GIA, a nie rozważałaś opcji czasowej faktycznej separacji z mężem?. Czasami takie oddzielne pomieszkiwanie, w takim czasie, jaki Ci jest potrzebny pozwoli na podjęcie dobrej, wyważonej decyzji. Poznasz siebie, czego chcesz. Mąż, pewnie z bólem ale to zaakceptuje. Teraz jest niezły czas, do świąt trochę zostało... Zadręczysz się.
A koleżance masz prawo powiedzieć. To nie brak szacunku do siebie. Byłoby nim błaganie niewiernego o powrót. Po prostu najtrudniejsza decyzja w życiu, której nigdy nie podejmowałaś, której nie chciałaś podejmować i która wymaga czasu, bo na skutek wyborów męża Ty będziesz musiała podjąć decyzję, która dotknie nie tylko Ciebie. Czy uważasz, że byłoby Ci łatwiej, gdyby mąż powiedział, że odchodzi?
Toorank, to było fajne:) Z postów GII , mimo tragizmu sytuacji wyczuć można cudną Kobietkę, wartą największych dóbr tego świata.
718 2015-10-07 13:52:12 Ostatnio edytowany przez GIA_79 (2015-10-07 13:53:53)
Toorank, to było fajne:) Z postów GII , mimo tragizmu sytuacji wyczuć można cudną Kobietkę, wartą największych dóbr tego świata.
Oooo tak dziewczyny !! Teraz mi kadźcie !;)
Kupiłam kolejny kapelusz i chowam się przed światem trochę teraz - jednak dla Was go zdejmę i się uśmiechnę
Dzięki.
Na spokojnie odpowiem Wam wieczorem bo coś czuje, że niezależnie od mojego uroku w kapeluszu szef może mnie zdyscyplinować
GIA, teraz temat „zdrada”, „tamta”, „on”, „oni” to dla Ciebie kwestia w największym stopniu zajmująca Twoje myśli.
Zrób jednak ten wysiłek i postaraj się przekierować swoje myśli na siebie. I to nie w kontekście zdrady (jak to przeżywasz, co Ci to zrobiło, jak masz dalej żyć), ale na wszystko inne w sobie POZA nią. No, ja wiem, to teraz gigantyczny wysiłek, ale spróbuj się zastanowić nad zagadnieniami:
- co mogłoby mi teraz sprawić przyjemność (choćby tak na 10 min.) – smaki, zapachy, widoki… „kolekcjonuj” te drobiazgi, świadomie je odnotowuj, przyjmuj, nie bagatelizuj [jak choćby ten kapelusz ]
- czy jest jakiś sport, który pomógłby mi rozładować napięcie (i wyzwolić endorfiny)
- czy są jakieś osoby, z którymi mogłabym się spotkać, żeby oderwać się od tych myśli i rozmów o tym
- czy są jakieś czynności, zajęcia, o zrobieniu których już dawno myślałam, ale ciągle coś mi stawało na przeszkodzie
- a może jest coś KOMPLETNIE odjechanego, czego nie robiłam nigdy przedtem, a teraz jest ten czas, żeby tego spróbować na zasadzie złamania stereotypu myślenia o sobie samej
- czy są jakieś niezrealizowane/przerwane pasje, które teraz mogłabym wziąć na warsztat
- czy nie powinnam skorzystać z INDYWIDUALNEJ terapii, która miałaby na celu zajęcie się TYLKO moim stanem, moimi potrzebami
Nie z nim, nie dla niego ani nie przez niego albo przeciw niemu. Przekieruj reflektor z niego, z nich, z wtedy - na siebie i na teraz.
Bez wyrzutów sumienia i poczucia winy. Drobnymi kroczkami. Nawet zmuszając do tego swój umysł i ciało, bo wiadomo, że adrenalina i sraczka myślowa zżerają gros Twoich sił. Spróbuj oderwać się od tej konkretnej, choć istotnej i dramatycznej sytuacji. Być może wtedy złapiesz dystans, który pozwoli Ci się uporać z tą kwestią. Obojętne - wte czy wewte ale w zgodzie ze sobą.
GIA, a czy Ty go jeszcze kochasz?
Bo wiesz jak to jest (tak było u mnie)... jesteśmy z kimś... jest nad dobrze... wspólnie dokonujemy wielu wspaniałych rzeczy... dzieci, dom, podróże... realizacja planów i marzeń...
przyzwyczajamy się do tego... i czujemy się szczęśliwe...
tylko nie zauważamy, że nie ma już tam między nami - mną i nim - takiej miłości o jakiej marzyłyśmy... kiedyś dawno...
jest oczywiście dojrzałe, stateczne uczucie - wzajemnego szacunku, spełnienia, zadowolenia ...
i tak można by w szczęściu przeżyć już do końca...
i większość ludzi tak żyje...
ale u niektórych czasem zdarza się to COŚ
co wybija nas z tej równowagi... dobrostanu?
boleśnie... ale jednocześnie wyrywa nas też z marazmu i zastoju
i zmusza do rozwoju...
wtedy zaczynamy zauważać, że to co było... było troszkę takim oszustwem...
a tkwiłyśmy w tym z przyzwyczajenia, z wygody...
a tu nie ma tak!
życie nam przyłożyło po pupie
i każe zmierzyć się z wyzwaniem...
GIA, ja po odejściu męża pewnie zdolna byłabym wybaczyć... i porzucenie... i zdradę...
ale nie potrafiłabym już się "oszukiwać" dłużej że to jest taka miłość, jakiej bym chciała... pragnęła...
jego "wyczyn" otworzył mi oczy...
najpierw na to, że on mnie już przestał kochać - tak jak kochał kiedyś... dawno...
a potem również na to, że i ja go już tak nie kocham...
a jak jest u Ciebie, GIA?
może stąd ten Twój stan "bycia obok"?
Dziewczyny znikam na kilka dni, muszę przeskoczyć ten rocznicowy czas..
m wymyślił wyjazd do w-wy - dobrze zabieramy córę i pozwiedzamy..
Więc jeśli któraś z Was jest ze stolicy to może gdzieś minąć wiotką postać w szarym kapeluszu z dużym rondem - to mogę być ja
Dziękuje Wam za wpisy, naprawdę to dla mnie cenne, że jesteście w stanie "pochylić" się nad moim wycinkiem z życia..że napiszecie..doradzicie..potrząśniecie.
Zostawiam Was z utworem który mi dziś towarzyszył, poprawia mi nastrój ( Tarantella - walczę !
GIA, a czy Ty go jeszcze kochasz?
Zorija...tak....
Dobry wieczór....
Chyba muszę Was poczytać dziewczyny
Witaj Gia
724 2015-10-08 09:54:43 Ostatnio edytowany przez GIA_79 (2015-10-08 09:56:05)
Dobry wieczór....
Chyba muszę Was poczytać dziewczyny
Witaj Gia
Witaj majka:) No z tym czytaniem mojego wątku..no nie wiem..po tym co mój m wyprawiał..idzie osiwieć przez jedną noc
Dobra dziewczyny, dzisiaj pakowanie - kilka dni, kilka toreb ( pakowanie mojej 10 - latki : "mamo nie zostawię misia, zabiorę jeszcze komiks, i grę, i lekturę szkolną i to i tamto" ...hehe nadbagaż gwarantowany
Ok...ja też przesadzam bo zawsze coś może się przydać
majkaszpilka napisał/a:Dobry wieczór....
Chyba muszę Was poczytać dziewczyny
Witaj GiaWitaj majka:) No z tym czytaniem mojego wątku..no nie wiem..po tym co mój m wyprawiał..idzie osiwieć przez jedną noc
Dobra dziewczyny, dzisiaj pakowanie - kilka dni, kilka toreb ( pakowanie mojej 10 - latki : "mamo nie zostawię misia, zabiorę jeszcze komiks, i grę, i lekturę szkolną i to i tamto" ...hehe nadbagaż gwarantowany
Ok...ja też przesadzam bo zawsze coś może się przydać
Spoko Kochana...
Mam "tfardą" doope...eee...skórę znaczy.Ogarnę,jak na dużą dziewczynkę przystało.
GIA...
jeśli jest miłość to chyba nie masz wyboru
nie wybaczyć, nie zapomnieć
po prostu zacząć wszystko od nowa
ps. miłego pobytu
będę wyglądała tego kapelusza
Gia można chyba kochać kogoś do kogo straciło się w pewnym stopniu szacunek. Tylko zdaje się, że czasem niezręcznie się z tym czujemy.
Uważam, że to nie zdrada jest tym co najbardziej ci doskwiera ale rozczarowanie mężem.
728 2015-10-09 12:08:26 Ostatnio edytowany przez Mussuka (2015-10-09 12:21:40)
Nie chce snuc teorii spiskowych, ale jeden schemat mi sie jakos tu powtarza - jak tylko GIA zaczyna swoje rozkminki i narzekania na brak pewnosci co do meza i przyszlosci i rozpetuje sie burzliwa dyskusja, w ktorej padaja slowa - kopnij go i daj se spokoj - zaraz jak za dotknieciem magicznej rozdzki maz GII wymysla jakis wypad, wyjazd, GIA nagle musi odpoczac od forum, znika na dluzszy czas itp. A potem wraca..i znow za pare dni znika. Nie wiem czy to zmeczenie organizmu po takiej pisowni i burzy mozgow, czy tez szanowny M. placze sie tutaj cichaczem i jak wyczuwa, ze mu malzonke znow zanadto buntuja, to interweniuje i ja wywozi. W sensie odcina od tego forum. Bo przeciez juz raz sie tu zjawil i wywrzeszczal swoje.
Tak czy owak, baw sie GIA na ile w takim nastroju dasz rade. Ja tak sobie mysle, ze teraz bylabys juz o rok dalej i do przodu. No ale na kazdego przyjdzie jego wlasny czas.
729 2015-10-09 13:21:45 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-10-09 15:18:13)
Hej GIA
Rzadko już bywam na forum. Czasem wpadam tylko na chwilę, aby upewnić sie, że wszystko w porządku u znajomych zgromadzonych w zaprzyjaźnionej kafejce i zaraz znikam. Dzisiaj zatrzymałam się jednak przy Twoim wątku.
Jest coś, co trzyma Ciebie, Kochana w roli ofiary. Może gdy robi się w relacji zwyczajnie i spokojnie, to podświadomie wracasz do tamtych emocji, aby mąż zaczął bardziej się starać. A może zdrada Twojego męża razem z ogromnym ładunkiem emocjonalnym, spowodowała, że swoją tożsamość zbudowałaś na jej podstawie. W pewnym sensie mogła ona Ciebie ukształtować na nowo, nadając Tobie nową tożsamość. To bardzo niebezpieczna sytuacja, bo wymaga inwestycji całego poczucie "JA" a wtedy na inne dziedziny życia nie starcza już energii. Tego bardzo bym dla Ciebie nie chciała.
A może zwyczajnie boisz się zaryzykować?
W życiu czasami trzeba ryzykować, nie bać się zrobić wyraźnego kroku w obranym kierunku. Najgorzej stać w rozkroku tak, jak Ty to teraz czynisz niby będąc z mężem, ale nadal trzymając się jego zdrady. Bez ryzyka nie ma wygranej. Jesli nie zaryzykujesz i nie wejdziesz do gry, to nic nie stracisz, ale i nic nie zyskasz. Ani nie wygrasz, ani nie przegrasz. Zostaniesz tam, gdzie jesteś.
Ja byłam gotowa zaryzykowac i po prostu spróbować pokochać na nowo, niezaleznie od tego, czy wyjdzie czy nie. Bo nie ma ubezpieczenia na miłość. Trzeba zaryzykować
Moja świadoma decyzja o podjęciu ryzyka i warunki, które postawiłam stworzyły szansę i otworzyły mojemu mężowi drogę do refleksji, następnie terapii, a w konsekwencji doprowadziły do zwiększenia jego samoświadomości i kontroli własnych ograniczeń.
Ale szansę dałam przede wszystkim sobie, bo chociaż to, co się wydarzyło, stało się katalizatorem zmian w moim związku, to jednak przede wszystkim spowodowało mój rozwój osobowy. Zmieniłam level, z którego patrzę na siebie i swoje otoczenie, przetrasformowałam się w kogoś nowego, bardziej świadomego i - nie boję użyć się określenia - lepszego.
Rozwój mój i mojego męża, mimo, że przebiegał indywidualnie i równolegle obok siebie, to jednocześnie komplementarnie, co spiwodowało, że wraz z rozwojem osobowym rozwijał się nasz nowy związek. Dzisiaj jestem już w zupełnie innym miejscu, spokojna, otwarta na to, co przyniesie mi przyszłość. Czuję się dobrze i bezpiecznie. Jestem głównym źródłem miłości dla siebie, ale chętnie dzielę się nią i przyjmuję. W moim związku duźo jest wzajemnej troski i dbałości, wsparcia, wiary i nadziei. Dowody miłości można dawać i dostrzegać na każdym kroku. Wystarczy nie wymagać ciągłych fajerwerków, dostrzegać pozytywy, nie zamykać oczu na negatywy, rozwiązywać problemy na bieżąco.
