Staram sie to ogarnac rozumem... Ale jestem spokojna. Nie dam sie!
Dziekuje, rowniez przytulam i zycze dobrej nocy/dnia
Staram sie to ogarnac rozumem... Ale jestem spokojna. Nie dam sie!
Dziekuje, rowniez przytulam i zycze dobrej nocy/dnia
A mnie to raz na jakiś czas nachodzi taka myśl okrutna: wsadzić wszystkie tego typu podłe egzemplarze do jednego worka i ubić na śmierć O! Ile by to problemów rozwiązało!!!
Tak, tak, tak. Byloby idealnie, gdyby mozna bylo tak zrobic.
Zadaje sobie pytanie, jak mam komus kiedys zaufac. Jak mam kiedys komus uwierzyc, gdy ktos mowi "zalezy mi na tobie, chce z toba byc, jestes dla mnie wazna" ja uwierze a ten ktos nastepnego dnia powie mi "nara, ja spadam"?
Tak, tak, tak. Byloby idealnie, gdyby mozna bylo tak zrobic.
Zadaje sobie pytanie, jak mam komus kiedys zaufac. Jak mam kiedys komus uwierzyc, gdy ktos mowi "zalezy mi na tobie, chce z toba byc, jestes dla mnie wazna" ja uwierze a ten ktos nastepnego dnia powie mi "nara, ja spadam"?
Tak, to jest spory problem. Też byłby moim głównym, gdybym miała wchodzić w nowy związek: właśnie problem z zaufaniem.
Moje życiowe doświadczenia zresztą w ogóle zmieniły mój poziom zaufania do ludzi i świata, w każdym rodzaju relacji...
U mnie wlasciwie tez nie tylko chodzi o facetow. Zawiodlo mnie juz mnostwo osob.
Nie moge sluchac jak ktos mi mowi, ze jestem taka dobra i to jest problem. To jaka mam byc?! Jestem soba, uwazam, ze to normalne byc prawdziwym, dobrym, cieplym, bez gierek, klamstw i oszukiwania. I ze to z tym swiatem cos jest nie tak.
Czasem mam wrazenie, ze urodzilam sie w zlej epoce bo nijak nie moge sie tu odnalezc. Moje wartosci i przekonania sa nic chyba nie warte.
U mnie wlasciwie tez nie tylko chodzi o facetow. Zawiodlo mnie juz mnostwo osob.
Nie moge sluchac jak ktos mi mowi, ze jestem taka dobra i to jest problem. To jaka mam byc?! Jestem soba, uwazam, ze to normalne byc prawdziwym, dobrym, cieplym, bez gierek, klamstw i oszukiwania. I ze to z tym swiatem cos jest nie tak.
Czasem mam wrazenie, ze urodzilam sie w zlej epoce bo nijak nie moge sie tu odnalezc. Moje wartosci i przekonania sa nic chyba nie warte.
Kiedy ponosi się w życiu porażkę pt nieudany związek i człowiek czuje się niewiele wart, ponieważ nie jest kochany, to się niestety bardzo mocno odbija na wszystkich obszarach życia...
Jesteśmy ludźmi, emocje są ważne, relacje z ludźmi nas kształtują itd.
Ciężko się potem pozbierać...
Ja zawsze bylam ostrozna, nieufna po poprzednich porazkach. Tylko, ze tym razem pierwszy raz od dawna poczulam, ze to moze sie udac. Dalam z siebie sto procent, oddalam mu cale serducho, bo czulam, ze jest tego wart, a okazuje sie, ze wart nie byl wcale, wrecz byl jednym z najbardziej podlych facetow, jacy pojawili sie w moim zyciu. Co za paradoks...
On jest najwiekszym rozczarowaniem jakie mnie w zyciu spotkalo i on chyba nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Zyje sobie w zwiazku z tamta. Swietne zycie. Od jednej przeskoczyl sobie do drugiej jak gdyby nigdy nic.
Ja zawsze bylam ostrozna, nieufna po poprzednich porazkach. Tylko, ze tym razem pierwszy raz od dawna poczulam, ze to moze sie udac. Dalam z siebie sto procent, oddalam mu cale serducho, bo czulam, ze jest tego wart, a okazuje sie, ze wart nie byl wcale, wrecz byl jednym z najbardziej podlych facetow, jacy pojawili sie w moim zyciu. Co za paradoks...
On jest najwiekszym rozczarowaniem jakie mnie w zyciu spotkalo i on chyba nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Zyje sobie w zwiazku z tamta. Swietne zycie. Od jednej przeskoczyl sobie do drugiej jak gdyby nigdy nic.
Niemniej jednak dobrze to ujmujesz: to on jest rozczarowaniem, to on rozczarował ciebie, to on zawiódł...
