ja w ogóle lubię takie jedzonko. Kluchowa jestem. Od pierogów, poprzez wszelkie kluski, kopytka, pyzy, naleśniki, racuchy... Mniam
Zjadlabym ruskich pierogow... musze mamie powiedziec
A mi to slonko tak przygrzalo w leb, ze az mi sie spac zachcialo i drzemke sobie strzelilam.
A u nas pod wieczór się rozpadało. Ale dobrze mi tak słuchać tego koncertu po parapecie. Nie zawsze deszcz mnie dołuje.
Girl, taka mama to skarb. Moja żyje i ma się dobrze, ale jest daleko. I nie cierpi robić pierogów
394 2016-04-17 19:38:06 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2016-04-17 19:39:27)
ja w ogóle lubię takie jedzonko. Kluchowa jestem. Od pierogów, poprzez wszelkie kluski, kopytka, pyzy, naleśniki, racuchy... Mniam
A ja to kluchowa, warzywna, rybna, owocowa i jak mawia moja przyjaciółka - wszystkożrąca
Lubię jeść i bardzo trudno mi wymienić potrawy, których nie lubię. Może tylko tłuste mięsa i tłuste, szare sosy.
Mama skarb ale jest nadopiekuncza... a ja juz nie mam 10 lat przeciez.
U mnie sie zbieraja czarne chmury.
A ja w ogóle lubię deszcz. A już jak mnie do snu kołysze...
Hmm, moja nigdy nadopiekuńcza nie była. Jest za to "opierdzielaczem głównym" w domu. Kiedyś miałam z nią trudne i konfliktowe relacje, ale od kiedy żyjemy osobno, układa nam się dobrze. Niedługo przyjeżdża i nie mogę się już doczekać
Deszcz ma swój urok, byle nie w nadmiarze, bo zawsze powtarzam, że jestem na baterie słoneczne.
Zima to jest to czego ja nie lubię. Co do reszty - każda aura ma swój urok
Uwielbiam zimę! Tylko ona ostatnio rzadko wygląda jak zima
Ja sie w zimie urodzilam, wiec tez lubie.
Piekna jest! Ale ostatnio poszla gdzies i wrocic nie chce, no wlasnie
Girl, co artystka, to artystka. Zima to raj dla oczu. A wiesz, że ja też jestem urodzona w zimie? Znak zodiaku Strzelec.
W grudniu tak? Bo pisalas chyba kiedys gdzies. Ja tez w grudniu i koziorozec
Tak, połowa grudnia. Koziorożcem jest mój synuś urodzony tuż przed Sylwestrem.
Koziorozce sa uparte, co? Ja jestem, oj.
406 2016-04-17 22:05:02 Ostatnio edytowany przez Aga30 (2016-04-17 22:06:49)
Ja zimę lubię tylko dlatego, że wtedy urodziła się moja córeczka!
Miałam założyć w ten weekend profil randkowy, ale nie zrobiłam tego. Te randki w ciemno mnie tyle nerwów kosztują, że nie mogę się jeszcze na to zdobyć. Najlepiej byłoby naturalnie, ale w to nie wierzę. Wczorajszą imprezę przetańczyłam z bardzo fajnym facetem - żonaty. Co potwierdza w zasadzie tylko to co wiedziałam wcześniej, że moja grupa docelowa to facet 40+ po tzw. przejściach, tzn. z przeszłością
W moim wieku wszyscy zajęci.
Poza tym znów pojawił się mój niezdecydowany przyjaciel...
Oj, on zjawia sie i znika. Nie idz na to. Niech spada na drzewo zmadrzec.
Każdy ma jakieś preferencje klimatyczno - pogodowe. I na pewno inaczej się wszystko odbiera w poczuciu zadowolenia i w dobrych emocjach, a inaczej, gdy tak nie jest...
Hej dziewczyny powiem wam cos "smiesznego"
Moj namolny kolega nie przestaje. Napisal, ze zglosil mnie do konkursu na najpiekniejszy tylek. Super, nie?