GIA, przeszłość zostaw za sobą, teraz jest nowe rozdanie, nowe szanse. Szkoda więcej czasu na rozkminianie tego, co minęło. Idź do przodu, z nim albo bez niego.
Powodzenia
A moze Gia wie/ domysla sie ze on to czyta.
GIA...
jeśli jest miłość to chyba nie masz wyboru
nie wybaczyć, nie zapomnieć
po prostu zacząć wszystko od nowaps. miłego pobytu
będę wyglądała tego kapelusza
Dziewczyny - wróciłam.
toorank wybacz, ale ze względu na warunki atmosferyczne kapelusz zmieniłam na czapkę, pewnie dlatego mnie przeoczyłaś
Swoją drogą w W-wie głównie nałykałam się kalorii i to z premedytacją bo czuję się za chuderlawo. Ale czekolada na gorąco u Gesslerki - hit hehe - ma babka zdolność do przesady - tak gęstej i słodkiej czekolady jeszcze nigdy nie piłam - moja córa odpadła po kilku łyżeczkach
Swoją drogą w W-wie głównie nałykałam się kalorii i to z premedytacją bo czuję się za chuderlawo. Ale czekolada na gorąco u Gesslerki - hit hehe - ma babka zdolność do przesady - tak gęstej i słodkiej czekolady jeszcze nigdy nie piłam - moja córa odpadła po kilku łyżeczkach
Wszystkie cierpimy na to samo... miłość do niewłaściwych mężczyzn i słodyczy...
fajnie, że jesteś i że w dobrym nastroju
już trudno, że w tej wełnianej czapce
Nie chce snuc teorii spiskowych, ale jeden schemat mi sie jakos tu powtarza - jak tylko GIA zaczyna swoje rozkminki i narzekania na brak pewnosci co do meza i przyszlosci i rozpetuje sie burzliwa dyskusja, w ktorej padaja slowa - kopnij go i daj se spokoj - zaraz jak za dotknieciem magicznej rozdzki maz GII wymysla jakis wypad, wyjazd, GIA nagle musi odpoczac od forum, znika na dluzszy czas itp. A potem wraca..i znow za pare dni znika. Nie wiem czy to zmeczenie organizmu po takiej pisowni i burzy mozgow, czy tez szanowny M. placze sie tutaj cichaczem i jak wyczuwa, ze mu malzonke znow zanadto buntuja, to interweniuje i ja wywozi. W sensie odcina od tego forum. Bo przeciez juz raz sie tu zjawil i wywrzeszczal swoje.
Tak czy owak, baw sie GIA na ile w takim nastroju dasz rade. Ja tak sobie mysle, ze teraz bylabys juz o rok dalej i do przodu. No ale na kazdego przyjdzie jego wlasny czas.
Mussuka :*
No moja droga coś jest w tym co piszesz, choć w obecnym stanie najlepiej by było jakby mnie kosmici porwali i oddali z amnezją wsteczną
Ale wiesz ja sama chce wyjeżdżać, chcę bo to mi pomaga, nawet jak później tutaj ląduje..mam chwile odskoczni i więcej chwil które jakoś się nie kojarzą..
Taaaa mój m ma niezadowoloną minkę, że siedzę na forum, zresztą to samo terapeuta par wzmiankował: "żadnego forum !" "żadnej rozmowy z przyjaciółką"
Jak rozmawiać to tylko z terapeutą, bo on się na tym zna !
Forum - niet - bo nie wiadomo z kim się gada..
Przyjaciółka - też niet - bo nie był z takiej sytuacji..
Jesssu wytrzymałam z tym terapeutą 3 spotkania..
Hej GIA
Rzadko już bywam na forum. Czasem wpadam tylko na chwilę, aby upewnić sie, że wszystko w porządku u znajomych zgromadzonych w zaprzyjaźnionej kafejce i zaraz znikam. Dzisiaj zatrzymałam się jednak przy Twoim wątku.Jest coś, co trzyma Ciebie, Kochana w roli ofiary. Może gdy robi się w relacji zwyczajnie i spokojnie, to podświadomie wracasz do tamtych emocji, aby mąż zaczął bardziej się starać. A może zdrada Twojego męża razem z ogromnym ładunkiem emocjonalnym, spowodowała, że swoją tożsamość zbudowałaś na jej podstawie. W pewnym sensie mogła ona Ciebie ukształtować na nowo, nadając Tobie nową tożsamość. To bardzo niebezpieczna sytuacja, bo wymaga inwestycji całego poczucie "JA" a wtedy na inne dziedziny życia nie starcza już energii. Tego bardzo bym dla Ciebie nie chciała.
A może zwyczajnie boisz się zaryzykować?
W życiu czasami trzeba ryzykować, nie bać się zrobić wyraźnego kroku w obranym kierunku. Najgorzej stać w rozkroku tak, jak Ty to teraz czynisz niby będąc z mężem, ale nadal trzymając się jego zdrady. Bez ryzyka nie ma wygranej. Jesli nie zaryzykujesz i nie wejdziesz do gry, to nic nie stracisz, ale i nic nie zyskasz. Ani nie wygrasz, ani nie przegrasz. Zostaniesz tam, gdzie jesteś.
Ja byłam gotowa zaryzykowac i po prostu spróbować pokochać na nowo, niezaleznie od tego, czy wyjdzie czy nie. Bo nie ma ubezpieczenia na miłość. Trzeba zaryzykować
Moja świadoma decyzja o podjęciu ryzyka i warunki, które postawiłam stworzyły szansę i otworzyły mojemu mężowi drogę do refleksji, następnie terapii, a w konsekwencji doprowadziły do zwiększenia jego samoświadomości i kontroli własnych ograniczeń.Ale szansę dałam przede wszystkim sobie, bo chociaż to, co się wydarzyło, stało się katalizatorem zmian w moim związku, to jednak przede wszystkim spowodowało mój rozwój osobowy. Zmieniłam level, z którego patrzę na siebie i swoje otoczenie, przetrasformowałam się w kogoś nowego, bardziej świadomego i - nie boję użyć się określenia - lepszego.
Rozwój mój i mojego męża, mimo, że przebiegał indywidualnie i równolegle obok siebie, to jednocześnie komplementarnie, co spiwodowało, że wraz z rozwojem osobowym rozwijał się nasz nowy związek. Dzisiaj jestem już w zupełnie innym miejscu, spokojna, otwarta na to, co przyniesie mi przyszłość. Czuję się dobrze i bezpiecznie. Jestem głównym źródłem miłości dla siebie, ale chętnie dzielę się nią i przyjmuję. W moim związku duźo jest wzajemnej troski i dbałości, wsparcia, wiary i nadziei. Dowody miłości można dawać i dostrzegać na każdym kroku. Wystarczy nie wymagać ciągłych fajerwerków, dostrzegać pozytywy, nie zamykać oczu na negatywy, rozwiązywać problemy na bieżąco.
GIA, przeszłość zostaw za sobą, teraz jest nowe rozdanie, nowe szanse. Szkoda więcej czasu na rozkminianie tego, co minęło. Idź do przodu, z nim albo bez niego.
Powodzenia
Przyszłość cieszę się, że wpadłaś, doceniam - dziękuje, że napisałaś.
Swojego czasu czytałam sporo Twoich wypowiedzi w różnych wątkach, czasem pomagały iść naprzód..
Ty wiesz, że ja się z Tobą zgodzę. Jak i pewnie większość czytających ten wątek doradziłoby mi iść w jakimś kierunku, byle iść.
A ja czasem jak na wstecznym brodzę w tym co było...Dlaczego ? Ponieważ uwiera mnie jeszcze wszystko na tyle, ze nie potrafi puścić..?
Ponieważ nie potrafię zapomnieć ? A może krzywda przeważyła miłość jaka we mnie została ?
Kombinuje jak koń pod górę z tym całym "kochaniem", a mogłabym kochać i postąpić tak jak on ? Nie.
I zdradziłam tym samym siebie ? Tak, bo pozwoliłam sobie sama na takie traktowanie..wybaczanie po raz n-ty..
Często jestem na siebie zła, że brak mi konsekwencji, że nie potrafię ruszyć z miejsca, mam problem z taką czy inna decyzją..
Tak Przyszłość. Jestem tchórzem. Boje się po prostu jednej czy drugiej drogi.
Piszesz, że jesteś teraz bardziej świadoma, lepsza.
A ja nie jestem. Wyparowało ze mnie wiele optymizmu, takiej perspektywy patrzenia na życie jaką w sobie lubiłam.
I tego też mi brakuje - pozamykałam się...
Czytam teraz Twoją wypowiedź nie raz..nie dwa. Wiem, że masz racje - zresztą czy ja chcę jakąś ofiarą być ?;) NIE.
Czy ja chcę uczynić zdradę głównym nurtem mojego życia ? Brrr NIE !
Czytam Przyszłość i wbijam to sobie do mózgownicy.
Gia czy Ty przypadkiem się nie oklamujesz? A może masz świadomość tylko o tym nie mówisz? Przecież Ty wcale nie stoisz w miejscu. Rok temu zdecydowałaś , że dasz szansę temu związkowi. Tak Gia, dałaś szansę. To może czas najwyższy przestać się zastanawiać nad czymś co już zaistniała?
Gia czy Ty przypadkiem się nie oklamujesz? A może masz świadomość tylko o tym nie mówisz? Przecież Ty wcale nie stoisz w miejscu. Rok temu zdecydowałaś , że dasz szansę temu związkowi. Tak Gia, dałaś szansę. To może czas najwyższy przestać się zastanawiać nad czymś co już zaistniała?
kachna rok temu - dokładnie rok - mój m rano zawitał do mnie do pracy z wyznaniami miłosnymi bo bidulek tęsknił, a popołudniu zgarnął cichodajkę do hotelu na 3 dni.
To było rok temu.
Dowiedziałam się w lutym. Po 3 tyg pozwoliłam mu wrócić. Z tym, że po drodze powychodziły jeszcze kłamstwa nt tego ile to kończył etc etc etc
To, że powiedziałam A nie znaczy, że nie boli mnie krok następny.. Myślisz, że wpuszczając m do domu myślałam, że z czasem będzie właśnie trudniej ..? NIE
Może to jest przejściowe, a może też pewne rzeczy dochodzą do mnie z opóźnieniem...
Może jestem ograniczona, a może myślałam że wszystko będzie prostsze, tymczasem może okazuje się że takie życie mnie przerasta..
kachna - mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze
GIA,
Mam nadzieję, że wkrótce jednak odnajdziesz spokój.
Pozwolę sobie zacytować Rybę:
Gia jak ty w tej chwili odbierasz" starania" meza ?? Jako w dalszym ciagu zadouczynie za krzywdy czy jednak jako " prawdziwą " troskę meza o zone -nie zależnie co zrobił w przeszłości.
No właśnie, to jest dosyć ważna sprawa. Czy jego starania, gesty przypominają Ci o wszystkim?
A może jest tak, że boisz się że kiedy mu odpuścisz on też odpuści? Kiedy robi się spokojniej wzbudzasz w nim na nowo poczucie winy, żeby nie przestał się starać?
Ja miałam taki etap, kiedy nie przestawałam myśleć o tym co zrobił mój mąż bo miałam wrażenie, że jeśli odpuszczę ten temat (jemu i sobie) to będzie oznaczało umniejszenie mojej krzywdy. Wymysliłam sobie, że jeśli nie umartwiam się w każdej godzinie dnia to znaczy że nic wielkiego się nie stało. Trochę czasu mi zajęło zrozumienie, że przede wszystkim dobijam tym siebie ale na szczęście udało się. Nie wiem czy u Ciebie jest podobnie ale tak to trochę wygląda z Twoich ostatnich opisów.
Na pewno nie powiem Ci, żeby zapomnieć bo sama nie wierzę że to możliwe. Zresztą każde doświadczenie życiowe w nas zostaje i w jakiś sposób na nas wpływa, ze zdradą niestety jest tak samo. Ważne, żebyś nie budowała dalszego życia wokół tych wydarzeń. Jeśli nadal chcesz z nim być to bądźcie jako żona i mąż a nie zdradzona i zdradzający.
W ogóle czuje się zamknięta jak w jakiejś klatce, czuję że idę do pracy, pracuje, piszę z Wami, odbieram córę, pomagam jej w zadaniach, bawię się z naszym psem,
rejestruje to że m gdzieś tam krąży, normalnie z nim rozmawiam, mogę się śmiać, żartować, planuje, jadę na zakupy
Ale to wszystko jakby się działo POZA MNĄ...
Nigdy nie miałam takiego stanu, tak jakbym nie była tu i teraz..Dlaczego ? Przerosło mnie to wszystko ? To już za wiele ? Nie udźwignęłam ?
Też to przerabiałam. Dosłownie nie czułam niczego, żyłam ale jakby gdzieś indziej. Wszystkie emocje na jednym levelu. Myślę, że to przez 'zmęczenie materiału'. Nie można w nieskończoność przeżywać czegoś na pełnych obrotach. Wiadomo, że takie decyzje jak rozstanie czy próba wybaczenia są bardzo ciężkie i chyba w pewnym momencie organizm wymusza odpoczynek na umęczonej głowie. Mam nadzieję, że wkrótce będziesz bardziej pewna czego chcesz i wtedy wrócisz do żywych Tego Ci życzę.