To ważne, żeby nie szukać winy w sobie,w tym sensie, że zbyt kiepska byłam itd.
To jest też trochę tak, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Ja mam za sobą dwa związki, w tym małżeństwo... Nigdzie ni było wielkiej miłości, choć pewnie byłoby dobrze, gdyby obie strony się starały, dbały... I czasem sobie myślę, że wolałabym jednak przeżyć ten wielki poryw serca...
Nawet sobie nie umiem wyobrazic, jak to jest zakonczyc malzenstwo...
Poryw serca? Przezylam to wlasnie. Ale jaka jest cena za to teraz? On mi wiecznie mowil, zebym wyciagnela z tego to, co dobre i byla za to wdzieczna. I co, to go tlumaczy? On chyba tak na to patrzy. Dalem jej szczescie, to reszta, ze ja zranilem, zostawilem, juz nie ma znaczenia, bo koniec koncow ona byla szczesliwa.
Poryw serca? Przezylam to wlasnie. Ale jaka jest cena za to teraz?
Właśnie dlatego wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma
Ja myślę z sentymentem o porywach serca, bo ich w zasadzie nie przeżyłam. Owszem, bywało dobrze, mężczyźni z którymi byłam w jakimś czasie mnie interesowali i pociągali, ale nigdy nie było tych motyli w brzuchu itd.
A miłość podobno istnieje
Podobno... ja pamietam, ze jak zaczelam z nim byc pomyslalam sobie z czasem, ze jesli nie tak wyglada milosc, prosto z serca, to jak inaczej lepiej jeszcze moze wygladac? To wszystko mi sie jakos kupy nie trzyma... dalej mam wrazenie, ze to nie jest skonczone, ze jest urwane, przez co ciagle do tego wracam. Ze nie bylo kropki, ze jest przecinek.
Więc może należy postarać się o kropkę? Rzeczywiście, często sprawy potrzebują domknięcia.
Ja juz nic wiecej nie moge zrobic... ja swoje juz powiedzialam i nie dostalam zadnej odpowiedzi
Ja juz nic wiecej nie moge zrobic... ja swoje juz powiedzialam i nie dostalam zadnej odpowiedzi
Więc zapewne właśnie to stanowi twoja kropkę.
I nie zasluzylam nawet na slowo wyjasnienia, a podobno tyle jeszcze chcial mi powiedziec.
Siedze na balkonie z kawa i widze, ze mlodsi ode mnie ludzie, ktorych pamietam z dziecinstwa z piaskownicy, maja juz swoje rodziny. A dla mnie to tak nierealne jak wycieczka w kosmos
I nie zasluzylam nawet na slowo wyjasnienia, a podobno tyle jeszcze chcial mi powiedziec.
Siedze na balkonie z kawa i widze, ze mlodsi ode mnie ludzie, ktorych pamietam z dziecinstwa z piaskownicy, maja juz swoje rodziny. A dla mnie to tak nierealne jak wycieczka w kosmos
To wszystko jest trudne i smutne...
Każdy chyba ma swoje tego typu żale względem życia...
Warto je sobie uświadamiać i je artykułować...
Teraz pozwól żalowi płynąć...
To jest taka mysl "cos poszlo nie tak" ale czasem mysle, ze jesli tak dlugo czekam na szczescie, to znaczy, ze jest duze i idzie do mnie powoli
Ale znowu-nie chce myslec, ze to szczescie to znaczy facet. Z mojego doswiadczenia poki co wynika, ze facet to nieszczescie hah
83 2016-04-07 12:46:36 Ostatnio edytowany przez ivy71 (2016-04-07 12:48:33)
Dziewczyny, wtrącę się do tematu bo mam dokładnie taki sam problem jak Girl_full_of_dreams. To nic że minęło trzy lata od rozwodu, to nic że układam sobie życie i mój eks mnie w zasadzie nie interesuje, poza tym że mamy wspólne dzieci. Męczy mnie to że odkryłam jego kłamstwa z czasu małżeństwa, a on nie chce tego potwierdzić. Po prostu mówi że mam się tym nie interesować. I w sumie to bym się i nie interesowała, bo było minęło, ale on mnie wrobił w winę za rozpad małżeństwa podczas gdy sam mnie zdradzał o wiele wcześniej zanim to się zaczęło rozpadać. Ja po protu nie mogę mu tego wybaczyć. Nie zdrady, kłamstwa, bo z tym już sobie poradziłam, ale świadomości że zrobił ze mnie szmatę podczas gdy to on sam nią był, a w dodatku nigdy się do tego nie przyznał. Właśnie, brak odpowiedzi, jakiejkolwiek odpowiedzi, przeczącej czy potwierdzającej, mnie dobija. Ta jedna nie zamknięta sprawa nie daje mi spokoju i nie wiem jak sobie z tym poradzić.