Girl, po prostu nie możesz odrzucić tak subtelnego, miłego i romantycznego mężczyzny! ))
No i co z tymi połówkami, Dziewczyny? U mnie zapał do szukania trochę zmalał. Mój ex szaleje. Co prawda z jednego mojego wątku wynika, że to ja mam trudny charakter i mam, ale ex tupnął nóżką i postanowił że mną walczyć w sądzie. Nie chce ugody, cytuję: "zawsze robiłem wszystko co chciałaś, ale od teraz to ja będę decydować". Także powietrze ze mnie uszło, bo czeka mnie proces że świadkami i tym całym syfem.
Aga, wspolczuje ;/
Ja tam nie szukam zadnej polowki... Wzdrygam sie na sama mysl o facetach i zwiazkach.
No i co z tymi połówkami, Dziewczyny? U mnie zapał do szukania trochę zmalał. Mój ex szaleje. Co prawda z jednego mojego wątku wynika, że to ja mam trudny charakter i mam, ale ex tupnął nóżką i postanowił że mną walczyć w sądzie. Nie chce ugody, cytuję: "zawsze robiłem wszystko co chciałaś, ale od teraz to ja będę decydować". Także powietrze ze mnie uszło, bo czeka mnie proces że świadkami i tym całym syfem.
Doskonale rozumiem twoje emocje. Uważam, że pewne sprawy nie powinny już po rozwodzie mieć miejsca. A najgorsze, że nijak się wyrwać, bo przecież walczyć trzeba: o siebie, o dziecko, o spokój etc.
Spokój? Nie pamiętam co to?
No i co z tymi połówkami, Dziewczyny? U mnie zapał do szukania trochę zmalał. Mój ex szaleje. Co prawda z jednego mojego wątku wynika, że to ja mam trudny charakter i mam, ale ex tupnął nóżką i postanowił że mną walczyć w sądzie. Nie chce ugody, cytuję: "zawsze robiłem wszystko co chciałaś, ale od teraz to ja będę decydować". Także powietrze ze mnie uszło, bo czeka mnie proces że świadkami i tym całym syfem.
Przykro mi bardzo. Mnie to na szczęście ominęło, bo mężuś "wspaniałomyślnie" odstąpił od orzekania o winie. Nie dostał biedaczek adwokata z urzędu, a ja dzięki pomocy rodziny mogłam sobie na płatnego pozwolić.
Aga, wiem, rozumiem, uwierz mi. Powiedzenie "królestwo za spokój" od razu nabiera mocnego znaczenia, prawda?
Wysyłam ci wielki ładunek dobrych myśli
417 2016-04-27 14:11:00 Ostatnio edytowany przez Girl_full_of_dreams (2016-04-27 14:13:14)
Apropo poszukiwan drugiej polowki, cytat z ksiazki Sparksa, ktora wlasnie dorwalam i wciagnela mnie mocno:
"Babcia po prostu nie rozumiala, jak to mozliwe, ze kobieta po trzydziestce nie zalozyla jeszcze rodziny. Reprezentowala stara szkole- wyszla za maz, majac dwadziescia lat i przezyla czterdziesci cztery lata z mezczyzna, ktorego uwielbiala az do chwili jego smierci, co nastapilo trzy lata temu. Lexie doskonale wiedziala, co mysli Doris-w koncu to dziadkowie ja wychowali-pora by spotkala sympatycznego mezczyzne, zalozyla rodzine. Lexie przyznawala czasem, ze i ona o tym marzy. Ale najpierw musialaby poznac odpowiedniego faceta. Kogos, kto by ja uskrzydlal. Doris natomiast uwazala chyba, ze przyzwoity, kochajacy mezczyzna, majacy dobra prace, to wszystko, na czym powinno zalezec rozsadnej kobiecie. Lexie jednak pragnela zalozyc rodzine nie tylko dlatego, ze ktos jest sympatyczny, przyzwoity i ma dobra prace. Tesknila za mezczyzna, dla ktorego stracilaby glowe. Za kims romantycznym, kto kupowalby jej kwiaty bez powodu. Kims, kto wzbudzilby jej namietnosc i kogo akceptowalaby bez reszty. Niewielkie wymagania, prawda?"