Gia jestem ostatnią osobą na tym forum, która chciałaby Cię oceniać. I piszę to z pełnym przekonaniem, bo sama to przeszłam, dawałam kolejne szansy powiedzenia całej prawdy i do dziś nie wiem ile tej prawdy poznałam. Napisałam ten post, aby ci uświadomić , że nie stoisz na rozdrożu, tylko stale idziesz. Puki co w kierunku ratowania związku, co wcale nie znaczy ,że pewnego dnia nie zmienisz tego.
Poza tym choćbyś wiedziała wszystko od razu , też nie byłabyś przygotowana na to co przechodzisz teraz. Bo nikt nie jest przygotowany, nikt nie jest w stanie tego przdewidzieć.,nie ma mocnych, każdy najpierw pada na glebę w takiej sytuacji;.
Widzisz z wyborami to jest tak , że dokonujemy taikich , które wydają się najleopsze w danej chwili i to jest ok. Co nie znaczy ,że zadawalają nas te wybory, bo wydaje się że jak mam wybór, to jest wśród nich taki ,który mnie zadowoli w pęłni, a tymczasem tak nie zawsze się dzieje. Nawet jak dokonam złego wyboru, to w chwili podejmowania wydawał się najlepszy i nie mam zamiaru robić sobie wyrzuty z tego powodu, czego i tobie życzę/
A u mnie wszystko ok. Właśnie odkryłam w sobie nową pasję i zajmuje mi to sporo czasu. Wspaniałego czasu !!!!
Gia piszę po raz kolejny. Uważam, że to nie zdrada męża jest tym co nie daje ci odczuwać radości z życia takiej jakiej oczekujesz. "Iść dalej" z mężem.
On stracił w twoich oczach. Wkurzasz się na kochankę a tak właściwie to wiesz, że to on zachowywał się jak "bałwan".
Może składać świat u twoich stóp, ale czy cokolwiek co zrobi dla ciebie "bałwan" jest w stanie sprawić ci prawdziwą radość.
Rozminęliście się. Ty się rozwijasz w innym kierunku niż on.
Teraz przyszło ci się zmierzyć ze sobą. Jak być szczęśliwą, spełnioną kobietą żyjąc z mężem bałwanem.
Też to przerabiałam. Dosłownie nie czułam niczego, żyłam ale jakby gdzieś indziej. Wszystkie emocje na jednym levelu. Myślę, że to przez 'zmęczenie materiału'. Nie można w nieskończoność przeżywać czegoś na pełnych obrotach. Wiadomo, że takie decyzje jak rozstanie czy próba wybaczenia są bardzo ciężkie i chyba w pewnym momencie organizm wymusza odpoczynek na umęczonej głowie. Mam nadzieję, że wkrótce będziesz bardziej pewna czego chcesz i wtedy wrócisz do żywych
Tego Ci życzę.
Dobrze to określiłaś, zmęczenie materiału...no to mam teraz takie zmęczenie, wracam z pracy i padam na pysk wszystko robię mechanicznie, zastanawiam się nawet jak funkcjonuje..Dokładnie tak jakbym obserwowała siebie z boku..
Wrócić do własnego JA - to teraz robota dla mnie.
Dzięki Anne Bony
Gia piszę po raz kolejny. Uważam, że to nie zdrada męża jest tym co nie daje ci odczuwać radości z życia takiej jakiej oczekujesz. "Iść dalej" z mężem.
On stracił w twoich oczach. Wkurzasz się na kochankę a tak właściwie to wiesz, że to on zachowywał się jak "bałwan".
Może składać świat u twoich stóp, ale czy cokolwiek co zrobi dla ciebie "bałwan" jest w stanie sprawić ci prawdziwą radość.
Rozminęliście się. Ty się rozwijasz w innym kierunku niż on.
Teraz przyszło ci się zmierzyć ze sobą. Jak być szczęśliwą, spełnioną kobietą żyjąc z mężem bałwanem.
Tak bet, pamiętam Twój poprzedni post o rozczarowaniu mężem..
I cóż trafiłaś w punkt..
Przez tyle lat m mi imponował, ściągał mnie na ziemie, bo ja raczej egzaltowana romantyczka jestem
Czułam się przy nim dobrze, bo miałam poczucie, że jestem tylko JA. I nawet w gronie znajomych, imprezy, tańców etc.. przez te 10 lat nie zdarzyło się żebym widziała, że jego wzrok podąża za inną..
Wiedziałam jakie ma zasady..zdrada w gronie naszych przyjaciół...Napiętnował..
Może przez takie jego podejście, może przez pryzmat tylu lat...łyknęłam tą historie z początków o "tylko rozmowach" i "tylko koleżance"
A teraz ? Jeśli jego obraz w moich oczach tak się zmienił ?
Teraz powstaje pytanie czy jeszcze zdołam spojrzeć na niego inaczej niż tylko przez szkiełko tamtych wydarzeń..
Etap kulawego związku..
Jestem ja – zarzucana kwiatami, prezentami, wyjazdami, słowa kocham padają z prędkością światła, skrzynka mi pęka od jego maili, smsów, romantyczne wieczory, seks do utraty tchu..
uśmiechy prawdziwe ? sztuczne ? jak rozpoznać ?
Wsiąkam w to, odsuwam resztę, próbuje, nakładam zbroję, idę do przodu..Ciężko mi..
On.. już nie wiem jaki jest. Nie mój ? Jakiś inny ? Nie mogę się go doszukać ? Po prostu się zmienił czy to ja patrzę na niego tak inaczej ?
Nie mogę stać pewnie ? będę potrafiła ?
Czy to jeszcze miłość skoro zastanawiam się co czuję ?
Wypada mi twierdzić , że z nami będzie inaczej, wyjątkowo ? że zdrada się nie powtórzy, mimo tylu powtórek opisanych choćby tutaj na forum?
Maniek_z_maniek .. pisałeś gdzieś , że trudno być wyjątkiem..właśnie ..małe prawdopodobieństwo...
Cholera jestem za słaba, żeby to przeskoczyć ? tak ?
Nie płacze już codziennie... Są chwile kiedy zapominam.
Ale część mojego serca zajął ból, a boli czasem nie do zniesienia..
Ps.
Słabszy mam dziś dzień..sorry za te smęty..
Witaj Gia
Wtrące swoje trzy grosze, bo mnie też cały czas coś trzyma na tym forum. Aczkolwiek obiecałam sobie że słowa tu już nie napiszę, bo wszystkie wiemy jak bardzo udzielanie się tutaj potrafi i pomóc i zaszkodzić naszej psychice.
Ja też stoję w miejscu. Też walczę głownie ze sobą, bo żebym nie wiem co robiła i ja i on tego co się stało nie da się wymazać.
10 lat mija od zdrady mojego m. Półtora roku temu po latach mojej niepewności i wiecznego oszukiwania się dostałam do ręki dowód niezaprzeczany, że mój ukochany przyjaciel, mężczyzna którego wybrałam, który był wyjątkowy, bo pomimo powodzenia, flirtowania i żartobliwych gestów nigdy by się nie dopuścił zdrady... że te wszystkie lata przez które patrzyłam przez palce na to, że nie czuję się już tak kochana jak wtedy kiedy mieliśmy po 18 lat, że nie powinnam się spodziewać cudów po 25 latach bycia razem, że to i tak wiele bo przecież kiedy mógł i miał okazję to z niej NIE SKORZYSTAŁ, czym dał dowód tego ze mnie kocha i to powinno mi wystarczyć..I wystarczało. I nagle jeb! zrobił to, wpadł jak kretyn i wydało się, a ja idiotka żyłam 9 lat kochając go za to że dał dowód miłości nie robiąc TEGO więc inne dowody nie są mi już potrzebne....
Wracając do tego co chcę powiedzieć, drepczemy w miejscu. Bo nikt nie powiedział że bez nich będzie łatwiej, że kopnięcie go w dupę i rozwalenie rodziny, pomoże nam żyć normalnie. Nigdy już nie będzie normalnie, na tą chwilę dokonujemy wyboru że z nim chcemy być mimo wszystko, ale cały czas wiemy jak mogłoby być gdyby nie stała się zdrada. I tego zapewne ani Ty ani ja nie umiemy zaakceptować, że NIGDY JUŻ NIE BĘDZIE TAK JAK WTEDY KIEDY KOCHAŁYŚMY BEZ BARIER. Ani z nimi, ani bez nich, ani z nikim następnym, bo przez pryzmat tego bólu który zostanie z nami na zawsze będziemy patrzeć na KAŻDEGO FACETA. Nie wiem czy to co nabazgrałam ma większy sens, ale tak jak mówię, zaglądam tu kiedy moje emocje przestają mi pozwalać na normalne funkcjonowanie, i zapewne dlatego bredzę.
W każdym razie trzymaj się kobieto, słuchaj siebie, najmądrzejsze co tu przeczytałam, to że - Ty jesteś najważniejsza, więc rób to co Tobie daje siłę przetrwać kolejne dni.
744 2015-10-20 10:54:00 Ostatnio edytowany przez zmierzch (2015-10-20 10:57:26)
GIA
A ja zgadzam się z tym, co napisała wcześniej Zorija i Bet, że ty nie kochasz męża.
Straciłaś do niego i miłość, i szacunek.
Został żałosny obrazek bałwana z kwiatami, nie wart twojej miłości.
Chociaż ty tego bardzo nie chcesz i bronisz się strasznie przed BYCIEM NIEKOCHANĄ, bo to, że on ciebie nie kochał i dlatego zdradzał i oszukiwał to nie ulega żadnym wątpliwościom.
745 2015-10-27 13:07:49 Ostatnio edytowany przez Paweło (2015-10-27 13:08:01)
Zorija napisał/a:że to być może ONE UWIODŁY faceta...
może to one mu naopowiadały, co?
może go długo i skutecznie motały... pracowały nad nim... uwodziły go... jednym słowem - walczyły o misia (z żoną, która nic o tej walce niestety nie wiedziała)
a nad żoną miały oczywistą przewagę - żona przecież już każdego dnia nie mówi misiaczkowi jaki jest wspaniały... jaki cudowny... jaki męski...
żona nie jest już "nowa"...
żona zajmuje się domem i dziećmi... robi to w dużo spokojniejszym rytmie, już bez takiej adrenaliny...dlaczego o tym zapominamy?
że to mogą być wyrachowane, zimne, pozbawione skrupułów suki
polujące o ochłap dla siebie i myślące tylko o sobiedlatego drażni mnie obrona kochanek - jakichkolwiek... i udowadnianie, jakie to zagubione i kruche stworzonka
To o mnie. Ja uwiodłam, ja nad nim pracowałam, ja mówiłam mu jaki jest mądry kiedy zona powtarzała, że jest idiotą. Ona w tym czasie zajmowała się jego dziećmi, prała mu, gotowała. Ja robiłam rano makijaż do pracy, malowałam paznokcie kiedy ona robiła dzieciom kanapki do szkoły, ubierała je, prasowała jemu koszulę. Z wyrachowaniem, na zimno, nic nie czułam.
Teraz czuję.
Nie udawaj kobiety !!!!!!!
Mi się już wydałeś.
Wnioski i przemyślenia:
- jestem niereformowalna. Cholera, przypadek beznadziejny… Możecie mi tłuc do głowy: „ zajmij się sobą”,” popatrz na siebie”, a co najważniejsze „ nie traktuj zdrady nadrzędnie”, a ja swoje..dreptam w miejscu..
- jestem niekonsekwentna
- jestem niezdecydowana
- nie potrafię się otrząsnąć, choć robię sporo aby każda minuta nie była dla mnie problemem
- nie potrafię wybaczyć..
- jestem smutna, zwyczajnie smutna od roku, choć czasem to też skoki nastroju, euforia vs. smutek i tak się przepychają..
- boje się każdej drogi, KAŻDEJ bo jakakolwiek wiąże się z dalszymi konsekwencjami, które zmieniają moje życie
- biadolę, a tego nienawidzę.. Zamiast zacisnąć zęby i iść do przodu…nie przepadałam nigdy za takim typem osób..za narzekactwem..teraz sama dołączyłam do tego grona
- z pewnej siebie kobiety mającej milion pomysłów na sekundę zapętliłam się w jeden pożerający mnie moment..
Ktoś tu kiedyś napisał, że te stopniowe dawkowanie mi informacji przez mojego m to jak podawanie trucizny.. ..etapami. Tak, tylko to taki rodzaj trucizny bez antidotum, bo cóż mogłoby zmniejszyć jej toksyczność ? czas ? starania partnera ? moje „pozbieranie się do kupy” ?
Ledwo trochę się pozbieram znajdzie się taki dzień jak dziś kiedy to się dowiem , że owa sucz która została wysłana do pracy hen daleko, powróciła do pracy tutaj na miejscu ..czyli obok nas..Głupstwo w postaci mojego odpicowanego małżonka ( spotkanie służbowe z kontrahentami ! ) i jej powrotu robi z mojego mózgu znowu SIECZKĘ.