Do Girl - daj sobie na jakiś czas spokój z facetami, dojrzejesz do tematu za jakiś czas to się nim zajmiesz. Teraz zajmij się tym co lubisz.
Ale to całkowicie naturalne myślenie, szczególnie w takiej sytuacji. Poza tym, ja uważam, że owszem, różne rzeczy są w życiu ważne, ale jednak najbardziej określają i definiują nas inni ludzie. Więc im lepsze mamy relacje, tym jesteśmy szczęśliwsi... i niestety odwrotnie...
Ivy wlasnie o tym mowie. Ja wolalabym miec wszystko czarno na bialym. Do konca wyjasnione. Nawet jesli to jest bolesna prawda, to lepiej wiedziec niz zawisnac gdzies w polowie przepasci zamiast przejsc na druga strone.
Czasem sprawy z przeszlosci, ktore wracaja, potrafia bardzo namieszac w zyciu i nie ma znaczenia ile lat uplynelo. Rozumiem co masz na mysli. Niby minal czas, niby sprawa zamknieta, az tu nagle okazuje sie, ze nie, ze cos dalej w nas siedzi.
Absolutnie nie zamierzam sie z nikim wiazac w najblizszym czasie! Dosyc mam wrazen...
Zamknięcie jest ważne. I wybaczenie jest ważne. Ale mnie osobiście najtrudniej jest (bo nadal się z tym nie uporałam) wybaczyć samej sobie: to, że w ogóle znalazłam się w takim związku, w takim małżeństwie, z takim człowiekiem, że brnęłam mimo że chyba podświadomie wiedziałam, że to źle, w końcu, że dałam się aż tak upokorzyć... Myślę, że to sobie najtrudniej wybaczyć...
Mialysmy sie nie obwiniac, prawda? Jest troche racji w tym, co piszesz...
Ale po prostu chcialysmy kochac i uwierzylysmy, ze bedzie ok. To zle?
Ja cały czas zachodzę w głowę jak go skłonić do powiedzenia prawdy. Dzisiaj wpadłam na pomysł taki. On przyjeżdża za tydzień, na pewno spotka się z dziećmi, na pewno ze mną będzie chciał porozmawiać co u nich itd., tak zawsze robi, bo rozmawiamy już jak cywilizowani ludzie. No to powiem: Słuchaj, ja wiem że to co teraz robisz i z kim mieszkasz to nie jest moja sprawa, ale chcę cię zapytać o coś co mnie jednak dotyczy. Czy z tą kobietą z którą teraz jesteś, spotkałeś się w mieście XX w marcu tego-i-tego roku (rok przed rozwodem) a potem jeździłeś do niej na wakacje tego samego roku i w listopadzie, a potem spędziłeś u niej Sylwestra zanim jeszcze złożyłeś wniosek o rozwód?
Myślę że to jest wystarczająco osobiste żeby nie mógł użyć argumentów że mnie to nie dotyczy. Ja nie wiem jak inaczej zapytać, szczerze mówiąc nigdy go o to nie pytałam, bo prawda dopiero niedawno wylazła na wierzch, ale za każdym razem jak pytałam czy ma kogoś to mnie zbywał, mówiąc że to nie jest mój biznes i żebym się zajęła sobą.
Nie wiem, wydaje mi się że my po prostu nie wiemy jak pytać. I nie tyle chodzi o poznanie prawdy (bo tę już znamy) tylko o jej uznanie i potwierdzenie.
Mialysmy sie nie obwiniac, prawda? Jest troche racji w tym, co piszesz...
Ale po prostu chcialysmy kochac i uwierzylysmy, ze bedzie ok. To zle?
Nie, to nie źle, to absolutnie normalne i ludzkie.
Ja cały czas zachodzę w głowę jak go skłonić do powiedzenia prawdy. Dzisiaj wpadłam na pomysł taki. On przyjeżdża za tydzień, na pewno spotka się z dziećmi, na pewno ze mną będzie chciał porozmawiać co u nich itd., tak zawsze robi, bo rozmawiamy już jak cywilizowani ludzie. No to powiem: Słuchaj, ja wiem że to co teraz robisz i z kim mieszkasz to nie jest moja sprawa, ale chcę cię zapytać o coś co mnie jednak dotyczy. Czy z tą kobietą z którą teraz jesteś, spotkałeś się w mieście XX w marcu tego-i-tego roku (rok przed rozwodem) a potem jeździłeś do niej na wakacje tego samego roku i w listopadzie, a potem spędziłeś u niej Sylwestra zanim jeszcze złożyłeś wniosek o rozwód?