Apropo poszukiwan drugiej polowki, cytat z ksiazki Sparksa, ktora wlasnie dorwalam i wciagnela mnie mocno:
"Babcia po prostu nie rozumiala, jak to mozliwe, ze kobieta po trzydziestce nie zalozyla jeszcze rodziny. Reprezentowala stara szkole- wyszla za maz, majac dwadziescia lat i przezyla czterdziesci cztery lata z mezczyzna, ktorego uwielbiala az do chwili jego smierci, co nastapilo trzy lata temu. Lexie doskonale wiedziala, co mysli Doris-w koncu to dziadkowie ja wychowali-pora by spotkala sympatycznego mezczyzne, zalozyla rodzine. Lexie przyznawala czasem, ze i ona o tym marzy. Ale najpierw musialaby poznac odpowiedniego faceta. Kogos, kto by ja uskrzydlal. Doris natomiast uwazala chyba, ze przyzwoity, kochajacy mezczyzna, majacy dobra prace, to wszystko, na czym powinno zalezec rozsadnej kobiecie. Lexie jednak pragnela zalozyc rodzine nie tylko dlatego, ze ktos jest sympatyczny, przyzwoity i ma dobra prace. Tesknila za mezczyzna, dla ktorego stracilaby glowe. Za kims romantycznym, kto kupowalby jej kwiaty bez powodu. Kims, kto wzbudzilby jej namietnosc i kogo akceptowalaby bez reszty. Niewielkie wymagania, prawda?"
Ach, no właśnie, gdzie s w nas na pewno są takie potrzeby...
Polecam książki, trylogie polskiej autorki Joanny Miszczuk, akurat teraz czytam. Pierwsza część nazywa się "Matki, żony, czarownice", tytułów kolejnych nie pamiętam... Taka saga o kobitkach, z dużą dozą fantazji w tle, świetnie relaksuje jednak, a pytania i emocje i dylematy są babskie i aktualne zawsze
Tytuły pozostałych części to: "Zalotnice i wiedźmy" i "Córki swoich matek".
Postaram sie kiedys dorwac a ja wlasnie skonczylam Sparksa. Rozmarzylam sie az, ehhh.
A ktory tytuł?
"Prawdziwy cud". Czyta sie lekko i przyjemnie. Jakos dziwnie mnie nastroilo. Tak... wspomnieniowo. Jakbym czytala o sobie i ex, tylko inne zakonczenie. Ale usmiechalam sie sama do siebie, wiec nie jest zle.
Jego ksiazki maja ten specyficzny klimacik.
To prawda. Ma swój styl. Dużo tam emocji i dobrze. Polecam Jodi Picoult, jeśli jeszcze nie znasz. Ciekawe historie, obyczajowe bym powiedziała, każda inna, każda interesująca, dobrze napisane.
A to juz chyba wspominalas, cos mi swita
W tej ksiazce Sparksa bylo napisane, ze kobieta marzy o mezczyznie, ktory pojedzie za nia na koniec swiata. Byloby milo, nie powiem...
Ja to bym w ogóle pojechała, nawet bez mężczyzny, w różne zresztą miejsca... byleby w towarzystwie!!!
