Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?

Strony Poprzednia 1 2 3

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 131 do 151 z 151 ]

131

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?
summerka88 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:
summerka88 napisał/a:

Dobrze wiedzieć, że jesteś w dobrych rękach, Lillka smile
Dla mnie niepokojące były właśnie te idealizacje i myślenie życzeniowe, pokazujące oderwanie od realiów i faktów.
Trzymaj się smile

Tak, szaleństwo smile.
Najbardziej zawsze na mnie działa, jak pani rysuje dla mnie diagramy kołowe i tabele.
I pyta się, gdzie jestem i gdzie chcę być big_smile.
Niesamowite jest też to, że ja rzeczywiście utknęłam i już bym raczej bez pomocy kogoś nie poszła dalej.
A myślałam, że jestem taka "mądra" big_smile.
Teraz rozumiem już wszystkich innych, którzy chcieli coś zmienić w swoim życiu, a nie mogli... Szacunek i rozumienie.
Dobrze, że mamy takie czasy, że na każdym rogu odpowiedni specjalista.

Wszystkiego dobrego z okazji Dnia Kobiet! smile.

Lillka,
Wychodzę z założenia, że wgląd nikomu nie zaszkodzi, a lepsze zrozumienie siebie i uświadomienie sobie swoich nieświadomych motywów sprzyja tylko rozwojowi. Lepiej mieć niż nie mieć możliwość wyrażenia w atmosferze pełnej akceptacji wszystkich swoich emocji i myśli.

Jesteś mądrą babką, nie stoisz zbyt długo w miejscu i nie biadolisz na swój los, ale dbasz o siebie i szukasz sposobów, aby iść do przodu, mimo upadków. Nie wydaje mi się też, że jesteś osobą, która bezkrytycznie mogłaby przyjąć psychoterapeutyczne "interpretacje" i masz świadomość, że na przebieg, kierunek i wynik terapii mają równy wpływ terapeuta, jak i jego klient.

No dobra, zobaczymy jak to się dalej potoczy, jak z tego wyjdę, co się zadzieje.
Kolejne miesiące będą mijały, będą jakieś moje myśli, decyzje, działania.
Na razie wychodzę z ostrego zatrucia. Coś mi się wydaje, że organizm sam dał mi znać, że trzeba "zwymiotować" wszytko i zacząć od nowa.
Na razie się uspokoiłam i wrócił dobry sen.

Całuję i ściskam wszystkich, którzy walczą o siebie smile.

Zobacz podobne tematy :

132 Ostatnio edytowany przez Amethis (2017-03-09 15:07:13)

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?
Zorija napisał/a:

Niemniej, odpowiadając też przy okazji na pytanie Amethis i zarzut Eli - dla mnie mój szaman miał jedną główną i podstawową funkcję - siedziałam na materacu naprzeciwko niego, blisko (a był bardzo przystojny, hehehehe, no co? też ważne tongue)... i gadałam, gadałam, gadałam... a on słuchał i we wszystkim się ze mną zgadzał smile Coś tam też mówił, pisał i objaśniał, ale to już było mniej dla mnie istotne.
Cała sesja kończyła się masażem całego ciała - gorącą oliwką, w aromacie świec i kadzidełek, z delikatną muzyką w tle... po takich 4 godzinach (tak, to też był ten mega-plus), byłam na chwilę uzdrowiona big_smile głównie z rozmyślania i pognębiania się.

Jak już osiągnęłam (sama ze sobą) etap, w którym zaczynałam sobie odrobinę radzić a moje potrzeby się zmieniły - naturalnie od szamana odeszłam...

tyle

wszystko co się dzieje jest nam po coś tam potrzebne; liczy się to, by iść w dobrym kierunku

według mnie, liczy się aby "ruszyć"
fajnie wiedzieć gdzie się idzie, a już poczucie że w "dobrym kierunku" to może być równie dobrze np "fatamorgana" wink
ne którzy zwą to szczęście urojone
nie zmiennie jednak, w dobrym czy złym kierunku, kończy się zawsze tym "WŁAŚCIWYM" wink
wiele osób się nachodzi, zanim dotrą pod ten "adres" w tym "czasie" co "trzeba"
każda "wędrówka" ubogaca, poszerza perspektywę, czasem zabierze, czasem doda

to teraz rozumiem wink
uprzedzenie żony do "szamanek" czy jak to się odmienia wink chodź nie dopytywałem w czym problem, bo może to np o "oliwkę" się rozchodziło wink

133 Ostatnio edytowany przez Lillka-15 (2017-04-10 20:44:10)

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?

Dziś gorszy dzień. Taki z płaczem, pełnym żalu...
Dni mijają, są lepsze, na ogół fajne, pogodne i radosne, dużo się dzieje.
Ale dziś z całą mocą uświadamiam sobie, że moja żałoba nadal trwa, że wciąż jest we mnie dużo bólu, smutku z powodu utraty poprzedniego życia.
Plus jest taki, że dociera już do mnie, jak było. Że dużo jest "wyobrażeń i niespełnionych nadziei', raczej niż prawdziwego, głębokiego uczucia.
Dziś mam żal do niego, że pomimo iż nasza relacja musiała zostać przerwana, to nie chciał po jakimś czasie rozwijać jej potencjału, poznać się na nowo, generalnie poznać się, zobaczyć siebie prawdziwymi.
Boli mnie dziś, że z jego strony było to na tyle słabe, że atrakcyjniejsze było dla niego zaczęcie czegoś nowego, z kimś innym, od tak.
Najbardziej chyba boli myśl, że być może tylko z mojej strony było to wyobrażenie "bo przecież tyyyyle nas łączyło, byliśmy tacy odpowiedni dla siebie, kochaliśmy się, że on wciąż mnie kocha i ja jego". Boli mnie to. Czasami sobie myślę, że może to wszystko było zagrane, zarówno z jego jak i mojej strony, i nie było w tym nic głębszego.... Trudno jest budować po 30 życie na nowo, czuć swoją samotność i liczyć na to, że może znów kiedyś, coś z kimś...
Dziś słaby dzień..
Ściskam wszystkich bardzo mocno!
Lillka

134 Ostatnio edytowany przez Marajka (2017-04-10 22:16:26)

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?

Czesc Lilka. Mam Cie na subskrybcji smile

Tak, roz-czarowanie boli, to wyrzekniecie sie naszych wlasnych wyobrazenien, niespelnione oczekiwania, zakonczenie czarowania sie czyms, co nie jest realne. To jest jak zaloba, to rozstanie sie z tym wszystkim i wazny etap. Ten smutek nalezy do Ciebie, wszystkie uczucia naleza do nas i nie sa niczym zlym, jezeli nie probujemy ich jako takie definiowac i nie bronimy sie przed nimi.
Ja lubie smutek, bo on niesie mnie w glab mnie samej, a tam czeka cos pieknego do odkrycia.

Co za pozytek z potencjalu, jak zostaje on w zarodku? Cale zycie czekac, ze moze cos sie rozwinie? Stac cale zycie przed zamknietymi drzwiami? Czekac, ze moze....nie potencjal, tylko realne mozliwosci sa wazne.
Dopiero rozstanie z tym, co bylo nierealne, nieprawdziwe, daje szanse na poznanie czegos nowego. Dopiero odwrocenie sie i pojscie tam, gdzie drzwi sa otwarte, daje wolnosc i mozliwosc spelnienia.
Jesli chodzi o potencjal, to przede wszystkim trzeba uwolnic swoj wlasny potencjal zycia pelna para, zamiast uzalezniac uzewnetrznienie go od kogokolwiek na zewnatrz. Zwiazek nie jest jedyna mozliwoscia do tego. Ba, smiem twierdzic, ze zwiazki dosc rzadko daja nam taka mozliwosc.
To tylko nasza mrzonka, ze tak moze byc i pierwsze zauroczenie stwarzaja takie wyobrazenia. Rzeczywistosc wyglada najczesciej inaczej i uczy nas zyc z wiekszymi lub mniejszymi ograniczeniami.
Wczesniej czy pozniej zaczynaja sie te zwykle trudnosci i ograniczenia miedzy dwojgiem roznych ludzi z zazwyczaj troche innymi wyobrazeniami o wlasnym spelnianiu sie. Zwykle wiec jest trudniej zrealizowac wlasne potencjaly w zwiazku, niz samemu.