Myślę że to jest wystarczająco osobiste żeby nie mógł użyć argumentów że mnie to nie dotyczy. Ja nie wiem jak inaczej zapytać, szczerze mówiąc nigdy go o to nie pytałam, bo prawda dopiero niedawno wylazła na wierzch, ale za każdym razem jak pytałam czy ma kogoś to mnie zbywał, mówiąc że to nie jest mój biznes i żebym się zajęła sobą.
Nie wiem, wydaje mi się że my po prostu nie wiemy jak pytać. I nie tyle chodzi o poznanie prawdy (bo tę już znamy) tylko o jej uznanie i potwierdzenie.
Zapytać zawsze można, tym bardziej, jeśli bardzo potrzebujesz tej odpowiedzi.
Inna sprawa, czy wasz kontakt pozwoli na zadanie takiego pytania? I czy na pewno chcesz nadal jeszcze się grzebać w tym związku, którego już przecież dawno nie ma?
Może lepiej odpuścić i iść naprzód?
Pytanie, czy on odpowie na to cokolwiek? Myslisz, ze przyznalby sie do czegos takiego teraz? Hm, faceci to tchorze.
Pytanie, czy on odpowie na to cokolwiek? Myslisz, ze przyznalby sie do czegos takiego teraz? Hm, faceci to tchorze.
Pytanie, czy i dla niego ma to jeszcze jakieś znaczenie?
No i czy ma ochotę jeszcze grzebać się w przeszłości, skoro juz nowe życie prowadzi?
Ivy, a jakie to ma znaczenie dla ciebie? Trochę się martwię, że może zbyt mocno utknęłaś w tych sprawach z przeszłości, a przez to cierpisz i źle ci się żyje?
Wiecie co, nawiążę do postu autorki - tak dla odmiany..
Autorko, czy szukałaś głównie w necie?
W necie sprawy nie wyglądają zupełnie tak, jak w rzeczywistości. Na portalach randkowych jesteśmy zbiorem statystyk ze zdjęciem. A wówczas mężczyzna zaczyna się od ustalonego wzrostu, osoby spoza miejsca zamieszkania nie istnieją i nie ma innego koloru włosów niż czarny - na przykład. W ten sposób ludzie zawężają krąg zainteresowanych do własnych wyobrażeń i wielu ludzi, którzy by Ci być może pasowali... nie poznasz.
Łatwo wpaść w doła szukając "znajomości internetowych" na portalach randkowych. Tak ostrej selekcji nie ma w życiu.
Zamknięcie jest ważne. I wybaczenie jest ważne. Ale mnie osobiście najtrudniej jest (bo nadal się z tym nie uporałam) wybaczyć samej sobie: to, że w ogóle znalazłam się w takim związku, w takim małżeństwie, z takim człowiekiem, że brnęłam mimo że chyba podświadomie wiedziałam, że to źle, w końcu, że dałam się aż tak upokorzyć... Myślę, że to sobie najtrudniej wybaczyć...
Nie wiem, jak było u Ciebie dokładnie. Można sobie zarzucać różne rzeczy. Ja miałam chwile zwątpienia i moment gdy sobie zarzucałam, że nie dałam się upokarzać dłużej i wyszłam z tego. Że niby powinnam być ze stali i to moja wina, że mnie ruszało. Także wiesz... niektórym zarzucanie sobie przychodzi zbyt łatwo, a nie którym zbyt trudno
Popatrzyłam na związki i małżeństwa ludzi obok mnie i stwierdziłam, że większość wcale nie wyglądała lepiej od mojego, więc może trzeba było w tym tkwić, bo tak wygląda życie i tak powinno być? Wybrałam inaczej, nie mam rodziny, nie mam dzieci. Nie chciałam ich pakować od razu od samego startu w coś, co być może by się ułożyło, a być może nie... Nie ma co sobie robić wyrzutów. Jak widać takie myśli mogą się pojawić niezależnie od podjętej decyzji.
Prawda... Po co tkwic w czyms, co nas ogranicza lub nie daje nam szczescia i spelnienia?
Ale jak was czytam o tej przeszlosci, to martwie sie o siebie. Ze nie bede umiala calkowicie tego rozdzialu zamknac juz nigdy.
A co do szukania w necie na przyklad faceta, to nie, dziekuje. Nie zamierzam.
96 2016-04-07 14:45:13 Ostatnio edytowany przez cb (2016-04-07 14:46:44)
podwójny post
97 2016-04-07 14:46:26 Ostatnio edytowany przez cb (2016-04-07 14:48:28)
Może nie chodzi o to, żeby całkowicie zamknąć? Tylko w wystarczającym stopniu? Jeśli to mocne doświadczenie, to uczysz się z niego. Może co jakiś czas czegoś nowego. Zawsze pozostanie wspomnienie. Grunt tylko, żeby nie psuło Ci teraźniejszości. A jak przyjdzie na Ciebie czas i rozpoczniesz nowy związek, to przestaniesz o tym myśleć sama z siebie.