Apropo poszukiwan drugiej polowki, cytat z ksiazki Sparksa, ktora wlasnie dorwalam i wciagnela mnie mocno:
"Babcia po prostu nie rozumiala, jak to mozliwe, ze kobieta po trzydziestce nie zalozyla jeszcze rodziny. Reprezentowala stara szkole- wyszla za maz, majac dwadziescia lat i przezyla czterdziesci cztery lata z mezczyzna, ktorego uwielbiala az do chwili jego smierci, co nastapilo trzy lata temu. Lexie doskonale wiedziala, co mysli Doris-w koncu to dziadkowie ja wychowali-pora by spotkala sympatycznego mezczyzne, zalozyla rodzine. Lexie przyznawala czasem, ze i ona o tym marzy. Ale najpierw musialaby poznac odpowiedniego faceta. Kogos, kto by ja uskrzydlal. Doris natomiast uwazala chyba, ze przyzwoity, kochajacy mezczyzna, majacy dobra prace, to wszystko, na czym powinno zalezec rozsadnej kobiecie. Lexie jednak pragnela zalozyc rodzine nie tylko dlatego, ze ktos jest sympatyczny, przyzwoity i ma dobra prace. Tesknila za mezczyzna, dla ktorego stracilaby glowe. Za kims romantycznym, kto kupowalby jej kwiaty bez powodu. Kims, kto wzbudzilby jej namietnosc i kogo akceptowalaby bez reszty. Niewielkie wymagania, prawda?"
Oj, nie polubię Sparksa. Czytywałam tylko fragmenty, ale po tym tutaj i podobnych jestem skutecznie zniechęcona.
Bez obrazy, ale strasznie to banalne i mało realne.
Kwiaty, zawrót głowy - to wszystko jest miłe, ale ma to do siebie, że zdarza się od święta, raz na jakiś czas. Czy można nieustannie być na miłosnym "haju"? Wykończyłybyśmy się.
Więc niech na codzień będzie sympatyczny i przyzwoity. Niech zwyczajnie będzie uprzejmy i dobry. Niech robiąc herbatę dla siebie, zapyta mnie, czy też nie mam ochoty (mój mąż nigdy nie zaproponował sam z siebie), niech zainteresuje się, dlaczego leżę, zamiast jak zwykle wyjść mu na spotkanie, gdy wraca do domu (były olewał). To mi wystarczy. Kwiaty na co dzień spowszedniałyby i przestały cieszyć.
Nie chcę stracić głowy, chcę zawinąć do bezpiecznej przystani, gdzie ciepło i pogoda i spokój.
"Jesteś przy mnie. Czuję spokój, czuję radość i wytchnienie" - tak właśnie bym chciała. Cytat pochodzi z "Perłowej łodzi" Antoniny Krzysztoń.
Rozumiem, o co Ci chodzi ale ja nie mam na mysli tego, ze tak byloby do konca zycia, bo wiadomo, ze nie. Ale dla mnie osobiscie musi byc to cos na poczatku, co mnie mocno poruszy, taki poryw serca. Jak ten przyslowiowy grom z jasnego nieba. Inaczej nie bedzie.
Faktycznie Sparks ma wyobraznie, ale ja jestem wielka marzycielka z natury i lubie czytac takie ksiazki
Rozumiem, o co Ci chodzi ale ja nie mam na mysli tego, ze tak byloby do konca zycia, bo wiadomo, ze nie. Ale dla mnie osobiscie musi byc to cos na poczatku, co mnie mocno poruszy, taki poryw serca. Jak ten przyslowiowy grom z jasnego nieba. Inaczej nie bedzie.
Faktycznie Sparks ma wyobraznie, ale ja jestem wielka marzycielka z natury i lubie czytac takie ksiazki
Rozumiem Cię
Co do mnie, to chyba zrobiłam się ostrożna i nieufna. Poza tym potrzebuję rozpoznać teren, nie rzucę się w nową znajomość "na główkę".