I znowu milion pytań, milion nerwów, otwarte rany..
Wiesz co, GIA? Jesteś meduzą. Spodziewałam się po Tobie więcej.
Tak..panibaronowo..przytaknę Ci po czasie..
Po sobie tez spodziewałam się więcej, zawiodłam samą siebie, a tym samym patrzę na siebie często z politowaniem..
Pewnie Wy teraz też tak myślicie. I dobrze. Zasłużyłam sobie.
GIA czytam Cię cały czas bo Twoja historia jest mi bliska, jestem troszkę dalej w czasie niż Ty.
Doszłaś do etapu nie lubienia siebie samej, uważam że zbierasz siły. Dużo osób na forum popędza ale nie tędy droga. Przyjdzie czas na decyzje:) a może dopiero teraz zaczyna dochodzić do Ciebie że może to nie mieć sensu?
GIA czytam Cię cały czas bo Twoja historia jest mi bliska, jestem troszkę dalej w czasie niż Ty.
Doszłaś do etapu nie lubienia siebie samej, uważam że zbierasz siły. Dużo osób na forum popędza ale nie tędy droga. Przyjdzie czas na decyzje:) a może dopiero teraz zaczyna dochodzić do Ciebie że może to nie mieć sensu?
Rozbita34 to przenieś mnie w czasie, please Również czytałam Twój wątek.
Taaa doszłam do etapu gdzie najchętniej ubiłabym się gumowym młotkiem, bo sama z sobą nie potrafię już rozmawiać.. Jakbym miała 2 osoby w sobie..jedna to..drugia tamto. Walczą, żrą się i nie chcą przestać.
Nie akceptuje siebie takiej, tak samo jak nie mogę już znieść tego "zdołowania" u siebie. Nie mogę, a zarazem nie potrafię tego zwalczyć.
Nie przypuszczałam też że z czasem będzie NIE LEPIEJ ale GORZEJ. Nie przypuszczałam, że jeśli się nieco oddalę to zobaczę więcej..( zresztą Tarantella mi to chyba tutaj kiedyś pisała )
To już nie chodzi o samą zdradę, to chodzi o ten mój żal, że ktoś najbliższy mi POZWOLIŁ na moje cierpienie przez tak długi czas.
Zdaję sobie sprawę, że jeśli chcę dalej z nim być to powinnam teraz akcentować to co OBECNIE robi, jak się stara.
Tylko co z tego, jeśli w to nie wierzę ? Jak to pokonać ?
Kpina w moich oczach się pojawia ..Kpina, rozczarowanie, żal...cały czas żal.
Chciałabym czasem napisać " u nas wcześniej nie było tak, siak, owak. Mogło mu się przydarzyć, bo byłam taka, siaka, owaka". Może byłoby mi łatwiej.
Ale się pod tym nie podpiszę. Bo wiem jakie miałam małżeństwo, bo nie potrafię sobie wiele zarzucić. I wiem, że było najlepsze na jakie mnie było stać.
Rozbita34 napisał/a:GIA czytam Cię cały czas bo Twoja historia jest mi bliska, jestem troszkę dalej w czasie niż Ty.
Doszłaś do etapu nie lubienia siebie samej, uważam że zbierasz siły. Dużo osób na forum popędza ale nie tędy droga. Przyjdzie czas na decyzje:) a może dopiero teraz zaczyna dochodzić do Ciebie że może to nie mieć sensu?
Rozbita34 to przenieś mnie w czasie, please
Również czytałam Twój wątek.
Taaa doszłam do etapu gdzie najchętniej ubiłabym się gumowym młotkiem, bo sama z sobą nie potrafię już rozmawiać.. Jakbym miała 2 osoby w sobie..jedna to..drugia tamto. Walczą, żrą się i nie chcą przestać.
Nie akceptuje siebie takiej, tak samo jak nie mogę już znieść tego "zdołowania" u siebie. Nie mogę, a zarazem nie potrafię tego zwalczyć.
Nie przypuszczałam też że z czasem będzie NIE LEPIEJ ale GORZEJ. Nie przypuszczałam, że jeśli się nieco oddalę to zobaczę więcej..( zresztą Tarantella mi to chyba tutaj kiedyś pisała )To już nie chodzi o samą zdradę, to chodzi o ten mój żal, że ktoś najbliższy mi POZWOLIŁ na moje cierpienie przez tak długi czas.
Zdaję sobie sprawę, że jeśli chcę dalej z nim być to powinnam teraz akcentować to co OBECNIE robi, jak się stara.
Tylko co z tego, jeśli w to nie wierzę ? Jak to pokonać ?Kpina w moich oczach się pojawia ..Kpina, rozczarowanie, żal...cały czas żal.
Chciałabym czasem napisać " u nas wcześniej nie było tak, siak, owak. Mogło mu się przydarzyć, bo byłam taka, siaka, owaka". Może byłoby mi łatwiej.
Ale się pod tym nie podpiszę. Bo wiem jakie miałam małżeństwo, bo nie potrafię sobie wiele zarzucić. I wiem, że było najlepsze na jakie mnie było stać.
Kochana , ale to nie Ty zawiodłaś , i skoro tak było i takie są fakty..to znaczy że żyłaś i żyjesz z nałogowym kłamcą . Aktorem.
On się nie zakochał, on nie miał słabszego czasu i zbłądził .. on to robił z premedytacją !!Grał wtedy żebyś nie zauważyła podwójnego życia ..i gra teraz .. żeby nie stracić wszystkiego . Proste .
Kobieto, przejrzyj na oczy .
Najgorsze co można sobie zrobić to wariata z własnego rozumu .
GIA_79 napisał/a:Rozbita34 napisał/a:GIA czytam Cię cały czas bo Twoja historia jest mi bliska, jestem troszkę dalej w czasie niż Ty.
Doszłaś do etapu nie lubienia siebie samej, uważam że zbierasz siły. Dużo osób na forum popędza ale nie tędy droga. Przyjdzie czas na decyzje:) a może dopiero teraz zaczyna dochodzić do Ciebie że może to nie mieć sensu?
Rozbita34 to przenieś mnie w czasie, please
Również czytałam Twój wątek.
Taaa doszłam do etapu gdzie najchętniej ubiłabym się gumowym młotkiem, bo sama z sobą nie potrafię już rozmawiać.. Jakbym miała 2 osoby w sobie..jedna to..drugia tamto. Walczą, żrą się i nie chcą przestać.
Nie akceptuje siebie takiej, tak samo jak nie mogę już znieść tego "zdołowania" u siebie. Nie mogę, a zarazem nie potrafię tego zwalczyć.
Nie przypuszczałam też że z czasem będzie NIE LEPIEJ ale GORZEJ. Nie przypuszczałam, że jeśli się nieco oddalę to zobaczę więcej..( zresztą Tarantella mi to chyba tutaj kiedyś pisała )To już nie chodzi o samą zdradę, to chodzi o ten mój żal, że ktoś najbliższy mi POZWOLIŁ na moje cierpienie przez tak długi czas.
Zdaję sobie sprawę, że jeśli chcę dalej z nim być to powinnam teraz akcentować to co OBECNIE robi, jak się stara.
Tylko co z tego, jeśli w to nie wierzę ? Jak to pokonać ?Kpina w moich oczach się pojawia ..Kpina, rozczarowanie, żal...cały czas żal.
Chciałabym czasem napisać " u nas wcześniej nie było tak, siak, owak. Mogło mu się przydarzyć, bo byłam taka, siaka, owaka". Może byłoby mi łatwiej.
Ale się pod tym nie podpiszę. Bo wiem jakie miałam małżeństwo, bo nie potrafię sobie wiele zarzucić. I wiem, że było najlepsze na jakie mnie było stać.Kochana , ale to nie Ty zawiodłaś , i skoro tak było i takie są fakty..to znaczy że żyłaś i żyjesz z nałogowym kłamcą . Aktorem.
On się nie zakochał, on nie miał słabszego czasu i zbłądził .. on to robił z premedytacją !!Grał wtedy żebyś nie zauważyła podwójnego życia ..i gra teraz .. żeby nie stracić wszystkiego . Proste .Kobieto, przejrzyj na oczy .
Najgorsze co można sobie zrobić to wariata z własnego rozumu .
echh, to mnie zawsze ciągnęło do szkoły aktorskiej , a tu się okazuje że mój małżonek karierę by zrobił..
Cóż, chceuciekacstad, im bardziej otwieram oczy, tym bardziej jestem przerażona. Taka prawda.
To już nie chodzi o samą zdradę, to chodzi o ten mój żal, że ktoś najbliższy mi POZWOLIŁ na moje cierpienie przez tak długi czas.
Zdaję sobie sprawę, że jeśli chcę dalej z nim być to powinnam teraz akcentować to co OBECNIE robi, jak się stara.
Tylko co z tego, jeśli w to nie wierzę ? Jak to pokonać ?Kpina w moich oczach się pojawia ..Kpina, rozczarowanie, żal...cały czas żal.
Żal przejdzie jak będziesz chciała,żeby przeszedł.
Jak będziesz tak właśnie myśleć to żal będzie z Tobą cały czas.
Nic dobrego on Ci nie daje.
Jak już otworzysz tak szeroko oczy,że będziesz mogła wszystko zobaczyć i nie będzie Cię to przerażało to właśnie wtedy Ci przejdzie.
Kiedy? Nie wiem.
GIA
czyli dosłownie
kochanka twojego meża wróciła do waszego miasta, pracuje ponownie w firmie twojego męża, a on ostatnio szedł na spotkanie z kontrahentami a tak naprawde spotykał się z nią
dobrze zrozumiałam?
GIA
czyli dosłownie
kochanka twojego meża wróciła do waszego miasta, pracuje ponownie w firmie twojego męża, a on ostatnio szedł na spotkanie z kontrahentami a tak naprawde spotykał się z nią
dobrze zrozumiałam?
Nie, no Endi jakby jeszcze pracowała w firmie mojego m to pomachałabym im na pożegnanie.
Nigdy nie pracowała w tej samej firmie, po prostu znaleźli się na tej samej budowie jako podwykonawcy ( i tam orgietka się działa ). Później cichodajka ze swojej firmy została wysłana 500 km hen, no a teraz znowu jest "na miejscu".
Czyli zawodowo gdzieś, kiedyś, mogą pojawić się tematy przy których znowu te firmy będą pracować razem.
Ale w sumie powinnam mieć to głęboko w d****
( dziś przeważa złość
GIA, śledzę Twój wątek od dawa.
Twoja walka z samą sobą, zmaganie się z tą "trucizną" wsączoną w Wasze małżeństwo trwa już bardzo długo.
Wracasz do tego jakie było Wasze małżeństwo sprzed zdrady - tego już nie ma i nigdy nie będzie. Pytanie czy potrafisz i naprawdę chcesz poczuć się znowu szczęśliwa i bezpieczna u boku swojego męża - po zdradzie? Czy to w ogóle możliwe? Potrafisz oddzielić to grubą krechą, odrzucić wreszcie ten wyniszczający Cię żal?
Mnie się wydaje, że nie jesteś w stanie tak naprawdę wybaczyć, z pewnością jeszcze nie wybaczyłaś. Nie jest to jakiś zarzut z mojej strony - czasami po prostu żal, ból, rozczarowanie są na tyle silne i tak bardzo w nas zakotwiczone, że nazwyczajniej w świecie nie da się ich przeskoczyć.
Niby czas robi swoje - u Ciebie już sporo tego czasu minęło. Czujesz, że udało Ci się w w tym okresie pójść nieco do przodu, że zbliżasz się w kierunku wybaczenia, odbudowy małżeństwa? A może wręcz przeciwnie - dociera do Ciebie pomału, pomalutku, że ta bajka jednak naprawdę sie skończyła i po wielu perypetiach happy endu nie będzie?
GIA, śledzę Twój wątek od dawa.
Twoja walka z samą sobą, zmaganie się z tą "trucizną" wsączoną w Wasze małżeństwo trwa już bardzo długo.
Wracasz do tego jakie było Wasze małżeństwo sprzed zdrady - tego już nie ma i nigdy nie będzie. Pytanie czy potrafisz i naprawdę chcesz poczuć się znowu szczęśliwa i bezpieczna u boku swojego męża - po zdradzie? Czy to w ogóle możliwe? Potrafisz oddzielić to grubą krechą, odrzucić wreszcie ten wyniszczający Cię żal?
Mnie się wydaje, że nie jesteś w stanie tak naprawdę wybaczyć, z pewnością jeszcze nie wybaczyłaś. Nie jest to jakiś zarzut z mojej strony - czasami po prostu żal, ból, rozczarowanie są na tyle silne i tak bardzo w nas zakotwiczone, że nazwyczajniej w świecie nie da się ich przeskoczyć.
Niby czas robi swoje - u Ciebie już sporo tego czasu minęło. Czujesz, że udało Ci się w w tym okresie pójść nieco do przodu, że zbliżasz się w kierunku wybaczenia, odbudowy małżeństwa? A może wręcz przeciwnie - dociera do Ciebie pomału, pomalutku, że ta bajka jednak naprawdę sie skończyła i po wielu perypetiach happy endu nie będzie?
