Hechicera napisał/a:Vian napisał/a:Hechicera napisał/a:W ostateczności, gdyby jednak się uparło przedstawiłabym wszystkie opcje, uświadomiła konsekwencje, dałabym do zrozumienia, że ja nie będę brała odpowiedzialności za ewentualną ciążę i dziecko, a oni będą zmuszeni stworzyć rodzinę temu maleństwu jako dwoje niekochających się ludzi... itd. 
Tzn na jakiej zasadzie "będą zmuszeni"?
Z tego co mi wiadomo nie można nikogo zmusić, żeby stworzył dziecku rodzinę, jeśli nie chce albo nie czuje się gotowy.
A to niebranie odpowiedzialności, to chodzi o to, że wyrzucisz dziecko z domu czy o co chodzi? 
No może użyłam niewłaściwego słowa... chodzi mi o to, że będą odpowiedzialni za życie, które sprowadzą na ten świat i na nich będzie spoczywał cały obowiązek zatroszczenia się o jego potrzeby materialne, egzystencjalne i duchowe. Ja nie zamierzam matkować wnukowi i będę z boku przyglądać się jak sobie radzą, by pomóc w razie potrzeby. Jako babcia mogę czasem się nim zaopiekować, pobawić się, czy jakoś pomóc - ale to przede wszystkim oni będą rodzicami dziecka, a ja nie zrezygnuję ze swojego poukładanego życia, z własnych obowiązków i własnego hobby tylko dlatego, że oni czują się za młodzi do tej roli. Trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny.
Uświadamiałbym, że jeśli sprowadzą na świat dziecko to będą już na zawsze ze sobą związani, pomimo że nie ma między nimi uczucia.
Musisz pamiętać, że mogą oddać dziecko do adopcji.
Niemniej ja osobiście uważam, że takie stawianie sprawy - jak zajdziesz w ciążę to Twój problem, nie mój, jest bardzo ryzykowny, bo abstrahując od dziecka w śmietniku, młodzi mogą zechcieć sięgnąć po środki wczesnoporonne, a tego sie nie powinno robić w tajemnicy i w strachu, że ktoś się dowie, tylko jeśli już, to z komfortem psychicznym, że w razie gdyby coś zaczęło się dziać źle, można zadzwonić po pomoc. Nie wspominając już o tym, że mogłoby zdecydować się na aborcję i to niekoniecznie u kogoś, u kogo powinna się na to decydować, a to wiadomo, że jest niebezpieczne.
Ogólnie JA to widzę tak - owszem, starałabym się przekonać, że nafajniej jest, jak jest miłość, ale gdyby moje dziecko jednak zdecydowało się uprawiać seks... bez miłości (seks bez zobowiązań dla mnie nie istnieje, nawet z prostytutką są zobowiązania - zobowiązuję się jej zapłacić, poza chorymi relacjami zawsze jakieś są), to chciałabym, żeby mogło i żeby chciało ze mną o tym rozmawiać. Żeby miało komfort, że jak będzie problem, bo ciąża, bo choroba, bo choćby zawód miłosny, to można przyjść do mnie i pogadać, znaleźć wspólnie wyjście. Żeby zdawało sobie sprawę z zagrożeń, żeby miało wsparcie po prostu. Czy kierowałabym się moralnością? A to, co napisałam powyżej, to nie jest moralne?
I na koniec, ciekawostka - miałam koleżankę, uważała bardzo długo, że seks tylko z miłości, aż wreszcie się ocknęła, że ma prawie 30 lat i jest dziewicą. Dziewczyna z porządnego domu, ani brzydka ani głupia, normalna, wierząca. W końcu się wkurzyła i postanowiła iść do łóżka z facetem, którego też nie kochała, ale jej się podobał. Ot tak - bez zobowiązań. Powiedziała mu co i jak, facet stanął na wysokości zadania i... to właściwie tyle. Teraz ma 35 lat i jest zadowolona ze swojej ówczesnej decyzji, bo, jak mówi, inaczej prawdopodobnie nadal byłaby dziewicą.
Zacytuję słowa Redaktor strzała: "Nie ze wszystkiego się wyrasta, czasem coś w nas zostaje czarnego"... i tego się trzymajmy podejmując decyzje.
A czasami coś czarnego wyrasta, bo czekamy jak kania dżdżu na... w sumie nie wiadomo, co. Na wielką miłość, która może nadejdzie po 50-tce. Nie wiem, dlaczego wydajecie się zakładać, że każdy spotka miłość, tę wielką i jedyną, w jakimś rozsądnym wieku, powiedzmy do 22 roku życia. A jak nie, to co?