Idealizowanie bylego partnera, ze to byl tylko ten jedyny, ktory posiadal taki potencjal i innego rownie dobrego juz sie nie spotka, to tylko dosc powszechny etap w przerabianiu rozstania.
Znam to z autopsji. To przechodzi po jakims czasie i zaczyna sie widziec innych. Na swiecie jest tyle ludzi, ze nawet statystycznie byloby nierealne, ze jest tylko ten jeden tak wyjatkowo do nas pasujacy. wink

Ja z dzisiejszego punktu widzenia moge sie usmiechnac nad ta trudnoscia budowania zycia po 30-tce. To jest wiek, gdzie wszystko, absolutnie wszystko mozna jeszcze zaczynac na nowo. I na swiezo, zwlaszcza gdy przepracuje sie swoja historie.
Ja budowalam nowe zycie kilkakrotnie. I mozna to wlasciwie zrobic chyba w kazdym wieku.
Po 25 roku zycia zostawilam wszystko za soba i zaczelam zycie w innym swiecie, dotad mi nieznanym. No dobrze, wtedy bylam mloda i nie zastanawialam sie tak bardzo nad tym. 6 lat pozniej, po 30-tce, znow zaczynalam na nowo, w tym sensie, ze skonczyl sie moj poprzedni zwiazek. 10 lat pozniej, po 40-tce mialam powtorke z rozrywki, tym razem juz z dziecmi, wtedy jeszcze malymi. Dopiero wtedy wzielam sie za terapie, bo najwyrazniej gdzies robilam jakis podstawowy blad.
Ponownie za maz wyszlam 2 tygodnie po swoich 46 urodzinach. big_smile

Nie wiesz, co zycie jeszcze dla Ciebie trzyma w zanadrzu, wiec nie musisz sie zatruwac takimi czarnymi rozwazaniami.  Daj mu szanse (zyciu).

135

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?
Lillka-15 napisał/a:

Plus jest taki, że dociera już do mnie, jak było. Że dużo jest "wyobrażeń i niespełnionych nadziei"
<...>
Trudno jest budować po 30 życie na nowo, czuć swoją samotność i liczyć na .....

zaczynasz się sabotować sama
"dziś" oceniasz to co widzisz w tyle, za sobą
popatrz za jakiś czas znów,
jeśli to dalej to samo będzie, to nigdzie nie "idziesz" wink a im większą odległość tym większa "samotność"
i dobrze!!!

trzymaj się konkretów

jeszcze kilka kroków i "ciepłe lato" big_smile

fajny moment, wybór masz we własnych rękach, koknretny konkret przed Tobą

powodzenia, konsekwencji

136

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?
Marajka napisał/a:

Czesc Lilka. Mam Cie na subskrybcji smile

Tak, roz-czarowanie boli, to wyrzekniecie sie naszych wlasnych wyobrazenien, niespelnione oczekiwania, zakonczenie czarowania sie czyms, co nie jest realne. To jest jak zaloba, to rozstanie sie z tym wszystkim i wazny etap. Ten smutek nalezy do Ciebie, wszystkie uczucia naleza do nas i nie sa niczym zlym, jezeli nie probujemy ich jako takie definiowac i nie bronimy sie przed nimi.
Ja lubie smutek, bo on niesie mnie w glab mnie samej, a tam czeka cos pieknego do odkrycia.

Co za pozytek z potencjalu, jak zostaje on w zarodku? Cale zycie czekac, ze moze cos sie rozwinie? Stac cale zycie przed zamknietymi drzwiami? Czekac, ze moze....nie potencjal, tylko realne mozliwosci sa wazne.
Dopiero rozstanie z tym, co bylo nierealne, nieprawdziwe, daje szanse na poznanie czegos nowego. Dopiero odwrocenie sie i pojscie tam, gdzie drzwi sa otwarte, daje wolnosc i mozliwosc spelnienia.
Jesli chodzi o potencjal, to przede wszystkim trzeba uwolnic swoj wlasny potencjal zycia pelna para, zamiast uzalezniac uzewnetrznienie go od kogokolwiek na zewnatrz. Zwiazek nie jest jedyna mozliwoscia do tego. Ba, smiem twierdzic, ze zwiazki dosc rzadko daja nam taka mozliwosc.
To tylko nasza mrzonka, ze tak moze byc i pierwsze zauroczenie stwarzaja takie wyobrazenia. Rzeczywistosc wyglada najczesciej inaczej i uczy nas zyc z wiekszymi lub mniejszymi ograniczeniami.
Wczesniej czy pozniej zaczynaja sie te zwykle trudnosci i ograniczenia miedzy dwojgiem roznych ludzi z zazwyczaj troche innymi wyobrazeniami o wlasnym spelnianiu sie. Zwykle wiec jest trudniej zrealizowac wlasne potencjaly w zwiazku, niz samemu.

Idealizowanie bylego partnera, ze to byl tylko ten jedyny, ktory posiadal taki potencjal i innego rownie dobrego juz sie nie spotka, to tylko dosc powszechny etap w przerabianiu rozstania.
Znam to z autopsji. To przechodzi po jakims czasie i zaczyna sie widziec innych. Na swiecie jest tyle ludzi, ze nawet statystycznie byloby nierealne, ze jest tylko ten jeden tak wyjatkowo do nas pasujacy. wink

Ja z dzisiejszego punktu widzenia moge sie usmiechnac nad ta trudnoscia budowania zycia po 30-tce. To jest wiek, gdzie wszystko, absolutnie wszystko mozna jeszcze zaczynac na nowo. I na swiezo, zwlaszcza gdy przepracuje sie swoja historie.
Ja budowalam nowe zycie kilkakrotnie. I mozna to wlasciwie zrobic chyba w kazdym wieku.
Po 25 roku zycia zostawilam wszystko za soba i zaczelam zycie w innym swiecie, dotad mi nieznanym. No dobrze, wtedy bylam mloda i nie zastanawialam sie tak bardzo nad tym. 6 lat pozniej, po 30-tce, znow zaczynalam na nowo, w tym sensie, ze skonczyl sie moj poprzedni zwiazek. 10 lat pozniej, po 40-tce mialam powtorke z rozrywki, tym razem juz z dziecmi, wtedy jeszcze malymi. Dopiero wtedy wzielam sie za terapie, bo najwyrazniej gdzies robilam jakis podstawowy blad.
Ponownie za maz wyszlam 2 tygodnie po swoich 46 urodzinach. big_smile

Nie wiesz, co zycie jeszcze dla Ciebie trzyma w zanadrzu, wiec nie musisz sie zatruwac takimi czarnymi rozwazaniami.  Daj mu szanse (zyciu).

Cześć Marajko smile.
Jesteś jak taki mój dobry duszek z forum. Bardzo, bardzo lubię Cię czytać. Jeśli znikniesz, to będę tęsknić, bo dużo dają mi Twoje wypowiedzi smile.
Co do mnie. Za miesiąc minie rok od ostatecznego rozstania. Rok czasu odkąd się nie widzimy, jedna tylko smsowa rozmowa, która do dziś jest dla mnie źródłem nadziei, a jednocześnie niesmaku i rozczarowania. Ale taki typ, borderlinenarcisstic zawsze wie jak przyciągnąć, pomanipulować, odepchnąć. Nieważne.

Nie wiem, kiedy to wszystko mi przejdzie. To już tak długo trwa.
Żyję w dwóch równoległych rzeczywistościach: jedna, codzienna, niczego mi nie brakuje. Typowa pogodna, radosna dziewczyna, która nie narzeka na nudę, ma z kim wyjść, pogadać, spędzić czas, choć momentami jest jej ciężko, bo wszytko na jej barkach: nowe mieszkanie, kredyt, staranie się o lepszą pracę, naprawy auta etc. I ta druga..., z kolcem, cierniem, to widać po mnie. Boli mnie jak idę do znajomych na spotkanie, a tam małżeństwa i dzieci, boli mnie jak kolejni moi znajomi organizują wesela, a ja idę ta sama, boli mnie jak wracam do pustego mieszkania i nikogo tam nie ma. Boli mnie jak organizowane są grille, wyjazdy, a ja sama. Ja wtedy wewnętrznie płaczę, czuję się samotna, wielka pustka. Nikt tego nie rozumie, nikt tego nie czuje, moje życie od ponad roku jest tylko przetrwaniem.

