Super babka jesteś i dobrze sobie radzisz. Doradziłabym ci jeszcze odżałować trochę pieniędzy na wynajęcie detektywa. Szkoda, że nie zrobiłaś tego wcześniej. Jak jest koleżanka to rozwód z jego winy. Trzymać sobie te fotki i relacje na odpowiednią chwilę.
Witaj YowAna
Dziś weszłam na to forum po raz pierwszy... i od razu trafiłam na Twój wątek
Moja sytuacja jest bardzo podobna do Twojej, z tym, że my byliśmy małżeństwem przez 20 lat.
Mój mąż poznał swoją kochankę, był z nią przez 5 miesięcy mieszkając ze mną i dziećmi (ja o niczym nie wiedziałam)... a potem odszedł z domu dosłownie z dnia na dzień.
To stało się dokładnie 2 miesiące temu.
Przeżyłam piekło.
Na początku, przez pierwsze tygodnie zaliczyłam jeden wielki dół - nie potrafię odróżnić kolejnych dni w tamtym okresie... nie wiem jak udało mi się w ogóle funkcjonować... jak przetrwać.
Teraz mam dół każdego dnia, ale jest poprawa - bo wychodzę z niego... ale mój stan jest na tyle ciężki, że od dziś zaczynam terapię antydepresantami (jestem pod opieką psychiatry).
A mąż?
Wynajął sobie mieszkanie w centrum miasta... dobrze się bawi... nie ma żadnych obowiązków... nawet nie pracuje, bo dostaje połowę zysków z "naszej" firmy, czyli tak naprawdę mojej (ja tam nadal pracuję, on już się tam nie pokazuje)... wyjeżdża z kochanką w różne miejsca, śpią w hotelach, jedzą w restauracjach...
..
YołAnko, dziś się tu tylko wypłakała... pewnie zrobię to jeszcze nie raz
Ale postaram się tu wpadać częściej (jeśli będziecie chcieli ze mną pogadać) i mam nadzieję, że od czasu do czasu wniosę do rozmowy także coś pocieszającego... jakąś dobrą radę... pomysł... pocieszenie
..
Dziś mam ten gorszy dzień... dół totalny... kolejny raz pisałam do niego sms-y... ale to jeszcze zanim zdążyłam tu poczytać, że tego nie należy absolutnie robić, bo to tylko sprawia, że on szybciej ucieka !
No cóż, stało się...
chcę być silniejsza... chcę z tego wyjść... odzyskać spokój, siłę... pogodę ducha... Nie wiem czy wiarę... bo czyż po czymś takim można jeszcze w cokolwiek uwierzyć? Teraz myślę, że nie. Ale myślę też, że można chociaż żyć spokojnie i dobrze... odnaleźć choć troszkę szczęścia...
pozdrawiam
Natalia- pisz, wylewaj żale w tym miejscu. Mi to pomaga a ludzie, którzy odpowiadaja na nasze wiadomości naprawde dobrze nam życzą. Udzielaja nam naprawde cennych wskazówek. Bardzo mi przykro, że tak się dzieje, że jest nas skrzywdzonych coraz więcej. Moze ja jestem ze średniowiecza ale kompletnie tego nie rozumiem. zakaładamy rodzinę, mamy dzieci, wspólnie je wychowujemy, zyjemy w szczesciu i radosci. I to wszytsko nagle okazuje sie wielkim kłamstwem....Jak mozna oszukiwac kobiete, z która spedziło sie połowe zycia, z ktora ma sie dziecko....nie kumam!!! I jeszcze te ciagle kłamstwa, brak odwagi do przyznania sie do własnych błedow....Ja tez z dnia na dzien staje sie silniejsza, patrze na synka i chce mi sie zyc. Gdyby nie on całe zycie staciłoby sens. Dzieki niemu staje na nogi. Bywaja dni ze totalnie sie rozklejam. Ja wczoraj miałam taki dzień, wyłam nawet w drodze z pracy do domu. Oczy zapuchniete i rozmazany makijaz...super !!! Natalia odblokuj sobie wysyłanie wiadomosci na prv. Chciałam do Ciebie napisac ale jestes zablokowana.