Witaj bazyliada:)
Wiesz, że ja na Twoje pytania nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie. I tu jest właśnie problem. Nie potrafię zdecydować i w tym trwać.
Albo trzęsie mną jeszcze bardzo ( skutki podtruwania ) albo jest dzień kiedy znajduje w sobie siłę i myślę, że się ułoży.
Czy ja potrafię oddzielić co to było ? zafundować sobie, nam, nowy start ?
Boje się...Tak, boję się, bo nie mam podparcia. Nie czuję się z nim pewnie..bezpiecznie..Wręcz czasem się zastanawiam kiedy i z której strony dostanę..Patrzę na niego jak na kata..Masakra, wiem..
Czasem wydaje mi się, że mnie to w jakiś sposób zmieniło. Ale zmieniło na tyle, że nie potrafimy iść w tym samym kierunku. Ponieważ ja jestem inna, on jest inny.
Nie jest to dla mnie takie CZYSTE, a uporządkowanie unosi zbyt wiele kurzu..
Ale są też dni, jak pisałam, kiedy potrafię spojrzeć na niego tak jak kiedyś, potrafimy się wspólnie pośmiać, potrafi być dobrze..
Lato było zdecydowanie lepsze, niż ten okres teraz. Nie wiem dlaczego. Może przez to, że cały ten romans wychodził właśnie w tych miesiącach które są i teraz każde wydarzenie, rocznica, moje urodziny etc to powrót do tego co on robił rok temu...
Pochrzaniona jestem chyba równo
Nie jesteś pochrzaniona, tylko po prostu między wami nie jest dobrze, dlatego nie jesteś pewna, a żal co jakiś czas się wylewa. Zapominanie, redukcja żalu wobec męża, następuje wprost proporcjonalnie do zadośćuczynienia z jego strony oraz tego, że pomiędzy wami panuje pełna szczerość, która rodzi zaufanie. Skoro w twojej głowie nadal tworzą się scenariusze, to znaczy, że nie macie ze sobą wszystkiego wyjaśnionego i nie możesz tak sobie spokojnie o tym zapominać.
Doskonale znam ten stan, że już sama na siebie patrzeć nie możesz, kiedy przytrafiają się "jazdy", ale ja dziś rozumiem już, że one powstają po prostu z braku zaufania. Ty nie ufasz mężowi. Jest coś, co on robi, jego postawa wobec ciebie, która wciąż generuje niepewność. Nie wyjdziesz z tego błędnego koła: próba budowania od nowa - zapominanie - buuum "film w głowie" - odczucie porażki, dopóki on cie jakoś SYMBOLICZNIE nie zapewni, że znów jest tylko dla ciebie. Pomyśl jakich symboli oczekujesz od męża i mu o tym powiedz. Może nie wie, a może porostu nie kocha cię na tyle, że nie chce ich ci dać (bo mu tak wygodniej, bo nie traktuje twojego bólu poważnie, bo coś wciaż ukrywa, bo wciąż sam z sobą jest zakłamany).
bazyliada napisał/a:GIA, śledzę Twój wątek od dawa.
Twoja walka z samą sobą, zmaganie się z tą "trucizną" wsączoną w Wasze małżeństwo trwa już bardzo długo.
Wracasz do tego jakie było Wasze małżeństwo sprzed zdrady - tego już nie ma i nigdy nie będzie. Pytanie czy potrafisz i naprawdę chcesz poczuć się znowu szczęśliwa i bezpieczna u boku swojego męża - po zdradzie? Czy to w ogóle możliwe? Potrafisz oddzielić to grubą krechą, odrzucić wreszcie ten wyniszczający Cię żal?
Mnie się wydaje, że nie jesteś w stanie tak naprawdę wybaczyć, z pewnością jeszcze nie wybaczyłaś. Nie jest to jakiś zarzut z mojej strony - czasami po prostu żal, ból, rozczarowanie są na tyle silne i tak bardzo w nas zakotwiczone, że nazwyczajniej w świecie nie da się ich przeskoczyć.
Niby czas robi swoje - u Ciebie już sporo tego czasu minęło. Czujesz, że udało Ci się w w tym okresie pójść nieco do przodu, że zbliżasz się w kierunku wybaczenia, odbudowy małżeństwa? A może wręcz przeciwnie - dociera do Ciebie pomału, pomalutku, że ta bajka jednak naprawdę sie skończyła i po wielu perypetiach happy endu nie będzie?Witaj bazyliada:)
Wiesz, że ja na Twoje pytania nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie. I tu jest właśnie problem. Nie potrafię zdecydować i w tym trwać.
Albo trzęsie mną jeszcze bardzo ( skutki podtruwania ) albo jest dzień kiedy znajduje w sobie siłę i myślę, że się ułoży.Czy ja potrafię oddzielić co to było ? zafundować sobie, nam, nowy start ?
Boje się...Tak, boję się, bo nie mam podparcia. Nie czuję się z nim pewnie..bezpiecznie..Wręcz czasem się zastanawiam kiedy i z której strony dostanę..Patrzę na niego jak na kata..Masakra, wiem..Czasem wydaje mi się, że mnie to w jakiś sposób zmieniło. Ale zmieniło na tyle, że nie potrafimy iść w tym samym kierunku. Ponieważ ja jestem inna, on jest inny.
Nie jest to dla mnie takie CZYSTE, a uporządkowanie unosi zbyt wiele kurzu..Ale są też dni, jak pisałam, kiedy potrafię spojrzeć na niego tak jak kiedyś, potrafimy się wspólnie pośmiać, potrafi być dobrze..
Lato było zdecydowanie lepsze, niż ten okres teraz. Nie wiem dlaczego. Może przez to, że cały ten romans wychodził właśnie w tych miesiącach które są i teraz każde wydarzenie, rocznica, moje urodziny etc to powrót do tego co on robił rok temu...Pochrzaniona jestem chyba równo
Gia, ale wtedy kiedy Twój mąż miał na boku kochankę było również wspaniale i bardzo dobrze . To on po wspaniałej rocznicy waszego małżeństwa pojechał z kochanką na upojne spotkanie .
Ty chcesz na siłę zapomnieć i uwierzyć w to co mówi i zaklina Twój mąż ..ale to jest wbrew logice i wbrew temu co Ci rozum podpowiada .. a przecież głupia nie jesteś Gia., prawda ?
Lifrinat, wybacz ale jaki symbol ma dawać facet który grał kochającego męża pieprząc w tym samym czasie kochanicę ???
Symbol czego ??? naiwności małżonki ? swojej gry aktorskiej ??
Zdrada nie jest może dla wszystkich definitywna ..ale w takich warunkach ??? poczytaj co pisze Gia jak żyli w tym okresie....
To jest czyste kurestwo pana szanownego .. zakłamanie i manipulacja - i tyle.
Wszystkie teksty jakie puszcza na swoją obronę to kpina.
Dowody swoich uczuć to on już dał właśnie . Wyrachowanie i tyle . Zero jakichkolwiek uczuć dla kogokolwiek ...poza miłością własną.
Gia , moim zdaniem miałaś życie jak w bajce.. i Ty nie potrafisz się obudzić.. nie chcesz bo dobrze Ci się żyło..tak na niebieskiej chmurce.
Gia, ale wtedy kiedy Twój mąż miał na boku kochankę było również wspaniale i bardzo dobrze . To on po wspaniałej rocznicy waszego małżeństwa pojechał z kochanką na upojne spotkanie .
/.../Gia , moim zdaniem miałaś życie jak w bajce.. i Ty nie potrafisz się obudzić.. nie chcesz bo dobrze Ci się żyło..tak na niebieskiej chmurce.
Dokładnie o tym samym pomyślałam, że właśnie dlatego Gia nie potrafi wybaczyć i znów zaufać, bo wie, że mąż potrafi perfidnie kłamać i nieźle grać kochającego męża. Nawet jeżeli rzeczywiście tamta kobieta do pięt jej nie dorasta, że była tylko przygodą nic nie znaczącą, to jednak ta sytuacja obnażyła jaki mąż Gia naprawdę jest. Myślę, że gdyby zdrada pojawiła się w momencie kryzysu, oddalenia, z jakiegoś konkretnego powodu, nawet zauroczenia chwilowego inną, łatwiej by było dać tą drugą szansę i pracować nad związkiem. A tak? Skoro było wszystko dobrze i nic w zachowaniu męża nie wskazywało na to co się dzieje, to nad czym pracować, co naprawiać? Pozostaje "jedynie" wybaczyć, zapomnieć i żyć dalej w iluzji, że wszystko jest ok i wierzyć ślepo w zapewnienia męża o wielkiej miłości... ale czy tak się da?
To znaczy, ze jej maz robil ja caly czas w bambooko, teraz tez - grajac dobrego meza, tylko, ze Gia nie chce w to uwierzyc i wkrecila sie w naprawe zwiazku "po zdradzie"?? Ja chyba czegos tu nie rozumiem, albo nie doczytalam watku. Jesli tak, to wybaczcie.
Gia zastanawia mnie skąd wiesz, że była kochanka wróciła?
No i jeszcze jedno. Nie doceniamy intuicji. Nie pójdziemy dalej jeśli ktoś nie jest z nami szczery tylko szczerość udaje. Wtedy jest tak jak u ciebie Gia. Złość na siebie, nie wiesz czemu tak się dzieje... Może to po prostu taki wewnętrzny głos...
761 2015-10-29 21:09:17 Ostatnio edytowany przez GIA_79 (2015-10-29 21:13:30)
Nie jesteś pochrzaniona, tylko po prostu między wami nie jest dobrze, dlatego nie jesteś pewna, a żal co jakiś czas się wylewa. Zapominanie, redukcja żalu wobec męża, następuje wprost proporcjonalnie do zadośćuczynienia z jego strony oraz tego, że pomiędzy wami panuje pełna szczerość, która rodzi zaufanie. Skoro w twojej głowie nadal tworzą się scenariusze, to znaczy, że nie macie ze sobą wszystkiego wyjaśnionego i nie możesz tak sobie spokojnie o tym zapominać.
Doskonale znam ten stan, że już sama na siebie patrzeć nie możesz, kiedy przytrafiają się "jazdy", ale ja dziś rozumiem już, że one powstają po prostu z braku zaufania. Ty nie ufasz mężowi. Jest coś, co on robi, jego postawa wobec ciebie, która wciąż generuje niepewność. Nie wyjdziesz z tego błędnego koła: próba budowania od nowa - zapominanie - buuum "film w głowie" - odczucie porażki, dopóki on cie jakoś SYMBOLICZNIE nie zapewni, że znów jest tylko dla ciebie. Pomyśl jakich symboli oczekujesz od męża i mu o tym powiedz. Może nie wie, a może porostu nie kocha cię na tyle, że nie chce ich ci dać (bo mu tak wygodniej, bo nie traktuje twojego bólu poważnie, bo coś wciaż ukrywa, bo wciąż sam z sobą jest zakłamany).
Qrcze dziewczyny naprawdę szczęka opada. Po powyższym poście lifriant miałam odpisać, ale miałam inną robotę, wracam i w zasadzie czytam to co chciałam napisać..
Anastacjaa, chceuciekacstad, lifrinat:
Właśnie o to chodzi...skoro miałam kochającego męża, dbającego o mnie w zasadzie non stop, była BLISKOŚĆ ( nie tylko kwiaty, wyjazdy, inne duperele ). Skoro też nigdy też NIE CZUŁAM że ta bliskość była jakkolwiek udawana - naprawdę..W kulminacyjnym momencie,kiedy to mój m ową kobitę zapoznał NIC się nie zmieniło.
A ja właśnie wolałabym, żeby się zmieniło. Taaa i miałam tą rocznicę, i och i achy, a potem cóż wyjazd służbowy mojego m - który jeszcze rano był u mnie w pracy żegnając się i MAŚLANYMI oczami patrzał na mnie, a popołudniu zgarnął ją do hoteliku na trzy dni.
Ale znowu w trakcie tych 3 dni, smsy, jak to kocha ! tęskni ! bla bla bla
Szczerze ? Wolałabym, żeby się wtedy ode mnie odsunął, wolałabym, żeby nie pisał, żeby nie dzwonił. Po co ?
Po to żeby właśnie teraz POCZUĆ RÓŻNICĘ !
Jednak jeśli tej różnicy nie ma, to skąd mam mieć pewność, kiedy on jest prawdziwy ?? A w ogóle jest ??
Dobrze piszesz chceuciekacstąd - miałam dobre życie.
Dostając teraz obuchem w łeb trudno mi się tak nagle obudzić.
Gia zastanawia mnie skąd wiesz, że była kochanka wróciła?
bet, bo w mojej "bajce" ściąga mnie czasem na ziemie i potrafię działać
GIA doskonale Cię rozumiem bo zakochanie mojego męża w innej kobiecie również miało miejsce w czasie kiedy wydawało mi się,że między nami jest świetnie.O wiele łatwiej pogodzić się z taką sytuacją kiedy miał miejsce kryzys w małżeństwie bo przynajmniej znamy odpowiedź na pytanie : dlaczego? Ja do dziś staram się to zrozumieć.Jak dalej układać wspólne życie kiedy nie wiem co było nie tak i co zmienić,żeby ta sytuacja się nie powtórzyła?Bywają chwile kiedy jest dobrze a potem znów wraca ta niepewność...