Teraz najwidoczniej mam kolejną falę. Może mnie zaleje i znów sobie pójdzie. Niestety funkcjonuję w takich cyklach.
Spowodowane jest to najpewniej tym, że za namową swoich i znajomych i tym całym gadaniem, obniżyłam swoje standardy i dopuściłam "na próbę" kogoś do życia i skończyło się to klapą. Nie za bardzo się tym przejmuję, bo ja nic nie czuję, mam tylko niesmak, bo czuję, że zdradziłam siebie. Nigdy więcej smile. Po prostu wiem jakiego chcę mężczyznę i wolę być długo sama, niż uprawiać jakieś dziwactwa, bo tak trzeba, "bo nie można mieć wszystkiego", bo teraz to już jest inaczej, bo miłość na czym innym polega. Bla, bla, bla... smile.

Co do odzierania się z iluzji. Tak, następuję u mnie kolejny etap. Muszę przyznać, że im dalej od rozstania, tym bardziej widzę, że to całe nasze bycie było płaskie, powierzchowne, rozwijały się tam zalążki prawdziwej, głębokiej miłości, ale raczej bazowało to na idiotycznych zachowaniach zaburzonego, który mylił miłość z pożądaniem, i mnie - dziewczynki - latającej wokół niego i mojej wizji na temat tego "jak szczęśliwi możemy być, jeśli to i tamto zostanie spełnione". On mnie zle traktował, ja to przez długi czas tolerowałam, a potem było już to nie do zniesienia. I dziś sobie myślę, że tak naprawdę płaczę, bo nikt nigdy prawdziwie mnie nie kochał, nie dane mi było być w związku opartym na prawdziwym zaufaniu, ze wsparciem, spokojnym i takiej wzajemnej, ciepłej zależności.

I prawdopodobnie ja ciągle płaczę, bo tęsknota to takiego prawdziwego bycia z kimś daje mi już we znaki.
Przecież nawet jak byłam z nim, to też płakałam.

Ech, co nie zmienia jednak faktu, że mi ciężko. Czuję się samotna, przeciążona, brakuje pewnego porozumienia, które z nim miałam (hahaha, oczywiście mam na myśli to, że jak nikt "czuliśmy" swoje deficyty), żaden mężczyzna mnie nie pociąga, nie wiem czy jeszcze jestem w stanie kogoś tak pokochać, z rodziną nie mam prawie kontaktu. Ech..., napisałam tak wiele, nie wiem czy nawet z sensem wink.

137

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?
Amethis napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:

Plus jest taki, że dociera już do mnie, jak było. Że dużo jest "wyobrażeń i niespełnionych nadziei"
<...>
Trudno jest budować po 30 życie na nowo, czuć swoją samotność i liczyć na .....

zaczynasz się sabotować sama
"dziś" oceniasz to co widzisz w tyle, za sobą
popatrz za jakiś czas znów,
jeśli to dalej to samo będzie, to nigdzie nie "idziesz" wink a im większą odległość tym większa "samotność"
i dobrze!!!

trzymaj się konkretów

jeszcze kilka kroków i "ciepłe lato" big_smile

fajny moment, wybór masz we własnych rękach, koknretny konkret przed Tobą

powodzenia, konsekwencji

Amethis, dzięki, choć przyznam szczerze, że chyba nie do końca zrozumiałam, co chciałaś/chciałeś mi powiedzieć... smile.
Jedno jest pewne, jakoś tam idę, chyba..., tak mi się przynajmniej wydaje, ale jest to "droga krzyżowa" big_smile.

138

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?
Lillka-15 napisał/a:
Amethis napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:

Plus jest taki, że dociera już do mnie, jak było. Że dużo jest "wyobrażeń i niespełnionych nadziei"
<...>
Trudno jest budować po 30 życie na nowo, czuć swoją samotność i liczyć na .....

zaczynasz się sabotować sama
"dziś" oceniasz to co widzisz w tyle, za sobą
popatrz za jakiś czas znów,
jeśli to dalej to samo będzie, to nigdzie nie "idziesz" wink a im większą odległość tym większa "samotność"
i dobrze!!!

trzymaj się konkretów

jeszcze kilka kroków i "ciepłe lato" big_smile

fajny moment, wybór masz we własnych rękach, koknretny konkret przed Tobą

powodzenia, konsekwencji

Amethis, dzięki, choć przyznam szczerze, że chyba nie do końca zrozumiałam, co chciałaś/chciałeś mi powiedzieć... smile.
Jedno jest pewne, jakoś tam idę, chyba..., tak mi się przynajmniej wydaje, ale jest to "droga krzyżowa" big_smile.

powiedzieć chciałem wink że

skoro dostrzegasz, dociera do Ciebie

czym było to na czym się opierałaś, na czym budowałaś, na czym planowałaś do "przodu", w konsekwencji dlaczego takiego typa "pokochałaś"

to przynajmniej u mnie na tym etapie obudziła się ciekawość, pomimo jak to określasz kolejnego wyobrażenia pod nazwą "droga krzyżowa"

wiele lat wyobrażenie miałem że idealną sytuacją było by, siąść na 4 literach,
zdobyć coś, przyglądać się temu, żebym nic nie musiał robić, żebym miał
bo moje być to długi czas było, moim mieć

problem w tym że przez łapanie byle czego, sam byłem byle czym, i winę w tym widzę tylko swoją, bo ja decydowałem, bo ja się na to godziłem, bo ja tego chciałem
no właśnie bo "JA" big_smile

a że moje "JA", było oparte na tym co na zewnątrz, to nie świadomie byłem i zmienny w tym "być" i zależny, i nie byłem w konsekwencji sobą
miało to wpływ na poczucie bezpieczeństwa, na odczucie mojej wartości

którego tak naprawdę nie ma big_smile hahah w tej formie

odpowiedź już w zasadzie masz, jak czytam twoją odpowiedź do Marajki

sama w sobie jesteś, nie powtarzalną wartością,
nie musisz spełniać społecznej roli, w zasadzie nic nie musisz,
z tą różnicą że możesz!!!

piszesz o miłości, o potrzebie, o sensie

tylko ja tu widzę, w dużej mierze dalej opieranie się o coś, w szczególności o brak tego czegoś

po prostu przedłużasz trwanie w "cyklach", krzyż na własne życzenie

gdzieś z kimś ostatnio rozmawiałem, i taki tekst wyłapałem

dziś mam do dyspozycji "dzisiejszy kawałek prawdy"
z tym dzisiejszym kawałkiem coś mogę zrobić

jutro będzie nowy, może być nowy
więc po co się wciąż babrać w starym!!?? zwłaszcza nie swoim!!

poznawaj siebie, zaufaj, poddaj się tej drodze krzyżowej, temu naturalnemu oporowi przed zmianami
a pokochasz siebie big_smile
niestety zanim się zdrowo człowiek pokocha, to wpierw się nieźle na siebie "wkurzy" big_smile

iluzje, to przecież zakłamanie, cała za maskarada wink w której na własne życzenie siedzimy

i wtedy będziesz gotowa, do czegoś więcej niż ze ktoś Cię musi kochać w chory sposób, bo inaczej Cię nie ma, i jest źle

w wieku 35 lat, wywróciłem poniekąd całe swoje życie,
wywracanie nie należy do przyjemnych uczuć, może się wydawać, ze się spada wink traci

to tylko pozory

mi pomogło, wtedy wyjście do ludzi, do nowych nie znanych osób,
po części to co mnie otaczało też chore było, jednak to już głębszy temat

Konsekwencji w działaniu, bez perfekcjonizmu big_smile

139 Ostatnio edytowany przez Marajka (2017-04-11 11:38:25)

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?

Lilka, widzisz wiele, rozumiesz wiele, jestes madra kobieta z glebia.
Ale jedna strona (choc bardzo wazna), to rozumienie sytuacji intelektualnie, a druga strona to nasze gleboko w podswiadomosci lezace odczucia, do ktorych rozumowo nie mozemy dotrzec. To trzeba czuc i dopiero wtedy szukac strategii, jak sobie z tym radzic. Ale przede wszystkim czuc.
Masz teraupeutke, ktora na pewno Ci tez pomaga.

