Jedno jednak jest pewne - gdyby to było uczucie, gdyby cokolwiek do niej czuł - mógł odejść, wyrzucałam go nie raz. I nie musiał stać pod oknami, skamleć, "zabijać się" etc, mógł po prostu zamknąć drzwi i zacząć nowe życie, beze mnie, bez moich wiecznych teraz pretensji, pytań, humorów. Miał gdzie iść, w końcu sucz samotna, z mieszkankiem i bezdzietna.
Ja bym tego tak nie tłumaczyła. Faceci są po prostu wygodni i kalkulują gdzie im się bardziej opłaca. Gdyby romans nie wyszedł na jaw, dalej by pewnie zdradzał grając na dwa fronty podbudowując własne ego. Mając gdzieś uczucia jednej i drugiej. W jednym chociaż nie kłamał, że jest egoistą.
Ja o rzekomej zdradzie dowiedziałam się od tej panny, która sama zdecydowała się do mnie napisać. Niestety za dużo się nie dowiedziałam, bo on ją zastraszył.
A co mi powiedział? Że to jakaś rozchwiana emocjonalnie kobieta, która nie daje mu spokoju A jakże!
Dziwnym zbiegiem okoliczności tuż przed tym jak do mnie napisała, powiedział mi że jest jakaś K, o której wcześniej nic mi nie mówił, że się do niego odezwała, podobno po latach
Najwyraźniej laska zaczęła mu robić sceny, więc na wszelki wypadek wolał coś o niej wspomnieć, by nie było zaskoczenia.
Jednak nie pozwolił mi z nią porozmawiać, a ją zastraszył. Tłumacząc mi że to chora psychicznie kobieta, która powiedziała, że go kocha i jak ona mieć go nie może to i żadna inna nie będzie miała, że sprawę zamknął i nie chce bym i ja do niej wracała, bo ona chce nam w związku namącić, a ja jej na to pozwalam. Taki okaz mi się trafił!
To dopiero podbudował swoje ego
Ale przynajmniej nie ściemniał, postawił sprawę jasno, chodziło mu o seks i tyle. I tym samym mógł uniknąć zakochanej biegającej za nim wariatki wysyłającej miłosne serenady.
To, że kochankowie postawią sprawę jasno na początku, nie znaczy że z czasem któreś się nie zakocha i najczęściej to jest kobieta.