Związek chyba z natury w jakimś stopniu ogranicza, tylko jeśli dużo Ci daje to ograniczenie jest miłe. A pełnia szczęścia chyba nie istnieje, grunt żeby to jakieś zrównoważone było. Tak myślę na ten moment.
Siedze na balkonie z kawa i widze, ze mlodsi ode mnie ludzie, ktorych pamietam z dziecinstwa z piaskownicy, maja juz swoje rodziny. A dla mnie to tak nierealne jak wycieczka w kosmos
Dobrze, że nie wszyscy mają takie rozkminki bo tylko usiąść rozłożyć ręce i zacząć beczeć.
Jak ci nie pasuje, to nie czytaj, proste.
Bynajmniej nie zamierzam plakac.
Może nie chodzi o to, żeby całkowicie zamknąć? Tylko w wystarczającym stopniu? Jeśli to mocne doświadczenie, to uczysz się z niego. Może co jakiś czas czegoś nowego. Zawsze pozostanie wspomnienie. Grunt tylko, żeby nie psuło Ci teraźniejszości. A jak przyjdzie na Ciebie czas i rozpoczniesz nowy związek, to przestaniesz o tym myśleć sama z siebie.
Związek chyba z natury w jakimś stopniu ogranicza, tylko jeśli dużo Ci daje to ograniczenie jest miłe.
A pełnia szczęścia chyba nie istnieje, grunt żeby to jakieś zrównoważone było. Tak myślę na ten moment.
Ja zamknęłam na tyle, na ile mogłam. I cóż, w dalszym ciągu nad sobą pracuję...
To przede mna jeszcze kawal czasu i roboty, tak czuje...
To przede mna jeszcze kawal czasu i roboty, tak czuje...
Wszystko zależy od tego, co chcesz osiągnąć?
A może nie warto wyzbywać się nadziei i lepiej czekać na miłość?
A może warto jeszcze aktywnie poszukać?
Czasem z czyjejś perspektywy coś inaczej wygląda. Autorka tu pisze, że rozwodnicy mają na pęczki - a moje doświadczenia (a ja w końcu rozwiedziona) są wręcz odwrotne
Z całą pewnością nie zmieniaj siebie na siłę>
Mysle, ze najpierw chcialabym przestac kochac mojego ex. I chcialabym po prostu spokojnie zyc, nie myslec o nim, nie snic. Zapomniec. Tego chce. Juz nie tego, zeby wrocil. Zeszlam z oblokow na ziemie...
Chce zostac soba, ale jak jestem soba, to dostaje po glowie.
Chce zostac soba, ale jak jestem soba, to dostaje po glowie.
W cudzej skórze nie czułabyś się dobrze
Więc może jedynie potrzebujesz pewnych zmian w sobie, żeby lepiej ci się żyło?
Juz i tak mysle, ze dokonalam sporo zmian. Ale chyba ciagle czegos brakuje.
Mysle, ze to jaka jestem wynika z tego, ze gdy bylam dzieckiem umarl moj ojciec.
Wiesz, każdy z nas ma swoją historię. Gdyby pojedynczego człowieka porządnie wysłuchać, to miałby bardzo wiele do powiedzenia.. Oczywiście, warto byc świadomym przyczyn. Ale czasem warto też odkreślić to, co było, gruba kreską, zbuntować się przeciw temu i iść do nowego. Efektów może nie być, ale cóż cię może spotkać? Najwyżej wrócisz do status quo! Jeśli czujesz potrzebę przepracowania gruntownego siebie, swoich spraw czy problemów, może weź pod uwagę terapię? Czasem warto zacząć od podstaw
A wiesz, ze myslalam o terapii? Zwlaszcza teraz, jak znowu tak oberwalam.
Oczywiscie, ze kazdy ma swoja historie i chyba kazdy przezyl cos naprawde trudnego w swoim zyciu.
Moze wszystko ma ze soba jakis zwiazek. Te wszystkie niepowodzenia, rozczarowania, smierc ojca.
Oczywiście, że wszystko ma związek. Coś nas w końcu kształtuje, z jakiegoś powodu tacy, a nie inni się stajemy.
Zycie jest jednak bardzo krótkie, więc warto podjąć decyzję i działać. Spróbować nie zaszkodzi. Moim celem jest teraz, by czynić swoje życie po prostu łatwiejszym i w miarę możliwości przyjemniejszym... Ale ciężko jest jak cholera! Czasami mam takie momenty, że myślę sobie: jakby ktoś powiedział, że jutro umrę, to chyba bym poczuła kolosalną ulgę... Nadal jednak jeszcze brnę...