GIA_79, albo Twój małżonek ma rozdwojenie jaźni, albo seksu nie traktuje 'poważnie', w sensie wyłączności i dowodu miłości.. ot jako taką adrenalinie podbudowująca ego, męskość.. niemal jak wyścigi motoryzacyjne, triatlony czy nie wiem co jeszcze. Może on Cie naprawdę kocha, 'tylko' ma inne spojrzenie na te sprawy.. nie był zakochany w tamtej, nawet nie była ładna.. ale była adrenalina.. Tobie nie mówił no bo i po co, w końcu dla niego to nic nie zmienia, pobrykał, wrócił i tyle.. problem, że się dowiedziałaś. I z pewnością nawet był zaskoczony, że to Cie tak boli, w końcu zatajał to to TWOJEGO DOBRA!. Tak to wygląda..
GIA_79, albo Twój małżonek ma rozdwojenie jaźni, albo seksu nie traktuje 'poważnie', w sensie wyłączności i dowodu miłości.. ot jako taką adrenalinie podbudowująca ego, męskość.. niemal jak wyścigi motoryzacyjne, triatlony czy nie wiem co jeszcze. Może on Cie naprawdę kocha, 'tylko' ma inne spojrzenie na te sprawy.. nie był zakochany w tamtej, nawet nie była ładna.. ale była adrenalina.. Tobie nie mówił no bo i po co, w końcu dla niego to nic nie zmienia, pobrykał, wrócił i tyle.. problem, że się dowiedziałaś. I z pewnością nawet był zaskoczony, że to Cie tak boli, w końcu zatajał to to TWOJEGO DOBRA!. Tak to wygląda..
Właśnie Anastacjaa i co najlepsze: dla MOJEGO dobra prowadził tą znajomość jeszcze 2 miesiące pod szyldem " wyciszałem to, żeby nic nie powiedziała" Bidulek się poświęcał..
Sms od tamtej do niego ( kiedy sytuacja się wydała ): myślałam, że chcesz zmienić życie, a ty mnie mamiłeś żebym twojej żonie nie powiedziała"
Ufff na końcu tamta też zaczęła myśleć, choć wcześniejsze sygnały nie dały jej nic do myślenia. Ale nie o niej chciałam.
Piszesz o seksie. No i właśnie tu też jest ciekawie. W trakcie naszego małżeństwa to ja raczej miałam większy temperament niż on, ja jestem hm..bardziej namięta on cóż dotrzymywał mi "kroku" ..I tak, czułam się zawsze pożądana, zawsze było ogniście
etc, ale nigdy nie pomyślałam w kierunku romansu też przez wzgląd na jego powiedzmy temperament w granicach normy.
Hm..ale się "wynurzyłam" - wybaczcie
Myślę, że clou to jest to co pisałyśmy kiedyś: czuł się przy mnie przyćmiony, sam w sobie mało dowartościowany ( zwłaszcza po tym jego nieudanym biznesie - cóż ostatnio usłyszałam, że biznes robił po to abym była z niego dumna..) i nagle pojawiła się pani z budowy, może bardziej niepozorna ale przy tym on czuł się lepiej..
I znowu kręcimy się w kółko. Ponieważ ja taka niepozorna nie jestem, charakterek też mam określony i niestety udawać resztę życia "mniej lotnej" nie będę.
Eh faceci i ich ego.. mój M (już pomińmy szczegóły) też czuł się niedowartościowany, niespełniony itd. ale bynajmniej nie 'rywalizował' z żoną, bo ona nie pracowała.. wiem, że nie powinnam tak mówić o jego ex, ale ona chciała go mieć tylko dla siebie i żeby tylko będąc z nią gdzieś na zadupiu był szczęśliwy i zarabiał jak wcześniej a tak się nie da! My teraz może też nie jesteśmy równorzędnymi partnerami, bo on jest sporo starszy, ma większe doświadczenie, stanowiska, więcej zarabia, ale ja też awansowałam.. i też już jestem na kierowniczym. Oboje często wyjeżdżamy.. bez zaufania, wsparcia by to nie przetrwało.. też mam obawy.. ale.. nie droga w podcinaniu komuś skrzydeł.. też najchętniej zamknęłabym go w klatce ale co mi z tego? Lepiej się razem rozwijać i wspierać..
Na moje oko więc (ale na moje tylko ) to wy zatem w tym momencie życiowym do siebie nie pasujecie..., albo tak jaki pisze koleżanka powyżej on ma odmienne poglądy "na te sprawy". Co nie zmienia faktu, że jesteś z nim nieszczęśliwa. Może dopóki wasze małżeństwo tak ładnie funkcjonowało (bo wtedy wam to obojgu pasowało) było ok, ale w jakimś czasie każdy poszedł w inną stronę, np. on, bo ty chyba nie i układ się zawalił. Ty chyba Gia tęsknisz do tamtego świata, nie potrafisz się pogodzić, że tamtego życia już nie ma, nie chcesz zmian... a dlaczego tych zmian nie chcesz, dlaczego nie chcesz się zmieniać? Choćby nawet po to, aby być szczęśliwą w życiu (czy to nie jest najważniejsze??).
768 2015-10-30 13:12:24 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-10-30 13:13:28)
Właśnie o to chodzi...skoro miałam kochającego męża, dbającego o mnie w zasadzie non stop, była BLISKOŚĆ ( nie tylko kwiaty, wyjazdy, inne duperele ). Skoro też nigdy też NIE CZUŁAM że ta bliskość była jakkolwiek udawana - naprawdę..W kulminacyjnym momencie,kiedy to mój m ową kobitę zapoznał NIC się nie zmieniło.
GIA,
Naprawdę nie dostrzegłaś żadnej zmiany w Waszym związku, jakości Waszej relacji i bliskości między Wami w czasie bezpośrednio poprzedzającym oraz podczas trwania romansu Twojego męża? Nawet teraz z perspektywy czasu i większej świadomości nie widzisz, że była różnica pomiędzy TAMTYM CZASEM a kilka lat wstecz?
GIA_79 napisał/a:Właśnie o to chodzi...skoro miałam kochającego męża, dbającego o mnie w zasadzie non stop, była BLISKOŚĆ ( nie tylko kwiaty, wyjazdy, inne duperele ). Skoro też nigdy też NIE CZUŁAM że ta bliskość była jakkolwiek udawana - naprawdę..W kulminacyjnym momencie,kiedy to mój m ową kobitę zapoznał NIC się nie zmieniło.
GIA,
Naprawdę nie dostrzegłaś żadnej zmiany w Waszym związku, jakości Waszej relacji i bliskości między Wami w czasie bezpośrednio poprzedzającym oraz podczas trwania romansu Twojego męża? Nawet teraz z perspektywy czasu i większej świadomości nie widzisz, że była różnica pomiędzy TAMTYM CZASEM a kilka lat wstecz?
Witaj Przyszłość
Wiesz to były drobnostki, drobne na tyle, że oczywiście były, ale mogłabym pomyśleć że jest to spowodowane innymi czynnikami, a nie tym że ma kogoś na boku.
Przykład: z firmy mojego taty jechaliśmy na taką wycieczkę autokarową. Ja siedziałam z przodu, a m chciał siedzieć z tyłu. W ogóle zdziwiłam się że nie siedzimy razem, jakoś tak mnie to ukuło, ale pomyślałam że skoro córa chce siedzieć z tyłu autobusu to nic takiego przecież. Córa po czasie przesiadła się do mnie, on został na swoim miejscu i tak też w drodze powrotnej był układ ze siedział sam z tyłu.. Błahostka ? Teraz myślę, ze siedział tam po to żeby smski nawalać do panienki.
Przykład 2: spotkanie w gronie dziewczyn ( obie po rozwodzie ) i gdzieś tam m mi szepnął " widzisz jakie one miały mężów, a ja jestem taki fajny a ty na mnie czasem narzekasz" Hm...zatrzymałam się wtedy nad tym. Po pierwsze nigdy nie pamiętam żeby z taką pewnością mówił że jest fajny, po drugie gdzieś tam ponownie mnie ukuło że tak podkreślił że narzekam..
Widzisz to były na przestrzeni tych miesięcy takie sygnały, ale ponieważ dla przeciwwagi miałam i romantyczne kolacje, weekendy, rozmowy, śmiech i seks do utraty tchu to jakoś nie wyłapywałam tego tak silnie.
Choć intuicja coś tam mi podpowiadała, ale ja też jestem taką kobietką że jak już sobie coś wykręcę to po czasie mogę w to uwierzyć.
Więc racjonalnie, na podstawie tych 10 lat, myślałam ze coś tam we mnie niepotrzebnie się nakręca..
I się pomyliłam..
GIA_79 napisał/a:Właśnie o to chodzi...skoro miałam kochającego męża, dbającego o mnie w zasadzie non stop, była BLISKOŚĆ ( nie tylko kwiaty, wyjazdy, inne duperele ). Skoro też nigdy też NIE CZUŁAM że ta bliskość była jakkolwiek udawana - naprawdę..W kulminacyjnym momencie,kiedy to mój m ową kobitę zapoznał NIC się nie zmieniło.
GIA,
Naprawdę nie dostrzegłaś żadnej zmiany w Waszym związku, jakości Waszej relacji i bliskości między Wami w czasie bezpośrednio poprzedzającym oraz podczas trwania romansu Twojego męża? Nawet teraz z perspektywy czasu i większej świadomości nie widzisz, że była różnica pomiędzy TAMTYM CZASEM a kilka lat wstecz?
Popieram
Przyszłość pozdrawiam
I jeszcze jedno :
Napisałaś w pierwszym poście :
"1. W paździeniku dokładnie 20 tego zauważyłam na bilingu numer, jak się okazało to była ta sucz. Zatem zadzwoniłam, ona zaskoczona, taaaak relacja służbowa ? przekonywała gorliwie.
Co skłoniło Cie do sprawdzania bilingu ?? Masz to w zwyczaju , zawsze sprawdzasz czy jednak intuicja podpowiadała " musze sprawdzic " bo cos mi nie gra ??
Przyszłość napisał/a:GIA_79 napisał/a:Właśnie o to chodzi...skoro miałam kochającego męża, dbającego o mnie w zasadzie non stop, była BLISKOŚĆ ( nie tylko kwiaty, wyjazdy, inne duperele ). Skoro też nigdy też NIE CZUŁAM że ta bliskość była jakkolwiek udawana - naprawdę..W kulminacyjnym momencie,kiedy to mój m ową kobitę zapoznał NIC się nie zmieniło.
GIA,
Naprawdę nie dostrzegłaś żadnej zmiany w Waszym związku, jakości Waszej relacji i bliskości między Wami w czasie bezpośrednio poprzedzającym oraz podczas trwania romansu Twojego męża? Nawet teraz z perspektywy czasu i większej świadomości nie widzisz, że była różnica pomiędzy TAMTYM CZASEM a kilka lat wstecz?Popieram
Przyszłość pozdrawiam
![]()
I jeszcze jedno :
Napisałaś w pierwszym poście :
"1. W paździeniku dokładnie 20 tego zauważyłam na bilingu numer, jak się okazało to była ta sucz. Zatem zadzwoniłam, ona zaskoczona, taaaak relacja służbowa ? przekonywała gorliwie.Co skłoniło Cie do sprawdzania bilingu ?? Masz to w zwyczaju , zawsze sprawdzasz czy jednak intuicja podpowiadała " musze sprawdzic " bo cos mi nie gra ??
Ryba81 nigdy nie sprawdzałam bilingów, choć jego komórki na przestrzeni lat zdarzało mi się sprawdzić, co było spowodowane tym co zrobił zaraz po ślubie ( jest to w moim pierwszym poście )
A co mnie tknęło ? Przed rocznicą przyszła do mnie wiadomość na maila z podziękowaniem z sephory za zakupy...Hm..myślałam, że m kupił mi perfum na rocznicę i stąd ten mail. Więc nie przyznawałam się na tej rocznicy, żeby nie psuć mu niespodzianki. I co ? perfum dostałam, ok. Tylko okazało się, że to nie był zakup z tego konkretnego dnia. Padło pytanie. Odpowiedział, że kupił perfum sobie i po prostu nie przyniósł do domu jeszcze.
Sprawdziłam. Faktycznie zakupił męski perfum i trzymał go w pracy.
Tylko po co facetowi perfum za kilka stówek w pracy ? No może potrzebny, ale mój zawsze trzymał kosmetyki w domu.
I to właśnie mnie naprowadziło na to aby kilka dni później przeglądnąć sobie bilingi..
772 2015-10-30 14:01:57 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-10-30 14:07:08)
Przyszłość napisał/a:GIA_79 napisał/a:Właśnie o to chodzi...skoro miałam kochającego męża, dbającego o mnie w zasadzie non stop, była BLISKOŚĆ ( nie tylko kwiaty, wyjazdy, inne duperele ). Skoro też nigdy też NIE CZUŁAM że ta bliskość była jakkolwiek udawana - naprawdę..W kulminacyjnym momencie,kiedy to mój m ową kobitę zapoznał NIC się nie zmieniło.
