Nie zaczynam nowego tematu...bo temat jest wciąż ten sam
Witam "stare" bywalczynie i "nowe" również...
Muszę napisać, bo się z tym uduszę....
Rozwódka, kochająca za bardzo, ......
Życie po rozwodzie jest zupełnie inne. Tyle lat minęło....
Sama muszę ze wszystkim sobie radzić. Były mąż ma w sumie w nosie co dzieje się u jego dorastającego dziecka. Odzywa się jedynie, gdy przeżywa kryzys z koleją z pań. Wówczas i mi wypomina, że małżeństwo rozpadło się oczywiście przeze mnie. Tak naprawdę nie obchodzi mnie co tam sobie myśli. Przyzwyczaiłam się do ciągłego zwalania odpowiedzialności na mnie. Na szczęście miłość do byłego męża umarła śmiercią naturalną. Czas i zachowania byłego całkowicie wykreśliła moje myśli o nim. Czasami jedynie wspomnienia wracają, ale już bez sentymentów. Jedyna rzecz jaka w głowie mi została to poczucie straconych lat i tego, że rozwód spowodował, że jedno z moich marzeń o posiadaniu normalnej rodziny legł w gruzach.
Rozwód nauczył mnie samodzielności, chyba aż za dużej. Wszystko robię sama, rzadko prosząc o czyjąkolwiek pomoc. Niestety, rozwód przynosi mi też megaaa dużo własnych rozterek o przyszłości. Wiele razy ryczeć mi się chce, gdy myślę o finansach. O tym, że nie dam rady jak zostanę w tej wielkiej chacie sama, jak dziecko wykształcę, jak opłacę rachunki, za co kupię inne auto...., że umrę i nie zdążę wychować i usamodzielnić córki....
Owszem...po byłym mężu był w moim życiu facet...miał kasę, wykształcenia nie...Nie przykładałam nigdy do tego wielkiej wagi, ale co niektórzy mając więcej niż przeciętny są dziwni. Pieniądz rządzi życiem i nie tylko. Zakończyłam to nie chcąc być "podawaczką, praczką, sprzątaczką, gotowaczką" itp., a wspólnych tematów tyle co nic. Mogłam jego zdaniem z własnej pracy zrezygnować,bo by mnie utrzymywał.....(o matko kochana, nieee).
Teraz, od ponad roku jestem z kimś. Wydawać by się mogło, że więź jest bardzo bliska. Tylko, że on pół życia był kawalerem. Epizod małżeństwa + małe dziecko (3 lata), rozwód. Niestety, nie jest to człowiek zbyt dojrzały. Pracuje, po za tym nie robi nic. Długo prowadził życie wolnego strzela. Nie rozumie pewnych moich problemów, bo zwyczajnie nigdy ich nie doświadczył. Jest dobrym człowiekiem, ale leniwym...Mam wrażenie, że kiedyś znudzi się związkiem, problemami życiowymi itd. Chciałby mieć ze mną dziecko. A ja matka...gimnazjalistki, doświadczona życiem chcę mieć pewność. Pewność w zasadzie na wszystko. To kolejny mój problem...poznaję faceta, jestem z nim, jest miłość, seks (w miarę ok.), ale brak cierpliwości do związku...Czasem mam tak, że jak coś się nie podoba to nie. Nie chce mi się walczyć, naprowadzać, tłumaczyć...Po dłuższym poznaniu faceta...skrzydła mi opadają. Nie wiem z czego to wynika. Czyżby z tego, że nauczyłam się żyć sama?! Czy, że to nie facet dla mnie?! Czy , że mam zbyt wygórowane wymagania?!
Na razie tyle.......może jutro coś dopiszę....Trochę mi lepiej...wypisałam się....