Mam uraz do szybkiego skracania dystansu, do lądowania w łóżku bez przekonania i zaufania, bez miłości (to pewnie brzmi naiwnie i marzycielsko ). Do obdarzania uczuciem kogoś, o kim nie mam zielonego pojęcia. Nie wyobrażam sobie zaangażować się po uszy w dopiero zaczętą znajomość. Owszem, ktoś mi się podoba, zaciekawia - jak najbardziej może się to stać od pierwszego wejrzenia, ale nie pozwolę sobie na "WOW!!!". Pożyjemy, zobaczymy. Muszę się przekonać, czy pierwsze wrażenie mnie nie zawiodło. Muszę się oswoić, zbliżyć, poczuć z kimś swobodnie. Cóż... niedzisiejsza jestem.
Nie jestes nie dzisiejsza. Masz po prostu glowe na karku. Uznalabym to raczej za atut. Ja jestem, czy tez bylam, zupelnie inna, na odwrot wrecz. Nie wiem, jak bedzie teraz. Byc moze tak, jak u Ciebie. Ostatnio dalam sie porwac bez reszty, teraz za to place.
Czy niedzisiejsza? Może trochę, w tym sensie, że świat teraz strasznie pędzi. Ale ja też taka niedzisiejsza jestem. I taka chcę być!!! Ot, manifestacja się wdała
Ale rzeczywiście, jak facet chce już i nie ma czasu mnie poznawać, to od razu: do widzenia (w każdym sensie).
Cześć,
prowadzę bloga często opisuje na nim różne sytuacje życiowe jakie spotykają ludzi.
Ostatnio dodałam post związany z tematyka zdrady więc jeżeli macie chwilkę czasu, to wejdźcie, przeczytajcie i napiszcie mi w komentarzu, co o tym sądzicie.
strongwomeen.blogspot.de
433 2016-04-28 12:16:58 Ostatnio edytowany przez zyfika (2016-04-28 12:20:52)
Girl_full_of_dreams napisał/a:Rozumiem, o co Ci chodzi ale ja nie mam na mysli tego, ze tak byloby do konca zycia, bo wiadomo, ze nie. Ale dla mnie osobiscie musi byc to cos na poczatku, co mnie mocno poruszy, taki poryw serca. Jak ten przyslowiowy grom z jasnego nieba. Inaczej nie bedzie.
Faktycznie Sparks ma wyobraznie, ale ja jestem wielka marzycielka z natury i lubie czytac takie ksiazkiRozumiem Cię
Co do mnie, to chyba zrobiłam się ostrożna i nieufna. Poza tym potrzebuję rozpoznać teren, nie rzucę się w nową znajomość "na główkę".
Mam uraz do szybkiego skracania dystansu, do lądowania w łóżku bez przekonania i zaufania, bez miłości (to pewnie brzmi naiwnie i marzycielsko). Do obdarzania uczuciem kogoś, o kim nie mam zielonego pojęcia. Nie wyobrażam sobie zaangażować się po uszy w dopiero zaczętą znajomość. Owszem, ktoś mi się podoba, zaciekawia - jak najbardziej może się to stać od pierwszego wejrzenia, ale nie pozwolę sobie na "WOW!!!". Pożyjemy, zobaczymy. Muszę się przekonać, czy pierwsze wrażenie mnie nie zawiodło. Muszę się oswoić, zbliżyć, poczuć z kimś swobodnie. Cóż... niedzisiejsza jestem.
Ech jak ja to rozumiem. :-) Mam to samo.
Do tego jeszcze dochodzi to, że tak trudno mi przychodzi żeby mnie ktoś zainteresował, żebym coś poczuła. I to mnie tak frustruje, że nikt mi się nie podoba ostatnio. Do tego mam jeszcze dodatkowe ograniczenie, że jestem ateistką i nie wyobrażam sobie absolutnie żeby być z kimś wierzącym bo nie dogadam się z takim facetem. Jako ateistka jestem w mniejszości i cholernie trudno mi będzie poznać kogoś takiego. Sami wierzący wokół mnie.
Do tego jeszcze dochodzi to, że tak trudno mi przychodzi żeby mnie ktoś zainteresował, żebym coś poczuła.