GIA,
Naprawdę nie dostrzegłaś żadnej zmiany w Waszym związku, jakości Waszej relacji i bliskości między Wami w czasie bezpośrednio poprzedzającym oraz podczas trwania romansu Twojego męża? Nawet teraz z perspektywy czasu i większej świadomości nie widzisz, że była różnica pomiędzy TAMTYM CZASEM a kilka lat wstecz?Witaj Przyszłość
Wiesz to były drobnostki, drobne na tyle, że oczywiście były, ale mogłabym pomyśleć że jest to spowodowane innymi czynnikami, a nie tym że ma kogoś na boku.
Przykład: z firmy mojego taty jechaliśmy na taką wycieczkę autokarową. Ja siedziałam z przodu, a m chciał siedzieć z tyłu. W ogóle zdziwiłam się że nie siedzimy razem, jakoś tak mnie to ukuło, ale pomyślałam że skoro córa chce siedzieć z tyłu autobusu to nic takiego przecież. Córa po czasie przesiadła się do mnie, on został na swoim miejscu i tak też w drodze powrotnej był układ ze siedział sam z tyłu.. Błahostka ? Teraz myślę, ze siedział tam po to żeby smski nawalać do panienki.
Przykład 2: spotkanie w gronie dziewczyn ( obie po rozwodzie ) i gdzieś tam m mi szepnął " widzisz jakie one miały mężów, a ja jestem taki fajny a ty na mnie czasem narzekasz" Hm...zatrzymałam się wtedy nad tym. Po pierwsze nigdy nie pamiętam żeby z taką pewnością mówił że jest fajny, po drugie gdzieś tam ponownie mnie ukuło że tak podkreślił że narzekam..
Widzisz to były na przestrzeni tych miesięcy takie sygnały, ale ponieważ dla przeciwwagi miałam i romantyczne kolacje, weekendy, rozmowy, śmiech i seks do utraty tchu to jakoś nie wyłapywałam tego tak silnie.
Choć intuicja coś tam mi podpowiadała, ale ja też jestem taką kobietką że jak już sobie coś wykręcę to po czasie mogę w to uwierzyć.
Więc racjonalnie, na podstawie tych 10 lat, myślałam ze coś tam we mnie niepotrzebnie się nakręca..I się pomyliłam..
GIA,
Super, piszesz o konkretnych wydarzeniach, które jednostkowo rzeczywiście zawsze można wyjaśnić, zracjonalizować i usprawiedliwić, ale nawarstwione tworzą dyskomfort, budzą niepokój. Rozmawiałaś z nim na temat swoich odczuć, które jego niepożądane zachowania wywoływały?
Nie chcę być za bardzo natrętna, ale pytałam o coś innego.
Postaram się być bardziej precyzyjna:
Czy nie czułaś, że Twój mąż oddalił się od Ciebie emocjonalnie?
że mniej a może wcale nie jest wrażliwy na Twoje odczucia?
mniej jest z jego strony ciekawości Ciebie?
chęci uszczęśliwiania Ciebie?
dbania o Twoje samopoczucie poprzez czule gesty i słowa?
Czerpania radości z Twojego szczęścia?
pragnienia chronienia Ciebie przed "złą stroną" świata?
Czy nie czułaś mniejszej jego otwartości i szczerości?
Po prostu emocjonalnego oddalenia, którego wg mnie nie da się przykryć gestami i słowami, bo wyrażają się w codziennych działaniach?
Pozdrawiam Rybko
GIA_79 napisał/a:Przyszłość napisał/a:GIA,
Naprawdę nie dostrzegłaś żadnej zmiany w Waszym związku, jakości Waszej relacji i bliskości między Wami w czasie bezpośrednio poprzedzającym oraz podczas trwania romansu Twojego męża? Nawet teraz z perspektywy czasu i większej świadomości nie widzisz, że była różnica pomiędzy TAMTYM CZASEM a kilka lat wstecz?Witaj Przyszłość
Wiesz to były drobnostki, drobne na tyle, że oczywiście były, ale mogłabym pomyśleć że jest to spowodowane innymi czynnikami, a nie tym że ma kogoś na boku.
Przykład: z firmy mojego taty jechaliśmy na taką wycieczkę autokarową. Ja siedziałam z przodu, a m chciał siedzieć z tyłu. W ogóle zdziwiłam się że nie siedzimy razem, jakoś tak mnie to ukuło, ale pomyślałam że skoro córa chce siedzieć z tyłu autobusu to nic takiego przecież. Córa po czasie przesiadła się do mnie, on został na swoim miejscu i tak też w drodze powrotnej był układ ze siedział sam z tyłu.. Błahostka ? Teraz myślę, ze siedział tam po to żeby smski nawalać do panienki.
Przykład 2: spotkanie w gronie dziewczyn ( obie po rozwodzie ) i gdzieś tam m mi szepnął " widzisz jakie one miały mężów, a ja jestem taki fajny a ty na mnie czasem narzekasz" Hm...zatrzymałam się wtedy nad tym. Po pierwsze nigdy nie pamiętam żeby z taką pewnością mówił że jest fajny, po drugie gdzieś tam ponownie mnie ukuło że tak podkreślił że narzekam..
Widzisz to były na przestrzeni tych miesięcy takie sygnały, ale ponieważ dla przeciwwagi miałam i romantyczne kolacje, weekendy, rozmowy, śmiech i seks do utraty tchu to jakoś nie wyłapywałam tego tak silnie.
Choć intuicja coś tam mi podpowiadała, ale ja też jestem taką kobietką że jak już sobie coś wykręcę to po czasie mogę w to uwierzyć.
Więc racjonalnie, na podstawie tych 10 lat, myślałam ze coś tam we mnie niepotrzebnie się nakręca..I się pomyliłam..
GIA,
Super, piszesz o konkretnych wydarzeniach, które jednostkowo rzeczywiście zawsze można wyjaśnić, zracjonalizować i usprawiedliwić, ale nawarstwione tworzą dyskomfort, budzą niepokój. Rozmawiałaś z nim na temat swoich odczuć, które jego niepożądane zachowania wywoływały?Nie chcę być za bardzo natrętna, ale pytałam o coś innego.
Postaram się być bardziej precyzyjna:
Czy nie czułaś, że Twój mąż oddalił się od Ciebie emocjonalnie?
że mniej a może wcale nie jest wrażliwy na Twoje odczucia?
mniej jest z jego strony ciekawości Ciebie?
chęci uszczęśliwiania Ciebie?
dbania o Twoje samopoczucie poprzez czule gesty i słowa?
Czerpania radości z Twojego szczęścia?
pragnienia chronienia Ciebie przed "złą stroną" świata?Czy nie czułaś mniejszej jego otwartości i szczerości?
Po prostu emocjonalnego oddalenia, którego wg mnie nie da się przykryć gestami i słowami, bo wyrażają się w codziennych działaniach?Pozdrawiam Rybko
Właśnie Przyszłość nie czułam oddalenia na poziomie emocjonalnym. Tak, odkąd zaczął pracę na tej konkretnej budowie gdzie owa cichodajka się błąkała faktycznie spędzał w pracy więcej czasu, ale słyszałam że to bardzo obciążająca budowa. Wiele razy widziałam też jak przychodzi do domu i pada ze zmęczenia. Mieliśmy trochę mniej czasu dla siebie, ale to rekompensowaliśmy sobie w weekendy.
Fakt, że tą rocznicę też wzięłam z wyjazdem aż na 4 dni właśnie dlatego żebyśmy dłużej pobyli razem.
Ale pamiętam i tego nie zapomnę jak podczas tej rocznicy w którymś momencie chwycił mnie mocno, przytulił i powiedział że bardzo mnie kocha. Spojrzał mi wtedy w oczy. PRAWDZIWIE.
Qrcze do tej pory właśnie pamiętam ten moment, bo jakieś to właśnie było takie z serca...tak to wtedy czułam..
I cóż kilka dni później fikał z nią w hotelu..
Teraz już jestem otępiała na wszelkie formy słowa kocham ...
774 2015-10-30 14:40:28 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-10-30 14:51:53)
Właśnie Przyszłość nie czułam oddalenia na poziomie emocjonalnym. Tak, odkąd zaczął pracę na tej konkretnej budowie gdzie owa cichodajka się błąkała faktycznie spędzał w pracy więcej czasu, ale słyszałam że to bardzo obciążająca budowa. Wiele razy widziałam też jak przychodzi do domu i pada ze zmęczenia. Mieliśmy trochę mniej czasu dla siebie, ale to rekompensowaliśmy sobie w weekendy.
Fakt, że tą rocznicę też wzięłam z wyjazdem aż na 4 dni właśnie dlatego żebyśmy dłużej pobyli razem.Ale pamiętam i tego nie zapomnę jak podczas tej rocznicy w którymś momencie chwycił mnie mocno, przytulił i powiedział że bardzo mnie kocha. Spojrzał mi wtedy w oczy. PRAWDZIWIE.
Qrcze do tej pory właśnie pamiętam ten moment, bo jakieś to właśnie było takie z serca...tak to wtedy czułam..I cóż kilka dni później fikał z nią w hotelu..
Teraz już jestem otępiała na wszelkie formy słowa kocham ...
Hmm...GIA.
Wydaje mi się, że Ciebie mąż po prostu "kupował" i nadal "kupuje" gestami.
Tak jakby to dla Ciebie obliczone na efekt słowo i gest były wyrazem i kwintesencją miłości.
Tak jakby dla Ciebie bliskość wyrażała się na poziomie czułych słówek, materialnych gestów i ognia ciał.
A brakuje KOMUNII SERC I DUSZ.
Wiem, brzmi patetycznie, ale to nic innego jak absorbowanie czyjeś uwagi,
Wzajemniść w odczuwaniu, że Wasza relacja jest priorytetem,
poczuciem bezpieczeństwa
brakiem obaw przed wyznaniem bez wstydu, co nam w sercu drga, naszych marzeń i najskrytszych pragnienień, ale także lęków i obaw, co boli i męczy.
TEGO mi u Ciebie, GIA, brakuje.
Jeśli tego nawet TERAZ nie dostrzegasz, to się nie dziwię, że jesteś tak bardzo pogubiona sama w sobie.
Bo problemem nie jest zdrada, ale to, że dałaś się nabrać i dalej nabierasz na tzw. "ładne oczy"
Hmm...GIA.
Wydaje mi się, że Ciebie mąż po prostu kupował i nadal kupuje gestami.
Tak jakby to dla Ciebie obliczone na efekt słowo i gest były wyrazem i kwintesencją miłości.
Tak jakby dla Ciebie bliskość wyrażała się na poziomie czułych słówek, materialnych gestów i ognia ciał.
A brakuje KOMUNII SERC I DUSZ.
Wiem, brzmi patetycznie, ale to nic innego jak absorbowanie czyjeś uwagi,
Wzajemniść w odczuwaniu, że Wasza relacja jest priorytetem,
poczuciem bezpieczeństwa
brakiem obaw przed wyznaniem bez wstydu, co nam w sercu drga, naszych marzeń i najskrytszych pragnienień, ale także lęków i obaw, co boli i męczy.TEGO mi u Ciebie, GIA, brakuje.
Jeśli tego nawet TERAZ nie dostrzegasz, to się nie dziwię, że jesteś tak bardzo pogubiona sama w sobie.
Bo problemem nie jest zdrada, ale to, że dałaś się nabrać i dalej nabierasz na tzw. "ładne oczy"
Coś bardzo powierzchownego tutaj wychodzi...
Może GIA kochasz tylko jego wizerunek, za tym tęsknisz?
Może kochasz ten blichtr, który nie ma nic wspólnego z bliskością?
Może to cię kręci?
Najbardziej?
I tylko to, skoro nic innego, zmiennego, w waszej relacji nie zauważyłaś, bo nie było?
Może taka była/jest tylko wasz relacja?
Nie chcę być tutaj brutalna, jeśli tak jest - wybacz.
Moim zdaniem, Ty intuicyjnie czujesz co to jest bliskość, miłość..., ale trzymasz się starego, bo to tylko najlepiej znasz.
776 2015-10-30 15:29:54 Ostatnio edytowany przez GIA_79 (2015-10-30 15:30:53)
Oj dziewczyny tu się nie zgodzę
Możemy napisać, że były gesty, słowa, czyny, ale czy nie w ten sposób również wyraża się bliskość ?
Przez 10 lat m zwracał uwagę na moje potrzeby, patrzał tylko w moim kierunku. Mogłam na niego zawsze liczyć. ZAWSZE.
OK, napisze, choć wychwalanie mojego m nie za bardzo mi teraz w głowie ..: nie wiedziałam wśród naszych znajomych, par, małżonka bardziej skupionego na drugiej stronie, jak mój m.