Twoje poczucie samotnosci, pustki, bycia niekochana to sa bardzo stare uczucia. Tak glebokie i stare, ze dopiero toksyczny borderlinenarcisstic poprzez tak oczywiste zle traktowanie dal rade to wydobyc z glebin, gdzie to ukrylas.
Tak, wlasnie tak. Nie bylas nigdy kochana dlatego tylko, ze jestes. Nie moglas byc tym, kim jestes, bo to znaczyloby nieakceptacje ze strony rodzicow. Twoja prawdziwa istota musiala byc calkiem rozna od tego modelu, ktoremu mialas odpowiadac, bo masz problemy z samoidentyfikacja, bo na zewnatrz nadal grasz role i nie pokazujesz, co w Tobie jest, a dopiero gdy jestes sama, mozesz sobie pozwolic na calkiem inny stan wewnetrzny.
Mialas odpowiadac jakims oczekiwaniom i robilas to tak dobrze, ze nawet sama nie wiesz, kim wlasciwie jestes, bo zawsze gralas tylko takie role, ktorych od Ciebie oczekiwalo otoczenie. Tak sie nauczylas juz bardzo wczesnie. Stad ta pustka. Rola jest tylko zewnetrzna skorupa, a zeby ja dobrze na stale grac, trzeba usunac to co jest w srodku z nia sprzeczne, bo inaczej nie da sie rady w tej grze. Dla tego celu przestaje sie siebie czuc!

Mysle, ze ta ostatnia niesmaczna przygoda z kims niewaznym tez jest dla Ciebie wazna. Wlasnie po to, zeby naprawde wiedziec, ze tego nie chcesz, zeby nie tworzyc jakichs bajek o niewykorzystanych szansach w glowie, zeby nie ulegac presji oczekiwan otoczenia, zeby nauczyc sie miec odwage byc innym!

Tez to znam. To sa po prostu proby, zeby poznac sie samemu, my, ci ktorzy jako dzieci nigdy dotad nie dostali tej szansy bycia po prostu soba i odkrywania siebie. 
Nie rob sobie wiec zadnych wyrzutow z tego powodu. Po to sa bledy, zeby sie na nich uczyc. Dzieki temu masz szanse ustrzec sie przed wpadnieciem byc moze w ten sam wzor zachowan, jaki juz zawsze mialas - przyjecie jakiejs roli dla tego drugiego czlowieka i znow zapomnienie o tym, ze wlasciwie chcesz w zyciu byc soba.
Mysle, ze poki co nowy zwiazek moglby byc dla Ciebie w tym punkcie niebezpieczenstwem. Jeszcze nie wyzdrowialas do konca.
Nie projektuj tego uczucia samotnosci na zwiazki. One nie dadza Ci spelnienia, ktorego szukasz, jesli nie znajdziesz go najpierw w sobie, nie zabija Twojej pustki, tylko ja wczesniej czy pozniej znow obnaza.
Musisz zajac sie tym tematem w sobie. On nalezy do Twojego wczesnego dziecinstwa. Czy terapeutka o to zahacza?

Wiesz, nie tak dawno temu wpadla mi w rece niezla ksiazka, ktora moge polecic. Moze znajdziesz tam cos z siebie.
Autorka Karyl McBride, tytul:  Nigdy dosc dobra. Jak wyzwolic sie od destrukcyjnego wplywu narcystycznej matki.
Nie wiem, jakie mialas stosunki z matka i czy miala ona narcystyczne sklonnosci, ale mysle, ze masz byc moze jakies rany z powodu pewnych schematow, ktore choc czesciowo pod ten temat podpadaja. Inaczej nie zadalabys sie z takim typem, jak Twoj ex.

Buzka i trzymaj sie.

140

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?

Amethis - dziękuję, że chce Ci się pisać w moim wątku smile.
Trochę jednak jestem gdzie indziej, nie potrzebuję już, żeby mnie ktoś traktował jak dawnej, to nie do tego tęsknię.
Sprawę toksycznego związku mam już zamkniętą. Znam perfekcyjnie nasze "byłe" uwikłanie, kim dla siebie byliśmy, po co się spotkaliśmy.
Znam już mechanizm swojego współuzależnienia, brak kontaktu ze sobą.
Teraz przeżywam coś innego, trwa żałoba, nie ma poprzedniego życia, opłakuję "potencjał", swoje byłe marzenia, niespełnione oczekiwania.
Jest mi jeszcze trudno nie mieć do tego wszystkiego neutralnego stosunku. Wystarczy jakieś zdarzenie, a mnie już fala nostalgii, tęsknoty zalewa.
Teraz przynajmniej wiem, za czym płaczę. Wcześniej tego nie rozumiałam.
Ja jestem smutnym typem, wbrew pozorom. Samotnikiem.
Od lat zmagam się z poczuciem niezrozumienia i wyobcowania. To moje DDA.
"Pokochaj siebie i nie uzależniaj życia od innych", dla mnie to już nic nie znaczy. Ja kocham siebie, nie chcę już tych pustych sloganów.
Znam siebie, po prostu ja lubię i dobrze funkcjonuję, "jak wokół kogoś orbituję". I tak już postanie. To jest dobre dla mnie. To nie jest złe.
Jestem też 30 paro letnią kobietą. Marzę o tym, aby dawać: swoje ciepło, atencję, wić z kimś wspólne gniazdo, aby dzielić się przeżyciami, odczuciami, myślami, aby wtulać się w męskie ramię, aby od czasu do czasu być słabą, nie być taką siłaczką. To są naturalne potrzeby i to jest trudne nie mieć tego zaspokojonego. Żadna myśl w stylu "daj to sobie sama" nie zastąpi tego. I ja nie przesadzam, człowiek potrzebuje drugiego człowieka, tak to jest wszystko skonstruowane. Już raz to gdzieś w swoim wątku pisałam, że przyszedł moment, że ja przestałam się oszukiwać, że ja mogę wszystko sama i jak to jest super i hiper być singielką, że wtedy tyle można i jest się spełnionym. No nie, tak właśnie nie jest.

141

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?
Marajka napisał/a:

Tak glebokie i stare, ze dopiero toksyczny borderlinenarcisstic poprzez tak oczywiste zle traktowanie dal rade to wydobyc z glebin, gdzie to ukrylas.
Tak, wlasnie tak.

popieram, zgrabnie ujęte

można być uśpionym całe życie, a można żyć dla kilku chwil

i można mieć każdego dnia pełnie życia wink

w związkach, jeśli się do tego momentu ludziska nie po zabijają,
i jeśli w tym samym czasie się odpali chęć zmian, u każdego z osobna

śmiem twierdzić, że otwarcie tych drzwi, otwiera wszystko

czasem drugi człowiek jest po to aby coś "pobudzić" i w dalszej drodze, już nie będzie uczestniczyć

w zasadzie z bólu rodzi się wdzięczność i akceptacja
tylko dać się ponieść, temu

big_smile

142

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?
Amethis napisał/a:
Marajka napisał/a:

Tak glebokie i stare, ze dopiero toksyczny borderlinenarcisstic poprzez tak oczywiste zle traktowanie dal rade to wydobyc z glebin, gdzie to ukrylas.
Tak, wlasnie tak.

popieram, zgrabnie ujęte

można być uśpionym całe życie, a można żyć dla kilku chwil

i można mieć każdego dnia pełnie życia wink

w związkach, jeśli się do tego momentu ludziska nie po zabijają,
i jeśli w tym samym czasie się odpali chęć zmian, u każdego z osobna

śmiem twierdzić, że otwarcie tych drzwi, otwiera wszystko

czasem drugi człowiek jest po to aby coś "pobudzić" i w dalszej drodze, już nie będzie uczestniczyć

w zasadzie z bólu rodzi się wdzięczność i akceptacja
tylko dać się ponieść, temu

big_smile

My spotkaliśmy się po to, aby on zobaczył jakim gn...jem jest, jak używa ludzi, jak odpycha, kiedy powinien kochać, no i też po to, aby w końcu umysł wysłał mu sygnał, że tak dalej być nie może, że ciało już nie może (zaczął chorować, przyczyna nieznana), że trzeba zacząć się leczyć. I tak o to wziął się za siebie i sumiennie uczęszcza na terapię rozłożoną na kilka lat, leczy się farmakologicznie i jest pod stałą opieką lekarzy, w tym psychiatry.

W tej naszej jedynej porozstanowiej "rozmowie" prosił mnie, abym mu wybaczyła i "sorry, że na ciebie padło". To ostatnie mówi mi, że nic się nie zmienił, a ja byłam tylko użyta. Nieważne już teraz.