Poruszyłaś bardzo ciekawy temat, czyli drugą stronę tego medalu! Bo czy ktoś zainteresuje się nami to jedno, ale czy my się kimś zainteresujemy - no właśnie!!! O tym też warto porozmawiać. Bo rzeczywiście ja również mam taki kłopot...
Piegowata'76 napisał/a:Girl_full_of_dreams napisał/a:Rozumiem, o co Ci chodzi ale ja nie mam na mysli tego, ze tak byloby do konca zycia, bo wiadomo, ze nie. Ale dla mnie osobiscie musi byc to cos na poczatku, co mnie mocno poruszy, taki poryw serca. Jak ten przyslowiowy grom z jasnego nieba. Inaczej nie bedzie.
Faktycznie Sparks ma wyobraznie, ale ja jestem wielka marzycielka z natury i lubie czytac takie ksiazkiRozumiem Cię
Co do mnie, to chyba zrobiłam się ostrożna i nieufna. Poza tym potrzebuję rozpoznać teren, nie rzucę się w nową znajomość "na główkę".
Mam uraz do szybkiego skracania dystansu, do lądowania w łóżku bez przekonania i zaufania, bez miłości (to pewnie brzmi naiwnie i marzycielsko). Do obdarzania uczuciem kogoś, o kim nie mam zielonego pojęcia. Nie wyobrażam sobie zaangażować się po uszy w dopiero zaczętą znajomość. Owszem, ktoś mi się podoba, zaciekawia - jak najbardziej może się to stać od pierwszego wejrzenia, ale nie pozwolę sobie na "WOW!!!". Pożyjemy, zobaczymy. Muszę się przekonać, czy pierwsze wrażenie mnie nie zawiodło. Muszę się oswoić, zbliżyć, poczuć z kimś swobodnie. Cóż... niedzisiejsza jestem.
Ech jak ja to rozumiem. :-) Mam to samo.
Do tego jeszcze dochodzi to, że tak trudno mi przychodzi żeby mnie ktoś zainteresował, żebym coś poczuła. I to mnie tak frustruje, że nikt mi się nie podoba ostatnio. Do tego mam jeszcze dodatkowe ograniczenie, że jestem ateistką i nie wyobrażam sobie absolutnie żeby być z kimś wierzącym bo nie dogadam się z takim facetem. Jako ateistka jestem w mniejszości i cholernie trudno mi będzie poznać kogoś takiego. Sami wierzący wokół mnie.
Oj,pokłóciłam się kiedyś z mężem,gdy mnie próbował nawracać i nakłaniać do spowiedzi. Mogę być z człowiekiem innej wiary pod warunkiem wzajemnej tolerancji i podobnych zasad moralnych,takich jak uczciwość, wrażliwość na drugiego człowieka itp.
436 2016-04-28 17:42:19 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2016-04-28 17:45:08)
Pomyłka
W tym caly ambaras, zeby dwoje chcialo naraz! Jakie to prawdziwe... czyz nie.
?
Czy niedzisiejsza? Może trochę, w tym sensie, że świat teraz strasznie pędzi. Ale ja też taka niedzisiejsza jestem. I taka chcę być!!! Ot, manifestacja się wdała
Ale rzeczywiście, jak facet chce już i nie ma czasu mnie poznawać, to od razu: do widzenia (w każdym sensie).
Ja też taka chcę być, ale byłoby miło, gdyby ktoś to zrozumiał i docenił.
rampampam napisał/a:Czy niedzisiejsza? Może trochę, w tym sensie, że świat teraz strasznie pędzi. Ale ja też taka niedzisiejsza jestem. I taka chcę być!!! Ot, manifestacja się wdała
Ale rzeczywiście, jak facet chce już i nie ma czasu mnie poznawać, to od razu: do widzenia (w każdym sensie).Ja też taka chcę być, ale byłoby miło, gdyby ktoś to zrozumiał i docenił.
Na to pewnie słabe szanse.. ale warto jednak być sobą!!!