Nie mow tak! Jeszcze tyle przed Toba tyle do zobaczenia, do przezycia. Mowisz, ze jest ciezko, wierze, ale zawsze jak widze twoje posty, bije od nich wielka sila
Ja tez bym tego chciala. Zeby wszystko bylo latwiejsze. I nie przejmowac sie az tyle. Chociaz taka wlasnie jestem. Pamietam jak moj ex na poczatku naszej znajomosci spytal mnie czemu chce zabic w sobie ta wrazliwosc. Teoretycznie, gdybym wtedy ja zabila, nie musialabym teraz cierpiec i to wlasnie przez niego. Kolejny paradoks.
Uwazam, ze moja wrazliwosc jest moja wielka wartoscia ale z drugiej strony moja najwieksza zguba i moim przeklenstwem.
Swoje lata mam, więc mam tę nadzieję, że z wiekiem mądrzeję
to idzie w parze?
A podobno niektorzy faceci im starsi tym bardziej dziecinnieja
to idzie w parze?
Oby szło
W takim razie tez mam taka nadzieje.
Jak dzis nastroje?
Przyznaję, że kiepskie miałam tydzień
Uważam, że powinna być następująca równowaga w przyrodzie - a co za tym idzie każdym pojedynczym życiu - jak w jednym obszarze ci nie idzie, to w innym dostajesz! Ale gdzie tam! Nieszczęścia parami i takie tam. Dziwić się, że tyle doła i smutku i frustracji wokół!!!
Oj nie
Ale faktycznie cos w tym jest, ze jak sie wali, to zazwyczaj wszystko wkolo.
A jutro sobota, moj znienawidzony dzien...
Czemu nie lubisz soboty?
Nie wiem czemu, ale lapie wtedy dola. I mysle co on robi i z kim... chociaz nie chce o tym myslec ale to samo tak eh glupia ja
Czasem warto dać myślom i emocjom popłynąć... Trzeba sięgnąć dna, co by móc się od niego odbić
Ja w ogóle mam często problem z zagospodarowaniem tzw. wolnych dni... Świat wokół skarży się na brak czasu, a ja wręcz odwrotnie...
Rampampam, zgadzam się z Tobą. Przez ból się nie da na skróty. Szybciej mija, gdy pozwoli się mu wybrzmieć.
120 2016-04-08 22:30:13 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2016-04-08 22:31:42)
A wiesz, ze myslalam o terapii? Zwlaszcza teraz, jak znowu tak oberwalam.
Oczywiscie, ze kazdy ma swoja historie i chyba kazdy przezyl cos naprawde trudnego w swoim zyciu.
Moze wszystko ma ze soba jakis zwiazek. Te wszystkie niepowodzenia, rozczarowania, smierc ojca.
Jedno stwierdzam po tych wszystkich ciosach, jakie mnie spotkały. Każdy miał swój sens, choć nieraz porządnie bolał.
Mój ojciec, bardzo mi bliski i ważny dla mnie, nie żyje już kilkanaście lat, a ja wciąż czuję jego obecność. Nie opuścił mnie.
Oczywiście, że wszystko ma związek. Coś nas w końcu kształtuje, z jakiegoś powodu tacy, a nie inni się stajemy.
Zycie jest jednak bardzo krótkie, więc warto podjąć decyzję i działać. Spróbować nie zaszkodzi. Moim celem jest teraz, by czynić swoje życie po prostu łatwiejszym i w miarę możliwości przyjemniejszym... Ale ciężko jest jak cholera! Czasami mam takie momenty, że myślę sobie: jakby ktoś powiedział, że jutro umrę, to chyba bym poczuła kolosalną ulgę... Nadal jednak jeszcze brnę...
Takie myśli też nie są mi obce. Bywało, że szłam do mojego ojca na cmentarz i zazdrościłam tym, którzy tam leżą. Tego spokoju, że już ich życie nie boli... Ale to mija, choć nieraz wróci.
Dziewczyny, lubicie poezję? Ja bardzo. Ten wiersz dedykuję Wam i sobie. Jest mi bliski od lat:
JAN TWARDOWSKI - ODA DO ROZPACZY
Biedna rozpaczy
uczciwy potworze
strasznie ci tu dokuczają
moraliści podstawiają ci nogę
asceci kopią
święci uciekają jak od jasnej cholery
lekarze przepisują proszki żebyś sobie poszła
nazywają cię grzechem
a przecież bez ciebie
byłbym stale uśmiechnięty jak prosię w deszcz
wpadałbym w cielęcy zachwyt
nieludzki
okropny jak sztuka bez człowieka
niedorosły przed śmiercią
sam obok siebie
Czesc dziewczyny, dzien dobry w ten ponury poranek (ja chce slonce)
Mysle, ze ja juz siegnelam dna i jestem teraz na etapie plyniecia w gore, ale momentami bywa jeszcze tak, ze cos ciagnie mnie z powrotem nizej ale nie dam sie znow dobic, o nie.
