taki problem, towarzyszą mi mieszane uczucia co do faceta, z którym spotykam się od pół roku. Chodzi o dwie sprawy:
1 - jego stosunek do pieniędzy
2- to, czy on mnie traktuje poważnie.
Oba tematy się trochę przeplatają.
Gdzieś po dwóch, trzech miesiącach spotykania odkryłam, że R ma wiele kont na różnych portalach randkowych, że wiele razy dziennie się tam loguje, że dorzuca tam mnóstwo zdjęć, robi jakieś wydumane opisy ( np pisze o sobie, że jest zdecydowany, podczas gdy sam mi mówił i to widać, że ma z tym duży problem ), i że generalnie to ten typ, który uwielbia być podziwiany i robić dobre wrażenie. Jest to facet przystojny, zadbany, jest sporo po 40. Poznaliśmy się na portalu. Miał świetne zdjęcia, polubiłam jego estetykę, sprawiał wrażenie kogoś zdecydowanego, pewnego siebie, kto lubi podróże, kto ma dobry gust i estetyczne wyczucie. Myślę, że w tym aspekcie oboje się sobie spodobaliśmy.
To, co mi jednak od początku zazgrzytało, to właśnie ta jego ilość kont w internecie ( obecny na przynajmniej 3 portalach, nie licze tu FB czy NK gdzie liczba zdjęc to również dziesiątki ), i ten pewien zauważalny lans... Na każdym prawie zdjęciu jakieś logo na ubraniu, a to apaszka przewieszona na szyi, a to jakaś specyficzna poza, ... jak to powiedziała jedna z koleżanek, styl playboya. ;-)
Co do portali, miałam mu to za złe, jedna z koleżanek napisała do niego, i on łatwo wchodził we flirt, po tym zdarzeniu chciałam to zakończyć, i wtedy zaczęła się masakra związana z pieniędzmi. Poczułam się oszukana faktem, że on flirtował z innymi w necie, i w jakimś akcie przykrości i bezradnej złości powiedziałam mu, że skoro mnie oszukuje, to chcę zwrotu pieniędzy za dojazdy do niego. Mieszkamy ponad 100 km od siebie. Wiem, może to nie było fortunnie z mojej strony, ale poczułam się zdradzona, powiedziałam mu, że żałuję zainwestowanego w niego czasu, emocji i środków, czasu i emocji nie odzyskam, więc będzie miło, jak dostanę zwrot za dojazdy. Bardzo się tym oburzył, i powiedział mi : " Skoro tak mnie podliczyłaś, to dobrze, ja też podlicze dokładnie wszystko, i jeszcze się okaże, że to będzie na niekorzyść dla ciebie". Miał na myśli jeden wyjazd nasz wspólny, gdzie za noclegi płaciliśmy po połowie, on opłacał atrakcje, ja natomiast zapewniłam nam wyżywienie, bo lubię gotować, i przez kilka dni to chętnie robiłam, wszystko za swoje pieniądze. Atrakcje nie były też tanie, ja chciałam wtedy się dołożyć, ale on mi nie pozwolił, zatankował mi też auto za 100 zł.
Jak to usłyszałam, zrobiło mi się mega przykro. Zrobił wielką aferę z tego, że jak ja mogę się domagać zwrotu za dojazdy. Jednak w czym rzecz. Zgadzam się, że to nie było fortunne z mojej strony, powiedziałam to w emocjach, nie zależało mi na tych durnych pieniądzach, to była reakcja zranionej kobiety, i odwet jakiś spontaniczny, nieprzemyślany. Natomiast było to domaganie się MOICH pieniędzy, które ja sama wydałam na siebie, nigdy mu nie wypomniałam niczego, co było moim kosztem, a co poszło na niego.
Tamten problem jakoś zażegnaliśmy, choć było już na ostrzu noża. Usunął konta na portalach, zostawił jedno, do którego dał mi hasło. Ja żałowałam swojej nadmiernej kontroli, przeprosiłam, obiecałam, że to się nie powtórzy, on się wytłumaczył jakoś tam z tego flirtu - wrażenie ogólne zostało jednak takie, że to moja wina, bo ja go sprawdzałam, bo ja naruszyłam jego prywatnośc itd. Dobrze, wzięłam to na siebie, dla mnie była mniej ważna racja, wolałam dobrą relację od racji, nie sprawdzam go już, itd.
