Hej! : )
Potrzebuję chyba jakiegoś wsparcia w podjęciu decyzji.
Za 4 miesiące kończę 25 lat i mam wrażenie, że nie mam nic wartościowego na swoim "koncie" - prawdopodobnie wszystko przez fakt, że nie miałam lekko od podstawówki - byłam tym typowym, dręczonym przez wszystkich dzieckiem, które niestety przy okazji było nieśmiałe i nie umiało się bronić, a z drugiej strony wstydziłam się o tym mówić komukolwiek. W liceum było tak źle pod tym względem, że zaczęłam specjalnie nie chodzić na zajęcia, w końcu nie zdałam w 2 klasie i zmieniłam szkołę. Przez te wszystkie doświadczenia miałam ogromne zaległości, zwłaszcza z matematyki, z której maturę zdałam za 5 razem. W mojej rodzinie, pomimo posiadania świetnych genów i przodków, nie przelewało się, zawsze miałam poczucie tego, że ciągle mnie na coś nie stać.
Od 19 roku życia związałam się z chłopakiem, który okazał się być moją prawdziwą miłością (wcześniej miałam za sobą 4 inne związki), ale nasze drogi rozeszły się w obrzydliwy dla mnie sposób po około 5 latach - jakby komuś się chciało, to może przeczytać mojego starego posta.
W każdym razie - pochodzę z rodziny o długoletnich tradycjach artystycznych, sama mam uzdolnienia plastyczne, muzyczne, niesamowicie ciągnie mnie do aktorstwa - aczkolwiek mogę o nim zapomnieć, dopóki nie wyleczę mojej cery, która fatalnie wygląda przy jakiejkolwiek charakteryzacji - choruję na PCOS. Z drugiej strony interesuję się psychologią, kryminalistyką, filozofią - mam w sobie ciągłą potrzebę rozwoju intelektualnego, dlatego czuję się ogromnie nieszczęśliwą osobą, która ze względu na swoją przeszłość aktualnie może wykonywać prace, które nie są dla mnie kompletnie satysfakcjonujące - zwłaszcza, że chciałabym, żeby praca była moim życiem.
Zastanawiam się, czy nie dopisać kilku rozszerzonych matur w przyszłym roku, żeby podjąć próbę dostania się na kierunek związany z moimi zainteresowaniami (prawdopodobnie chciałabym studiować do doktoratu) - i jako osoba, która uważa, że uczyć powinno się przez całe życie, świadomie nie widzę żadnego problemu w tym, żeby zacząć studia w wieku 25 lat, ale z drugiej strony czuję się stłamszona przez społeczeństwo, i wręcz mam poczucie tego, że muszę się tłumaczyć z faktu, dlaczego chcę się uczyć, bo jestem w jakimś wieku - a przecież nie będę każdej napotkanej osobie opowiadać o wszystkich moich problemach.
Szczerze - co o tym uważacie? Nie ukrywam, że mam problem z wyborem, którą ścieżką chciałabym podążyć - czy bardziej tą intelektualną, czy artystyczną. Dodam, że aktualnie to jest chyba mój jedyny cel w życiu, bo pomijając to wszystko - czuję się strasznie skopana, a gdyby nie rodzina, to pewnie już dawno by mnie tu nie było - jestem samotna, choruję na depresję, mieszkam na wsi, bo nie stać mnie na wynajem choćby pokoju, więc widzę w tym moją jedyną szansę - ale z drugiej strony zastanawiam się, czy może jednak nie wystawiam się głównie na dalsze ośmieszenie, skoro większość osób się dziwi takim pomysłom, eh. Dajcie znać.