chceuciekacstad- w tym cały problem ze mieszkanie nie jest moje, nasze tylko jego rodzicow. Ja dostałam przyzwolenie na mieszkanie w nim bez zadnych opłat. Na poczatku myslam, że super, że fajne rozwiazanie. Natomiast ja najwyczajniej w swiecie nie chce mieszkac w tym meiszkaniu. Wszystko przypomina mi o naszym małzenstwie, o tym czlowieku. Mecze sie tam. Sytuacja komfortowa dla mojego meza- ja sie wyprowadzam a on najprawdopodobniej sie tam wprowadzi. Ustalilismy ze bedzie płacił mi co miesiac ustalona stawkę. Poki nie ma rozwodu musze mu wierzyc na slowo ze bedzie to robił. kwota nie jest mała ale na biednego nie trafiło Pogarsza sie moj standard zycia a on mi łaski nie robi. Masz racje, że faceci sa egositami, układaja zycie pod siebie dlatego wazne jest to zeby wszystko miec na papierze. My nie mamy tak naprawde zadnego wspolnego majtku, nic. Mieszkanie jest jego rodzicow. Ja cale zycie prosilam go abysmy jakas nieruchomosc kupili. Wg mojego meza byłam niewdziecznica bo przeciez mam wszytsko. A teraz nie mam nic. Na szczescie mam dobra prace i to dzieki niej mam mozliwosc kupna domu musze stanac na nogi i wyniesc sie z dala od tego czlwoieka. Kontaktu z dzieckiem nie bede mu nigdy ograniczała.
To znaczy przyzwolenie na teraz ?
Co do kwoty jaka Ci mąż jeszcze daje , radzę udać się do sądu lub notariusza i zapisać to jako alimenty .Sprawa w sądzie o alimenty jest bez opłat, jeśli on zgadza się to piszecie porozumienie i tyle ... musisz zabezpieczyć siebie i dziecko.
On może z dnia na dzień zmienić zdanie .. i co wtedy ?
Co do mieszkania - remont robiliście ? wyposażenie ..inne/ zawsze możesz się domagać zwrot poniesionych nakładów...bo przecie znp. kaloryfera czy okna nowego nie wymontujesz. - co do mieszkania - dla niego sytuacja się nie zmieni.. a nawet będzie miał łatwiej. Bo teraz pewnie ma koszty jak wynajmuje mieszkanie dla siebie... Ty pójdziesz do domu z kredytem .. a on wróci do swojego / nieswojego mieszkania.co do obecnej sytuacji finansowej Twojej czy jego.. kasa dziś jest.. jutro może jej nie być. On może i głodem przymierać.. pewnie rodzice mu pomogą ..ale Ty z dzieckiem musicie mieć gwarancje.
A co teście na tą sytuację ?? może mieszkanie na wnuka niech przepiszą ?
Ustalenie konkretnych terminów w kontaktach z dzieckiem nie jest utrudnianiem, ale ułatwieniem wręcz .
Chceuciekacstad- masz racje, trzeba spisac te wszystkie ustalenia. za chwile pojawi sie ta "larwa" w zyciu mojego ex i pewnie zacznie mącic ze za duzo kasy i z jakiej racji...A mieszakania pewnie nie przepisza na wnuka tylko na synusia. Bo on taki biedny teraz bedzie, po co ma wynajmowac i placic kupe kasy skoro moze mieszkac u rodzicow. Remon robilismy i to dwa razy wiec zamierzam zabrac "pare " rzeczy z tego mieszkania jak sie bede wyprowadzala. Grzejnikow wymontowywac nie bede ale kanape z salonu i meble do dziecka pokoju zabiore...Poza tym nie chce walczyc z tymi ludzmi, niech mi tylko maz płaci tyle ile ustalislimy i niech spada na drzewo. Boje sie tego wszytskiego, naprawde sie boje. Wiem jednak ze musze zaczac dzialac sama dla siebie bo ta rodzina mnie wykonczy. nie godze sie z aktulna sytuacja ale musze pokazca przede wsyztskim sobie ze dam rade
YołAna na wstępie gratuluję Tobie, ze się nie poddajesz.Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jakie emocje sa wTobie..przecież Twoj swiat legł w gruzach. ..wszystko w co wierzylas...komu ufalas.A jednocześnie skad sila by poukladac sobie w tej sytuacji swiat na nowo? Wszystkie Was podziwiam, które przeszłyscie przez to piekło. Ale to wszystko napawa mnie niepokojem i lękiem. ..sama biorę niedługo ślub. ..i czytając o
Waszych cierpieniach,
zaczynam się bać
...po prostu...a skad mam wiedzieć? Przecież każda z Was też ufała gdy slubowala.Droga autorko w chwilach słabości..gdy zatesknisz..powiedz sobie słowa GDY MNIE SKRZYWDZISZ RAZ TO JEST TWOJA WINA-GDY SKRZYWDZISZ MNIE DRUGI RAZ TO JEST MOJA WINA. Nie ogladaj się za siebie..walcz o siebie i syna.Sily życzę z calego serca
72 2015-05-28 20:07:31 Ostatnio edytowany przez Paweło (2015-05-28 20:18:50)
Maniek ty zawsze bronisz nasz facetów(mężczyznami nie są jak ja ) co mnie dobitnie wkurza ponieważ JEST TO STRONNICZOŚĆ. Kolejna sprawa to fakt iż nawet po rozwodzie bez winy można przecież zmienić zdanie ...