Ja z kolei spotkałam się w z nim, aby doświadczyć z całą mocą, jak ja wtedy się jeszcze nie kochałam, jaka byłam zależna od "ochłapów", bo przecież matka i ojciec też tak ze mną postępowali. Teraz to już też nieważne. Po tym całym rozstaniu musiałam przeprocesować swój syndrom współuzależnienia, narcyza komplementarnego, odkryć swoje słabości, upaść w wielkiego "dmuchanego" kochania i sama stanąć na nogi. Bez podpór.

Choć jestem wdzięczna, że związek zakończyłam i każdy poszedł w swoją stronę, to dziś jest mi smutno, jak do mnie dociera, że w tym nic głębszego nie było. Tylko szkołą życia. Zbieranie doświadczenia. Może za kilka lat znów na to spojrzę inaczej.

143

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?
Marajka napisał/a:

Twoje poczucie samotnosci, pustki, bycia niekochana to sa bardzo stare uczucia. Tak glebokie i stare, ze dopiero toksyczny borderlinenarcisstic poprzez tak oczywiste zle traktowanie dal rade to wydobyc z glebin, gdzie to ukrylas.

Tak, wlasnie tak. Nie bylas nigdy kochana dlatego tylko, ze jestes. Nie moglas byc tym, kim jestes, bo to znaczyloby nieakceptacje ze strony rodzicow. Twoja prawdziwa istota musiala byc calkiem rozna od tego modelu, ktoremu mialas odpowiadac, bo masz problemy z samoidentyfikacja, bo na zewnatrz nadal grasz role i nie pokazujesz, co w Tobie jest, a dopiero gdy jestes sama, mozesz sobie pozwolic na calkiem inny stan wewnetrzny.
Mialas odpowiadac jakims oczekiwaniom i robilas to tak dobrze, ze nawet sama nie wiesz, kim wlasciwie jestes, bo zawsze gralas tylko takie role, ktorych od Ciebie oczekiwalo otoczenie. Tak sie nauczylas juz bardzo wczesnie. Stad ta pustka. Rola jest tylko zewnetrzna skorupa, a zeby ja dobrze na stale grac, trzeba usunac to co jest w srodku z nia sprzeczne, bo inaczej nie da sie rady w tej grze. Dla tego celu przestaje sie siebie czuc!

Musisz zajac sie tym tematem w sobie. On nalezy do Twojego wczesnego dziecinstwa. Czy terapeutka o to zahacza?

Dziś akurat mam wizytę. Myślę, że jestem gotowa wejść z nią na etap wcześniejszego dzieciństwa.

Może dziś też właśnie, na dniach zdałam sobie sprawę, że to nie o niego chodzi, że nie o rodziców.
Po prostu oni, on, przeszłość "odpalają" mi małą ranę Lilki...
Boże, jaka ja jestem nieszczęśliwa, samotna i nieodkochana w środku.
Jak tam sobie płaczę.
Ja dopiero teraz chyba to poczułam...

Płaczę też, bo zdałam sobie sprawę, że i on też mnie nigdy nie kochał, tylko używał.
Że te moje myśli o wspaniałym, pełnym zrozumienia, ciepła i wsparcia związku, to tylko wyobrażenia, które z nim już nie zrealizuję.
Boże, jak to boli, jakie to jest rozczarowujące.


Marajka napisał/a:

Wiesz, nie tak dawno temu wpadla mi w rece niezla ksiazka, ktora moge polecic. Moze znajdziesz tam cos z siebie.
Autorka Karyl McBride, tytul:  Nigdy dosc dobra. Jak wyzwolic sie od destrukcyjnego wplywu narcystycznej matki.
Nie wiem, jakie mialas stosunki z matka i czy miala ona narcystyczne sklonnosci, ale mysle, ze masz byc moze jakies rany z powodu pewnych schematow, ktore choc czesciowo pod ten temat podpadaja. Inaczej nie zadalabys sie z takim typem, jak Twoj ex.

Dziękuję. Właśnie po dłuższej przerwie od czytania tego typu literatury, wracam do czytania.
Tylko tym razem jest inaczej. Wcześniej interesowały mnie pozycje typu: toksyczny związek, dlaczego on, jaki on jest, ja w nim, ja dookoła.
A teraz...., to będą książki o mnie, o moim dzieciństwie, o moim bólu... Biedna ja wink.

Dziękuję Marajko, że jesteś. Jesteś bardzo mądrą i ciepłą osobą!
Ściskam ciepło.

144

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?
Lillka-15 napisał/a:

zdałam sobie sprawę, że to nie o niego chodzi, że nie o rodziców.
Po prostu oni, on, przeszłość "odpalają" mi małą ranę Lilki...
Boże, jaka ja jestem nieszczęśliwa, samotna i nieodkochana w środku.
Jak tam sobie płaczę.
Ja dopiero teraz chyba to poczułam...

Płaczę też, bo zdałam sobie sprawę, że i on też mnie nigdy nie kochał, tylko używał.
Że te moje myśli o wspaniałym, pełnym zrozumienia, ciepła i wsparcia związku, to tylko wyobrażenia, które z nim już nie zrealizuję.
Boże, jak to boli, jakie to jest rozczarowujące.

no to chodzi czy nie o nich/ o niego?? big_smile

Marajka napisała wcześniej, że "dzięki" temu co było, masz nie powtarzalną szansę na zmianę siebie!!
nie rodziców, nie jego
to jest ślepy zaułek

nad czym płaczesz?? nad rozlanym mlekiem, nad tym jaki smak mogło mieć, że ciepłe wtedy było, że płatki się zmarnowały??
tym się już nie najesz!!!

a rozkminiając coś na co nie masz wpływu, oddalasz się od zmiany tego co jest, tu i teraz

jest powiedzenie że "czas leczy rany"
w tym kontekście to nie sądzę aby leczył, może goi rany tak, jednak bez czasu rany się też same w sobie goją wink

ważne jest w leczeniu ran, aby oczyszczone zostały, bo co z tego że się zagoją, jak każda "zmiana pogody" wpływa na to że się odzywają
rozsądniej raz coś zrobić jak trzeba, niż co chwilę otwierać coś co ma naturalną  tendencję do "samoleczenia"

Lillka-15 napisał/a:

Tylko tym razem jest inaczej. Wcześniej interesowały mnie pozycje typu: toksyczny związek, dlaczego on, jaki on jest, ja w nim, ja dookoła.
A teraz...., to będą książki o mnie, o moim dzieciństwie, o moim bólu... Biedna ja wink.

książki książkami,
bardzo dużo przeczytałem przez 1 rok książek, szukałem tam siebie

a siebie miałem pod nosem, w środku
mega książka do czytania, co dzień nowa strona wink i nie jest i nie była pusta,

w pewnym sensie czytanie to też była ucieczka od zmian wink

ważne aby nie utknąć w ślepym zaułku,

za każdym razem po próbie wyzwolenia się od czego kolwiek, odczuwa się brak, normalne
dłuższy czas bez tego czegoś i nie zamknięta zależność
będzie wracało poczuciem samotności, lękiem przed odpowiedzialnością

ktoś kiedyś fajnie określił, "odpowiedzialność to samotność"

słowo samotność, ma wiele znaczeń

i spokojnie przy tej formie "samotności" mogą współistnieć

Lillka-15 napisał/a:

Marzę o tym, aby dawać: swoje ciepło, atencję, wić z kimś wspólne gniazdo, aby dzielić się przeżyciami, odczuciami, myślami, aby wtulać się w męskie ramię, aby od czasu do czasu być słabą, nie być taką siłaczką. To są naturalne potrzeby i to jest trudne nie mieć tego zaspokojonego. Żadna myśl w stylu "daj to sobie sama" nie zastąpi tego. I ja nie przesadzam, człowiek potrzebuje drugiego człowieka, tak to jest wszystko skonstruowane.

no tak jesteśmy "zwierzętami stadnymi", masz rację

sęk w tym że widzę w tym co powyżej kilka znaczeń,
współuzależnienie, narczym jaki tam chcesz

i świadome życie w relacji, też big_smile

warto pogłębić wgląd w siebie, szkoda czasu w innych wink
bo to dalej zależność jest

Miłego dnia

145 Ostatnio edytowany przez Marajka (2017-04-11 13:31:40)

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?