Wiesz jaka była reakcja jego bliskiej znajomej z pracy na wieści o tym co nawywijał mój m „ on ???!! Przecież on ma hopla na twoim punkcie !” „ w pracy nawija tylko o tobie, córce” „eee niemożliwe” „na pewno, jesteś pewna ??” etc etc etc
Mogę na niego teraz wiele napisać. WIELE i wiele już padło. Ale zawsze czułam, że jesteśmy blisko i ta bliskość nie była dla mnie kreacją. Bliskość była wypracowana przez szereg czynników, ale również na patrzenie na siebie wzajemnie, na słuchanie siebie, wzajemne reakcje, wsparcie. To wszystko mieliśmy.
Lifrinat – przecież w ogóle brutalna nie jesteś
Miłość..Przyszłość, miłość to dla mnie również takie złączenie o którym piszesz. Bo wierz mi bardziej romantycznej „krejzolki” chyba nie spotkałaś
777 2015-10-30 16:52:16 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-10-30 17:00:19)
Oj dziewczyny tu się nie zgodzę
Możemy napisać, że były gesty, słowa, czyny, ale czy nie w ten sposób również wyraża się bliskość ?
Przez 10 lat m zwracał uwagę na moje potrzeby, patrzał tylko w moim kierunku. Mogłam na niego zawsze liczyć. ZAWSZE.OK, napisze, choć wychwalanie mojego m nie za bardzo mi teraz w głowie ..: nie wiedziałam wśród naszych znajomych, par, małżonka bardziej skupionego na drugiej stronie, jak mój m.
Wiesz jaka była reakcja jego bliskiej znajomej z pracy na wieści o tym co nawywijał mój m „ on ???!! Przecież on ma hopla na twoim punkcie !” „ w pracy nawija tylko o tobie, córce” „eee niemożliwe” „na pewno, jesteś pewna ??” etc etc etcMogę na niego teraz wiele napisać. WIELE i wiele już padło. Ale zawsze czułam, że jesteśmy blisko i ta bliskość nie była dla mnie kreacją. Bliskość była wypracowana przez szereg czynników, ale również na patrzenie na siebie wzajemnie, na słuchanie siebie, wzajemne reakcje, wsparcie. To wszystko mieliśmy.
Lifrinat – przecież w ogóle brutalna nie jesteś
Miłość..Przyszłość, miłość to dla mnie również takie złączenie o którym piszesz. Bo wierz mi bardziej romantycznej „krejzolki” chyba nie spotkałaś
Ale zgodzisz się, GIA, że wspólne życie to nie jest BAJKA?
Bo wtedy to mamy tani kicz, albo filmowy romans klasy C, albo opowiastkę dla dzieci, gdzie dobro zawsze zwycięża
A chodzi o to, żeby więcej nie nabierać się na ładne słówka i obliczone na wywołanie odpowiedniego wrażenia (wdzięczność, wzajemność,...) gesty, ale patrzeć na rzeczywiste działania i czyny wg zasady, po "owocach ich poznacie". Bo na owocach buduje się zaufanie, a nie na aktorskich, łzawych deklaracjach, wypowiadanych przy dźwiękach góralskiej kapeli lub "drżeniu" skrzypiec, okraszonych tysiącami kwiatów i prezentami. Tak łatwo nabrać się na miłe słówka i wystudiowane ruchy, bo człowiekowi dużo łatwiej uwierzyć w to, co przyjemne, chociażby miałoby być kolejną maską, gdy tak naprawdę boi się prawdy.
Wierz mi, GIA, ja byłam mistrzynią unikania konfrontacji z prawdą. Przez kilka lat, gdy kwitło romansowy życie mojego męża, ja koncentrowałem się na wszystkim innym, ale nie na prawdzie. Byłam matką zaangażowaną nie tylko w życie synów, ale także w funkcjonowanie szkoły, byłam główna organizatorką spotkań z przyjaciółmi, koleżeńskiej zjazdów, przeszłam przez kilka szczebli kariery zawodowej, aby zająć najwyższe możliwe stanowisko. Z zewnątrz wyglądało wszystko jak bajka, a w rzeczywistości to, na czym zależało mi najbardziej, umierało w ciszy.
Ale to już sie nie powtórzy, bo ja doskonale czułam, że oddaliliśmy się od siebie, tylko nie umiałam się z tym zmierzyć i uciekałam, a gdy wyłuszczałam swoje spostrzeżenia, obawy i smutki to reakcją mojego męża było "mydlenie mi oczu" słówkami i romantycznymi zrywami, które z tego, co piszesz, i Twój mąż opanował do perfekcji. Pozwalałam sobie mydlić oczy, bo NIE CHCIAŁAM poznać prawdy.
A tak naprawdę brakowało mi bliskości w znaczeniu, o którym pisałam Tobie wcześniej. Na przykład po zdradzie wróciły do naszej relacji pewne gesty, które były nieobecne podczas zdrady, a które wcześniej były i teraz są wyrazem prawdziwej bliskości. Bliskości przełamującej blokady i wymagającej zrzucenia masek oraz całkowitej szczerości i otwartości.
Trzymaj się
GIA_79 napisał/a:Oj dziewczyny tu się nie zgodzę
Możemy napisać, że były gesty, słowa, czyny, ale czy nie w ten sposób również wyraża się bliskość ?
Przez 10 lat m zwracał uwagę na moje potrzeby, patrzał tylko w moim kierunku. Mogłam na niego zawsze liczyć. ZAWSZE.OK, napisze, choć wychwalanie mojego m nie za bardzo mi teraz w głowie ..: nie wiedziałam wśród naszych znajomych, par, małżonka bardziej skupionego na drugiej stronie, jak mój m.
Wiesz jaka była reakcja jego bliskiej znajomej z pracy na wieści o tym co nawywijał mój m „ on ???!! Przecież on ma hopla na twoim punkcie !” „ w pracy nawija tylko o tobie, córce” „eee niemożliwe” „na pewno, jesteś pewna ??” etc etc etcMogę na niego teraz wiele napisać. WIELE i wiele już padło. Ale zawsze czułam, że jesteśmy blisko i ta bliskość nie była dla mnie kreacją. Bliskość była wypracowana przez szereg czynników, ale również na patrzenie na siebie wzajemnie, na słuchanie siebie, wzajemne reakcje, wsparcie. To wszystko mieliśmy.
Lifrinat – przecież w ogóle brutalna nie jesteś
Dziewczyny, ale to wszystko o czym piszecie zakłada że ktoś się oddalił, zauroczył kimś innym, przeniósł zainteresowanie.
Przyszłość , Ty wyraźnie czułaś że oddalacie się z mężem i powstającą pustkę wypełniłaś innymi sprawami. U Gia nie było tego .
Bo żyła i żyje z aktorem . To nie odbiór Gia jest zły , ona czuła i widziała bo to było wszystko dla niej realne.
Nie mogła wiedzieć że jej mąż odgrywa jedną z ról - kochającego zajebistego męża i ojca , wspaniałego dla niej faceta i kochanka.
W tym samym czasie miał angaż u kochanki .
Nie można mieć pretensji do Gia że nie widzi gry męża , że jest zajebisty w tym co robi.Miłość..Przyszłość, miłość to dla mnie również takie złączenie o którym piszesz. Bo wierz mi bardziej romantycznej „krejzolki” chyba nie spotkałaś
Ale zgodzisz się, GIA, że wspólne życie to nie jest BAJKA?
Bo wtedy to mamy tani kicz, albo filmowy romans klasy C, albo opowiastkę dla dzieci, gdzie dobro zawsze zwyciężaA chodzi o to, żeby więcej nie nabierać się na ładne słówka i obliczone na wywołanie odpowiedniego wrażenia (wdzięczność, wzajemność,...) gesty, ale patrzeć na rzeczywiste działania i czyny wg zasady, po "owocach ich poznacie". Bo na owocach buduje się zaufanie, a nie na aktorskich, łzawych deklaracjach, wypowiadanych przy dźwiękach góralskiej kapeli lub "drżeniu" skrzypiec, okraszonych tysiącami kwiatów i prezentami. Tak łatwo nabrać się na miłe słówka i wystudiowane ruchy, bo człowiekowi dużo łatwiej uwierzyć w to, co przyjemne, chociażby miałoby być kolejną maską, gdy tak naprawdę boi się prawdy.
Wierz mi, GIA, ja byłam mistrzynią unikania konfrontacji z prawdą. Przez kilka lat, gdy kwitło romansowy życie mojego męża, ja koncentrowałem się na wszystkim innym, ale nie na prawdzie. Byłam matką zaangażowaną nie tylko w życie synów, ale także w funkcjonowanie szkoły, byłam główna organizatorką spotkań z przyjaciółmi, koleżeńskiej zjazdów, przeszłam przez kilka szczebli kariery zawodowej, aby zająć najwyższe możliwe stanowisko. Z zewnątrz wyglądało wszystko jak bajka, a w rzeczywistości to, na czym zależało mi najbardziej, umierało w ciszy.
Ale to już sie nie powtórzy, bo ja doskonale czułam, że oddaliliśmy się od siebie, tylko nie umiałam się z tym zmierzyć i uciekałam, a gdy wyłuszczałam swoje spostrzeżenia, obawy i smutki to reakcją mojego męża było "mydlenie mi oczu" słówkami i romantycznymi zrywami, które z tego, co piszesz, i Twój mąż opanował do perfekcji. Pozwalałam sobie mydlić oczy, bo NIE CHCIAŁAM poznać prawdy.
A tak naprawdę brakowało mi bliskości w znaczeniu, o którym pisałam Tobie wcześniej. Na przykład po zdradzie wróciły do naszej relacji pewne gesty, które były nieobecne podczas zdrady, a które wcześniej były i teraz są wyrazem prawdziwej bliskości. Bliskości przełamującej blokady i wymagającej zrzucenia masek oraz wymagającej całkowitej szczerości i otwartości.
779 2015-10-31 10:39:47 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-10-31 10:45:49)
Nie mogła wiedzieć, że jej mąż odgrywa jedną z ról - kochającego zajebistego męża i ojca , wspaniałego dla niej faceta i kochanka.
W tym samym czasie miał angaż u kochanki .
Chceuciekacstad,
Mam wątpliwości dotyczące NIEMOŻNOŚCI widzenia gry aktorskiej kogoś, na kim nam zależy, bo najczęściej jest to NIECHĘĆ do pozbycia się iluzji, bajki. Oczywiście to najczęściej zachowania nieświadome a nieświadomy umysł najbardziej boi się własnego przebudzenia i przed nim też najsilniej się wzbrania, "czepiając się jak rzep psiego ogona" słów i gestów, które są tylko powierzchowną maską. A wszystko to po to, żeby nie patrzeć na to, co pod nią jest. Obliczone na efekt słówka i czyny to tylko fasada, która nie ma nic wspólnego z autentycznością, a związek dwojga nieautentycznych ludzi jest jak scena w teatrze (czasami bokserski ring), bo będąc w roli, która jest maską tracimy szansę na prawdziwy kontakt i głęboki związek.
Ale, gdy zyska się świadomość, że i w jakiej grze brało/bierze się udział, to ma się wybór, czy dalej chcę (zamiast muszę) w niej uczestniczyć.
Przyszłość jeśli zaczęłabym wmawiać sobie czy też rozpatrywać czy nie żyłam przypadkiem w iluzji to faktycznie zaczęłabym tracić grunt pod nogami.
Dlaczego w ogóle ten wątek ma tytuł "bajka", właśnie dlatego, że miałam świadomość WYJĄTKOWOŚCI tego związku, ale na pewno nie iluzji. A ta wyjątkowość była związana właśnie z tą BLISKOŚCIĄ którą mieliśmy. Istnieje też szereg czynników które wpływały na to, że czułam że jesteśmy RAZEM, nie jako dwa osobne byty.
Dlaczego również "bajka" ponieważ mamy masę znajomych, którzy zawsze twierdzili, że jak się na nas spojrzy to widzi się prawdziwą więź, że właśnie NIE JESTEŚMY małżeństwem które ciągną nadal ten kierat z przyzwyczajenia, obowiązku etc etc. Że właśnie dobrze, że pielęgnujemy tą naszą miłość czasami odrywając się od codzienności i gdzieś jedziemy w siną dal, czy też robimy jakieś rzeczy razem - no to też jest jednym z elementów budowania naszej więzi.
Tak Przyszłość, może gdyby co jakiś czas na przestrzeni tych 10 lat wyskakiwały jakieś inne "kwiatki" i "akrobacje" mojego m i ja przeskakiwałabym te "dziury" żeby tylko tą bajkę utrzymać - wtedy mogłabym się zgodzić, że z jakiś powodów albo nie chcę albo nie widzę jak naprawdę jest czy jak żyłam.
Teraźniejszość pokazała że m potrafi być zajeb**** aktorem, to prawda. I ja z tym nawet nie dyskutuję.
Natomiast na pewno dla mnie te 10 lat to był właśnie trwały związek, taki, jaki sobie wypracowaliśmy. A najważniejsze - była w tym miłość - i to miłość której mi teraz właśnie brak. To nie była iluzja Przyszłość. To była przeszłość. Ale ta przeszłość się wydarzyła i to nie był inny wymiar.
Pozdrawiam Was dziewczyny