Tak jest lepiej, zbierać teraz dowody niż od razu śpieszyć się z rozprawą. Gość myśli iż jest Bogiem i mu wszystko wolno bardzo dobrze iż studzisz jego chore ego.
Ale to wszystko napawa mnie niepokojem i lękiem. ..sama biorę niedługo ślub. ..i czytając o
Waszych cierpieniach,
zaczynam się bać
...po prostu...a skad mam wiedzieć? Przecież każda z Was też ufała gdy slubowala.
JaMajka- nigdy nie bedziesz wiedziała jak poukłada sie nasze/Twoje zycie. Gdybysmy znali przyszłość.....Po prostu podejmujemy pewne decyzje w zyciu wierząc w to, że będzie dobrze, że mężczyzna z którym bierzesz ślub jest tym jedynym. Nie bierzemy pod uwage wersji typu- on odejdzie. Kochasz kogos i chcesz z nim być do konca życia a na to co sie po drodze dzieje przeważnie nie mamy wpływu. Pielęgnuj ten związek, bądź szczesliwa po prostu.
To, że dziś wydaje mi sie ze staje na nogi wcale nie oznacza ze za cwhile nie bede miała kolejnego załamania. To co się dzieje aktulanie w moim życiu jest bardzo niepewne. mam wrazenie, że stapam po gruncie tak miękkim ze zaraz znowu sie przewroce. Jest mi na pewno łatwiej bo mam syna dla ktorego musze się ogarnąc. Nie moge pozwolić sobie na słabość bo on oczekuje ode mnie siły i odwagi. Mam prace dzieki ktorej rano zmuszam się do podniesienia z wyra i pomalowania chociazby oczu Ale to wszytsko zewnetrzny obraz. W srodku płacze i nie godze sie z losem....W dalszym ciagu zastanawiam sie co takiego zrobiłam albo czego nie zrobiłam w tym związku. Ja byłam sczesliwa, ja cieszyłam się kazda chwila w tym małzenstwie- nawet kłotniami ktore bywały nawet budujące....To boli, bardzo boli i boleć bedzie....I nadal kocham tego czlowieka, ktorego teraz nie poznaje. Zmienił sie tak bardzo w ciagu tych kilku miesiecy ze juz nie wiem ktore oblicze jest prawdziwe. Nadal słysze tyle przykrych słów, ciagle powtarza mi ze mnie nie kocha ( nie pytam go o to). Wyglada to tak jakby bronił sie przede mna albo na siłe próbował mnie do siebie zniechecic....To przykre i tak bardzoooo boli....
Witaj YołAna
Wiem, ze trzeba zaufać. .wiem, że trzeba pielęgnować. Jednak nie zmienia to faktu, ze to droga w nieznane.
Twój mąż powtarza jak mantrę, że Cię nie kocha..pytanie-przekonuje/utwierdza siebie w tym, ze dobrze zrobił odchodząc? Czy dalej pastwi się nad Toba? Oj! Zdaje mi się; ze to pierwsze.
Nastepnym razem gdy Tobie to oznajmi-odp mu, ze nie ma potrzeby by juz to mówił, że zrozumialaś to w chwili gdy Was opuścił.
A jak syn..pyta?dopytuje?
ostatnio mu powiedziałam ze nie musi mi tego powtarzac milion razy- zrozumiałam i nie chce zebys mi to po raz setny komunikował. To jest dzieciak, dla którego wazne sa teraz imprezy, wazni sa kumple a nie uczucia i emocje. Dlatego ja juz przestała okazywac mu swoja czułość i chec bycia z nim. Zewnetrznie - obojetnie go traktuje a wewnetrznie walcze z tym zeby powiedziec ze go kocham. Ciezko jest przejsc bez cmokniecia go w policzek gdy stoi obok mnie...ciezko jest powiedziec nie gdy chce mnie przytulic....Nie wiem po co on to robi- bo z jednej strony jest bezwzgednym draniem a z drugiej potrafi podejsc i przytulić....Po co?? Ja tego nie potarfie zrozumiec....