Jestem pewna, ze spojrzysz inaczej za pare lat.
I...to teraz jest po prostu wazne i dobrze robisz, po prostu to przyjmujac, bo tak jest jak jest.
Spojrzenie bolesnej prawdzie w oczy i nie uciekanie przed tym, co to ze soba niesie w naszym przezyciu, wymaga sporo odwagi i sily. Nie tak wiele ludzi jest do tego zdolnym i stawia temu czola. Wiekszosc, jesli juz wogole zdobeda sie na piewszy kontakt z prawda o sobie,  rozwija jakies strategie kompensacyjne, zeby czuc mozliwie malo dyskomfortu i szybko to znow przykryc, myslac, ze wystarczy to "wiedziec", zeby wszystko bylo zalatwione.
Bo dopuszczenie roznych otchlani moze byc ciezkie.

Opowiem z wlasnego doswiadczenia. Mialam kiedys w czasie terapii takie przezycie regresji do najwczesniejszego dziecinstwa. Przezylam to jak sytuacje, w ktorej jako niemowle chyba, lezalam sama w zamknietym pokoju i mnie plakalo - tak to moge opisac, bo to nie ja plakalam, tego poczucia tozsamosci jeszcze nie bylo, tylko mnie plakalo. I jednoczesnie byla we mnie taka calkowita pewnosc, ze nikt nie przyjdzie mimo tego placzu. Placz powoli zamilkl i zostalo poczucie nieskonczonej samotnosci, rozpaczy, bezradnosci i rezygnacji.
Moi rodzice (wiem to z opowiadania mojego ojca), zamykali mnie jako nowonarodzone dziecko sama w pokoju jak plakalam, po to, zebym nauczyla sie byc cicho. Nawet gdy moja matka chciala do mnie isc, to on ja przed tym powstrzymywal, bo chodzilo o "wychowanie".
Byl dumny, ze mieli takie dobre metody wychowawcze, bo one swietnie skutkowaly i ja nauczylam sie szybko. Potem bylam zawsze bardzo pogodnym dzieckiem, zwykle nie sprawiajacym wiekszych klopotow wychowawczych.
Byly oczywiscie jeszcze inne faktory u moich rodzicow, ktore takiemu rozwojowi sprzyjaly, w sumie byla to dysfunkcyjna rodzina.
Nauczylam sie swietnie nie domagac sie takze i w pozniejszym zyciu wypelniania moich potrzeb, prawie zadnych zreszta nie mialam, nawet jadlam tylko tyle, zeby nie umrzec z glodu, bo nie bylam glodna. To moich rodzicow doprowadzalo do rozpaczy, bo mialam anemie i bylam zawsze za chuda, a w ich oczach bylam za wybredna.
To nie byli zadni wyrodni rodzice, robili tak, jak umieli, starali sie jak mogli, tyle, ze niewiele mogli. Oni sami nie doznali nigdy milosci, wiec skad mieli ja dac swoim dzieciom. Sami mieli psychiczne braki, ktore nimi sterowaly, a oni uwazali, ze jest wszystko z nimi w porzadku.

Uczucie bycia sama i zdana tylko na siebie towarzyszy mi do dzis, choc w glowie wiem, ze nie zawsze tak jest. Wyplywa zwykle, gdy pojawia sie jakas trudniejsza sytuacja. Kiedys wypelnialam ta pustke zaspokajaniem potrzeb innych ludzi, bo chyba tkwilo we mnie przekonanie, ze jesli ja bede im potrzebna, to sama nie zgine.
Dzis wiem, ze moge liczyc na pomoc z roznych stron. Tylko rzadko jej potrzebuje. Zycie w najwczesniejszych okresach juz nauczylo mnie, jak moge sobie sama poradzic i ze zaleznosc jest czyms bardzo niebezpiecznym. Jestem ogromnie samodzielna i swietnie dajaca sobie w zyciu rade kobieta. To jest plus tej sytuacji...bylby plus, gdyby nie to, co wlasciwie tym steruje.
Nauczylam sie zyc z tymi uczuciami i przyjmuje je jako przynalezace do mnie. Brakuje mi podstawowego zaufania do zycia, ktore wyksztalca sie w niewowlecym wieku, jesli matka czy inna osoba opiekujaca sie jest w stanie dac dziecku uczucie, ze jego potrzeby beda bezwarunkowo spelnione i dziecko moze sie na to zdac. U mnie bylo to zawsze polaczone z warunkami, na przyklad w pierwszych dniach z warunkiem bycia cicho i nie domaganiem sie niczego.
Tego wlasciwie nie da sie nadrobic, ale mozna nauczyc sie z tym zyc i dzialac inaczej, niz ono podpowiada. Z czasem nabiera sie troche innych nawykow.

Lilka,  uwazaj z tym krazeniem wokol innych. To moze byc oczywiscie dobre i prawda jest, ze potrzebujemy innych ludzi i ze wartosciowe jest dawac innym.
Ale najpierw trzeba miec wyksztalcone zdrowe podejscie do wlasnych potrzeb, zaspokajanie ich i umiejetnosc odgraniczania sie od innych, zeby nie zostac tylko narzedziem do wypelniania potrzeb i celow innych zwichrowanych egzystencji. Trzeba nauczyc sie rozpoznawac, kiedy to krazenie wokol innych jest dobre, a kiedy zaczyna byc destruktywne.

146

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?
Amethis napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:

zdałam sobie sprawę, że to nie o niego chodzi, że nie o rodziców.
Po prostu oni, on, przeszłość "odpalają" mi małą ranę Lilki...
Boże, jaka ja jestem nieszczęśliwa, samotna i nieodkochana w środku.
Jak tam sobie płaczę.
Ja dopiero teraz chyba to poczułam...

Płaczę też, bo zdałam sobie sprawę, że i on też mnie nigdy nie kochał, tylko używał.
Że te moje myśli o wspaniałym, pełnym zrozumienia, ciepła i wsparcia związku, to tylko wyobrażenia, które z nim już nie zrealizuję.
Boże, jak to boli, jakie to jest rozczarowujące.

no to chodzi czy nie o nich/ o niego?? big_smile

Marajka napisała wcześniej, że "dzięki" temu co było, masz nie powtarzalną szansę na zmianę siebie!!
nie rodziców, nie jego
to jest ślepy zaułek

nad czym płaczesz?? nad rozlanym mlekiem, nad tym jaki smak mogło mieć, że ciepłe wtedy było, że płatki się zmarnowały??
tym się już nie najesz!!!

a rozkminiając coś na co nie masz wpływu, oddalasz się od zmiany tego co jest, tu i teraz

jest powiedzenie że "czas leczy rany"
w tym kontekście to nie sądzę aby leczył, może goi rany tak, jednak bez czasu rany się też same w sobie goją wink

ważne jest w leczeniu ran, aby oczyszczone zostały, bo co z tego że się zagoją, jak każda "zmiana pogody" wpływa na to że się odzywają
rozsądniej raz coś zrobić jak trzeba, niż co chwilę otwierać coś co ma naturalną  tendencję do "samoleczenia"

Lillka-15 napisał/a:

Tylko tym razem jest inaczej. Wcześniej interesowały mnie pozycje typu: toksyczny związek, dlaczego on, jaki on jest, ja w nim, ja dookoła.
A teraz...., to będą książki o mnie, o moim dzieciństwie, o moim bólu... Biedna ja wink.

książki książkami,
bardzo dużo przeczytałem przez 1 rok książek, szukałem tam siebie

a siebie miałem pod nosem, w środku
mega książka do czytania, co dzień nowa strona wink i nie jest i nie była pusta,

w pewnym sensie czytanie to też była ucieczka od zmian wink

ważne aby nie utknąć w ślepym zaułku,

za każdym razem po próbie wyzwolenia się od czego kolwiek, odczuwa się brak, normalne
dłuższy czas bez tego czegoś i nie zamknięta zależność
będzie wracało poczuciem samotności, lękiem przed odpowiedzialnością

ktoś kiedyś fajnie określił, "odpowiedzialność to samotność"

słowo samotność, ma wiele znaczeń

i spokojnie przy tej formie "samotności" mogą współistnieć

Lillka-15 napisał/a:

Marzę o tym, aby dawać: swoje ciepło, atencję, wić z kimś wspólne gniazdo, aby dzielić się przeżyciami, odczuciami, myślami, aby wtulać się w męskie ramię, aby od czasu do czasu być słabą, nie być taką siłaczką. To są naturalne potrzeby i to jest trudne nie mieć tego zaspokojonego. Żadna myśl w stylu "daj to sobie sama" nie zastąpi tego. I ja nie przesadzam, człowiek potrzebuje drugiego człowieka, tak to jest wszystko skonstruowane.

no tak jesteśmy "zwierzętami stadnymi", masz rację

sęk w tym że widzę w tym co powyżej kilka znaczeń,
współuzależnienie, narczym jaki tam chcesz

i świadome życie w relacji, też big_smile

warto pogłębić wgląd w siebie, szkoda czasu w innych wink
bo to dalej zależność jest

Miłego dnia

Amethis - ja to wiem smile.
To jest "164" faza mojego zdrowienia i co tam człowiek przechodzi po rozstaniu, w żałobie, w dojrzewaniu, rozwoju.
Kręcę kolejny piruet, może trochę lepiej mi wychodzi, a może wciąż ten sam układ.
To tylko z upływem czasu można powiedzieć.
Lekko pojawia się nowe postrzeganie na "przeszłość", to może na tej mojej drodze krzyżowej, coś idzie do przodu.
Ściskam ciepło.