Wrócę do tematu finansowego.
Kiedyś mnie zaskoczył, bo na hasło, że na obiad przyjdzie moja siostra, zadał mi pytanie, czy ja się nie czuję wykorzystana takim czymś. Zamurowało mnie. Powiedziałam, że siostrę rzadko goszczę, ale ona mnie też potrafi ugościć, że nigdy tak nad tym, w kategoriach wyzysku, nie myślałam.
R jest facetem, który nosi majtki Calvina Kleina, tłumaczy, że to wszystko kupione tanio za granicą, na wyprzedaży i bez podatku, tymczasem w lodówce większośc produktów to rzeczy z Biedronki. Ale na wakacje potrafi pojechać do Dubaju.
Nigdy niczego od niego nie dostałam. Raz dał mi błyszczyk do ust, który był dodatkiem do jakiejś pasty wybielającej. Nigdy o mnie personalnie nie pomyślał.
Wiem, że jest t facet, który potrafi dawać prezenty, opowiadał, że kupował coś rodzeństwu czy swoim dzieciom. Nie dostałam nawet głupiego kwiatka z tej Biedronki, w której tak chętnie robi zakupy. Nie wiem, jak to wszystko interpretować.
Przeżyliśmy razem już sporo...Na moje pytanie, jak by to było gdybyśmy byli w związku poważnym, odpowiedział mi, że musiałabym pracować ( pracuję oczywiście, mam swoją działalność ) , na moje pytanie, czy denerwowałby się , gdybym wydawała pieniądze na coś dla siebie, odpowiedział- " przecież gdybyś wydawała swoje, to czemu miałbym się denerwować? "
To wszystko brzmi jakoś dziwnie i zaczynam się nad wszystkim zastanawiać. Rozumiem oszczędnośc, ale jego postawa nie wydaje mi się spójna. A może przesadzam?
Facet zapewnia mnie, że jestem cudowną kobietą, która na wiele zasługuje, jest czuły, całuśny, troskliwy, mówił, że mnie kocha, że tęskni, ale....i tak czuję jakiś dysonans.
Mam wrażenie, że on jest taki tylko dla siebie, sobie, itd.
Ostatnio była taka sytuacja:
chciałam sobie zrobić herbatę, w pudełku była jedna torebka inna od wszystkich, zapytałam, czy mogę właśnie tę. A on , że może niekoniecznie, bo on ją uwielbia, została mu tylko jedna. I ta jest na " czarną godzinę" Po czym dodał " w prawdzie z Tesco, ale to jest herbta premium, z górnej półki". Więc odłożyłam, i wyjęłam inną. Zreflektował się, i mówi zaraz: " No zrób sobie, przecież możemy zrobic dwie herbaty z jednej torebki. ". Zrobiliśmy....Ale czułam się źle. Zwłaszcza, że mając kiedyś sklep z herbatą , sama mu kilka torebek herbaty premium dałam, ion je ma w domu, i korzystamy oboje. Dla mnie jego postawy finansowe są skrajne.Z drugiej strony, gdy jestem jego gościem, to raczej nie odczuwam, żeby coś mi wyliczał, czy ograniczał. Wydaje się dość otwarty i normalny.
Nie wiem, co myśleć.
Mamy gdzieś jechać za 2 tygodnie. Prosiłam, żeby oszacował koszty i oczywiście zapłacimy po połowie. Odpisał, że koszty będa po jego stronie i nie będą wysokie. Nie wiem, czy chcę, żeby w tej sytuacji za mnie płacił. Może zapłaci, a gdzieś tam będzie miał później o to żal? A może jestem przewrażliwiona? Jeśli żal mu jednej torebki herbaty, to czym ten facet by się ze mną w życiu podzielił? Z drugiej strony sam czasem zaprasza do jakiejś kawiarni , itd...Powoli i coraz cześciej odmawiam pod jakimś pretekstem, bo mi się ciągle wydaje, że on bardzo nie lubi wydawać pieniędzy. Nie chcę, aby coś było mi kiedyś wypomniane.
Czy to wszystko znaczy, że mu na mnie nie zależy? Czy to on jest nie w porządku, czy ja mam jakiś uraz?
Proszę o opinie...
Jeśli w czymś zawiniam, to chcę się zmienić, będę nad sobą pracować.
To wszystko jest dla mnie jakieś dziwne, skrajne, i kompletnie się nie umiem odnaleźć.