A synek- pyta o tate ale chyba juz pogodził sie z mysla ze on juz do nas nie wroci. ostatnio narysował dom, w domu kuchnie a przy stole dwa krzesła i mowi ze jedno jest dla niego a drugie dla mnie...To było dla mnie takie wymowne-" wiem, że tata juz do nas nie wroci"... Przy mnie syn jest normalnym fajnym chłopcem. Jak kazdy dzieciak ma swoje za uszami i nie zawsze słucha rodziców ale widze ze inaczej zachowuje sie przy mnie gdy jestem sama a inaczej gdy jest maz. Wtedy do mnie pyskuje, krzyczy na mnie tak jakby chciał tatcie zaimponowac....
YołAna nie daj się zwieść jego manipulacji.To co Twoj mąż robi teraz to czysta manipulacja.Juz raz Cię zawiódł-okłamał..przysiegajac dozgonna miłość, uczciwość małżeńską.
Nawet nie wyobrażam sobie, jak to jest stać obok swojego męża, chcieć mu powiedzieć kocham. ..a tym co mnie by blokowało przed tym..to to, że on już nie kocha.
Pomyślałaś o psychologu dla syna? Nie zaszkodzi ,a może pomóc. Pomyśl przecież jemu tez rozpadl się swiat.Twój mąż nie tylko Tobie, ale i synowi zabrał siebie, poczucie bezpieczeństwa. Ogólnie Ty tez powinnaś skorzystać z pomocy psychologa.Musisz poskladac do kupy to co rozpadlo się na tysiąc kawałków.A wskazowki i opinia lekarza mogą tylko Wam pomóc przejść tą drogę
Mineło już kilka dni/ tygodni odkąd "zaczynam stawać na nogi". Te ostatnie dwa miesiące są tragiczne! Podejłam decyzje o wyprowadzce z tego mieszkania, w ktorym aktulanie meiszkam i w którym spedzilismy całe nasze wspolne zycie. Kupuje dom na wsi, zaczynam zalatwiac kredyt. W ubiegłym tygodniu podpisalismy rozdzielnośc. O rozwodzie nie ma na razie mowy! Nie bede mu otwierała furtki wtedy kiedy on tego chce....Ciezko bedzie mi samej to wszytsko ogarnac- pilnowac ekipy, dobierac piec, baterie do łazienek....ale zdaje sobie sprawe z tego ze nie mam wysjcia. Nie moge mieszkac w tym mieszkaniu bo sama mysl o nim wywołuje u mnie łzy. Moj maz....coz... codziennie sie pojawia by pobyc z synem. Oprocz tego zaczyna byc dla mnie miły. Normmalnie ze mna rozmawia, a ja nie chce sie z gnojem kłocic bo po co? Na ta chwile on robi co chce, to on dyktuje warunki jak spedza dzien, weekend. ja sie musze dostaosowac i koniec. boje sie tego wszytskiego, boje sie kredytu, boje sie samotnosci. Jednak wiem, że to bedzie dla mnie terapia i na pewno wielkie odciecie sie od tego swiata, ktory jest na ta chwile dla mnie nie do przyjecia
Uważam, że wyprowadzka z domu do czasu rozwodu to duży błąd.
Dajesz jm. poteżny argument to ręki
To on zostawił rodzinę i się wyprowadził i to on jest winny rozpadu rodziny.
Dom możesz sobie kupić ale on o tym nie może wiedzieć.
Nie wiem po co on to robi- bo z jednej strony jest bezwzgednym draniem a z drugiej potrafi podejsc i przytulić....Po co?? Ja tego nie potarfie zrozumiec....
Moim zdaniem zostawia sobie otwarte drzwi. Z jednej strony zachował się fair (w jego opini) mówiąc, że odchodzi, dając to jasno do zrozumienia. Z drugiej nadal wie, że może liczyć na Twoja miłość. Dopóki Twoja "agonia" trwa dla niego nie ma końca związku a tylko eksperyment, po którym w razie fiaska będzie mógł wrócić do Was i oznajmić "Oto ja, wróciłem! Radujcie się!".
Zjadł ciastko i ma ciastko. I ten stan mu odpowiada. Ciekawe co będzie jak się okaże, że juz nie ma "ciastka".