147

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?
Marajka napisał/a:

Jestem pewna, ze spojrzysz inaczej za pare lat.
I...to teraz jest po prostu wazne i dobrze robisz, po prostu to przyjmujac, bo tak jest jak jest.
Spojrzenie bolesnej prawdzie w oczy i nie uciekanie przed tym, co to ze soba niesie w naszym przezyciu, wymaga sporo odwagi i sily. Nie tak wiele ludzi jest do tego zdolnym i stawia temu czola. Wiekszosc, jesli juz wogole zdobeda sie na piewszy kontakt z prawda o sobie,  rozwija jakies strategie kompensacyjne, zeby czuc mozliwie malo dyskomfortu i szybko to znow przykryc, myslac, ze wystarczy to "wiedziec", zeby wszystko bylo zalatwione.
Bo dopuszczenie roznych otchlani moze byc ciezkie.

Opowiem z wlasnego doswiadczenia. Mialam kiedys w czasie terapii takie przezycie regresji do najwczesniejszego dziecinstwa. Przezylam to jak sytuacje, w ktorej jako niemowle chyba, lezalam sama w zamknietym pokoju i mnie plakalo - tak to moge opisac, bo to nie ja plakalam, tego poczucia tozsamosci jeszcze nie bylo, tylko mnie plakalo. I jednoczesnie byla we mnie taka calkowita pewnosc, ze nikt nie przyjdzie mimo tego placzu. Placz powoli zamilkl i zostalo poczucie nieskonczonej samotnosci, rozpaczy, bezradnosci i rezygnacji.
Moi rodzice (wiem to z opowiadania mojego ojca), zamykali mnie jako nowonarodzone dziecko sama w pokoju jak plakalam, po to, zebym nauczyla sie byc cicho. Nawet gdy moja matka chciala do mnie isc, to on ja przed tym powstrzymywal, bo chodzilo o "wychowanie".
Byl dumny, ze mieli takie dobre metody wychowawcze, bo one swietnie skutkowaly i ja nauczylam sie szybko. Potem bylam zawsze bardzo pogodnym dzieckiem, zwykle nie sprawiajacym wiekszych klopotow wychowawczych.
Byly oczywiscie jeszcze inne faktory u moich rodzicow, ktore takiemu rozwojowi sprzyjaly, w sumie byla to dysfunkcyjna rodzina.
Nauczylam sie swietnie nie domagac sie takze i w pozniejszym zyciu wypelniania moich potrzeb, prawie zadnych zreszta nie mialam, nawet jadlam tylko tyle, zeby nie umrzec z glodu, bo nie bylam glodna. To moich rodzicow doprowadzalo do rozpaczy, bo mialam anemie i bylam zawsze za chuda, a w ich oczach bylam za wybredna.
To nie byli zadni wyrodni rodzice, robili tak, jak umieli, starali sie jak mogli, tyle, ze niewiele mogli. Oni sami nie doznali nigdy milosci, wiec skad mieli ja dac swoim dzieciom. Sami mieli psychiczne braki, ktore nimi sterowaly, a oni uwazali, ze jest wszystko z nimi w porzadku.

Uczucie bycia sama i zdana tylko na siebie towarzyszy mi do dzis, choc w glowie wiem, ze nie zawsze tak jest. Wyplywa zwykle, gdy pojawia sie jakas trudniejsza sytuacja. Kiedys wypelnialam ta pustke zaspokajaniem potrzeb innych ludzi, bo chyba tkwilo we mnie przekonanie, ze jesli ja bede im potrzebna, to sama nie zgine.
Dzis wiem, ze moge liczyc na pomoc z roznych stron. Tylko rzadko jej potrzebuje. Zycie w najwczesniejszych okresach juz nauczylo mnie, jak moge sobie sama poradzic i ze zaleznosc jest czyms bardzo niebezpiecznym. Jestem ogromnie samodzielna i swietnie dajaca sobie w zyciu rade kobieta. To jest plus tej sytuacji...bylby plus, gdyby nie to, co wlasciwie tym steruje.
Nauczylam sie zyc z tymi uczuciami i przyjmuje je jako przynalezace do mnie. Brakuje mi podstawowego zaufania do zycia, ktore wyksztalca sie w niewowlecym wieku, jesli matka czy inna osoba opiekujaca sie jest w stanie dac dziecku uczucie, ze jego potrzeby beda bezwarunkowo spelnione i dziecko moze sie na to zdac. U mnie bylo to zawsze polaczone z warunkami, na przyklad w pierwszych dniach z warunkiem bycia cicho i nie domaganiem sie niczego.
Tego wlasciwie nie da sie nadrobic, ale mozna nauczyc sie z tym zyc i dzialac inaczej, niz ono podpowiada. Z czasem nabiera sie troche innych nawykow.

Lilka,  uwazaj z tym krazeniem wokol innych. To moze byc oczywiscie dobre i prawda jest, ze potrzebujemy innych ludzi i ze wartosciowe jest dawac innym.
Ale najpierw trzeba miec wyksztalcone zdrowe podejscie do wlasnych potrzeb, zaspokajanie ich i umiejetnosc odgraniczania sie od innych, zeby nie zostac tylko narzedziem do wypelniania potrzeb i celow innych zwichrowanych egzystencji. Trzeba nauczyc sie rozpoznawac, kiedy to krazenie wokol innych jest dobre, a kiedy zaczyna byc destruktywne.

Chce mi się płakać, jak czytam coś takiego.
Z tego co wiem, noworodek po przyjściu na świat, kiedy zostaje sam i płacze i nikt nie przychodzi, on przechodzi gehennę. Ono myśli, że zaraz umrze.
Jednak nie umiera, bo jak? Musi zdusić w sobie ten lęk, i tak jak piszesz -----> "Placz powoli zamilkl i zostalo poczucie nieskonczonej samotnosci, rozpaczy, bezradnosci i rezygnacji"..... ...... ......
Nie będę tutaj pisać o tym, co robili moi rodzice, zresztą nie pamiętam aż tak wiele, tylko pewnie "odczucia/uczucia"..., bo to dla mnie zbyt bolesne.
Ja dziś mogę obserwować w swoim środowisku matki, które nigdy nie zostawią tak swojego dziecka. Są przy nim, tulą, pytają, czują, są, są i jeszcze raz są.
Mogłam też ostatnio obserwować 3 letniego chłopca w zabawie, nie bał się nikogo z nas, dorosłych, był otwarty, umiał się wdrapać na kolana do innych, a jednocześnie co jakiś czas latał do mamy i taty po całusa i przytulenie. I nikt go nie odpychał, tylko całował, rozmawiał, tulił smile. Wspaniały chłopiec, wspaniali rodzice.

A jeśli chodzi o Twoje zachowanie, mechanizm obronny Marajko, z tego co opisujesz, to wybrałaś wycofanie, nie jadłaś, bo tak chciałaś zwrócić na siebie uwagę. Ja krzyczałam, ja mówiłam nie, jeśli oni mnie do czegoś zmuszali, ja broniłam siebie i swojej autonomii, jak mi ją zabierali. Przyjęłam, biegunowo, po prostu tę drugą postawę, i z tego co wiem, takie dzieci mają jeszcze gorzej, bo oprócz niezaspokojonych potrzeb, dostają też łatkę, a nie rzadko klapsy, za bycie "tym trudniejszym, nieznośnym dzieckiem".