Z poezja u mnie srednio, dawno sie nie wczytywalam. Ale fakt, rozpacz to jest tez taka sama emocja jak radosc, szczescie... byloby nudno, gdyby zycie bylo tylko kolorowe, ale czasem tego smutku jest po prostu za duzo chyba.
124 2016-04-09 10:08:59 Ostatnio edytowany przez Aga30 (2016-04-09 10:35:34)
Girl, co do tego zamknięcia, którego tak potrzebujesz, to musisz odpuścić. Ja dopiero niedawno to zrozumiałam, a mam już 36 wiosen Jeśli facet się nie odzywa, to powinno to właśnie być tą kropką. Od faceta prawdy się nie dowiesz, oni nie lubią konfrontacji i generalnie unikają mówienia przykrych rzeczy. Także nie proś go o wyjaśnienie czegokolwiek, nawet jeśli się odezwie, to odpowie najpewniej jakimiś banałami.
A ja nie znoszę niedzieli. Rodzinny dzień, a my z moją córką same
Rampampam, to prawda, że jak się wali, to lawinowo schodzi na każdą sferę życia. W moim przypadku zawodowo zawsze było dobrze, to dawało mi tę równowagę. Teraz niestety mam bardzo niepewny okres w pracy, ale myślę sobie, że to jednak niemożliwe, żebym została samotną mamą bez pracy...
Edit:
Jestem fanką Piegowatej Organicznie pragnę choć zbliżyć się do takiego stanu samoakceptacji i zadowolenia, radości z tego, co dla wielu jest nic nie znaczącym drobiazgiem.
Co do przekonania, że każda trudna sytuacja ma jakiś sens, nic nie dzieje się bez powodu itd., to też w to wierzę. Ale czasami okazuje się to dopiero po dłuższym czasie od przykrego zdarzenia.
Edit nr 2:
Jeśli chodzi o temat wątku, to ja właśnie się szykuję do poszukiwań, czy drugiej połówki, to nie wiem. 1,5 roku jestem sama. W tym czasie pierwszy raz w życiu było mi dobrze samej (emocjonalnie, bo logistycznie czasami faceta brakuje ) Ale teraz może ta wiosna, może unikanie zgorzknienia, może pokazanie dziecku, że mama jest szczęśliwa, w każdym razie niedługo zaczynam
Od 2 mcy jest ktoś, kto na jakimś poziomie rekompensuje mi brak partnera, ale ta znajomość mi nie służy. Dlatego wracam do gry!!!
Jestem fanką Piegowatej
Organicznie pragnę choć zbliżyć się do takiego stanu samoakceptacji i zadowolenia, radości z tego, co dla wielu jest nic nie znaczącym drobiazgiem.
Co do przekonania, że każda trudna sytuacja ma jakiś sens, nic nie dzieje się bez powodu itd., to też w to wierzę. Ale czasami okazuje się to dopiero po dłuższym czasie od przykrego zdarzenia.
Dziękuję za wielki komplement. Ale, Aga, ja też niejedną chwilę przepłakałam i niejeden błąd popełniłam. I z niejednym problemem zmagam się do dziś (i do końca życia będę się zmagać, niestety). Ale mam do wyboru, czy przepłaczę życie, czy wezmę z niego tyle dobrego, ile się da.
Żeby nie było, że taka jestem zawsze "happy" - przepłakałam prawie cały Wielki Piątek i Sobotę z powodu przykrych wiadomości o swoim zdrowiu. Trudno mi tutaj ujawniać szczegóły. Z tej rozpaczy zadzwoniłam pod pewien telefon zaufania i tam mnie trochę postawili na nogi.
Tego też się nauczyłam zmagając się z nieudanym małżeństwem i późniejszym życiem bez dziecka: jak nie wyrabiam sama, to szukam pomocy i się nie "czaję". Tylko najlepiej profesjonalnej, bo otoczenie bardzo często nas nie rozumie. Moja choroba jest neurologiczna i ma duży wpływ na emocje. Przeżywam wszystko mocno, więc może dlatego wyrobiłam w sobie sporą silę. Inaczej chybabym zginęła.
A wiesz, że miałam kiedyś identyczną refleksję? Że sens niektórych doświadczeń widzi się nieraz dużo później.
Pozdrawiam wiosennie, nieco pochmurno, ale całkiem sympatycznie.