witajcie. Pewnie mnie tu zaraz "zlinczujecie" ale musze sie wygadac. Otoz- wczoraj po kilku dniach bez spotkan z moim jeszcze mezem spedzilismy razem noc, wieczor minal pod aurą kłotni- tzn on krzyczał ze nie mam prawa sie pytac jak zamierza spedzic weekend. dodam , ze nie pytałam bo prowadze sledztwo tylko z czystej ciekawosci, po 15 latach wspolnego zycia i zainteresowania tym czlowiekiem normalnie zapytałam....I dostałam za to baty słowne....po czym padły słowa z jego ust ze on był ze mna nieszczesliwy całe zycie, ze owszem zadarzały sie fajne momenty ale on teraz jest wolnym człowiekime, singlem i jemu takie zycie sie podoba. Nie musi sie nikomu spowiadac i moze robic co chce...no coz.....po czym został na noc i usłyszałam ze brakowło mu mnie, ze za mna teskni ze lubi ze mna spedzac czas...schizofrenik kurde czy co?????? Było bardzo miło i rano tez całkiem spoko. Ja tak bardzo kocham tego człwoieka pomimo tego jak bardzo mnie zranił. wiem ze takie zachowanie w niczym mi nie pomoze. wiem ze to takie fałszywe pozywtyne emocje. Ale nie wiem juz sama co mam o tym wszytskim myslec. Znam tego człowieka 15 lat i wiem ze jego zachowanie nie jest naturalne. Ta jego agresja jest dziwna, nigdy taki nie był i to ciagle powtarzanie- nie kocham Cie, byłem z toba nieszczesliwy... to wyglada troche tak jakby chciał mnie na sile do siebie zniechecic....
Witaj YołAna ...hmmm oczekujesz, że on się po tej nocy..ocknie? Obudzi? Wroci? A jesli teraz on odsunie sie jeszcze bardziej? A Ty sobie za aplikowałas kolejną dawkę bólu, rozczarowania..itd Jaki jest Jego stosunek do Ciebie od tej nocy? Jak rozmawia teraz z Toba?
rozmawia ze mna normalnie, w ciagu dnia jakies wiadomosci o tym jak w pracy itd. Nie oczekuje niczego, po prostu stało sie...Wiem, że sie nie obudzi, wiem ze nie wroci....Ja wiem ze było mi to potrzebne, choc na chwile- wiem wiem- zle i głupio mysle...Nie szanuje siebie ale to bylo silniejsze ode mnie...
Nie neguje Ciebie.Sama nie wiem ,jak bym sie zachowała. ..Dziwne, ze nagle pisze jak w pracy itd..Nie wiadomo na czym "stoisz"po co to wszystko?....nadzieja umiera ostatnia
rozmawia ze mna normalnie, w ciagu dnia jakies wiadomosci o tym jak w pracy itd. Nie oczekuje niczego, po prostu stało sie...Wiem, że sie nie obudzi, wiem ze nie wroci....Ja wiem ze było mi to potrzebne, choc na chwile- wiem wiem- zle i głupio mysle...Nie szanuje siebie ale to bylo silniejsze ode mnie...
to co zrobiłaś to takie ... ludzkie - emocje i uczucia. ..
Ale sama siebie skazujesz na kolejny ból..bo dla Ciebie to był jakiś sygnał.. że on się ocknie .. że to nie on... bo tęsknił.. bo lubi..
A ten facet kolejny raz Cię wykorzystał . Tym razem za Twoim pozwoleniem.
Wiesz, on teraz jest pewien, ze może zrobić z Tobą i Tobie wszystko...
I uwierz mi, że nie to było Ci teraz potrzebne. Czujesz się lepiej.. bo dostałaś dawkę narkotyku.. i jak każdy uzależniony czujesz ulgę.
YolAna, przezywasz mnostwo roznych emocji i postepujesz dosc chaotycznie (zamiar wyprowadzki, noc z mezem), ale to calkowicie zrozumiale. Mysle, ze glowna emocja, jest starch.
Napisalas "Boje sie tego wszytskiego, naprawde sie boje. Wiem jednak ze musze zaczac dzialac sama dla siebie bo ta rodzina mnie wykonczy. nie godze sie z aktulna sytuacja ale musze pokazca przede wsyztskim sobie ze dam rade".
A strach ma wielkie oczy. Nie ma czego sie bac. Zakasuj rekawy i walcz o siebie i dziecko, a moze jeszcze i o malzenstwo, kto wie. Moim zaniem warto zrobic porzadek w myslach i emocjach a pozniej w zyciu. Po pierwsze maz nie jest Twoja wlasnoscia i nigdy nie byl. Podjal decyzje, by zwiazac sie z kims innym czy tez zyc osobno. To jego decyzja. Wazna jest twoja reakcja na nia. Mozesz powiedzec, nie chce takiego mezczyzny w swoim zyciu, i wystapic o rozwod. Ty jednak piszesz, ze nadal go chcesz. Czyli mimo jego zachowania i raniacych slow nadal ma on dla Ciebie wartosc, Jesli tak, to mozesz tylko mu pokazac, ze Ty jestes na tyle wartosciowa, zeby chcial do Ciebie wrocic.
