Jak mam mu udowodnić, że się nie zmieni??? Durne gadanie. Wydaje mi się, że to są jakies takie wymówki, które on sam stosuje, zeby sobie zracjonalizowac brak zaangazowania. A za tym brakiem tak naprawdę tkwi wygoda i niechęć do brania odpowiedzialnosci za związek.

W dodatku raczej mu nie pomagam się okreslić. Jestem, przyjezdzam, nie reaguję ostro gdy on cos zrobi nie tak, zachowuję ten swój pieprzony spokój i takt, bo tak mam od urodzenia, i jeszcze pojawia się swiadomosc, ze jak bym się zdenerwowała, to Misio by powiedział : " o, miałem rację, że się nie angazowałem, to ZŁA kobieta była. "

Wiecie, jaki jest mój problem???
Nie umiem stawiać granic.
Ja od dzieciństwa wchodziłam w rolę grzecznej dziewczynki, która nie okazuje buntu, bo bunt był niemile widziany, bo przed rodzicami zbierałam punkty na "uznanie", zeby mnie w końcu pokochali. Ale nie, tam była miłośc warunkowa: " bądź grzeczna , ucz się dobrze" - wtedy mamusia pochwaliła, a tatuś przytulił. A jak mi coś nie pasowało, to było oburzenie i szok : " JAK TO???" To Ty taka jestes? Jak się zachowujesz? I zaraz jakiś ban, niezadowolenie, dystans.
Grałam w tę grę cały czas, będąc grzeczna, ale wewnętrznie się buntując. Nie okazywałam tej złości jawnie z obawy przed odrzuceniem. I robię to nadal. Pewnie tym emanuję. Grzeczną dziewczynką, która na pewno się nie wkurzy, bo ona taka ułożona, spokojna i dystyngowana.

On mi to mówi cały czas: " To, co mi się spodobało w tobie to twój spokój i klasa". W tym jest taka jakby sugestia : " bądź cały czas taka grzeczna". Opowiada mi potem o swojej matce furiatce, która była bardzo nerwowa i nieobliczalna, zestawia mnie z nią, wynosi na piedestał. Więc nadal gram swoją rolę, powtarzam bajkę z dzieciństwa, wpadam w ten schemat, w te same koleiny.

To, czego bym chciała się nauczyć, to cześciej mówić NIE i to konsekwentnie. Mówić o swoim niezadowoleniu, nie bojąc się czyjejś utraty.

Widzicie...wtedy z tą herbatą, odruchowo zachowałam się grzecznie, odłożyłam tę torebkę premium, i chciałam zaparzyć inną. A trzeba było się po prostu i po ludzku OBURZYĆ, bo to było chamskie! I byłoby usprawiedliwione.

Napisałam dziś do niego ( dopiero dziś! ), że coś mi się nie spodobało w jego zachowaniu. Jest niby otwarty na rozmowę, umówiliśmy się na dziś wieczór.
Ale źle mi z tym, że mam mu powiedzieć, że zrobił coś nie tak. Wiem, IDIOTYCZNE. Ale to jakiś wzór funkcjonowania, z którym żyję latami. Mimo wszystko zbiorę się w sobie i powiem mu to, że czuję się niefajnie z tamtą sytuacją, że to było dla mnie przykre. Jakoś to z siebie WYDUSZĘ. Bo to jedyna metoda na zmianę w moim życiu. Jak się nie obudzę, jak nie zacznę stawiać granic, nikt mnie nie będzie traktował powaznie.

Posty [ 131 do 195 z 354 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » On nie jest ok czy ja przesadzam?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024