To poczucie pustki, samotności, bycia zdanym na siebie.... - do końca życia będę marzyć o tym, aby położyć głowę na czyimś ramieniu i usłyszeć, nie martw się, ja ci pomogę. To będzie do końca. Różnica teraz jest taka, że patrzę już, na czyim ramieniu chcę tę głowę kłaść. Poprzednio tego nie zrobiłam i koszty były ogromne. Ale chyba, tak już pisaliśmy, musiało tak być.

148

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?

Dziewczyny, to o czym tu piszecie, trudne przeżycia z dzieciństwa, jest na pewno bliskie wielu czytającym w Waszym wieku, a może i młodszym, niestety...

Deficyty z dzieciństwa lubią się ciągnąć za nami, dlatego takie ważne jest, żeby je przepracować.

Lilka, dla pocieszenia napiszę Ci, że ja w ogóle zaczęłam dorosłe życie, głównie wejście w związek po 30. Ty masz już swoje doświadczenia, bardzo bolesne, ale tak jak piszesz, zobaczysz za parę lat, jak były cenne.

Na pewno nie chodzi o to, żeby odrzucać potrzebę bliskości, miłości, czułości itp., ale o to, żeby w związek wejść jako dorosła osoba, może lepiej napiszę: dojrzała.

Jest fajna książka Kasi Miller "chcę być kochana tak jak chce". Jest tam fajna metafora: książę walczy ze smokiem i mnóstwem przeszkód, ratuje księżniczkę z zamku... a ona okazuje się być małym niemowlakiem i chce być zaopiekowana przez księcia tak jak kiedyś nie zaopiekowali się nią rodzice. A książę chce dorosłej kobiety, nie małego bobo - i ucieka w popłochu.

Wiesz, o co chodzi, prawda? Wchodząc w związek z własnymi deficytami, pragnąc aby partner wynagrodził nam to, czego nie dostaliśmy od rodziców, wypuszczamy na pierwszy plan to biedne smutne, wściekłe dziecko...

Dlatego kiedy piszesz:

Lillka-15 napisał/a:

To poczucie pustki, samotności, bycia zdanym na siebie.... - do końca życia będę marzyć o tym, aby położyć głowę na czyimś ramieniu i usłyszeć, nie martw się, ja ci pomogę. To będzie do końca. Różnica teraz jest taka, że patrzę już, na czyim ramieniu chcę tę głowę kłaść. Poprzednio tego nie zrobiłam i koszty były ogromne. Ale chyba, tak już pisaliśmy, musiało tak być.

to od razu jakoś mam obraz małej, bezbronnej dziewczynki, która bardzo chce, żeby ktoś ją przytulił, kochał bezwarunkowo. Niestety, partner nie jest  w stanie dać nam takiej miłości, jakiej zabrakło nam od rodziców. To jest niestety rana w sercu, która nawet jeśli się zagoi, to pozostawia bliznę, która jest śladem dawnych przeżyć. Dobrze jest zdać sobie z tego sprawę i przeżyć żałobę po tym co mogło być w dzieciństwie, a nie było.

149

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?

Chciałam tylko powiedzieć, że byłam u swojej pani na wizycie.
To jest grubsza sprawa, nie mam spokoju, bo żyję w dwóch równoległych światach...
Pamiętał jak były zaczynał swoją terapię i to samo powiedział po konsultacjach. Jednak byliśmy bardziej podobni, niż mi się wydawało pod tym względem. Zniekształcone to wszystko, nie postrzega się rzeczywistości realistycznie, stąd też jakby ciągłe moje wyczekiwanie na coś wielkiego, na udowodnienie rodzicom, że jestem super, wartościowa. A to już jest, wszystko już jest, nie ma niczego oprócz mnie (fajna kobieta), codzienności (różna, zmienna, mamy na nią wpływ), tylko ja tego jeszcze tak nie postrzegam. Ja żyję w skrajnych emocjach, w "projektach" siebie i walce z sabotującym głosikiem rodzinnym w głowie smile. Nic dziwnego, że jestem taka tym zmęczona.

@Elede - dziękuję, że wpadłaś i wyraziłaś swoje zdanie. Wszystko to prawda. Jak nabiorę więcej sił, odpowiem.

Dobranoc.

150

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?

Lilka, moge tylko opisac, jak to moze wygladac w perpektywie, i jakie dary moga z tego wyniknac, czego Ci z calego serca zycze. Warto walczyc o siebie.
Hustawka emocjonalna, proby zrozumienia, ciagle zmiany nastrojow - tak, to wszystko meczy i wyczerpuje.
Ale kiedys w koncu zaczyna sie wszystko stabilizowac, zaczyna nabierac sie dystansu do siebie i swoich emocji i nie sa one juz mna, tylko moimi emocjami, ktore przychodza i odchodza. Znika ta totalna identyfikacja z emocjami, zamiast tego pojawia sie polaczenie z wlasnym bytem, z tym czyms, co nie da sie do konca nazwac, co jest nasza esencja i niewyczerpanym zrodlem w sobie, poczuciem pelni i milosci.
Kiedys zaczyna sie rozumiec i z tym rozumieniem pojawia sie wspolczucie - juz nie tylko dla siebie, tylko dla innych,  gdy widzimy, jak szamocza sie w tej pajeczynie wlasnych przezyc, nie umiejac sie z nich wyzwolic.
Tyle ludzi na swiecie przezywa duzo gorsze rzeczy niz ja, ale dzieki swoim moge to choc w czesci rozumiec.
Takze moi rodzice sa miedzy nimi, oni mieli gorzej niz ja. Juz dawno przyszlo u mnie wybaczenie, zostala tylko milosc i rozumienie, nikt nie chcial zle, tylko nie potrafil inaczej.
Ja dzis, z perspektywy patrzac, nie chcialabym innego zycia, bo ono doprowadzilo mnie tu, gdzie jestem i tego wewnetrznego czucia siebie nie oddalabym za nic w swiecie.

151

Odp: Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?
Marajka napisał/a:

Lilka, moge tylko opisac, jak to moze wygladac w perpektywie, i jakie dary moga z tego wyniknac, czego Ci z calego serca zycze. Warto walczyc o siebie.
Hustawka emocjonalna, proby zrozumienia, ciagle zmiany nastrojow - tak, to wszystko meczy i wyczerpuje.
Ale kiedys w koncu zaczyna sie wszystko stabilizowac, zaczyna nabierac sie dystansu do siebie i swoich emocji i nie sa one juz mna, tylko moimi emocjami, ktore przychodza i odchodza. Znika ta totalna identyfikacja z emocjami, zamiast tego pojawia sie polaczenie z wlasnym bytem, z tym czyms, co nie da sie do konca nazwac, co jest nasza esencja i niewyczerpanym zrodlem w sobie, poczuciem pelni i milosci.
Kiedys zaczyna sie rozumiec i z tym rozumieniem pojawia sie wspolczucie - juz nie tylko dla siebie, tylko dla innych,  gdy widzimy, jak szamocza sie w tej pajeczynie wlasnych przezyc, nie umiejac sie z nich wyzwolic.
Tyle ludzi na swiecie przezywa duzo gorsze rzeczy niz ja, ale dzieki swoim moge to choc w czesci rozumiec.
Takze moi rodzice sa miedzy nimi, oni mieli gorzej niz ja. Juz dawno przyszlo u mnie wybaczenie, zostala tylko milosc i rozumienie, nikt nie chcial zle, tylko nie potrafil inaczej.
Ja dzis, z perspektywy patrzac, nie chcialabym innego zycia, bo ono doprowadzilo mnie tu, gdzie jestem i tego wewnetrznego czucia siebie nie oddalabym za nic w swiecie.

Dzięki Marajko, może to wszystko się jakoś ułoży.
Kasia Miller mówi, że po 30 wszystko wybija, i tak chyba jest.
Odezwę się za jakiś czas i powiem jak życie leci smile.

Wszystkiego dobrego na święta wszystkim życzę smile.
Lilka

Posty [ 131 do 151 z 151 ]

Strony Poprzednia 1 2 3

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Kiedy wiadomo, że trzeba się rozstać?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024