Na Twoim miejscu nie wyprowadzalabym sie teraz mieszkania i nie brala sobie na glowe budowy domu. Pracuj, zajmuj sie soba, synem, wyjedz na wakacje, relaksuj sie. Nie wychodz z inicjatywa spotkan ani nie kontaktuj sie pierwsza z mezem. Jesli on prosi o spotkanie, mozesz sie zgodzic, ale gdy zaczyna mowic, ze byl z toba nieszczesliwy, czy inne raniace Cie slowa, natychmiast przerywasz rozmowe czy spotkanie. Masz wazniesze sprawy na glowie, niz nie prowadzace do niczego rozmowy. Swoj cenny czas mozesz poswiecic mezowi wylacznie wtedy, gdy mowi o naprawie waszego zwiazku. Nie nabieraj sie tez na puste frazesy, tylko po to zebys sie z nim przespala. Bo ostatnia akcja na taka mi wyglada. Jestes dojrzala kobieta, matka, zona i tak sie zachowuj. Sciskam serdecznie.
YołAno - oczywiście, że to rozumiem.
Ale z własnego doświadczenia - a nie z przeczytanych poradników - mogę powiedzieć Ci, że strzeliłaś sobie w stopę.
I teraz podczas chodzenia ta stopa będzie Cię tak bolała, że po wielokroć zagłuszy ból złamanego serca ....
Nie sądzę, żeby on się teraz ocknął w taki sposób w jaki tego od niego oczekujesz.
Do myślenia daje mi ta jego agresja, i schizofreniczne strzeżenie swoich "prywatnych planów".
Jesteście dorośli - jaki to problem powiedzieć małżonce z którą się człowiek rozstał, że na weekend wyjeżdżam w góry/itp. ze znajomymi ?
Bardziej skłaniałabym się ku temu, że on chce zachować sobie opcję niezobowiązującego seksu z Tobą.
Gdybyś miała kiedykolwiek mieć pretensje o to, czuć się wykorzystaną, skrzywdzoną - on natychmiast odpowie Ci, że przecież się rozstaliście, on sprawę jasno postawił, sama chciałaś i zgodziłaś się na jakich zasadach ...
Współczuję Ci bardzo tego zamotania, ale nadal uważam, że jeśli cokolwiek może tu zadziałać, to odsunięcie go i od za przeproszeniem "cycka" i od emocji. Zimna woda i oblewanie go chłodem.
witajcie. Pewnie mnie tu zaraz "zlinczujecie" ale musze sie wygadac. Otoz- wczoraj po kilku dniach bez spotkan z moim jeszcze mezem spedzilismy razem noc, wieczor minal pod aurą kłotni- tzn on krzyczał ze nie mam prawa sie pytac jak zamierza spedzic weekend. dodam , ze nie pytałam bo prowadze sledztwo tylko z czystej ciekawosci, po 15 latach wspolnego zycia i zainteresowania tym czlowiekiem normalnie zapytałam....I dostałam za to baty słowne....po czym padły słowa z jego ust ze on był ze mna nieszczesliwy całe zycie, ze owszem zadarzały sie fajne momenty ale on teraz jest wolnym człowiekime, singlem i jemu takie zycie sie podoba. Nie musi sie nikomu spowiadac i moze robic co chce...no coz.....po czym został na noc i usłyszałam ze brakowło mu mnie, ze za mna teskni ze lubi ze mna spedzac czas...schizofrenik kurde czy co?????? Było bardzo miło i rano tez całkiem spoko. Ja tak bardzo kocham tego człwoieka pomimo tego jak bardzo mnie zranił. wiem ze takie zachowanie w niczym mi nie pomoze. wiem ze to takie fałszywe pozywtyne emocje. Ale nie wiem juz sama co mam o tym wszytskim myslec. Znam tego człowieka 15 lat i wiem ze jego zachowanie nie jest naturalne. Ta jego agresja jest dziwna, nigdy taki nie był i to ciagle powtarzanie- nie kocham Cie, byłem z toba nieszczesliwy... to wyglada troche tak jakby chciał mnie na sile do siebie zniechecic....
Ja piernicze, zrobiłas to, naprawdę to zrobiłaś? Z nim w nocy?
No i co z tego? Czułaś że tego chcesz i co? Świat się zawalił?
Piszesz że ktoś Cię zlinczuje? A po co się przejmujesz opinia innych?