Numeru telefonu już nie pamiętam, ale można go odnaleźć w internecie. Jest to telefon dla osób w kryzysie emocjonalnym. Szczerze polecam. Ponieważ miałam perypetie z mężem, dzwoniłam też na Niebieską Linię i też zawsze mi coś sensownego podpowiedzieli.
126 2016-04-09 11:11:12 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2016-04-09 11:12:05)
Logistycznie? Myślę, że logistycznie zawsze się jakiś facet znajdzie. Sąsiad przykręci żarówkę, pan ze spółdzielni kran naprawi. Nawet na seks się znajdzie, jeśli przyjdzie taka ochota i potrzeba. Emocjonalnie już nie takie to proste.
Ja nie szukam, bo swego czasu próbowałam i to mnie tylko umęczyło. Rozczarowania były przykre. Pracuję nad akceptacją obecnego stanu rzeczy oraz nad wspominaną samoakceptacją. Po cichutku mam nadzieję, że może to się kiedyś komuś spodoba nie tylko na chwilę. Mialam sygnały od paru podrywaczy, że jestem niczego sobie, ale takie przygody nie dla mnie.
Mam teraz pewnego prawie przyjaciela. Łączą nas tylko rozmowy telefoniczne, ale dużo mi to daje, bo już gdzieś pisalam, że najczęściej mi brak po prostu towarzystwa. Jeśli mam z kim i jak spędzać czas, wymieniać i wypełniać myśli, to brak faceta staje się znacznie mniej istotny. W sumie zupełnie do zaakceptowania.
127 2016-04-09 11:42:37 Ostatnio edytowany przez Aga30 (2016-04-09 11:44:37)
Logistyka jest problemem, bo ja nie umiem prosić o pomoc obcych ludzi. Jakoś upokarza mnie to, że nie mam nikogo bliskiego kto mógłby mi pomóc w takich sytuacjach. Czasem proszę ex, ale on źle to znosi z powodu nienawiści do mnie.
Moja obecna sytuacja bardzo zweryfikowała szczerość moich relacji. Okazało się, że już nie mogę liczyć na niektóre bliskie do tej pory koleżanki. Podobnie jak Rampampam, swego czasu najbardziej brakowało mi po prostu towarzystwa, ale rozczarowania sprawiły, że się poddałam, przestałam się starać o czyjeś towarzystwo. Tego mi najbardziej brakuje. Uważam, że o przyjaźń jest trudniej niż o faceta. Dlatego teraz skupię się na relacjach z facetami.
Piegowata, z tego co piszesz wynika, że Twoja sytuacja jest trudna. Tym bardziej imponuje Twoja postawa. To na pewno przyniesie pozytywne efekty.
Piegowata trzymam kciuki za Ciebie! No i znowu to powtorze, podziwiam. Masz racje, to od nas zalezy, czy spedzimy zycie placzac, czy wyciagniemy z niego jak najwiecej. Ja to wiem, mowie to sobie, ale jak przychodzi co do czego, to klapa... nie umiem stanac i powiedziec "tak, od teraz jestem szczesliwa" to chyba jednak wymaga duzej pracy nad soba. No chyba, ze to to tylko ja nie potrafie tego dokonac.
Aga ale czemu faceci to tacy tchorze. Nawet nie potrafia byc szczerzy. U mnie sytuacja jest taka, ze on sie mocno dobijal do mnie po rozstaniu ale go olewalam. Bo postanowilam sobie, ze nie bede na kazde jego pstrykniecie leciec. Jak chce, to potrafie byc silna.
Aga, jak raz spróbujesz czegoś nowego, to każdy kolejny raz będzie już łatwiejszy. Jak to każda z nas jest inna: mnie predzej szlag trafi niż poproszę o cokolwiek mojego byłego. Wolę do sąsiada się uśmiechnąć. Kiedyś za tę naprawioną lampę zaniosę mu upieczony przez siebie placek, niech sobie z żoną pojedzą - i rachunki będą wyrównane.
Proszenie o pomoc nie jest takie straszne. Ty nie czułabyś się potrzebna i doceniona oddając komuś przysługę?
Ech, ja czasem też jestem w dołku, ale przyjęłąm, że tak po prostu bywa: poboli i przestanie. I mnie się marzy ktoś kochany u boku, a wcale nie jestem pewna, czy "zasługuję" na to (rozsądek mi mówi, że każdy człowiek zasługuje) ze swoją niepełnosprawnością i resztkami dawnej chorobliwej nieśmiałości wobec facetów. Ale staram się nie pogrążać za bardzo w tych gorszych myślach. Staram się wzmacniać swoją samoocenę, bo znam sporo kobiet, które lecząc mężczyzną swoje kompleksy wcale dobrze na tym nie wyszły.