Szukasz akceptacji obcych osób swojego zachowania - a po co? Po co w tej sytuacji Ci to potrzebne? podświadomie czujesz, że mozesz spotkać się z brakiem zrozumienia - bo sama nie masz pewności że dobrze ze to zrobiłaś. Ale jakie to ma znaczenia że ktoś Ci powie ok, albo nie ok? skoro i tak to zrobiłaś. Jeśli tak czułaś to guzik komu do tego, najwyżej kiedyś będziesz miała do siebie albo do niego pretensje czy żal, ale czy to cokolwiek zmieni? Pamiętaj im mniej będziesz naciskała, tym szybciej on sie określi, poczuje przestrzen i sam sie dowie czy mu brakuje rzeczywiscie Ciebie, czy nie, ale chodzenie do łóżka z Tobą okazjonalnie, nie da mu poczuć tej przestrzeni i braków w pełni - lepiej tego unikac. W ten sposób bedzie szansa na to ze szybciej podejmie decyzje . Czułości - owszem, ale łóżko niekoniecznie.
Cześć! Dosyć długo nie pisałam... Faktycznie troche sie pogubiłam i potrzebowałam czasu na uporzadkowanie pewnych spraw. Ludzie mówią- czas leczy rany.....otóż nie....on te rany tylko okrywa plastrem....Podjełam kilka decyzji. Wczoraj został złozony pozew do sądu (on złozyl, on jest powodem, skoro to on postanowil odejsc to dlaczego ja mam ponosic koszty...)- za porozumieniem stron na dobrych warunkach dla mnie)....Coz...widocznie nadeszła ta pora aby zamknąc ten rozdział. Trudne to było, nie powiem ze tryskałam energią...ale poczułam cos w rodzaju ulgi. Nauczyłam sie zyc dniem dzisiejszym, byc szczesliwa sama ze soba, myslec o sobie i dziecku. Kupiłam ten dom W tej chwili "robi" się. Mysle ze za pol roku sie tam wprowadze. To spełnienie moich marzen i czuje ze bedzie mi tam dobrze Nabrałam dystansu do tego co sie wydarzyło i wiem, że nie kocham juz tego człowieka i nie chce z nim juz byc. Jego zycie to jedno wielkie kłamstwo, brak odpowiedzialnosci za wlasne czyny (kase na rozwod dostał od rodzicow)....Gdy sie spotykamy nie klocimy sie, potrafimy sie dogadac w kwestii wychowania syna. Nadal miewam dni tzw "ciezkie" ale wiem ze to minie, że zaraz bedzie dobrze Jeszcze trudne dni przede mna- swieta, sam rozwod..musze sie z tym zmierzyc....
Cześć! Dosyć długo nie pisałam... Faktycznie troche sie pogubiłam i potrzebowałam czasu na uporzadkowanie pewnych spraw. Ludzie mówią- czas leczy rany.....otóż nie....on te rany tylko okrywa plastrem....Podjełam kilka decyzji. Wczoraj został złozony pozew do sądu (on złozyl, on jest powodem, skoro to on postanowil odejsc to dlaczego ja mam ponosic koszty...)- za porozumieniem stron na dobrych warunkach dla mnie)....Coz...widocznie nadeszła ta pora aby zamknąc ten rozdział. Trudne to było, nie powiem ze tryskałam energią...ale poczułam cos w rodzaju ulgi. Nauczyłam sie zyc dniem dzisiejszym, byc szczesliwa sama ze soba, myslec o sobie i dziecku. Kupiłam ten dom W tej chwili "robi" się. Mysle ze za pol roku sie tam wprowadze. To spełnienie moich marzen i czuje ze bedzie mi tam dobrze Nabrałam dystansu do tego co sie wydarzyło i wiem, że nie kocham juz tego człowieka i nie chce z nim juz byc. Jego zycie to jedno wielkie kłamstwo, brak odpowiedzialnosci za wlasne czyny (kase na rozwod dostał od rodzicow)....Gdy sie spotykamy nie klocimy sie, potrafimy sie dogadac w kwestii wychowania syna. Nadal miewam dni tzw "ciezkie" ale wiem ze to minie, że zaraz bedzie dobrze Jeszcze trudne dni przede mna- swieta, sam rozwod..musze sie z tym zmierzyc....
Cóż można powiedzieć?
Minęło trochę czasu, przyjęłaś do świadomości (ne tylko do wiadomosci), że człowiek, który był najbliższą dla Ciebie osobą, odszedł.
Budujesz siebie od nowa. To pocieszające, że sama sobie z tym poradziłaś.
Przykazanie nr jeden i jedyne.
Oprócz realizacji wspólnej troski od dzieci, nie dawaj gościowi okazji do wspólnego spędzania czasu.
Wyleczyłaś się.
Jestem ciekaw, kiedy (jeszcze) mąż uświadomi to sobie i uzmysłowi, że ewentualna ostoja zamieniła się w międzyczasie w porębę po pożarze. I tu schronienia nie znajdzie, jakby co.
Cześć! Dosyć długo nie pisałam... Faktycznie troche sie pogubiłam i potrzebowałam czasu na uporzadkowanie pewnych spraw. Ludzie mówią- czas leczy rany.....otóż nie....on te rany tylko okrywa plastrem....Podjełam kilka decyzji. Wczoraj został złozony pozew do sądu (on złozyl, on jest powodem, skoro to on postanowil odejsc to dlaczego ja mam ponosic koszty...)- za porozumieniem stron na dobrych warunkach dla mnie)....Coz...widocznie nadeszła ta pora aby zamknąc ten rozdział. Trudne to było, nie powiem ze tryskałam energią...ale poczułam cos w rodzaju ulgi. Nauczyłam sie zyc dniem dzisiejszym, byc szczesliwa sama ze soba, myslec o sobie i dziecku. Kupiłam ten dom W tej chwili "robi" się. Mysle ze za pol roku sie tam wprowadze. To spełnienie moich marzen i czuje ze bedzie mi tam dobrze Nabrałam dystansu do tego co sie wydarzyło i wiem, że nie kocham juz tego człowieka i nie chce z nim juz byc. Jego zycie to jedno wielkie kłamstwo, brak odpowiedzialnosci za wlasne czyny (kase na rozwod dostał od rodzicow)....Gdy sie spotykamy nie klocimy sie, potrafimy sie dogadac w kwestii wychowania syna. Nadal miewam dni tzw "ciezkie" ale wiem ze to minie, że zaraz bedzie dobrze Jeszcze trudne dni przede mna- swieta, sam rozwod..musze sie z tym zmierzyc....
Dałas sobie radę , zaczynasz "nowe życie". Doceń to, że nic nie musisz, i że nikt nie będzie toba manipulował, oszukiwał. Powoli odzyskujesz spokój i to on jest najważniejszy w życiu... Po tym co przeszłaś w ostatnich miesiącach rozwód to formalność. Pomyśl w ten sposób że dajesz sobie szanse na szczęśliwe życie bez ojca twojego syna. Trzymaj się swojego postanowienia, kochaj i szanuj siebie. Nie wracaj też przeszłości i żyj dniem dzisiejszym. I choćby błagał na kolanach, zmienił zdanie ty bądź jak "zamrażarka", nie daj się zwieść z obranej drogi bo wywalczyłas sobie to co masz teraz.
Cześć! Dosyć długo nie pisałam... Faktycznie troche sie pogubiłam i potrzebowałam czasu na uporzadkowanie pewnych spraw. Ludzie mówią- czas leczy rany.....otóż nie....on te rany tylko okrywa plastrem....Podjełam kilka decyzji. Wczoraj został złozony pozew do sądu (on złozyl, on jest powodem, skoro to on postanowil odejsc to dlaczego ja mam ponosic koszty...)- za porozumieniem stron na dobrych warunkach dla mnie)....Coz...widocznie nadeszła ta pora aby zamknąc ten rozdział. Trudne to było, nie powiem ze tryskałam energią...ale poczułam cos w rodzaju ulgi. Nauczyłam sie zyc dniem dzisiejszym, byc szczesliwa sama ze soba, myslec o sobie i dziecku. Kupiłam ten dom W tej chwili "robi" się. Mysle ze za pol roku sie tam wprowadze. To spełnienie moich marzen i czuje ze bedzie mi tam dobrze Nabrałam dystansu do tego co sie wydarzyło i wiem, że nie kocham juz tego człowieka i nie chce z nim juz byc. Jego zycie to jedno wielkie kłamstwo, brak odpowiedzialnosci za wlasne czyny (kase na rozwod dostał od rodzicow)....Gdy sie spotykamy nie klocimy sie, potrafimy sie dogadac w kwestii wychowania syna. Nadal miewam dni tzw "ciezkie" ale wiem ze to minie, że zaraz bedzie dobrze Jeszcze trudne dni przede mna- swieta, sam rozwod..musze sie z tym zmierzyc....
witaj, jakoś to będzie. Ja juz pierwsza rozprawę miałam 3 grudnia- mąż odszedł po kilku miesiącach od slubu. to był koszmar teraz wystapił z mojej winy uważa, że odszedł bo pisałam do niego smsmy obrażające jego osbę- miałam poprostu doysć tego, że nie zameldował mnie w mieszkaniu nie dawał na nic pieniędzy i kazal płacic jego kredyt polowę. Mam za swoję uwierzyłam mu. Rozprawa to był koszmar jeszcze zceka nas jedna najgorsze, że będę musiała wyprowadzić sie z jego własności a on bawi się w Norwegi. Nie wiem czy bedzie ok ale nie mamy wyjscia my porzucone